wywiady / o książce

Nieprzyzwoite skupienie na sobie

Agnieszka Wolny-Hamkało

Artur Burszta

Rozmowa Artura Burszty z Agnieszką Wolny-Hamkało, towarzysząca premierze książki Ani mi się śni, wydanej w Biurze Literackim 19 października 2005 roku.

Biuro Literackie

Artur Bursz­ta: Agniesz­ko, spo­ty­ka­my się w naszej redak­cji, by poroz­ma­wiać o Ani mi się śni, Two­jej czwar­tej książ­ce, któ­rej egzem­pla­rze powin­ny lada moment dotrzeć do nas z dru­kar­ni. Czy Ty wciąż „na die­cie od pierw­szej mie­siącz­ki”? Nie bar­dzo wiem, co Ci zapro­po­no­wać.

Agniesz­ka Wol­ny-Ham­ka­ło: Popro­szę małą czar­ną. Two­ja żona, Artu­rze, znów ze zdzi­wie­niem stwier­dzi, że wypi­łam pół. Ostat­nio powie­dzia­ła, że szko­da dla mnie bru­dzić fili­żan­kę.

To chy­ba ja pozwo­li­łem sobie na tę małą zło­śli­wość Agniesz­ko a nie Marze­na. Każ­dy kto Cie­bie zna, ten wie, że zawsze zama­wiasz „małą czar­ną”, po czym uda­jesz, że ją pijesz (śmiech). Ale oczy­wi­ście słu­żę uprzej­mie. To zapa­rza­nie potrwa chwi­lę, więc może poga­daj­my o kawie, a raczej bra­ku kawy w Two­jej książ­ce. Ja tro­chę postu­dio­wa­łem Ani mi się śni i stwier­dzi­łem np. że „kawa” w całej książ­ce poja­wia się tyl­ko raz, w wier­szu „Postój w Cora­zon”. To idzie jakoś tak: „Wypi­li kawę na dwo­rze, potem oddał mocz”.

Zało­żę się, że 90 % wier­szy pisa­łam pod­czas żło­pa­nia smoł­ki. Ten pan, któ­ry odda­je mocz po lek­kiej sty­mu­la­cji, to postać z opo­wia­da­nia Pau­la Bow­le­sa. Wyobra­żam sobie, że sika w głę­bo­ką prze­paść i sły­chać taki cha­rak­te­ry­stycz­ny dźwięk.

Tą swo­ją dekla­ra­cją, że więk­szość wier­szy pisa­łaś przy kawie, tro­chę mnie zasko­czy­łaś, więc może pocią­gnij­my ten wątek. Cze­go potrze­bu­jesz, by napi­sać wiersz?

Kom­pu­te­ra. Miła, dobra maszy­na. Jako rocz­nik sie­dem­dzie­sią­ty nie zała­pa­łam się na maszy­ny do pisa­nia. Jasne, że mogę powie­dzieć komuś wiersz przez tele­fon. Ale, ja wiem, czy to będzie wiersz spod igły? Czy się, no wiesz, do koń­ca speł­ni? Jed­na­ko­woż kawa jest miłym tłem pro­ce­su. Goto­wa?

Goto­wa i sko­ro już ją mamy, to pew­nie nie gro­zi nam sen­ność. Ta postać z opo­wia­da­nia Bow­le­sa, to chy­ba Ci się przy­śni­ła?

W snach naj­bar­dziej dzi­wi bez­kar­ność tego, co się robi, brak kon­se­kwen­cji w rze­czy­wi­sto­ści. Cho­ciaż sen jed­nak pro­mie­niu­je na dzień. Kie­dy spo­ty­kam oso­bę, z któ­rą coś robi­łam we śnie, to widzę ją tro­chę przez pry­zmat tego snu. Wła­ści­wie to nie­uczci­we. No i jest jesz­cze moż­li­wość podró­żo­wa­nia zupeł­nie dar­mo­we­go! Przed­wczo­raj na przy­kład byłam w Pozna­niu i wczo­raj śnił mi się Poznań i jego fan­to­my. Rze­czy­wi­sty wyjazd prze­dłu­żył mi się o sze­reg dziw­nych, wid­mo­wych spo­tkań, roz­mów, obco­wań. Posta­cie z opo­wia­dań Bow­le­sa to są z pew­no­ścią posta­cie, któ­re się śnią. I to nie tyl­ko mnie.

Np. pilo­to­wi z Luft­waf­fe, „któ­ry mie­wał ten sam sen”.

Choć­by jemu. Tobie?

[zer­k­nię­cie w stro­nę małej czar­nej, któ­rej nie uby­wa]

Wiesz, ja nie pro­wa­dzę aż tak aktyw­ne­go życia jak boha­ter­ka Two­ich nowych wier­szy, więc moje sny są, jak­by to powie­dzieć, bar­dziej pospo­li­te (śmiech).

Te sny, w któ­rych się pozor­nie mało dzie­je, są naj­cen­niej­sze. Patrzysz na czy­jąś twarz przez cały sen. Przy­jem­nie.

Mówiąc „boha­ter­ka Two­ich wier­szy”, tro­chę się ase­ku­ru­ję, ponie­waż ta gra­ni­ca pomię­dzy Tą z wier­szy – real­ną i ze snów – a Tobą jest wyda­je mi się bar­dzo płyn­na. Kor­ci mnie więc by zapy­tać, ile w tych nowych wier­szach jest praw­dzi­wej Agniesz­ki Wol­ny-Ham­ka­ło, tej real­nej, któ­ra pro­si o kawę, któ­rej póź­niej nie pije.

Pró­bu­jesz mnie gład­ko pod­pu­ścić. Jak­bym ci powie­dzia­ła, gdzie ta gra­ni­ca prze­bie­ga, to bym wyda­ła wszyst­kie swo­je sekre­ty (śmiech). Ale oczy­wi­ście w tych wier­szach jestem zupeł­nie ja, w ten czy inny spo­sób. „Ja”, jakie mega­lo­mań­skie sło­wo. Prze­pra­szam, Artu­rze.

A cze­mu to od razu mega­lo­mań­skie?

Książ­ka poetyc­ka to prze­cież nie­przy­zwo­ite sku­pie­nie na sobie. Takie, no wiesz, zawra­ca­nie gło­wy swo­imi spra­wa­mi. To się może wydać nie­tak­tow­ne. I jesz­cze to „ja” – po pro­stu cor­pus delic­ti.

Podo­ba mi się to co powie­dzia­łaś – „nie­przy­zwo­ite sku­pie­nie na sobie”. Ale to nie jest tak, że piszesz tyl­ko o sobie. Pozwól, że dalej będę Cie­bie pod­pusz­czać. Twój świat to np. Miłosz.

Tu mnie przy­ła­pa­łeś na miło­ści. Ale to imię chy­ba się nie poja­wia w książ­ce. Cho­ciaż oczy­wi­ście masz rację – on jest. Tyl­ko że ten świat dzie­ciń­stwa, jak to ład­nie okre­ślił Darek Suska – pia­skow­ni­ca jako rów­no­le­gła cywi­li­za­cja – to jest tak­że mój, abso­lut­nie oso­bi­sty, intym­ny, świat z prze­szło­ści. Moje i moje­go syna – te dzie­ciń­stwa mi się zazę­bia­ją. Jego dzi­siej­sze zaba­wy wywo­łu­ją nega­ty­wy z moich kolo­nii, wsi, trze­pa­ków. Tak że to, co się poja­wia, jest kon­struk­tem dość abs­trak­cyj­nym, a jed­no­cze­śnie nie­zbyt odle­głym ode mnie.

Przy­zna­ję, że gdy prze­czy­ta­łem osta­tecz­ną wer­sję Ani mi się śni, to pomy­śla­łem o książ­ce Dar­ka, że to podob­ne kli­ma­ty, w bab­skim uję­ciu.

„W bab­skim uję­ciu”!

[tu nastę­pu­je krót­ki kaszel spo­wo­do­wa­ny zakrztu­sze­niem się kawą]

Chy­ba będę zmu­szo­na popro­sić cię o wyja­śnie­nie „bab­skie­go uję­cia” [śmiech przez łzy]. Wspól­na u mnie i Dar­ka jest fascy­na­cja tą cywi­li­za­cją, ale inny zupeł­nie zapis. Poza tym, u Dar­ka to jest – dosko­na­le zresz­tą zre­ali­zo­wa­ny – spój­ny pro­jekt na ten temat. W przy­pad­ku „ani­mi­siów” to jed­nak tyl­ko wątek.

No, kocha­na, jak się pisze w pierw­szym wier­szu „moje dro­gie sio­stry”, to trze­ba się z wszyst­kim liczyć (śmiech).

Mówisz, że ten sio­strza­ny ukłon jest widocz­ny? Femi­nist­ki poświę­ca­ją spo­ro uwa­gi języ­ko­wi. Tro­chę jak poeci, nie sądzisz? To są bar­dzo cie­ka­we spra­wy.

Pod­pusz­czam Cię oczy­wi­ście Agniesz­ko, pod­pusz­czam cały czas. To przede wszyst­kim książ­ka o miło­ści, któ­ra lubi np. „poca­łun­ki na czczo”. Wbrew pozo­rom, nie wszyst­ko w książ­ce jest łatwe do roz­szy­fro­wa­nia. Nie ma imion, nie ma nazwisk. Mimo że boha­ter­ka wciąż gdzieś kur­su­je, to nie pada­ją nazwy miast, a jedy­nie ogól­ne sygna­ły, któ­re pozwa­la­ją nam domy­śleć się, że tłem np. dla wier­sza bez tytu­łu, któ­ry zaczy­na się od słów „Takie dni się zda­rza­ją…”, jest Kra­ków.

Jest Kra­ków, jest Wro­cław, War­sza­wa, i Łódź jest, i Gdańsk, i Śro­da Ślą­ska, i Poznań, i Dobrze­jo­wi­ce, i Szklar­ska Porę­ba. A pro­pos – róż­nie poda­ją kawy w tych mia­stach. Bar­dzo się cie­szę, że widzisz „ani­mi­sie” jako książ­kę o miło­ści. Bo chy­ba osta­tecz­nie o każ­dej książ­ce moż­na powie­dzieć, że jest „o miło­ści”. I tak jest dobrze. Życie jest o miło­ści.

Żeby była jasność – ja Two­ją nową książ­kę widzę na róż­ne spo­so­by. Np. w war­stwie języ­ko­wej Ani mi się śni dzie­ją się momen­ta­mi napraw­dę cie­ka­we rze­czy. W nie­omal każ­dym wier­szu jest, jak­by to powie­dzieć, nasłuch prze­róż­nych dia­lek­tów, tego, jak się teraz pisze i mówi w gaze­tach, rekla­mach, recen­zjach. Podo­ba mi się, że masz swój roz­po­zna­wal­ny styl.

Sta­ram się szyć tak, żeby wiersz – jako prze­kaź­nik – wychwy­ty­wał wie­lo­gło­so­wość kul­tu­ry.

Z pęka­tej pierw­szej wer­sji książ­ki, nad któ­rą roz­po­czę­li­śmy pra­cę mniej wię­cej pół roku temu, tej, któ­ra nie mia­ła jesz­cze nawet tytu­łu, wypa­dła nie­omal poło­wa wier­szy. Dzię­ki temu dosta­je­my bar­dzo zwar­tą histo­rię, któ­rą czy­ta się momen­ta­mi jak fil­mo­wy sce­na­riusz.

Mówisz, że się jed­nak uda­ło? Bo to jest takie marze­nie: żeby histo­ria była. Zwar­ta. Żeby roz­wi­chrze­nie nie prze­nio­sło się z życia na książ­kę. Z dru­giej stro­ny to jest per­wer­syj­na przy­jem­ność: moż­li­wość pano­wa­nia nad czymś, nad tek­stem. Ale i to osta­tecz­nie oka­zu­je się złu­dze­niem, zwią­za­nym, bo ja wiem? – z próż­no­ścią auto­ra?

Kie­dy w trak­cie kolej­nych prac redak­cyj­nych zde­cy­do­wa­łaś się na rady­kal­ne odchu­dze­nie ksią­żecz­ki, pomy­śla­łem, ta poet­ka ma napraw­dę poukła­da­ne w gło­wie, przed­kła­da efekt koń­co­wy w posta­ci zwar­tej, inte­re­su­ją­cej od począt­ku do koń­ca ksią­żecz­ki, nad np. przy­wią­za­nie do okre­ślo­nych wier­szy.

Pro­blem pole­ga na tym, że się czło­wiek przy­wią­zu­je nie­ko­niecz­nie do tych naj­lep­szych wier­szy. Albo widzi w wier­szu, pamię­ta w nim, jakąś histo­rię, któ­ra jest dla nie­go szcze­gól­nie waż­na, a nie musi być istot­na, czy­tel­na, dla odbior­cy. A prze­cież faj­nie, jeśli ta komu­ni­ka­cja jest jak naj­peł­niej­sza. Jest taki moment, po zło­że­niu książ­ki, kie­dy war­to pora­dzić się przy­ja­cie­la – selek­cjo­ne­ra. On patrzy z zewnątrz, niech będzie Odbior­cą Arche­ty­po­wym. Zasta­na­wiam się, czy jest czas w życiu Sta­re­go Wybit­ne­go Poety, kie­dy on jest abso­lut­nie pew­ny roz­mo­wy na linii nadaw­ca-odbior­ca. Ale to chy­ba nie­moż­li­we. W koń­cu róż­ne ludzie mają życia. Wyda­je mi się, że moż­na czy­tać jed­ną książ­kę przez całe życie: codzien­nie widać z innej per­spek­ty­wy.

Nie­za­leż­nie od tego, co sobie tutaj teraz mówi­my – książ­ka już jest, jedzie do nas z dru­kar­ni. Nie­wy­klu­czo­ne, że jesz­cze dzi­siaj w por­to­wej księ­gar­ni znaj­dzie pierw­sze­go nabyw­cę. Co będziesz na spo­tka­niach autor­skich, w wywia­dach, pod­czas imprez tar­go­wych mówić o swo­jej czwar­tej książ­ce, jak będziesz zachę­cać czy­tel­ni­ków by się­gnę­li po Ani mi się śni?

Odpo­wiem – oczy­wi­ście w ramach przy­zwo­ito­ści – szcze­rze na wszyst­kie pyta­nia. Poza tym – wszyst­ko jest w wier­szach. I tak się obna­żam mega­lo­mań­sko (śmiech).

Zapo­mnij­my o tym, co zosta­ło tu dotąd powie­dzia­ne i nagra­ne na taśmę, i zacznij­my od począt­ku: „Pani Agniesz­ko, pro­szę zachę­cić naszych radio­słu­cha­czy do lek­tu­ry pani książ­ki”.

Uwa­ga, po prze­czy­ta­niu możesz prze­żyć moje życie.

„Pani Agniesz­ko, pro­szę jesz­cze powie­dzieć naszym słu­cha­czom, któ­ry wiersz lub wier­sze z nowej książ­ki naj­bar­dziej pani lubi i dla­cze­go”.

Lubię „Pio­sen­kę”, widzę za tym wier­szem sytu­ację. To bar­dzo krót­ki, lapi­dar­ny wiersz, a ta sytu­acja wiel­ka, wiel­ka i skom­pli­ko­wa­na. I – jeże­li mi się uda­ło, a to już oce­nią czy­tel­ni­cy – to zamknę­łam tę wiel­ką sytu­ację w małym, skrom­nym wier­szu. Poza tym wiersz to też takie spusz­cza­nie wody po sobie. Ja po sobie spu­ści­łam wodę tym wier­szem. Posprzą­ta­łam.

Fak­tycz­nie, to jeden z tych wier­szy, któ­re pamię­ta się z tej książ­ki nawet po kil­ku dniach. Sko­ro sama przy­wo­ła­łaś „znaw­cę mar­twych języ­ków”, to zdradź, pro­szę, jak bar­dzo w pra­cach nad wier­sza­mi poma­ga Ci Mar­cin. Czy to szczę­śli­wa sytu­acja, że ma się w domu poetę?

To zale­ży dla kogo (śmiech). Muszę przy­znać, że to wca­le nie jest tak, że my sia­da­my wie­czo­ra­mi przy komin­ku i snu­je­my dys­ku­sje o nowych języ­kach we współ­cze­snej poezji pol­skiej. Wła­ści­wie pra­wie w ogó­le o tym nie roz­ma­wia­my. Mar­ci­na trze­ba bar­dzo nama­wiać, żeby jakieś wier­sze czy­tał, trze­ba go prze­ku­pić. On się bar­dzo bro­ni, trze­ba, no wiesz, podejść go, zna­leźć dobry moment. Ale Mar­cin jest moim arche­ty­po­wym czy­tel­ni­kiem – selek­cjo­ne­rem. Poka­zu­ję mu rzad­ko, jak już mam ści­słą czo­łów­kę. Szcze­gól­nie Mar­cin przy­da­je się, kie­dy trze­ba z wier­szy uło­żyć histo­rię – mam zawsze pro­blem z ukła­dem wier­szy. Ale to sytu­acja nie­ko­niecz­nie przy­pi­sa­na do „mał­żeństw poetów”. Wyda­je mi się natu­ral­ne, że żona/mąż jest pierw­szym czy­tel­ni­kiem. Nie jest tak zawsze?

Tak jest zawsze, gdy mamy do czy­nie­nia z mode­lo­wym, poetyc­kim mał­żeń­stwem (śmiech). Sko­ro roz­ma­wia­my o spra­wach rodzin­nych, powiedz, pro­szę, jak Ci się miesz­ka w Śro­dzie Ślą­skiej? Więk­szość wier­szy z nowej książ­ki pisa­na była już po prze­pro­wadz­ce. Uważ­ny czy­tel­nik odnaj­dzie tutaj spo­ro Two­ich małych średz­kich skar­bów.

Jest to duża zmia­na. W Restau­ra­cji Cen­tral­nej dają praw­dzi­wą parzą­chę. Nie kupisz „Lite­ra­tu­ry na Świe­cie”, ale dziew­czy­ny są pięk­ne, strasz­nie wystro­jo­ne. Tak napraw­dę miesz­kam poza Śro­dą, tro­chę w polu i jestem lokal­ną patriot­ką. Do Wro­cła­wia jeż­dżę auto­bu­sem i kie­dy wra­cam nocą – idę przez abso­lut­ną mgłę. Moje okna, jeśli pali się w nich świa­tło, wyglą­da­ją, jak­by wisia­ły w powie­trzu. Strasz­ne wte­dy są psy, któ­re się w tej mgle, w oko­li­cach szo­sy, tuła­ją.

Czy ja dobrze pamię­tam, w któ­rymś z wier­szy idzie jakoś tak: „Psy są tutaj ciche i bar­dziej uważ­ne”. Ale to mowa o wro­cław­skich pie­skach, bo tam jesz­cze jest taka fra­za: „Wra­cam śla­da­mi samo­cho­dów i nocu­ję w mie­ście”. Czy ta migra­cja chwi­lo­wa, czy tak już zosta­nie? Co bio­gra­fo­wie mają teraz pisać w rubry­ce miej­sce zamiesz­ka­nia poet­ki?

To praw­da z tymi psa­mi! One się napraw­dę ina­czej zacho­wu­ją w mie­ście, któ­re jest peł­ne zepsu­cia, złych roz­ry­wek i nie­bez­pie­czeństw (śmiech). Ja się cały czas czu­ję wro­cła­wian­ką i w pew­nym momen­cie zda­łam sobie spra­wę, że nie­chęt­nie mówi­łam o tej prze­pro­wadz­ce. W rubrycz­kę „miej­sce zamiesz­ka­nia” nadal wpi­su­ję Wro­cław. To jest bar­dzo bli­sko i zda­rza mi się poje­chać do mia­sta na, no wiesz – kawę. Śro­da Ślą­ska to jest mój dom, któ­ry znaj­du­je się we Wro­cła­wiu. Tak chy­ba o tym myślę.

A Biu­ro? Jak po tych dwóch latach odbie­rasz naszą obec­ność w Two­im rodzin­nym mie­ście? Śro­da jest w zasa­dzie w poło­wie mię­dzy Legni­cą a Wro­cła­wiem. Wola­ła­byś na kaw­kę przy­jeż­dżać na Księ­ży­co­wą?

Księ­ży­co­wa, Tęczo­wa – ty to masz szczę­ście to ulic. I w ogó­le jak to brzmi: „Mieć szczę­ście do ulic”. Wolę przy­jeż­dżać na Tęczo­wą. Znam to miej­sce od dziec­ka. No i zawsze wycho­dzę od cie­bie z jakąś ksią­żecz­ką. Teraz, kie­dy macie tego wstrzą­sa­ją­co mięk­kie­go psa, chy­ba będę poja­wiać się czę­ściej.

Powiedz, jak Ty sobie radzisz z wycho­wa­niem małe­go dziec­ka i aktyw­nym try­bem lite­rac­kie­go życia – pisa­niem wier­szy, recen­zji, spo­tka­nia­mi, zaję­cia­mi i warsz­ta­ta­mi, któ­re pro­wa­dzisz.

Ja prze­cież mam z tej pra­cy kupę fraj­dy! Powie­dzia­łam „pra­ca”?

Powie­dzia­łaś pra­ca, a jak­że! To co jest przy­jem­niej­sze, pisa­nie wier­szy czy recen­zji?

Wła­śnie pisa­nie recen­zji to jest pra­ca, a pisa­nie wier­szy to… nie jest pra­ca (śmiech). Acz­kol­wiek trud­no to też nazwać „przy­jem­no­ścią”. Wła­ści­wie: dziw­na spra­wa, któ­ra – jak to Jerzy napi­sał o pew­nym mia­stecz­ku – nie chce się wypo­wie­dzieć.

Sko­ro tak otwar­cie nam się roz­ma­wia, to pozwól, że zadam Ci trud­ne pyta­nie. Dobrze?

Wal.

[Tu zosta­je dziar­sko wypi­ty łyk cał­kiem już zim­nej kawy.]

Zda­rza Ci się rów­nież recen­zo­wać książ­ki Biu­ra Lite­rac­kie­go. Zanim powiem, co ja myślę na ten temat, zapy­tam pro­wo­ku­ją­co. Czy tak moż­na? Tak wypa­da?

Nie­któ­re recen­zje, któ­re pisa­łam na temat ksią­żek Biu­ra były, przy­znasz, dość suro­we. To dla­te­go, że mia­łam włą­czo­ny radar – wyda­wa­ło mi się, że muszę być bar­dziej rady­kal­na w oce­nia­niu biu­ro­wych auto­rów. Za tekst o „Pie­śniach kogu­tach” to nawet na mnie kole­dzy krzy­cze­li (śmiech). No ale jak się poja­wia coś takie­go jak książ­ka Jur­ka, to ja muszę napi­sać, że to jest po pro­stu świet­nie zro­bio­ne.

Tak, wyda­je mi się, że umiesz zacho­wać bez­stron­ność. Ale dla zwłasz­cza mło­dych obser­wa­to­rów życia lite­rac­kie­go taka dzia­łal­ność może wyglą­dać dosyć podej­rza­nie, a same recen­zje mało wia­ry­god­ne. Ja powiem Ci uczci­wie, że sam mam cza­sa­mi oba­wy. Wiem, że tego typu podej­rze­nia­mi moż­na w zasa­dzie obdzie­lić więk­szość recen­zen­tów, świat lite­rac­ki jest w Pol­sce tak mały, że każ­dy z każ­dym ma jakiś zwią­zek. Dla­te­go chcę poznać Two­ją opi­nię, to dla mnie, Two­je­go wydaw­cy, ale też czy­tel­ni­ka recen­zji, któ­re wyda­ją mi się bez­stron­ne, co już powie­dzia­łem, bar­dzo waż­ne.

Gdy­by tak na to patrzeć, recen­zen­ci musie­li­by pisać w próż­ni, nie zna­jąc – redak­to­rów, plo­tek, pisa­rzy, cza­so­pism, nie oglą­da­jąc tele­wi­zji, nie odbie­ra­jąc pocz­ty i tele­fo­nu. A już na pew­no nie powin­ni być zatrud­nia­ni na eta­tach: prze­cież mogli­by pisać pod gusta redak­to­ra naczel­ne­go lub wydaw­cy pisma! A już na pew­no, na pew­no, nie powin­ni pro­wa­dzić żad­nych spo­tkań, brać udzia­łu w życiu towa­rzy­skim. Jeśli­by zoba­czy­li pisa­rza – powin­ni natych­miast ucie­kać: prze­cież ich zna­jo­mość, pry­wat­na sym­pa­tia, mogły­by wpły­nąć na oce­nę tek­stu! A może im pisarz piwo kupił? Za to piwo recen­zen­ci na pew­no napi­szą bar­dzo przy­chyl­ny tekst. Jak ktoś chce komuś lizać czo­ło, to i tak będzie, nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści. Jak ktoś jest uczci­wy – to da sobie radę, rów­nież od oko­licz­no­ści nie­za­leż­nie.

Bar­dzo chcia­łem to usły­szeć.

[W tym momen­cie w drzwiach poja­wia się kie­row­ca z dru­kar­ni z egz. „Ani mi się śni”. Zaczy­na się gorącz­ko­we roz­pa­ko­wy­wa­nie pacz­ki. Po chwi­li uda­je się wydo­stać pierw­szy egzem­plarz pach­ną­cej jesz­cze far­bą dru­kar­ską książ­ki.]

No, Agniesz­ko, ład­nie wypa­dło zdję­cie Mar­ci­na Cec­ki na okład­ce.

Ktoś powie­dział o tym zdję­ciu „ero­tycz­ne”.

Agniesz­ko, mie­li­śmy nie roz­ma­wiać o sek­sie. Prze­cież chce­my, żeby Two­ją książ­kę czy­ta­ła też mło­dzież lice­al­na (śmiech).

O autorach i autorkach

Agnieszka Wolny-Hamkało

Urodzona 24 lutego 1979 roku we Wrocławiu. Poetka, publicystka. Współpracuje m.in. z „Gazetą Wyborczą”, „Polityką” i „Lampą”. Mieszka we Wrocławiu.

Artur Burszta

Menadżer kultury. Redaktor naczelny i właściciel Biura Literackiego. Wydawca blisko tysiąca książek, w tym m.in. utworów Tymoteusza Karpowicza, Krystyny Miłobędzkiej, Tadeusza Różewicza i Rafała Wojaczka, a także Boba Dylana, Nicka Cave'a i Patti Smith. W latach 1990-1998 działacz samorządowy. Realizator Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy (1993-1995). Od 1996 roku dyrektor festiwalu literackiego organizowanego jako Fort Legnica, od 2004 – Port Literacki Wrocław, od 2016 – Stacja Literatura w Stroniu Śląskim, a od 2022 – TransPort Literacki w Kołobrzegu. Autor programów telewizyjnych w TVP Kultura: Poezjem (2008–2009) i Poeci (2015) oraz filmu dokumentalnego Dorzecze Różewicza (2011). Realizator w latach 1993–1995 wraz z Berliner Festspiele Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy. Wybrany podczas I Kongresu Menedżerów Kultury w 1995 roku do Zarządu Stowarzyszenia Menedżerów Kultury w Polsce. Pomysłodawca Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Współtwórca Literary Europe Live – organizacji zrzeszającej europejskie instytucje kultury i festiwale literackie. Organizator Europejskiego Forum Literackiego (2016 i 2017). Inicjator krajowych i zagranicznych projektów, z których najbardziej znane to: Komiks wierszem, Krytyk z uczelni, Kurs na sztukę, Nakręć wiersz, Nowe głosy z Europy, Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty, Pracownie literackie, Szkoła z poezją. Wyróżniony m.in. nagrodą Sezonu Wydawniczo-Księgarskiego IKAR za „odwagę wydawania najnowszej poezji i umiejętność docierania z nią różnymi drogami do czytelnika” oraz nagrodą Biblioteki Raczyńskich „za działalność wydawniczą i żarliwą promocję poezji”.

Powiązania