wywiady / o książce

Poezja to widzenie buzi w tym tęczu

Jakub Grabiak

Michał Mytnik

Rozmowa Michała Mytnika z Jakubem Grabiakiem, towarzysząca premierze książki Pomyśl ciało jako czółno, które płonie Jakuba Grabiaka, wydanej w Biurze Literackim 8 stycznia 2024 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Michał Myt­nik: Cześć, Kuba! Dzię­ku­ję za moż­li­wość przed­pre­mie­ro­wej lek­tu­ry i gra­tu­lu­ję pięk­ne­go debiu­tu! Chciał­bym teraz zadać Ci kil­ka ankie­to­wych pytań, któ­re pomo­gą nam lepiej zro­zu­mieć Cie­bie i Two­je pisa­nie, a przez to uła­twią prze­pra­wę przez kolej­ne wąt­ki naszej roz­mo­wy.

Jak się odna­la­złeś piszą­cym wier­sze?

Jakub Gra­biak: Wła­ści­wie nie musia­łem się odnaj­dy­wać, ponie­waż moje postrze­ga­nie nie ule­gło zmia­nie. Zanim pisa­łem wier­sze, myśla­łem wier­szem – to zna­czy od wcze­sne­go dzie­ciń­stwa, kie­dy sie­dząc w par­ku na kola­nach bab­ci, podzi­wia­łem kamien­ne pier­si fon­tan­ny wysta­ją­ce z zie­mi i roz­su­nię­te obję­cia praw­dzi­wej mat­ki w koro­nach drzew – sku­pia­łem się wyłącz­nie na aktach psy­chicz­nych bez­po­śred­nio do nie­go (wier­sza) pro­wa­dzą­cych; wyobra­ża­niu sobie rze­czy i zja­wisk, pły­wa­niu w atmos­fe­rze jak w bro­dzi­ku peł­nym glo­nów, oraz snach. Jedy­ne, na czym w życiu mi zale­ża­ło, były to wła­śnie te akty, czas jedy­nie (i cały czas) mnie stru­gał, zry­wa­jąc z osi­ki korę zbęd­ne­go nad­dat­ku, któ­rym obcią­ży­ła mnie spo­łecz­na tre­su­ra. Pisa­nie jest wyłącz­nie wspa­nia­łym zwień­cze­niem, dzie­sią­tą sefi­rą – Mal­chut, tą, któ­ra usta­na­wia na nowo zagu­bio­ne przy­mie­rze pomię­dzy nie­bem i zie­mią, to narzę­dzie mier­ni­cze (zgod­nie z pew­nym wspa­nia­łym tek­stem Heideg­ge­ra), któ­re odmie­rza fluk­tu­acje odle­gło­ści dru­gie­go wzglę­dem pierw­szej.

Może nie­kie­dy bra­ku­je mi hip­na­go­gicz­nej wyra­zi­sto­ści obra­zu, któ­rą posia­da­łem, kie­dy nie pisa­łem, bo mogłem wów­czas zado­wo­lić się jego dyso­cja­cyj­ną real­no­ścią. Teraz obraz nie może się pogłę­biać, wła­ści­wie zja­wia się od razu w całej oka­za­ło­ści, skon­den­so­wa­ny do szkie­le­tu, na któ­rym się trzy­ma – resz­ta pozo­sta­je szkla­na, i budow­la prze­mie­nia się w zie­mię dla następ­nej, w nie­prze­rwa­nym ruchu sta­wa­nia się wir­tu­al­nym.

Dla­cze­go piszesz?

Bo jako czło­wiek z natu­ry reli­gij­ny, musia­łem zna­leźć dla sie­bie prze­strzeń, w któ­rej owa reli­gij­ność zna­la­zła­by speł­nie­nie. Ponie­waż poezję uwa­żam za jedy­ną prze­strzeń, w któ­rej doświad­cze­nie sakral­ne i z grun­tu nie­wy­ja­śnial­ne w żad­nej imma­nent­nej onto­lo­gii oraz podą­ża­ją­ce za nim pra­gnie­nie pew­nej miste­ryj­no­ści może obec­nie „napraw­dę” odna­leźć hisz­pań­ski znak zapy­ta­nia obiet­ni­cy.

Pro­ściej; bo nawie­dza­ją mnie sło­wa i sze­re­gi obra­zów, któ­re krą­żą coraz szyb­ciej niczym w pral­ce, więc muszą zna­leźć dla sie­bie jakieś ujście (praw­do­po­dob­nie mogło­by to być dowol­ne inne, ale tak aku­rat się zda­rzy­ło, że są to wier­sze), bo ina­czej pral­ka dosta­ła­by zwar­cia lub roz­pa­dła­by się jak sza­łas w trak­cie wichu­ry.

Bo chcę im dać umrzeć.

Inte­re­su­ją mnie wszel­kie gnil­ne pro­ce­sy świa­ta, śmierć, trans­for­ma­cja, powsta­nie z pro­chu nowe­go orga­ni­zmu, w koń­cu nawet abs­trak­cyj­ne poję­cia har­mo­nii odno­szą się do jakiejś mate­rial­nej rze­czy­wi­sto­ści (czy­li jak wszyst­ko, co mate­rial­ne, zmie­rza­ją­ce do śmier­ci, bo pod­da­ne jest CZASOWI), daną skła­do­wą har­mo­nicz­ną okre­śla wzór (ilość wibra­cji na dany okres cza­su).

Pro­ściej; „Nad opusz­czo­nym kamie­nio­ło­mem krą­ży kania./ Przy­sze­dłem na świat po jej eks­ta­tycz­ny krzyk,/ a potem dłu­go już po żaden inny dźwięk”.

Pro­ściej; bo po to zosta­łem stwo­rzo­ny.

Czym jest dla Cie­bie poezja?

Poezja to widze­nie buzi w tym tęczu.

///

Rodzin­ka na spa­cer­ku – cze­re­da psów, zna­my te spra­wy, jak nie­gdyś rzekł pewien fran­cu­ski sie­dem­na­sto­la­tek, ina­czej; widze­nie figu­ra­tyw­ne­go w tym co nie-

O jakie­go sie­bie piszesz?

Na igli­cy wyło­ni­ły się ostat­nio dwie frak­cje, któ­re odmien­nie trak­tu­ją zależ­no­ści pomię­dzy twór­czo­ścią i egzy­sten­cją. Jed­na widzi w niej coś w rodza­ju płu­gu ora­ją­ce­go gle­bę odczu­wa­nia, to zna­czy trak­tu­je poezję „jako życio­we narzę­dzie posze­rza­nia doświad­cze­nia”. W tej wizji twór­czość jest zbo­czem góry patrzo­nym w prze­kro­ju dwu­wy­mia­ro­we­go rysun­ku, przy­po­mi­na­ją­cym wykres hos­sy. Oczy­wi­ście mogą poja­wić się w linii zbo­cza urwi­ska i inne, bli­żej nie­okre­ślo­ne zapad­nię­cia, ale i tak są one przez całość obra­zu rekon­fi­gu­ro­wa­ne jako układ wzno­szą­cy. Po lewej stro­nie rysun­ku jest morze, wyzna­cza­ją­ce pozio­mą, prze­ry­wa­ną linię osi (0 m n.p.m). Wiersz jest tutaj czymś zdo­by­wa­nym, co wzbo­ga­ca pod­miot, jest nogą dziec­ka wspi­na­ją­ce­go się po ścian­ce. Nie moż­na spaść niżej, niż gdzie się już wspię­ło. Wiersz jest zatem zdo­by­tą prze­strze­nią, z któ­rej krań­ca moż­na widzieć kolej­ne, wcze­śniej nie­do­stęp­ne dla oka tere­ny. Dla stron­nic­twa opo­zy­cyj­ne­go pisa­nie jest rosną­cą inten­syw­no­ścią, coraz bar­dziej napię­tą ampli­tu­dą, gdzie pozio­ma, prze­ry­wa­na linia osi odbi­ja po dru­giej stro­nie gór­kę, i odgi­na ją w dołek. W pew­nym momen­cie prze­sta­je się wytrzy­my­wać karu­ze­li, na któ­rą się wsia­dło, i w oba­wie przed tym odgię­ciem, wypa­da się. Po wszyst­kim zosta­je zapo­mnie­nie, i ta sama nagość oraz nędza, z któ­rą przy­stę­po­wa­ło się do sko­ku na nie­osio­dła­ny grzbiet. O ile pierw­sza stro­na pisze wier­sze powo­li, z wyczu­ciem alpi­ni­sty, o tyle dru­ga wcho­dzi w „okre­sy pisa­nia”, w któ­rych pod­miot ule­ga wyczer­pa­niu i samo­spa­la­niu jak cypry­sy u Van Gogha.

Ja nale­żę, przy­naj­mniej do tej pory, do frak­cji dru­giej, tak więc nie piszę o żad­ne­go sie­bie, bo para­dok­sal­nie „ja” mnie nie obcho­dzi. Piszę tyl­ko dla tego, co mam w sobie, dla tego pło­du, co bez pępo­wi­ny natych­miast zasty­ga we wspa­nia­łą i dziw­nie obcą ska­łę. Nie obcho­dzi mnie sta­wa­nie się lep­szym czy bar­dziej wraż­li­wym dzię­ki twór­czo­ści, mam ser­decz­nie w dupie samo­roz­wój i podob­ne temu rze­czy.

Dzię­ku­ję za to wpro­wa­dze­nie! Zanim pomy­śla­łem i prze­my­śla­łem cia­ło jako pło­ną­ce czół­no, urze­kła mnie dedy­ka­cja tej książ­ki. Wytłu­macz mi, pro­szę, dla­cze­go dedy­ku­jesz ją aku­rat pocią­go­wi TLK Bie­brza?

Bo czas, o któ­rym jest ta książ­ka, i w któ­rym ją pisa­łem, był waha­dło­wy i roz­dar­ty. Wła­ści­wie od dziec­ka taki był, tyl­ko wów­czas w dużo więk­szych sko­kach; waka­cje spę­dza­łem u bab­ci – gdy w porze wyjaz­du cho­wa­łem się na pod­da­szach sto­dół albo bro­ni­łem się w kom­po­ście swo­im drew­nia­nym mie­czem – resz­tę roku w indu­strial­nej czę­ści War­sza­wy, gdzie zamy­ka­łem oczy i tak trwa­łem, wyobra­ża­jąc sobie, że jestem w tam­tym miej­scu. Czas ten opie­rał się więc na cyklicz­nych stra­tach, ponie­kąd pio­no­wym ruchu pomię­dzy peł­nią i bra­kiem. Gdy pisa­łem książ­kę, inter­wa­ły zmie­ni­ły się na mniej wię­cej codwu­ty­go­dnio­we, bo jeź­dzi­łem do miesz­ka­nia bab­ci w Haj­nów­ce, gdzie spo­ty­ka­łem się z Karo­li­ną.

To inte­re­su­ją­ce, jak postrze­gasz rela­cję cza­su i prze­strze­ni. Wytłu­ma­czy­łeś tę kwe­stię sze­rzej w swo­im tek­ście „ROZCIĄGNIĘTE KONIE SĄ FRYZURĄ WOKÓŁ KSIĘŻYCA. O poezji spek­tral­nej”, któ­ry został opu­bli­ko­wa­ny w inter­ne­to­wym maga­zy­nie „Igli­ca”, któ­re­go jesteś współ­re­dak­to­rem. Wspo­mnia­łeś wła­śnie o „pio­no­wym ruchu mię­dzy peł­nią i bra­kiem” i zasta­na­wiam się, jak postrze­gasz kate­go­rię pozio­mu i pio­nu, z któ­rej to tak chęt­nie korzy­sta w swo­ich tek­stach i wypo­wie­dziach Rafał Waw­rzyń­czyk? O two­ich wier­szach w roz­mo­wie z Dawi­dem Kuja­wą, opu­bli­ko­wa­nej w „Notat­ni­ku Lite­rac­kim”, Rafał pisze w nastę­pu­ją­cy spo­sób: „Gra­biak wyda­je mi się naj­bar­dziej z nich wszyst­kich zagęsz­czo­ny, pnie się w górę po bar­dzo dziw­nych kon­struk­cjach, do poszcze­gól­nych szcze­bli dra­bi­ny dokła­da wie­le ozdob­nych gałą­zek, magicz­nych roślin”.

Jak rozu­miesz tę kate­go­rię? Czy jest dla Cie­bie wygod­na? Jak się wobec niej czu­jesz?

Róż­ni­ca pomię­dzy dobrą i złą kate­go­rią jest ana­lo­gicz­na do róż­ni­cy pomię­dzy maską a smy­czą. Za tą pierw­szą moż­na się scho­wać, a mate­ria­ło­wa powierzch­nia, pobu­dza­jąc naskór­ne recep­to­ry, deli­kat­nie gil­go­cze (więc w dobrej kate­go­rii siłą rze­czy musi mi być dosyć wygod­nie). Ta dru­ga uwie­ra, a celem jej ist­nie­nia jest ujarz­mia­nie i dosto­so­wa­nie przed­mio­tu do wła­sne­go, zwy­kle zna­cze­nio­wo-wyso­ko­ka­lo­rycz­ne­go (albo­wiem prze­wa­ża­ją­ca więk­szość naszej kry­ty­ki lite­rac­kiej, jak­że nie­zbęd­nej do codzien­ne­go prze­cią­ga­nia się słoń­ca na hory­zon­cie i ochła­dza­nia odde­chów bojaź­li­wych, widzi w tek­ście jedy­nie kalo­rie, któ­ry­mi może na dłuż­szy czas poży­wić swój ogrom­ny i krwio­żer­czy inte­lekt) dys­kur­su. Jed­ną z cech dobrej kate­go­rii, jest to, że bez kon­tek­stu pozo­sta­je nie­zro­zu­mia­ła.

Do rze­czy; Waw­rzy­no­we pio­ny i pozio­my, jak mi się zda­je, wywo­dzą się z teo­rii malar­stwa, cho­dzi tu o pla­ny wer­ty­kal­ne i hory­zon­tal­ne, któ­re wyzna­cza­ją moż­li­we zagryw­ki na płasz­czyź­nie kom­po­zy­cji. Może­my wyobra­zić to sobie jak kra­jo­braz. Ist­nie­ją pew­ne „natu­ral­ne” rela­cje, któ­re wła­śnie w pozio­mie wią­żą rze­czy, są to wią­za­nia, któ­re powsta­ją na naj­bar­dziej uwi­docz­nio­nej tkan­ce mate­rii (jak łusz­cze­nie się skó­ry, w prze­ci­wień­stwie do wycho­dze­nia na wierzch żyłek). Drzew­ko obok drzew­ka, sój­ka przy­sia­da­ją­ca na gałę­zi. Są to wią­za­nia opar­te na bez­po­śred­nim sty­ka­niu się przed­mio­tów, przy­sta­wa­nia, ich następ­stwa cza­so­we­go (przy­czy­no­wo-skut­ko­we­go), to melo­dia skład­ni gene­ro­wa­na przez myśle­nie nauko­we lub zdro­wo­roz­sąd­ko­we. Pio­ny nato­miast to to, co się widzi, nato­miast w „natu­rze” nie ma owo widze­nie żad­ne­go uza­sad­nie­nia. Jest to widze­nie tych nie­sa­mo­wi­tych sło­jów i szy­bów w powie­trzu, któ­re wią­żą war­stwy zie­mi z drze­wem, drze­wo z lotem pta­ka i jesz­cze wyżej –  chmu­rą. Pio­ny to docie­ra­nie do ukry­tych warstw rze­czy­wi­sto­ści, gdzie nie się­ga już sam zmysł ste­ro­wa­ny przez rozum, tutaj dostęp ma wyłącz­nie zmysł wspar­ty z dru­giej linii fron­tu przez wyobraź­nię, jest to widze­nie, któ­re – try­wia­li­zu­jąc i uprasz­cza­jąc – mówi, że nie obcho­dzi go natu­ra, lecz samo widze­nie, dla któ­re­go tam­ta jest jedy­nie pew­nym poli­go­nem badań i doświad­czeń.

Mnie wła­ści­wie bli­żej jest do muzycz­ne­go rozu­mie­nia „pio­nu”. Otóż „pion” jest dla mnie zło­żo­ną struk­tu­rą (ponie­kąd tym pry­wat­nym języ­kiem, o któ­ry dalej się pytasz), sys­te­mem har­mo­nicz­nym, któ­ry wyprze­dza i warun­ku­je jakie­kol­wiek wyra­że­nie. Jest to jak­by styl widze­nia świa­ta. Tonal­ność w muzy­ce opie­ra­ła się na uprosz­czo­nej ana­li­zie har­mo­nicz­nej, gdzie kolej­ne inter­wa­ły odpo­wia­da­ły skła­do­wym har­mo­nicz­nym, jakie zawie­ra­ją się w każ­dym dźwię­ku. Pio­no­wość to zatem pew­ne zestro­je, to, że jakaś rzecz pra­gnie innej nie wia­do­mo dla­cze­go (może­my tyl­ko przy­pusz­czać), a że inna w połą­cze­niu z inną wywo­łu­je w odczu­ciu zgrzyt. Czu­ję, że każ­dy obiekt (poję­cie, pod­sta­wo­wy obraz) roz­kła­da się na swo­je czę­ści, któ­re two­rzą tam­te­go bar­wę, wewnętrz­ną zło­żo­ność, któ­ra impli­ku­je jego bogac­two i nie­po­wta­rzal­ną indy­wi­du­al­ność. Na przy­kład; dla­cze­go w jakimś zda­niu może ist­nieć tyl­ko to, a nie żad­ne inne, syno­ni­micz­ne okre­śle­nie, bo wte­dy czu­je­my, że cała magia się ulat­nia w nie­by­cie? Dla­cze­go liść to kie­lich, ser­ce, świecz­ka, a gdzieś jesz­cze dużo dalej w nie­skoń­czo­nym pocho­dzie har­mo­nicz­nych – ucho?

Cytat nato­miast jest ład­ny. Myślę, że może tu cho­dzić o to, że jestem dużo mniej szki­co­wy (niż X), i dużo mniej kon­den­su­ją­cy i syn­te­zu­ją­cy (niż Y), sku­piam się nato­miast na przed­sta­wie­niu małe­go i krót­kie­go wycin­ka danej mate­rii w peł­ni, jak wątro­ba świ­ni w dło­ni rzeź­ni­ka, gdzie mniej liczy się chy­żość, a peł­nia wyra­że­nia każ­de­go, ważą­ce­go dla mnie szcze­gó­łu tkwią­ce­go w obra­zie. A dalej, cóż, wino­rośl pra­gnie dra­bi­ny… Chciał­bym, żeby było tak, że aby wejść po mojej dra­bi­nie, trze­ba było dotknąć każ­de­go szcze­bla.

Moim ulu­bio­nym drze­wem jest modrzew.

Zawsze postrze­ga­łem modrze­wie jako drze­wa glo­no­we. Jestem cie­kaw, czy Twój wybór ma jakiś zwią­zek z zrzu­ca­niem przez modrze­wie igieł na zimę? Od razu chciał­bym też zapy­tać, czy cza­so­prze­strzeń, w któ­rej powsta­wa­ła Two­ja książ­ka, mia­ła wpływ na jej język? A może Twój słow­nik poetyc­ki bazo­wo jest pełen słów zwią­za­nych z kra­jo­bra­zem wiej­skim? Czy może­my się spo­dzie­wać po Tobie kro­ku w stro­nę eks­plo­ra­cji tych tema­tów? Czy w przy­szło­ści pla­nu­jesz pra­co­wać nad książ­ką, któ­rą moż­na by pod­piąć pod eko­po­ety­kę?

Modrzew po pierw­sze stoi dum­nie jak sta­rzec, nigdy nie kar­le­je, tak jak zda­rza się to sośnie. Po dru­gie, zawsze wyda­je mi się, jak­by cho­dził w jakimś ciem­nym płasz­czu albo pro­chow­cu, po trze­cie naj­bar­dziej przy­po­mi­na mi dra­bi­nę owi­nię­tą wino­ro­śla­mi (pion i jak­by spi­ral­nie uno­szą­ce się w górę gałę­zie).

Hmm, swój debiut widzę jako zacu­mo­wa­ny w por­cie okręt, któ­ry uczy się koły­sać na falach (moż­li­we, że stąd w jed­nym z cen­tral­nych wier­szy poja­wia się motyw „testo­wa­nia falo­wa­nia”, o ile falo­wa­nie prze­ście­ra­dła na wie­trze moż­na przy­rów­nać do morza, a myślę, że tak), w ogó­le – zapo­ży­cza­jąc mary­ni­stycz­ną meta­fo­rę z wcze­śniej wspo­mnia­ne­go sie­dem­na­sto­let­nie­go Fran­cu­za – twór­czość wyobra­żam sobie jako wypły­wa­nie na wodę, gdzie nie tyl­ko nie widać ani jed­ne­go, ani dru­gie­go brze­gu, ale nawet się o nich zapo­mi­na, morze prze­kształ­ca się w pusty­nię, ale prze­cież wyru­sza się jedy­nie dla tych sztor­mów i flaut! Twór­czość jako roz­cią­gnię­ty poza ramy hory­zon­tu próg przej­ścia, nie­koń­czą­cy się tunel ago­nii, kształ­to­wa­ny poprzez aktu­al­ne umiej­sco­wie­nie punk­tu na sznur­ku cza­su jako chro­no­sa (Logi­ka sen­su), pła­ski łuk bogi­ni prze­bie­ga­ją­cy przez ścia­ny i sufit, pępek pośrod­ku sufi­tu, z któ­re­go zwi­sa sznu­rek (jak pępo­wi­na), a na sznur­ku jajo – sym­bol świa­ta.

Tak więc, jeśli każ­de pierw­sze doświad­cze­nie kształ­tu­je postać i wewnętrz­ne rela­cje w nim każ­de­go następ­ne­go (a jestem co do tego prze­ko­na­ny), tak jak ton pod­sta­wo­wy wyzna­cza postrze­ga­ną wyso­kość, na któ­rej wyda­rza się dźwięk, to musi tak być rów­nież z obra­za­mi. Gdy się uro­dzi­łem, musia­łem mieć w gło­wie obraz, do któ­re­go nie mam dostę­pu, ale któ­ry prze­czu­wam i któ­ry może nawet zda­wa­ło mi się, że odna­la­złem, i teraz wszyst­ko, co jawi mi się w zamknię­tych oczach, jest nie­ja­ko prze­dłu­że­niem tam­te­go, roz­gry­wa się według tam­te­go gwiaz­do­zbio­ru. Ana­lo­gicz­nie trak­tu­ję mało­mia­stecz­ko­we obra­zy, któ­re towa­rzy­szą pierw­szej czę­ści książ­ki (Czyż w poło­wie nie­któ­re liny, na któ­rych trzy­ma się sta­tek, nie zaczy­na­ją się rwać? Czy widać, jak odchy­la się od por­tu?), są to jak­by budul­ce mojej wyobraź­ni, któ­re zaim­pre­gno­wa­ły się we mnie bar­dzo wcze­śnie, a ja, przed wyru­sze­niem na rubie­że sie­bie i świa­ta, zbie­ram je, żeby pamię­tać, gdy już nic nie będzie do oglą­da­nia samo z sie­bie.

Raczej nie pla­nu­ję eko­po­etyc­kiej książ­ki, bo to zna­czy­ło­by pod­pię­cie się pod zewnętrz­ną kate­go­rię, a tole­ru­ję tyl­ko takie, któ­re mogły­by dzia­łać jako roz­rusz­nik sty­lu. Ewen­tu­al­nie mogę pomy­śleć książ­kę, któ­ra była­by na każ­dym swo­im pozio­mie ucie­le­śnie­niem moich pry­wat­nych wyobra­żeń co do escha­to­lo­gii, jakiejś eks­ten­syw­nej prze­strze­ni bez cza­su… Sznu­rów­ka Wyszen­chrad­sky­’e­go.

A może zgo­dzisz się z tezą, że nie jesteś poetą szu­ka­ją­cym swo­je­go słow­ni­ka, a raczej poetą korzy­sta­ją­cym ze słów bazo­wych, któ­rych użyć mogło­by wie­lu, poetą bada­ją­cym rela­cje zacho­dzą­ce mię­dzy sło­wa­mi i wewnątrz słów?

Ostat­nio pozna­łem mala­rza-sur­re­ali­stę, Jeana Lurça­ta, któ­re­go obra­zy w dzi­wacz­ny spo­sób rezo­nu­ją z moimi wier­sza­mi. Gość malu­je amal­ga­ma­ty mate­rii – zło­żo­ne, nie-ziem­skie bry­ły, gdzie (nie to co u gra­fo­ma­na Maxa Ern­sta) wszyst­kie sto­py rzu­ca­ją na inne wid­mo zna­cze­nia. Ludz­ka ska­ła, z wbi­tą w gło­wę poprzecz­ką, przez któ­rą pędzi różo­wy obłok… podob­nie Chi­ri­co, opie­ra­jąc się na zesta­wie­niach pro­stych przed­mio­tów (typu gło­wa posą­gu i czer­wo­na ręka­wi­ca, a pod nimi zie­lo­na piłecz­ka) i typo­wych zja­wisk świa­tło­cie­nia, potra­fi ale­go­ry­zo­wać kawa­łek ścia­ny. Słow­nik widzę więc jako pewien kom­pleks, gdzie każ­dy ele­ment reor­ga­ni­zu­je inne. Uży­cie fiku­śnych słów np. „kalim­ba”, mnie nie inte­re­su­je i dopraw­dy nie wiem, co mia­ło­by mieć wspól­ne­go z indy­wi­du­al­no­ścią twór­czą (cho­ciaż za jakiś czas sią­dę do poema­tów spek­tral­nych, gdzie, siłą rze­czy, będę musiał przed­sta­wiać wid­mo har­mo­nicz­ne w dłuż­szym wycin­ku, a im dal­sze skła­do­we, tym dzi­wacz­niej­sze i bar­dziej powy­gi­na­ne obiek­ty).

Inną spra­wą jest to, czy sło­wo pro­ste i bazo­we jest rze­czy­wi­ście pro­ste i bazo­we, to zna­czy czy to pro­ste i bazo­we sło­wo odsy­ła do tego pro­ste­go i bazo­we­go sło­wa, czy może znaj­du­je się w pozy­cji cze­goś inne­go. Otóż im niż­sze sło­wo (o mniej­szej czę­sto­tli­wo­ści), tym wię­cej posia­da skła­do­wych, a zatem jest bar­wo­wo bogat­sze, i tym wię­cej moż­li­wo­ści dekon­struk­cji i dzia­ła­nia na nim umoż­li­wia. Naj­prost­sze są sło­wa ozna­cza­ją­ce uczu­cia i poję­cia abs­trak­cyj­ne i chy­ba zwy­kle moje bazo­we sło­wa są umiesz­czo­ne w pozy­cji tam­tych, gdzie tam­te figu­ru­ją jako wir­tu­al­ne ton pod­sta­wo­we, nie­obec­ne bez­po­śred­nio, lecz obec­ne w całej dłu­go­ści trwa­nia dźwię­ków. Lubię tony wir­tu­al­ne, lubię jak dźwięk się nimi syci.

No i fak­tycz­nie lubię „mię­dzy” i „wewnątrz” (szcze­gól­nie „wewnątrz”, bo jest kwa­so­we jak frak­ta­le).

Myśląc o kon­struk­cji Two­jej książ­ki, myślę o porząd­nie zasznu­ro­wa­nym bucie. Zna­la­złem w niej kil­ka refre­nicz­nych ele­men­tów np. wier­sze o takich samych lub podob­nych tytu­łach (cykle: „biu­ro­wiec”, „kamie­niarz”, „pomyśl cia­ło jako czół­no”). Co skło­ni­ło Cię do wyko­na­nia takie­go gestu? Wąt­pię, żeby zwy­czaj­nie bra­ko­wa­ło Ci pomy­słów na nowe tytu­ły.

Słusz­ne sko­ja­rze­nie! O ile zauwa­żyć, że wią­za­nie w bucie jest dwu­rzę­do­we (jak w gar­ni­tu­rze takim, chy­ba). W książ­ce ist­nie­ją jak­by dwie rów­no­le­głe seg­men­ta­cje: pierw­sza to line­ar­ny wir, bo nasłu­cha­łem się Vor­tex Tem­po­rum, któ­ry w pew­nym miej­scu (gdzie poety­ka ponie­kąd zosta­je roz­szar­pa­na, nie za dużo mówię?) odgi­na się, two­rząc wir dru­gi, skie­ro­wa­ny w prze­ciw­ną stro­nę i wra­ca­ją­cy na zewnątrz. Tak sobie wyobra­żam motyl­ka, któ­ry skła­dał­by się z dwóch śli­ma­czych musz­li (prze­ciw­staw­nych), bez tuło­wia, tyl­ko z tym mikro­sko­pij­nym zawo­rze w wan­nie, miej­scem w‑obcowania, gdzie nic nie widać, i któ­ry musz­le spa­ja – wła­ści­wie tym zawo­rem był­by śro­dek musz­li pierw­szej. Jeśli tak, to chy­ba śro­dek dla dwóch musz­li w ogó­le jest tyl­ko jeden…. Nary­so­wał­bym to wam, ale nie mogę, takie pra­wa Wor­da.

Dru­gi brzeg seg­men­ta­cji sta­no­wią te powta­rza­ją­ce się tek­sty, o któ­rych wspo­mnia­łeś i któ­re wyzna­cza­ją kolej­ne momen­ty gęsto­ści (moż­na pomy­śleć o tym jako o nastę­pu­ją­cych po sobie okta­wach) i obsza­ry (tego, co się dzie­je), w któ­rych leża­ku­ją przy­na­leż­ne im („tek­stom seg­men­ta­cyj­nym”) wier­sze. „Tek­sty seg­men­ta­cyj­ne” trak­tu­ję jako bra­my, drzwi, któ­re trze­ba uchy­lić. Napię­te krzy­że sznu­ró­wek, koli­zje pro­mów.

Zago­tuj­my jesz­cze na koniec. Inter­nau­ci zarzu­ca­ją Wam (Oso­bom Iglic­kim) fety­szy­za­cję Šala­mu­na i że jest to prze­sa­da i śmiesz­ność. Czy zga­dzasz się, że fety­szy­zu­je­cie poety­kę šala­mu­now­ską? Czy jest w tym coś złe­go? Czy miłość ta nie­sie ze sobą jakieś ryzy­ko? Czy jeste­ście zepsu­ci? Czy już zawsze będzie­cie go kochać?

Gra­biak i Ger­tru­da sie­dzą w wan­nie. Gra­biak pali papie­ro­sy i głasz­cze sobie pędzel­kiem wąsy; prze­glą­da­jąc się w nosku kra­nu, wygi­na twarz i stroi dziw­ne miny. Ger­tru­da czy­ta na głos Salam­bo, a w odbi­ciu wyglą­da jak pół­księ­życ z wbi­tą w brzuch włócz­nią ramion (trzy­ma­na książ­ka wydłu­ża się w ich trzon).

Ale kie­dy się odchy­lę, prze­rwa mię­dzy nami wyglą­da jak stru­mień, któ­ry prze­ci­na­ją węże.

Zepsu­ci nie jeste­śmy na pew­no, bo papie­ro­sy krę­ci­my przed wej­ściem do łazien­ki (stę­chli­znę wyczu­wam nato­miast z ciał, któ­re zgni­ły kil­ka­na­ście lat temu, ale uda­ją, że żyją, te zapo­ży­czo­ne cia­ła, te wstręt­ne, wyję­te z obra­zów Enso­ra twa­rze, te „życia” zdol­ne do wyobra­że­nia sobie co naj­wy­żej kosmicz­ne­go por­no­sa pod zgrzeb­nym tytu­łem z Jana Kocha­now­skie­go, i sąd osta­tecz­ny dzier­żo­ny w dło­niach Ingi Iwa­siów.) Sło­wem, nie czu­ję potrze­by, by zasta­na­wiać się nad tym, ba, nie wiem, czy w innym przy­pad­ku mógł­bym w ogó­le pisać i nadal bez­tro­sko prze­glą­dać się w tam­tym nosku.

Post­scrip­tum: w tym Salam­bo sły­szę, że lan­ce to koły­sa­ne przez wiatr tra­wy, a pło­mie­nie nad mia­stem pod­pa­la­ją jezio­ro, zad nie­ba. I że pry­mi­tyw­ni żoł­nie­rze, leżąc pod roz­gwież­dżo­nym nie­bem, widzą w ota­cza­ją­cych ich górach kobie­ce pier­si. Usły­sza­łem dzi­siaj praw­do­po­dob­nie wię­cej, niż gdy­bym czy­tał pol­ską poezję naj­now­szą przez całe swo­je życie.

Cie­szę się, że nie jeste­ście zepsu­ci! Trzy­maj się cie­pło xoxo i dzię­ki za roz­mo­wę!

Dzię­kó­wa, u mnie wła­śnie pierw­sze roz­to­py, sły­szę, jak oka­py jęczą.

O autorach i autorkach

Jakub Grabiak

Adept Abrahama Ben Abulafii. Laureat konkursów.

Michał Mytnik

ur. w 1997 r. w Tarnowie. Poeta, freeganin, redaktor pisma „Rzyrador”. Debiutował w „Stonerze Polskim”, publikował również w „Wakacie”, „Tlenie Literackim”, „Helikopterze”, „MULTImediach”. Członek Krakowskiej Szkoły Poezji im. A. Fredry. W marcu 2019 r. namalował wiersz na ścianach Otwartej Pracowni w ramach Wernisażu Jednego Wiersza. Studiuje inżynierię chemiczną na Politechnice Krakowskiej. Laureat 14. edycji „Połowu” Biura Literackiego. Uczy chemii. Mieszka w Krakowie.

Powiązania

Rozmowy na koniec: odcinek 18 Miłosz Fleszar, Jakub Grabiak, Jakub Gutkowski, Joanna Łępicka, Amelia Żywczak

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Osiem­na­sty odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Pomyśl ciało jako czółno, które płonie

utwory / zapowiedzi książek Jakub Grabiak

Frag­men­ty książ­ki Pomyśl cia­ło jako czół­no, któ­re pło­nie Jaku­ba Gra­bia­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 8 stycz­nia 2024 roku.

Więcej

Nowe poetyckie i prozatorskie głosy z polski 2023

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2022 z udzia­łem Mar­ci­na Czer­niaw­skie­go, Aga­ty Dycz­ko, Miło­sza Fle­sza­ra, Jaku­ba Gra­bia­ka, Jaku­ba Gut­kow­skie­go, Karo­li­ny Kra­sny, Joan­ny Łępic­kiej, Ewy Ton­dys-Koh­mann, Łuka­sza Woj­tysk i Ame­li Żyw­czak w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Meskalina i muzyka

nagrania / transPort Literacki Henri Michaux Hubert Zemler Michał Mytnik

Czy­ta­nie z książ­ki Meska­li­na i muzy­ka Hen­rie­go Michaux z udzia­łem Micha­ła Myt­ni­ka w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27. Muzy­ka Hubert Zemler.

Więcej

Slalom między obrazami

wywiady / o pisaniu Amelia Żywczak Jakub Grabiak

Roz­mo­wa Jaku­ba Gra­bia­ka z Ame­lią Żyw­czak, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2022 (poezja)

utwory / zapowiedzi książek Różni autorzy

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2022, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 14 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

Ludzie w strażackich kaskach mają dzisiaj wolne

utwory / premiera w sieci z Połowu Jakub Grabiak

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Jaku­ba Gra­bia­ka Ludzie w stra­żac­kich kaskach mają dzi­siaj wol­ne. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Kanapy siedzą na leśnych ścieżkach

wywiady / o pisaniu Jakub Grabiak Joanna Łępicka

Roz­mo­wa Joan­ny Łępic­kiej z Jaku­bem Gra­bia­kiem, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Historia jednego wiersza: „[las odszedł na kurzej nodze]”

recenzje / KOMENTARZE Jakub Grabiak

Autor­ski komen­tarz Jaku­ba Gra­bia­ka, lau­re­ata 17. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Ludzie w strażackich kaskach mają dzisiaj wolne

utwory / premiera w sieci z Połowu Jakub Grabiak

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Jaku­ba Gra­bia­ka Ludzie w stra­żac­kich kaskach mają dzi­siaj wol­ne. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Rozmowy na torach: odcinek 8 Michał Mytnik

nagrania / stacja Literatura Antonina Tosiek Jakub Skurtys Michał Mytnik

Ósmy odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na torach” w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 26.

Więcej

hoodshit (griptape)

nagrania / stacja Literatura Michał Mytnik

Czy­ta­nie z książ­ki hood­shit (grip­ta­pe) z udzia­łem Micha­ła Myt­ni­ka w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 26.

Więcej

Schodzenie ze szlaku

wywiady / o książce Michał Mytnik Przemysław Suchanecki

Roz­mo­wa Micha­ła Myt­ni­ka z Prze­my­sła­wem Sucha­nec­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki O, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 29 listo­pa­da 2021 roku.

Więcej

Podaję numer: 666 877 771

recenzje / KOMENTARZE Michał Mytnik

Autor­ski komen­tarz Micha­ła Myt­ni­ka, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki hood­shit (grip­ta­pe), któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 31 maja 2021 roku.

Więcej

Cały glob dżemu, czyli tricki jowialnie prowadzące story

wywiady / o książce Michał Mytnik Patryk Kosenda

Roz­mo­wa Patry­ka Kosen­dy z Micha­łem Myt­ni­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki hood­shit (grip­ta­pe), któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 31 maja 2021 roku.

Więcej

hoodshit (griptape)

utwory / zapowiedzi książek Michał Mytnik

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę hood­shit (grip­ta­pe) Micha­ła Myt­ni­ka, któ­ra uka­że się 31 maja 2021 roku w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Połów. Poetyckie debiuty 2019

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2019 z udzia­łem Paw­ła Har­len­de­ra, Nata­li Kubi­cius, Paw­ła Kusia­ka, Micha­ła Myt­ni­ka, Mar­le­ny Nie­miec, Klau­dii Piesz­czoch, Aga­ty Puwal­skiej i Jaku­ba Sęczy­ka w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Uważność w nadmiarze potrafi być zabójcza

wywiady / o pisaniu Agata Puwalska Michał Mytnik

Roz­mo­wa Micha­ła Myt­ni­ka z Aga­tą Puwal­ską, aure­at­ką 14. edy­cji „Poło­wu”.

Więcej

Jak widzę w wierszu miłość to coś tam coś tam

wywiady / o pisaniu Michał Mytnik Paweł Harlender

Roz­mo­wa Paw­ła Har­len­de­ra z Micha­łem Myt­ni­kiem, lau­re­atem 14. edy­cji „Poło­wu”.

Więcej

Wahadło otwiera swoje pąki

recenzje / ESEJE Rafał Wawrzyńczyk

Recen­zja Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pomyśl cia­ło jako czół­no, któ­re pło­nie Jaku­ba Gra­bia­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 8 stycz­nia 2024 roku.

Więcej

Pomyśl ciało jako czółno, które płonie

utwory / zapowiedzi książek Jakub Grabiak

Frag­men­ty książ­ki Pomyśl cia­ło jako czół­no, któ­re pło­nie Jaku­ba Gra­bia­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 8 stycz­nia 2024 roku.

Więcej

Wahadło otwiera swoje pąki

recenzje / ESEJE Rafał Wawrzyńczyk

Recen­zja Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pomyśl cia­ło jako czół­no, któ­re pło­nie Jaku­ba Gra­bia­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 8 stycz­nia 2024 roku.

Więcej

Prometeusz i Neron podają sobie dłonie

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Impre­sja Jaku­ba Skur­ty­sa na temat poezji Jaku­ba Gra­bia­ka, lau­re­ata 17. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Półkula sativa, półkula indica. hoodshit (griptape) Michała Mytnika

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa

Recen­zja Dawi­da Kuja­wy, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Micha­ła Myt­ni­ka hood­shit (grip­ta­pe), któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 31 maja 2021 roku.

Więcej

Cały glob dżemu, czyli tricki jowialnie prowadzące story

wywiady / o książce Michał Mytnik Patryk Kosenda

Roz­mo­wa Patry­ka Kosen­dy z Micha­łem Myt­ni­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki hood­shit (grip­ta­pe), któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 31 maja 2021 roku.

Więcej