Kodeks Pomylonych
nagrania / transPort Literacki Bronka Nowicka ResinaCzytanie z książki Kodeks Pomylonych z udziałem Bronki Nowickiej w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejRozmowa Johna P. Apruzzesego z Bronką Nowicką i Katarzyną Szuster, zamieszczona w nowojorskim „LIT Magazine”, poprzedzająca wydanie Nakarmić kamień w USA oraz publikację nowej książki Bronki Nowickiej w Biurze Literackim.
John P. Apruzzese: Na początek poproszę, żebyś opisała otoczenie i miejsce tego wywiadu. Gdzie jesteś, kiedy odpowiadasz na te pytania?
Bronka Nowicka: To trudne i piękne pytanie, John, bo w gruncie rzeczy dotyczy pewnej tajemnicy. Jestem teraz w moim ciele. W tym ruchomym obserwatorium, które, ubrane w stary sweter, usiadło z kubkiem kawy w pracowni. Ciało się rozgląda: po lewej stronie są półki z książkami, po prawej kanapa, gdzie wyleguje się pies. Na ścianie wisi zdjęcie XIV Dalajlamy i fotografia zrobiona z okna samolotu: chmury wyglądają jak zmierzające gdzieś stado. Na biurku stoją kwiaty: żonkile i hiacynty. Obok nich leży kilka kamieni – mają pewnie miliardy lat. Kiedy moje ciało przesuwa kamienie po blacie, ja jestem nad wodą i dopiero podnoszę je z piachu. Akt wspominania rozwarstwia mnie i pomnaża. Nie posiadam już jednego miejsca pobytu. Odpowiadając na Twoje pytania, zmienię je jeszcze wiele razy, nie wstając z krzesła. Będę w ruchu, wracając do przeszłości i wybiegając w przyszłość. Tajemnica pamięci fascynuje mnie, podobnie jak możliwość imaginowania tego, co może nastąpić. Za to obraz za moim oknem jest prawie nieruchomy. Rzeczy tkwią w miejscu, z wyjątkiem gałęzi, ptaków i żółtego światła. Drzewa mają pąki, gołębie łagodnie lądują na dachach, jest słonecznie. Gdyby pejzaż posiadał psychikę i taką jej strukturę jak ludzka, powiedziałabym jednak, że jego spokój jest pozorny. W nieświadomość tego obrazu przesącza się coś apokaliptycznego, jakby świat nabierał przeczucia własnego schyłku. To doznanie jest zapewne projekcją moich lęków na krajobraz. Albo wyrazem melancholii, której symbolami są i żółć, i słońce, tylko czarne.
Zyskałaś nagrody w dwóch różnych dziedzinach. Doskonale odnajdujesz się w wielu dyscyplinach. Opowiedz nam o swoich drogach artystki: reżyserki i pisarki. Jakie widzisz połączenia między tymi drogami?
Ukończyłam studia reżyserskie w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Wykształcenie uzupełniłam w czasie studiów podyplomowych w interdyscyplinarnej pracowni na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie przez trzy kolejne lata byłam słuchaczem studiów doktoranckich. Doktorat obroniłam na Wydziale Grafiki i Sztuki Mediów Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Zawsze wysoko zawieszałam poprzeczkę, nad którą miałam przeskoczyć. Jako człowiek ugodzony narcystycznie ścigałam się sama ze sobą, by we własnym mniemaniu zasłużyć na szacunek, uznanie i miłość. Ten wyścig odciągał mnie od tworzenia. Zdobywałam porządne artystyczne narzędzia, ale nie miałam czasu, by ich używać, zajęta sięganiem po kolejne. Tym sposobem, popędzana ambicją i wątpliwościami, że to, co wyrażę, nie okaże się wystarczająco dobre, byłam bardziej zdobywcą niż twórcą. Wypowiadałam się rzadko, chociaż fascynujące mnie zagadnienia wyklarowały się wcześnie: trudne doświadczenia egzystencjalne, śmierć, melancholia, terytorium pamięci, relacje między człowiekiem a należącymi do niego przedmiotami, język i jego związki z pamięcią, relacje pamięci z obrazem. Pewnego dnia, pod wpływem bolesnych doświadczeń, zrozumiałam, że tworzenie nie jest decyzją poprzedzoną negocjacjami z samym sobą, ale koniecznością, otworzyłam się na wyrażanie tego, co czułam. Wtedy okazało się, że chociaż umiem używać zestawów narzędzi przynależnych jednej dziedzinie, chętniej mieszam je z zawartością innych „skrzynek”: pisząc – obrazuję słowem, tworzę ciągi scen, montuję opowiadanie lub tomik. Pracując nad wideo – piszę, wprowadzam w obraz język pod postacią dźwięku lub znaku graficznego. Chętnie też poszukuję środków wyrazu na polach pozornie obcych sztuce: używam tomografu komputerowego jako narzędzia filmowego i graficznego, tworząc prace o transgraficznej naturze.
Niezwykle inspirujące są dla mnie relacje między obrazami a słowami. Słowa i obrazy łączy historia utraty, jednej z pierwszych, które zmieniają wewnętrzny pejzaż człowieka. W początkach swoich istnień ludzie nie mówią, ale nie są niemi – gaworzą. Gaworzenie nie jest zamieszkiwaniem przedmieść jednego języka. Spaja dźwięki typowe dla wszystkich. Foniczne zdolności niemowląt nie mają granic. Kilkumiesięczne dziecko, niezależnie od miejsca, w którym przychodzi na świat, wydaje z siebie ciągi głosek występujących w każdym języku i narzeczu. To, co dorosłemu jawi się jako karkołomna akrobacja aparatu mowy, dla dziecka stanowi wymowną igraszkę potwierdzającą jego udział w artykulacyjnym uniwersum. Niemowlę, nie używając żadnego z języków, przebywa w raju możliwości władania wszystkimi językami, lecz z chwilą, gdy wykona gest sięgnięcia po któryś z nich, zostaje wypędzone. Wszystko, co składało się na gaworzenie, zostaje odebrane dziecku tuż za rajską bramą, a ono, wchodząc na teren wygnania – który jest obszarem rodzimego języka – traci artykulacyjną wszechmoc i na jakiś czas milknie. Później z mozołem pracuje nad pierwszym słowem, bo każdy ze znanych wcześniej dźwięków stał się obcy. Kończy się foniczny szamanizm, przedjęzykowe cudotwórstwo, zaczyna mozół wtłaczania sensów w słyszalne formy. Za tą utratą idzie druga, równie znacząca. Zamieszkując w języku, dziecko traci dostęp do wszystkich uwewnętrznionych obrazów, które zgromadziło w okresie poprzedzającym tę zmianę. Mowa, stając się narzędziem komunikacji, zaczyna pełnić również funkcję architekta pamięci i zamurowuje drzwi prowadzące do tego, co zostało w niej skolekcjonowane w początkach życia. Pierwsze dostępne wspomnienia są statycznymi obrazami. Pochodzą z okresu początków mowy, ery ograniczonego zasobu słów. Gdy ich zbiór się rozrasta, a dziecko korzysta z niego wprawniej, impresje zaczynają nabierać charakteru scen i epizodów: płyną, tworzą ciągi zdarzeń. Zmiany te nastają wówczas, gdy dziecko umie już przyglądać się przeszłości za pomocą języka: relacjonuje minione. Umiejętność patrzenia słowami zmienia naturę wspomnień. Człowiek nie ma dostępu do tych, które odłożył najwcześniej, ponieważ nie zostały one utrwalone w języku. Język odcina ludziom dostęp do początków ich własnych historii zapisanych w obrazach. Być możne jest to praprzyczyną mitu o antagonizmie między nimi a słowami, choć w istocie łączy je silna, bo oparta na akcie współkreacji więź. Język, mimo że wydaje się tworzywem myślenia, sam nie stanowi wystarczającej dla niego materii, wspiera myślenie obrazowe. Obrazy w pamięci nie zaznałyby ruchu, gdyby nie popędzał ich język. Słowo i obraz – od chwili, gdy połączyła je historia utraty – wpierają się jak ci, którzy stracili przodków, ale zyskali oparcie w następcach.
Łączenie słów i obrazów jest dla mnie organiczne, być może dlatego, że jest ono wpisane w naturalną czynność umysłu, którą jest tworzenie znaczeń, akt rozkodowania języka. Naukowcy, tacy jak Benjamin K. Bergen, w fascynujący sposób opisali ten związek między językiem a obrazem. Nazwali go ucieleśnioną symulacją. Gdy wymówię lub napiszę zdanie: „biały niedźwiedź czołga się po śniegu”, w jaki sposób odkodujesz znaczenie dźwięków lub znaków graficznych, John? Jak zrozumiesz, o czym mówię lub piszę? W Twoim mózgu uaktywni się przede wszystkim ośrodek odpowiedzialny za widzenie – wyobrazisz sobie scenę z niedźwiedziem czołgającym się po śniegu. Do pracy zmobilizują się też: Twój ośrodek odpowiedzialny za słyszenie – śnieg zaskrzypi, za zapach – poczujesz ozonową, mroźną woń lodu, uaktywni się ośrodek odpowiadający za odczuwanie dotyku – niemal własną skórą poczujesz tarcie o białą powierzchnię. Tak działa ucieleśniona symulacja. Język to system zakodowanych obrazów (odgłosów, ruchów, zapachów, wrażeń dotykowych, smakowych), które tworzą synestetyczne, najnowocześniejsze, a zarazem najstarsze kino, to w ludzkim umyśle.
W Twoich pracach, zarówno opowiadaniach, jak i filmach, nieożywione przedmioty nabierają życia i stają się częścią świata i bytu w głęboko fenomenologicznym i holistycznym sensie. Jak doszłaś do tej perspektywy?
Moje zainteresowania koncentrują się na relacjach łączących ludzi i rzeczy. Za przedmiotami stoją osoby, historie, pamięć. W reżyserowanych przeze mnie studenckich etiudach rzecz nie była rekwizytem aktora, ale równorzędnym bohaterem. Podlegała personifikacji, symbolizowała lub uobecniała zmarłych, przywoływała wspomnienia. Po ukończeniu studiów rozpoczęłam pracę w teatrze. We wszystkich wyreżyserowanych przeze mnie spektaklach pojawiały się wątki związane z przedmiotem: konsumpcyjnym uzależnieniem od niego, wchodzeniem z nim w relacje, które były substytutami relacji międzyludzkich. W późniejszym okresie, gdy moja praca zaczęła się koncentrować na fotografii i wideo, powstawały cykle, w których używałam rzeczy do portretowania ich właścicieli, jak i do tworzenia autoportretów. Traktowałam również przedmioty jako swoiste czasomierze, odmierzałam czas artefaktami – gromadząc je lub śledząc proces ich ubywania, destrukcji, metamorfoz materii. Zaczęłam też wykorzystywać przedmioty jako medium dokumentujące zdarzenia, w tym spotkania z innymi ludźmi. Zasuszone, zużyte torebki herbaty, na które nanosiłam notatki dotyczące dat, pór dnia i zdarzeń sąsiadujących z czynnością picia herbaty, stanowiły swoisty pamiętnik. Zużyte torebki herbaciane, wypreparowane z fusów i wypełnione zdjęciami ludzi, z którymi piłam herbatę, stawały się estetyzującymi dokumentami spotkań. Co mnie dotyka, boli, interesuje w rzeczy i jej relacji z człowiekiem? Mogę założyć, że każda rzecz ma w sobie – ze względu na obecność w świecie człowieka – pewien wymiar ludzki. Oznacza to, że świat przedmiotów stanowi theatrum, w którym odbija się świat tego, co człowiecze. Interesuje mnie ludzkie – tym chcę się zajmować w mojej twórczości. Jednak na pierwszoplanowego bohatera moich prac wybieram rzecz. Dlaczego? Ponieważ poczucie tragizmu wywoływane przez obrazy rzeczy uważam za równie, jeśli nie bardziej dojmujące niż to, które manifestuje się bezpośrednio przez ludzki los i śmiertelne ciało. Tragizm rzeczy zdaje się polegać na tym, że przedłuża ona czyjeś lub czegoś życie zaledwie o kilka kroków. Rzecz, która przeżywając swojego właściciela, staje się jego reprezentantem, jak i rzecz, która w inny sposób utrwala minione, w końcu umiera. Zanim jednak materia zniszczy się i rozpadnie: pamięta, symbolizuje, uobecnia. Mówiąc o duchowym poprzez materialne, o żywym przez martwe, traktując rzecz jako bohatera częściej widocznego w materii dzieła niż człowiek – równorzędny bohater, mogę opowiadać o nim bez patosu wynikającego z bezpośredniości przedstawień.
Twoje opowieści, takie jak Nakarmić kamień, Pustka i Terra Memoria, zawierają elementy mitów, bajek i alegorii. Mimo to wydają się stworzone dla naszych czasów, niosąc głębokie poczucie braku oraz utraty pamięci i języka jako nośników sensów. Czy możesz wyjaśnić swoje kreatywne podejście do opowiadania historii?
Jako człowiek jestem głodna mitu. Zawsze pracował we mnie zmysł braku. Poczucie pustki, straty, niedosytu było bardzo silne. Początkowo myślałam, że ten brak da się zaspokoić syceniem ambicji, miłości własnej, żołądka, oczu. Liczyłam na to, że mój głód zaspokoi romantyczna relacja, nieustanna praca, wiedza. Myliłam się. Dla naszych przodków mit stanowił nie tylko formę opisu świata, jego interpretację czy mapę ścieżek bohaterów – autentycznych lub wymyślonych. Mit był żywy i służył odżywianiu psychiki. Zakotwiczony w nieświadomości zbiorowej, umożliwiał odnajdywanie kontaktu z duszą i Jaźnią. Pomagał dostrzegać powiązania między ludźmi, istotami, bytami, zjawiskami. Łączył strefę ciemności, Cienia, z obszarem świadomym. Kreślił linie miedzy żywymi i zmarłymi. Oswajał tabu. Przybliżał tajemnice. Przestrzegał przed zagrożeniami. Stwarzał symbole. Stanowił wzorzec postępowania. Dawał nadzieję. Sublimował. Jestem głodna mitu jako odżywczej, inspirującej substancji wspomagającej i transformującej ducha. Do mitu jako pewnej formuły literackiej ciągnie mnie nie tylko głód, ale również ta cecha mitu, którą mogłabym nazwać uniwersalizmem. Pociągają mnie narracje o takim charakterze. Nie przepadam za sztuką doraźną, literaturą „na dziś”, zapatrzoną jedynie w bieżące, obecne, za swój główny cel obierającą aktualność, sprawozdawczość, zaangażowanie, odkrycie nowej dykcji, środowiskową rywalizację o tematyczną i stylistyczną wynalazczość. Literatura piękna interesuje mnie jedynie jako osobista, a zarazem jak najbardziej uniwersalna, zmetaforyzowana, nasycona symbolami interpretacja świata i relacja z jego elementami, a nie ich realistyczna fotografia. Dlatego zwracam się w stronę mitu, baśni, przypowieści, alegorii, poetyckiego języka, gęstej metaforyki. Jednak czyniąc to, staram się mówić o tym świecie i jego niedoborach, które odczuwam jako własne. Mając 45 lat, będąc tuż po kryzysie wieku średniego, najbardziej potrzebuję kontaktu z ożywczym źródłem. Zapewne prowadzi do niego wiele dróg, ale moja wiedzie poprzez próby stwarzania pewnego rodzaju mitów, które mogłyby poruszać, pobudzać empatię i dawać nadzieję.
Co sądzisz o tłumaczeniach swojej pracy? Czy istnieją słowa i pojęcia, których Twoim zdaniem nie da się przenieść z jednego języka / jednej kultury na inne bez utraty czegoś istotnego? Jak zaangażowałaś się w proces tłumaczenia z Kasią Szuster?
To wspaniałe, że myśli mogą przekraczać granice języka, w którym zostały wyrażone. W zależności od tego, jak odległa jest kultura, do której udaje się przetłumaczony tekst, może to być wycieczka, długa podróż albo ryzykowna wyprawa w nieznane. Każda z tych perspektyw ekscytuje, ponieważ w czasie swoich eskapad tekst spotyka Czytelnika. Poznają się, wzajemnie badają, prowadzą rozmowę lub milczą; są zafascynowani sobą lub rozstają się po wymianie kilku zdań. Kontakt Czytelnika z tekstem jest spotkaniem dwóch osób i posiada wszystkie jego cechy. Jestem wdzięczna za to, że mogę dzielić się z Czytelnikami moim sposobem odczuwania zjawisk.
Sądzę, że przetłumaczalne jest wszystko, co dotyczy uniwersalnego doświadczenia. Każdy człowiek na świecie wie, czym są miłość, smutek, samotność, śmierć, zmysłowa przyjemność czy radość, choć w każdej kulturze będą one definiowane, przeżywane, wpisane w obrzędy i poddawane obrazowaniu w mniej lub bardziej odmienny sposób. Sądzę, że na translatorskie trudności natrafia się wówczas, gdy trzeba przełożyć opis czegoś „endemicznego”. Wyobrażam sobie na przykład, że gdzieś żyje plemię, które odczuwa emocję zupełnie nieodczuwaną w naszej kulturze albo odczuwaną, ale na tyle niuansową, że nienazwaną. Może gdzieś istnieje kolor, którego nie ma w znanej mi palecie i ma on swoją nazwę. Jak ją przetłumaczyć, gdy w danym języku brak słowa określającego tę barwę, ponieważ nie ma jej w danym świecie?
Moje teksty przełożono na język niemiecki, chorwacki, kataloński, hiszpański, litewski, łotewski, rosyjski, ukraiński, estoński, słoweński, francuski, czeski, brytyjski, amerykański. Tomik mojej prozy poetyckiej został przetłumaczony w całości na język estoński, ukraiński, słoweński, czeski, francuski. Miałam wielką przyjemność osobiście spotkać się z każdym z tłumaczy. Nasze rozmowy dotyczyły nie tylko książki – jej idei, świata przedstawionego, bohaterki, akcji czy wreszcie języka – ale również fascynacji literackich, malarskich, doświadczeń dydaktycznych, podróży, upodobań kulinarnych, frustracji i pasji. To było inspirujące. W trakcie procesu translatorskiego Hendrik Lindepuu, znakomity tłumacz na język estoński, zapytał mnie, co to jest „mysi ogon z kokardą”. W Estonii nie mówi się tak o cienkim, kobiecym warkoczu. W jednym z moich tekstów występuje spersonifikowana niedziela. Jest chorą umysłowo kobietą, nosi kapelusz, broszkę, a włosy zaplata właśnie w mysi ogon. W języku francuskim niedziela jest rodzaju męskiego. Ten niedziel. Z Cécile Bocianowski, tłumaczką na francuski, długo rozmawiałyśmy, co zrobić z tą zwielokrotnioną transgresją. Rozmowy z tłumaczami są fascynujące, bo to specjaliści od transferu rzeczy i zjawisk do innego świata, piloci najdziwniejszych ekspedycji, czuli przemytnicy znaczeń.
Publikacje w Stanach Zjednoczonych zawdzięczam Kasi Szuster. Trzy lata temu Kasia napisała do mnie i przesłała kilka przetłumaczonych fragmentów mojej prozy poetyckiej. Przeczytałam tłumaczenia na głos. Ujęło mnie to, że w angielskich tekstach odnalazłam ten sam rytm, który występował w oryginalnych. Marek Bieńczyk mówi o frazie jako o oddechu; oddechowej wydolności autora, narratora. Ja w tłumaczeniach Kasi odnajduję mój oddech i oddechy moich bohaterek. Jest w tym jakaś organiczna prawda, prawda płuc: ile myśli i obrazów może pomieścić jeden wydech. Uważam, że Kasia ma doskonały słuch i poczucie rytmu, które jest wyczuciem czasu. Te zdolności wykorzystuje do odmierzenia ludzkiego oddechu w innym języku.
Cenię to, że Kasia ma nieustanny kontakt z żywym amerykańskim. Jej mąż, Mark Tardi, ceniony poeta, artysta interdyscyplinarny i dydaktyk, urodził się w USA. Oboje stanowią parę czuwającą nad wydaniem w Stanach tomu mojej prozy poetyckiej. Są utalentowani, rzetelni, konkretni, przyjaźni. Ufam im obojgu, a Kasi będę powierzać kolejne opowiadania i książki. I jeszcze coś, co nie jest dla mnie bez znaczenia: kiedy spotkałam Kasię po raz pierwszy, gdy zjadłyśmy razem śniadanie, wypiłyśmy kawę i porozmawiałyśmy, poczułam: to dobry człowiek, będący w porozumieniu z samym sobą, harmonijny. Warto Jej zaufać. Intuicja mnie nie zawiodła.
W 2015 roku Nakarmić kamień zdobyło prestiżową Nagrodę Literacką Nike. Powiedz nam, jak wpadłaś na pomysł napisania Nakarmić kamień? Dlaczego zdecydowałaś się na użycie prozy poetyckiej?
Nakarmić kamień to narracja, która mnie nawiedziła. Używam tego słowa z pełną świadomością jego znaczenia. Musiałam napisać tę książkę. To była konieczność i długi, bolesny proces, bez którego nie mogłabym pójść dalej jako człowiek. Tom tworzą 44 poematy prozą. Tytuł każdego jest nazwą jakiejś rzeczy. Jej obraz pociąga za sobą opowiadaną mikrohistorię. Ta jednak dotyka ludzkiego, nie materialnego. Najważniejszym przedmiotem w opowieści jest kamień. Bohaterka książki, kilkuletnia dziewczynka, usiłuje go nakarmić i w tym celu szuka odpowiedniego rodzaju pokarmu. Dziecko wierzy, że może nakarmić kamień własnymi zmysłami: widzeniem, słyszeniem, dotykaniem, smakowaniem. Dlatego wkłada kamień do ust – głowa zdaje się stanowić centrum narządów zmysłów. Dziecko mówi do kamienia, myśli w kamień, patrzy dla kamienia. Chce go ożywić i zachować dla siebie. Relacja dziecko–kamień stanowi oś książki. Istnieją w niej także wątki związane ze skomplikowanym życiem rodzinnym, emocjonalną i fizyczną przemocą, starzeniem się, śmiercią, chorobą, szaleństwem, smutkiem. To ciężka książka. Ale ma też swoją jasną stronę. Jest nią wiara dziecka w możliwość nakarmienia kamienia. Zależało mi na stworzeniu metaforycznej figury relacji niemożliwej, ale nie do końca tragicznej, ponieważ to, co nieosiągalne, dramatyczne i przykre w relacji dziecko–kamień, sublimuje się w otwarcie wszystkich zmysłów na świat, w nieustannie pracującą wrażliwość. Wszystko, co dziewczynka czuje, widzi, wszystko, czego dotyka, co smakuje, ma odżywiać kamień. Chronić go przed śmiercią. W rzeczywistości chroni też przed emocjonalną śmiercią samo dziecko, które nie znajduje potrzebnych mu emocji w świecie ożywionym, nie otrzymuje miłości od dorosłych.
Historia dziecka i kamienia chciała ucieleśnić się w innej materii niż te, którymi posługiwałam się wcześniej. Nie życzyła sobie, żebym ją filmowała, fotografowała, inscenizowała czy prześwietlała. Chciała zobrazować się w poetyckim języku. Doboru formy do treści nie dyktuje potwierdzona dyplomem lub zawodową praktyką przynależność twórcy do określonej dyscypliny. Wierzę w „co”, które poprzedza „jak”: gdy treść jest gotowa do wypowiedzenia, sama znajduje formę. Robi to niejako poza twórcą, którego używa jako narzędzia. Wybory dokonywane przez „co” są niewymuszone, pozbawione spekulacji, dlatego przyjmuję je jako coś naturalnego – bez zaskoczenia. W łódzkiej szkole filmowej profesorowie nauczyli mnie, że nie powinno się robić żadnych spekulacji na temat formy, zanim nie rozezna się wszystkiego, co dotyczy treści. Tę świętą dla mnie zasadę zamykali w prostym zdaniu: „Najpierw CO, później JAK”. Dobroczynność tej zasady polega na tym, że jeśli się jej przestrzega, forma objawia się sama, jakby w nagrodę za troskę o treść. Autentyczne i wypielęgnowane „co” w naturalny sposób obrasta formą. Zanim zaczęłam pisać „kamień”, długo mu się przyglądałam. Badałam, czym jest, gdzie zalega; jaki ból, niedomaganie czy brak wyhodowały go we mnie. Kiedy dojrzałam do zrobienia próby tekstu, forma objawiła się sama. Formę tę zawdzięczam również mojej tendencji do maksymalnej syntezy oraz pewnej niechęci do konstruowania długich, linearnych opowieści. To kwestia wrażliwości, tendencji percepcji i upodobań dramaturgicznych. Lubię opowieści budowane z kawałków, strzępów, mikrohistorii, krótkich odsłon, które składają się na przedstawienie, niezależnie od tego, czy jest ono budowane w materii języka, czy obrazu.
Cieszymy się, że Twoje opowiadanie „Regnum” wkrótce pojawi się w „LIT”. Spotykamy w nim cztery kobiety – szaloną Marię, Urszulę, pomyloną Ninę i nawiedzoną Agnieszkę – wszystkie znajdują się w trudnej sytuacji, ponieważ są kobietami. A jednak, jako kobiety, wydają się posiadać tajne moce i wpływ na przedmioty i przyrodę. Co natchnęło Cię do napisania tej historii?
Ja również cieszę się myślą o tej publikacji i serdecznie dziękuję, John, że może ona mieć miejsce na łamach znakomitego, posiadającego długie tradycje „LIT”.
„Regnum” przedstawia losy kobiet odmiennych, takich, o których niektórzy ludzie mówią: „wariatka”, „szalona”, „stuknięta”, „inna”, „dziwna”. Bohaterki opowiadania są ponadprzeciętnie wrażliwe. Ta cecha często prowokuje ludzi z dysfunkcjami empatii do różnego rodzaju nadużyć. Stąd kobiety w „Regnum” doznają cierpienia, są wykorzystywane, stykają się z bierną oraz czynną agresją, doświadczają wykluczenia i są wyszydzane, również przez najbliższych. Jednak każda z tych kobiet, dzięki unikatowo pracującym, wyostrzonym zmysłom, doznaje niezwykłego kontaktu ze swoim obszarem wewnętrznym, nieświadomością indywidualną i zbiorową, z przestrzenią kreacji, symboli, światem zwierzęcym oraz z innymi elementami przyrody. To dar. Jednak taki, za który trzeba „zapłacić” trudnym do udźwignięcia nadodczuwaniem, hipersensytywnością. Stworzyłam tę narrację z kilku względów. Pierwszy: cechuje mnie naturalna słabość do odmieńców i wrażliwców. Przyglądam się im z uwagą i szacunkiem. Wypatruję znaków, które ślą. Drugi powód jest taki, że mam dług wobec kobiecości. Swojej własnej i jako takiej. Przez trzydzieści kilka lat mojego życia kontaktowałam się ze światem i ludźmi poprzez męską stronę mojej osobowości. Kierowałam się głównie logiką, nie dowierzałam intuicji, byłam niezwykle zadaniowa oraz bardzo wymagająca wobec siebie i innych. Zrezygnowałam też z macierzyństwa. Przełom, którego doświadczyłam około czterdziestego roku życia, pozwolił mi na zwrot ku własnej kobiecości. Nie obyło się to bez wewnętrznej walki. Męska część mojej osobowości była przekonana, że coś traci: chłodny ogląd spraw, nienaganną dyscyplinę, prawo do tego, by mieć jedyną rację. Gdy pozwoliłam, by mój kobiecy pierwiastek zaczął we mnie pracować, zyskałam więcej empatii, stałam się bardziej wyrozumiała dla innych i siebie. Zaczęłam też mieć lepszy kontakt z podświadomym, na przykład ze sferą snów. Doceniłam kobiety. Ich umiejętności związane z wyczuwaniem emocji, prowadzeniem dialogu, szukaniem pokojowych rozwiązań konfliktów, gotowością niesienia pomocy, multipotencjalnością – „jedną ręką mieszam zupę, drugą maluję obraz”. Byłam winna „Regnum” sobie i innym kobietom. Ono nie mówi jednak tylko o pierwiastku kobiecym. W korzeniach opowiadania leży chęć zbliżenia się do ożywczego źródła – duchowej, choć niezwiązanej z żadną religią strefy, którą nazywam w tym opowiadaniu królestwem („regnum” w języku łacińskim oznacza „królestwo”).
Czytałam niedawno książkę psychoterapeutki jungowskiej Marion Woodman. Pozycja nosi tytuł Świadoma kobiecość. Woodman pisze w niej o kobiecej naturze, cielesności, mocy; w atrakcyjny sposób wyjaśnia, czym jest i jak działa anima, czyli kobiecy pierwiastek w mężczyźnie. Mnie jednak w tej książce najbardziej podobało się to, że psychoanalityczka, przez lata pracująca w duchu psychologii głębi, mówi o kobiecej postawie – opiekuńczej, macierzyńskiej, odpowiedzialnej, chroniącej – jako jedynym sposobie ocalenia świata, na przykład przez ekologiczną katastrofą. To do mnie dociera. Nie tylko dlatego, że jestem kobietą, także z tego względu, że obchodzi mnie los Ziemi.
Przejdźmy do Twoich prac filmowych, takich jak Postmortale. Ojciec i Postmortale. Matka czy Ikona Regnum, gdzie postanowiłaś odejść od konwencjonalnej opowieści na rzecz bardziej poetyckiej, symbolicznej, czasem wręcz klinicznej narracji, w której ludzie wydają się odgrywać drugorzędną rolę, stając się swego rodzaju obiektami archeologicznymi…
Ponieważ Twoje pytanie dotyczy głównie prac tomo-wideo, czyli filmów, do których materiał pozyskałam za pomocą tomografu komputerowego, opowiem, dlaczego sięgnęłam po to medium i dlaczego pociągają mnie kliniczne (podoba mi się Twoje określenie) narracje.
Pracując nad doktoratem, kolekcjonowałam historie relacji zachodzących między ludźmi a ich rzeczami: sentymentalnymi, uobecniającymi zmarłych, zapamiętanymi – nieistniejącymi jako materia, a jedynie jako jej obraz we wspomnieniu; jeszcze istniejącymi, ale skazanymi przez właścicieli na unicestwienie. W prowadzonych „badaniach”, na kanwie których powstawały wideo, szczególną uwagę poświęcałam ostatniej kategorii przedmiotów. Starałam się zobrazować ich drogę od materii do wspomnienia. W tym celu używałam tomografu komputerowego, promieni X. Dzięki CT pozyskiwałam graficzne obrazy materii, która niebawem miała ulec zniszczeniu. Prześwietlałam stare walizki, rzeczy pozostawione przez zmarłych, zawartość pudeł leżących w piwnicach czy na strychach. Rzeczy te wypożyczałam od ich właścicieli. Dzięki CT można pozyskać nie tylko statyczny, ale też ruchomy obraz. Operacje możliwe do wykonania w obrębie CT-skanu przypominały mi filmowe zabiegi inscenizacyjne: najazd kamery na obiekt, użycie zoomu, panoramowanie. Ruchome obrazy dobrze oddają procesy przekształceń następujących w czasie, gdyż zawierają pochwycony czas. Stanowi on ich komponent. Obrazy w ruchu są adekwatne do wyrażania pamiętanego – film jest jedną z aktualnych metafor pamięci. To przekonało mnie, że obraz tomograficzny nadaje się do narracji o czymś, co podlega zmianie, przechodzi od materii do wspomnienia. Z macierzystego skanu mogłam pozyskać rekonstrukcje 3D każdego prześwietlonego obiektu. Obrazy te zaświadczały nie tylko o wyglądach rzeczy, ale również o prawdziwości ich egzystencji potwierdzonej badaniem urządzeniem medycznym. Były swoistymi dokumentem tożsamości rzeczy. Mogę więc powiedzieć, że moje kliniczne narracje to krótkie filmy dokumentalne. Promienie X przenikają przez materie. Ich możliwości penetracyjne sprawiają, że każdy obraz pozyskany w CT może być rozwarstwiany. Również dzięki zdejmowaniu warstw tomo-obrazu budowałam skojarzenia związane z pamięcią: degradacją wspomnień, procesem zapominania. CT posiada szereg funkcji stosowanych do diagnozowania określonych partii ludzkiego ciała. Używając tych funkcji do kształtowania obrazów materii nieorganicznej uzyskiwałam różnorodne poetyki: od budzących skojarzenia z hiperrealistycznymi rysunkami, po efemeryczne, kojarzące się z ulotnym, więc również wspominanym. W ten sposób znalazłam środek adekwatny do snucia narracji o przechodzeniu od materialnego do wspominanego.
Tomo-wideo, które wspominasz ‒ Postmortale. Ojciec i Postmortale. Matka ‒ zostały oparte na skanach przedmiotów pozostawionych przez zmarłych. Tekst towarzyszący obrazowi odnosi się do przedmiotów, ale jest tak pomyślany, że może również w metaforyczny sposób opisywać ludzi, ich cechy, skłonności, słabości: matka – klatka dla ptaków, ojciec – kolekcja lalek, matka – manekin krawiecki, ojciec – milczące radio, ojciec – zamknięte pudełko… Chcę dodać, że nie odbierałam tomografu komputerowego potrzebującym go pacjentom. Korzystałam z urządzenia testowego, przeznaczonego głównie dla studentów katedry radiologii jednego z uniwersytetów medycznych.
Gdzie dziś widzisz swoje miejsce w świecie europejskiej literatury i sztuki? Jak postrzegasz swoją pracę w kwestii poruszania problemów w Polsce, Europie i na świecie?
2 marca w Anglii ukazała się antologia zatytułowana Europa28. Książkę tę tworzą naukowe i artystyczne wypowiedzi Europejek. Kobiety kreślą wizję przyszłości kontynentu. Zaproszenie do udziału w tym projekcie było dla mnie zaszczytem. W antologii znalazło się moje opowiadanie zatytułowane „Pustka”. W konspekcie, który byłam zobowiązana przesłać wydawcom przed przystąpieniem do pracy, napisałam: „Pragnę napisać opowiadanie o charakterze przypowieści, gdzie konstrukcja postaci i fabuły jest uproszczona na rzecz symboliki i moralnego przesłania. Jako humanistka i artystka uważam, że podstawą budowania europejskich struktur i relacji społecznych powinny być: empatia, komunikacja, kooperacja, kreatywność, a także pełen szacunku stosunek do pamięci o przodkach i troska o tych, którzy nadejdą po nas. Do tych wartości będzie odnosiło się moje opowiadanie”. Stworzyłam narrację o lekcjach: mowy, patrzenia, tęsknoty, pamiętania, wybaczania, śnienia, radości twórczej. Lekcji tych udzielają ludziom Majstrowie – tajemnicze istoty. Warsztat odbywa się w warunkach Pustki, gdy zniknęło już wszystko: pejzaże, przedmioty, wzorce relacji, a nawet język.
Nie godzę się na brak empatii, brak poszanowania odmienności, mniejszości. Nie zgadzam się na brak szacunku dla zwierząt, Ziemi, proekologicznych działań. Przerażają mnie ksenofobia, krótkowzroczność, taki ogląd świata, jakby miał on zaledwie kilka metrów kwadratowych wyznaczających obszar czyjegoś ideologicznego okopu. Co mogę zrobić, by wyrazić moją niezgodę? Pisać. I przekazywać wsparcie ludziom o otwartych umysłach.
Czy możesz powiedzieć, jaka literatura, polska i światowa, wpłynęła na Ciebie i Twoją sztukę?
Uważam, że czytanie jest jedną z najbardziej zmysłowych przyjemności – jestem od niej uzależniona. I nie chcę wyleczyć się z tego nałogu. Kiedy byłam nastolatką, mój kontakt z książkami przypominał stan zakochania. Dostojewski powodował, że autentycznie gorączkowałam. Kafka pociągał mnie i jednocześnie budził lęk. Od Hessego, Manna, Cortázara, Márqueza byłam uzależniona. Camus mnie hipnotyzował. Później pochłonął mnie Joyce. Zafascynował Beckett. Pesssoa oczarował. Márai wzruszył. Michaux rozbawił. Lima uwiódł w przeciągu kilku minut. Cioran pociągał intelektualnie. To był trwający wiele lat amok. Później przyszedł czas na Witkacego, Schulza, Gombrowicza. Dziś z ogromną przyjemnością sięgam po powieści i kolaże Herty Müller czy sztuki teatralne Elfriede Jelinek, ale najbardziej ciągnie mnie ku literackim pograniczom, bo tam rodzą się interesujące hybrydy gatunkowe i inspirujące myśli. Jeden z moich ulubionych autorów, Piero Camporesi, nieżyjący już filolog i antropolog kultury, lokował się między literaturoznawstwem a historią, socjologią a teologią, psychologią a dietetyką, i w tych nietypowych pozycjach płodził dzieła o światowej sławie. Podniety przy lekturze Camporesiego dostarcza zderzenie dokumentalnego z poetyckim, faktograficznego z nieokiełznaną metaforyką. Camporesi przygląda się dawnym ciałom, studiuje fundowane im pokarmy, rytuały i represje. Czytając jego Laboratoria zmysłów, dowiedziałam się, kiedy wyrabiano masło i ser z kobiecego mleka oraz w jakich celach te specjały zjadano, w którym roku francuska położna uszyła pierwszy manekin porodowy – szmaciane narzędzie edukacyjne dla rodzących i będących w połogu, jak wyglądały XVII-wieczne przydomowe teatrzyki anatomiczne.
Czytam również mnóstwo książek z dziedziny psychologii, neurobiologii, psychologii pamięci, antropologii kultury, psychofizyki. Pasjonują mnie wszelkiego rodzaju historie: „Historia życia prywatnego”, „Powszechna historia miasta”, „Historia ciała”, „Historia czystości i brudu”, „Historia ciała w średniowieczu”, „Historia twarzy”. Z zainteresowaniem sięgam po książki autorów takich, jak: Draaisma, Ramachandran, Harari, Bergen. Pochłaniam też Junga i Marie von Franz.
Najwcześniejsze i zarazem najsilniejsze czytelnicze fascynacje osadziły mnie w poetyce realizmu magicznego, późniejsze pozwoliły dostrzec urok odejścia od klasycznego pojmowanej narracji oraz psychologii w jej obrębie. Moje obecne lektury odpowiadają moim interdyscyplinarnym zainteresowaniom. Sądzę, że świat ściśle określonych dziedzin, nieprzepuszczalnych konwencji, szczelnie ogrodzonych terenów wiedzy, dobiegł końca. To jeden z powodów, dla których coraz częściej sięgam po książki napisane przez kognitywistyczne, międzynarodowe zespoły naukowców, którzy próbują znaleźć odpowiedzi na pytania o korzenie języka, procesy zapamiętywania czy tworzenia znaczeń przez umysł.
Nad czym obecnie pracujesz? W jakim kierunku będzie przebiegał rozwój Twojej pracy w przyszłości?
Dużą radość znajduję w pracy dydaktycznej. Uczę w PWSFTviT w Łodzi. Mam tam własną Międzywydziałową Pracownię Obrazu i Słowa, prowadzę też dwa inne, autorskie zajęcia. W pracowni studenci przygotowują etiudy oparte na współczesnej polskiej literaturze, filmy te trafiają na międzynarodową platformę The Creative Process. Kontakt ze studentami inspiruje mnie i mobilizuje do intelektualnego wysiłku. Z pewnością będę chciała rozwijać zajęcia i tak modyfikować ich program, by wzmacniały swój interdyscyplinarny charakter. Zależy mi na tym, by szkoła była moją ostoją, terenem inspirujących spotkań, papierkiem lakmusowym mojej intelektualnej kondycji.
Od jakiegoś czasu rozwija się we mnie nowa historia. Wspomniane „Regnum” jest jej zapowiedzią. Myślę, że po najbliższych wakacjach książka będzie gotowa. Jedna z bohaterek, moich jurodiwych, będzie próbować stworzyć świat od podstaw. Nie dlatego, że zrobi to lepiej od prakreatora, kimkolwiek lub czymkolwiek był. Ona będzie chciała na nowo dostrzec sens istnienia każdej rzeczy i zjawiska, np. śpiewu ptaka:
Formując ptaka, pamiętaj, że to niewiele ponad oblepianie głosu. Weź dźwięk, obłóż go mięsem. Mięso obtocz w puchu. Dobry będzie dmuchawiec albo pył topoli, śnieg gorszy – uzyskasz z niego zwierzę krótkotrwałe. Do dziobu użyj rogu. Kości od biedy wystrugasz z zapałek. Parzysty worek na płuca zszyj szczelnie. Rozedmij, wsuń do środka. Na koniec połóż kolor, choć to niekonieczne. Śpiew może unosić się w czymś tak szarym jak pakowy papier.
I wreszcie, gdzie jesteśmy w przestrzeni i czasie, gdy ten wywiad się kończy?
To ten czas i ta przestrzeń, w których może rozgościć się wdzięczność. Dziękuję, John, za poświęcony mi czas i udostępnione łamy. Dziękuję, Kasiu, że dzięki Tobie mogę dzielić się myślami i moją pracą z Czytelnikami w USA. Gdy zaczynałam odpowiadać na te ciekawe pytania, czułam jakiś rodzaj lęku. Wewnętrzna podróż, którą stanowiło poszukiwanie odpowiedzi, wyciszyła mnie. Dziękuję.
***
John P. Apruzzese: Na początek poproszę, abyś opisała otoczenie i miejsce tego wywiadu. Gdzie jesteś, kiedy odpowiadasz na te pytania?
Katarzyna Szuster: Siedzę przy wąskim biurku w pokoju z oknem tarasowym. Mój laptop leży na stosie książek, które mają symulować ergonomiczne warunki pracy, a wkoło mnie leżą porozrzucane zabawki mojego synka.
Twoją pierwszą miłością była poezja. Opowiedz, jak zostałaś tłumaczem poezji i fikcji literackiej? I jakie doświadczenia skłoniły Cię, żeby zostać tłumaczem?
Dziesięć lat temu mój mąż miał okazję redagować wydanie „Aufgabe” poświęcone Mironowi Białoszewskiemu i współczesnym poetom polskim. Zaprosił mnie do współpracy. W tamtym momencie kończyłam studia i nie miałam dużego doświadczenia w przekładzie, więc otworzyło mnie to na tę trajektorię. Innym powodem, dla którego przekładam poezję, jest to, że na co dzień tłumaczę przeróżne rodzaje tekstów, które, naturalnie, nie zawsze leżą w obrębie moich zainteresowań lub są ekstremalnie wyspecjalizowane.
Co w twórczości Bronki zrobiło na Tobie takie wrażenie, że postanowiłaś tłumaczyć jej poezję i opowiadania na język angielski?
Moją uwagę przykuł otwierający fragment z Nakarmić Kamień:
– Kiedy jesz – mówi – masz pamiętać, żeby gryźć i połykać, tylko tyle. Bo widzisz, chodzi o to, że włosy rosną bez twojej pomocy, samo się oddycha i samo śpi, oczy wiedzą, co zrobić, żeby się zamknąć. W zasadzie jesteś sobie potrzebna prawie do niczego.
I przemówił do mnie – zachwyciły mnie punkty zwrotne, prostota oraz swoboda języka, i jak – mimo to – wiersz pozostawiał wiele do przemyślenia i odczuwania.
Twoje tłumaczenia z Nakarmić Kamień i „Regnum” są tak płynne i wciągające, że brzmią, jakby zostały napisane oryginalnie po angielsku. Jakie było Twoje kreatywne podejście do przekładu prac Bronki? Jak zaangażowałaś się z Bronką w proces tłumaczenia?
Bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że mogę wykonać dobre tłumaczenie poezji tylko wtedy, gdy naprawdę lubię czyjąś pracę i mogę w niej odnaleźć coś dla siebie. Nakarmić Kamień opowiada o przedmiotach, które wszyscy mamy w domu, i dziecku, którym wszyscy kiedyś byliśmy, a dla którego niektórzy z nas są rodzicami. Książka w sposób wzruszający przypomina nam perspektywę dziecka; dziecka, które otoczone jest rzeczami niemagicznymi, smutnymi, brzydkimi, poważnymi lub zwyczajnymi. To dzięki spojrzeniu dziecka nabierają one magii. Mój dwuletni syn pomógł mi lepiej zrozumieć książkę, a książka pomogła mi lepiej zrozumieć moje dziecko. Nie pamiętam, żebym pisała do Bronki z pytaniami dotyczącymi wierszy czy opowiadań. Nigdy nie było dla mnie niejasne, co pragnęła wyrazić. Niektóre wiersze lub fragmenty były trudniejsze niż inne, ale tak naprawdę, nigdy nie utknęłam w procesie tłumaczenia lub nie byłam niepewna znaczenia jej twórczości.
Gdzie według Ciebie plasuje się rzemiosło/sztuka przekładu, w znaczeniu dosłownym i filozoficznym, w szerszej dziedzinie literatury i sztuki?
Nie sądzę, aby przekład był szczególnie ceniony jako sztuka czy nawet jako aktywność. Przykładowo system uniwersytecki w Polsce, który obecnie jest silnie oparty na punktach, nie przyznaje ich za publikacje przekładów. Tłumacze są często widmami stojącymi za czyjąś pracą, odźwiernymi, którzy uchylają jej drzwi do szerszej publiczności. Rzadko zdarzają się tłumacze, których nazwiska są szeroko rozpoznawane. Mówię ogólnie, ponieważ Bronka docenia moją pracę.
Czy jako tłumacz zgadzasz się z opinią, że przekład jest „sztuką utraty” i że niektóre słowa i pojęcia są nie do przełożenia z jednego języka / jednej kultury na inny/inną? Jak podchodzisz do tego, co wydaje się utracone w tłumaczeniu i nieprzekładalne?
Wierzę w „wystarczająco dobre tłumaczenie”, które oparłam na rodzicielskiej koncepcji „wystarczająco dobrej matki”. Czasami dobre jest lepsze niż doskonałe (a na pewno jest lepsze od kiepskiego). Wiersz musi się dobrze czytać, zarówno w oryginale, jak i w przekładzie. Tłumaczenie, które jest zbyt wierne i próbuje niczego nie stracić, pachnie akrobacją. Więc tak, trzeba nauczyć się tracić niektóre elementy z gracją i mieć nadzieję, że przekład jako całość zachowa swój styl i będzie budził emocje podobnie do oryginału. Niekiedy w tym procesie tłumaczenie również może coś zyskać. Da się to porównać do piosenki – to wciąż ten sam utwór, ale może być grany, np. w innej tonacji.
Czy jako kobieta-tłumacz uważasz, że kobiety wnoszą coś szczególnego do rzemiosła/sztuki przekładu?
Myślę, że kobiety zdecydowanie wnoszą wiele do poezji, pewną lekkość dotyku. (Myślę częściowo o tym, jak Italo Calvino błyskotliwie określa lekkość w swoim wykładzie na ten temat). W tłumaczeniu, staram się po prostu tego nie zgubić.
Czy możesz powiedzieć, jaka literatura, polska i światowa, wpłynęła na Ciebie i Twoją sztukę?
Jedną z pierwszych poetek, które tłumaczyłem, była Justyna Bargielska – zdecydowanie wpłynęła na moje odczucia związane z przekładem poezji. Mój mąż, Mark Tardi, również poeta, pomógł mi zrozumieć, że nie da się wejść w interakcję z utworem, który nie porusza nas w jakiś sposób. Jeśli tak nie jest, to strata czasu. Chciałbym także wspomnieć o pracach Mirandy July, która jest cudownie dziwna i utalentowana, a jednocześnie szczera i pozbawiona sarkazmu w relacjach międzyludzkich – daje mi nadzieję.
Jak postrzegasz rolę przekładu w dzisiejszej literaturze w Polsce, Europie i na świecie oraz w szerszych kwestiach o globalnym znaczeniu?
Mam nadzieję, że przekład umieści pisarzy i poetów z Europy Środkowej i Wschodniej na literackiej mapie świata (nie tylko symboliczną osobę tu i tam) i pomoże przełamać lub zakwestionować niektóre stereotypy. Tłumaczenie zakłada, że ludzie w jednym miejscu żywią pewną podstawową ciekawość kultur, ludzi i miejsc innych niż ich własne, więc martwię się, że wzrost nacjonalizmu i ksenofobii w różnych krajach utrudni pracę tłumaczy (i przekładu).
Nad czym obecnie pracujesz i jak widzisz swoją pracę w przyszłości?
Kończę tłumaczenie Kamienia, który w tym roku zostanie opublikowany przez Dalkey Archive Press w Stanach. Obecnie mam niewiele czasu na pracę twórczą, ale chętnie zajęłabym się beletrystyką.
I wreszcie, gdzie jesteśmy w przestrzeni i czasie, gdy ten wywiad się kończy?
Udało mi się przetłumaczyć jeden wiersz i dokończyć ten wywiad, zanim pojadę odebrać syna ze żłobka. Być może nie jest to dużo, ale ja postrzegam to jako sukces. Słowniki i pieluchy mogą iść w parze, ale żeby tak było, trzeba doceniać kaprysy tego układu i wyregulować swoje ambicje do poziomu ludzkich możliwości.
artystka interdyscyplinarna, pisarka, wykładowczyni Wydziału Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Absolwentka PWSFTviT oraz Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Publikuje w magazynach i antologiach, m.in.: „Poetry Wales”, „Modern Poetry in Translation” (Anglia, 2017), „The Cinnamon Review of Short Fiction” (Anglia, 2018), „Michigan Quarterly Review”, „Tripwire”, „LIT” (USA, 2019), „Znak” (2017/2019), „Pismo” (2019), „Powidoki” (2019/2020). Laureatka Nagrody Literackiej Nike oraz Złotego Środka Poezji za książkę Nakarmić kamień (2016). W 2017 roku została laureatką projektu New Voices from Europe realizowanego w ramach platformy Literary Europe Live i wspierającego wyróżniających się europejskich pisarzy po debiucie.
poeta, pisarz i tłumacz, który dzieli swój czas między Nowy Jork a włoską Abruzję. Jest redaktorem tłumaczeń w magazynie „LIT” prowadzonym przez The New School w Nowym Jorku oraz doradcą ONZ ds. komunikacji i rzecznictwa. Uzyskał tytuł MFA na Wydziale Literatury Pięknej w The New School i magistra spraw międzynarodowych na Uniwersytecie Columbia. Jego prace pojawiły się w „The Adirondack Review”, „Brooklyn Magazine”, „Burning House Press”, „Public Seminar” i „PANK Magazine”.
Tłumaczka, dyplom magistra anglistyki uzyskała na Uniwersytecie Łódzkim. Jej ostatnie przekłady na język angielski to: To Feed the Stone Bronki Nowickiej (Dalkey Archive Press, 2021), Codex of the Insane: Body and Related Matters Bronki Nowickiej (Toad Press, 2021), oraz Polish Literature and Genocide Arkadiusza Morawca (Routledge, 2022); na język polski tłumaczyła wiersze Don Mee Choi w opracowaniu zbiorowym Odmiany łapaniu tchu (Dom Literatury w Łodzi, 2022). Jej najnowsze tłumaczenia poezji i esejów ukazały się w „Conjunctions”, „Circumference”, „Hunger Mountain Review”, „Sextant Review”, „Denver Quarterly”, „Michigan Quarterly Review”, „Tripwire”, „LIT”, „Berlin Quarterly” oraz „Seedings”.
Czytanie z książki Kodeks Pomylonych z udziałem Bronki Nowickiej w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejFragmenty książki Autobiografia śmierci Kim Hyesoon w tłumaczeniu Ewy Suh, Lynna Suha i Katarzyny Szuster-Tardi, która ukaże się w Biurze Literackim 25 września 2023 roku.
WięcejFragmenty książki Autobiografia śmierci Kim Hyesoon w tłumaczeniu Ewy Suh, Lyna Suha i Katarzyny Szuster-Tardi, która ukaże się w Biurze Literackim 25 września 2023 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Histeria Yideum Kim w tłumaczeniu Lynna Suh, Ewy Suh i Katarzyny Szuster, która ukaże się w Biurze Literackim 26 września 2022 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Histeria Yideum Kim w tłumaczeniu Lynn Suh, Ewy Suh i Katarzyny Szuster, która ukaże się w Biurze Literackim 26 września 2022 roku.
WięcejRozmowa Jakuba Mikurdy z Bronką Nowicką, towarzysząca wydaniu książki Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukazała się w Biurze Literackim 29 października 2020 roku.
WięcejGłos Bronki Nowickiej w debacie „Ludzie ze Stacji”.
WięcejFragment zapowiadający książkę Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukaże się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukaże się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.
WięcejRozmowa Johna P. Apruzzesego z Bronką Nowicką i Katarzyną Szuster, zamieszczona w nowojorskim „LIT Magazine”, poprzedzająca wydanie Nakarmić kamień w USA oraz publikację nowej książki Bronki Nowickiej w Biurze Literackim.
WięcejOpowiadanie Bronki Nowickiej, zamieszczone w nowojorskim „LIT Magazine”, poprzedzające wydanie Nakarmić kamień w USA oraz publikację nowej książki Bronki Nowickiej w Biurze Literackim.
WięcejFragment zapowiadający almanach Wiersze i opowiadania doraźne 2019, który ukaże się w Biurze Literackim 4 września 2019 roku.
WięcejBronka Nowicka odpowiada na pytania w ankiecie dotyczącej książki Nakarmić kamień, wydanej w wersji elektronicznej w Biurze Literackim 1 sierpnia 2018 roku. Książka ukazuje się w ramach akcji „Poezja z nagrodami”.
WięcejEtiuda do wiersza „Aparat” z książki Nakarmić kamień Bronki Nowickiej, która ukazała się 29 czerwca 2015 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejRozmowa Aleksandry Olszewskiej z Bronką Nowicką, towarzysząca nowemu i rozszerzonemu wydaniu książki Nakarmić kamień. Obrazy rzeczy, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 11 września 2017 roku.
WięcejAutorski komentarz Bronki Nowickiej w ramach cyklu „Historia jednego tekstu”, towarzyszący nowemu i rozszerzonemu wydaniu książki Nakarmić kamień. Obrazy rzeczy, wydanej w Biurze Literackim 11 września 2017 roku.
WięcejDziesiąty odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Zorana Pilicia.
WięcejDziewiąty odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Ciwanmerda Kuleka.
WięcejÓsmy odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Anji Golob.
Więcej6 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą” autorstwa Bronki Nowickiej.
WięcejSiódmy odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Clare Azzopardi.
WięcejSzósty odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Bruno Vieira Amarala.
WięcejPiąty odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Eriki Fatland.
WięcejCzwarty odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Rumeny Bužarovskiej.
WięcejTrzeci odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Árpáda Kollára.
WięcejDrugi odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Alberta Fornsa.
WięcejPierwszy odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Juany Adcock.
WięcejSpotkania autorskie „Debiut po debiucie” z udziałem Adama Poprawy, Tadeusza Dąbrowskiego, Bronki Nowickiej i Arkadiusza Żychlińskiego w ramach festiwalu literackiego Stacja Literatura 21.
WięcejModuł pochodzi z nowej książki Regnum Bronki Nowickiej, która ukaże się w przyszłym roku w Biurze Literackim.
Więcej5 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą” autorstwa Bronki Nowickiej.
Więcej4 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą” autorstwa Bronki Nowickiej.
Więcej3 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą. Tryptyki intermedialne” autorstwa Bronki Nowickiej.
Więcej2 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą. Tryptyki intermedialne” autorstwa Bronki Nowickiej.
Więcej1 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą. Tryptyki intermedialne” autorstwa Bronki Nowickiej.
WięcejAutorski komentarz Bronki Nowickiej do utworu z książki Nakarmić kamień, która ukazała się 29 czerwca 2015 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejRozmowa Katarzyny Fetlińskiej z Bronką Nowicką, towarzysząca premierze książki Nakarmić kamień, wydanej 29 czerwca 2015 roku w Biurze Literackim.
WięcejRecenzja Marka Bieńczyka, towarzysząca wydaniu książki Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukazała się w Biurze Literackim 29 października 2020 roku.
WięcejRecenzja Stanisława Obirka, towarzysząca wydaniu książki Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukazała się w Biurze Literackim 29 października 2020 roku.
WięcejEsej Joanny Mueller towarzyszący premierze książki Nakarmić kamień Bronki Nowickiej, która ukazała się 29 czerwca 2015 roku nakładem Biura Literackiego.
Więcej