wywiady / o książce

Pisarstwo maksymalnej bliskości

Lisa Kränzler

Rozmowa Doroty Stroińskiej z Lisą Kränzler, towarzysząca premierze książki Poniewczasie Lisy Kränzler w tłumaczeniu Doroty Stroińskiej, wydanej w Biurze Literackim 4 marca 2024 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Doro­ta Stro­iń­ska: Jest Pani malar­ką, gra­ficz­ką i pisar­ką, zarów­no Pani twór­czość arty­stycz­na, jak i pisar­ska jest w Niem­czech nagra­dza­na i wyróż­nia­na. Co było naj­pierw: kolor czy sło­wo? Obraz czy dźwięk?   

Lisa Krän­zler: Dobre pyta­nie, zła odpo­wiedź: dzia­ła tu pew­na zasa­da; tak napraw­dę nie wiem i nie ma też spo­so­bu, by się tego dowie­dzieć, czy naj­pierw odbie­ra­łam wra­że­nia wzro­ko­we czy słu­cho­we, czy pierw­sze zja­wi­ska mia­ły dla mnie cha­rak­ter wizu­al­ny czy dźwię­ko­wy… Bada­nia potwier­dzi­ły, że embrio­ny odbie­ra­ją głos mat­ki i inne sygna­ły aku­stycz­ne – ale jak rzecz się ma z postrze­ga­niem barw? Nie jestem pew­na, czy da się to w ogó­le zba­dać… Nie ma w każ­dym razie moż­li­wo­ści, żeby pod­su­nąć pło­do­wi kolo­ro­wą kar­tecz­kę pod oczy. Z całą pew­no­ścią mogę nato­miast stwier­dzić, że sło­wo rozu­mia­ne jako „nośnik zna­cze­nia” nie znaj­do­wa­ło się na pierw­szym miej­scu, gdyż musia­łam się – jak każ­dy czło­wiek – dopie­ro nauczyć, co może wyra­żać ciąg dźwię­ków, któ­ry nazy­wa­my „sło­wem”…

I pod tym wzglę­dem uwa­żam za wyso­ce praw­do­po­dob­ne, że dotar­ły do mnie naj­pierw dźwię­ki i barw­ne obra­zy, któ­re odtąd nie dają mi spo­ko­ju.

Powie­dzia­ła Pani kie­dyś, że jest „malar­ką, któ­ra pisze”. Czy twór­czość malar­ska i pisar­ska to dwie nie­za­leż­ne for­my wyra­zu, czy też wywie­ra­ją one na sie­bie wza­jem­ny wpływ, two­rzą całość?

Przed­sta­wiam się czę­sto jako „poeta-malarz Krän­zler”, sta­ram się wskrze­sić tę zapo­mnia­ną nazwę zawo­du. Kon­kret­nie ozna­cza to: prze­ży­cia, jakich doświad­czam pod­czas pisa­nia, prze­ni­ka­ją do twór­czo­ści malar­skiej – i na odwrót. Mówiąc bar­dziej meta­fo­rycz­nie: pra­ca nad tek­stem lite­rac­kim (do któ­rej, rzecz jasna, zali­czam też lek­tu­rę cudzych utwo­rów i słu­cha­nie cudzych gło­sów) oraz malar­stwo to nici róż­ne­go rodza­ju, a do wyszy­wa­nia swo­ich prac, potrze­bu­ję jed­nych i dru­gich… Może widzia­ła Pani hafto­wa­ny zło­tem gwiaź­dzi­sty płaszcz kró­lew­ski Hen­ry­ka II Świę­te­go w Bam­ber­gu? Do wyko­na­nia haftu posłu­żo­no się tech­ni­ką pole­ga­ją­cą na przy­szy­wa­niu nici zło­tych do płó­cien­ne­go pod­kła­du drob­ny­mi ście­ga­mi bar­wio­nej na czer­wo­no nici jedwab­nej. W moim odczu­ciu ist­nie­je pokre­wień­stwo mię­dzy tą tech­ni­ką a tym, co sama robię…

W Ponie­wcza­sie w pew­nym miej­scu nar­ra­tor­ka mówi: „Moje wewnętrz­ne oko nie ma powie­ki. Muszę na to patrzeć”. Czy oko jako narząd wzro­ku jest zmy­słem rów­nież Pani pisar­stwa?

To cie­ka­we, że wybra­ła Pani wła­śnie to zda­nie. Jörg Sun­der­me­ier, mój nie­miec­ki wydaw­ca, rów­nież zwró­cił na nie uwa­gę i dopy­ty­wał się o nie wie­lo­krot­nie w ostat­nich latach… Cóż, jeśli cho­dzi o apa­rat recep­to­rycz­ny moje­go oka – nie­ste­ty, nie zda się on na wie­le! Mam poważ­ną wadę wzro­ku, jestem krót­ko­wi­dzem. Do tego odkąd zruj­no­wa­łam sobie rogów­kę, zapew­ne wsku­tek nie­zbyt odpo­wie­dzial­ne­go sto­so­wa­nia agre­syw­nych sub­stan­cji do malo­wa­nia obra­zów, i otrzy­ma­łam zapła­tę w for­mie prze­wle­kłe­go zapa­le­nia bło­ny naczy­nio­wej oka, to, co zwy­kle widzę bez oku­la­rów, przy­po­mi­na póź­niej­sze dzie­ła Claude’a Mone­ta lub „Wschód słoń­ca z mor­ski­mi potwo­ra­mi” Wil­lia­ma Tur­ne­ra – nic inne­go prócz kolo­ro­wych smug i bez­kształt­nych plam! Ale pomi­ja­jąc to: jeśli mówię o „widze­niu”, to nie mam na myśli „podraż­nio­nych prę­ci­ków i czop­ków”, ale ogar­nia­ją­cą mnie pod wpły­wem nie­zli­czo­nych wra­żeń, wspo­mnień i doznań eks­cy­ta­cję, któ­ra wytwa­rza z kolei ener­gię, doma­ga­ją­cą się wyła­do­wa­nia. Zaspo­ka­jam to pra­gnie­nie, waląc w kla­wi­sze maszy­ny do pisa­nia.

Opo­wia­da Pani histo­rię przy­jaź­ni dwóch nasto­la­tek, któ­re róż­ni nie­mal wszyst­ko. Jed­na dora­sta w ubo­giej rodzi­nie robot­ni­czej, doświad­cza prze­mo­cy sek­su­al­nej, a jej ulu­bio­nym zaję­ciem są gry kom­pu­te­ro­we; dru­ga to jedy­nacz­ka z zamoż­nej inte­li­genc­kiej rodzi­ny, w bez­piecz­nej prze­strze­ni może roz­wi­jać swo­je talen­ty, a jej pasją jest gra na for­te­pia­nie. W takim kosmo­sie zbu­do­wa­nym na zasa­dzie kon­tra­stu każ­da z dziew­czy­nek prze­ży­wa swój egzy­sten­cjal­ny dra­mat. Jaką rolę w Ponie­wcza­sie odgry­wa temat pocho­dze­nia spo­łecz­ne­go?

Sku­pi­łam się na opi­sa­niu tego, co mnie spo­tka­ło w mło­dych latach. Powieść nie jest socjo­lo­gicz­nym stu­dium na temat prze­mo­cy w rodzi­nie. Nie jestem eks­pert­ką, ale wąt­pię, żeby ist­nia­ła nie­pod­wa­żal­na współ­za­leż­ność mię­dzy wyko­rzy­sta­niem sek­su­al­nym dziec­ka a mie­sięcz­ny­mi docho­da­mi. Moż­li­we, że dane sta­ty­stycz­ne mówią coś inne­go. Uwa­żam jed­nak sta­ty­sty­ki za śred­nio mia­ro­daj­ne, bo nie odno­to­wu­ją one wszyst­kich przy­pad­ków, a licz­ba nie­zgło­szo­nych prze­stępstw z uży­ciem prze­mo­cy sek­su­al­nej przy­pusz­czal­nie jest prze­ra­ża­ją­co duża. Prze­moc, któ­rej doświad­czy­łam jako dziec­ko rodzi­ców z wykształ­ce­niem uni­wer­sy­tec­kim, była sub­tel­na, sku­tecz­na i wszech­obec­na; oddy­cha­łam powie­trzem prze­nik­nię­tym tru­ci­zną, któ­ra pod wzglę­dem nisz­czy­ciel­skiej siły w niczym nie ustę­po­wa­ła szko­dli­we­mu dzia­ła­niu pyłu azbe­sto­we­go. Zaj­mo­wa­łam się i nadal się zaj­mu­ję naświe­tle­niem i wer­ba­li­zo­wa­niem tego fak­tu; a każ­dy, kto będzie uważ­nie czy­tać Ponie­wcza­sie, wyczu­je smak inte­li­genc­kiej tru­ci­zny.

Obie dziew­czyn­ki róż­nią się od sie­bie pod wie­lo­ma wzglę­da­mi: sta­tu­sem spo­łecz­nym, życiem rodzin­nym, spo­so­bem spę­dza­nia wol­ne­go cza­su, moż­li­wo­ścia­mi indy­wi­du­al­ne­go roz­wo­ju, a tak­że cha­rak­te­ra­mi. Łączy je jed­nak sil­na potrze­ba, czy wręcz tęsk­no­ta za bli­sko­ścią i nie­ro­ze­rwal­ną wię­zią (za „sio­strzeń­stwem krwi”). W dra­ma­tycz­nym momen­cie ich przy­jaźń roz­pa­da się jed­nak i prze­ra­dza we wro­gie mil­cze­nie. Dla­cze­go?

Trud­no powie­dzieć. Pew­ne jest tyl­ko to, że sytu­acja prze­ra­sta cał­ko­wi­cie siły nar­ra­tor­ki, a nie ma niko­go, kto by to zauwa­żył. Lot­ta­Lu­iza­Łu­cja odwra­ca się i odgra­dza od przy­ja­ciół­ki murem mil­cze­nia – taka reak­cja świad­czy o tym, że odczu­wa ona lęk i bez­rad­ność. Tekst, któ­ry zmu­szo­na jest napi­sać kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej, dowo­dzi, że ta stra­te­gia wypar­cia i prze­trwa­nia nie dzia­ła.

W powie­ści z nie­zwy­kłą inten­syw­no­ścią opi­sa­ne są emo­cje i prze­ży­cia: potrze­ba bli­sko­ści, rodzą­ca się sek­su­al­ność i świa­do­mość wła­sne­go cia­ła, lęk, samot­ność, gniew, roz­pacz, prze­moc… 

Lirycz­ne, obra­zo­we frag­men­ty prze­pla­ta­ją się z par­tia­mi tek­stu nace­cho­wa­ny­mi komi­zmem, peł­ne czu­ło­ści opi­sy nastę­pu­ją po chłod­nych i ana­li­tycz­nych reflek­sjach, chi­rur­gicz­nie pre­cy­zyj­nych dra­stycz­nych sce­nach prze­mo­cy i okru­cień­stwa. Histo­ria dziew­czy­nek poru­sza, doty­ka nie­mal cie­le­śnie – boli. Jak bli­sko jest Pani ze swo­imi boha­ter­ka­mi? Czy pisząc tę opo­wieść, prze­ży­wa­ła Pani ich dra­ma­ty i doświad­cze­nia?

Ja JESTEM moimi posta­cia­mi. Bez tej mak­sy­mal­nej bli­sko­ści pisa­nie dewa­lu­uje i sta­je się zale­d­wie rze­mio­słem. Sta­ram się tego uni­kać, bo jestem mar­nym rze­mieśl­ni­kiem.

Dla­cze­go robi to sobie Pani samej sobie?

To tak­ty­ka prze­trwa­nia, z pew­no­ścią nie naj­mą­drzej­sza, ani nie naj­lep­sza, ale dzia­ła: wciąż ist­nie­ję.

Co było na począt­ku? Temat i kom­po­zy­cja powie­ści czy to raczej język narzu­cał temat?

Na począt­ku była kart­ka papie­ru, na któ­rej zapi­sy­wa­łam obra­zy i sce­ny z dzie­ciń­stwa, któ­re nie dawa­ły mi spo­ko­ju.

Powieść zacho­wu­je rów­no­wa­gę mię­dzy per­spek­ty­wą dziec­ka i doro­słe­go: (uprzy­wi­le­jo­wa­na) pierw­szo­oso­bo­wa nar­ra­tor­ka wspo­mi­na po 24 latach towa­rzysz­kę zabaw z dzie­ciń­stwa, cofa się w cza­sie, prze­ży­wa wszyst­ko na nowo i – cier­pi z przy­ja­ciół­ką. Czy jest to więc rów­nież opo­wieść o tym, jak dzia­ła pamięć? O natu­rze cza­su? Jaką rolę odgry­wa­ją tu poczu­cie winy i prze­ba­cze­nie?

Moim zda­niem „wina” i „nie­win­ność” ist­nie­ją tyl­ko w spo­łecz­nie usta­no­wio­nych sys­te­mach praw­nych. Poza spo­łecz­nym kon­sen­su­sem kate­go­rie te nie wystę­pu­ją, a orze­cze­nia „win­ny” lub „nie­win­ny” tra­cą swo­ją waż­ność i zna­cze­nie. Ostat­nim zawo­dem, jaki chcia­ła­bym wyko­ny­wać, jest zawód sędzie­go – osą­dza­nie powie­ścio­wych czy real­nych posta­ci chęt­nie pozo­sta­wiam innym.

Nie mam pew­no­ści co do poję­cia „prze­ba­cze­nie”. Podej­rze­wam, że to eufe­mizm, jakim okre­śla się „zapo­mnie­nie” lub „nie­waż­na spra­wa” – gdy ktoś na przy­kład opa­mię­tu­je się po kłót­ni, patrzy na spra­wę „z innej per­spek­ty­wy” lub „doj­rzał”, prze­stał więc już być wście­kły. Czy to świad­czy o tym, że „prze­ba­czył”? Nie sądzę…

A co ozna­cza tytuł powie­ści?

Tytuł nale­ży rozu­mieć jak naj­do­słow­niej – jako przej­ście z potem do przed­tem; opusz­cze­nie cza­su teraź­niej­sze­go i cof­nię­cie się do prze­szło­ści. 

Powieść uka­że się nie­dłu­go w Pol­sce, gdzie według orga­ni­za­cji kobie­cych co roku doświad­cza prze­mo­cy domo­wejponad 800 tys. kobiet, ale gdzie powstał sil­ny ruch kobie­cy i doma­ga się od 2016 roku (Strajk Kobiet) swo­ich praw w spo­łe­czeń­stwie, któ­re wciąż jest w dużym stop­niu ukształ­to­wa­ne przez struk­tu­ry patriar­chal­ne. Czy wie­rzy Pani w ideę sio­strzeń­stwa, soli­dar­no­ści mię­dzy kobie­ta­mi?

Nigdy nie rozu­mia­łam, kim mają być „kobie­ty”. Znam tyl­ko Lidię, Tatja­nę, Niko­lę – i każ­da z nich jest zupeł­nie odmien­ną oso­bą. Myślę, że nazy­wa­nie „sio­strą” kogoś, z kim nie łączą mnie żad­ne rela­cje, to hipo­kry­zja. Oczy­wi­ście moż­li­we są takie spo­so­by zacho­wa­nia, któ­re z per­spek­ty­wy cza­su wyda­ją się „soli­dar­ne”, ale czy one rze­czy­wi­ście są takie, to już cał­kiem inna para kalo­szy.

Czy wie­rzy Pani w oca­la­ją­cą moc lite­ra­tu­ry, sztu­ki?

Nie muszę w nią wie­rzyć, dopó­ki jestem oka­le­czo­nym dowo­dem tej mocy.

 

belka_2

O autorze

Lisa Kränzler

Urodziła się w 1983 roku. Niemiecka artystka, malarka, graficzka i pisarka. Studiowała grafikę i malarstwo w Państwowej Akademii Sztuk Pięknych w Karlsruhe. Swoje prace malarskie i graficzne pokazywała na wystawach indywidualnych oraz zbiorowych w Niemczech i Szwajcarii. Wydała pięć powieści, z których oprócz Lichtfang (Suhrkamp Verlag, 2014) wszystkie ukazały się w niezależnym wydawnictwie berlińskim Verbrecher Verlag: Export A.(2012), Nachhinein (2013), Coming of Karlo (2019), Noon (2022). Za swoją twórczość prozatorską otrzymała wiele nagród, wyróżnień i nominacji. W 2012 roku została uhonorowana jedną z głównych nagród w Konkursie im. Ingeborg Bachmann za fragment powieści Nachhinein. Powieść uzyskała również nominację do Nagrody Targów Książki w Lipsku oraz do Rauryskiej Nagrody Literackiej w 2013 roku. W 2019 roku autorka otrzymała Miśnieńską Nagrodę Literacką. Mieszka w Dreźnie.

Powiązania

Nowy europejski kanon literacki: Mój pan mąż, Poniewczasie, Skóra to elastyczna osłona

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Spo­tka­nie z udzia­łem Rume­ny Buža­ro­vskiej, Lisy Krän­zler, Bjør­na Rasmus­se­na, Bogu­sła­wy Sochań­skiej, Doro­ty Stro­iń­skiej i Ingi Iwa­siów w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 29. Muzy­ka Mali­na Mide­ra.

Więcej

Poniewczasie

utwory / zapowiedzi książek Dorota Stroińska Lisa Kränzler

Frag­men­ty książ­ki Ponie­wcza­sie Lisa Krän­zler w tłu­ma­cze­niu Doro­ty Stro­iń­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 4 mar­ca 2024 roku.

Więcej

Ulotne, kruche, krwiste

recenzje / ESEJE Klaudia Cierluk

Recen­zja Klau­dii Cier­luk, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Ponie­wcza­sie Lisy Krän­zler w tłu­ma­cze­niu Doro­ty Stro­iń­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 4 mar­ca 2024 roku.

Więcej

Poniewczasie

utwory / zapowiedzi książek Dorota Stroińska Lisa Kränzler

Frag­men­ty książ­ki Ponie­wcza­sie Lisa Krän­zler w tłu­ma­cze­niu Doro­ty Stro­iń­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 4 mar­ca 2024 roku.

Więcej