wywiady / o książce

Niechętnie czytam sam siebie

Peter Semolič

Z Peterem Semoličem rozmawia Marko Samec.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Mar­ko Samec: Wydał Pan dotych­czas sześć autor­skich tomi­ków wier­szy. Jak i kie­dy Pan zaczął?

Peter Semo­lič: Zaczą­łem pisać już jako dziec­ko. Wycho­wa­łem się w rodzi­nie, w któ­rej lite­ra­tu­ra była zawsze w zasię­gu ręki i dla­te­go wyda­je mi się logicz­ne, że swo­je marze­nia pró­bo­wa­łem reali­zo­wać wła­śnie poprzez lite­ra­tu­rę. Oczy­wi­ście wte­dy nawet w snach nie wyobra­ża­łem sobie, że swo­je życie poświę­cę poezji, a raczej tak­że poezji. Nie do koń­ca mogli się z tym zgo­dzić – i też abso­lut­nie się nie zga­dza­li – moi rodzi­ce. Bowiem dzię­ki roz­ma­itym histo­rycz­nym i spo­łecz­nym oko­licz­no­ściom w Sło­we­nii jest już tak, że poezja, przy­naj­mniej dla star­szych gene­ra­cji, wyda­je się czymś świę­tym – poprzez poezję ukon­sty­tu­owa­ła się sło­weń­ska świa­do­mość naro­do­wa, ale pisa­nie poezji wyda­je się im zaję­ciem gor­szym od hań­by i sytu­uje się gdzieś pomię­dzy żebrac­twem, łobu­ze­rią i piciem. Chwi­la iden­ty­fi­ka­cji z „poetą” nade­szła w związ­ku z tym póź­niej, w okre­sie doj­rze­wa­nia i naj­praw­do­po­dob­niej też jako ele­ment opo­ru prze­ciw­ko oto­cze­niu, w któ­rym żyłem, i spo­so­bu myśle­nia, któ­ry je prze­pa­jał.

Kto miał na Pana wpływ?

W każ­dym przy­pad­ku, z poetyc­kiej i z ludz­kiej stro­ny, naj­więk­szy wpływ miał na mnie Dane Zajc, zda­niem więk­szo­ści sło­weń­skich poetów naj­więk­szy liryk dru­giej poło­wy XX wie­ku w naszym kra­ju. W poło­wie lat osiem­dzie­sią­tych zacho­dzi­łem do wypo­ży­czal­ni, gdzie Dane był zatrud­nio­ny, i pew­ne­go dnia, spo­glą­da­jąc na książ­ki, któ­re wypo­ży­cza­łem, zapy­tał, czy może sam też coś piszę i, jeśli piszę, chęt­nie by coś moje­go prze­czy­tał. To pyta­nie cał­ko­wi­cie mnie zaszo­ko­wa­ło – jak tu swo­je sła­be wier­sze dać do prze­czy­ta­nia tak wyjąt­ko­we­mu poecie? Mimo wszyst­ko mu je przy­nio­słem i jeże­li w moim życiu zaist­niał jakiś moment ini­cja­cji poetyc­kiej, to była to nasza krót­ka roz­mo­wa nad moimi wer­sa­mi. Nie­dłu­go po niej zaczę­ły powsta­wać wier­sze, przy któ­rych mia­łem uczu­cie, że są praw­do­po­dob­nie „tymi wła­ści­wy­mi”. Te wier­sze, napi­sa­ne w latach 1984/1985 po wie­lu latach uka­za­ły się w moim pierw­szym tomi­ku Tama­ry­szek. Było jesz­cze wie­le innych inspi­ra­cji i w dal­szym cią­gu jestem pod wpły­wem sło­weń­skiej poezji. Fran­ci Zago­ri­nik, Iztok Geister, Iztok Osoj­nik, Vera Pejo­vič, Pri­mož Čučnik… Nazwi­ska pew­nie nic pol­skie­mu czy­tel­ni­ko­wi nie powie­dzą, ale niech mi czy­tel­nik uwie­rzy, że cho­dzi o wiel­kich poetów i poet­ki.

Jaki jest Pana sto­su­nek do słów? Wła­snych, cudzych?

Zda­nie z Pisma Świę­te­go, że sło­wo sta­ło się cia­łem, nie mie­ści mi się w gło­wie. Moje sło­wa są zawsze tyl­ko i wyłącz­nie sło­wa­mi – nie­trwa­ły­mi łań­cu­cha­mi gło­sów, cien­kim śla­dem atra­men­tu na papie­rze. Czę­sto­kroć wyda­ją mi się nie­praw­dzi­we i to mnie fru­stru­je, cho­ciaż nie mam się za pla­toń­czy­ka. Dla­te­go nie­chęt­nie czy­tam sie­bie. Chęt­niej innych, nie­kie­dy zda­rza się, że jakieś sło­wo mnie prze­peł­ni, uczy­ni bar­dziej rze­czy­wi­stym i w kon­se­kwen­cji tro­chę bar­dziej zado­wo­lo­nym, opty­mi­stycz­nym. Cza­sem wiersz jakie­goś auto­ra ude­rza mnie w samo ser­ce, burzy mój świat. Jest to strasz­ne i jed­no­cze­śnie wyzwa­la­ją­ce uczu­cie. Myślę, że wła­śnie dzię­ki temu doświad­cze­niu w dal­szym cią­gu trwam przy poezji – jako czy­tel­nik i jako pisarz.

Jakie są Pana związ­ki z inny­mi rodza­ja­mi sztu­ki?

Nie­któ­re rodza­je sztu­ki są dla mnie otwar­te, inne zamknię­te. Otwar­ta jest dla mnie na przy­kład muzy­ka i gdy­bym mógł rze­czy­wi­ście wybie­rać swo­je prze­zna­cze­nie, wów­czas był­bym muzy­kiem, na przy­kład jaz­zo­wym. Nie­ste­ty, nie mia­łem takiej moż­li­wo­ści czy talen­tu, albo tego ni tego. A malar­stwo… Nie wiem, myślę że mnie fascy­nu­je, ponie­waż jest dla mnie mniej lub bar­dziej zamknię­te. W żaden spo­sób nie mogę prze­nik­nąć cudu – dla mnie to jest cud – powsta­nia obra­zu. Skąd się w ogó­le bie­rze obraz? Po co ktoś w ogó­le malu­je? Nie wiem. Ale kocham obra­zy, to zna­czy, kocham je oglą­dać i lubię się przy­jaź­nić z mala­rza­mi. Wyda­je mi się, że postrze­ga­ją świat ina­czej niż ja, ale nie tak znów ina­czej, abym tego spoj­rze­nia cho­ciaż tro­chę nie rozu­miał.

Któ­re dzie­ła, tytu­ły są Panu naj­bliż­sze?

Oba­wiam się, że moje czy­ta­nie jest w znacz­nym stop­niu bar­ba­rzyń­skie, tj. nie­se­lek­tyw­ne. W tej chwi­li czy­tam w ten spo­sób Inne śre­dnio­wie­cze Le Gof­fa, pew­ną anto­lo­gię poezji laty­no­ame­ry­kań­skiej i ostat­ni numer perio­dy­ku Lite­ra­tu­ra. Czy ja wiem, co mi z tego wszyst­kie­go zosta­nie w gło­wie? W każ­dym razie naj­chęt­niej czy­tam poezję, dra­mat, fan­ta­sty­kę nauko­wą, książ­ki socjo­lo­gicz­ne, antro­po­lo­gicz­ne, histo­rycz­ne i języ­ko­znaw­cze. Z poezji zaś przede wszyst­kim współ­cze­snych poetów irlandz­kich i pol­skich, ostat­nich nie­ste­ty tyl­ko w prze­kła­dach. Wła­śnie irlandz­cy i pol­scy poeci – obok sło­weń­skich – naj­bar­dziej wpły­wa­li na mnie, albo przy­naj­mniej głę­bo­ko poru­szy­li. Na przy­kład Seamus Heaney i Zbi­gniew Her­bert, w ostat­ni zaś cza­sie fascy­nu­ją mnie przede wszyst­kim młod­si poeci pol­scy, któ­rych w wer­sji sło­weń­skiej otrzy­mu­je­my głów­nie ze pośred­nic­twem Kata­rzy­ny Šala­mun-Bie­drzyc­kiej i Pri­mo­ža Čučni­ka. Zafa­scy­no­wa­li mnie Jacek Pod­sia­dło, Mar­cin Świe­tlic­ki, Miłosz Bie­drzyc­ki, Adam Wie­de­mann, Euge­niusz Tka­czy­szyn-Dyc­ki. Czyż na przy­kład poezja Pod­sia­dły nie jest fan­ta­stycz­na? Zwłasz­cza dla sło­weń­skie­go czy­tel­ni­ka, któ­ry w swo­jej tra­dy­cji tego rodza­ju poezji pra­wie w ogó­le nie znaj­dzie. Może mógł­bym nawet powie­dzieć, że naj­chęt­niej czy­tam „innych”, to zna­czy tych poetów, któ­rzy nie piszą tak samo jak ja. Jeże­li piszą tak samo, zaczy­na­ją mnie dość szyb­ko nudzić.

Dla­cze­go i kie­dy Pan two­rzy? Pro­szę opi­sać pod­sta­wy swo­jej poety­ki.

Cza­sem nawet cały rok nic nie napi­szę. A potem w krót­kim cza­sie przy­da­rzy mi się mnó­stwo wier­szy. Albo powsta­ją poje­dyn­czo w dużych odstę­pach cza­su. W kwe­stii poezji i pisa­nia poezji jasnych jest dla mnie tyl­ko kil­ka rze­czy. Cza­sem mam potrze­bę nie­za­leż­ne­go two­rze­nia i mówie­nia, mówie­nia: to jest dobre, tam­to złe itd. Ale w rze­czy­wi­sto­ści nie wiem. Zwłasz­cza tego, dla­cze­go piszę tak, jak piszę. Dla­te­go nie potra­fię nic mądre­go powie­dzieć o swo­jej poety­ce. Czy w ogó­le mam jakąś swo­ją poety­kę? Nie­któ­rzy twier­dzą, że ją mam, inni, że jej nie mam. Ach, kry­ty­cy to takie dziw­ne isto­ty… Ale jeśli mimo wszyst­ko spró­bu­ję: myślę, że poezja jest dla mnie przede wszyst­kim for­mą komu­ni­ka­cji i na pierw­szym miej­scu komu­ni­ka­cją z sobą samym. Poprzez pisa­nie wyja­śniam nie­któ­re, dla mnie waż­ne, rze­czy. A wobec tego pisa­nie poezji jest oczy­wi­ście cią­gle nową lub pra­wie zawsze nową wędrów­ką w nie­zna­ne – nie­zna­ne war­stwy języ­ka, psy­chi­ki, ducho­wo­ści… Jest więc jed­no­cze­śnie wej­rze­niem w sie­bie i w kogoś inne­go. Może więc piszę powo­do­wa­ny cie­ka­wo­ścią, a może jedy­nie pra­gnie­niem opo­wia­da­nia i gdzieś na koń­cu pra­gnie­niem miło­ści. Sław­na gru­pa z eks-Jugo­sła­wii, Bije­lo Dug­me, śpie­wa­ła kie­dyś: „Volim, da me lju­di vole.” „Kocham to, że mnie ludzie kocha­ją.” Może w tle jest jedy­nie to, jedy­nie to pra­gnie­nie. Nie wiem. Napraw­dę nie wiem.

Pań­ski sta­tus mate­rial­ny, z cze­go Pan żyje?

Po szko­le śred­niej nie posze­dłem na stu­dia, ale do pra­cy, i tak prze­ży­łem parę lat jako tech­nik dźwię­ko­wiec w pań­stwo­wym radiu. Pra­ca była pięk­na, atmos­fe­ra też, ale cier­pia­ło zdro­wie, zwłasz­cza wątro­ba. No i oczy­wi­ście poezja. W tam­tych latach pra­wie nic nie napi­sa­łem. I to mnie zaczę­ło męczyć. Zosta­wi­łem pra­cę i wypro­wa­dzi­łem się z Lubla­ny nad morze, na Istrię. Wła­ści­wie poje­cha­li­śmy w dwój­kę: poet­ka Vera Pejo­vič – moja miłość i redak­tor­ka prak­tycz­nie wszyst­kich moich tomi­ków poetyc­kich – i ja. Osie­dli­li­śmy się w małej wsi w sło­weń­skiej czę­ści Istrii i żyli­śmy z zaosz­czę­dzo­nych pie­nię­dzy i miło­ści. Z cza­sem już tyl­ko miło­ścią. Od tego cza­su pró­bu­je­my prze­żyć na roz­licz­ne spo­so­by: dzię­ki pra­cy doryw­czej, tłu­ma­cze­niom, pisa­niu kry­tyk, reda­go­wa­niu tek­stów itd. W tej chwi­li Vera pra­cu­je w amba­sa­dzie Unii Euro­pej­skiej w Lubla­nie, a ja mam tak zwa­ny „sta­tus nie­za­leż­ne­go pra­cow­ni­ka kul­tu­ral­ne­go” (czyż nie jest to strasz­na nazwa?). Ten sta­tus jest rze­czą zabaw­ną: pań­stwo opła­ca poetom (a tak­że innym arty­stom) ubez­pie­cze­nie eme­ry­tal­ne i część ubez­pie­cze­nia zdro­wot­ne­go, a ci muszą w zamian raz na pięć lat wydać dwa tomi­ki wier­szy. I wła­śnie w tym miej­scu zaczy­na się heca: bowiem jedy­nym rze­czy­wi­stym orga­nem finan­su­ją­cym poezję w Sło­we­nii jest poprzez sys­tem sub­wen­cji pań­stwo. A co się na przy­kład sta­nie, jeże­li pań­stwo nie da sub­wen­cji na twój tomik wier­szy? Tra­cisz swo­je przy­wi­le­je. Leka­rza. Eme­ry­tu­rę. To zna­czy, że pań­stwo z jed­nej stro­ny zabie­ra ci coś, co ci z dru­giej stro­ny dało. Czyż to nie per­wer­syj­ne? Mnie się już tak wyda­je. I wła­śnie tu zaczy­na się wiel­ki pro­blem dzi­siej­szej sło­weń­skiej sce­ny lite­rac­kiej, pro­blem, któ­rym jest jej pod­po­rząd­ko­wa­nie poli­ty­ce. Jeśli mini­ster kul­tu­ry nale­ży do pra­wi­cy, będzie sub­wen­cjo­no­wać pra­wi­cow­ców, jeśli nale­ży do lewi­cy, będzie sub­wen­cjo­no­wał lewi­cow­ców… A jed­no­cze­śnie pra­wi­ca i lewi­ca sądzą, że lite­ra­tu­ra to głu­po­ta i dla­te­go z przy­jem­no­ścią obni­ża­ją sub­wen­cje na książ­ki, cza­so­pi­sma lite­rac­kie itd. Rezul­ta­tem tego jest, że gdy hono­ra­ria są coraz niż­sze, uda­je się prze­żyć tyl­ko tym, któ­rzy mają dobre kon­tak­ty z poli­ty­ką. Nie­ste­ty lub na szczę­ście nie jestem jed­nym z nich. Tak, naj­praw­do­po­dob­niej zno­wu będę sobie musiał poszu­kać jakiejś pra­cy.

Pań­skie poglą­dy poli­tycz­ne?

Mój dziad, któ­ry uro­dził się na począt­ku XX wie­ku na Sło­weń­skim Przy­mo­rzu, w cią­gu osiem­dzie­się­ciu czte­rech lat swe­go życia sze­ścio­krot­nie zmie­niał kraj zamiesz­ka­nia, przy czym prze­niósł się tyl­ko raz i to jedy­nie o nie­co ponad 100 kilo­me­trów. Uro­dził się w Austro-Węgrzech, po pierw­szej woj­nie świa­to­wej tam­te rejo­ny przy­pa­dły Kró­le­stwu Włoch, w począt­ku lat trzy­dzie­stych razem z swo­ją żoną i dziec­kiem, moim ojcem, uciekł spod wła­dzy faszy­zmu do Lubla­ny, do Kró­le­stwa Jugo­sła­wii, w cza­sie dru­giej woj­ny świa­to­wej znów był przez pewien czas oby­wa­te­lem wło­skim, po kapi­tu­la­cji Włoch w 1943 roku Lubla­na sta­ła się czę­ścią Nie­miec, po roku 1945 został oby­wa­te­lem socja­li­stycz­nej Jugo­sła­wii. Gdy­by żył tyl­ko osiem lat dłu­żej, docze­kał­by już swo­je­go siód­me­go pań­stwa: Repu­bli­ki Sło­we­nii. Wszyst­kie te zmia­ny państw i oby­wa­telstw były mniej lub bar­dziej powią­za­ne z woj­na­mi, wię­zie­nia­mi, gło­dem, wygna­niem itp. Poli­ty­ka więc w okrut­ny spo­sób doty­ka tych sfer codzien­ne­go życia ludz­kie­go. I ogól­nie wyda­je mi się, że rów­nież dziś poli­ty­ka peł­ni zbyt wiel­ką rolę w naszym życiu. W Sło­we­nii gwiaz­da­mi nie są muzy­cy pop czy spor­tow­cy, ale poli­ty­cy. W barach więk­szość roz­mów krą­ży wokół poli­ty­ki, przy czym jest wła­ści­wie wszyst­ko jed­no, czy znaj­du­je­my się w barze „robot­ni­czym” czy w takim, w któ­rym zbie­ra­ją się inte­lek­tu­ali­ści. Komu to odpo­wia­da? Naj­praw­do­po­dob­niej poli­ty­kom, któ­rzy dosłow­nie sza­le­ją z żądzy zwró­ce­nia uwa­gi mediów i w ten spo­sób z pomo­cą środ­ków maso­we­go prze­ka­zu roz­dmu­chu­ją małe pro­ble­my do pro­ble­mów naro­do­wych, krót­ko mówiąc wzbu­dza­ją histe­rię opi­nii publicz­nej. Jed­no­cze­śnie zaś w cią­gu ostat­nich dzie­się­ciu lat poli­ty­ka zdo­mi­no­wa­ła „cywil­ną” część spo­łe­czeń­stwa do tego stop­nia, że roz­licz­ne ruchy cywil­no-spo­łecz­ne, któ­re poja­wia­ją się to tu, to tam, w rze­czy­wi­sto­ści są tyl­ko odła­ma­mi tej czy innej par­tii poli­tycz­nej, prze­zna­czo­ny­mi tyl­ko i wyłącz­nie do kształ­to­wa­nia okre­ślo­ne­go, przy­chyl­ne­go tej czy tam­tej par­tii, publicz­ne­go zda­nia. Sam coraz bar­dziej dystan­su­ję się od poli­ty­ki – zresz­tą nie żebym był kie­dyś rze­czy­wi­ście aktyw­ny poli­tycz­nie, tyle że tu czy tam pod­pi­sy­wa­łem róż­ne pety­cje – i marzę o spo­łecz­no­ści, któ­rą pozna­łem pod­czas swo­je­go poby­tu we Fran­cji, tj. o w mia­rę zróż­ni­co­wa­nym, plu­ra­li­stycz­nym spo­łe­czeń­stwie. Ale myślę, że powsta­nie takiej spo­łecz­no­ści jest w tej chwi­li w moich stro­nach jedy­nie pięk­nym marze­niem.

Wia­ra i reli­gia?

Nie nale­żę do rzad­nej kon­fe­sji i w żad­nej się też nie roz­po­zna­ję. Może jesz­cze naj­bar­dziej w kato­li­cy­zmie, a i to naj­praw­do­po­dob­niej jedy­nie dla­te­go, że kato­li­cyzm tak moc­no zna­mio­no­wał sło­weń­skie spo­łe­czeń­stwo przez całą jego histo­rię. To zna­czy, że mój „kato­li­cyzm” jest bar­dziej spra­wą kul­tu­ry ani­że­li wia­ry. Jeże­li o to cho­dzi, te spra­wy są dla mnie jasne, ale nie­ja­sne sta­ją się, kie­dy sta­wiam sobie pyta­nie czy jestem reli­gij­ny. Wcze­śniej powie­dzia­łem, że nie jestem pla­toń­czy­kiem, ale mogę też powie­dzieć, że nim jestem. Wyda­je mi się, że pla­to­nizm odrzu­cam bar­dziej z powo­du licz­nych tota­li­ta­ry­zmów, któ­re znaj­du­ją w nim pod­po­rę, niż z powo­du jego ide­ali­zmu. W każ­dym zaś razie nie jestem mate­ria­li­stą. Może jesz­cze naj­le­piej widzę się w roli jakie­goś poszu­ki­wa­cza boga względ­nie w roli kogoś, kto nie jest zdol­ny do praw­dzi­wej wia­ry. Jestem czło­wie­kiem wąt­pią­cym, pyta­ją­cym, któ­ry gdzieś tam po cichu ma nadzie­ję, że pew­ne­go dnia znaj­dzie coś, w co będzie mógł w spo­sób praw­dzi­wy uwie­rzyć. Ale boję się, że pew­nych osta­tecz­nych odpo­wie­dzi nie znaj­dę nigdy.

Jak się Pan czu­je?

Lubla­na nie jest odpo­wied­nim mia­stem dla mnie. Strasz­na jest zwłasz­cza zimą, kie­dy pokry­wa ją sza­rość chmur, a nawet mgła. Rów­nież w sen­sie kul­tu­ral­nym Lubla­na jest cią­gle mia­stem pro­win­cjo­nal­nym i dla­te­go nie­co zatę­chłym (ogrom­na ilość wyda­rzeń kul­tu­ral­nych, a mało zróż­ni­co­wa­nia mię­dzy nimi). Mówiąc za Fran­kiem O’Ha­rą: dzi­siaj jestem cho­ry, ale nie­zbyt cho­ry, dzi­siaj jestem zmę­czo­ny, ale nie­zbyt zmę­czo­ny, w ogó­le nie jestem ani cho­ry, ani zmę­czo­ny, a od począt­ku listo­pa­da gdzieś tak do poło­wy stycz­nia zda­rza­ła mi się poezja, to zna­czy napi­sa­łem całą masę wier­szy, od jakichś dwóch lat pierw­szych uda­nych (przy­naj­mniej zda­je mi się, że są uda­ne) i – czy to nie super? Jest super i jakieś pół godzi­ny temu nawet zaświe­ci­ło słoń­ce.

Przy­szłość?

Mówią, że jest gdzieś tam, przed nami, przy­szłość. Ale kie­dy nadej­dzie, będzie to już teraź­niej­szość. Nie wiem, co mam o tym myśleć.


Prze­ło­ży­li Anna Maria Bogacz i Mar­cin Kor­dec­ki

O autorach i autorkach

Peter Semolič

Urodzony 1 lutego 1967 roku w Lublanie. Studiował językoznawstwo i socjologię kultury na Uniwersytecie w Lublanie. Autor wierszy, słuchowisk radiowych i esejów. Tłumacz z angielskiego, francuskiego, serbskiego i chorwackiego. Laureat Jenko Award (1997) i Prešeren Foundation Award (2001). Mieszka w Lublanie i Koprze.

Powiązania

Trzech poetów słoweńskich

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Aloj­za Iha­na, Mikla­vža Komel­ja, Pete­ra Semo­li­cia, Agniesz­ki Będ­kow­skiej-Kop­czyk i Ada­ma Wie­de­man­na pod­czas Por­tu Lite­rac­kie­go 2004.

Więcej

Flounder

dzwieki / RECYTACJE Peter Semolič

Wiersz z tomu Wier­sze wybra­ne, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Trzech poetów sło­weń­skich” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2004, w wyko­na­niu auto­ra oraz tłu­macz­ki Agniesz­ki Będ­kow­skiej-Kop­czyk.

Więcej

Flounder

dzwieki / RECYTACJE Peter Semolič

Wiersz z tomu Wier­sze wybra­ne, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Trzech poetów sło­weń­skich” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2004, w wyko­na­niu auto­ra oraz tłu­macz­ki Agniesz­ki Będ­kow­skiej-Kop­czyk.

Więcej

Pytania o drogę

recenzje / IMPRESJE Primož Čučnik

Recen­zja Pri­mo­ža Čučni­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wier­sze wybra­ne Pete­ra Semo­li­ča.

Więcej

Pytania o drogę

recenzje / IMPRESJE Primož Čučnik

Recen­zja Pri­mo­ža Čučni­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wier­sze wybra­ne Pete­ra Semo­li­ča.

Więcej