wywiady / o pisaniu

Od anegdoty do mitu

Lajos Grendel

Rozmowa Tibora Eleka z Lajosem Grendelem, towarzysząca premierze książki Poświęcenie hetmana w tłumaczeniu Miłosza Waligórskiego, wydanej nakładem Biura Literackiego 11 sierpnia 2014 roku, a w wersji elektronicznej 27 listopada 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Tibor Elek: Nie­wie­lu współ­cze­snych pisa­rzy węgier­skich potra­fi reje­stro­wać rze­czy­wi­stość tak jak Lajos Gren­del. Mam na myśli to, że już w pierw­szych powie­ściach – Éle­slövészet (Ostre strze­la­nie), Gale­ri (Ban­da), Áttéte­lek (Prze­ka­zy) – wyraź­nie widać, że masz skłon­ność do umiesz­cza­nia swo­ich rodzin­nych stron, połu­dnio­wo­sło­wac­kie­go mia­stecz­ka, na sze­ro­kim pla­nie histo­rio­zo­fii i onto­lo­gii oraz do kon­fron­ta­cji doświad­czeń wła­snej mło­do­ści z ogól­ną sytu­acją egzy­sten­cjal­ną, moral­ną itd. miesz­kań­ca Euro­py Środ­ko­wo-Wschod­niej lat sześć­dzie­sią­tych i sie­dem­dzie­sią­tych. Poza tym, chy­ba jako pierw­szy po upad­ku socja­li­zmu, w powie­ściach z lat dzie­więć­dzie­sią­tych, takich jak Ein­ste­in haran­gjai (Dzwo­ny Ein­ste­ina), És eljön az Ő országa (I nasta­nie Jego kró­le­stwo), Tömeg­sír (Maso­wy grób) czy Nálunk, New Hont­ban (U nas w New Hon­cie), bez­względ­nie obna­ża­jąc wady nowe­go, wca­le nie wspa­nia­łe­go świa­ta post­ko­mu­ni­zmu i dra­pież­ne­go kapi­ta­li­zmu, pisa­łeś, że zmia­ny się nie skoń­czy­ły i że cią­gle im pod­le­ga­my. Skąd ta wyjąt­ko­wa wraż­li­wość, zdol­ność do dia­gno­zo­wa­nia epo­ki, to nie­zbyt mod­ne dzi­siaj dąże­nie do obra­zo­wa­nia spo­łe­czeń­stwa? Czy ma to jakiś zwią­zek z tym, że zawsze patrzy­łeś na świat z per­spek­ty­wy przed­sta­wi­cie­la mniej­szo­ści naro­do­wej?

Lajos Gren­del: Po czę­ści tak, cho­ciaż nigdy nie mia­łem i nadal nie mam zamia­ru pisać żad­nej kro­ni­ki mniej­szo­ści, powie­ści histo­rycz­nych ani nawet spo­łecz­nych. Chciaż być Węgrem i pisać po węgier­sku w nie­wę­gier­sko­ję­zycz­nym śro­do­wi­sku, to nie­wąt­pli­wie spe­cy­ficz­na sytu­acja, nie do koń­ca zro­zu­mia­ła dla kogoś, kto nie uczest­ni­czy w niej na sta­łe. Mnie jed­nak naj­bar­dziej inte­re­su­je to, jak z owej szcze­gól­nej sytu­acji egzy­sten­cjal­nej moż­na wyzwo­lić mit. Czy mit w ogó­le moż­na wyzwo­lić? Jasne, piszę powie­ści i opo­wia­da­nia, tak jak wie­lu innych, i to oczy­wi­ste, że korzy­stam z mate­ria­łu, któ­ry mam pod ręką i któ­ry znam sto­sun­ko­wo naj­le­piej. Moim zda­niem lite­ra­tu­ra to przede wszyst­kim mówie­nie o życiu, arty­stycz­ne odtwa­rza­nie świa­ta poprzez język. Czy­li mam nadzie­ję, że nie piszę o tym, jak to jest być – dzi­siaj, wczo­raj czy jutro – sło­wac­kim Węgrem, lecz o tym, jak węgier­ski pisarz, zbie­giem oko­licz­no­ści oby­wa­tel Sło­wa­cji, widzi teraź­niej­szość i przy­szłość czło­wie­ka w jego bliż­szym i dal­szym oto­cze­niu. Natu­ral­nie, nie­od­łącz­ną czę­ścią takie­go zało­że­nia, takiej for­my wyra­zu jest wpro­wa­dza­nie do utwo­rów ele­men­tów świa­ta, w któ­rym one powsta­ją, całej tej sło­wac­ko-węgier­skiej spe­cy­fi­ki. Nie­mniej jesz­cze raz pod­kre­ślam: naj­bar­dziej inte­re­su­je mnie to, w jaki spo­sób moż­na wyzwo­lić zawar­ty w tym mate­ria­le mit.

Kry­zys toż­sa­mo­ści czy jej brak oraz kry­zys war­to­ści albo brak war­to­ści – czy dobrze rozu­miem, że są to pod­sta­wo­we doświad­cze­nia, któ­re okre­śla­ją świat przed­sta­wio­ny zarów­no w two­ich wcze­śniej­szych, jak i now­szych powie­ściach? Jak to moż­li­we?

Jak to moż­li­we? Po pro­stu wyda­je mi się, że nie jeste­śmy w sta­nie na nowo zde­fi­nio­wać pew­nych pod­sta­wo­wych pojęć czy war­to­ści, któ­re daw­niej mia­ły sens. No bo czym jest teraz „wol­ność”, „honor”, „naród”, „ojczy­zna”, „miłość” itd.? Nie potra­fi­my, być może dla­te­go, że mamy zbyt mały poten­cjał inte­lek­tu­al­ny i moral­ny, a może dla­te­go, że wszyst­ko, co istot­ne, ostat­ni­mi cza­sy nie­by­wa­le się skom­pli­ko­wa­ło. Dzi­siej­szy świat może wyda­wać się homo­ge­nicz­ną cało­ścią co naj­wy­żej dzi­wa­kom, pustel­ni­kom albo sza­leń­com. Moim zda­niem przede wszyst­kim wła­śnie o tym mówi lite­ra­tu­ra dwu­dzie­ste­go wie­ku. Kon­sump­cjo­nizm, któ­ry dotarł rów­nież do nas, jest nie tyl­ko natu­ral­ną i cał­kiem zro­zu­mia­łą pró­bą reali­za­cji pra­gnień, lecz tak­że uciecz­ką od cier­pią­cej na brak war­to­ści współ­cze­sno­ści, od ducho­wej pust­ki. Nasza codzien­ność już nie­mal wyłącz­nie opie­ra się na pozba­wio­nych tre­ści rytu­ałach, for­mach i ste­reo­ty­pach, a skła­da­nie tego wszyst­kie­go na karb komu­ni­zmu bli­sko pięt­na­ście lat po zmia­nie sys­te­mu jest po pro­stu pój­ściem na łatwi­znę. Utknę­li­śmy na sta­cji Heideg­ge­row­skie­go zapo­mnie­nia Bycia i nie mam poję­cia, jak dłu­go to potrwa. Zaraz jed­nak muszę dodać, że był­bym nie­szcze­ry, twier­dząc, że nie tęsk­nię za lep­szym, tre­ściw­szym i bez­piecz­niej­szym życiem. Jed­nak cenę, jaką trze­ba za nie zapła­cić, uwa­żam za zbyt wyso­ką. Lite­ra­tu­ra węgier­ska, mam wra­że­nie, wciąż wzbra­nia się przed kon­fron­ta­cją z tym pro­ble­mem.

W two­jej pro­zie zawsze obec­ne były fan­ta­stycz­ność, iro­nia, gro­te­ska czy chwy­ty typo­we dla saty­ry, lecz w książ­kach z ostat­nich dzie­się­ciu lat odgry­wa­ją już rolę domi­nu­ją­cą. Czy to wła­śnie to mówie­nie języ­kiem Absur­dy­sta­nu, któ­re­go nadej­ście zwia­sto­wa­łeś w jed­nym z ese­jów z 1990 roku?

Dla­cze­go nie? Osta­tecz­nie, kie­dy czło­wiek pisze powieść czy opo­wia­da­nie, szu­ka takiej for­my, takie­go języ­ka, któ­ry był­by w sta­nie moż­li­wie naj­wier­niej oddać jego doświad­cze­nia i spo­sób myśle­nia. Już jako począt­ku­ją­cy pisarz musia­łem zmie­rzyć się z tym pro­ble­mem. Typo­wa dla lite­ra­tu­ry węgier­skiej lat sześć­dzie­sią­tych reali­stycz­na i socjo­gra­ficz­na poety­ka oka­za­ła się zbyt cia­sna i zbyt sztyw­na do tego, co mia­łem do powie­dze­nia. Ten ide­owy cha­os, cały ten obłęd, w któ­re­go samym środ­ku zna­leź­li­śmy się po 1989, mani­pu­lo­wa­nie tłu­mem, tar­go­wi­sko próż­no­ści, zakła­ma­nie, hipo­kry­zja, wszech­obec­ne oszu­stwo i zło­dziej­stwo, wszyst­ko to, cze­go jeste­śmy świad­ka­mi przez ostat­nią deka­dę spo­łecz­no-gospo­dar­czej trans­for­ma­cji, jest czymś bez pre­ce­den­su, czymś, co z tru­dem znaj­du­je ana­lo­gię w naszej naj­now­szej histo­rii. Fan­ta­stycz­ność i gro­te­ska sta­ły się nie­od­łącz­ną czę­ścią naszej codzien­no­ści. Wszyst­ko jest na sprze­daż, na wszyst­ko znaj­dzie się kupiec. Pro­szę poczy­tać rosyj­ską lite­ra­tu­rę lat dzie­więć­dzie­sią­tych, nie­ste­ty sła­bo obec­ną w węgier­skim prze­kła­dzie, na przy­kład wstrzą­sa­ją­ce powie­ści Wik­to­ra Pie­le­wi­na. Czy­ta­łem je z entu­zja­zmem, ponie­waż współ­cze­sny świat odbie­ram na tych samych falach, co on. Albo kil­ka powie­ści ame­ry­kań­skich, na przy­kład „Nagich i mar­twych”, „reali­stycz­ną” powieść trak­tu­ją­cą o sza­leń­stwie dru­giej woj­ny świa­to­wej. A jed­nak obłęd, któ­ry na wskroś prze­ni­ka tę rze­czy­wi­stość, naj­traf­niej odda­ją pisa­rze raczej „nie­re­ali­stycz­ni”, jak Hel­ler albo Von­ne­gut. To dla­te­go fan­ta­stycz­ność od począt­ku była dla mnie jed­nym z wymia­rów „reali­zmu”. To samo znaj­du­ję nie tyl­ko u współ­cze­snych Rosjan czy w pro­zie ame­ry­kań­skiej, lecz tak­że u Marqu­eza, Cor­ta­za­ra czy u naj­więk­szych sur­re­ali­stów: u Dale­go, Magritte’a, Buñu­ela. Realizm to według mnie dużo wię­cej niż tyl­ko śro­dek arty­stycz­ny słu­żą­cy wier­ne­mu naśla­do­wa­niu rze­czy­wi­sto­ści.

Realizm, czy to koja­rzo­ny z fan­ta­stycz­no­ścią i gro­te­ską, czy też nie, czy zwa­no go magicz­nym (jak w przy­pad­ku lite­ra­tu­ry laty­no­ame­ry­kań­skiej) albo wzbo­ga­co­nym (jak nazwał swo­ją meto­dę pisar­ską Nán­dor Gion), czy dookre­ślo­ny przed­rost­kiem neo- (jak pisa­no o two­jej pro­zie), zawsze był sil­nie osa­dzo­ny w rze­czy­wi­sto­ści. Na pod­sta­wie two­jej twór­czo­ści i tego, co powie­dzie­li­śmy przed chwi­lą, wnio­sku­ję, że ty – wbrew prze­kształ­ce­niom, któ­rym go pod­da­jesz – widzisz to podob­nie. Świat odtwo­rzo­ny poprzez język – jak to ują­łeś – w natu­ral­ny spo­sób odsy­ła nas do świa­ta, z któ­re­go ten język czer­pał. Czy, moim zda­niem nie­zbyt pro­duk­tyw­na, dycho­to­mia „real­no­ści” i „tek­stu­al­no­ści” sta­no­wi dla cie­bie rze­czy­wi­sty pro­blem?

Spo­ry wokół real­no­ści i tek­stu­al­no­ści lite­ra­tu­ry są według mnie bez­pod­staw­ne. Czy twór­czość Kosz­to­lány­ie­go albo Cze­cho­wa nie jest tek­stu­al­na? Pro­za mini­ma­li­stycz­na czy korzy­sta­ją­ca z elip­sy i nie­do­mó­wie­nia to też spo­sób mówie­nia, bliż­szy mi niż, powiedz­my, baro­ko­we zagęsz­cze­nie i prze­pych. Języ­ko­wo-sty­li­stycz­ne efek­ciar­stwo wyjąt­ko­wo mnie iry­tu­je. Kie­dy taki tekst wpa­da mi w ręce, rzad­ko potra­fię uwol­nić się od podej­rze­nia, że autor chciał coś przede mną ukryć. Czy nie lepiej po pro­stu przy­znać się, że bra­ku­je nam spój­nej wizji świa­ta i spró­bo­wać napi­sać o tym, dla­cze­go tak jest? Z kolei real­no­ści tek­stu nie nale­ży mylić z płyt­kim natu­ra­li­zmem.

Two­ja zeszło­rocz­na książ­ka poświę­co­na póź­nej pro­zie Mikló­sa Mészölya (A tény­ek mági­ája [Magia fak­tów], 2002) jest według mnie waż­ną – nie tyl­ko z per­spek­ty­wy histo­rii i teo­rii lite­ra­tu­ry – pró­bą rein­ter­pre­ta­cji twór­czo­ści pisa­rza, któ­ry miał na cie­bie wiel­ki wpływ. W moim odbio­rze jest ona rów­nież wyzna­niem, jak­byś szu­kał wspar­cia u Mistrza na potwier­dze­nie słusz­no­ści wła­snych wysił­ków lite­rac­kich. Piszesz w niej na przy­kład o tym, że: „twór­cze prze­obra­że­nia reali­stycz­nej dyk­cji, róż­ne spo­so­by ope­ro­wa­nia cza­sem, nowe tech­ni­ki nar­ra­cyj­ne to w naszej lite­ra­tu­rze wciąż nie­wy­pró­bo­wa­ne warian­ty gry”; „alter­na­tyw­na stra­te­gia pisar­ska na nowo dyna­mi­zu­je rela­cję mię­dzy auto­te­licz­no­ścią dzie­ła lite­rac­kie­go i jego refe­ren­cyj­no­ścią”; inno­wa­cje arty­stycz­ne wzbo­ga­ca­ją tra­dy­cję epi­ki węgier­skiej itd.

Twór­czość Mikló­sa Mészölya, rów­nież ta póź­na, jest nie­sły­cha­nie pasjo­nu­ją­ca. Nie pod­da­je się zaszu­flad­ko­wa­niu. Nie twier­dzę, że wszyst­kie jego książ­ki są arcy­dzie­ła­mi, ale dzię­ki temu, że nie­ustan­nie rewi­do­wał swo­je stra­te­gie pisar­skie, pozo­sta­wił bar­dzo róż­no­rod­ny doro­bek, wyko­rzy­stu­ją­cy dyk­cje dotych­czas w epi­ce węgier­skiej nie­zna­ne. Z jego póź­nych ksią­żek za naj­wy­bit­niej­sze uwa­żam Szár­ny­as lovak (Skrzy­dla­te konie, 1979), Lesi­klás (Zjazd, 1976), Magy­ar novel­la (Nowe­la węgier­ska, 1979), Bolond uta­zás (Sza­lo­na podróż, 1992) czy Pan­non töre­dék (Panoń­ski frag­ment, 2002). Zary­so­wu­ją się w nich kon­tu­ry swe­go rodza­ju mito­lo­gii panoń­skiej, a bilans mime­ty­zmu i kre­acyj­no­ści osią­ga nad­zwy­czaj­ną rów­no­wa­gę. Pod pió­rem Mészölya wszyst­ko sta­je się wręcz nama­cal­nie rze­czy­wi­ste i rów­no­cze­śnie tajem­ni­czo sym­bo­licz­ne, co odsy­ła na przy­kład do mistrza for­my Krúdy­ego oraz, co może wydać się dziw­ne, póź­niej­szych mistrzow­skich poezji Kas­sáka, któ­rym węgier­ski dys­kurs o lite­ra­tu­rze poświę­cił rażą­co mało uwa­gi.

W cza­sach, kie­dy pisa­łem Éle­slövészet, Mészöly był dla mnie bar­dzo waż­ny przede wszyst­kim jako dekon­struk­tor tra­dy­cji pro­zy węgier­skiej. Dzi­siaj inspi­ru­je mnie raczej jego póź­na pro­za – mito­twór­cza, pod­da­ją­ca ana­li­zie histo­rycz­ny i socjo­gra­ficz­ny wymiar ludz­kich losów, a mówiąc dokład­niej, to, że nie wró­cił do tra­dy­cyj­ne­go – line­ar­ne­go i aneg­do­tycz­ne­go – reali­zmu, lecz wyna­lazł coś o wie­le bar­dziej zło­żo­ne­go, jakiś nowy realizm. Od powie­ści Maso­wy grób pró­bu­ję podą­żać w tym samym kie­run­ku. W tym sen­sie moja pra­ca poświę­co­na Mészölyowi rze­czy­wi­ście jest zawo­alo­wa­nym wyzna­niem. Chciał­bym tu wspo­mnieć o jesz­cze jed­nym „nowo­re­ali­ście”: o Bohu­mi­le Hra­ba­lu, w któ­re­go pro­zie histo­ria przed­sta­wio­na jest bez cie­nia pato­su, z per­spek­ty­wy tak zwa­ne­go sza­re­go czło­wie­ka.

Emo­cje, pisar­skie ambi­cje, o któ­rych mówisz, w ostat­nich latach znaj­du­ją swój wyraz wyłącz­nie w for­mie powie­ści (wiem, że obec­nie pra­cu­jesz nad kolej­ną), dla­cze­go zre­zy­gno­wa­łeś z pisa­nia opo­wia­dań?

Ponie­waż prze­strzeń powie­ści jest obszer­niej­sza i bar­dziej prze­wie­wa. Do tego, co ostat­nio piszę, lepiej pasu­je wła­śnie gatu­nek powie­ści, ewen­tu­al­nie mikro­po­wie­ści niż opo­wia­da­nia. Mam wra­że­nie, że spo­sób pro­wa­dze­nia nar­ra­cji, któ­ry wypró­bo­wa­łem w powie­ściach Maso­wy grób i U nas, w New Hon­cie, wciąż jest nośny. Jesz­cze jed­ną powieść wytrzy­ma na pew­no. A co dalej, zasta­no­wię się póź­niej.

W ostat­niej powie­ści, U nas, w New Hon­cie, któ­rą na czwar­tej stro­nie okład­ki nazy­wasz sło­wac­ko-węgier­skim kar­na­wa­łem widzia­nym z per­spek­ty­wy mikro­hi­sto­rii, podej­mu­jesz, zda­je się, z więk­szą rezy­gna­cją, choć nie mniej saty­rycz­nie i paro­dy­stycz­nie, wie­le swo­ich daw­nych tema­tów. Spo­śród nich wymie­nić nale­ży przede wszyst­kim wol­ność, jed­no z pojęć, któ­re według cie­bie powin­ny zostać na nowo zde­fi­nio­wa­ne. Dla­cze­go nie umiesz się uwol­nić od tego tema­tu?

W ostat­niej powie­ści sta­ra­łem się wydo­być i poka­zać wła­śnie ów mit. Dla­te­go nie ma w niej głów­ne­go boha­te­ra, są co naj­wy­żej waż­niej­si boha­te­ro­wie. Głów­ną posta­cią jest samo mia­sto, fik­cyj­ny New Hont. Tak jak u Mán­dy­ego ósma dziel­ni­ca w Buda­pesz­cie czy u póź­ne­go Mészölya Połu­dnio­wy Kraj Zadu­naj­ski. Poza tym chcia­łem nawią­zać do tego nur­tu pro­zy węgier­skiej, któ­ry wycho­dząc od aneg­do­ty, zmie­rza w stro­nę mitu, czy­li repre­zen­to­wa­ne­go na przy­kład przez Mik­szátha i Krúdy­ego, a w związ­ku Maso­wy grób dodał­bym jesz­cze Zsig­mon­da Móri­cza. Nie­daw­no czy­ta­łem świet­ną powieść Godzi­ny Micha­ela Cun­nin­gha­ma, będą­cą wła­ści­wie waria­cją Pani Dal­lo­way Vir­gi­nii Woolf, choć w rezul­ta­cie wca­le nie pla­gia­tem. Post­mo­der­nizm lubi takie zuchwa­łe gry.

Dzi­siaj wol­no­ści jed­nost­ki zagra­ża nie dyk­ta­tu­ra tota­li­tar­na, ale doko­ny­wa­na za pośred­nic­twem mediów mani­pu­la­cja masa­mi. Na próż­no żyje­my w spo­łe­czeń­stwie wol­nym i otwar­tym, sko­ro nie umie­my tej wol­no­ści dobrze uży­wać. Widząc, z jaką łatwo­ścią tłu­my ule­ga­ją poli­tycz­nej dema­go­gii, stwier­dzam, że wol­ność, któ­rą po 1989 otrzy­ma­li­śmy w pre­zen­cie, jest bar­dzo kru­cha. Moim zda­niem naj­więk­szą war­to­ścią zachod­niej cywi­li­za­cji jest wła­śnie wol­ność jed­nost­ki będą­ca warun­kiem koniecz­nym do jakiej­kol­wiek kre­atyw­nej pra­cy. Jeśli ktoś pod­po­rząd­ko­wu­je tę war­tość zasa­dzie kolek­ty­wi­zmu, obo­jęt­nie jakiej, fik­cyj­nej czy auten­tycz­nej, wkra­cza na nie­bez­piecz­ną ścież­kę, na któ­rej koń­co­wym przy­stan­kiem znów może być jakiś auto­ry­tar­ny reżim. Myśmy tę lek­cję ode­bra­li za cza­sów pano­wa­nia Vla­di­mi­ra Mečia­ra. Inny­mi sło­wy, uwa­żam, że pro­blem wol­no­ści jed­nost­ki po 1989 ani tro­chę nie stra­cił na waż­no­ści.

W książ­ce o Mészölyu i w krót­kim ese­ju na temat rela­cji lite­ra­tu­ry i kry­ty­ki lite­rac­kiej, któ­ry nie­daw­no wygło­si­łeś w Šamo­rínie na kon­fe­ren­cji poświę­co­nej lite­ra­tu­rze sło­wac­kich Węgrów, wyzna­łeś, że w lite­ra­tu­rze powi­nien pano­wać plu­ra­lizm róż­nych form wypo­wie­dzi. Dla­cze­go nale­ży to tak dobit­nie pod­kre­ślać?

Ponie­waż węgier­ski dys­kurs kry­tycz­no­li­te­rac­ki lat dzie­więć­dzie­sią­tych uwa­żam za rażą­co jed­no­stron­ny, wynio­sły i prze­mą­drza­ły. Znów mamy jakiś „głów­ny nurt” i jeśli ktoś idzie pod prąd, może mieć kło­po­ty. Ale jesz­cze bar­dziej iry­tu­je mnie, kie­dy widzę, jak dys­kurs lite­rac­ki pod­po­rząd­ko­wu­je się poli­ty­ce. To wasal moje­go wasa­la, od nie­go wara… Ale śmia­ło może­cie powy­ży­wać się na tam­tym, to pod­ły zdraj­ca. Oczy­wi­ście, do pew­ne­go stop­nia dzie­je się tak rów­nież na Sło­wa­cji. Zda­je się, że to powszech­na cho­ro­ba mło­de­go post­ko­mu­ni­zmu, nie­mniej war­to było­by już się z niej wyle­czyć.

W prze­szło­ści wie­le razy zwra­ca­łeś uwa­gę na nie­obec­ność sło­wac­kiej lite­ra­tu­ry węgier­skiej na Węgrzech. Jak dzi­siaj oce­nił­byś kwe­stię inte­gra­cji lite­ra­tu­ry mniej­szo­ści powsta­ją­cej poza gra­ni­ca­mi Węgier? Czy zna­la­zła już swo­je miej­sce w powszech­nej lite­ra­tu­rze węgier­skiej? A jeśli nie, to dla­cze­go? Co mogły­by w tej spra­wie zro­bić insty­tu­cje pań­stwo­we i insty­tu­cje lite­rac­kie?

To pyta­nie war­to prze­ana­li­zo­wać z kil­ku punk­tów widze­nia. Według mnie każ­de napi­sa­ne po węgier­sku dzie­ło lite­rac­kie jest inte­gral­ną czę­ścią lite­ra­tu­ry węgier­skiej. Książ­ki (czy całe dorob­ki) naj­wy­bit­niej­sze, wcze­śniej czy póź­niej, i tak wej­dą do kano­nu lite­ra­tu­ry węgier­skiej, i nie potrze­bu­ją żad­nej for­my odgór­nej pomo­cy. Powieść czy wiersz muszą bro­nić się same. Z dru­giej stro­ny ktoś, kto żyje i two­rzy w Buda­pesz­cie, ma nad pisa­rza­mi spo­za sto­li­cy prze­wa­gę. Dzię­ki temu, że prze­by­wa w cen­trum, jego pra­ce znaj­du­ją żyw­szy oddźwięk. Ale dzi­siaj, kie­dy znik­nę­ły prze­szko­dy admi­ni­stra­cyj­ne, sytu­acja pisa­rza mniej­szo­ścio­we­go ule­ga popra­wie. Oczy­wi­ście, bar­dzo moż­li­we, że to, co pisze i jak pisze, roz­mi­ja się z obo­wią­zu­ją­cą w danym momen­cie modą. Cho­ciaż to aku­rat nie sta­no­wi więk­sze­go pro­ble­mu. Moż­na jed­nak mieć pre­ten­sje, że tacy pisa­rze jak Tibor Bálint, Józ­sef Bakucz, Áron Kibédi Var­ga, Géza Szőcs, Nán­dor Gion i wie­lu innych nie znaj­du­ją u węgier­skiej kry­ty­ki takie­go uzna­nia, na jakie zasłu­gu­ją. Podam jesz­cze jeden przy­kład: jed­na z naj­lep­szych powsta­łych na Sło­wa­cji węgier­skich powie­ści, Pisz­kos ember (Brud­ny czło­wiek, 1993) Anta­la Fülöpa, prze­szła zupeł­nie bez echa w zale­wie ksią­żek w latach dzie­więć­dzie­sią­tych. Jed­no­cze­śnie niech Bóg bro­ni przed tym, żeby pisarz ze sło­wac­kiej mniej­szo­ści węgier­skiej cho­dził po buda­pesz­teń­skich redak­cjach z jakimś „dowo­dem węgier­sko­ści” i wyma­chu­jąc nim, ocze­ki­wał, że wszy­scy pad­ną mu do stóp.

Nie gnie­waj się, ale two­ja odpo­wiedź wyda­je mi się tro­chę wymi­ja­ją­ca. Nie wyni­ka z niej bowiem, czy gene­ral­nie dobrze oce­niasz obec­ną sytu­ację lite­ra­tur mniej­szo­ści, czy nale­ża­ło­by jesz­cze coś zro­bić.

Nie­ste­ty, nie bar­dzo wiem, co z tym zja­wi­skiem mniej­szo­ścio­wo­ści począć. Rzecz jasna tutaj jest mój pisar­ski świat, mój suro­wy mate­riał, ale sto­ją przede mną otwo­rem wszyst­kie bar­dziej zna­czą­ce fora lite­rac­kie na Węgrzech, jak i na Sło­wa­cji. Powieść U nas, w New Hon­cie na przy­kład lepiej przy­ję­li Sło­wa­cy niż Węgrzy, w jed­nej z ankiet wybie­ra­jąc ją na książ­kę roku. A kry­ty­ka na Węgrzech czę­sto nie reagu­je tak­że na książ­ki powsta­ją­ce w kra­ju. Weź­my choć­by pro­zę Andrása Pály­ie­go. To jed­nak nie moje zmar­twie­nie. Jestem pisa­rzem, a nie kry­ty­kiem lite­rac­kim.

Jako czuj­ne­go dia­gno­stę epo­ki, pisa­rza o dużej wraż­li­wo­ści este­tycz­nej i spo­łecz­nej, któ­ry przez krót­ki czas – w naj­go­ręt­szym momen­cie – zaj­mo­wał się rów­nież polityką1, chciał­bym cię w koń­cu zapy­tać, jak widzisz dziś rolę arty­sty we wspól­no­cie, czy może on wpły­wać na zbio­ro­wy stan ducha. A może coś takie­go nie jest już potrzeb­ne, ani spo­łe­czeń­stwu, ani arty­ście i jego zada­niem jest po pro­stu two­rzyć?

Pod­chwy­tli­we pyta­nie. W dzi­siej­szych cza­sach spo­łecz­na rola pisa­rza jest pra­wie żad­na, ale nie uwa­żam tego za tra­ge­dię. Nie ma liczą­ce­go się dzie­ła lite­rac­kie­go, któ­re powsta­ło­by z myślą o jed­no­ra­zo­wym uży­ciu jak, nie przy­mie­rza­jąc, chu­s­tecz­ka higie­nicz­na czy papier toa­le­to­wy. Pisarz, jeśli chce, może brać udział w życiu publicz­nym, a jeśli nie chce, może się z nie­go wyco­fać. Od tego jego powie­ści czy wier­sze nie będą ani lep­sze, ani gor­sze. Dobrze by było jed­nak, żeby nie popa­dał w pro­fe­tyzm, gdyż pro­fe­tów na sce­nie poli­tycz­nej mamy już nawet wię­cej, niż potrze­ba. Nie sądzę, że pisarz powi­nien wszę­dzie wty­kać swój nos. A że upra­wiam też publi­cy­sty­kę poli­tycz­ną? To natu­ral­ne, robił­bym to, nawet gdy­bym nie był­bym pisa­rzem, tyl­ko leka­rzem czy kim­kol­wiek innym.


[1] Lajos Gren­del był poli­tycz­nie aktyw­ny w cza­sie cze­cho­sło­wac­kiej „aksa­mit­nej rewo­lu­cji” i krót­ko po niej. Od lute­go do czerw­ca 1990 roku spra­wo­wał man­dat depu­to­wa­ne­go do Sło­wac­kiej Rady Naro­do­wej.
Prze­ło­żył: Miłosz Wali­gór­ski

O autorach i autorkach

Lajos Grendel

Węgierski pisarz, eseista. Urodził się w 1948 roku w Levicach (węg. Léva) na Słowacji. W latach 1973–1992 pracował w wydawnictwie Madách, ponadto pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia Pisarzy Słowackich oraz oficyny Kalligram (1993–1996). Autor licznych powieści, opowiadań, esejów a także prac naukowych i historii literatury węgierskiej A modern magyar irodalom története (2010). Laureat Nagrody Stowarzyszenia Pisarzy Słowackich oraz wielu innych nagród, między innymi: im. Imre Madácha, Attili Józsefa, Tibora Déryego oraz Lajosa Kossutha.

Powiązania

Powieść w odcinkach: Dzwony Einsteina

dzwieki / AUDYCJE Lajos Grendel

Frag­men­ty powie­ści Dzwo­ny Ein­ste­ina, zare­je­stro­wa­ne pod­czas audy­cji w Radiu Wro­cław Kul­tu­ra. Czy­ta Bar­tosz Woź­ny.

Więcej

Pokrętna rewolucja

recenzje / KOMENTARZE Lajos Grendel

Autor­ski komen­tarz Lajo­sa Gren­de­la towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Dzwo­ny Ein­ste­ina, wyda­nej w prze­kła­dzie Miło­sza Wali­gór­skie­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Koniec błogiej nieświadomości [fragment]

utwory / zapowiedzi książek Lajos Grendel

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Lajo­sa Gren­de­la Dzwo­ny Ein­ste­ina, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Miło­sza Wali­gór­skie­go w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Tajemnice szwalni (fragment)

utwory / zapowiedzi książek Lajos Grendel

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Lajo­sa Gren­de­la Dzwo­ny Ein­ste­ina, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Miło­sza Wali­gór­skie­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Spotkania z niedoścignionym Ja (fragment)

utwory / zapowiedzi książek Lajos Grendel

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Lajo­sa Gren­de­la Dzwo­ny Ein­ste­ina, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Miło­sza Wali­gór­skie­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Bezcłowy ruch między rzeczywistością a fikcją

recenzje / ESEJE Teresa Worowska

Recen­zja Tere­sy Worow­skiej książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na w tłu­ma­cze­niu Miło­sza Wali­gór­skie­go, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 sierp­nia 2014 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 27 listo­pa­da 2017 roku.

Więcej

Walizki z tysiącami świstków

recenzje / KOMENTARZE Miłosz Waligórski

Komen­tarz Miło­sza Wali­gór­skie­go, auto­ra prze­kła­du książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 sierp­nia 2014 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 27 listo­pa­da 2017 roku.

Więcej

Labirynty ze złudnych iluzji

recenzje / ESEJE Tymoteusz Milas

Recen­zja Tymo­te­usza Mila­sa z książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Jalo­sa Gren­de­la.

Więcej

Poświęcenie hetmana

recenzje / ESEJE Adam Kraszewski

Recen­zja Ada­ma Kra­szew­skie­go z książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się w 2014 roku na stro­nie natemat.pl.

Więcej

Poświęcenie hetmana, Lajos Grendel

recenzje / ESEJE Joanna Roś

Recen­zja Joan­ny Roś z książ­ki Poświę­ce­nie Het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się w 2014 roku w por­ta­lu Stro­na Tytu­ło­wa.

Więcej

Lajos Grendel Poświęcenie Hetmana

recenzje / ESEJE Roksana Obuchowska

Recen­zja Rok­sa­ny Obu­chow­skiej z książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się 21 stycz­nia 2015 roku na stro­nie inter­ne­to­wej DOKiS: Dol­no­ślą­ska Kul­tu­ra i Sztu­ka.

Więcej

Lajos Grendel Poświęcenie hetmana

recenzje / ESEJE Magdalena Wołowicz

Recen­zja Mag­da­le­ny Woło­wicz z książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się 8 grud­nia 2014 roku na blo­gu „Kącik z ksiaż­ka­mi”.

Więcej

Wyjście ze snu

recenzje / IMPRESJE Piotr Andrzejewski

Esej Pio­tra Andrze­jew­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 sierp­nia 2014 roku.

Więcej

Bezcłowy ruch między rzeczywistością a fikcją

recenzje / ESEJE Teresa Worowska

Recen­zja Tere­sy Worow­skiej książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na w tłu­ma­cze­niu Miło­sza Wali­gór­skie­go, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 sierp­nia 2014 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 27 listo­pa­da 2017 roku.

Więcej

Walizki z tysiącami świstków

recenzje / KOMENTARZE Miłosz Waligórski

Komen­tarz Miło­sza Wali­gór­skie­go, auto­ra prze­kła­du książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 sierp­nia 2014 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 27 listo­pa­da 2017 roku.

Więcej

Labirynty ze złudnych iluzji

recenzje / ESEJE Tymoteusz Milas

Recen­zja Tymo­te­usza Mila­sa z książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Jalo­sa Gren­de­la.

Więcej

Poświęcenie hetmana

recenzje / ESEJE Adam Kraszewski

Recen­zja Ada­ma Kra­szew­skie­go z książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się w 2014 roku na stro­nie natemat.pl.

Więcej

Poświęcenie hetmana, Lajos Grendel

recenzje / ESEJE Joanna Roś

Recen­zja Joan­ny Roś z książ­ki Poświę­ce­nie Het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się w 2014 roku w por­ta­lu Stro­na Tytu­ło­wa.

Więcej

Lajos Grendel Poświęcenie Hetmana

recenzje / ESEJE Roksana Obuchowska

Recen­zja Rok­sa­ny Obu­chow­skiej z książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się 21 stycz­nia 2015 roku na stro­nie inter­ne­to­wej DOKiS: Dol­no­ślą­ska Kul­tu­ra i Sztu­ka.

Więcej

Lajos Grendel Poświęcenie hetmana

recenzje / ESEJE Magdalena Wołowicz

Recen­zja Mag­da­le­ny Woło­wicz z książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się 8 grud­nia 2014 roku na blo­gu „Kącik z ksiaż­ka­mi”.

Więcej

Wyjście ze snu

recenzje / IMPRESJE Piotr Andrzejewski

Esej Pio­tra Andrze­jew­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Poświę­ce­nie het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 sierp­nia 2014 roku.

Więcej