Anna Adamowicz: Mamy rozmawiać o twojej najnowszej książce, Kalendarzu majów, ale zanim porozmawiamy o niej, porozmawiajmy przez chwilę o Nich. Po pierwsze dlatego, że są poprzednią książką, a po drugie dlatego, że to książka bardzo ważna i za sto lat historycy literatury będą dzielić Konrada Górę na tego sprzed Nich i po Nich.
Konrad Góra:Bez przesady, po prostu historia literatury będzie dzielona na mnie i po mnie.
Tak, to też.
Ja nigdy z Nichnie wyszedłem i nie wyjdę. Co jakiś czas, w lesie, mieście, siadam sobie na trawie albo betonie, i tak siedzę, zanim przyjdą mrówki albo policja, i czekam na jakiekolwiek wydarzenie, wypełniony gorzką euforią, że nie muszę nic z nim robić. Bo Jeskończyłem. Znasz anegdotę o dystychu i dwóch czubajkach kaniach?
Nie znam.
Pojechałem zrobić trochę dystychów do nieodległego lasu, poprzedzonego szpalerem czereśni, gdzie zamierzałem śniadaniować; siąpił poranny kapuśniaczek, dojechałem do drzewa, na które właziłem po gałęziach, żeby podjeść czereśni i wyłapać jakieś wydarzenie dystychu warte; niestety, całe było w rosie i ześlizgiwałem się z pnia, byłem już mokry i było mi obojętne, co dalej: usiadłem na murawie i czekałem na cokolwiek ‒ wychwyciłem sójkę: słowo, bażanta: słowo, przetoczyła się ciężarówka: słowo. Nie wiem, ile to trwało, pewnie z dwie godziny: nagle dostrzegłem ‒ ja, skupiony na każdym możliwym zdarzeniu! ‒ że pod oboma łokciami mam młodziutkie kanie, których ewidentnie tam nie było, kiedy tam siadałem. Po prostu, wyrosły w dystychu. I wtedy zrozumiałem, że tak już będzie.
Czy ten stan niewyjścia z Nichma wpływ na pisanie wierszy i klejenie książek?
Nie wiem; to szersze. A w Kalendarzu…jest kilka wierszy sprzed Nichi jedyny napisany w trakcie, za który dolnośląska „Wyborcza” miała mi dać osiemdziesiąt dwa złote, żebym se pojechał do Pragi, ale ostatecznie go nie wzięła, bo jest tam wulgaryzm i nazwisko nielubianego polityka. Do Pragi pojechałem za pieniądze Przemysława Witkowskiego.
Chodzi o wiersz otwierający książkę? To przy okazji w imieniu „Wyborczej” zapytam: po co ci ten Korwin, skąd i na co go przywiało?
Spałem na ambonie łowieckiej i coś łaziło pod spodem; jest prosty test, żeby sprawdzić ‒ zwierzę czy człowiek ‒ mówisz spokojnie dziwne zdanie: jeśli to człowiek, znieruchomieje; jeśli duży ssak, rzuci się w galop. Jeśli to pies, zając albo ptak żerujący w runie, to bez znaczenia. Powiedziałem więc spokojnie: „Idź do Korwina, idź do Polski”, i usłyszałem tętent i huk drobnego drewna (czyli dzik; jeleń oddałby jeszcze dźwięk ze ścięgien, sarna znikłaby cicho). Rano obudziłem się z całym wierszem ‒ z wyjebanym wspólnym frontem, z Tomkiem Pułką w Styksie Fabryczna, z Polską Żydów i Cyganów, nawet siebie tam zmieściłem. Ot, stories. Ambony łowieckie, jak wiadomo, są cytatem Zagłady, łatwo tam o różne przypomnienia.
To wiele tłumaczy! Dobrze, ale odtruchtaliśmy trochę od Nich, a chciałam jeszcze Jepomęczyć. Co myślisz o odbiorze tej książki wśród czytelników i krytyków? Czy w ogóle ma to znaczenie? Widywałam np. takie głosy, jak ten, który zacytuję w całości: „Bez kontekstu ten tom się nie broni, a dość obrzydliwe jest przysłanianie swojej niemocy twórczej tragedią z innej części świata”.
Nic nie myślę; jest to jedyny mój tekst, o którym napisałem inny tekst, chyba nawet dwa; przestałbym pisać, jeślibym Ichnie skończył: i to jest książka implozja, bez klucza, a więc otwarta i niemożliwa do zamknięcia. Ona nie prosi o czytelnika, tylko go wyprasza ze strefy zgniotu.
Wyprasza, żeby nie zrobił sobie krzywdy w tej strefie zgniotu?
Nie.
Okej. Przejdźmy do Kalendarza…Mam poczucie, że książkę w pewien sposób organizuje strach, zaczynając od motta wyjętego z Básníka Ticho, a kończąc na ostatnim wierszu. Czy twoje pisanie służy ‒ wśród innych rzeczy ‒ jakiemuś oswajaniu strachu, dystansowaniu go, żeby „wszystko było odrobinę dalej”?
Tak, ale upierałbym się, że to cudze strachy, którym daję wybrzmieć, bo to robota dla mnie. Bo ja się nie boję niczego przecież.
Buki też nie?
Byłem z Buką. Niczego; i nigdy bym strachu nie przykrywał ironią i głupawką. Ja nie. Wszyscy się boją, a ja nie. Niczego się nie boję, tylko czasem chciałbym być odważny jak każda kobieta.
Do mnie nie można takimi subtelnymi szyderstwami, bo nie chwytam.
Każda kobieta, z którą byłem, zabije mnie teraz za tę Bukę. A Buka mnie nie obroni; pierdolona solidarność jajników.
Zależy, jak się zapatrują na Bukę, bo to bardzo niejednoznaczna postać przecież. Prócz motta jest dedykacja zwrócona w stronę polskich, czeskich i słowackich świń. Dlaczego zadedykowałeś Kalendarz…świniom?
Widzisz, świnie nasze mają ostatnio złą passę, szlachtuje się je, je od Gdańska po Bratysławę, zabija nożami i z broni palnej, niechże zostanie po tym jakiś ślad, choćby wianowanie moje.
W ogóle zwierzęta od dawna nie mają dobrej passy, niedawno się zastanawiałam, kiedy ostatnio miały, i wyszło mi, że może przed udomowieniem, czyli jakieś dziesięć tysięcy lat temu. Przy okazji ‒ absurdalnie bardzo bym chciała zadać jakieś mądre pytanie o wiersz o małpce, ale nie mam żadnego mądrego pytania, a chciałabym o tym wierszu pogadać.
Znasz zapewne historię oleju palmowego, jego nagłej kariery w jakimś stopniu opartej na propagandzie wegetariańskiej, kiedy to jest jeden z podstawowych czynników degradacji środowiska w Afryce i Azji; wiesz, że tereny przeznaczane pod plantacje palmy oleistej są najpierw głuszone chemicznie nalotami itd.?
Tak, znam motyw z olejem palmowym. I słyszałam już też, że olej palmowy i tak jest najmniejszym złem, że produkcja innych olejów byłaby jeszcze bardziej degradująca dla środowiska.
Zobaczyłem po prostu płonącą małpę, nowe My Lai, i zapragnąłem jej twarz zaciągnąć nam wszystkim na gębę.
Myślałam o tym, że to jakiś sposób ocalenia tej małpy, ale właściwie bardzo nędzny wobec tego, co się z nią stało.
Widziałem Jacka Podsiadłę w koszulce Janusza Korczaka.
Dobra, zakręćmy jeszcze w stronę anegdot. Pierwszy raz byłam świadkiem procesu przeobrażenia anegdoty opowiedzianej na żywo w knajpie czy tam tekstowo w poście na Facebooku w wiersz publikowany w książce (nie wiem, czy robiłeś tak wcześniej, ale niektóre wiersze z Requiemi Pokoju widzeńwyglądają anegdotowo).Kalendarz…ma co najmniej kilka takich miejsc (m.in. ogromnie przejmujący tekst o Janie Palachu). Jak postrzegasz rolę anegdoty w poezji i jak płynna jest dla ciebie granica między anegdotą a wierszem?
Płynna, płynna; płynna i palna. Za historią o ulicy Palacha na Zgorzelisku idzie prosta historia; dwadzieścia lat o tym myślałem i w końcu napisałem tekst o nieumiejętności napisania o tym tekstu. Jest tam też wątek osobisty, w końcu ten tekst to list do Ticha; przypominam, że Palach nie był jedyny i ostatni w Republice; po 1989 r., po 1992 r. dokonało samospalenia kilka innych osób, m.in. w proteście przeciw komercjalizacji ideałów antykomunistycznych, i charakterystyczne jest to, że im ktoś bardziej wspomina Palacha i Siwca, tym bardziej nieistotna jest dla niego historia Zdenka Adamca.
To masz bonusik: poszliśmy z Rybą na ulicę Ryszarda Siwca położyć tam jakieś kwiaty w rocznicę jego aktu i spotkaliśmy tam paru konserwatywnych Czechów, w tym poetę Petra Krala, zadumali się nad nami i zabrali nas na piwo; usiedliśmy w jakiejś dystyngowanej budzie przy jednym stole dla kilkunastu osób: oprócz piwa pojawiły się dwa kieliszki wódki i tak sobie stały; w końcu Kral wskazał nam gestem, że są dla nas, spytałem, czemu tylko dwa: odpowiedział mi: „Piwo dla wszystkich, wódka dla Polaków”.
Zdeněk Adamec jest w ogóle dużo mniej obecny, co widać nawet po szybkim zgooglowaniu: Palach i Siwiec mają strony na polskiej Wikipedii, Adamiec nie ma.
I był gruby. I spalił się, bo mu było smutno, a to się nie nadaje. Pamiętasz taką puentę ze Świrszczyńskiej, że ranna sanitariuszka nie chce umrzeć, żeby nikomu nie było smutno, nawet Niemcom?
Pamiętam.
Pewnie nic tego nie przebije.
Ale czekaj, zostańmy jeszcze chwilę przy Adamcu. Czemu on jest nieważny dla ludzi, dla których ważni są Palach i Siwiec? Czeska Wikipedia mówi mi (ustami translatora), że Adamiec spalił się nie tylko dlatego, że mu było smutno, ale też w proteście: przeciwko konsumpcjonizmowi, przeciwko rządowi, powoływał się na Palacha i tak dalej.
Bo Palach był prawicowcem, który spalił się przeciw bolszewizmowi, a Adamec kontrkulturowcem z pipidówki, który spalił się przeciw hamburgerom.
Kurwa, smutne to wszystko.
Czechy są smutne. Są Austrią.
Miałam zaprotestować, że czemu bycie Austrią smutne, ale potem pomyślałam, z jakimi trzema rzeczami kojarzy mi się Austria. Otóż: Hitler, Fritzl, księżniczka Sissi.
Na Słowacji z kolei w miasteczku Bardejov wszedłem kiedyś do knajpy, w której wszyscy siedzieli tyłem do telewizora, w którym leciał mecz Slovana Bratysława z Austrią Wiedeń, puszczony tylko po to, żeby wszyscy mogli się odwrócić. I smutniejszego miejsca niż Słowacja, oprócz paru miejsc na Litwie, nie ma, więc zabawa tam jest najpełniejsza.
Dobra, wróćmy na chwilę do Polski, konkretnie do ostatniego wiersza z książki. Więc w sumie wróćmy do świń i strachu, ale na początek chciałabym nawiązać do miniaturowej dyskusji, która miała miejsce na Facebooku pod tym tekstem. Chodziło tam o kwestię sposobu zapisu „Prawa i Sprawiedliwości” – czy skrótem, czy małymi literami, czy z wielkich liter. Pisałeś wtedy o odzyskiwaniu słów albo o utylizowaniu ich. Dlaczego utylizować zamiast odzyskiwać? Nie ma czego/nie ma po co odzyskiwać?
Co dasz do wiersza, to przepadło, czyż nie?
Mam na dysku dwie wersje twojej książki. W wierszu „Przez frontowe okno 2” w pierwszej wersji pojawiają się meble z Ikei, które w drugiej wersji transformują się w meble Bodzio. Uważam tę zmianę za istotną, więc zapytam: czemu akurat tak?
Ze skrupulatności, Aniu. Tekst pisałem z siedemdziesięciu metrów, redakcją robiłem z metrów czterech i znać już było marki.
Znowu się nabijasz ze mnie, ale zrzucę to na karb zmęczenia, bo też jestem zmęczona.
Nie nabijam się z ciebie dlatego, że jesteś zmęczona, a dlatego, że jesteś wścibska i sprzedajesz mnie, że potajemnie poprawiam se teksty.
Nie, miałam na myśli, że nabijasz się, bo sameś zmęczony. No weź, a co w tym złego, że poprawiasz.
Zmęczony jestem bardziej kuchnią, bo gotuję od 13.00 i chętnie bym już skończył, ale jeszcze kapie, a ta rozmowa co prawda powoduje, że zapominam podłożyć do ognia, ale stanowi też jakąś odbitkę.
A co robisz teraz, tj. nie teraz-teraz tylko teraz, tj. po napisaniu Kalendarza…? Poza mieszkaniem w lesie?
Będę pisał i tłumaczył, poił, karmił i frymarczył.
Co/kogo będziesz tłumaczył? Opowiesz coś więcej?
Karela Tumę, Basnika Ticho, na razie starczy.
Zatem pisz, tłumacz, pój, karm, frymarcz. Dzięki za rozmowę.
Ze wzajemnością, Anno Aniu.