wywiady / o książce

Nie chcę śpiewać pieśni

Jakub Skurtys

Julek Rosiński

Rozmowa Jakuba Skurtysa z Julkiem Rosińskim, towarzysząca premierze książki streszczenie pieśni, wydanej w Biurze Literackim 21 marca 2022 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Jakub Skur­tys: Sta­ło się. Zło­ty chło­piec pol­skiej poezji wydał debiu­tanc­ką książ­kę i wyprze­dził w kolej­ce jed­ne­go ze swo­ich mistrzów, Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka, któ­ry się na pew­no cie­szy i pew­nie jest nawet tro­chę dum­ny. Ale teraz już nie możesz być zło­tym chłop­cem, jak jesz­cze na poło­wo­wej sce­nie w Stro­niu, tyl­ko tym, no, doj­rza­łym poetą współ­cze­snym, więc mam nadzie­ję, że wyj­dzie nam doj­rza­ła, współ­cze­sna roz­mo­wa… Ale zacznę od tema­tu, któ­ry już nie pad­nie: podob­no nie wie­rzysz w potom­nych. Dla kogo więc robi­my tę roz­mo­wę? Kto powi­nien prze­czy­tać, co ma do powie­dze­nia o sobie i świe­cie autor stresz­cze­nia pie­śni?

Julek Rosiń­ski: a. Zło­ci chłop­cy zawsze koja­rzy­li mi się raczej z kon­tu­zja­mi i dopie­ro zoba­czy­my, jak ten debiut skoń­czy się dla mnie.

b. (i ależ to nie­zręcz­nie zabrzmi) Prze­ga­nia­nie Waw­rzyń­czy­ka, samo dla sie­bie, to był­by taki bieg po pustym polu ze świa­do­mo­ścią snaj­pe­ra sie­dzą­ce­go na wyso­kim drze­wie.

Wejdź­my w tę roz­mo­wę jed­nak z więk­szym pędem. Dla kogo piszę? W tym naszym krót­kim cza­cie rzu­ci­łem ci to o potom­nych, że w nich nie wie­rzę, ale nie uwa­żam, iż jest to na tyle istot­ne w kon­tek­ście stresz­cze­nia…, bym się tam oko­py­wał. Piszę, żeby napi­sać wiersz, z któ­re­go nie trze­ba już wycho­dzić, na któ­rym roze­rwie się resz­ta. Wiem, że brzmi to głu­pio, pre­ten­sjo­nal­nie etc., ale zwy­czaj­nie wie­rzę w to, że coś takie­go może zaist­nieć i że jest to zaje­bi­ście moty­wu­ją­ce. Na razie lepię nor­ki, ukła­dam przed­mio­ty, wpusz­czam, wypusz­czam.

A dla kogo piszę? Piszę dla tych, któ­rzy będą chcie­li wejść w te wier­sze, roz­bić w nich obóz.

To o potom­nych to nie tyl­ko z cza­tu, to też tro­chę z wier­sza „kar­mie­nie”, bo w nim poja­wia się wizja negu­ją­ca przy­szłość, wymia­nę poko­le­nio­wą i tych, któ­rzy nadej­dą (a jesz­cze nie­daw­no to była bar­dzo popu­lar­na kate­go­ria). Czy poezja ma przy­szłość? Bo wiesz, zaczy­na­li­śmy żar­ta­mi, wymie­nia­li­śmy się jaki­miś uwa­ga­mi, ale w trak­cie roz­mo­wy sytu­acja tro­chę się zmie­ni­ła, a na naszych zna­jo­mych spa­da­ją rakie­ty…

No raczej jakąś przy­szłość ma, nie­ste­ty jest ona zwią­za­na ści­śle z naszą przy­szło­ścią, któ­ra z kolei jawi się mało kolo­ro­wo. To, co dzie­je się teraz na Ukra­inie, jest czymś potwor­nym, czymś, od cze­go odwy­kli­śmy. To coś, cze­go obie­ca­li­śmy sobie nie widzieć na wła­snym podwór­ku, przy­szło do nas i się na nas gapi. Czy wie­rzę w hap­py end? Nie, bo zoba­czy­li­śmy uchodź­ców dopie­ro wte­dy, gdy ich domy spło­nę­ły tuż obok, i tyl­ko dla­te­go, że wiatr idzie na nas. I to aku­rat cał­kiem serio, bo my sobie żyje­my we w mia­rę bez­piecz­nych jam­kach, ale tam na zewnątrz robi się cie­plej i zaraz ktoś zapu­ka, a potem wej­dzie… Nie­mniej jed­nak oczy­wi­ście kibi­cu­ję Ukra­iń­com z całe­go ser­ca, bo przez całą histo­rię swo­je­go naro­du wal­czy­li o ten kraj, któ­re­go nie było na mapach, i mam nadzie­ję, że dadzą jakoś radę, że ogól­nie cała oko­li­ca się jakoś zmie­ni. Sła­wa im, ale przede wszyst­kim świę­te­go spo­ko­ju.

Obie­ca­łem, że nie będzie­my roz­ma­wiać o spra­wach gene­ra­cyj­nych, o Zetach i poko­le­niu just eno­ugh, bo nie lubisz się wypo­wia­dać za innych. Poroz­ma­wia­my więc po doro­słe­mu, o wier­szach i o Tobie. Jak się czu­jesz jako debiu­tant? Czu­jesz pre­sję? Cze­kasz na recep­cję? Wysła­łeś już egzem­plarz do „Poli­ty­ki” i do Szo­ta?

Kur­czę, faj­nie, że o to spy­ta­łeś (tak po doro­słe­mu). Ostat­nio przy­szły do mnie egzem­pla­rze autor­skie i gdy mama mnie o tym poin­for­mo­wa­ła, moją pierw­szą reak­cją było: „scho­waj to”, ale po kil­ku manew­rach pacz­kę w koń­cu otwo­rzy­łem. Przede wszyst­kim ser­decz­nie się cie­szę, że przy­bra­ło to for­mę sta­łą, że poszło w świat i tym samym jest to w koń­cu przede mną zabez­pie­czo­ne. Bo przy­się­gam: jesz­cze tydzień robie­nia tej książ­ki i bym ją, cho­le­ra, ska­so­wał. Inny­mi sło­wy: czu­ję się dobrze. Cie­szę się też, że wycho­dzę z tego – wspo­mnia­ne­go już przez cie­bie – sta­tu­su „zło­te­go chłop­ca”, któ­ry zabez­pie­czał, spo­wal­niał i ogra­ni­czał ruchy. Nie chciał­bym zabrzmieć tu aro­ganc­ko lub but­nie. Cho­dzi mi po pro­stu o to, że idą nowe, moc­ne gło­sy i sie­dze­nie na dupie jest tu nie na miej­scu.

Jasne, że cze­kam na recep­cję, jasne, że wolał­bym pozy­tyw­ną, by ta książ­ka oka­za­ła się spraw­nym, dobrze wymie­rzo­nym cio­sem, ale będzie, jak będzie, i chęt­nie zbio­rę też jakiś wpier­dol. O Szo­cie dowie­dzia­łem się kie­dyś od Cie­bie i dalej nic jego nie czy­ta­łem, a „Poli­ty­ki” nie pre­nu­me­ru­ję, fut­bol wolę.

Wiem, wiem, nie­ste­ty jesteś za Juven­tu­sem i to jest chy­ba nie­ule­czal­ne. Ale w samym tomie o fut­bo­lu raczej nie piszesz, nie trak­tu­jesz go ani jako tema­tu, ani jako jakiejś zasa­dy wier­szo­wej (chy­ba). A prze­cież mie­li­śmy w poezji cały szwa­dron chło­pa­ków od hara­ta­nia w gałę i w tej kwe­stii zmie­nił coś dopie­ro teraz Tomek Bąk, wyska­ku­jąc z tym całym swo­im NBA w Play­bo­oku. Twój wiersz chy­ba nie jest jak pił­ka noż­na, a może? A wów­czas bar­dziej tiki-taka czy fut­bol ery Man’en?

Nie wiem, czy nie­ule­czal­ne, na pew­no boli. Masz rację, tom nie jest o pił­ce, cho­ciaż swo­je „pił­ko­ści” miał, ale żeśmy je z Dawi­dem pousu­wa­li, gdyż on też jest za Juven­tu­sem i trud­no reda­go­wać książ­kę, pła­cząc. A tak na serio, to jakoś ta pił­ka roz­pra­sza­ła w tam­tych wcze­śniej­szych wer­sjach książ­ki i posta­no­wi­łem kibi­co­wać jedy­nie pry­wat­nie.

Kur­de, może rze­czy­wi­ście języ­kiem pił­kar­skim nie tłu­ma­czył­bym tych wier­szy w pierw­szej kolej­no­ści, ale hmm… z przy­mru­że­niem oka na moją korzyść chciał­bym je widzieć jako Ata­lan­tę?

A więc kop­ciu­szek Gaspe­ri­nie­go – tak­tycz­ne sza­leń­stwo, gru­po­wa siła… Dobra, zosta­wia­my podwór­ko­we meta­fo­ry. W Stro­niu umó­wi­li­śmy się, że będzie­my roz­ma­wiać o whi­sky i cyga­rach, a więc o atry­bu­tach doro­słych poetów. Z pol­skich poetów na winie zna się dosko­na­le Tade­usz Pió­ro, a na whi­sky Szy­mon Bira, ale ja nie za bar­dzo. Zapy­tam Cię więc o atry­bu­ty wier­sza, bo atry­bu­ty doro­sło­ści na pew­no Cię już nie­by­wa­le iry­tu­ją. Cze­go uży­wa Twój wiersz, żeby coś robić, żeby dzia­łać? I na ile świa­do­mie i celo­wo kon­stru­ujesz, cyze­lu­jesz, bawisz się tymi języ­ko­wy­mi zabawkami/tropami, a na ile zda­jesz się na żywioł i klą­twę Rim­bau­da? Są w tym tomie takie figur­ki, jak z pla­sti­ku: konie, pie­ski, Maryj­ki, jest topos zamiesz­ki­wa­nia i tro­py prze­strzen­ne, a przy tym jakaś geo­me­trycz­ność wier­sza.

I jak ja mam Ci na to zgrab­nie odpo­wie­dzieć, co? Chy­ba przede wszyst­kim sta­ram się stwo­rzyć prze­strzeń, w któ­rej „będzie się dzia­ło”, a potem wcho­dzę tam sam i szu­kam wyj­ścia. Te figur­ki tam są jako pewien język, w któ­rym to miej­sce mówi, w któ­rym opo­wia­da o wyj­ściu. Wiersz jest dobry, gdy ta prze­strzeń jest na tyle twar­da, by nie dało się jej łatwo roze­rwać, a drzwi wystar­cza­ją­co spraw­nie ukry­te, by szu­kać ich szcze­rze, w koń­cu szu­kać ich w sobie, a może nawet roz­go­ścić się. Cho­le­ra, nie umiem o tym mówić w mniej pre­ten­sjo­nal­ny lub cho­ciaż bar­dziej zro­zu­mia­ły spo­sób, ale sam chcia­łeś.

A jeśli cho­dzi o całość, to książ­ka mia­ła rów­nież stwo­rzyć miej­sce, gdzie roze­gra się pew­na histo­ria, któ­rej moż­na poszu­kać, albo wła­śnie po pro­stu pośpie­wać.

A trak­tu­jesz tę książ­kę jak pro­jekt, taki kon­cept-album (to już swe­go rodza­ju tra­dy­cja Biu­ra Lite­rac­kie­go, coraz czę­ściej wyśmie­wa­na), czy bar­dziej widzisz się w tej gru­pie poetów opo­zy­cyj­nych, dla któ­rych książ­ka poetyc­ka jest po pro­stu zbio­rem wier­szy, lepiej lub gorzej zor­ga­ni­zo­wa­nym? Bo w sumie „two­rze­nie miej­sca dla histo­rii” może zakła­dać obie te opcje.

Może jestem poetyc­ko opóź­nio­ny, ale motyw tomu jako jakiejś histo­rii mi się wciąż podo­ba i jako taką stresz­cze­nie… widzę. Oczy­wi­ście wciąż jest to zbiór wier­szy i każ­dy z osob­na powi­nien móc się obro­nić poza cało­ścią, ale…

Czy­ta­łem w „Małym For­ma­cie” taki Twój świet­ny wiersz „czło­wiek, któ­ry odwie­dzi nas za pięć lat”, i on nie wszedł do tego debiu­tanc­kie­go tomu! Ile jesz­cze tak dobrych wier­szy nie weszło do tomu, bo nie bro­ni­ły się jako „ta histo­ria”? I jaki w tym udział Dawi­da Mate­usza?

Dawid odwa­lił świet­ną robo­tę przy tej książ­ce, za któ­rą chciał­bym mu tutaj ser­decz­nie podzię­ko­wać, bo napraw­dę nie każ­dy potra­fił­by znieść dwu­dzie­sto­lat­ka, któ­ry o godzi­nie pią­tej pisze, że wła­śnie robi w tek­stach total­ną rewo­lu­cję, że nic nie zosta­nie, i by się nie mar­twił. To ja wywa­li­łem ten wiersz i zro­bi­łem to dla­te­go, że wier­szy z tej czę­ści książ­ki było za dużo i tra­ci­ło to wszyst­ko roz­pęd. Nie weszło i wypa­dło wie­le wier­szy, któ­re lubi­łem ja lub inni, ale myślę, że bez nich stresz­cze­nie… rusza się zgrab­niej.

Dobra, wcho­dzi­my w deta­le. Jed­ną z rze­czy, któ­ra każ­de­mu czy­tel­ni­ko­wi rzu­ca się w oczy po lek­tu­rze stresz­cze­nia pie­śni, jest taka, jak­by to nazwać, nik­czem­na reli­gij­ność tych wier­szy, świec­ka, ale z jakąś antro­po­lo­gicz­ną pod­bu­dów­ką.

Uwa­żam, że bez wyobra­ża­nia sobie boga nie da się pisać o ludziach, któ­rzy tak osten­ta­cyj­nie Boga upra­wia­ją, a prze­cież nie da się upra­wiać boga bez pro­fa­no­wa­nia go. W stresz­cze­niu… sta­ram się te reli­gij­ne figu­ry uczło­wie­czyć, wyrów­nać do wier­sza, dać moż­li­wość przyj­rze­nia się im, znie­na­wi­dze­nia lub poko­cha­nia napraw­dę.

Jeśli to jest spro­fa­no­wa­na reli­gij­ność, jeśli piszesz o „tłu­stym, brud­nym mesja­szu”, to może w tym jest też jakaś meta­fi­zycz­na tęsk­no­ta jed­nak? Piotr Janic­ki tak to w sumie widzi: że naj­czyst­sza poezja jest jak­by archa­icz­ną pie­śnią reli­gij­ną, tyl­ko bez tej całej otocz­ki for­muł, kul­ty­stów i kapła­nów. I pró­bu­je do tego wró­cić.

Bo Piotr Janic­ki umie śpie­wać. Co się tyczy tęsk­no­ty, to cze­mu nie, to prze­cież cał­kiem ład­na rzecz do tęsk­nie­nia.

A Ty nie umiesz? Nazwa­łeś tom stresz­cze­nie pie­śni (po wie­lu innych przy­go­dach z tytu­ła­mi). Trud­no z tego wywnio­sko­wać, jakie zna­cze­nie mają dla Cie­bie same pie­śni, dla­cze­go chcesz je stresz­czać, a nie śpie­wać.

Zde­cy­do­wa­nie nie umiem, spy­taj kogo­kol­wiek… Nie chcę śpie­wać pie­śni, bo chcę, by inni mogli w niej zaśpie­wać, by ist­nia­ła w środ­ku. Czy­ta­nie stresz­czeń zawsze dawa­ło mi taki nie­sa­mo­wi­ty dresz­czyk emo­cji, gdy sta­ra­łem się te wszyst­kie wyda­rze­nia jakoś w gło­wie obu­do­wać, było mnie w tej stresz­cza­nej książ­ce wię­cej.

A to cie­ka­we aku­rat, zosta­wiam na póź­niej, a teraz wró­cę jesz­cze do tego tęsk­nie­nia. Tęsk­no­ta w poezji nie ma w sobie cze­goś zacho­waw­cze­go i nie­bez­piecz­ne­go? Wiesz – melan­cho­lia, Saturn, nowo­cze­sność jako wiel­ka kata­stro­fa, Wal­ter Ben­ja­min, a dwa kro­ki dalej mamy już wiersz jako smut­ne i skost­nia­łe odwle­ka­nie śmier­ci.

Oj tam, faj­nie jest potę­sk­nić, nawet jeśli wyma­ga to przy­sta­nię­cia. Zresz­tą myślisz, że ta cała POEZJA bez tęsk­no­ty tak napraw­dę by ist­nia­ła? I OK, jeśli to jest jakaś moty­wa­cja, to raczej naj­ła­twiej­sza moty­wa­cja, i dzię­ki temu powsta­je cho­ler­nie dużo sła­bych tek­stów, ale wciąż to też jest poezja. Ja jestem zwo­len­ni­kiem przy­zwo­itej ilo­ści tęsk­no­ty i oczy­wi­ście wier­szy Janic­kie­go.

Kie­dyś mówi­łeś Dawi­do­wi Mate­uszo­wi, że pozo­ro­wa­na „wyjeb­ka” w Two­im nasta­wie­niu to taki pry­zmat, w któ­rym sku­pia się pod­miot. A ja się tak zasta­na­wiam po cza­sie, czy Twój wiersz nie sta­no­wi dla Cie­bie – tro­chę jak u nie­go same­go – bufo­ra, takie­go fil­tra ochron­ne­go przed świa­tem?

Pytasz się, czy pękam? Jasne, że pękam, ale myślę, że po pro­stu się z tym pogo­dzi­łem, nie robię obcho­dów. Kie­dy zaczy­na­łem pisać, bar­dzo chcia­łem ograć w swo­ich wier­szach cho­ro­bę ojca, wziąć tę całą ener­gię i prze­lać ją na papier, obna­żyć się i tak sobie bie­gać, ale wyobraź sobie te wier­sze – były sła­be, nie potra­fi­ły udźwi­gnąć emo­cji, któ­re final­nie zja­dły wszyst­ko inne. Stąd ta nie­obec­ność na pierw­szej linii 😊, to po pro­stu trze­ba umieć zła­pać, obró­cić w rękach.

„Modlę się do sie­bie, recy­tu­jąc skład/ kie­sze­ni, z pamię­ci, bo umiem”. Tro­chę mi się to sko­ja­rzy­ło z debiu­tem Myt­ni­ka: „mogę bo mogę mno­żę przez zero”. W ogó­le te debiu­ty mają coś wspól­ne­go, i chy­ba nie cho­dzi o takie in da hood czy inną zio­mecz­ko­wość, a raczej o splot chło­pię­cej nad­wraż­li­wo­ści i nie­moż­no­ści dzia­ła­nia, mimo tych wszyst­kich dekla­ra­cji. Zapy­tam Cię więc jed­nak – czy czu­jesz się czę­ścią jakie­goś poetyc­kie­go ruchu, jakieś wspól­ne mia­now­ni­ki znaj­du­jesz z inny­mi?

Wiesz, zaczy­na­łem od fascy­na­cji Gins­ber­giem, więc zawsze chcia­łem stać się czę­ścią jakie­goś BG, ale to chy­ba tyle. Jasne, że na swo­jej dro­dze prze­cią­łem peł­no takich wspól­nych linii, ludzi, z któ­ry­mi łączą mnie podob­ne kmi­ny, sła­bo­ści do kolo­rów zie­lo­nych i inne faj­ne lek­tu­ry. Takim czło­wie­kiem jest dla mnie Zosia, ale nie wiem, czy zwią­zek nazy­wać ruchem.

No dobra, to co robi Zosia ze stresz­cze­niem pie­śni, poza pro­jek­to­wa­niem okład­ki oczy­wi­ście? Jest muzą? Jest współ­twór­czy­nią? Jest topo­sem? Poja­wia się pięć albo sześć razy, bo „jakieś pie­śni:” też są w sumie wypeł­nio­ne Zosią. Ktoś tu zaraz znaj­dzie echa „W pamięt­ni­ku Zofii Bobrów­ny” Sło­wac­kie­go albo same­go Pana Tade­usza, zwłasz­cza że poja­wia­ją się u Cie­bie takie szkol­ne tro­py – pod­sta­wy mito­lo­gii, lek­tur szkol­nych, lice­al­nej filo­zo­fii (zamiast roz­k­mi­ny nad racją dosta­tecz­ną czy nagim życiem jest po pro­stu Pas­cal, Pla­ton). Czy w sequ­elu też będzie Zosia?

Z tą szkol­no­ścią to bar­dzo dobry trop, gdyż zaczy­na­łem pisać ten tomik w kla­sie matu­ral­nej, a od wku­wa­nia to wszyst­ko mi jakoś wiro­wa­ło w gło­wie. Poza tym z takie­go Pla­to­na o wie­le łatwiej zro­bić odlew niż z Agam­be­na i o wie­le lepiej to dzia­ła. Jed­nak czas odpo­wie­dzieć na to waż­niej­sze z pytań xD. Ogól­nie postać Zochy jest ści­śle zwią­za­na z moim pisa­niem, w koń­cu pozna­li­śmy się na naszym pierw­szym kon­kur­sie poetyc­kim w nie­ja­kim SCEK‑u (nie pole­cam), na któ­ry posze­dłem z moim pierw­szym nie­ry­mo­wa­nym wier­szem. Była to też pierw­sza piszą­ca oso­ba, jaką na swo­jej „poetyc­kiej” dro­dze spo­tka­łem, i tak się jakoś sta­ło, że wciąż sobie nią idzie­my. Stąd jej tak dużo w tej książ­ce, bo po pro­stu dużo jej już we mnie. Co się tyczy sequ­eli, to o nie­na­pi­sa­nych książ­kach nie war­to mówić.

Ostat­nia rzecz: jak spa­da­ją pie­śni? I co jest z tym ruchem spa­da­nia w Two­jej poezji czy może w Two­im myśle­niu o świe­cie? Wszyst­ko musi odpaść i upaść? Śnieg, pta­ki?

Nie wiem, czy wszyst­ko, ale dobrze, gdy­by coś jed­nak upa­dło, bo prze­cież to taki ład­ny gest.

Ład­ny? W jakim sen­sie ład­ny? Myśla­łem raczej o anty­gra­wi­ta­cji w Two­jej poezji, o tym, że ona ma jakąś lot­ność, skłon­ność do wzno­sze­nia się (sty­lem, tema­tem) i jak­by kontr­ują­cą to siłę skie­ro­wa­ną w dół. A sko­ro to, to od razu roz­wi­nę: patos, egzal­ta­cja, wznio­słość w Two­ich wier­szach – a mowa niska, potocz­na, cza­sem wul­gar­na. Zda­je się, że tych pierw­szych wca­le nie uni­kasz?

Nie, nie uni­kam, ale to podob­nie jak z tą reli­gij­no­ścią, o któ­rej mówi­li­śmy wcze­śniej. Patos trze­ba zmie­szać z gów­nem, by go uwol­nić w kimś lub po pro­stu. A co się tyczy gra­wi­ta­cji, to jest też spo­ko trop, serio, myślę, że idąc tym klu­czem, moż­na spró­bo­wać roz­bro­ić jesz­cze parę wier­szy w książ­ce. Ale kur­czę, gra­wi­ta­cja to też jest w sumie ład­ny gest xD.

A gdy­by­śmy mie­li zaaran­żo­wać roz­mo­wę dwóch sta­rych poetów (możesz wybrać, kim był­by ten dru­gi), to co byś mu powie­dział o byciu poetą dzi­siaj? Po co? „Cóż po poecie w cza­sie mar­nym”, jak pisał Höl­der­lin?

W ogó­le bym w taką dys­ku­sję nie wcho­dził. Wiał­bym.

O autorach i autorkach

Jakub Skurtys

Ur. 1989, krytyk i historyk literatury; doktor literaturoznawstwa; pracuje na Wydziale Filologicznym UWr; autor książek o poezji najnowszej Wspólny mianownik (2020) oraz Wiersz… i cała reszta (2021).

Julek Rosiński

Urodzony w 2001 roku. Pisze wiersze. Laureat 14. edycji Połowu oraz konkursu „Wiersze i opowiadania doraźne 2020”. Publikował w „Dwutygodniku”, „Wizjach”, „Małym Formacie”, „Wakacie”, „Kontencie”, „Stonerze Polskim”, „Rzyradorze”, „8. Arkuszu Odry”. W 2022 roku nakładem Biura Literackiego ukaże się jego pierwsza książka poetycka. Właśnie wprowadził się na warszawski Tarchomin.

Powiązania