wywiady / o książce

O rusztowaniach niewyrażalnego

Julia Szychowiak

Magdalena Rybak

Rozmowa Magdaleny Rybak z Julią Szychowiak o wierszu "Amnezja", towarzysząca premierze książki Naraz, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Mag­da­le­na Rybak: Amne­zja, czy­li pamięć?

Julia Szy­cho­wiak: Czy on pamię­ta mnie taką, jaką byłam, czy pamię­ta tyl­ko wła­sne wyobra­że­nie mnie, naru­szo­ne przez pro­ces pamię­ta­nia? Czy jestem tą, któ­rą on pamię­ta? I na ile? Czy będąc sobą, mogę powie­dzieć: Taka jestem dla ciebie/dla nie­go?

Pamięć, powrót… Wiersz jest o tym, jakich sie­bie zna­my, jakich sie­bie pamię­ta­my – i jakich sie­bie bez­pow­rot­nie mija­my. Zada­ję pro­ste pyta­nie: czy zna­my praw­dę? Czy i jak w mno­go­ści „prawd” pamię­ci i zapo­mi­na­nia – jeste­śmy.

Czym zatem jest pamięć? Czym jest praw­da? Kim jestem?

Ten wiersz fak­tycz­nie zada­je pyta­nia natu­ry onto­lo­gicz­nej, epi­ste­mo­lo­gicz­nej, ale na nie nie odpo­wia­da. Ja jestem pro­stą dziew­czy­ną, któ­rą zachwy­ca mgła… Myślę, że dobre odpo­wie­dzi łatwiej zna­leźć w ese­isty­ce Ada­ma Zaga­jew­skie­go albo Cze­sła­wa Miło­sza.

Czym jest wiersz?

Czu­ję nie­moż­ność inne­go, alter­na­tyw­ne­go wyra­że­nia tego, co już napi­sa­łam. Nie potra­fię „wyja­śnić” tego w języ­ku ludzi, ba! nawet anio­łów, w któ­re peel­ka, pomi­mo, że na brze­gu, skra­ju – nie wie­rzy. Poza tym czu­ję lek­ki dys­kom­fort, zakło­po­ta­nie, kie­dy mam to robić. Trud­no jest wytłu­ma­czyć się z wła­snej twór­czo­ści, co dopie­ro z toż­sa­mo­ści. Każ­dy mój wiersz tyczy mnie bez­po­śred­nio. Trak­tu­je o kon­kret­nych oko­licz­no­ściach, wyda­rze­niach i spra­wach, z któ­ry­mi sobie nie radzę.

Czy­li pyta­nie o toż­sa­mość wier­sza jest pyta­niem o Pani toż­sa­mość. To jest toż­sa­me?

To się nie ury­wa, to się ukry­wa. Bez­rad­ność toż­sa­mo­ści jest nęcą­ca.

A o czym jest Amne­zja?

Wiersz mówi o upły­wie subiek­tyw­ne­go, nie­ze­ga­ro­we­go cza­su, któ­ry odczu­wam jako pod­miot wła­da­ją­cy języ­kiem, np. umie­ją­cy cza­so­wi zada­wać pyta­nia, ale rów­no­cze­śnie jako przed­miot, czy­li obiekt dla jakie­goś „ty” (np. męż­czy­zny). To czas, któ­ry spra­wia, że pod­da­ję w wąt­pli­wość wła­sną toż­sa­mość, cza­sem nie­świa­do­mie. Wobec innych – oczy­wi­ście.

Czy­li poja­wia się tu też pyta­nie, czym jest czas?

Mar­tin Buber powie­dział: „Bez TY nie ma JA”. Mój wiersz jest w pew­nym sen­sie wyra­zem apro­ba­ty tej myśli. Wyra­ża prze­ko­na­nie, że „Ja” to mozol­ny, dłu­go­trwa­ły pro­ces – efekt kom­pro­mi­su pomię­dzy taką mnie widzisz/znasz – taką byłam/jestem.

„Ja” cały czas się sta­je.

Tak, jest rucho­me. „Ja” to zdo­by­wa­nie wła­snej toż­sa­mo­ści, cza­sem prze­mo­cą.

Widze­nie sie­bie, przyj­mo­wa­nie i odrzu­ca­nie…

Wokół tych bie­gu­nów – rela­cji mię­dzy „ja” i „ty” – krą­ży Amne­zja. Co waż­ne, zawsze jako pyta­nie, nigdy jako odpo­wiedź.

Amne­zja, czy­li…

Wiersz.

Dobrze… Jestem, ale gdzie? W jakiej cza­so­prze­strze­ni?

Nie ma pro­stej odpo­wie­dzi na tak posta­wio­ne pyta­nie. Bycie nie pole­ga na znaj­do­wa­niu, jest raczej nie­usta­ją­cym, intu­icyj­nym roz­po­zna­wa­niem. Ma plan bliż­szy i dal­szy, ale zawsze roz­gry­wa się pośród ludzi (zna­nych i nie­zna­nych).

W róż­nych rela­cjach? Pośred­nich i bez­po­śred­nich? Lite­rac­kich też? Na przy­kład w for­mie dia­lo­gu poetyc­kie­go?

Dia­log poetyc­ki to tak­że for­ma pro­ce­su poro­zu­mie­nia się. Głów­nie o to mi cho­dzi. Rozu­mie­nia samych sie­bie i innych.

To nie to samo?

Nie do koń­ca. Przed sobą nie mam tajem­nic i póki wiem, co we mnie jest moje – nic się przede mną nie ukry­je. Ze sobą jest ina­czej.

Bli­żej?

Tak wła­śnie napi­sa­łam: mam bli­żej do sie­bie i sie­bie sły­szę naj­wy­raź­niej.

Ale to jed­nak roz­po­zna­wa­nie po omac­ku…

Tak, z zawią­za­ny­mi oczy­ma i zaci­śnię­ty­mi usta­mi, na skra­ju.

Mil­cze­nie jako komu­ni­ka­cja?

Mil­cze­nie w komu­ni­ka­cji jest bar­dzo waż­ne. Przy­naj­mniej w przy­pad­ku moje­go pisa­nia i moje­go życia. Szcze­rze powie­dziaw­szy to, że w ogó­le zaczę­łam pisać, wzię­ło się z tego, że nie umia­łam powie­dzieć wie­lu waż­nych rze­czy. I dopraw­dy, nie wiem o czym to świad­czy, z cze­go wyni­ka, mogę jedy­nie snuć przy­pusz­cze­nia na ten temat. Na pew­no za pośred­nic­twem wier­sza jest mi jakoś łatwiej, sze­rzej, wyraź­niej sie­bie wypo­wie­dzieć, choć zda­rza się, że i w ten spo­sób się zająk­nę.

 Wier­sze są mil­cze­niem?

Mowa w wier­szu bie­rze się z mil­cze­nia w życiu, tłu­ma­czy się z ciszy na róż­ne spo­so­by. Wiersz mil­czy, dopó­ki ma o czym. Sło­wa są swe­go rodza­ju rusz­to­wa­niem dla tego, co nie­wy­ra­żal­ne.

Jak rachu­nek sumie­nia…

Tak, wiersz to w pew­nym sen­sie rachu­nek. Nie­wy­mu­szo­na roz­mo­wa na mnó­stwo tema­tów. Jak pisze Kry­sty­na Miło­będz­ka: „[…] pisz pisz aż w pisa­niu znik­niesz” Chcia­ła­bym znik­nąć w pisa­niu, w roz­mo­wie.

Piszesz dla sie­bie?

W dużym stop­niu. Pisząc zała­twiam ze sobą swo­je wła­sne spra­wy. Pisa­nie jest dla mnie bar­dzo intym­ną spra­wą. Kie­dy piszę wiersz, nikt nie może przyjść mi z pomo­cą; jestem wte­dy sobie bestią, a jed­no­cze­śnie sąsiad­ką z podusz­ki obok.

Rachun­kiem cze­go jest Amne­zja?

Amne­zja jest rachun­kiem, któ­ry wysta­wia nam obłęd wier­sza. W jakimś meta­fo­rycz­nym sen­sie mogę być kel­ner­ką, mar­ną recep­cjo­nist­ką, któ­ra wysta­wia się/sobie samej rachu­nek, napiw­ki zaś przy­zna­je czy­tel­nik, jak sądzę, w tym hote­lu jed­ne­go wier­sza, gdzie zapo­mnie­nie i przy­po­mi­na­nie są jak jing i jang.

 „…jak szkło” to obraz roz­bi­cia.

Niech Pani wyobra­zi sobie pla­żę, a na niej poroz­bi­ja­ne butel­ki, dro­bin­ki szkła, mie­sza­ją­ce się z pia­skiem. I ten ele­ment pozor­ne­go pej­za­żu, wbi­ja­ją­cy się nie­chyb­nie, nie­po­strze­że­nie w cia­ło, w bosą sto­pę…

Pierw­sza stro­fa to pyta­nie: „co?”, dru­ga: „jak?”, a trze­cia to odpo­wiedź: „nie pamię­tam”. Jakie obra­zy za nimi sto­ją?

Za krót­ki rękaw pró­bu­jesz roz­cią­gnąć, bo jest Ci zim­no. Draż­ni, prze­szka­dza, spra­wia, że jesteś roze­dr­ga­na, zła na sie­bie przez sie­bie.

 „..bia­łe pla­my” nie­pa­mię­ci?

I powi­do­ki, obra­zy, któ­re wra­ca­ją.

 „…wie­lo­okie ścia­ny”

Miej­sce, w któ­rym nie czu­jesz się swo­bod­nie. Ktoś obser­wu­je…

„…ster­ty pla­sti­ku”

Ele­men­ty sztucz­ne, nie­praw­dzi­we, prze­kła­ma­ne, nie­roz­pusz­cza­ją­ce się. Do prze­two­rze­nia.

A dru­ga stro­fa? Czy tu mówi pamięć?

To jest prze­wrot­ne. Mówi ja, ja-czło­wiek i ja-pamięć i czas. To nie jest wiersz jed­ne­go kon­kret­ne­go wyda­rze­nia. Z każ­dym czy­ta­niem piszę go na nowo. On jest tak wła­sny, tak bar­dzo intym­ny, że w odpo­wied­nim cza­sie i miej­scu wpa­da mi w rękę.

Powra­ca?

Raczej krą­ży, nie zatrzy­mu­je się.

A trze­cia stro­fa? Czy to ten wiersz mówi?

Może ten wiersz, może ten ktoś, ten „on”.

Ten kto patrzy?

Ten, kto patrzy. Ten, kto chcia­ła­bym, żeby pamię­tał mnie taką, jaką byłam. Albo odwrot­nie – żeby widział mnie taką, jaką jestem, a nie taką, jaką byłam. Może powie­dział coś, co mogła­bym zapa­mię­tać, ale jed­nak nie pamię­tam, co to było. Może się nie powtó­rzyć. To, sytu­acja, wiersz.

Wiersz od razu powstał w cało­ści?

Tak. Choć zazwy­czaj spę­dzam spo­ro cza­su nad tek­stem, aku­rat ten powstał w mgnie­niu oka. Nie­za­po­wie­dzia­ny dość, jak ruch w sza­chach. Wie­dzia­łam, że coś nastą­pi, to się wie, ale nie wie­dzia­łam kom­plet­nie, co z tego wynik­nie.

 Tytuł był od począt­ku?

Nie, powstał w trak­cie pisa­nia. Nie zasta­na­wia­łam się nad nim. Poja­wił się nie wia­do­mo skąd, ale wia­do­mo po co.

Wiersz Amne­zja w tomie Popra­wi­ny

Któ­ry cały opo­wia­da o szu­ka­niu, nazy­wa­niu, popra­wia­niu, pod­su­mo­wy­wa­niu. Tytuł jest bar­dzo bli­sko życia. Winy, któ­re są w środ­ku bar­dzo głę­bo­ko, są świa­do­mie prze­ze mnie wycią­gnię­te na zewnątrz. Żeby coś nazwać.

Do kogo Pani pisa­ła?

Do ludzi. Nie muszę widzieć do kogo piszę, waż­ne, żeby zła­pać jakiś kon­takt, nawet ten poza­wer­bal­ny. Waż­ne jest wie­dzieć, że ktoś chce tego słu­chać.

Wiersz mówi i zapo­mi­na, o czym opo­wia­da?

Tak to wła­śnie jest. Andrzej Sosnow­ski powie­dział: „Wiersz wycho­dzi z domu i nigdy nie wra­ca, wiersz nie pamię­ta domu, któ­re­go nie było”. Wiersz powi­nien zapo­mi­nać, żeby się prze­kształ­cać. Ćwi­czyć umie­jęt­ność zapo­mi­na­nia, ginąć jak w labi­ryn­cie. I w koń­cu – powi­nien wie­dzieć, że musi powra­cać. Ja mu tyl­ko w tym poma­gam, zacie­kle prze­szu­ku­jąc, repe­ru­jąc pamięć.

Wiersz cały czas się sta­je, roz­sta­je się z tym, co było.

Żeby zapo­mnieć, musi pamię­tać. Zapo­mi­na­nie to przy­po­mi­na­nie sobie wciąż od nowa. Nie­usta­ją­ce kół­ko. Pamię­tam, czy chcę zapo­mnieć? Pamię­tasz, czy chcesz nie pamię­tać? Emo­cje… Ale bez krzy­ku, bez zawo­dze­nia. Wiersz jest jak odcisk pal­ców. Raz nie zosta­wia śla­du, raz przy­wo­dzi na myśl czyjś ślad. Wspo­mi­na otwar­cie albo trzy­ma wspo­mnie­nie w gar­ści.

Koców­ka pod­su­wa obraz morza, otwar­tej prze­strze­ni.

Wła­śnie – morze. Wiersz napi­sa­łam nad morzem. To był listo­pad na Helu. Wyda­rzy­ła się kon­kret­na, oso­bi­sta histo­ria. I ten wiersz powstał jako wyraz jakie­goś żalu, nie­mo­cy, nawet bólu. Morze było wte­dy wyjąt­ko­wo spo­koj­ne, poważ­ne, sku­pio­ne na sku­ba­niu mnie w sto­py. Śmia­ło mogę powie­dzieć, że to było jak spo­wiedź. Szcze­gól­ne prze­ży­cie, bo chy­ba po raz pierw­szy w życiu poja­wi­ły się sprzy­ja­ją­ce warun­ki. Lustro na zie­mi.

Jak rozu­miem, też lustro dla Pani?

Owszem, tak­że dla mnie. Widzia­łam tam wie­le. I w róż­nych odcie­niach, było wte­dy dobre świa­tło, żeby zoba­czyć, że przy­bra­łam postać. Chy­ba to była postać stra­chu. Nic mnie tak nie zdzi­wi­ło, jak to, że może kogoś zdzi­wić wła­sna twarz (zupeł­nie nie­zna­jo­ma). Fascy­nu­ją­ce!

Morze, w któ­rym się prze­glą­dasz i widzisz sie­bie inną.

Inną, ale wła­śnie przez to zawdzię­czam tym obra­zom, kształ­tom, twa­rzom uma­za­nym tajem­ni­cą – jakąś część mnie, bo kie­dy jest mnie/nas wię­cej – któ­raś w koń­cu pozwo­li mi mówić, i jeśli przy­jąć, że nie skła­mie – dowiem się wte­dy cze­goś praw­dzi­we­go o sobie, choć­by z zamknię­ty­mi oczy­ma.

Gdy „ja” jest nie­pew­ne, wszyst­ko jest nie­pew­ne.

Tak, ale ja nie chcia­ła­bym sie­bie zna­leźć na dobre. Dzię­ki temu jestem tu, jestem gdzieś, byłam, nie­pew­ność to taka tro­chę czap­ka nie­wid­ka, przez co syl­wet­ka sta­je się nie­jed­no­li­ta.

A moż­na ina­czej? Ina­czej nie patrzy się w lustro tyl­ko w obra­zek.

Nie czy­ta­ła­bym tego wier­sza, jak czy­tam go teraz. Może nie pamię­ta­ła­bym, dla­cze­go go napi­sa­łam. Lubię wypeł­nio­ne ścia­ny. Jak u mojej zna­jo­mej, któ­ra kolek­cjo­nu­je obra­zy. Sprze­da­ła ostat­nio jeden. Teraz ścia­na jest naga. On był, a teraz jest pusta ścia­na. Mimo, że wisi tam kil­ka innych. Podob­nie jest z tym wier­szem. I wie Pani, tak napraw­dę nie wiem, abso­lut­nie nie pamię­tam… chy­ba powin­nam posta­wić tu krop­kę, a nawet trzy (po trzy).

 

(2007)

O autorach i autorkach

Julia Szychowiak

Urodzona we Wrocławiu. Poetka. Za debiutancką książkę Po sobie (2007) otrzymała Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius (2008), nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (2008) oraz nagrodę "Gazety Wyborczej" wARTo (2009). Mieszka w Księżycach.

Magdalena Rybak

Absolwentka Laboratorium Reportażu Instytutu Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Współpracuje z miesięcznikami "Zwierciadło" i „Sens”. Publikowała też w „Tygodniku Powszechnym”, „Bluszczu”, „Wyspie”, „Rzeczpospolitej” i „Wysokich Obcasach”.

Powiązania