wywiady / o pisaniu

Niewymuszone znaczenia

Kacper Bartczak

Kuba Mikurda

Z Kacprem Bartczakiem rozmawia Kuba Mikurda.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Kuba Mikur­da: Czy­ta­łeś już Whe­re shall I wan­der?

Kac­per Bart­czak: Rozu­miem, że jest to zapro­sze­nie do roz­mo­wy o wpły­wie Joh­na Ash­be­ry­’e­go, w tym wypad­ku na mnie, cho­ciaż, jak wszy­scy wie­my, albo wszy­scy powin­ni­śmy wie­dzieć, wpły­wy tego poety są dziś w Pol­sce nie­zwy­kle roz­le­gle, róż­nie roz­ło­żo­ne, roz­ma­icie u róż­nych poetów wystę­pu­ją­ce, z prze­róż­nym skut­kiem reali­zo­wa­ne. Poezja Ash­be­ry­’e­go, dys­ku­to­wa­na czę­sto w kon­tek­ście teo­rii wpły­wu – osta­tecz­nie w tym wła­śnie kon­tek­ście zosta­ła ona przez kry­ty­ków zauważona–sama jest jed­nym wiel­kim wpły­wem: i z innych poetów wypły­wa i ma tę wła­sność, że na innych bar­dzo łatwo wpły­wa. Być może zbyt łatwo. Trze­ba by sobie zdać spra­wę, że to jest poeta, któ­ry publi­ku­je regu­lar­nie od dokład­nie pół­wie­cza, a więc są już naj­roz­ma­it­sze fazy jego twór­czo­ści i cie­ka­we było­by prze­śle­dze­nie, jaki Ash­be­ry na jakich poetów wpły­wa. Na przy­kład: jakie­go Ash­be­ry­’e­go woli Sosnow­ski, a jakie­go Som­mer; albo: jak usta­wia się wobec tego wpły­wu wła­śnie Sosnow­ski, a jak bro­ni się przed nim i z nim dys­ku­tu­je Zadu­ra.

Ash­be­ry to świę­to wol­no­ści w poezji. Tak ja go ode­bra­łem – pew­nie jak wielu–jako roz­wią­zy­wa­cza języ­ków. I to pomo­gło. Ale było też tak, że w tym samym momen­cie zaczą­łem łap­czy­wie czy­tać paru innych: Ste­ven­sa, Zadu­rę, Bishop, Som­me­ra, Moore, O’Ha­rę. Więc to był kom­po­zyt, a przy tym samym odkry­cie pew­nej zasa­dy wol­no­ści, pięk­na zesta­wień nie­roz­strzy­gnię­tych, odkry­cie, że niko­go, ani nicze­go nie trze­ba zmu­szać do „zna­czeń”, że zna­cze­nie, to coś inne­go, niż zda­je się tym, któ­rzy po usły­sze­niu wier­sza zaraz pyta­ją: „ale co o to zna­czy”? Ja uwa­żam, że do zna­czeń nale­ży wra­cać, ale dopie­ro po prze­ży­ciu wier­sza.

A wra­ca­jąc do same­go pyta­nia: nie, nie czy­ta­łem. Ash­be­ry­’e­go prze­sta­łem czy­tać regu­lar­nie jakiś czas temu. Póź­ny Ash­be­ry to w ogó­le enig­ma, ale nadal ze zna­le­zi­ska­mi wyjąt­ko­wej uro­dy. Ale ostat­nio wola­łem się­gać do jego pro­zy kry­tycz­nej. On ma natu­ral­ną zdol­ność do pisa­nia o sztu­ce. Pisze pięk­nie, swo­bod­nie, w nie­wy­mu­szo­ny i nie­na­pu­szo­ny spo­sób. Nie­zwy­kła rzad­kość.

W związ­ku z tym, co powie­dzia­łeś śpie­szę dopy­tać – któ­ry Ash­be­ry jest dla cie­bie naj­waż­niej­szy?

Czy­tam wszyst­kich Ash­be­rych, może w zależ­no­ści od nastro­ju. Gdy cią­gnie mnie w kie­run­ku Ste­ven­sa, się­gam po wcze­śniej­sze książ­ki. Są też róż­ne gatun­ki pod­nio­sło­ści, któ­rą Ash­be­ry potra­fi wmon­to­wać w wiersz jak mało kto, zanu­rza­jąc je w bar­dzo ela­stycz­nych kon­tek­stach. Ist­nie­ją też tomy tego poety, w któ­rych daje się odczuć jakiś kry­zys, zwol­nie­nie, znu­dze­nie sobą. Ale dziś naj­więk­szą zagad­ką jest póź­ny Ash­be­ry, któ­ry w nie­któ­rych, na ogół krót­kich, liry­kach osią­ga jakość trud­ną do opi­sa­nia. Piotr Som­mer prze­ło­żył w ostat­nich latach kil­ka z nich.

Mówi­łeś o komen­ta­rzach kry­tycz­nych Ash­be­ry­’e­go – zawsze cie­ka­wi­ły mnie wszel­kie „krót­kie spię­cia” mię­dzy jego poezją a np. malar­stwem de Koonin­ga czy Pol­loc­ka. Czy i w two­im pro­jek­cie lite­rac­kim jest miej­sce na takie „krót­kie spię­cia”?

Sko­ro już wycho­dzi­my od Ash­be­ry­’e­go, a ja nie mam nic prze­ciw­ko takie­mu wyj­ściu, to war­to zauwa­żyć, że dla tego poety, utoż­sa­mia­ne­go z poety­ką nie­roz­strzy­gal­no­ści, waż­niej­si od Pol­loc­ka i de Koonin­ga są chy­ba w prze­kro­ju całej jego twór­czo­ści mala­rze i arty­ści bar­dziej figu­ra­tyw­ni i posłu­gu­ją­cy się bar­dziej nama­cal­ną, choć czę­sto sur­re­ali­stycz­ną, repre­zen­ta­cją: Cor­nell, Por­ter, de Chi­ri­co. Moje spię­cia iskrzą czę­ściej na złą­czach z filo­zo­fa­mi niż arty­sta­mi. Mniej wię­cej w cza­sie mojej ini­cja­cji poetyc­kiej, pod­czas łap­czy­wych lek­tur wspo­mnia­nych już wyżej poetów, rów­nie inten­syw­nie pochła­nia­łem kil­ku filo­zo­fów. Dla mnie pisma filo­zo­fów w spo­sób natu­ral­ny brzmia­ły, lub wytwa­rza­ły wła­sną aurę poetyc­ką. Czy dzi­siaj, po Der­ri­dzie, Nie­tz­schem nie widzi­my już wyraź­nie, że filo­zo­fia to pochód figur sty­li­stycz­nych? Czym są dziś roz­wa­ża­nia Pla­to­na, Plo­ty­na, Eriu­ge­ny, jeśli nie poezją? Czym­że są docie­ka­nia Wit­t­gen­ste­inow­skie jeśli nie rodza­jem poezji. Dla­te­go są takie podej­rza­ne dla wie­lu ludzi. Sam znam świet­ne­go lin­gwi­stę, któ­ry utrzy­mu­je, że póź­ny Wit­t­gen­ste­in po pro­stu zwa­rio­wał. Tutaj moż­na tyl­ko pole­cić dosko­na­łą książ­kę Mar­jo­rie Per­loff, któ­ra tłu­ma­czy, na czym pole­ga pokre­wień­stwo Wit­t­gen­ste­ina i np. Ste­in, czy Bec­ket­ta.

Dla mnie naj­waż­niej­si byli Emer­son, a póź­niej ame­ry­kań­scy prag­ma­ty­ści. Ror­ty, Dewey, ale przede wszyst­kim James. W ich tek­stach jest jakaś nie­zwy­kle żywot­na ener­gia, jakaś poli­ty­ka śmia­ło­ści wobec życia, jakieś zdro­wo-pro­stac­kie, Whit­ma­now­skie spoj­rze­nie na życie, któ­re mi impo­nu­je bar­dziej od euro­pej­skie­go, po-Nie­tz­sche­ań­skie­go miau­cze­nia. Swo­ją pierw­szą ksią­żecz­kę pisa­łem w jakiejś mali­gnie, na dnie któ­rej pisa­łem pod dyk­tan­do zupeł­nie nie­zwe­ry­fi­ko­wa­ne­go prze­ko­na­nia, że mię­dzy filo­zo­fią a poezją nie ma róż­ni­cy. W tek­ście myśle­nie zysku­je jakąś uro­dę. Ruch myśli jest zja­wi­skiem este­tycz­nym, przy czym mówię tu o takim czy­ta­niu, któ­re igno­ru­je podział na myśle­nie kogni­tyw­ne i este­ty­kę. Znie­sie­nie takich podzia­łów jest naj­bar­dziej płod­ną czę­ścią spad­ku po Jame­sie, Deweyu. Z takich znie­sień wzię­ła się awan­gar­da, przy­naj­mniej ame­ry­kań­ska. Poety­ka Ash­be­row­ska, któ­ra dzi­siaj fascy­nu­je tak wie­lu z nas, też sko­rzy­sta­ła, pośred­nio, z tych zabie­gów.

Jak postrze­gasz wpływ wła­sne­go doświad­cze­nia prze­kła­do­we­go na pisa­nie? Wyda­je się, że w cią­gu kil­ku­na­stu ostat­nich lat naj­bar­dziej wpły­wo­we i roz­po­zna­wal­ne ryt­my, dyk­cje, melo­die, pomy­sły for­mal­ne pro­po­no­wa­li zwy­kle auto­rzy aktyw­nie zaj­mu­ją­cy się tłu­ma­cze­niem. Moż­na to z jed­nej stro­ny tłu­ma­czyć więk­szą dostęp­no­ścią innych tek­stów, innych poetyk. Z dru­giej stro­ny – czy pew­ne cha­rak­te­ry­stycz­ne doświad­cze­nie tłu­ma­cza, kon­fron­ta­cja z nie­prze­kła­dal­no­ścią może być wła­śnie tym miej­scem, skąd star­tu­je poezja?

Two­je pyta­nie strasz­nie Der­ri­dą jest pod­szy­te. Nie­prze­kła­dal­ność nacho­dzi na nie­wy­ra­żal­ność, gra­ni­ce języ­ka, doświad­cze­nia języ­ko­we­go. Ja, w odnie­sie­niu oczy­wi­ście tyl­ko do swo­je­go pisa­nia, wolał­bym mówić o nie­roz­po­zna­wal­no­ści wła­snej sytu­acji życio­wej i o nie­wie­dzy. Gdy mówi­my o nie­wy­ra­żal­no­ści, zakła­da­my, chy­ba, że jest coś co o wyraz się dopra­sza i go nie dosta­je. Ja nie jestem w sta­nie tego poczuć, dopó­ki nie wej­dę w wiersz. Przed wier­szem mam tyl­ko ogól­ne dąże­nie do wier­sza, do wyra­zu, ale ono jest bez­przed­mio­to­we. W wier­szu znaj­dą się zna­cze­nia i wyra­zy, prę­dzej czy póź­niej.

Dla­te­go moje pisa­nie nie wycho­dzi od doświad­cze­nia prze­kła­du, czy­li z jakie­goś prze­sko­ku mię­dzy języ­ka­mi, a więc mię­dzy rze­czy­wi­sto­ścia­mi. Raczej, moje wier­sze wywo­dzą się z doświad­cze­nia bycia w świe­cie, w któ­rym nie ma róż­ni­cy mię­dzy rze­czy­wi­sto­ścią a języ­kiem. Tutaj nie ma pytań o przy­sta­wa­nie języ­ka do rze­czy­wi­sto­ści; tutaj są pyta­nia o to, jaką rze­czy­wi­sto­ści język może z sie­bie wykre­ować. Pro­blem nie­wy­ra­żal­no­ści nale­ży do tego myśle­nia, w któ­rym język i rze­czy­wi­stość to dwie róż­ne baj­ki. Jeśli zmie­ni się myśle­nie, moż­na mówić o pojem­no­ściach i poten­cjach takich a nie innych ujęć języ­ko­wych. Wte­dy zosta­je jesz­cze pro­blem punk­tu odnie­sie­nia: skąd wie­my, że dany język jest pojem­niej­szy i spraw­niej­szy? Z innych wypo­wie­dzi, użyć, czy­li wła­śnie z innych wier­szy. Lep­szy wiersz po pro­stu daje nam wię­cej świa­ta, a więc wię­cej moż­li­wo­ści, ujaw­nia coś, cze­go przed nim po pro­stu nie było. Wiersz pozwa­la cze­muś zaistnieć–a nie odsy­ła do tego cze­goś, jak­by to coś ist­nia­ło przed nim. Czy­li wycho­dzi mi na to, że gra­ni­cą wyra­żal­no­ści jed­ne­go wier­sza jest inny wiersz, moż­li­we, że nie pozna­ny. A idąc dalej, że wiersz suge­ru­je nowy wiersz, obry­so­wu­je go i umoż­li­wia.

Zresz­tą moje doświad­cze­nie tłu­ma­cze­nio­we jest bar­dzo mizer­ne. Jest coś w tłu­ma­cze­niu poezji, co mnie blo­ku­je. Coś mi dech w pier­siach zapie­ra i odbie­ra wła­sny język. Może cho­dzi o bli­skość, z jaką od lat żyję z angiel­skim, ale może też o to, że, jak zauwa­ży­łem, mój zakres wyra­żeń akcep­to­wal­nych w języ­ku jest szer­szy niż u więk­szo­ści piszą­cych wier­sze, a w prze­kła­dzie trze­ba doko­ny­wać wybo­rów. Pew­nie tego nie potra­fię.

Jakie miej­sce zaj­mu­je w two­jej aktyw­no­ści pisar­skiej kry­ty­ka lite­rac­ka?

To jest dziw­na spra­wa. Z jed­nej stro­ny zga­dzam się z tymi ludź­mi, któ­rzy dzi­siaj wska­zu­ją na głę­bo­kie pokre­wień­stwa mię­dzy wypo­wie­dzią kry­tycz­ną i poetyc­ką. Z dru­giej jed­nak są to dla mnie nadal tro­chę inne prze­ży­cia. Nie potra­fił­bym dobrze ująć róż­ni­cy. Może cho­dzi o to, że pod­czas pisa­nia wier­sza pozwa­lam sobie na więk­szy sto­pień „nie­wie­dzy”, czy też nale­ża­ło­by powie­dzieć „nie­we­ry­fi­ko­wal­no­ści”. W ese­ju kry­tycz­nym nato­miast nadal inte­re­su­je mnie pew­na spój­na linia dys­kur­syw­na, jakiś wywód, któ­ry da się kry­ty­ko­wać, bro­nić itd.

Cie­ka­wią mnie oko­licz­no­ści two­je­go debiu­tu – sto­sun­ko­wo póź­ne­go, za to od pierw­sze­go tomu pro­po­nu­ją­ce­go bar­dzo doj­rza­łą i cha­rak­te­ry­stycz­ną poety­kę. Jak roz­wi­ja­ło się two­je pisa­nie? Czy ist­nie­ją wier­sze sprzed inten­syw­nych oko­licz­no­ści lek­tu­ro­wych, o któ­rych opo­wia­da­łeś?

Takie wier­sze, sprzed debiu­tu i zwią­za­nej z nim inten­sy­fi­ka­cji moje­go pisa­nia ist­nie­ją, a raczej ist­nia­ły, ale były­by dzi­siaj zawsty­dza­ją­ce. Pamię­tam, jak Jerzy Jar­nie­wicz, wów­czas mój nauczy­ciel aka­de­mic­ki, musiał usku­tecz­nić coś w rodza­ju uciecz­ki przede mną mię­dzy wago­na­mi tram­wa­ju, żeby unik­nąć potrze­by roz­mo­wy ze mną o tych wier­szach. Zawsze coś bazgra­łem, ale to nie mia­ło kie­run­ku, żad­ne­go usta­wie­nia gło­su, żad­nej for­mu­ły. Coś cie­ka­we­go zaczę­ło się we mnie dziać, kie­dy z moją żoną, jesz­cze wte­dy dziew­czy­ną, zamiesz­ka­li­śmy razem, Jakiś prze­skok, jakieś wyj­ście z domu mamu­si i tatu­sia, któ­re zbie­gło się w cza­sie z lek­tu­ra­mi, o któ­rych już mówi­li­śmy. Tzw. start w doro­słość był dla mnie jakąś dziw­ną, nie­koń­czą­cą się podró­żą przez mia­sto, w któ­rym wła­sne życie codzien­ne i pra­cę zaczą­łem widzieć z jakie­goś sma­ko­wi­te­go odda­le­nia. Cho­dzi­łem po Łodzi, zała­twia­łem spra­wy, a jed­no­cze­śnie byłem gdzieś obok. Ta atmos­fe­ra jest w wie­lu wier­szach z mojej debiu­tanc­kiej ksią­żecz­ki, któ­ra zresz­tą prze­szła bez żad­ne­go echa.

Dzię­ku­ję bar­dzo za roz­mo­wę.

O autorach i autorkach

Kacper Bartczak

Ur. w 1972 roku. Poeta, krytyk, tłumacz poezji, amerykanista. Wydał kilka tomów poetyckich, m.in. Wiersze organiczne (2015), za które był nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius oraz Nagrody Literackiej Nike, Pokarm suweren (2017), a także zbiór Naworadiowa (2019). Autor monografii o Johnie Ashberym (2006) oraz zbioru esejów o poezji i teorii Świat nie scalony (2009), za który otrzymał Nagrodę „Literatury na Świecie”. Tłumaczył wiersze Johna Ashbery’ego, Rae Armantrout, Charlesa Bernsteina i Petera Gizziego. Stypendysta Fundacji Fulbrighta (dwukrotny) i Fundacji im. T. Kościuszki. Wykłada literaturę amerykańską na Uniwersytecie Łódzkim. Mieszka w Łodzi.

Kuba Mikurda

Urodzony w 1981 roku. Dziennikarz, filmoznawca, psycholog, filozof. Członek zespołów redakcyjnych „Wide Screen”, „International Journal for Žižek Studies” i „Krytyki Politycznej”. Współpracuje z Katedrą Kultury Współczesnej UJ, Centre for Advanced Studies in the Humanities UJ. Nagrodzony w konkursie im. Krzysztofa Mętraka (2007, 2008). W 2008 roku zwycięzca polskiej edycji konkursu „International Young Screen Entrepreneur” organizowanego przez British Council. Mieszka w Krakowie.

Powiązania