wywiady / o pisaniu

Obecnie jestem panterą

Justyna Bargielska

Roman Honet

Rozmowa Romana Honeta z Justyną Bargielską, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydanej w Biurze Literackim w 2010 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Roman Honet: „Ale jed­no chcia­ła­by mieć z pan­te­ry: gdy ktoś przy­cho­dzi i mówi / pociąg, któ­ry ist­nie­je tyl­ko w roz­kła­dzie, wła­śnie odszedł, umieć / powie­dzieć ach, tak? a nie pró­bo­wać zjeść słoń­ce, żeby nie zaszło” – na począ­tek przy­ta­czam frag­ment Two­je­go pierw­sze­go wier­sza z Dwóch fia­tów. Oczy­wi­ście nie dla­te­go, że jest pierw­szy, ale dla­te­go, że poru­szy­ła mnie ta sce­na: zoba­czy­łem w przy­wo­ła­nym wier­szu, w dwóch zja­wia­ją­cych się tu figu­rach, pan­te­ry i pięk­nej mły­nar­ki, ucie­le­śnia­nia dwóch odmien­nych spo­so­bów życia. Pan­te­ra, w pierw­szym sko­ja­rze­niu przy­wo­dzą­ca na myśl siłą, potę­gę, osta­tecz­nie dys­po­nu­je jakąś for­mu­łą zro­zu­mie­nia świa­ta, na spo­koj­nie, może być lek­ko zdzi­wio­na, ale nie sza­mo­ta się, pod­czas gdy dru­ga postać nie jest pan­te­rą wła­śnie dla­te­go, że pró­bu­je sta­wiać opór wobec tego, co nie­uchron­ne, usi­łu­je „zjeść słoń­ce, żeby nie zaszło”. Ale dla mnie to wła­śnie zacho­wa­nie mły­nar­ki ma zde­cy­do­wa­nie ludz­ki wymiar. Chcia­łem zapy­tać, co Two­im zda­niem pozo­sta­je bliż­sze życiu, natu­ral­nym reak­cjom? Ten dzi­ki opór, czy to wyro­zu­mia­łe przy­zwo­le­nie? Gdzie Ty byś sie­bie umie­ści­ła? Bli­żej pan­te­ry czy mły­nar­ki?

Justy­na Bar­giel­ska: Przy­kro mi, obec­nie jestem pan­te­rą. Zada­łeś pyta­nie o to, jak się przy­sto­so­wać, nie przy­zwy­cza­ja­jąc się. Dba­łość o sie­bie, jak ją sobie wyobra­żam, to zacho­wa­nie rów­no­wa­gi. Z jed­nej stro­ny roz­sąd­nie było­by zro­bić w życiu miej­sce na kosz­mar, na rze­czy nie­miesz­czą­ce się w gło­wie. Z dru­giej stro­ny jakie zna­cze­nie będzie mia­ło wyda­rze­nie się tych rze­czy w naszym życiu, jeśli uniew­raż­li­wi­my się na nie? A chy­ba nie chce­my, by dzia­ły się w naszym życiu rze­czy bez zna­cze­nia. Pan­te­ra jest jakąś for­mą wypo­czyn­ku, tak myślę, tym samym jest w cyklu z mły­nar­ką.

Czy­ta­jąc Dating ses­sions moż­na było odnieść wra­że­nie, że przede wszyst­kim oglą­dasz świat, śro­dek cięż­ko­ści został poło­żo­ny przede wszyst­kim na opty­kę, tak mi się wyda­wa­ło. Dwa fia­ty, tak­że peł­ne intry­gu­ją­cych deta­li, tak samo ufun­do­wa­ne na wyobraź­ni, suge­ru­ją pyta­nia o to, w jaki spo­sób ten świat, nadal zmy­sło­wy, zasob­ny w szcze­gó­ły, dopa­so­wać do sie­bie? Co nale­ży zro­bić, aby przy­jąć i to, co zoba­czo­ne, i to, co doświad­czo­ne? Czy zgo­dzi­ła­byś się z taką moż­li­wo­ścią odczy­ta­nia, z ist­nie­niem takiej róż­ni­cy?

Świat w Dating ses­sions nie był dedy­ko­wa­ny pod­mio­to­wi lirycz­ne­mu tych wier­szy. Ani ich autor­ce. A jeśli nakła­dał jakieś obo­wiąz­ki, to były one este­tycz­ne, doty­czy­ły utrzy­ma­nia świa­ta w obec­nej este­ty­ce lub wpro­wa­dze­nia do nie­go jakichś zmian, ale nadal w dzie­dzi­nie uro­dy, pięk­na. W Chi­na ship­ping dopie­ro zaczy­nam widzieć ten obo­wią­zek sca­le­nia ład­ne­go z dobrym, a we Fia­tach – ład­ne­go ze złym, brzyd­kie­go z dobrym. Jak? No, wła­śnie tak: otwie­ra­jąc się na kosz­mar.

Na litmama.pl, stro­nie „Szko­ły pisa­nia dla mam”, w któ­rej pro­wa­dzisz zaję­cia, zapo­wia­dasz, że posia­dasz uni­kal­ną umie­jęt­ność kar­mie­nia pier­sią w trak­cie pisa­nia. Rzad­ka to sztu­ka, gra­tu­lu­ję. 🙂 Dziec­ko potem zno­wu trze­ba nakar­mić, wra­cać do nie­go. Wła­ści­wie nie­usta­ją­ca obec­ność. A czy wiersz, raz napi­sa­ny, zosta­wiasz, czy wra­casz do nie­go, popra­wiasz? O, może tak, daj­my na to, wycho­wu­jesz wiersz?

Tak napraw­dę pisa­nie w trak­cie kar­mie­nia pier­sią, jeśli tyl­ko nie kar­misz nowo­rod­ka, nie jest jakimś spe­cjal­nym wyczy­nem, a i nowo­rod­ka da się przy­mo­co­wać do tor­su chu­s­tą i pra­co­wać. Zwłasz­cza kie­dy kre­dyt inspi­ru­je. Ale na potrze­by rekla­my uzna­łam ten slo­gan za co naj­mniej wystar­cza­ją­cy. Wier­sze nie są moimi dzieć­mi, są bar­dziej jak zna­jo­mi. Piszę raczej mało, raczej dłu­go, raczej nie dla zaspo­ko­je­nia potrzeb towa­rzy­skich, więc jak już uda mi się coś napi­sać, wra­cam do wier­sza tyl­ko po to, żeby dosta­wić albo usu­nąć prze­cin­ki. A gdy spo­ty­kam się z nim za jakiś czas, w książ­ce albo w gaze­cie, nie mam ocho­ty go udo­sko­na­lać, zmie­niać. Raczej patrzę, jak on sam przez ten czas się udo­sko­na­lił i zmie­nił. Bądź nie. Oczy­wi­ście real­na zmia­na zacho­dzi we mnie, nie w wier­szu, ale ze zna­jo­my­mi tak też bywa, że któ­re­goś dnia jest się goto­wym zoba­czyć jakieś ich cechy, któ­rych się wcze­śniej nie widzia­ło.

A kie­dy w Tobie zacho­dzi ta real­na zmia­na, to co na ogół w swo­im wier­szu widzisz: że się udo­sko­na­lił czy że – daj­my na to – oku­lał? I czy masz cza­sem poczu­cie, że mogła­byś w swo­im wła­snym wier­szu zoba­czyć coś, cze­go już nie chcesz, co Ci zawa­dza: jakąś daw­ną sie­bie na przy­kład, to swo­je wcie­le­nie, któ­re­go aku­rat nie lubisz.

Nie mam wcie­leń, któ­rych nie lubię. Wyda­ję się sobie cza­sem ana­chro­nicz­na albo głu­pa­wa, jeśli o to pytasz. Ale tu, gdzie jestem, nie wyda­ję się sobie taka, a prze­cież przy­szłam tutaj przez sie­bie ana­chro­nicz­ną i głu­pa­wą, jak mogła­bym się od sie­bie tam­tej odże­gny­wać? Tym bar­dziej, że za pięć lat przyj­rzę się sobie z teraz i zoba­czę zmę­czo­ną, i sen­ty­men­tal­ną autor­kę nur­tu country&western.

Macie­rzyń­stwo na ogół ogra­ni­cza pisa­nie, cza­sem eli­mi­nu­je je cało­ścio­wo. W Two­im przy­pad­ku tak nie jest, może nawet dzie­je się odwrot­nie, jak­by macie­rzyń­stwo i pisa­nie dało się połą­czyć w spo­sób natu­ral­ny, co nie zna­czy, że idyl­licz­ny. Zresz­tą nie wiem, nie jestem Tobą. Zatem może Ty byś mi powie­dzia­ła, jak to w Two­im przy­pad­ku wyglą­da?

Dziec­ko ogra­ni­cza. Dwój­ka dzie­ci ogra­ni­cza podwój­nie. Jeśli nie jesteś Mar­ty­ną Woj­cie­chow­ską, nie będziesz temu zaprze­czać, a chwa­ła Bogu Mar­ty­na jest tyl­ko jed­na. I to ogra­ni­cze­nie, to jest praw­dzi­we bło­go­sła­wień­stwo, zwłasz­cza dla pisa­nia. Mecha­nizm jest taki: naj­pierw odpusz­czasz sobie zapi­sy­wa­nie głu­pot. Zdań usły­sza­nych w zbior­ko­mie, powie­dzo­nek męża, fik­cyj­nych wspo­mnień z krót­kich snów itp. To jest pro­ces, któ­ry trwa i wko­pu­je cię w grunt, aż zosta­jesz z kart­ką, na któ­rej w środ­ku nocy, odło­żyw­szy dziec­ko do łóżecz­ka po dwu­go­dzin­nym sean­sie u cyc­ka, zapi­sa­łaś, jak ci się wyda­je, for­mu­łę, TO. Rano na kart­ce widzisz, bo ja wiem, listę zaku­pów. Wspa­nia­ły upa­dek, po któ­rym docho­dzisz do wnio­sku, że już nigdy nic nie napi­szesz, aż któ­re­goś dnia zaczy­nasz noto­wać głu­po­ty. A z jaką wdzięcz­no­ścią i odda­niem! No, tyle że są tro­chę inne głu­po­ty. Bar­dziej uni­wer­sal­ne.

Na blo­gu Mar­ka Tro­ja­now­skie­go poja­wi­ły się frag­men­ty Two­jej kore­spon­den­cji z nim, jest to pew­na nowość, mam na myśli upu­blicz­nia­nie kore­spon­den­cji w sie­ci, czy publicz­ne jej pisa­nie, trze­ba pod­kre­ślić, że za zgo­dą oby­dwu stron, zresz­tą gdy­by było prze­ciw­nie, nie była­by to żad­na nowość :). Ale z pew­no­ścią Two­ja obec­ność na wspo­mnia­nym blo­gu dla nie­któ­rych oka­za­ła się powo­dem do kon­ster­na­cji, zdzi­wie­nia, zakła­dam, że zapew­ne tak­że tro­ski :). Co byś im powie­dzia­ła?

Żeby polu­zo­wa­li. Przy­go­to­wa­łam sobie sza­blon, w któ­rym wyja­śniam powo­dy poja­wie­nia się na blo­gu Mar­ka i wysy­łam wszyst­kim, któ­rzy przy­sy­ła­ją do mnie uprzej­me zapy­ta­nia w tej kwe­stii. Oczy­wi­ście po sper­so­na­li­zo­wa­niu wysy­łam. Obie­ca­łam Mar­ko­wi jakiś samo­dziel­ny tekst na jego stro­nę, a nie tyl­ko oka­zjo­nal­ne dekla­ra­cje popar­cia – i, ponie­waż listy wycho­dzą mi naj­le­piej, zde­cy­do­wa­łam się na taką for­mę, gdyż cze­mu nie. W co to się roz­wi­nie, nie mam poję­cia. I czy. Histo­ria nie­do­li Mar­ka z kobie­ta­mi w Inter­ne­cie, jak widzę, ma tyl­ko jed­no zakoń­cze­nie i jest nim prze­go­nie­nie kole­żan­ki jak suki burej. A dla mnie Tro­ja­now­ski to spra­wa hono­ru: nie mogłam znieść, że w pew­nym momen­cie więk­szość naj­pięk­niej­szych 30+ umy­słów począt­ku XXI wie­ku, poeci, poeci! i zja­wi­sko­we kobie­ty – sku­pi­li się na pró­bach zakne­blo­wa­nia jed­ne­go psy­cho­la. Któ­ry przy bliż­szym pozna­niu pozo­sta­je psy­cho­lem. Nota bene w odpo­wie­dzi na mój sper­so­na­li­zo­wa­ny sza­blon ludzie pisa­li mi, że wła­ści­wie im nie prze­szka­dza, że Tro­ja­now­ski wyle­wa wia­dra pomyj na nich samych – ale że obra­ża innych. Lito­ści! To, że Tro­ja­now­ski obra­ża nas, nie nasze pan­ny – a co, mnie nie obra­żał? – to jest isto­ta tego, że się tak wyra­żę, daru. Pożyt­ku.

Ale odpo­wiedź na pyta­nie o funk­cjo­no­wa­nie Tro­ja­now­skie­go w tej roli to jest ponie­kąd odpo­wiedź na pyta­nie, o co w pisa­niu cho­dzi. Żeby nas ele­ganc­ko trak­to­wa­no? Żeby wszyst­kim było przy­jem­nie? Żeby paść for­my? W Nie­szu­fla­dzie pasą. Chy­ba się wie­le nie pomy­lę, jeśli powiem, że te wypa­sio­ne for­my to obec­nie jedy­na war­tość tego por­ta­lu.

Na Nie­szu­fla­dzie dys­kurs lite­rac­ki cało­ścio­wo posia­da oso­bli­wą for­mę, przy­kła­do­wo roz­trzą­sa się tam pro­ble­my, czy Edward Sta­chu­ra był przy­stoj­ny [śmiech]. Ale wobec tego – jeśli w ogó­le war­to – to gdzie roz­ma­wiać o lite­ra­tu­rze w sie­ci? I o co Two­im zda­niem cho­dzi w pisa­niu, zakła­dam, że nie o odmien­ne trak­to­wa­nie i walo­ry­zo­wa­nie piszą­ce­go, to rze­czy­wi­ście mogą być nad­mier­ne wyma­ga­nia, cza­sem przed­sta­wio­ne w żało­snym wyda­niu.

W sie­ci o lite­ra­tu­rze war­to roz­ma­wiać wszę­dzie, pyta­nie brzmi: czy w ogó­le gdzieś się to robi. Jeśli, oczy­wi­ście, masz na myśli szyb­ką inte­rak­cję, a nie wymia­nę wypiesz­czo­nych ese­jów. Moje podej­ście jest ska­żo­ne sen­ty­men­tem, bo ja pamię­tam antycz­ną pl.hum.poezja a potem eli­tar­ny, jak się upie­ra­ją o nim mówić, Bar, po któ­rym zosta­ły nie tak zno­wu prze­past­ne archi­wa. No, ale nie może być tak, że roz­mo­wa o lite­ra­tu­rze jest moż­li­wa tyl­ko i wyłącz­nie, gdy rela­cja mię­dzy roz­mów­ca­mi to albo woj­na sam­ców, albo ero­tycz­ne napię­cie, albo, opty­mal­nie, jed­no i dru­gie.

W pisa­niu cho­dzi o towa­rzy­sze­nie, o przy­ja­zność, o miło­sier­ne uczyn­ki wzglę­dem duszy. Jeśli wszy­scy jeste­śmy pacjen­ta­mi hospi­cjum („hospi­cjum to też życie”, co nie), to książ­ka jest wolon­ta­riu­szem, któ­ry trzy­ma nas za rękę.

Zapo­wia­dasz na ten rok swój pro­za­tor­ski debiut. Mogła­byś powie­dzieć o nim sło­wo?

Nawet dzie­sięć. Czu­ję się jak Ame­ry­kan­ka, kie­dy o tym mówię, ale chu­da Ame­ry­kan­ka. Czy­li wspa­nia­le. Książ­ka będzie mia­ła tytuł Obso­let­ki, zawie­ra oko­ło pięć­dzie­się­ciu nie­dłu­gich tek­stów o codzien­nym życiu, jedy­nych – w for­mie i tre­ści – jakie da się napi­sać wycho­wu­jąc dzie­ci i pra­cu­jąc. O ile z wier­sza­mi nie cho­dzi­łam do niko­go, o tyle z Obso­let­ka­mi obe­szłam – takie mam wra­że­nie – dokład­nie wszyst­kich, ale wszy­scy mnie prze­ga­nia­li. Dopie­ro Wydaw­nic­two Czar­ne mnie nie prze­go­ni­ło, książ­ka wyj­dzie w listo­pa­dzie. Jest malut­ka, rów­na, mono­te­ma­tycz­na, peł­na deta­li i szcze­ra – jestem z niej bar­dzo dum­na, nawet jeśli bywam z niej nie­za­do­wo­lo­na.

Roz­ma­wia­li­śmy o Two­im pisa­niu, macie­rzyń­stwie, inter­ne­cie. Teraz chciał­bym zapy­tać o Two­je ocze­ki­wa­nia czy­tel­ni­cze, o to, cze­go wyma­gasz od liry­ki, cze­go od pro­zy, zresz­tą może tu nie musi być roz­gra­ni­cze­nia. Mówiąc wprost: jakie książ­ki lubisz?

Oby­cza­jo­we takie. Pew­nie dla­te­go jestem tak pod­eks­cy­to­wa­na Obso­let­ka­mi, bo żyję w kul­cie praw­dzi­wej powie­ści i cokol­wiek, co nie jest poezją, jest dla mnie milo­wym kro­kiem w jedy­nie słusz­nym kie­run­ku. Ostat­nio odkry­łam Doris Les­sing, prze­czy­ta­łam wła­ści­wie chy­ba wszyst­ko, co się uka­za­ło po pol­sku. Mój mąż wziął Pią­te dziec­ko i powie­dział, że już daw­no nie miał w ręku cze­goś tak okrop­nie napi­sa­ne­go – i pew­nie ma chło­pak rację, tyl­ko co z tego. Naj­pro­ściej napi­sa­na histo­ria ma dla mnie obec­nie więk­szą wagę, niż naj­lep­szy wiersz – bo wiersz jest syn­te­zą, a histo­ria jest ana­li­zą, a ja jestem w takim momen­cie życia, że potrze­bu­ję towa­rzy­stwa w ana­li­zie. Les­sing jest zna­ko­mi­tą towa­rzysz­ką.

Tak sobie pomy­śla­łem, czy byś mnie nie wyrę­czy­ła na zakoń­cze­nie roz­mo­wy. Może chcia­ła­byś sobie sama zadać pyta­nie i odpo­wie­dzieć? Hmm…

Wyrę­czy­ła­bym cię. Zada­ła­bym sobie pyta­nie: czy będziesz bar­dzo smut­na, jeśli nie uda ci się napi­sać powie­ści? I odpo­wie­dzia­ła­bym sobie: e, nie bar­dzo.

O autorach i autorkach

Justyna Bargielska

Urodzona w 1977 roku w Warszawie. Poetka, pisarka. Laureatka konkursu poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego (2001) i nagrody specjalnej im. Jacka Bierezina (2002). Otrzymała dwa razy Nagrodę Literacką Gdynia (2010 i 2011). Mieszka w Warszawie.

Roman Honet

Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).

Powiązania