wywiady / o książce

Nie ze względu na piękne obrazy, ale na moc słowa

Martyna Buliżańska

Roman Honet

Rozmowa Romana Honeta z Martyną Buliżańską, towarzysząca premierze książki Moja jest ta ziemia, wydanej w Biurze Literackim 26 września 2013 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Roman Honet: Na począ­tek chcia­łem zapy­tać o debiu­ty, któ­re zapa­dły Ci w pamięć, czy tra­fi­ły na „listę ksią­żek waż­nych”. Zda­rzy­ły się takie w ogó­le?

Mar­ty­na Buli­żań­ska: Zazwy­czaj nie czy­tam debiu­tów, się­gam po kla­sy­kę, bo uwa­żam, że tam znaj­dę wie­dzę, dzię­ki któ­rej sta­nę się świa­do­mym czy­tel­ni­kiem. Nowa poezja i pro­za zazwy­czaj nawią­zu­ją do tych z lat wcze­śniej­szych, a ja jestem oso­bą, któ­ra chce, a wręcz czu­je, wewnętrz­ny przy­mus rozu­mie­nia tego, co czy­ta. Dla­te­go szu­kam pod­staw i wymy­śli­łam, że wła­śnie taką bazę odnaj­dę w kla­sy­ce. Nie­mniej pamię­tam jeden debiut w „Zeszy­tach Poetyc­kich” z 2009 roku. Mimo że wte­dy za poezją nie prze­pa­da­łam, spodo­bał mi się tomik tro­py Mał­go­rza­ty Leb­dy. Lubię pla­stycz­ność opi­sów, choć oszczęd­ną poprzez for­mę, to jed­nak odczu­wal­ną. I mogę śmia­ło powie­dzieć, że ja ten typ poezji dobrze rozu­miem, czu­ję w ten zmy­sło­wy spo­sób, któ­ry dla mnie, jako czy­tel­ni­ka, jest nie­zbęd­ny, by przy­sta­nąć nad tek­stem i co naj­waż­niej­sze – zapa­mię­tać.

Czy wobec tego mogła­byś nie­co sze­rzej opo­wie­dzieć o czy­ta­nej przez Cie­bie liry­ce: „kla­sy­ka” to pojem­ne poję­cie, to Mic­kie­wicz, ale tak­że kla­sy­ka awan­gar­dy, czy Ril­ke, czy Gro­cho­wiak, czy nawet Róże­wicz – tak przy­kła­do­wo. Kto więc i dla­cze­go?

W zasa­dzie teraz moż­na powie­dzieć, że czy­tam wszyst­ko (może prócz obszer­nych tomów histo­rycz­nych). Bar­dzo lubię powie­ści reali­stycz­ne, jak Zbrod­nia i kara Dosto­jew­skie­go czy Lal­ka Pru­sa. Nie­sa­mo­wi­te wra­że­nie wywar­ła na mnie też nowe­la Dosto­jew­skie­go – „Potul­na”. Dla­cze­go? Bo uwiel­biam obser­wo­wać. A tam wszyst­ko mister­nie opi­sa­ne, począw­szy od miejsc, po uczu­cia czy myśli boha­te­rów. Prze­pa­dam też za lite­ra­tu­rą, któ­ra potra­fi mną wstrzą­snąć, któ­rą zapa­mię­tam nie ze wzglę­du na pięk­ne obra­zy, ale na moc sło­wa. I tu mogła­bym wymie­nić całą twór­czość Sylvii Plath czy też dra­ma­ty Sarah Kane. Na koniec wspo­mnę o książ­kach, któ­re są dla mnie od dzie­ciń­stwa wspa­nia­łe, ale rów­nież nie­po­ko­ją­ce. To „Baśnie” Ander­se­na, ale nie te wszyst­kim zna­ne, lecz te, któ­re pozo­sta­ją gdzieś w ukry­ciu, a nie­wąt­pli­wie są war­te uwa­gi, jak cho­ciaż­by budu­ją­ca „Szczę­ście moż­na zna­leźć nawet w paty­ku”, czy wzbu­dza­ją­ca nie­po­kój „Dziew­czy­na, któ­ra pode­pta­ła chleb”.

Mot­to Two­je­go debiu­tanc­kie­go tomi­ku brzmi: „dążą­cym do pięk­na”. Czym wobec tego jest dla Cie­bie pięk­no oraz – przy spo­sob­no­ści – czym jest jego zaprze­cze­nie? Może „narzę­dziem skrwa­wio­nym dzi­kie­go znisz­cze­nia”?

Pięk­no prze­waż­nie koja­rzy się z czymś regu­lar­nym, wznio­słym, przy­jem­nym. Nie odno­szę jed­nak tego powszech­ne­go poglą­du do sie­bie. Cią­gle szu­kam. Naj­czę­ściej pięk­no odnaj­du­ję w naj­drob­niej­szych, zwy­czaj­nych czyn­no­ściach, zja­wi­skach, a tak­że w ludziach. Ludzie są naj­lep­szy­mi nośni­ka­mi pięk­na, może dla­te­go też naj­czę­ściej mnie inspi­ru­ją. Podob­nie rzecz ma się z natu­rą, z któ­rą jestem bar­dzo zwią­za­na. Doce­niam jej dosko­na­łość rów­nie moc­no, jak nie­do­sko­na­łość ludzi. Moje wier­sze nie będą uzna­wa­ne za kla­sycz­nie pięk­ne, bo raczej wycią­ga­ją na wierzch brud, smu­tek, ułom­ność. Ale czy, załóż­my, Roz­pła­ta­ny wół Rem­brand­ta jest kla­sycz­nie pięk­ny? Nie. A jed­nak patrzy­my na ten obraz, cie­ka­wi nas, zasta­na­wia i w koń­cu orze­ka­my, że jest pięk­ny. Zatem gdy­bym mia­ła orzec, czym dla mnie jest pięk­no, praw­do­po­dob­nie stwier­dzi­ła­bym, że tym, co nie­do­słow­ne.

W jed­nym z wier­szy zapi­sa­łaś: „modlisz się za mnie i za swo­ją zie­mię”. „Moja jest ta zie­mia” to tak­że, oczy­wi­ście oprócz tytu­łu same­go tomi­ku, część tytu­łu wier­sza, z któ­re­go pocho­dzi ten cytat. Co zna­czy „moja”? Czy to sygnał obję­cia w posia­da­nie? Czy poszu­ki­wa­nia, może nawet zakli­na­nia świa­ta, żeby móc to powie­dzieć: „moja jest ta zie­mia”.

Sam temat przy­wią­za­nia do zie­mi jest mi dość bli­ski. Nie roz­pa­tru­ję tego w kon­tek­ście patrio­ty­zmu lokal­ne­go czy w ogó­le zasa­dy powszech­nie zna­nej „zie­mia = kraj”. W poprzed­nim wywia­dzie, jesz­cze z 2010 roku, wspo­mi­na­łam o „kadrach”, któ­re jak­by samo­ist­nie rysu­ją się w moich myślach. Każ­dy jest obser­wa­to­rem, mniej lub bar­dziej bacz­nym, ale nie każ­dy jest kone­se­rem owych „kadrów”. Ja jestem. Zbie­ram w pamię­ci miej­sca, momen­ty, moty­wy, zda­rze­nia, któ­re coś we mnie wyzwo­li­ły, i w ten spo­sób pozwo­li­ły się zapa­mię­tać. To tak, jak z wido­kiem z okna: może być brzyd­ki, smut­ny, zwy­czaj­ny, ale zapa­da w pamięć poprzez czę­sto­tli­wość oglą­da­nia, poprzez przy­mus widze­nia. Moż­na nie kochać zie­mi, z któ­rej pocho­dzisz, ale ona jest „two­ja” dzię­ki pamię­ci, dzię­ki temu, że mimo­cho­dem do niej wra­casz. Z dru­giej stro­ny, moż­na widzieć dane miej­sce choć­by raz, a ono i tak sta­nie się „two­je”, bo pamię­tasz chwi­lę bycia w nim wszyst­ki­mi zmy­sła­mi, Pra­gniesz wró­cić, a jeśli nie, to masz tę pew­ność, że jeśli popa­trzy­łeś na daną zie­mię, ona już siłą rze­czy sta­je się two­ja, bo wła­śnie patrzy­łeś na nią, zano­to­wa­łeś w pamię­ci, po pro­stu byłeś.

Czy zatem – nie w kon­tek­ście patrio­ty­zmu lokal­ne­go, ale wobec tego, co wła­śnie powie­dzia­łaś – Kuy­avia-Pome­ra­nia może być Two­ją zie­mią? Odbie­ra­ną tak jak przy­wo­ła­ny przez Cie­bie widok z okna: „brzyd­ki, smut­ny, zwy­czaj­ny, ale zapa­da w pamięć”?

Oczy­wi­ście, Kuy­avia-Pome­ra­nia jest nie­wąt­pli­wie moją zie­mią. Tutaj się uro­dzi­łam, tutaj spę­dzi­łam więk­szość cza­su, stąd opa­trzy­łam się z owym „wido­kiem z okna”. To może zabrzmieć lek­ce­wa­żą­co, ale nie mam potrze­by pozna­wa­nia histo­rii moje­go regio­nu, waż­nych oso­bi­sto­ści, nie obcho­dzi mnie cała zwią­za­na z tym pod­nio­słość. To sztucz­ne, pozna­je­my fak­ty, ale nie dostrze­ga­my tego, co jest esen­cją. Nie uwa­żam, że moja zie­mia jest aku­rat brzyd­ka i smut­na, ale dla mnie już cał­kiem zwy­czaj­na. Pozna­na. Nie­mniej w tym też jest coś pięk­ne­go, że wra­casz z dru­gie­go krań­ca kra­ju „na swo­je” i pozna­jesz zapach powie­trza, ludz­kie twa­rze, two­je wnę­trze się uspo­ka­ja i według mnie ten spo­kój, to poczu­cie, że jakaś część zie­mi przy­na­le­ży do cie­bie, jest zba­wien­ne.

Pamięć może abso­lu­ty­zo­wać, kła­mać, ale rów­nież na przy­kład uświę­cać. W two­im tomi­ku zna­la­złem „świę­to mał­ża”, „Świę­to Świa­teł”, nie­mniej chciał­bym zapy­tać, co prze­są­dzi­ło o obec­no­ści „świę­ta Ēostre”?

Świę­to Ēostre, bogi­ni wio­sny, wią­że się z kul­tem zie­mi. Cykl pór roku, powta­rza­nia, nie­ustan­ne­go odra­dza­nia natu­ry to dla mnie coś nie­zwy­kłe­go. Same korze­nie świę­ta Ēostre, ten obrzą­dek, pozna­łam dzię­ki opo­wie­ści jed­nej z bli­skich mi osób, któ­ra siłę czer­pie wła­śnie z zie­mi, natu­ry. Jak wspo­mi­na­łam wcze­śniej, inspi­ra­cją dla mnie są ludzie, ich histo­rie, cza­sem naj­drob­niej­sze szcze­gó­ły, któ­re zapa­da­ją mi w pamięć. Histo­ria o Ēostre, ten pra­daw­ny i okul­ty­stycz­ny wymiar przy­na­leż­no­ści do zie­mi, pozy­ski­wa­nia ener­gii z tego, co nas ota­cza, jest dla mnie nie­zwy­kle pocią­ga­ją­cy, do tego ide­al­nie kom­po­nu­je się z moim postrze­ga­niem „zie­mi”, odda­niem jej, przy­wią­za­niem.

A jak do tego „pra­daw­ne­go i okul­ty­stycz­ne­go wymia­ru przy­na­leż­no­ści do zie­mi” odno­szą się wyko­rzy­sty­wa­ne przez Cie­bie moty­wy z reli­gii chrze­ści­jań­skiej? Wszak jest „twarz Maryi”, poja­wia się „Jezus”, nawet „Jezus Zba­wi­ciel” czy łaciń­ski frag­ment „Pozdro­wie­nia Aniel­skie­go”: „et bene­dic­tus fruc­tus ven­tris tui, Iesus”. Czy to wyni­ka z Two­jej wła­sne­go nasta­wia­nia do reli­gii, czy może po pro­stu cho­dzi o „pozy­ski­wa­nie ener­gii z tego, co nas ota­cza”?

Reli­gia sama w sobie od zawsze mnie cie­ka­wi­ła. W swo­im życiu prze­ży­łam nie­zmier­nie głę­bo­ką fascy­na­cję reli­gij­ną (chrze­ści­jań­stwo) i wspo­mi­nam to jako czas pięk­ny, ale bole­sny i smut­ny. Ogrom­nie trud­no jest wie­rzyć „dobrze”. Ja poszłam w tę stro­nę, gdzie zamiast rado­ści i pocie­sze­nia czu­łam potrze­bę bycia ide­al­ną. A to tak nie dzia­ła: czło­wiek się męczy i póź­niej cał­ko­wi­cie odwra­ca się od isto­ty reli­gii. Mimo wszyst­ko dzię­ki tam­te­mu okre­so­wi dość dobrze pozna­łam Pismo Świę­te, stąd też mogłam pozwo­lić sobie na pew­ne odno­śni­ki w moich wier­szach. I tak znaj­dzie­my odwo­ła­nia do Marii Mag­da­le­ny, prze­nie­sio­ne na grunt życia codzien­ne­go, czy wize­ru­nek sro­gie­go Jezu­sa Pan­to­kra­to­ra, któ­ry „nie pozwa­la zapa­lić” (cho­ciaż jest naszym Zba­wi­cie­lem, peł­nym wyro­zu­mia­ło­ści). W tym wypad­ku reli­gia chrze­ści­jań­ska posłu­ży­ła mi do uka­za­nia rela­cji wia­ra – czło­wiek. Widzi­my pro­stych ludzi, któ­rzy życie pod­po­rząd­ko­wu­ją zasa­dom Pisma, ojca-patriar­chę, ale też Pra­sko­wię, któ­ra po swo­je­mu, w nie­skom­pli­ko­wa­ny spo­sób zło­rze­czy naj­więk­sze­mu Panu. Zno­wu wró­cę do „kadrów”. Moje histo­rie, zawar­te w każ­dym wier­szu, to po pro­stu natu­ral­na obser­wa­cja świa­ta i wewnętrz­na potrze­ba inter­pre­ta­cji każ­dej sfe­ry życia – od wia­ry w poję­ciu abs­trak­cyj­nym po codzien­ne, zwy­kłe spra­wy.

Świe­tła­na, Misza, Pra­sko­wia, Wala. Dla­cze­go „two­ją zie­mię” zalud­ni­ły wła­śnie posta­cie z Dosto­jew­skie­go, aku­rat z tego opo­wia­da­nia, zna­ne­go głów­nie z adap­ta­cji teatral­nych, i dla­cze­go wła­śnie te?

To aku­rat dzie­ło przy­pad­ku. Dosto­jew­ski jest dla mnie nie­zwy­kłym twór­cą, mię­dzy inny­mi przez bar­dzo dobrą kre­ację posta­ci, cho­ciaż­by w nowe­li „Potul­na”. Ład­nie wymy­ślił też motyw z ukry­ty­mi w patro­ni­mi­kach czy imio­nach boha­te­rów ich indy­wi­du­al­nych cech cha­rak­te­ru. Sama w swo­ich wier­szach nie posłu­gu­ję się Dosto­jew­skim. Wala, Misza czy Pra­sko­wia to pro­ści ludzie, ukształ­to­wa­ni przez carat – spe­cy­ficz­ne, kon­ser­wa­tyw­ne, cza­sem bru­tal­ne wycho­wa­nie. Oni two­rzą „kadry”, poje­dyn­cze histo­rie, sce­ny rodza­jo­we, któ­re zda­rza­ją się napraw­dę gdzieś poza zasię­giem bez­piecz­ne­go schro­nie­nia naszych domów. Oprócz tego każ­da z posta­ci to sym­bol. Misza, do któ­re­go pisze/nawołuje Wala, to ratu­nek. Proś­ba o pomoc. To sil­ny brat, któ­ry przy­je­dzie po sio­strę, by rato­wać ją od złe­go, a co wię­cej – jest jej jedy­ną nadzie­ją. Czy on rze­czy­wi­ście w tej histo­rii ist­nie­je? Być może tak. Pisząc o ludziach pro­stych, trze­ba ska­te­go­ry­zo­wać poję­cia abs­trak­cyj­ne, jak „ratu­nek”, „lęk”, „roz­są­dek”. Tutaj ratu­nek ma na imię Misza.

A dla Cie­bie pisa­nie ozna­cza ratu­nek czy utra­pie­nie?

Ani jed­no, ani dru­gie. Pisa­nie to dla mnie przy­jem­ność. Zaczę­łam pisać w jed­nym z naj­gor­szych momen­tów w życiu, kie­dy było mi po pro­stu źle. Nie­mniej tek­sty nie były dla mnie oczysz­cze­niem, pocie­sze­niem, rekom­pen­sa­tą. Nie wiem, czym były, ale spra­wi­ły, że pomy­śla­łam, że to cał­kiem nie­źle wycho­dzi mi w życiu i że zna­la­złam dzie­dzi­nę sztu­ki, w któ­rej mogę być nie­prze­cięt­na. Od zawsze szu­ka­łam, ale albo w czymś się spóź­ni­łam, albo nie mogłam speł­nić wła­snych wyma­gań. Tutaj – mimo moje­go scep­ty­cy­zmu – zaczę­łam się sama sobie podo­bać, a to dla mnie – jako począt­ku­ją­cej poet­ki – naj­waż­niej­sze. Co z tego, że się pisze, kie­dy nie czu­je­my speł­nie­nia, że wyko­na­ło się kawał dobrej robo­ty?

Zasta­na­wiasz się cza­sem, kim była­byś, gdy­byś nie pisa­ła wier­szy?

Jak wspo­mi­na­łam wcze­śniej, od zawsze drą­ży­łam temat sztu­ki. To zami­ło­wa­nie towa­rzy­szy mi od naj­młod­szych lat, tyle że ja jestem czło­wie­kiem czy­nu – nie mogła­bym czy­sto teo­re­tycz­nie zaj­mo­wać się sztu­ką, nie two­rząc, nie będąc artyst­ką. Uwa­żam, że to sztucz­ne: roz­pra­wia­nie o czymś, co w zasa­dzie jest obce, co zna­my tyl­ko z ksią­żek, co mie­ści się w defi­ni­cjach. Sztu­kę trze­ba czuć, a żeby czuć, trze­ba uczest­ni­czyć w niej całym sobą. A że ja, oprócz pisa­nia, nie odkry­łam nigdy zado­wa­la­ją­ce­go mnie talen­tu, musia­ła­bym porzu­cić tę myśl i zająć się teo­re­ty­zo­wa­niem. I cier­pieć. Skąd­inąd: mia­ła­bym oczy­wi­ście inny plan na życie, nawet dość zaska­ku­ją­cy. Chcia­ła­bym się zająć biz­ne­sem, zarzą­dza­niem, gieł­dą, w każ­dym razie – obco­wa­niem z pie­nią­dzem. Dla­cze­go? Nie wiem, być może ze wzglę­du na pocią­ga­ją­cy mnie zawsze model self-made man: zmysł prak­tycz­ny, stra­te­gia i kre­atyw­ność.

Na zakoń­cze­nie zadam Ci to sakra­men­tal­nie zma­sa­kro­wa­ne pyta­nie: jak widzisz swo­ją „sytu­ację debiu­tant­ki”? W naj­więk­szym skró­cie: śro­do­wi­sko lite­rac­kie, kry­ty­ków, poet­ki i poetów – widzisz tam sie­bie? Patrzysz w ogó­le?

Oczy­wi­ście, że patrzę. W koń­cu po raz pierw­szy w peł­ni poja­wiam się w tym śro­do­wi­sku. Wia­do­me jest to, że pocią­ga mnie wszyst­ko, co nowe, co do tej pory było mi obce, odle­głe. O tym świe­cie nie wiem pra­wie nic, jestem zupeł­nie świe­ża, jesz­cze nie­zep­su­ta. I nie chcę się psuć, bo to nicze­go nie uła­twia. Co sądzę o lite­ra­tach? To samo, co o innych ludziach – jed­ni są praw­dzi­wi, inni to oszu­ści, któ­rzy mają zdol­ność dopra­co­wy­wa­nia ide­olo­gii do naj­zwy­klej­szej sytu­acji. Nie­mniej lite­ra­ci potra­fią lepiej swo­je ide­olo­gie sprze­dać, one są zazwy­czaj bar­dziej kolo­ro­we i ludzie się na to łapią. Mnie to tro­chę bawi, ale nie ręczę, że nie dam się nigdy na to nabrać. Po pro­stu liczę na szcze­rość, jak­kol­wiek to zabrzmi, na osąd rze­tel­ny, bez kur­tu­azji. Cie­szy mnie jed­nak sam fakt „wej­ścia” w ten świat, skąd­inąd ludzi choć tro­chę podob­nych, tro­chę lepiej rozu­mie­ją­cych, (nie)winnych cza­ro­dzie­jów.

O autorach i autorkach

Martyna Buliżańska

Urodzona w 1994 roku. W 2010 roku opublikowała zestaw wierszy w antologii Poetyckie debiuty 2010 w ramach projektu „Połów”, którego jest laureatką. Za debiutancki tom moja jest ta ziemia otrzymała Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius 2014 oraz Złoty Środek Poezji (2014). Mieszka na Kujawach.

Roman Honet

Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).

Powiązania