
Rozmowy na koniec: odcinek 12 Julek Rosiński
nagrania / transPort Literacki Antonina Tosiek Jakub Skurtys Julek RosińskiDwunasty odcinek z cyklu „Rozmowy na koniec” w ramach festiwalu TransPort Literacki 27.
WięcejRozmowa Julka Rosińskiego z Tomaszem Gromadką, laureatem 15. edycji Połowu.
Tomku, chciałbym już tutaj (u bram) wspomnieć, jak bardzo cieszę się, że to z tobą przyszło mi ten wywiad prowadzić, nie tylko z oczywistego powodu, jakim jest czysto ludzka sympatia do ciebie, ale zważywszy właśnie na poziom twojego zestawu, jego oryginalność i samodzielność względem współczesnej jak i okołowspółczesnej sceny poetyckiej. Jak to z tobą jest, przecież musiałeś z czegoś wyrosnąć, w coś z kolei wrosnąć a coś innego świadomie odrzucić? Opowiedz proszę o korzeniach swojego pisania, o początkach, o pierwszych i teraźniejszych inspiracjach.
Dziękuję za to pytanie i przestrzeń, która z niego bije. Wrastałem w poezję jako nieszczęśliwie zakochujący się nastolatek, nieśmiały, czyli w słabym kontakcie ze światem zewnętrznym, a dzięki pisaniu wierszy, samobójczych i posępnych, inspirowanych Wojaczkiem i Bursą, mogłem przynajmniej trochę się wyżyć i rozwinąć swój wewnętrzny świat umeblowany głównie strachem i smutkiem. Potem długo, długo wierszy nie pisałem, zająłem się teatrem. Miałem ponad 30 lat, gdy napisałem rodzaj poematu dramatycznego „Flupy ewolucjy”. Reżyserka Agata Dyczko poprosiła mnie, żebym stworzył coś bardzo intensywnego, odjechanego. Po ponad dekadzie życia w fałszywej, prawicowej świadomości, pod wpływem środowiska, w którym zacząłem się obracać i książek Krytyki Politycznej oraz wezwania reżyserki, napisałem dziwaczny, lewacki, ekologiczny tekst, który wrócił mnie poezji i mocniej połączył z lewicą. Niedługo później poznałem „Wakat” i Michała Kasprzaka, przeczytałem też antologię Zebrało się śliny, brałem udział w różnych protestach, słowem: kształtowałem w sobie poezję zaangażowaną.
No właśnie, znając cię „publicznie”, łatwo stwierdzić, iż jesteś osobą zaangażowaną, równie łatwo to stwierdzić po twoich tekstach. Dokąd zmierzasz, zarówno w marszu, jak i w wierszu?
Dla emocji i ku emocjom. Emocje są polityczne. Warunki mojego dorastania, wykreowane przez pochodzenie ludowe i kapitał kulturowy, społeczny, finansowy moich rodziców, kształtowały mój strach i mój ruch ku emancypacji, niezależności. Piszę, żeby więcej czuć. Lepiej, głębiej czuć. Nigdy nie napisałbym niczego poetyckiego, co bezpośrednio mnie nie dotyczy, czego nie przeżyłem, nie doświadczyłem, co nie ma źródła w moich życiu, w moim ciele i w mojej pamięci. Gdy próbuję napisać zdanie do dziennika, gdy próbuję napisać coś o sobie w nieprzetworzony, niezmetaforyzowany sposób, ponoszę porażkę, potrafię napisać jedynie kilka pojedynczych słów. Dopiero wiersz daje mi odpowiednie ścieśnienie, wspaniałą
kompresję dla emocji. Piszę, żeby lepiej, głębiej poczuć siebie i po to też chodzę w marszach czy działam aktywistycznie. Obecnie najwyższą wartością polityczną, aktywistyczną jest dla mnie współtworzenie różnych grup, nie zawsze jednorodnych światopoglądowo. Zarówno grup wsparcia, jak i grup działania. Nie wiem, do czego to doprowadzi. To dla mnie cel sam w sobie. Najwyższa polityka to ta najniższa, najbardziej podstawowa, dotycząca tworzenia relacji.
Chciałbym jeszcze zapytać o twoją działalność w Stole Powszechnym, a przede wszystkim organizowane tam slamy, które jawią mi się jako istna synteza aktywizmu i literatury, synteza istotna dla tego, o czym mówiliśmy wcześniej. Jak myślisz, czego poezja, powiedzmy, „tradycyjna” (chyba się spociłem), może się od sceny performatywnej nauczyć?
Cele naszych slamów w Stole są trzy: upolitycznienie osób piszących, zebranie kaski na fajną, radykalnie lewacką inicjatywę oraz rozrywka. Poezja pisana na pewno może nauczyć się od nas rozrywki i przystępności. Myślę, że również bardziej emocjonalnej składni. Na naszych slamach największe poruszenie wywoływały utwory bardzo bieżące i zarazem bardzo osobiste. Zaangażowane po stronie akurat prześladowanych przez państwo polskie. Slamy wspierały do tej pory kobiety, osoby LGBTQIA+, zwierzęta, osoby uchodźcze, komunizm, anarchizm, ciałopozytywność. Syntezą aktywizmu i literatury są też moje zajęcia „Pisanie co wtorek”, na które każda osoba może przyjść, napisać i przeczytać swój tekst. Właściwe pisanie zawsze poprzedzamy rundką inspiracji, która płynie od uczestników danego spotkania, dzięki temu osoby piszące nie są pozostawione na pastwę metafizyki białej kartki, a zostają wsparte w tworzeniu. Umożliwienie pisania innym traktuję jako ważny aktywizm na polu sztuki.
Czyli już nie poezja zaangażowana, ale poezja angażująca, nie poeta zaangażowany, ale aktywny?
Tak, jeśli chodzi o poetę! Choć ja bym bardziej powiedział, że w aktywizm angażuję się jako osoba, a jako poeta piszę wiersze i w aktywizmie czy protestowaniu nie ma nic z mojego bycia poetą, które jest wsobne. Wiersze są przystanią, jaskinią, prywatnym pokojem. Poezja nie wpływa na rzeczywistość. Jest formą komunikacji mojej prywatności ze światem. Jest takim bardzo powolnym Messengerem. A aktywizm i sprzeciw to rozpalone „teraz”. Działanie na żywym ciele społecznych relacji. Czuję, że potrzebuje obu sfer i że te sfery są sobie obce.
Czyżbyś nie wierzył w moc sprawczą wiersza? (śmiech)
Wierzę w moc robienia wierszem dobrze poecie, poetce, paru czytającym osobom. Jak napiszę wiersz, w którym mogę się przejrzeć, czuję moc i dużo przyjemności. Jak inni zobaczą w nich coś z siebie, czuję więcej mocy i więcej przyjemności.
W swoim zestawie dużo miejsca poświęcasz zilustrowaniu relacji międzyludzkich, używasz do tego figur specyficznych, rodziny, bliskich, „jej”, figur o tyle specyficznych, że same z siebie generują problem, jakim jest potencjalne zachwianie obiektywności obserwatora. Skąd takie obiekty wiersza?
To moje życiopisanie: pisanie to dla mnie praca w emocjach, emocjach tarzających się w słowach. Emocje wypływają z całej historii i poszczególnych teraźniejszości moich relacji rodzinnych, miłosnych, przyjacielskich. Nie potrafiłbym napisać o kimś, kogo nie odczułem, o czymś, czego nie przeżyłem, choćby tylko w zakresie swojej skóry. Jestem całkowicie aintelektualnym piszącym. Gdy próbuję napisać o tym, co myślę, wychodzi mi nieautentyczny kiep, dlatego myślami dzielę się w innych tekstach, nie w wierszu.
Czyli jednak lubisz sporty kontaktowe, występujesz po prostu na różnych pozycjach, obierasz różne taktyki, czasem idziesz z akcją, czasem prujesz sam, ale wciąż to w kontakcie widzisz sens, radochę, konieczność. Nie boisz się takiej gry?
Fajnie to opisałeś! Tak, w kontakcie, w relacji, w ocieraniu się i w zderzeniu. Relacja to coś, czego boję się najbardziej, co całkowicie może mnie zniszczyć, wysuszyć, doprowadzić na skraj życia, co wielokrotnie, od zawsze właśnie to mi robiło, aż zdałem sobie sprawę, że sam to sobie robię. Teraz staram się przestać sam siebie krzywdzić, używając do tego innych. Relacje to coś najważniejszego, ważniejszego niż poezja i lewica. To krew materii.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.
Urodzony w 2001 roku. Pisze wiersze. Laureat 14. edycji Połowu oraz konkursu „Wiersze i opowiadania doraźne 2020”. Publikował w „Dwutygodniku”, „Wizjach”, „Małym Formacie”, „Wakacie”, „Kontencie”, „Stonerze Polskim”, „Rzyradorze”, „8. Arkuszu Odry”. W 2022 roku nakładem Biura Literackiego ukaże się jego pierwsza książka poetycka. Właśnie wprowadził się na warszawski Tarchomin.
Animator kultury, poeta, performer, dramaturg. Publikował w „Dialogu”, „Wakacie”, „Wizjach”, „Odrze”, „Stronie Czynnej”, „Helikopterze”, „Dwutygodniku”. Członek Grupy Performatywnej Chłopaki i Stowarzyszenia Pedagogów Teatru. Współtwórca Stołu Powszechnego w Warszawie. Prowadzi zajęcia „Pisanie co wtorek”. Laureat projektów Biura Literackiego „Połów. Poetyckie debiuty” oraz „Pierwsza książka wierszem”.