
Autobiografia śmierci
nagrania / transPort Literacki Kacper Bartczak Kim Hyesoon Lynn SuhSpotkanie z udziałem Kim Hyesoon, Lynna Suh, Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejZ Kacprem Bartczakiem rozmawia Kuba Mikurda.
Kuba Mikurda: Czytałeś już Where shall I wander?
Kacper Bartczak: Rozumiem, że jest to zaproszenie do rozmowy o wpływie Johna Ashbery’ego, w tym wypadku na mnie, chociaż, jak wszyscy wiemy, albo wszyscy powinniśmy wiedzieć, wpływy tego poety są dziś w Polsce niezwykle rozlegle, różnie rozłożone, rozmaicie u różnych poetów występujące, z przeróżnym skutkiem realizowane. Poezja Ashbery’ego, dyskutowana często w kontekście teorii wpływu – ostatecznie w tym właśnie kontekście została ona przez krytyków zauważona–sama jest jednym wielkim wpływem: i z innych poetów wypływa i ma tę własność, że na innych bardzo łatwo wpływa. Być może zbyt łatwo. Trzeba by sobie zdać sprawę, że to jest poeta, który publikuje regularnie od dokładnie półwiecza, a więc są już najrozmaitsze fazy jego twórczości i ciekawe byłoby prześledzenie, jaki Ashbery na jakich poetów wpływa. Na przykład: jakiego Ashbery’ego woli Sosnowski, a jakiego Sommer; albo: jak ustawia się wobec tego wpływu właśnie Sosnowski, a jak broni się przed nim i z nim dyskutuje Zadura.
Ashbery to święto wolności w poezji. Tak ja go odebrałem – pewnie jak wielu–jako rozwiązywacza języków. I to pomogło. Ale było też tak, że w tym samym momencie zacząłem łapczywie czytać paru innych: Stevensa, Zadurę, Bishop, Sommera, Moore, O’Harę. Więc to był kompozyt, a przy tym samym odkrycie pewnej zasady wolności, piękna zestawień nierozstrzygniętych, odkrycie, że nikogo, ani niczego nie trzeba zmuszać do „znaczeń”, że znaczenie, to coś innego, niż zdaje się tym, którzy po usłyszeniu wiersza zaraz pytają: „ale co o to znaczy”? Ja uważam, że do znaczeń należy wracać, ale dopiero po przeżyciu wiersza.
A wracając do samego pytania: nie, nie czytałem. Ashbery’ego przestałem czytać regularnie jakiś czas temu. Późny Ashbery to w ogóle enigma, ale nadal ze znaleziskami wyjątkowej urody. Ale ostatnio wolałem sięgać do jego prozy krytycznej. On ma naturalną zdolność do pisania o sztuce. Pisze pięknie, swobodnie, w niewymuszony i nienapuszony sposób. Niezwykła rzadkość.
W związku z tym, co powiedziałeś śpieszę dopytać – który Ashbery jest dla ciebie najważniejszy?
Czytam wszystkich Ashberych, może w zależności od nastroju. Gdy ciągnie mnie w kierunku Stevensa, sięgam po wcześniejsze książki. Są też różne gatunki podniosłości, którą Ashbery potrafi wmontować w wiersz jak mało kto, zanurzając je w bardzo elastycznych kontekstach. Istnieją też tomy tego poety, w których daje się odczuć jakiś kryzys, zwolnienie, znudzenie sobą. Ale dziś największą zagadką jest późny Ashbery, który w niektórych, na ogół krótkich, lirykach osiąga jakość trudną do opisania. Piotr Sommer przełożył w ostatnich latach kilka z nich.
Mówiłeś o komentarzach krytycznych Ashbery’ego – zawsze ciekawiły mnie wszelkie „krótkie spięcia” między jego poezją a np. malarstwem de Kooninga czy Pollocka. Czy i w twoim projekcie literackim jest miejsce na takie „krótkie spięcia”?
Skoro już wychodzimy od Ashbery’ego, a ja nie mam nic przeciwko takiemu wyjściu, to warto zauważyć, że dla tego poety, utożsamianego z poetyką nierozstrzygalności, ważniejsi od Pollocka i de Kooninga są chyba w przekroju całej jego twórczości malarze i artyści bardziej figuratywni i posługujący się bardziej namacalną, choć często surrealistyczną, reprezentacją: Cornell, Porter, de Chirico. Moje spięcia iskrzą częściej na złączach z filozofami niż artystami. Mniej więcej w czasie mojej inicjacji poetyckiej, podczas łapczywych lektur wspomnianych już wyżej poetów, równie intensywnie pochłaniałem kilku filozofów. Dla mnie pisma filozofów w sposób naturalny brzmiały, lub wytwarzały własną aurę poetycką. Czy dzisiaj, po Derridzie, Nietzschem nie widzimy już wyraźnie, że filozofia to pochód figur stylistycznych? Czym są dziś rozważania Platona, Plotyna, Eriugeny, jeśli nie poezją? Czymże są dociekania Wittgensteinowskie jeśli nie rodzajem poezji. Dlatego są takie podejrzane dla wielu ludzi. Sam znam świetnego lingwistę, który utrzymuje, że późny Wittgenstein po prostu zwariował. Tutaj można tylko polecić doskonałą książkę Marjorie Perloff, która tłumaczy, na czym polega pokrewieństwo Wittgensteina i np. Stein, czy Becketta.
Dla mnie najważniejsi byli Emerson, a później amerykańscy pragmatyści. Rorty, Dewey, ale przede wszystkim James. W ich tekstach jest jakaś niezwykle żywotna energia, jakaś polityka śmiałości wobec życia, jakieś zdrowo-prostackie, Whitmanowskie spojrzenie na życie, które mi imponuje bardziej od europejskiego, po-Nietzscheańskiego miauczenia. Swoją pierwszą książeczkę pisałem w jakiejś malignie, na dnie której pisałem pod dyktando zupełnie niezweryfikowanego przekonania, że między filozofią a poezją nie ma różnicy. W tekście myślenie zyskuje jakąś urodę. Ruch myśli jest zjawiskiem estetycznym, przy czym mówię tu o takim czytaniu, które ignoruje podział na myślenie kognitywne i estetykę. Zniesienie takich podziałów jest najbardziej płodną częścią spadku po Jamesie, Deweyu. Z takich zniesień wzięła się awangarda, przynajmniej amerykańska. Poetyka Ashberowska, która dzisiaj fascynuje tak wielu z nas, też skorzystała, pośrednio, z tych zabiegów.
Jak postrzegasz wpływ własnego doświadczenia przekładowego na pisanie? Wydaje się, że w ciągu kilkunastu ostatnich lat najbardziej wpływowe i rozpoznawalne rytmy, dykcje, melodie, pomysły formalne proponowali zwykle autorzy aktywnie zajmujący się tłumaczeniem. Można to z jednej strony tłumaczyć większą dostępnością innych tekstów, innych poetyk. Z drugiej strony – czy pewne charakterystyczne doświadczenie tłumacza, konfrontacja z nieprzekładalnością może być właśnie tym miejscem, skąd startuje poezja?
Twoje pytanie strasznie Derridą jest podszyte. Nieprzekładalność nachodzi na niewyrażalność, granice języka, doświadczenia językowego. Ja, w odniesieniu oczywiście tylko do swojego pisania, wolałbym mówić o nierozpoznawalności własnej sytuacji życiowej i o niewiedzy. Gdy mówimy o niewyrażalności, zakładamy, chyba, że jest coś co o wyraz się doprasza i go nie dostaje. Ja nie jestem w stanie tego poczuć, dopóki nie wejdę w wiersz. Przed wierszem mam tylko ogólne dążenie do wiersza, do wyrazu, ale ono jest bezprzedmiotowe. W wierszu znajdą się znaczenia i wyrazy, prędzej czy później.
Dlatego moje pisanie nie wychodzi od doświadczenia przekładu, czyli z jakiegoś przeskoku między językami, a więc między rzeczywistościami. Raczej, moje wiersze wywodzą się z doświadczenia bycia w świecie, w którym nie ma różnicy między rzeczywistością a językiem. Tutaj nie ma pytań o przystawanie języka do rzeczywistości; tutaj są pytania o to, jaką rzeczywistości język może z siebie wykreować. Problem niewyrażalności należy do tego myślenia, w którym język i rzeczywistość to dwie różne bajki. Jeśli zmieni się myślenie, można mówić o pojemnościach i potencjach takich a nie innych ujęć językowych. Wtedy zostaje jeszcze problem punktu odniesienia: skąd wiemy, że dany język jest pojemniejszy i sprawniejszy? Z innych wypowiedzi, użyć, czyli właśnie z innych wierszy. Lepszy wiersz po prostu daje nam więcej świata, a więc więcej możliwości, ujawnia coś, czego przed nim po prostu nie było. Wiersz pozwala czemuś zaistnieć–a nie odsyła do tego czegoś, jakby to coś istniało przed nim. Czyli wychodzi mi na to, że granicą wyrażalności jednego wiersza jest inny wiersz, możliwe, że nie poznany. A idąc dalej, że wiersz sugeruje nowy wiersz, obrysowuje go i umożliwia.
Zresztą moje doświadczenie tłumaczeniowe jest bardzo mizerne. Jest coś w tłumaczeniu poezji, co mnie blokuje. Coś mi dech w piersiach zapiera i odbiera własny język. Może chodzi o bliskość, z jaką od lat żyję z angielskim, ale może też o to, że, jak zauważyłem, mój zakres wyrażeń akceptowalnych w języku jest szerszy niż u większości piszących wiersze, a w przekładzie trzeba dokonywać wyborów. Pewnie tego nie potrafię.
Jakie miejsce zajmuje w twojej aktywności pisarskiej krytyka literacka?
To jest dziwna sprawa. Z jednej strony zgadzam się z tymi ludźmi, którzy dzisiaj wskazują na głębokie pokrewieństwa między wypowiedzią krytyczną i poetycką. Z drugiej jednak są to dla mnie nadal trochę inne przeżycia. Nie potrafiłbym dobrze ująć różnicy. Może chodzi o to, że podczas pisania wiersza pozwalam sobie na większy stopień „niewiedzy”, czy też należałoby powiedzieć „nieweryfikowalności”. W eseju krytycznym natomiast nadal interesuje mnie pewna spójna linia dyskursywna, jakiś wywód, który da się krytykować, bronić itd.
Ciekawią mnie okoliczności twojego debiutu – stosunkowo późnego, za to od pierwszego tomu proponującego bardzo dojrzałą i charakterystyczną poetykę. Jak rozwijało się twoje pisanie? Czy istnieją wiersze sprzed intensywnych okoliczności lekturowych, o których opowiadałeś?
Takie wiersze, sprzed debiutu i związanej z nim intensyfikacji mojego pisania istnieją, a raczej istniały, ale byłyby dzisiaj zawstydzające. Pamiętam, jak Jerzy Jarniewicz, wówczas mój nauczyciel akademicki, musiał uskutecznić coś w rodzaju ucieczki przede mną między wagonami tramwaju, żeby uniknąć potrzeby rozmowy ze mną o tych wierszach. Zawsze coś bazgrałem, ale to nie miało kierunku, żadnego ustawienia głosu, żadnej formuły. Coś ciekawego zaczęło się we mnie dziać, kiedy z moją żoną, jeszcze wtedy dziewczyną, zamieszkaliśmy razem, Jakiś przeskok, jakieś wyjście z domu mamusi i tatusia, które zbiegło się w czasie z lekturami, o których już mówiliśmy. Tzw. start w dorosłość był dla mnie jakąś dziwną, niekończącą się podróżą przez miasto, w którym własne życie codzienne i pracę zacząłem widzieć z jakiegoś smakowitego oddalenia. Chodziłem po Łodzi, załatwiałem sprawy, a jednocześnie byłem gdzieś obok. Ta atmosfera jest w wielu wierszach z mojej debiutanckiej książeczki, która zresztą przeszła bez żadnego echa.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Ur. w 1972 roku. Poeta, krytyk, tłumacz poezji, amerykanista. Wydał kilka tomów poetyckich, m.in. Wiersze organiczne (2015), za które był nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius oraz Nagrody Literackiej Nike, Pokarm suweren (2017), a także zbiór Naworadiowa (2019). Autor monografii o Johnie Ashberym (2006) oraz zbioru esejów o poezji i teorii Świat nie scalony (2009), za który otrzymał Nagrodę „Literatury na Świecie”. Tłumaczył wiersze Johna Ashbery’ego, Rae Armantrout, Charlesa Bernsteina i Petera Gizziego. Stypendysta Fundacji Fulbrighta (dwukrotny) i Fundacji im. T. Kościuszki. Wykłada literaturę amerykańską na Uniwersytecie Łódzkim. Mieszka w Łodzi.
Urodzony w 1981 roku. Dziennikarz, filmoznawca, psycholog, filozof. Członek zespołów redakcyjnych „Wide Screen”, „International Journal for Žižek Studies” i „Krytyki Politycznej”. Współpracuje z Katedrą Kultury Współczesnej UJ, Centre for Advanced Studies in the Humanities UJ. Nagrodzony w konkursie im. Krzysztofa Mętraka (2007, 2008). W 2008 roku zwycięzca polskiej edycji konkursu „International Young Screen Entrepreneur” organizowanego przez British Council. Mieszka w Krakowie.