wywiady / o książce

O Hotelu de Dream

Edmund White

Jacek Dehnel

Rozmowa Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego z Edmundem White'em o książce Hotel de Dream, wydanej nakładem Biura Literackiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Jacek Deh­nel i Piotr Tar­czyń­ski: Hotel de Dre­am skła­da się z dwóch sple­cio­nych ze sobą histo­rii. Pierw­sza opo­wia­da o Ste­phe­nie Cra­nie, umie­ra­ją­cym na gruź­li­cę i dyk­tu­ją­cym swo­ją ostat­nią książ­kę, dru­ga to owa dyk­to­wa­na książ­ka: żywa kro­ni­ka trud­nej homo­sek­su­al­nej miło­ści, łączą­cej nasto­let­nią męską pro­sty­tut­kę i znacz­nie star­sze­go męż­czy­znę, w sce­ne­rii gejow­skie­go Nowe­go Jor­ku lat 90. XIX wie­ku. Ale nie tyl­ko o dyk­to­wa­nie tu idzie: życie Ste­phe­na zda­je się odbi­jać w jego książ­ce i vice ver­sa , książ­ka wpły­wa na życie pisa­rza, zazwy­czaj w pośred­ni, meta­fo­rycz­ny spo­sób. Czy doświad­cza pan podob­ne­go związ­ku rów­nież w swo­im wła­snym pisa­niu?

Edmund Whi­te: Czę­sto odkry­wam, że emo­cjo­nal­nie prze­ży­wam na nowo sce­nę, któ­rą aku­rat opi­su­ję – zacho­wa­nie wzię­te z roman­ty­zmu, któ­re nie wyda­je mi się war­te pochwa­ły czy popie­ra­nia, ale przy­da­rza mi się ono tak czy owak. Jeśli idzie o Cra­ne­’a, to naj­wy­raź­niej znał tego chło­pa­ka, a w mojej wer­sji nawet widział jego popa­rzo­ną twarz, pró­bu­je zatem zgad­nąć, co takie­go mogło mu się przy­tra­fić. Rów­no­cze­śnie pod­upa­da na zdro­wiu i cze­ka na zbli­ża­ją­cą się śmierć.

Jed­ną z osi tej powie­ści jest kon­flikt mię­dzy śmier­cią a kon­ty­nu­acją: cho­ro­bą Cra­ne­’a a jego wolą ukoń­cze­nia książ­ki, cho­ro­bą Elliot­ta a sta­ło­ścią The­odo­re­’a, porzu­ce­niem tek­stu a rekon­stru­owa­niem go przez umie­ra­ją­ce­go pisa­rza, itd. Któ­rą stro­nę pan trzy­ma w wie­lo­let­nim spo­rze mię­dzy tymi, któ­rzy za Miło­szem mówią: „Czym jest poezja, któ­ra nie oca­la / naro­dów ani ludzi”, a tymi, któ­rzy twier­dzą, że lite­ra­tu­ra nicze­go nie może oca­lić i jest jedy­nie przy­go­dą umy­słu?

Jako pisarz gejow­ski widzia­łem na wła­sne oczy, jak istot­na może być lite­ra­tu­ra dla grup mniej­szo­ścio­wych. Przez dłu­gi czas nie było gejow­skich pro­gra­mów tele­wi­zyj­nych, otwar­cie gejow­skich poli­ty­ków, akto­rów czy mów­ców; w wyni­ku tego lite­ra­tu­ra pięk­na i poezja przy­ję­ły więk­szą niż zazwy­czaj rolę w orga­ni­zo­wa­niu śro­do­wisk gejow­skich i wypra­co­wy­wa­niu wspól­nej toż­sa­mo­ści.

Pań­ska powieść gra z tra­dy­cją lite­rac­kiej imi­ta­cji: zre­kon­stru­ował pan tekst, któ­ry Cra­ne za namo­wą przy­ja­cie­la znisz­czył jako zbyt odważ­ny dla pury­tań­skich czy­tel­ni­ków. Ponad­to w powie­ści poja­wia­ją się jesz­cze dwaj słyn­ni pisa­rze: Joseph Con­rad i Hen­ry James, któ­rzy przy­no­szą ze sobą wła­sny styl, wkra­da­ją­cy się w nar­ra­cję. Co jest naj­waż­niej­sze w imi­to­wa­niu sty­lu inne­go pisa­rza, jakie są przy­jem­no­ści i zagro­że­nia nie­sio­ne przez ten typ twór­czo­ści? I czy są inni pisa­rze, żyją­cy lub nie, któ­rych książ­ki chciał­by pan tak potrak­to­wać? Albo już pan pró­bo­wał i odstą­pił od tego zamia­ru?

Bar­dzo pocią­ga mnie postać Edith Whar­ton, kobie­ty, któ­ra zna­ła wie­lu gejów, nade wszyst­ko Jame­sa, i któ­ra wio­dła boga­te, namięt­ne, nie­zwy­kłe życie, rów­no­cze­śnie dosto­so­wu­jąc się, jak się zda­je, do ówcze­snych oby­cza­jów (naj­więk­szym jej grze­chem wobec spo­łe­czeń­stwa był roz­wód). Naj­po­waż­niej­szym zagro­że­niem naśla­dow­nic­twa sty­lu jest prze­sad­ne zaha­mo­wa­nie, towa­rzy­szą­ce temu swo­iste­mu brzu­cho­mów­stwu. Nie poświę­cam zbyt wie­le cza­su na nauko­wą ana­li­zę czy­je­goś sty­lu, raczej pró­bu­ję, kie­ru­jąc się intu­icją, po pro­stu w nim  z a m i e s z k a ć.

Jen­nie June, nazy­wa­ją­ca samą sie­bie „her­ma­fro­dy­tą”, męż­czy­zna z kla­sy śred­niej uda­ją­cy, że jest „dzie­ci­ną”, to jed­na z cudacz­nych oso­bo­wo­ści ówcze­sne­go Nowe­go Jor­ku. Czy czy­tał pan jej/jego książ­ki, rze­ko­mo auto­bio­gra­ficz­ne? Czy w pra­cy nad powie­ścią spo­żyt­ko­wał pan jesz­cze jakieś queerow­skie gło­sy z koń­ca XIX w.?

Czy­ta­łem jego książ­ki, któ­re są peł­ne roz­ma­itych infor­ma­cji, czy­ta­łem gaze­to­we arty­ku­ły o obła­wach poli­cyj­nych na bary gejow­skie, a tak­że spi­sa­ny przez psy­chia­trę słow­nik ówcze­sne­go gejow­skie­go slan­gu.

Odtwo­rze­nie w tak żywy spo­sób gejow­skie­go życia Nowe­go Jor­ku w latach 90. XIX wie­ku z pew­no­ścią wyma­ga­ło wie­le pra­cy. Czy jako oso­ba, któ­ra z pierw­szej ręki zna­ła ana­lo­gicz­ne realia lat 60. i 70. XX wie­ku, widział pan raczej podo­bień­stwa czy roz­bież­no­ści mię­dzy tymi epo­ka­mi? Co pana naj­bar­dziej zasko­czy­ło? Czy było wów­czas coś (miej­sca? zacho­wa­nia? żar­gon?) z „daw­ne­go, gejow­skie­go Nowe­go Jor­ku”, co dziś już nie ist­nie­je?

Sądzę, że w XIX wie­ku homo­sek­su­alizm łatwiej było, rów­nież samym gejom, wyobra­żać sobie jako for­mę trans­we­sty­ty­zmu. Dziś tak już nie jest. Może dla­te­go, że wów­czas było tak trud­no natra­fić na part­ne­ra i ludzie bar­dziej byli skłon­ni akcep­to­wać nie­do­sko­na­ło­ści cia­ła czy nawet oso­bo­wo­ści. Z dru­giej stro­ny, dziś jest znacz­nie wię­cej par gejow­skich niż w prze­szło­ści, a geje są znacz­nie bar­dziej otwar­ci i zasy­mi­lo­wa­ni z resz­tą spo­łe­czeń­stwa niż kie­dyś.

Kie­dy po raz pierw­szy przy­je­cha­łem do Nowe­go Jor­ku w 1962 roku, cha­dza­łem się napić do baru w mojej oko­li­cy, któ­ry nazy­wał się The Ble­ec­ker Stre­et Tavern. Były w nim schod­ki, pro­wa­dzą­ce na nie­co chwiej­ny bal­kon. Dopie­ro nie­daw­no dowie­dzia­łem się, że był tam pierw­szy gejow­ski bar w Nowym Jor­ku, Sli­de (Ślizg), gdzie gro­ma­dzi­li się, rów­nież na zacisz­nym bal­ko­nie, pro­sty­tu­ują­cy się trans­we­sty­ci. Dziś jest to klub dla hete­ro­sek­su­ali­stów, Ken­ny­’s Casta­way na rogu Ble­ec­ke­ra i Thomp­so­na. W jego pod­zie­miach zacho­wa­ły się jesz­cze poko­iki, w któ­rych w XIX wie­ku pro­sty­tut­ki przyj­mo­wa­ły swo­ich klien­tów.

Powieść Cra­ne­’a zaczy­na się od przy­jaz­du Elliot­ta na Grand Cen­tral, w miej­sce, któ­re robi na nim wra­że­nie nie­mal­że magicz­nej bra­my do nowe­go życia, któ­re cze­ka nań w mie­ście. Ile w tym wiej­skim chło­pa­ku jest z mło­de­go Edmun­da Whi­te­’a, któ­ry przy­był do Nowe­go Jor­ku sie­dem dekad póź­niej?

Cóż, przy­by­łem samo­lo­tem, nie pocią­giem, ale zna­łem tu tyl­ko czte­ry, może pięć osób, i mia­łem przy sobie tyl­ko dwie­ście dola­rów, ale w tam­tych cza­sach eko­no­mia kwi­tła i łatwo było zna­leźć zatrud­nie­nie. Miesz­ka­łem w YMCA i musia­łem poży­czyć pie­nią­dze od zamoż­ne­go przy­ja­cie­la z col­le­ge­’u, ale po dwóch mie­sią­cach mia­łem pra­cę i miesz­ka­nie. Elliott jest młod­szy, nie­wy­kształ­co­ny i nie ma zupeł­nie nicze­go.

Biu­ro Lite­rac­kie, wyda­jąc trzy pań­skie książ­ki, odda­je czy­tel­ni­kom dwie wcze­sne powie­ści i jed­ną z ostat­nich. Co jesz­cze, według pana, powin­no zostać prze­ło­żo­ne, by prze­ka­zać bar­dziej cało­ścio­wy obraz pań­skiej twór­czo­ści?

Myślę, że My Lives róż­ni się od innych pamięt­ni­ków i, taką mam przy­naj­mniej nadzie­ję, przy­no­si fraj­dę czy­tel­ni­ko­wi. Z kolei ostat­nia moja powieść, Jack Hol­mes and His Friend, odnio­sła naj­więk­szy suk­ces od cza­sów Zucha.

O autorach i autorkach

Edmund White

Amerykański pisarz, eseista i krytyk kultury. Urodził się w 1940 roku w Cincinnati (Ohio). Laureat wielu prestiżowych nagród, członek Amerykańskiej Akademii Sztuki i Literatury. Wywarł duży wpływ na literaturę oraz obyczajowość drugiej połowy XX wieku, zarówno wyrafinowaną stylistyką i naturalistycznym obrazowaniem swojej prozy, jak również publicystyką podejmującą problematykę gejowską. Po polsku ukazały się: "Zapominanie Eleny ", "Zuch" oraz "Hotel de Dream". Mieszka w Nowym Jorku.

Jacek Dehnel

Urodzony 1 maja 1980 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, tłumacz. Zajmuje się także malarstwem i rysunkiem. Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (2005), Paszportu "Polityki" (2007), Nagrody Splendor Gedanensis (2008) oraz Nagrody Śląski Wawrzyn Literacki (2009). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike w 2009 i w 2010 roku. W 2014 roku nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej i Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za tom Języki obce (2013). Mieszka w Warszawie.

Powiązania