Przemysław Suchanecki: Maćku, na wstępie powiedz nam coś o sobie, skąd jesteś, czym się zajmujesz?
Maciej Konarski: Pochodzę z Krotoszyna, miasta w Wielkopolsce. Po szkole średniej przeprowadziłem się do Wrocławia, by rozpocząć studia na kierunku budownictwo na Politechnice Wrocławskiej. Obecnie pracuję w biurze projektowym jako asystent projektanta konstrukcji budowlanych. W międzyczasie zainteresowałem się literaturą, w tym poezją. Chyba potrzebowałem odskoczni.
Znam autorów, mniej więcej moich rówieśników, którzy albo zaczynali od prozy, albo rzucali poezję na dłuższy czas i dopiero niedawno do niej powrócili. Czy dla Ciebie poezja była zawsze główną ścieżką tworzenia? Kiedy uznałeś ją za coś swojego? Jak w ogóle traktujesz pisanie w odniesieniu do własnego życia?
W moim przypadku zainteresowanie poezją pojawiło się przypadkowo, przy okazji fascynacji muzyką. Muzyki słucham bardzo dużo od początku szkoły średniej. W którymś momencie trafiłem na norweski zespół Ulver, który nie dość że miewa przyzwoite teksty, to jeszcze wykorzystał kilka wierszy. W utworze „Gnosis” znajdziemy tłumaczenie fragmentu „Złej krwi” Rimbauda (fraza not knowing hot to express myself without pagan words I prefer to remain silent chodzi za mną do dziś), a w „Christmas” za tekst posłużył wiersz Pessoi. Jest też wspaniały album z muzyką do Zaślubin nieba i piekła Williama Blake’a. Właśnie Blake dostarczył mi pierwszych dobrowolnych lektur poetyckich. Siłą rzeczy pojawiły się również pierwsze własne próby. Kilka lat później uczestniczyłem w warsztatach poetyckich, na których Edward Pasewicz zniszczył moje teksty. To była cenna lekcja, do dziś jestem za to wdzięczny, bo znacząco skorygowała moje postrzeganie poezji.
Zaowocowała również nagrodami w kilku konkursach literackich, co uświadomiło mi, że jestem na właściwym kursie i moje dziwaczne teksty mogą jednak być przez kogoś zauważone. To był kluczowy moment. Zdarzył mi się również pięcioletni rozbrat z pisaniem, spowodowany burzliwymi doświadczeniami pracowniczymi. Dopiero po ustabilizowaniu sytuacji doszedłem do wniosku, że jednak brakuje mi poezji, i postanowiłem odkurzyć kilka książek, po czym napisałem nowe teksty. I oto moment, w którym znajduję się teraz.
A teraz pojadę nieco górnolotnie: co chciałbyś swoim pisaniem zdziałać w świecie?
Znasz ten branżowy żart, który głosi, że piszących wiersze jest więcej niż je czytających? Gdybym chciał coś zdziałać w świecie, wybrałbym z pewnością inną drogę. Poprzez pisanie mogę jedynie spróbować ukazać i podkreślić pewne zjawiska, które wydają mi się problematyczne. A jeśli znajdzie się choć jedna osoba, do której udało mi się trafić, już uznam za sukces.
Czytając Twój zestaw połowowy rzucił mi się w oczy dobrze przemyślany, płynny (nomen omen, tytuł jednego z wierszy brzmi „Płyn nie”) i nietwardogłowy stosunek do lingwizmu. W jakiej tradycji, czy tradycjach poetyckich, w towarzystwie których autorów Maciej Konarski czuje się najbardziej u siebie?
Lingwizm nasunął Ci się pewnie mimochodem, z uwagi na moją słabość do gry słów (która jest ze mną od zawsze). Wagę większą niż do nurtów przykładam do konkretnych autorów, wypatrując raczej unikalnych sposobów operowania środkami poetyckimi, niż wypełniania założeń manifestów. Więc cenię Wirpszę, cenię Sommera (à propos lingwistów). Lubię elegancję Andrzeja Sosnowskiego. Z anglojęzycznych autorów – Ashbery i Larkin. Natomiast z młodszych pokoleń powinienem wymienić Konrada Górę. Dość typowy wybór.
„Plądrofonia”, „Anarchitektura wnętrz”, „Teologia stosowana” – to tylko kilka tytułów Twoich wierszy, które wyraźnie sugerują ich związek z naukowym opisem świata. Jest ponadto w samych wierszach mrowie pojęć, przekrój dziedzin – od biologii przez socjologię po muzykologię. Wiersz doskonale te pojęcia mieści, ale jaki obraz chcesz nimi namalować? Mówiąc krótko i oschle, Maćku: po co Ci to szkiełko i oko?
W przeciwieństwie do zdecydowanej większości środowiska w liceum byłem w klasie matematyczno-fizycznej, potem ukończyłem studia na Politechnice Wrocławskiej. Obecnie pracuję w zawodzie. W dodatku jako dziecko fascynowałem się przyrodą, przeglądałem sporo albumów i na miarę skromnych możliwości próbowałem przyswajać zawarte w nich informacje. A od początku szkoły średniej interesuję się szeroko pojętą muzyką. Zapewne stąd wszystkie te dziwne terminy w moich tekstach. Nigdy nie szukałem ich na siłę. Po prostu sięgnąłem po to, co dla mnie naturalne, przez wspomniane szkiełko i oko uzewnętrzniłem swoje postrzeganie świata. Dlatego wydaje mi się, że pytanie powinno brzmieć nie „jaki obraz chcesz nimi namalować?”, a „jak chcesz nimi namalować obraz?”. Chcę go malować mierząc, ważąc i zamykając w probówkach. Pomimo tego, że w takim podejściu jest sporo ryzyka, akceptuję je.
A czy wiersz naprawdę doskonale mieści tego typu pojęcia? Czasem miewam wątpliwości, łatwo tutaj o przesadę. Nie chciałbym znaleźć w wierszu sformułowań typu „dualizm korpuskularno-falowy”. Z drugiej strony sam szukam poezji, która wyróżnia się na tle reszty choćby dzięki wykorzystaniu oryginalnych, nieszablonowych rekwizytów czy rzadko używanych słów, stąd próbuję takich szukać. Same oczywiście niczego jeszcze nie zapewniają, nie czynią z tekstu wiersza, ale jeśli za ich pomocą uda się coś przekazać, robi się ciekawie.
Doprecyzowując poprzednie pytanie: tematyka Twoich wierszy obraca się zarówno wokół prawa, ekonomii i tego, jak te dziedziny układają ludzkie życie w systemy, jak i samej biologii, która również z systemów i podsystemów się składa. Możesz powiedzieć więcej o tym, co widzisz ciekawego, czy nowego na styku tych dwóch optyk – prawno-ekonomicznej i biologicznej? Czy ten styk faktycznie dla Ciebie istnieje?
Cieszę się, że to zauważyłeś. Owszem, styk ten istnieje. Bardzo istotnymi lekturami były dla mnie książki Giorgio Agambena z cyklu Homo sacer, w których rozważane jest życie w sensie biologicznym i życie w sensie prawnym, ale również zjawisko odbierania mu podmiotowości.
Świadomość człowieka zredukowanego do przedmiotu dla wspomnianych przez Ciebie systemów jest dojmująca. Język prawa, ekonomii, biologii i innych nauk, tak przecież zimny i odhumanizowany, nadaje się idealnie do ukazania problemu, jeśli nałożyć go na to, co najbardziej nas dotyka. Stąd próbuję tym nieludzkim językiem mówić o tym, co ludzkie. Użyć go, by podkreślić zjawisko odpodmiotowienia. Parafrazując tytuł płyty Kultu: posłuchaj, to o tobie.
Co po „Połowie”? Masz już w głowie / na dysku swoją pierwszą książkę?
Zamysł pierwszej książki mam w głowie, chciałbym, by była rozwinięciem arkusza. Natomiast na dysku znajduje się ca 75% materiału. Muszę jeszcze zrealizować kilka pomysłów na teksty, doszlifować kilka innych, przemyśleć kolejność i złożyć w całość.