wywiady / o pisaniu

O tym, jak „zadziała się” wspólnota

Aleksandra Grzemska

Aleksandra Olszewska

Artur Burszta

Dawid Mateusz

Joanna Mueller

Juliusz Pielichowski

Dyskusja redakcji Biura Literackiego z udziałem: Aleksandry Grzemskiej, Dawida Mateusza, Joanny Mueller, Aleksandry Olszewskiej, Juliusza Pielichowskiego i Artura Burszty na temat festiwalu Stacja Literatura 23.

Artur Bursz­ta: Zapy­ta­li­śmy uczest­ni­ków festi­wa­lu, co było naj­więk­szą war­to­ścią tej edy­cji festi­wa­lu na tle poprzed­nich. Zacznij­my naszą dys­ku­sję od tego same­go pyta­nia. Asia pamię­ta jesz­cze edy­cje z Legni­cy. Ola Olszew­ska pra­cu­je przy festi­wa­lu od sze­ściu lat – pamię­ta trzy ostat­nie lata we Wro­cła­wiu i prze­no­si­ny impre­zy do Stro­nia Ślą­skie­go. Dawid zaczął bywać na festi­wa­lu jako uczest­nik ponad dzie­sięć lat temu, a teraz po raz pierw­szy brał udział w pra­cach „po dru­giej stro­nie”. Juliusz też ma swo­je wie­lo­let­nie festi­wa­lo­we doświad­cze­nia. Ola Grzem­ska była z nami po raz dru­gi.

Joan­na Muel­ler: To może zacznę ja – jako naj­więk­sza (prócz Artu­ra) BL-wete­ran­ka. Fak­tycz­nie, moje bywa­nie na festi­wa­lach Biu­ra zaczę­ło się 16 lat temu, kie­dy wraz z kole­żan­ka­mi rzu­ci­łam na sce­nę bukiet z bal­ko­nu w Teatrze Modrze­jew­skiej w Legni­cy, kie­dy Euge­niusz Tka­czy­szyn-Dyc­ki czy­tał Zaple­cze. To był 2002 rok, wiem, bo musia­łam urwać się z wie­czor­ne­go kon­cer­tu Czar­nych Cia­ste­czek, żeby jechać pod Legni­cę do ówcze­sne­go narze­czo­ne­go w celu pozna­nia przy­szłych teściów. Na szyb­ko wzię­łam jesz­cze tyl­ko auto­graf od Tom­ka Maje­ra­na, co dla mnie wte­dy – rok przed debiu­tem – było mega waż­nym wyda­rze­niem. Pamię­tam, że już wte­dy na festi­wa­lach Biu­ra pano­wał dość wyraź­ny podział na nie­do­stęp­ny sto­lik „poetów Biu­ro­wych”, czy­li tych, któ­rzy wystę­po­wa­li na sce­nie i ich zna­jo­mych, oraz pobocz­ne sto­li­ki ludzi, któ­rzy przy­je­cha­li na festi­wal jako publicz­ność. Ten podział w cią­gu kolej­nych edy­cji (a byłam na kil­ku, pew­nie na więk­szo­ści) wła­ści­wie się nie zmie­niał – oczy­wi­ście, nastę­po­wa­ły prze­mie­sza­nia, do sto­li­ka „zna­nych i uzna­nych” w trak­cie kolej­nych festi­wa­li we Wro­cła­wiu dosia­da­li się nowi Biu­ro­wi „adep­ci” oraz „adept­ki” (bo poetek na samym począt­ku prócz trzech czy czte­rech przy nim nie było), ale sama zasa­da podzia­łu na „tych ze sce­ny” i „tych spod sce­ny” funk­cjo­no­wa­ła nawet jesz­cze w ubie­głym roku. I nagle tego­rocz­na edy­cja zmie­ni­ła wszyst­ko – a wiem, że to nie jest tyl­ko moje zda­nie, bo podob­ne opi­nie pada­ły w ankie­tach i w pry­wat­nych roz­mo­wach ze stro­ny publicz­no­ści (któ­re to sło­wo – „publicz­ność” – wobec tej zmia­ny wła­ści­wie mogło­by prze­stać ist­nieć, bo wszy­scy byli­śmy tam „współuczestni(cz)kami”). Reasu­mu­jąc: moim zda­niem naj­więk­szą war­to­ścią tego­rocz­ne­go festi­wa­lu jest to, że znik­nął odwiecz­ny podział na poetów Biu­ra i poetów nie-Biu­ra, że „zadzia­ła się” wspól­no­ta, o któ­rej – w tonie postu­la­tyw­nym – pierw­sze­go wie­czo­ru mówił Dawid Mate­usz. Ludzie, któ­rzy zje­cha­li do Stro­nia (czy to jako uczest­ni­cy pra­cow­ni, czy to jako „wol­ni słu­cha­cze” spo­tkań, czy to jako eki­pa BL), wytwo­rzy­li atmos­fe­rę koope­ra­cji i wza­jem­no­ści, a nie sto­li­ko­wych towa­rzystw wza­jem­nej ado­ra­cji. Marzy­ło­by mi się, żeby tak już było co roku!

Alek­san­dra Grzem­ska: Poczu­cie wspól­no­ty i współ­two­rze­nia śro­do­wi­ska literackiego/poetyckiego dało się wyczuć już po kil­ku pierw­szych godzi­nach tego­rocz­nej edy­cji festi­wa­lu. Ubie­gło­rocz­na, pod­czas któ­rej pozna­łam zespół pra­cu­ją­cy nad festi­wa­lem, ale tak­że oso­by współ­pra­cu­ją­ce z Biu­rem przy innych pro­jek­tach, to były dla mnie czte­ry bar­dzo inten­syw­ne i stre­su­ją­ce dni. Wszyst­ko było nowe, czu­łam się obco, a „sto­li­ko­we” podzia­ły na „sta­rych Mistrzów” i „mło­dych Poło­wi­czan” nie poma­ga­ły w asy­mi­la­cji. Tego­rocz­na Sta­cja Lite­ra­tu­ra 23 udo­wod­ni­ła, że atmos­fe­rę festi­wa­lu two­rzą ludzie-w-rela­cjach i że sztucz­ne podzia­ły moż­na niwe­lo­wać, na przy­kład sia­da­jąc razem wokół ogni­ska z kocioł­kiem Kon­ra­da Góry (co sta­ło się już festi­wa­lo­wą tra­dy­cją).

Juliusz Pie­li­chow­ski: Po raz pierw­szy zetkną­łem się z Biu­rem jako fina­li­sta Poło­wu w 2011 roku, któ­ry zresz­tą pro­wa­dzi­ła wte­dy – wespół z Roma­nem Hone­tem – Asia. Póź­niej było Pogo­to­wie Lite­rac­kie z Boh­da­nem Zadu­rą i Andrze­jem Sosnow­skim. Wszyst­ko to dzia­ło się jesz­cze we Wro­cła­wiu, a więc mie­ście, w któ­rym dora­sta­łem, co mia­ło dla mnie swo­je zna­cze­nie. Rok temu, po kil­ku (kra­kow­skich) latach prze­rwy, przy­je­cha­łem do Stro­nia, któ­re – jak zresz­tą cała Kotli­na Kłodz­ka – jest dla mnie waż­niej­szym miej­scem niż Wro­cław. Wspo­mi­nam o tym pry­wat­nym pla­nie, bo wła­śnie poczu­cie bycia u sie­bie, gdy myślę o lite­ra­tu­rze, jest dla mnie bar­dzo waż­ne. Przy­zna­ję zupeł­nie otwar­cie, że towa­rzy­szy­ło ono mi pod­czas imprez Biu­ra wła­ści­wie od same­go począt­ku. W peł­ni zga­dzam się z Asią, że doświad­cze­nie współ­uczest­nic­twa jest dziś naj­więk­szą war­to­ścią festi­wa­lu. Ja też mam poczu­cie, że tego­rocz­na edy­cja nie­zwy­kle sku­tecz­nie i – miej­my nadzie­ję – osta­tecz­nie zli­kwi­do­wa­ła wszel­kie podzia­ły. Do tego dodał­bym jesz­cze praw­dzi­wą mię­dzy­po­ko­le­nio­wość spo­tkań. Nie znam inne­go festi­wa­lu, na któ­rym każ­dy, kto zde­cy­du­je się przy­je­chać, może tak łatwo i w atmos­fe­rze zasad­ni­czej rów­no­ści po pro­stu poroz­ma­wiać zarów­no z mistrza­mi tej mia­ry co Tade­usz Sła­wek, jak i nie­zna­jo­my­mi, któ­rzy po zamie­nie­niu kil­ku słów oka­zu­ją się zaska­ku­ją­co „zna­jo­mi”. Wspól­no­ta ludzi, dla któ­rych lite­ra­tu­ra nie tyl­ko nie tra­ci, ale wręcz zysku­je na zna­cze­niu, to dziś naj­więk­szy kapi­tał Biu­ra i festi­wa­lu.

Alek­san­dra Olszew­ska: Moja per­spek­ty­wa może być o tyle inna, że pod­czas festi­wa­lu zawsze byłam w gru­pie orga­ni­za­to­rów, czy­li wła­ści­wie jesz­cze trze­cie­go „sto­li­ka”, tego „zza sce­ny”. W tym roku jed­nak rze­czy­wi­ście coś prze­sko­czy­ło i nie dość, że sto­li­ki poszły w odstaw­kę, to jesz­cze czuć było tyle dobrej woli i wza­jem­nej życz­li­wo­ści. Dla mnie to było chy­ba naj­waż­niej­sze, bo dało dużo spo­ko­ju, a co za tym idzie – ogrom­ną przy­jem­ność zwią­za­ną z doświad­cze­niem festi­wa­lu. Czu­ło się, że wszyst­kim zale­ży, że jeste­śmy tu po coś. To było praw­dzi­we i szcze­re, zero pozer­ki.

Dawid Mate­usz: „Sto­li­ko­wy” podział na „zna­nych i uzna­nych” oraz publicz­ność był wcze­śniej bar­dzo wyra­zi­sty. Prze­nie­sie­nie festi­wa­lu do Stro­nia Ślą­skie­go zadzia­ło tutaj na plus, a ostat­nia edy­cja zupeł­nie zatar­ła te róż­ni­ce. Cóż wię­cej dodać? Chy­ba tyl­ko to, że naszym zada­niem jest zapew­nie­nie warun­ków ku temu, żeby to trwa­ło. Wcho­dzą­ce­mu na sce­nę poko­le­niu ide­ały wspól­no­to­we są bar­dzo bli­skie, to, co wyda­rzy­ło się na festi­wa­lu, jest efek­tem szer­sze­go zja­wi­ska, któ­re­mu bar­dzo kibi­cu­ję i któ­re całym sobą wspie­ram. Naszą rolą jest tutaj stwo­rze­nie prze­strze­ni do tej wspól­no­ty, a resz­ta będzie wyda­rzać się swo­im torem, we wła­ści­wym tem­pie.

Artur Bursz­ta: Piotr Som­mer w książ­ce Bitwie o Legni­cę na pod­su­mo­wa­nie pierw­szych ośmiu edy­cji impre­zy napi­sał: „Legni­ca to był duży nakręt, przy­ja­ciel­skość i kupa rado­ści”. We Wro­cła­wiu taka więź była tyl­ko raz. W 2005 roku. Musie­li­śmy prze­su­nąć o jeden dzień cały festi­wal z powo­du pogrze­bu Jana Paw­ła II. Nie było Face­bo­oka, a mimo to na pierw­szym wyda­rze­niu zja­wi­ło się 700 osób! W kolej­nych latach nie było już nawet wspól­no­ty mię­dzy auto­ra­mi. Dopie­ro w 2015 roku uda­ło się namó­wić nie­mal wszyst­kich na jesz­cze jeden „wspól­ny występ”. Było jed­nak jak w roc­ko­wej super­gru­pie, gdzie każ­dy „gra już dla sie­bie”. Czy trze­ba jesz­cze komuś odpo­wia­dać na pyta­nie, dla­cze­go zde­cy­do­wa­li­śmy się na wypro­wadz­kę z Wro­cła­wia? Pamię­ta­cie ten moment ostat­nie­go dnia festi­wa­lu, gdy zapy­ta­łem te 200 osób będą­cych wów­czas sali, kto był na ostat­nim Por­cie we Wro­cła­wiu trzy lata temu? Rękę pod­nio­sło zale­d­wie kil­ka osób. Sądzi­łem, że to będzie przy­naj­mniej 1/4 sali. Prze­no­sząc festi­wal z Wro­cła­wia do Stro­nia Ślą­skie­go, zary­zy­ko­wa­li­śmy cały dwu­dzie­sto­let­ni doro­bek. Musie­li­śmy zre­se­to­wać wszyst­ko, łącz­nie z podzię­ko­wa­niem za współ­pra­cę więk­szo­ści auto­rów, bo oka­za­ło się, że tej rewo­lu­cji nie da się zro­bić bez prze­wró­ce­nia do góry noga­mi hie­rar­chii, któ­re mozol­nie przez te wszyst­kie lata two­rzy­li­śmy. Co za tym idzie, odwró­ci­ła się od nas część odbior­ców, więc trze­ba było też odbu­do­wać festi­wa­lo­wą publicz­ność. I to się uda­ło. W dwa lata. To tak­że nie­ma­łe war­to­ści Sta­cji Lite­ra­tu­ra. A jesz­cze przy tym wszyst­kim poja­wi­li fan­ta­stycz­ni ludzie. Taka nie­sa­mo­wi­ta, dodat­ko­wa nagro­da.

Dawid Mate­usz: Dla mnie to efekt szer­sze­go zja­wi­ska, zmian poko­le­nio­wych, szcze­gól­nie prze­su­nię­cia środ­ka cięż­ko­ści z „ja” na „my”. To nie tyczy się tyl­ko lite­ra­tu­ry. Nato­miast by ta wspól­no­ta mogła zaist­nieć, koniecz­ne jest stwo­rze­nie ku temu warun­ków. I tutaj już odpo­wie­dzial­ność leży po stro­nie orga­ni­za­to­rów. Miej­sce ku temu jest dosko­na­łe. CETiK i samo Stro­nie Ślą­skie oto­czo­ne góra­mi robią swo­je. Rów­nie waż­ny jest pro­gram festi­wa­lu, to było chy­ba pierw­sza tego typu impre­za w moim życiu, na któ­rej wła­ści­wie nie było sła­bych czy­tań (a mówię nie tyl­ko o festi­wa­lach BL). Wszyst­ko ład­nie razem zagra­ło i nale­ży to w tej for­mie kon­ty­nu­ować, pamię­ta­jąc jed­no­cze­śnie, że nie ma już bier­nych obser­wa­to­rów, każ­dy jest współ­uczest­ni­kiem, współ­two­rzy­my razem całość tego wyda­rze­nia. I to „współ” jest tutaj chy­ba naj­waż­niej­sze.

Joan­na Muel­ler: Tak, ja też czu­ję to prze­si­le­nie z pozy­cji „ja” na „my”. Jako pro­wa­dzą­ca Pra­cow­nię pierw­szej książ­ki oba­wia­łam się, jak będzie prze­bie­gać współ­pra­ca mię­dzy uczest­ni­ka­mi, bo prze­cież wia­do­mo, że jest to rodzaj rywa­li­za­cji – spo­ty­ka­my się, gada­my, a prze­cież w efek­cie z dwu­dzie­stu pro­jek­tów wyda­na zosta­nie jed­na książ­ka lub dwie. Ale jak tyl­ko usie­dli­śmy w naszym cia­snym warsz­ta­to­wym poko­iku, to już wie­dzia­łam, że ci wspa­nia­li ludzie wca­le nie są nasta­wie­ni na rywa­li­za­cję, ale wła­śnie na współ­pra­cę, na koope­ra­cję, na wza­jem­ne wspie­ra­nie się w pisa­niu. Prze­czy­ta­li pro­po­zy­cje wydaw­ni­cze kole­ża­nek i kole­gów, wska­zy­wa­li kon­kret­nie słab­sze i sil­niej­sze stro­ny ich ksią­żek, wszyst­ko w atmos­fe­rze wza­jem­ne­go sza­cun­ku, a przede wszyst­kim – zacie­ka­wie­nia tym, co i jak piszą inni. To było bar­dzo ożyw­cze, bo widzia­łam – i wciąż widzę – jak wie­lu ludzi ze śro­do­wi­ska zosta­je znisz­czo­nych przez zawiść, przez wyścig po nagro­dy lite­rac­kie, któ­re czy­nią wszyst­kim wię­cej złe­go niż dobre­go. I, no wła­śnie, to był pierw­szy festi­wal, na któ­rym nie sły­sza­łam wciąż – jak wcze­śniej – kto za jaką książ­kę dostał jaką nagro­dę, i dla­cze­go to skan­dal, bo prze­cież powin­na wygrać inna książ­ka. Zwy­kle na festi­wa­lach – nie tyl­ko BL – ludzie do znu­dze­nia wał­ku­ją kwe­stie nagro­do­we, a w tym roku w Stro­niu była o tym cisza, jakaż ulga!

Artur Bursz­ta: Jesz­cze w trak­cie festi­wa­lu poczu­łem, że pio­sen­ka Dyla­na „Cza­sy nad­cho­dzą nowe” pięk­nie nam tutaj zagra­ła. Że uda­ło się oca­lić w nas wię­cej, niż mogli­by­śmy chcieć oca­lać, i teraz jeste­śmy goto­wi na wię­cej. I zaraz pomy­śla­łem, że gdy­by Pat­ti Smith była fak­tycz­nie z nami za rok, to wszy­scy byli­by­śmy goto­wi na jej „People Have the Power” (Ludzie mają siłę). Myśli­cie, że prze­trwa ta komi­ty­wa?

Juliusz Pie­li­chow­ski: Poczu­cie poko­le­nio­wej wię­zi na pew­no jest waż­ne, cho­ciaż­by dla­te­go, że skra­ca dystans do „mistrzów”, pozwa­la poczuć siłę kolek­ty­wu, któ­ra dzia­ła jak wzmac­niacz dla poje­dyn­czych gło­sów, ale nie powin­ni­śmy go prze­sad­nie fety­szy­zo­wać. Naj­waż­niej­sze, jak zawsze, oka­zu­ją się kon­kret­ne roz­mo­wy i spo­tka­nia, zanu­rzo­ne, by tak rzec, w jed­nost­ko­wym doświad­cze­niu. Jestem pewien, że wie­le wię­zi, któ­re w ramach festi­wa­lu się zawią­za­ło, prze­trwa jako ele­ment wspól­ne­go doświad­cze­nia wła­śnie, któ­re­go było się rów­no­praw­ną czę­ścią, ale w moim odczu­ciu ma ono nie tyle cha­rak­ter poko­le­nio­wy, co zwią­za­ne jest z miej­scem, w któ­rym spo­tka­ło się tych, a nie innych ludzi. I to jest dobre. Co prze­trwa na grun­cie lite­ra­tu­ry, to osob­na kwe­stia, któ­ra w tej chwi­li nie ma więk­sze­go zna­cze­nia. Z pew­no­ścią w Stro­niu i w Sien­nej „ludzie mają siłę”, któ­ra wykra­cza poza jed­nost­ko­we inte­re­sy czy osią­gnię­cia, kon­cen­tru­jąc się na wspól­no­to­wym doświad­cza­niu lite­ra­tu­ry. W tym sen­sie jest to nowa, bar­dzo demo­kra­tycz­na z ducha jakość.

Joan­na Muel­ler: Nie lubię myśle­nia poko­le­nio­we­go, bo zakła­da ono naprze­mien­ność: „oni już byli”, „więc teraz my”. Myślę, że siła jest wte­dy, gdy ludzie nawza­jem zaczy­na­ją się sza­no­wać, kie­dy są sie­bie cie­ka­wi, potra­fią się sobą nawza­jem zachwy­cić. Nawza­jem, a zatem niech­by ten uty­tu­ło­wa­ny i pona­gra­dza­ny wie­lo­kroć autor zachwy­cił się szcze­rze wier­szem poety czy poet­ki przed debiu­tem, niech­by nawet w swo­im pisa­niu nawią­zał do jej czy jego wier­sza (bez poczu­cia, że „nie wypa­da”), a nie tyl­ko ocze­ki­wał zachwy­tu ze stro­ny tych, co mają na kon­cie tych kil­ka ksią­żek mniej od nie­go. To dzia­ła też w dru­gą stro­nę – mło­dzi ludzie wybi­ja­ją się na nie­pod­le­głość pew­nym poko­le­nio­wym idio­mem, i to jest okej, ale niech­by oni też nie uwa­ża­li swo­je­go gene­ra­cyj­ne­go slan­gu poetyc­kie­go za jedy­ny i nie­pod­wa­żal­ny. Naj­cie­ka­wiej jest, kie­dy spo­ty­ka­ją się języ­ki, o któ­rych mogli­by­śmy pomy­śleć, że nie mają sobie nic do powie­dze­nia. A niech sobie wresz­cie poga­da­ją. To będzie mieć siłę!

Artur Bursz­ta: Wymia­na odbior­ców na festi­wa­lach nastę­pu­je mniej wię­cej co czte­ry, a cza­sa­mi co pięć lat. Bar­dzo dobrze pamię­tam i chy­ba nawet potra­fię dość dobrze opi­sać każ­dą festi­wa­lo­wą „for­ma­cję” od 1996 roku. Ta obec­na jest tro­chę podob­na do tych pierw­szych, jesz­cze z Legni­cy. Wię­cej przy­ja­ciel­sko­ści, otwar­to­ści na innych przy jed­no­cze­snym zacho­wa­niu indy­wi­du­al­no­ści. To, co bar­dzo budu­je, to trwa­nie wie­lu osób przy naszych dzia­ła­niach. Na przy­kład kolej­ne podej­ścia do Poło­wu. Nie­któ­rzy z tego­rocz­nych lau­re­atów prze­sy­ła­li już swo­je debiu­tanc­kie zesta­wy nie­sku­tecz­nie w kil­ku poprzed­nich edy­cjach. Daw­niej jed­no nie­po­wo­dze­nie w któ­rymś pro­jek­cie ozna­cza­ło „kosę z Biu­rem”. Dzi­siaj jest tyl­ko mobi­li­za­cją do dal­szej pra­cy. Dzię­ki temu mamy tyle dobrej poezji w pra­cow­niach. Liczę, że podob­nie będzie z pro­zą. Debiu­tan­ci pro­za­icy nie mają swo­je­go Bie­re­zi­na czy Poło­wu. Ska­za­ni są na samot­ną pra­cę. Jeśli za rok wró­ci kil­ka osób z tego­rocz­nej edy­cji, to docze­ka­my się w Sta­cji też świet­nych debiu­tów pro­zą. Podob­nie myślę też o Pra­cow­ni prze­kła­do­wej. Mamy w Pol­sce wie­lu wybit­nych tłu­ma­czy, ale potrze­bu­je­my „świe­żej krwi”, mło­dych ludzi tłu­ma­czą­cych swo­ich rówie­śni­ków. Już pra­wie osiem­na­ście lat reali­zu­je­my pogo­to­wia poetyc­kie, labo­ra­to­ria i warsz­ta­ty, ale chy­ba dopie­ro teraz te pro­jek­ty zaczy­na­ją w peł­ni doj­rze­wać.

Alek­san­dra Grzem­ska: Myślę, że to, co wyróż­nia Biu­ro Lite­rac­kie i Sta­cję Lite­ra­tu­ra, to wła­śnie są pro­jek­ty pra­cow­ni, dzię­ki któ­rym ludzie mogą dosko­na­lić swo­ją twór­czość – poetyc­ką, pro­za­tor­ską, trans­la­tor­ską, kry­tycz­ną – pod okiem spe­cja­li­stów i wymie­niać się opi­nia­mi, doświad­cze­nia­mi mię­dzy sobą. Kon­kret­ne oso­by z wła­sną kon­kret­ną twór­czo­ścią dzię­ki takim pro­jek­tom, jak w BL mają szan­sę zaist­nieć jako autorki/autorzy i publi­ko­wać swo­je tek­sty, nie zatrzy­mu­jąc ich w szu­fla­dach.

Juliusz Pie­li­chow­ski: Obec­na for­mu­ła pra­cow­ni bli­ska jest opty­mal­nej przede wszyst­kim dla­te­go, że pozwa­la roz­ma­wiać o tek­stach w znacz­nie szer­szym gro­nie, niż ma to miej­sce na tra­dy­cyj­nie rozu­mia­nych warsz­ta­tach. Atmos­fe­ra festi­wa­lu, na któ­rym spo­ty­ka­ją się ludzie róż­nych lite­rac­kich pro­fe­sji i pro­we­nien­cji, sprzy­ja pra­cy nad tek­stem tak­że poza zaję­cia­mi, nie­za­leż­nie od tego, czy jest to poezja, pro­za czy tekst kry­tycz­ny. Pod tym wzglę­dem Sta­cja Lite­ra­tu­ra jest wyjąt­ko­wa, bo – mówię to z peł­nym prze­ko­na­niem – jest otwar­ta na wła­ści­we każ­dy prze­jaw lite­ra­tu­ry. Wia­do­mo, nie­do­cią­gnię­cia się zda­rza­ją, ale wyda­je mi się, że w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku obra­ny kie­ru­nek jest wła­ści­wy, a wnio­ski z roku na rok są wycią­ga­ne. Wystar­czy zresz­tą spoj­rzeć na listę uczest­ni­ków róż­nych pro­jek­tów Biu­ra na prze­strze­ni lat, by uświa­do­mić sobie, jak wie­lu poetów, ale i pro­za­ików czy kry­ty­ków w ten albo inny spo­sób „otar­ło się” o biu­ro­we ini­cja­ty­wy. Jako uczest­nik kil­ku z nich mogę powie­dzieć, że już jest bar­dzo dobrze – a wyglą­da na to, że będzie jesz­cze lepiej.

Dawid Mate­usz: Moim zda­niem naj­więk­szą war­to­ścią pra­cow­ni w obec­nej for­mie jest płyn­ne przej­ście lau­re­atów zeszło­rocz­ne­go Poło­wu do tego­rocz­nej pra­cow­ni Pierw­szej książ­ki. Dru­ży­na Asi w znacz­nym stop­niu opie­ra­ła się na poprzed­nich lau­re­atach. To bar­dzo sil­na gru­pa, któ­ra się zna, pra­cu­je ze sobą, inspi­ru­je wza­jem­nie, podej­mu­je wła­sne ini­cja­ty­wy i to nie tyl­ko w cza­sie festi­wa­lu, ale przez cały rok. Mam nadzie­ję, że podob­nie będzie z „moją” tego­rocz­ną gru­pą, któ­ra za rok przed­sta­wi Asi pro­jek­ty swo­ich pierw­szych ksią­żek.

Joan­na Muel­ler: Tak, to płyn­ne przej­ście mię­dzy pra­cow­nia­mi jest ogrom­ną war­to­ścią – i nie mówię tu tyl­ko o Poło­wie, któ­ry nie­mal z auto­ma­tu prze­cho­dzi w Pra­cow­nię pierw­szej książ­ki (choć prze­cież są wyjąt­ki, bo nie­któ­rzy auto­rzy i autor­ki – jak choć­by w tym roku Mar­ta Stach­nia­łek – wra­ca­ją do nas po wie­lu latach mil­cze­nia – i to też jest świet­ne!), ale też o prze­cho­dze­niu auto­rów i auto­rek pomię­dzy np. pra­cow­nią pro­za­tor­ską, trans­la­tor­ską, poetyc­ki­mi itd. – taki trans­fer „zali­czył” w tym roku choć­by Michał Doma­gal­ski, któ­ry w zeszłym roku był w Pra­cow­ni pierw­szej książ­ki, potem został jej lau­re­atem i zade­biu­to­wał w BL tomem poetyc­kim, a w tym roku tra­fił do Pra­cow­ni pro­za­tor­skiej. Z kolei Ty, Jul­ku, też wró­ci­łeś do nas po latach – w ubie­głym roku byłeś w Pra­cow­ni trans­la­tor­skiej, praw­da? A w tym roku nie dość, że wyróż­ni­łeś się wśród pro­za­ików, to dołą­czy­łeś rów­nież do ści­słej eki­py BL. Takie „trans­fe­ry” są bar­dzo cie­ka­we – i mam nadzie­ję, że jak naj­mniej z nich będzie się koń­czy­ło „kosą z BL”.

Alek­san­dra Olszew­ska: To, o czym mówi­cie, dowo­dzi, że uda­ło się wypra­co­wać sys­tem. Na pew­no jest jesz­cze co popra­wiać i o tym wie­my. Marzył­by mi się roz­wój pra­cow­ni kadro­wych, by budo­wać współ­pra­cę i wspól­no­tę rów­nież mię­dzy orga­ni­za­to­ra­mi wyda­rzeń lite­rac­kich (i nie tyl­ko), mię­dzy insty­tu­cja­mi, wymie­niać się doświad­cze­nia­mi, dzia­łać wspól­nie. Jasne, na pozio­mie ogó­łu brzmi to uto­pij­nie i mało kon­kret­nie, widzie­li­śmy przy oka­zji mię­dzy­na­ro­do­wych pro­jek­tów, że czę­sto koń­czy się to fia­skiem albo tyl­ko złu­dze­niem współ­pra­cy. Ale powin­no dawać do myśle­nia, że łatwiej o takie soju­sze w wymia­rze mię­dzy­na­ro­do­wym niż kra­jo­wym (każ­dy ma wte­dy swo­ją „języ­ko­wą dział­kę”, od któ­rej jest eks­per­tem, nie ma rywa­li­za­cji o te same gran­ty). Myślę jed­nak, że war­to pró­bo­wać.

Artur Bursz­ta: Przez dwa­dzie­ścia lat w Stro­niu Ślą­skim nie było domu kul­tu­ry. Daw­niej cen­trum mie­ści­ło się w „okrą­gla­ku” w budyn­ku, któ­ry jest 200 metrów od CETiK‑u. Byłem ostat­nim kie­row­ni­kiem w tym miej­scu w 1991 roku. Czte­ry lat póź­niej, pod koniec 1995 roku, wyjeż­dża­łem ze Stro­nia w poczu­ciu klę­ski róż­nych dzia­łań, jakie podej­mo­wa­łem, by kul­tu­ra mogła się w tutaj ostać. Wie­dzia­łem, że bez niej tutej­sza spo­łecz­ność stra­ci coś bez­pow­rot­nie. Choć było to przez kil­ka dekad robot­ni­cze mia­stecz­ko, to poziom zain­te­re­so­wa­nia sztu­ką oraz zaan­ga­żo­wa­nia w kul­tu­rę był jed­nym z naj­więk­szych w tej czę­ści Pol­ski. I nie­ste­ty się nie myli­łem. Te dwa­dzie­ścia lat bez domu kul­tu­ry zro­bi­ło swo­je. Począt­ki Sta­cji w 2016 roku były więc napraw­dę trud­ne. I nie cho­dzi tyl­ko o nie­wiel­ką licz­bę osób ze Stro­nia uczest­ni­czą­cych w impre­zie, ale tak­że zaan­ga­żo­wa­nie lokal­nej spo­łecz­no­ści. Poma­łu to się zmie­nia i dzi­siaj wyglą­da znacz­nie lepiej niż dwa lata temu. Bar­dzo dobrze myślę np. o tego­rocz­nym gastro­no­micz­nym wspar­ciu Dwor­ku Galo­sa. Eki­pa CETiK‑u też już moc­no zży­ła się z impre­zą. Przy oka­zji pierw­szej edy­cji w Stro­niu Ślą­skim było wie­le do stra­ce­nia. Spo­ro osób pyta­ło mnie, czy aby wiem, co robię, rezy­gnu­jąc ze współ­pra­cy z Wro­cła­wiem na rzecz „takie­go miej­sca”. A ja czu­łem, że Stro­nie Ślą­skie to ratu­nek nie tyl­ko dla festi­wa­lu, ale tak­że wie­lu obsza­rów dzia­łań, któ­re współ­two­rzą nasze śro­do­wi­sko. Czy po trze­ciej edy­cji festi­wa­lu w tym miej­scu może­my już powie­dzieć, że ta prze­pro­wadz­ka była dobrym pomy­słem? Czy w takim miej­scu „czy­ta się fak­tycz­nie natu­ral­niej”?

Juliusz Pie­li­chow­ski: Pozwo­lę sobie odpo­wie­dzieć na Two­je pyta­nie jako pierw­szy, bo – podob­nie jak Ty – znam Stro­nie, jak i całą oko­li­cę, dość dobrze i od daw­na. Wyda­je mi się, że z per­spek­ty­wy tej spo­łecz­no­ści festi­wal ma ogrom­ne zna­cze­nie. Trze­ba powie­dzieć wprost – nie ma w regio­nie innej impre­zy, któ­ra mogła­by kon­ku­ro­wać ze Sta­cją pod wzglę­dem ska­li i róż­no­rod­no­ści. Obok Mię­dzy­na­ro­do­we­go Festi­wa­lu Cho­pi­now­skie­go w Dusz­ni­kach-Zdro­ju, któ­ry posia­da zacną i pięk­ną tra­dy­cję – Sta­cja Lite­ra­tu­ra jest dziś jedy­nym napraw­dę mię­dzy­na­ro­do­wym wyda­rze­niem kul­tu­ral­nym w tej czę­ści Pol­ski. Myślę, że miesz­kań­cy to już widzą i zaczy­na­ją doce­niać. Mnie ponad 80% popar­cia dla festi­wa­lu tutaj, w Sude­tach Wschod­nich, nie dzi­wi, bo jestem od tych miejsc abso­lut­nie uza­leż­nio­ny. A czy czy­ta się tutaj bar­dziej natu­ral­nie? Wiesz, ja po raz pierw­szy prze­czy­ta­łem W poszu­ki­wa­niu stra­co­ne­go cza­su pew­ne­go upal­ne­go sierp­nia w nie­od­le­głym Rado­cho­wie, i wte­dy ta lek­tu­ra zmie­ni­ła we mnie wszyst­ko. Nie chcę tu upra­wiać kom­ba­tanc­twa ani prze­sad­nej pry­wa­ty, ale ja napraw­dę nie znam aż tak wie­lu innych miejsc, w któ­rych czy­ta­ło­by mi się rów­nie dobrze. Nie zli­czę też, ile razy pod­czas czte­rech festi­wa­lo­wych dni roz­ma­wia­łem o tym z uczest­ni­ka­mi, któ­rzy czę­sto przy­je­cha­li do Stro­nia i Sien­nej po raz pierw­szy w życiu – i po pro­stu się zachwy­ci­li.

Joan­na Muel­ler: To ja z kolei powiem coś z per­spek­ty­wy prze­brzy­dłej mieszcz­ki, dla któ­rej przy­jazd na festi­wal do Kotli­ny Kłodz­kiej z roz­le­ni­wio­nej sto­li­cy (gdzie w impre­zach kul­tu­ral­nych moż­na prze­bie­rać, więc w efek­cie nie wybie­ra się nicze­go) był rze­czy­wi­ście odskocz­nią od codzien­no­ści, oka­zją do sku­pie­nia na wier­szach i spo­tka­niach mię­dzy­ludz­kich. Rok temu dojazd do Stro­nia z War­sza­wy wyda­wał mi się upior­nym pomy­słem, ale podróż pod­sta­wio­nym przez BL auto­ka­rem nawet dla oso­by w ósmym mie­sią­cu cią­ży, mimo zmę­cze­nia, oka­za­ła się budu­ją­cym doświad­cze­niem, bo już w dro­dze moż­na było nawią­zać rela­cje z ludź­mi jadą­cy­mi w to samo miej­sce. W tym roku auto­ka­ru z War­sza­wy aku­rat nie było, ale świet­nym pomy­słem oka­za­ły się BLe­Ble­ca­ry, któ­re też pozwo­li­ły nawią­zy­wać wię­zi już w podró­ży (pozdra­wiam moją cudow­ną współ­to­wa­rzysz­kę Beatę Sta­siń­ską!). Na miej­scu nato­miast wspól­no­ta była nie­ja­ko nie­unik­nio­na – bo choć­by­śmy nawet klę­li na to, że nie da się w łatwy spo­sób prze­mie­ścić ze Stro­nia do Sien­nej i z powro­tem, więc jest się uza­leż­nio­nym od pod­sta­wio­nych busów, to jed­nak to w jakiś spo­sób spra­wia, że ludzie bar­dziej uczest­ni­czą w spo­tka­niach, nie roz­pierz­cha­ją się gdzieś po knaj­pach, jak na pew­no było­by w więk­szym mie­ście. Dobrym pomy­słem są też wie­czor­ne spo­tka­nia „inte­gra­cyj­ne” w Czar­nej Górze – ludzie nie ucie­ka­ją do poko­jów na popi­ja­wy w małych gro­nach, ale gro­ma­dzą się i na live setach, i na after­kach, gdzie towa­rzy­stwa się mie­sza­ją, a wię­zi zacie­śnia­ją. Inną spra­wą jest nato­miast kwe­stia włą­cze­nia w festi­wal poetyc­ki miesz­kań­ców, bo tutaj, mam wra­że­nie, jest wciąż spo­ro do zro­bie­nia. Sama byłam w tym roku w szko­le, gdzie wpraw­dzie zgro­ma­dzo­no na moim czy­ta­niu Pira­tów dobrej robo­ty dzie­więć klas, czy­li jakieś 180 osób, ale mia­łam wra­że­nie, że dzie­cia­ki (a i nauczy­ciel­ki też) są tro­chę do tego spo­tka­nia przy­mu­szo­ne, że nie inte­re­su­je ich to, co mówię i czy­tam, i że patrzą na mnie tro­chę jak na dzi­wa­dło z dale­kie­go świa­ta – więc i ja, i oni byli­śmy tym spo­tka­niem tro­chę onie­śmie­le­ni, a w efek­cie – chy­ba roz­cza­ro­wa­ni. Myślę, że war­to pomy­śleć nad jaki­miś bar­dziej dale­ko­sięż­ny­mi, choć może liczeb­nie skrom­niej­szy­mi, warsz­ta­ta­mi z dzie­cia­ka­mi i mło­dzie­żą ze Stro­nia, a tak­że z doro­sły­mi miesz­kań­ca­mi (wiem, że jakieś dzia­ła­nia w tym roku były, ale nie wiem, jak to się poto­czy­ło), tak żeby kie­dy zacznie się festi­wal, oni mogli – i chcie­li! – być jego czę­ścią, współ­two­rzyć go. Jak zain­te­re­so­wać miesz­kań­ców Stro­nia naszym festi­wa­lem, żeby­śmy nie tyl­ko my czu­li się dobrze ugosz­cze­ni przez to mia­sto, ale też żeby­śmy umie­li ugo­ścić na festi­wa­lu lokal­ną spo­łecz­ność – oto jest pyta­nie, oto wyzwa­nie!

Alek­san­dra Olszew­ska: Też mi się wyda­je, że to pozo­sta­je nadal naj­więk­szym wyzwa­niem. Niby postu­la­tem jest wypro­wa­dza­nie imprez poza duże mia­sta, by umoż­li­wić uczest­nic­two oso­bom, któ­re na co dzień mogą nie mieć tak łatwe­go dostę­pu do kul­tu­ry, ale samo zor­ga­ni­zo­wa­nie impre­zy „in the mid­dle of nowhe­re” nie wystar­czy. Zada­ję sobie masę pytań wła­śnie w związ­ku z tym zagad­nie­niem. Czy fakt, że Sta­cja jest w Stro­niu, ma zna­cze­nie? Czy też prak­tycz­nie każ­de miej­sce – speł­nia­ją­ce warun­ki takie, jak dostęp­ność obiek­tu (CETiK) i eki­py goto­wej do współ­pra­cy – ulo­ko­wa­ne tro­chę na odlu­dziu było­by miej­scem dobrym? Jeden z naj­waż­niej­szych euro­pej­skich festi­wa­li lite­rac­kich odby­wa się w malut­kiej miej­sco­wo­ści Hay-on-Wye, z tym że jest to mia­stecz­ko bar­dzo lite­rac­kie, peł­ne małych księ­gar­ni, więc dla­te­go ta loka­li­za­cja jest natu­ral­na. Trze­ba jakoś przy­go­to­wać lokal­ną publicz­ność do uczest­nic­twa w wyda­rze­niu, a to jest pro­ces. Na pew­no jeden aspekt to anga­żo­wa­nie lokal­nych part­ne­rów – jak wspa­nia­ły Dwo­rek Galo­sa. Dru­ga spra­wa to regu­lar­ne spo­tka­nia przy­bli­ża­ją­ce twór­czość auto­rów czy­ta­ją­cych w ramach Sta­cji. To szcze­gól­nie trud­ne, gdy nie jest się na miej­scu.

Artur Bursz­ta: Wyglą­da na to, że cze­ka nas w jesz­cze wie­le pra­cy. Nie wol­no nam spo­cząć na lau­rach. Raz jesz­cze bar­dzo dzię­ku­ję Wam za pra­cę przy tego­rocz­nej edy­cji. Bez Was nie było­by tak uda­ne­go festi­wa­lu.

O autorach i autorkach

Aleksandra Grzemska

Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa, krytyczka literacka, redaktorka i edytorka. Adiunkt w Instytucie Literatury i Nowych Mediów Uniwersytetu Szczecińskiego; absolwentka edytorstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Autorka monografii Matki i córki. Relacje rodzinne i artystyczne w autobiografiach kobiet po 1989 roku (Toruń 2020), wydanej w serii Monografie Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Współredaktorka monografii Polityki relacji w literaturze kobiet po 1945 roku (Szczecin 2017) i Po Czarnobylu: miejsce katastrofy w dyskursie współczesnej humanistyki (Kraków 2017). Sekretarz czasopisma naukowego „Autobiografia. Literatura. Kultura. Media”. W 2024 roku w wydawnictwie Routledge ukaże się jej monografia Family and Artistic Relations in Polish Women’s Autobiographical Literature w serii: Routledge Auto/Biography Studies. Oprócz pracy naukowej prowadzi zajęcia i warsztaty redakcyjne na Studiach Pisarskich Uniwersytetu Szczecińskiego oraz redaguje prozę.

Aleksandra Olszewska

absolwentka filologii polskiej w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Zarządzania Projektami w ramach studiów podyplomowych Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Z Biurem Literackim związana od 2013 roku. Koordynatorka projektów zagranicznych, odpowiadająca za kontakty z partnerskimi festiwalami i instytucjami literackimi z Europy i świata, a także za współpracę z Instytutami Polskimi oraz zagranicznymi przedstawicielstwami.

Artur Burszta

Menadżer kultury. Redaktor naczelny i właściciel Biura Literackiego. Wydawca blisko tysiąca książek, w tym m.in. utworów Tymoteusza Karpowicza, Krystyny Miłobędzkiej, Tadeusza Różewicza i Rafała Wojaczka, a także Boba Dylana, Nicka Cave'a i Patti Smith. W latach 1990-1998 działacz samorządowy. Realizator Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy (1993-1995). Od 1996 roku dyrektor festiwalu literackiego organizowanego jako Fort Legnica, od 2004 – Port Literacki Wrocław, od 2016 – Stacja Literatura w Stroniu Śląskim, a od 2022 – TransPort Literacki w Kołobrzegu. Autor programów telewizyjnych w TVP Kultura: Poezjem (2008–2009) i Poeci (2015) oraz filmu dokumentalnego Dorzecze Różewicza (2011). Realizator w latach 1993–1995 wraz z Berliner Festspiele Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy. Wybrany podczas I Kongresu Menedżerów Kultury w 1995 roku do Zarządu Stowarzyszenia Menedżerów Kultury w Polsce. Pomysłodawca Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Współtwórca Literary Europe Live – organizacji zrzeszającej europejskie instytucje kultury i festiwale literackie. Organizator Europejskiego Forum Literackiego (2016 i 2017). Inicjator krajowych i zagranicznych projektów, z których najbardziej znane to: Komiks wierszem, Krytyk z uczelni, Kurs na sztukę, Nakręć wiersz, Nowe głosy z Europy, Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty, Pracownie literackie, Szkoła z poezją. Wyróżniony m.in. nagrodą Sezonu Wydawniczo-Księgarskiego IKAR za „odwagę wydawania najnowszej poezji i umiejętność docierania z nią różnymi drogami do czytelnika” oraz nagrodą Biblioteki Raczyńskich „za działalność wydawniczą i żarliwą promocję poezji”.

Dawid Mateusz

Urodzony w 1986 roku. Publikował w licznych pismach zwartych i ulotnych. Podejmował wiele, mniej lub bardziej udanych inicjatyw kulturalnych. Jest autorem debiutanckiej Stacji wieży ciśnień (2016), która ukazała się nakładem Biura Literackiego. Mieszka w Krakowie.

Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.

Juliusz Pielichowski

Urodzony w 1984 r. w Gliwicach. Poeta, tłumacz z języka angielskiego. Autor tomów wierszy Czarny organizm (Mikołów 2019) oraz Przeciwwiersze (Poznań 2023). Przekłada na język polski eseje i pisma H. D. Thoreau (O chodzeniu, Lublin 2019; wybór z „Dziennika”, „Literatura na Świecie” nr 9-10/2020). Przygotował wybór szkiców i opowiadań Elizabeth Bishop (Amerykańska Szkoła Pisania, razem z Andrzejem Sosnowskim i Marcinem Szustrem, Stronie Śląskie 2020) oraz – z angielskiego przekładu – spolszczenie zaginionego opowiadania Marka Hłaski (Diabły w deszczu, Mikołów 2020). Współpomysłodawca i członek Rady Programowej Nagrody Dramaturgicznej im. Tadeusza Różewicza.

Powiązania