Przemysław Suchanecki: Tomku, w Twoich dotychczasowych biogramach na pierwsze miejsce wysuwają się zajęcia: „dramatopisarz” i „animator kultury”, jako poeta figurowałeś do tej pory wyłącznie „okazjonalnie”. Ciekaw jestem zatem, jak te dwa główne zatrudnienia, w których się spełniasz, wpływają na to, co robisz – czy raczej na to, co chcesz zrobić – w poezji.
Tomek Gromadka: Teraz głównie wybija się „animator kultury” czy szerzej: prowadzący i inicjator. Lubię działać społecznie, prowadzić warsztaty, uczestniczyć w procesach grupowych. Ostatnio działam głównie na polu pisania kreatywnego i męskich kręgów. Te dwie przestrzenie dużo dają moim wierszom: na moich zajęciach „Pisanie co wtorek” odkryłem, że mogę napisać dobry tekst tylko wtedy, gdy wynika on z moich emocji, odczuć, przeżyć, doświadczeń. A męskie kręgi i aktywność Grupy Performatywnej Chłopaki to dla mnie wielkie, niezwykłe ćwiczenia z czułej wspólnoty, które wyrażam w wierszach, choćby w „być facetem” czy „nie pułka nawet nie wojaczek”.
Dobrze, że wspomniałeś o wierszu „nie pułka…”, bo wydaje mi się on jednym z tych, które bardzo silnie bazują na doświadczeniu czujnego (i czułego) przebywania oraz działania w grupie. To samo z wierszem „wsparcie”, który jest zaraz obok i jakby faktycznie „wspiera” ten poprzedni. Grupy, które tworzymy z własnej nieprzymuszonej woli, to jedna rzecz, ale mam wrażenie, że bardzo silnie przemawia tutaj też (choćby w wierszach „[u cioci na herbatce]” czy „czerwona babcia”) wątek doświadczenia rodzinnego: zadawałem sobie intensywnie pytanie, czy pewnego rodzaju ludowość, religijność – w sensie pewnej obrządkowej melodyjności języka – wynika z Twojego osobistego doświadczenia, czy jest pokłosiem zasłyszanych historii rodzinnych, które niejako „narzucasz” tu na swoją tożsamość? Jak widziałbyś rolę tych kulturowych uwarunkowań i ich wpływ na poezję, którą wyrabiasz?
Podoba mi się to sformułowanie: obrządkowa melodyjność języka. Od dobrej dekady byłem zasłuchany w historie rodzinne, szczególnie odkąd odkryłem, że pochodzę – jak większość z nas – z klasy podporządkowanej: moja mama wyrwała się ze wsi do miasta, tata dużo czytał w młodości, oboje pochodzili z klasy ludowej i wpajali mi katolicyzm, kazali chodzić do kościółka, ale szybko się zbuntowałem, a oni na przestrzeni lat to zaakceptowali. W wierszu „czerwona babcia” opisuję swoją prawdziwą babcię Krysię, mamę mamy, i montuję wiersz z jej opowieści oraz swoich uczuć do niej i wobec jej życia. W wierszu „[u cioci na herbatce]” wyrażam kontakt ze swoją prawdziwą ciocią i z Nowymi Suminami (godzinę od Bydgoszczy), wsią mojej mamy, gdzie często jeździłem jako dziecko. Te kulturowe, ludowe uwarunkowania sprawiły, że pojawiłem się jako osoba, ale to oczywiście tylko część mnie, bo jednak główna produkcja mojej osoby odbyła się w mieście Warszawa na osiedlu Gocław. Wierszem chcę wyrazić to wszystko, co na mnie wpłynęło, wpływa. Co nadal we mnie żyje i co wżywa się we wszystko, co społeczne.
Proces „produkcji osoby” odbywa się tutaj też na polu języka ideologicznego, z którym świadomie stykamy się już później, gdy wychodzimy w świat. Normalnie nie pytałbym o zagadnienia „warsztatowe”, ale w przypadku wiersza „kapitalista” można (od wcześniejszej publikacji w „2T” do obecnej wersji książkowej) jakoś prześledzić całkiem ciekawą historię od wiersza bardzo komunikatywnego i jednak łatwiejszego w odbiorze do tekstu z mnóstwem przesiek, poszatkowanego, w niektórych miejscach wręcz brutalnie pozbawionego dopowiedzeń, zostawiającego czytelnika z wrażeniem zaniemówienia i prawie-dotknięcia jakiejś dziwnej tajemnicy komunikacji. Trochę mi to przypomina pracę w języku, jaką wykonywał swego czasu Konrad Góra, a jeszcze drzewiej – Tymoteusz Karpowicz. Zdradź, proszę, jakimi torami podążała Twoja ewolucja jako rzemieślnika języka? Czyim jesteś/byłeś czeladnikiem? (śmiech) Jakie procesy tutaj pozachodziły?
A myślałem, że nikt nie wyśledzi, że ten wiersz uległ drastycznej przemianie! (śmiech) Ja wiersze piszę od nastoletniości, mam kilka zeszytów zapisanych poezją, która miała na początku jedno zadanie: wyrazić mój smutek, ból wynikający głównie z zawodów miłosnych i poczucia samotności (choć miałem kolegów!). Potem stopniowo ten smutek i żal – pod wpływem paru lektur egzystencjalizmu (aż się wstydzę trochę o tym pisać/mówić :)) – nabierają trochę filozoficznych metafor i uogólnień, gdy dobijam dwudziestki. Można te wiersze nawet znaleźć na nieszuflada.pl, ciągle wiszą pod moim nazwiskiem. Główny mój mechanizm był taki: poznawałem dziewczyny i pisałem o nich wiersze. Rozstawałem się i pisałem, że mi smutno albo bardzo smutno. Potem przestałem pisać wiersze i w ogóle pisać artystycznie, zacząłem praktyki w gazecie „Rzeczpospolita” i zdecydowałem, że będę dorosły. Czasem te wiersze wracały, ale rzadko. Potem przed trzydziestką odkryłem lewicę i się zachłysnąłem. Odkryłem feminizm i wsiąkłem. Miałem też depresję, zacząłem terapię i zacząłem o tym pisać wiersze. Wróciłem do jakiegoś połączenia nastoletniej, emocjonalnej frazy z lewicowym przesłaniem. Czegoś jednak brakowało. I wtedy przeczytałem antologię Zebrało się śliny i skumałem, że pisanie otwartym tekstem, taka szczerość 1:1 oraz polityczność zupełnie wprost jak transparent to nie jest w pełni moja droga. Że przecież ja uwielbiam zabełtanie, zagubienie, chaosik, ironię, wyprowadzenie w pole, tajemnicę. No i okazało się, że to połączenie emocjonalności, polityczności i zabełtania spodobało się osobom wokół Biura Literackiego. A wiersz „kapitalista” został napisany w tej fazie emocjonalno-lewicowej i jakoś bardzo mi na nim zależało, a do jego obecnego kształtu przyczyniła się Asia Mueller, która namawiała mnie do skracania i mówiła mi przyjemnie, że moją mocną stroną jest „eliptyczność”.
Tak, te pominięcia oczywistości to jest coś, co sprawia, że w te wiersze się wpada jak do chłodnego strumyka w gorący dzień i że chce się do nich wracać i wracać. W tym kontekście zaciemnienia znaczenia, ale też ponieważ się od niego odbijam, chciałbym Cię wypytać o tytuł książki. Mnie osobiście fraza „Komunizm, gówno i może cię kocham” kojarzy się dość piosenkowo, jak tytuł jakiegoś przystępnego rockowego przeboju, który w innych warunkach ideologicznych mógłby zaistnieć przez jakiś czas na liście przebojów. (śmiech) Powiedz mi, proszę, co ten pozornie łatwy i cukierkowy tytuł znaczy dla tej książki? Czy to ma być coś w rodzaju mylenia tropów? Bo przecież zaraz po otwarciu książki dostajemy w twarz wierszem „powrót do domu”, mocnym i poruszającym, kończy się też trudnym do zapomnienia wierszem „temu co padł”. Jak byś w takim razie widział tę „obwolutę” tytułu?
Miło mi, że moje wiersze są dla ciebie orzeźwiające :). Nie myślałem o tym tytule jak o tytule piosenki, ale rzeczywiście jest w nim jakaś zabawa, przyjemność. Ja jednak traktuję go bardzo poważnie. Wyraża całe moje życie. „Komunizm” jako wszelkie trudy i zmagania, ale też może pewne przewagi, które ma osoba z klasy ludowej aspirująca do środowiska intelektualnego czy artystycznego. „Gówno” jako zapis mojego głębokiego poczucia gorszości, wcześniej krzyżowanego z myślami samobójczymi, oraz wyraz mojej raczej nieuleczalnej choroby jelit. „Może cię kocham” jako wyraz wszystkich moich relacji romantycznych, seksualnych, przyjacielskich, koleżeńskich, pracowych, naznaczonych wielkim strachem przed bliskością, nieufnością, czasem wyobcowaniem. Jakoś czuję, że jestem zbyt poważny w tej rozmowie :).
Bo poważna jest ta książka i mam wrażenie, że rozmawianie o niej w taki sposób to zwrócenie jej tego, co należne. Wróciłbym na chwilę do wątku korzennej, kulturowej wspólnotowości. Mocno uderzył mnie wiersz „drzewa”, rytmiczny, litanijny, w jakiś sposób wywracający na nice religijny sposób przebywania ludzi ze sobą. Jednocześnie znajduję go jako wyraz paradoksalnej tęsknoty za tłumnym mówieniem jednym głosem czegoś, co tak naprawdę jest jednostkowe i co każdy rozumie na swój sposób. Czy jesteś bardzo przywiązany do znaczenia tego, co piszesz? Czy może gdy już wypuszczasz coś do ludzi, to „niech się dzieje wola nieba” i niech czytelnicy znajdują w tym to, co im się żywnie podoba?
Ja w ogóle nie jestem przywiązany do znaczenia! Mam wrażenie, że nie konstruuję znaczeń jakoś bardzo świadomie, tylko staram się wyrazić/zmontować wiersz z tego, co mi chodzi po sercu i co mi się zajawia w głowie. Uwielbiam jak to, co piszę, jest różnorodnie rozumiane. Jednak przede wszystkim zależy mi na odczuciach – żeby te wiersze dało się odczuwać, żeby robiły coś z emocjami odbierającej osoby. Na przykład ten wiersz „drzewa”; nie pamiętam zupełnie, żebym pisał pod wpływem jakiejś, czyjejś religijności, tym bardziej cieszę się, że coś takiego w nim odczuwasz. Chyba moje emocjonalne zatopienie w ludowości rodziny tworzy takie efekty, trochę ubocznie.
Tak coś właśnie czułem, że odpowiesz w tym duchu, hehe. Wspomniałeś wcześniej o wierszu „być facetem”, który dla mnie jest formą przepracowania tożsamości – płciowej, męskiej jako takiej, ale też wszystkiego, co się z nią wiąże na zewnątrz i w środku. Mówiłeś też w tym kontekście o „nie pułka nawet nie wojaczek” – studium rozpadu i ponownego sklejenia poczucia wspólnoty. Trochę o tym było wyżej, ale czy mógłbyś powiedzieć więcej w temacie, jak wspólnota, taka jak Grupa Performatywna Chłopaki, wpłynęła na Twoje doświadczenie męskości? Czy po takich doświadczeniach wiersz jest tylko zdaniem relacji z pewnego stanu rzeczy, czy jednak jeszcze przepracowaniem?
Męskie kręgi z GPCh właściwie pokazały mi, że mogę być czuły w relacjach społecznych i wobec siebie oraz że są inni faceci, którzy też chcą bazować kontakt na szczerości, słuchaniu, fizycznej bliskości. Co nie oznacza, że to jest słodziutki świat neohipisów, zupełnie nie! To jest ciężka robota emocjonalna, która bywa frustrująca, ale daje mnóstwo energii życiowej. Mierzymy się w kręgach z najróżniejszymi, także toksycznymi wzorcami, głównie od swoich ojców i matek. W wierszu „być facetem” staram się wyrazić pewien zaczyn nowej męskości zderzony z tym starym wzorcem, którego echa są nadal we mnie: przed odkryciem feminizmu nie kumałem, czym jest patriarchat, zdarzało mi się być seksistą. Teraz uważam siebie za feministę, ale widzę, że feminizm nie wystarczy do wyłonienia się nowego wzorca męskości, że jest super inspiracją, ale dotyczy przede wszystkim walki kobiet. Nasza czuła męskość, zaczyn tego nowego wzorca współtworzony przez GPCh, to ciągle work in progress. Ważne jest dla mnie, żeby używać kategorii płciowych w sposób nieantagonizujący, jestem przeciwko wojnie płci i tego typu konceptom. W wierszu staram się wyrazić całe skomplikowanie tego tematu, przy okazji chyba dodatkowo go komplikując. A „nie pułka nawet nie wojaczek” wziął się z mojej wielkiej obawy, którą miałem któregoś dnia, że GPCh się rozpadnie, że nie będzie kręgów, że zostanę sam. Wspólnota, strach, nowe projekty polityczne buzują we mnie niemal jednocześnie, a wiersze lubię dlatego, że są świetnym narzędziem wyrażania skomplikowanych splątań i zarazem współtworzą ten czy inne ważne tematy, bo wielu rzeczy nie da się powiedzieć wprost. Wiersz jest tym miejscem, gdzie można powiedzieć całą prawdę, a cała prawda to jakaś przejmująca jednoczesność wielu sprzeczności, trendów, spojrzeń. Nie wiem, czy ma to sens, ale dla mnie ma.
Ma dużo sensu, cieszę się, że mówisz o poezji w taki sposób, wiersz jako wyraz „przejmującej jednoczesności sprzeczności” to perspektywa bardzo mi bliska. Jeszcze jeden rodzaj wspólnoty jest w Twoich wierszach bardzo ważny, mianowicie: wspólnota pracownicza. Piszesz w wierszu „[to zagrożenie gdy mam rację]”: „jako lewak lubię/ robienie sprawiedliwe/ niszczące naddatki władzy”. Czy uważasz, że istnieje „robienie sprawiedliwe”? A może to właśnie bezinteresowna, nienastawiona na zysk praca nad wierszem jest takim „robieniem”? Jak widzisz styk pracy i wiersza?
Po lekturze Pocałunków ludu by Dawid Kujawa zacząłem przemyśliwać ten antykapitalizm wiersza, bo przyznam szczerze, że wcześniej bardziej widziałem poezję jako praktykę uprzywilejowaną, elitarną. Ale teraz widzę, że robienie wierszy zostało hejtersko zepchnięte w rejony zabawy dandysów i dandysek, a jednak poezja zaangażowana to jest według mnie super ważna rzecz, też społecznie. Bo zmieniając literaturę, zmieniamy rzeczywistość. Ja mocno wierzę w sprawiedliwość społeczną, ale wiem jedno – ona się ziszcza tylko i wyłącznie w robieniu. Gdy prowadzę warsztat i daję przestrzeń innym osobom, gdy robię coś dla drugiej osoby, gdy wsłuchuję się w czyjś problem, gdy piszę wiersz – oczywiście teraz to widzę, że wiersz też może realizować sprawiedliwość, kiedy nagina język, nadgryza dyskurs, pokazuje, jak jest i jak mogłoby być.
Niech zatem będzie tak, jak mogłoby być! Tomku, bardzo Ci dziękuję za wnikliwą i szczerą rozmowę – reszta jest w rękach, oczach, mózgach i sercach życzliwych czytelników. Powodzenia i do zobaczenia niebawem!
Dziękuję Ci! To było super doświadczenie rozmawiać z Tobą poprzez google docs. Jestem wdzięczny za Twoje pytania i wszystkie wglądy w moje wiersze. Niech osoby czytają i odczuwają w swoim rytmie. Do zobaczenia!