Karol Maliszewski: Moje pierwsze spotkanie ze słoweńską poezją zawdzięczam Pani, a konkretnie wyborowi wierszy Tomaža Šalamuna z roku bodaj 1979, ale więcej dowiedziałem się o historii tej poezji i o innych twórcach z antologii Srebro i mech [1] z 1995 roku. Czy w niej po raz pierwszy przedstawiała Pani najwybitniejszych poetów ze Słowenii, czy też były jakieś wcześniejsze nieznane mi próby ich prezentacji?
Katarina Šalamun-Biedrzycka: Najwybitniejszych poetów ze Słowenii próbowałam przedstawiać w Polsce od roku 1966, kiedy objęłam lektorat języka słoweńskiego na UJ. Najpierw na wieczorach literackich tamże, potem w czasopismach. Tomaž Šalamun ukazał się w „Życiu Literackim” już w roku 1968 i tak samo Kocbek w „Twórczości”, Strniša, którego później wydałam jako wybór książkowy, w roku 1969, a w następnych latach zjawiały się całe bloki słoweńskich poetów, na przykład w „FA-arcie”, „Kresach” czy w „Frazie”, a w „Kwartalniku Artystycznym” wręcz jako Mała antologia poezji słoweńskiej. Coraz obszerniejsze bloki były też w „Studium”, „Czasie Kultury” czy „Odrze”, zresztą wykaz tych przekładów można znaleźć w Chronologicznym wykazie publikacji w mojej książce Wśród słoweńskich i polskich autorów (Kraków 2018), gdzie są oczywiście wymienione też cztery książki Tomaža Šalamuna, po dwie książki Aleša Debeljaka i Uroša Zupana, oraz tomiki Primoža Čučnika, Petra Semoliča, Mety Kušar i już wspomnianego Gregora Strnišy. Do druku mam przygotowany jeszcze wybór wierszy France Prešerena i Milana Jesiha.
We wspomnianej antologii zwróciły moją uwagę wiersze Otona Župančiča. Pośród słoweńskich modernistów jego głos wydawał się najmocniejszy. A jak Pani widzi jego miejsce i rolę?
Župančič był silną osobowością, jego wiersze (oczywiście nie wszystkie) do dziś emanują energią poetycką i dlatego jest coraz mniej ważne, do jakiej formacji można byłoby go zaliczyć. W Posłowiu wprawdzie umieszczam go w czasie, ale tylko dlatego, żeby go można było ujrzeć też jako człowieka, przechodzącego przez różne fazy swojego życia, co powodowało, że jego wiersze w różnych okresach po prostu wyrażały różne odczucie świata. Ale najważniejsze jest to, że dane mu było wiersze nie tylko pisać, ale w akcie twórczym wejść w kontakt z energią życiową i zatrzymać ją w formie dla niej jedynie możliwych słów.
Przyznam, że trochę drażni mnie tytuł wyboru ‒ Kielich upojenia ‒ ponieważ bardzo świadomie i wręcz autoironicznie nawiązuje do niezbyt dzisiaj dobrze widzianej młodopolskiej maniery. Czy nie ma w tym jakiejś swoistej prowokacji estetycznej?
Kielich upojenia to tytuł pierwszego tomiku naszego autora z roku 1899, do całości zaś zaproponował go Wydawca. Choć faktycznie można byłoby go łączyć, jak Pan mówi, z tzw. młodopolską manierą, lepiej jednak tylko zobaczyć 21-letniego młodzieńca w jego pierwszych uniesieniach – chyba miał prawo tak je nazwać.
W posłowiu do antologii Srebro i mech pisze Pani, że w słoweńskiej poezji „pozostaną na zawsze natchnione pełne ruchu i światła wizje Župančiča”, a więc raczej nie program społeczny, a jakieś immanentne cechy poetyki wybijają się na plan pierwszy w Pani odbiorze?
Ależ oczywiście, zawsze uważałam, że żaden program społeczny nie ma co szukać w mówieniu o poezji!
Z czym było najtrudniej przy tłumaczeniu wierszy tego autora? Jak sobie pani radziła z przełożeniem jednej energii językowej na drugą?
Tłumaczeniem wierszy Župančiča zajęłam się już więcej niż pół wieku temu, bo chciałam go przybliżyć swoim studentom i studentkom na lektoracie języka słoweńskiego. Zawsze wysoko ceniłam jego energię poetycką, a próbować przełożyć ją na inny język można tylko tak, jak u każdego innego twórcy: starać się wejść w podobne myślenie i czucie, jakie znajduje się w oryginale i próbować powtórzyć je w innym języku. Najtrudniejsze były przy tym oczywiście rymy, tam czasem trzeba robić odstępstwa od zasady, która inaczej mi przyświeca: jeśli nie ma dowolności w wyborze słów u twórcy, muszą te same słowa znaleźć się też w przekładzie.
Zaciekawiła mnie sprawa współautorstwa przekładu. W kilku miejscach zaznacza Pani, że tłumaczyła dany wiersz nie sama, lecz z kimś. Na przykład z Marianem Piechalem czy Zygmuntem Stoberskim. Jak to wyglądało?
Nie, nie, to nieporozumienie. Prawdą jest, że pod przekładem trzech wierszy podałam nazwiska, ze swoim na końcu, przez Pana przywołanych tłumaczy (i jeszcze Leopolda Lewina), którzy brali udział w zbiorowej edycji Antologii poezji słoweńskiej (o której wspominam w Posłowiu). Jest to ‒ w hołdzie dla tych najbardziej zasłużonych i właściwie będących pionierami tłumaczeń poezji z tego języka – w zasadzie ich przekład, ale według mnie zawierał tyle nieścisłości i nieodpowiednich dodatków, że czułam się w obowiązku poprawić je i w ten sposób, tak uważam, stałam się współautorem tych przekładów. (Takie same współautorstwo ze mną ma na przykład Miłosz Biedrzycki zarówno w książkach Lublana Mety Kušar i Niespieszna żegluga Uroša Zupana, jak i w drugim wierszu w Dodatku w tej książce. W pierwszym wierszu z tego Dodatku jego współautorstwo jest jeszcze mocniejsze, bo przetłumaczył kawałek, którego przekładu sama się nie podjęłam).
A wracając do wspomnianych nieodpowiednich dodatków, mogę wrócić jeszcze dalej, do Pana poprzedniego pytania, czyli do problemu doboru słów, jeśli zmienia się je z powodu szukania rymów.
Wiersz o „kwiecie tajemniczym, kwiecie magicznym”, o tym symbolu mocy twórczej i wybranki, która spaja się z tym symbolem, kończy się tak:
vse bitje mi zahrepenelo je
za tebòj, za tebòj
ti skrivnostni moj cvet, ti roža mogota…
O, jaz sem bogàt –
pomagaj, pomagaj mi dvígniti
moje duše zaklàd!
wszystko we mnie zatęskniło
za tobą, za tobą,
mój kwiecie tajemniczy, moja różo magiczna…
O, ja jestem bogaty –
pomóż mi, pomóż mi,
podnieść mej duszy skarb!
A teraz podam przekład Piechala w całości, kursywą zaznaczając miejsca, które raziły mnie banalnością i nieadekwatnością (a wers „nic radości nie zgłuszy” w ogóle nie powinien był się tam znaleźć, bo jest zupełnie bez pokrycia w oryginale):
Mój kwiecie tajemniczy,
moja różo magiczna,
szukałem cię, wołałem,
sto razy omijałem,
aż wreszcie cię ujrzałem.
Serce moje odgadło,
twoją siłę tajemną,
twe światło na mnie spadło,
rozjaśniło noc ciemną.
Barwy we mnie rozkwitły,
niepojęta ich liczba,
Mój kwiecie tajemniczy,
moja różo magiczna!
O, jak jestem bogaty,
nic radości nie zgłuszy:
kwiaty wy, moje kwiaty,
największy skarb mej duszy!
Tak samo w wierszu „Do siebie” w przekładzie Lewina doszło do nieporozumienia, bo zwrot kličeš, drevo użyte jest w sensie „chciałobyś, drzewo”, a nie:
wołasz mnie, drzewo młodości…
Pragniesz znów, drzewo, młodości?
Nowe kwitnienie, śpiew, z drżącymi
palcami w mróz proszącymi
przywołujesz, drzewo?
Ten wiersz, tak jak wiersz w przekładzie Piechala, jest na tyle charakterystyczny dla Župančiča, że powinien go znać każdy student słowenistyki, ale chciałabym, by się z nim zapoznał, jeśli będzie posługiwał się tamtą Antologią, razem z tymi poprawkami.
Nie pamiętam już, gdzie pisała Pani o tym, że poezję Župančiča „cechuje witalizm, mistrzostwo słowa i wysoki standard, co do jakości ludzkiego ducha, przez co przez pół wieku oddziaływał na sposób myślenia i odczuwania Słoweńców”. Czy mogłaby Pani tę wypowiedź trochę bardziej rozwinąć?
O mistrzostwie słowa może przekonać się każdy sam, czytając wiersze w tej książce (wszystkich rymów oczywiście nie udało się przenieść z podobną magią, ale rytm tak – niektóre wiersze, w tym „Słoweńską pieśń” i „Dies Irae”, można też porównać z oryginałem w wymienionej prze Pana dwujęzycznej antologii Srebro i mech), a o jego wymaganiach moralnych w stosunku do siebie i innych są też świadectwa w niejednym przetłumaczonym wierszu; co do dwóch pozostałych cech tej twórczości podam przykład, biorąc początek i koniec wiersza „Wszystkich żywych dzień” z 1900 roku (którego wprawdzie nie ma w książce, choć jest bardzo charakterystyczny, ale nie znalazłam dlań wystarczająco dużo rymów):
Ja czuję dziś wszystkich żywych dzień.
Moje serce kipi z radości,
moja dusza tańczy z rozkoszy,
jak byłaby piła wino z krasowych ziem.
Nie słyszycie? ‒ Tam od mrocznych kniei
niesie się wicher
(…)
to żar nowego dnia.
O, bracia, w drogę, w drogę do życia!
(…)
O, bracia, bracia ‒ nadszedł czas!
O, bracia, bracia ‒ jak jest w was?
Czy wasze niwy są przeorane?
Teraz są rządy przychylnych gwiazd,
złote nasiona szukają nas –
Czy wasze niwy są przeorane?
(…)
A więc pamiętam, jak mój ojciec [2] lubił cytować ten wiersz, a strofę o winie z Krasu, o słynnym teranie, wykaligrafowano na fasadzie pewnej gospody w tej części Słowenii:
Moja duša je židane volje,
kot bila bi pila kraški teran.
Ale Župančič nie tylko takie hurraoptymistyczne wiersze pisał?
Oczywiście, że nie. Przyjmował rolę wieszcza, „serca w środku ojczyzny”, który wypowiada się w imieniu jasnych i ciemnych stron własnego narodu. Najbardziej doszło to do wyrazu w poemacie z roku 1908 „Duma” (w naszej książce figuruje jako „Słoweńska pieśń”), gdzie jedna strona objęta jest wypowiedzią: „Chodziłem po ziemi naszej i piłem jej piękno”, a druga: „Chodziłem po ziemi naszej i piłem jej gorycz”. Charakterystyczny dla nastrojów w Słowenii w połowie zeszłego wieku jest fakt, że Tomaž Šalamun w roku 1964 strawestował ten poemat, tworząc wiersz „Duma 1964”, opierając się tylko na jego krytycznej stronie:
(…)
o redaktorzy w kagańcach
o ideolodzy i wasze dziwki ideologie
o doktorzy przeżuwający średniowieczne pierniki i interpunkcje
o mumie po akademicku poklepujące ból i namiętności
[…]
o socjalizmie à la Ludwik XIV czyli jak brać pod ochronę biedne zwierzątka
o sto trzydzieści ciał ustawodawczych czyli co zrobić
by zdechły kot nie cuchnął
[…]
chodziłem po ziemi naszej i dostałem wrzód na żołądku
(…)
W swojej książce rozpraw i artykułów Wśród słoweńskich i polskich autorów, w której można, w formie cytatu, przeczytać prawie w całości ten wiersz – i gdzie jest też powiedziane, że autorowi po tygodniu przesłuchań w areszcie grożono za ten „atak na ustrój polityczny” dwunastoma latami więzienia ‒ trawestację tego słynnego wersetu nie przetłumaczyłam nawiązaniem do Župančiča, ale nawiązaniem do – Mickiewicza!: „ojczyzno ty jesteś jak ‒ wrzód na żołądku”.
Co Pani zdaniem powinno zostać w dzisiejszym czytelniku tych wierszy, jakie odczucie czy wrażenie? Jakie przesłanie?
Przyznam, że trochę drażni mnie sam wyraz „przesłanie”, jeśli mówi się o poezji. Chciałabym, by czytelnik po przeczytaniu każdego wiersza poczuł zadowolenie, że zetknął się z pewną energią, z wewnętrzną siłą kogoś sobie nieznanego. A potem próbował tego kogoś czytać w oryginale.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Przypisy:
[1] Mah in srebro. Srebro i mech, Antologia poezji słoweńskiej, wybór i przekład K. Šalamun-Biedrzycka, red. M.B. Kielar, Wydawnictwo „Pogranicze”, Sejny 1995.
[2] Dr Branko Šalamun (1914‒2005), przejęty zadaniami w stosunku do nowego własnego państwa i wbrew ogólnej sytuacji światowej noszony entuzjazmem, jaki na początku XX wieku zainicjował właśnie Župančič, po maturze w roku 1933 (Hitler i przeczucie nowej wojny!) postanowił – by móc służyć ludziom i nigdy nikogo nie musieć zabić – zostać lekarzem.