Dominika Kaniecka: Zegarami w pokoju matki debiutowałaś jako prozaiczka. Wcześniej znana byłaś jako poetka – wyróżniana i nagradzana (nominacja do Nagrody Literackiej Europy Środkowo-Wschodniej i Nagroda ProCredit Bank dla Europy Wschodniej i Południowo-Wschodniej, Nagroda Fra Grgo Martić). Nic więc dziwnego, że Twoją powieść od razu czytano tym „poetyckim” kluczem. Na poetycki język i sposób narracji zwracali uwagę niemal wszyscy recenzenci przyglądający się książce, kategoryzując ją zwykle jako „prozę poetycką”. Skąd ten prozatorski zwrot w Twoim pisaniu?
Mój problem polegał na tym, że wyobrażałam sobie, że powieść pisze się inaczej niż wiersz. Kiedy zdałam sobie sprawę, że i poezję, i prozę można pisać w dużym stopniu tak samo, z taką samą pasją i emocjami, wtedy po prostu „napisała się” ta książka. Nie oznaczało to oczywiście rezygnacji z wiersza. Tak naprawdę ciągle wpisywałam w te prozatorskie ramy jakieś poetyckie fragmenty. Pisałam też opowiadania, które były dla mnie takimi „wprawkami” przy okazji pracy nad powieścią. Według mnie różnica jest tylko taka, że w przypadku poezji trzeba być bardziej konsekwentnym, wiersz jest jak dla mnie bardziej pracochłonny.
Pierwsza proza i od razu duży sukces. Za Zegary w pokoju matki zostałaś w 2016 roku uhonorowana prestiżową Nagrodą Literacką Unii Europejskiej. Czy to wyróżnienie wiele zmieniło w Twoim literackim życiu?
Założeniem Nagrody Literackiej Unii Europejskiej jest prezentowanie wartości wynikającej z różnorodności europejskiej fikcji literackiej, zwracanie uwagi na wartościowe powieści i zbiory opowiadań, które powstają w różnych europejskich językach. Znalezienie się w gronie nagrodzonych autorów to naprawdę duże wyróżnienie. Z mojej perspektywy to niezwykle „efektywna” nagroda, bardzo skutecznie spełniająca swoje funkcje. Jednoznacznie to widać po reakcji mediów czy opinii publicznej, przynajmniej w moim kraju. To wyróżnienie dla czytelników coś znaczy. Interesują się samą nagrodą i wyróżnioną książką, a w konsekwencji też jej autorką. Z perspektywy twórcy chyba jednak największą wartością jest zyskanie europejskiej publiczności, a to jest naprawdę wartość nie do przecenienia, szczególnie dla autorek i autorów pochodzących z małych krajów i piszących w mniej popularnych językach. A z zyskaniem nowych odbiorców wiążą się możliwość udziału w europejskim życiu literackim, zaproszenia na festiwale, dalsze przekłady. To w dużej mierze dzięki Nagrodzie Literackiej Unii Europejskiej Zegary zostały też przetłumaczone na język angielski, niemiecki, węgierski, no i oczywiście polski. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Zegary to bardzo kobieca powieść. Z jednej strony uniwersalna – operująca mitami czy archetypami, ale też mocno osadzona w konkretnym kontekście historycznym i politycznym, jakim jest wojna w Jugosławii. Urodziłaś się w 1977 roku w Zadarze, jako uchodźczyni wojenna przeniosłaś się do Banja Luki. Twoje dzieciństwo przypada więc na czas wojny. Jak duży wpływ to doświadczenie miało na Twoje pisanie?
Bez wątpienia miało to i nadal ma ogromny wpływ na moje pisanie, nie tylko na prozę, gdzie być może temat ten jest wprowadzony w najbardziej jednoznaczny sposób, ale też na poezję. Wydaje mi się jednak, że ten wpływ – zwłaszcza w przypadku wierszy – jest bardziej paradoksalny, niż można by się spodziewać. Właściwie z początku niewiele pisałem o wojnie, przede wszystkim z obawy o uprzedmiotowienie cudzego cierpienia, skąd już tylko krok do manipulacji cudzym cierpieniem. Przed wojną wielu pisarzy euforycznie pisało „narodowe ekstazy”, nie mając może świadomości, w jakim kierunku i jak daleko dotrzeć może echo ich słów. W konsekwencji mają swój udział w nienawiści, której nie możemy się pozbyć nawet tyle lat po wojnie, również za ich sprawą nienawiść stała się uprawniona i jest częścią zarówno naszych lektur, jak i naszej historii.
Jednak w tomie O czym myślą barbarzyńcy przy śniadaniu (tytuł oryginału: O čemu misle varvari dok doručku) piszesz o tematach, które w dużym stopniu były tematami tabu, szczególnie w 2008 roku, kiedy książka się ukazała: podejmujesz wątek masowych egzekucji, ale też panującej wokół niego zmowy milczenia.
W Bośni i Hercegowinie jest wiele tematów tabu. Właściwie to sama Bośnia stała się swego rodzaju tematem tabu. To przerażające, ale nie powinno dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę wszystko, przez co przeszła i przez co nadal przechodzi. Jeżeli chodzi o literackie radzenie sobie ze zbrodniami historii i otaczającym je milczeniem, to jest to jeden z tematów, które są częścią mojego życia i doświadczenia, z którego staram się wyciągnąć jakąś prawdę o świecie, w którym żyję. Przy czym niechętnie piszę o wojnie „jako takiej” – i to miałam na myśli, gdy odpowiadałam na Twoje wcześniejsze pytanie. Jako autorce znacznie bliższe są mi te zmagania człowieka, które toczą się na poziomie indywidualnym, codziennym. Każdy w Bośni i Hercegowinie dziedziczy bolesną i bardzo długą historię cierpienia, niezależnie od tego, czy chce się nad nią zatrzymać, czy nie. Od nas, od naszej chęci zależy, czy przestaniemy myśleć na poziomie walczących plemion i staniemy się odpowiedzialnymi ludźmi, którzy dojrzale myślą o tym, jak żyć razem.
Zegary w pokoju matki mają być właśnie krokiem w tę stronę? W powieści oddajesz głos kobietom, by uzupełnić to wojenne doświadczenie o tę drugą perspektywę?
Wydaje mi się, że aby pójść dalej, trzeba najpierw zyskać „szerszy obraz”. W przestrzeni publicznej nie było (szczególnie wtedy gdy pracowałam nad książką, a więc już ponad pięć lat temu) miejsca dla historii kobiet i dzieci. Często powtarzam w przypadku rozmów o tej książce, że moją intencją było poszukanie sposobu na udzielenie głosu tym, którzy do tej pory głosu byli pozbawieni. W tym więc kontekście znów mogę powiedzieć, że moje doświadczenie miało wpływ na tę książkę – z jednej strony doświadczenie dziecka dorastającego w czasie wojny, a z drugiej strony doświadczenie bycia kobietą i to kobietą-córką oraz kobietą-matką.
I właśnie na tym poziomie to, co konkretne (z perspektywy historycznej, politycznej), spotyka u Ciebie to, co uniwersalne. Pokazujesz w powieści cały zestaw masek, ról, oczekiwań społecznych związanych z byciem kobietą w patriarchalnym społeczeństwie.
Tak, na pewnym ogólnym planie moją intencją było pokazanie tego, co do tej pory – przynajmniej w powszechnym, społecznym rozumieniu – było ukryte. Pierwszym krokiem było więc przyłożenie ucha do mojego kobiecego głosu. To jednak nie wystarczy, bo jako kobiety mamy ten silny nawyk prezentowania swoich lepszych, ładniejszych, szczęśliwszych czy bardziej spełnionych twarzy. I także na tym poziomie interesowało mnie to, co „ukryte”. I również na tym poziomie musiałam zacząć od siebie. Jestem matką, żoną i córką, więc sporo wiem o rolach, w które kobiety wchodzą z łatwością. Chciałam skonfrontować się z tym, co można znaleźć jedną warstwę głębiej, pod tymi maskami. I zaprosić do tego czytelnika.