Ostatni występ Kory
debaty / ankiety i podsumowania Kamil SipowiczGłos Kamila Sipowicza w debacie „Ludzie ze Stacji”.
WięcejRozmowa Kamila Sipowicza z Korą, towarzysząca nowemu, poprawionemu i rozszerzonemu wydaniu książki Stoję, czuję się świetnie, która ukazała się w Biurze Literackim 24 lipca 2017 roku.
Kamil Sipowicz: Twoje teksty… wydaje mi się, że są takie dobre, bo nasze pokolenie, szczególnie to związane z kontrkulturą hipisowską, interesowało się poezją, kulturą.
Kora: Dosyć wcześnie zaczęłam pisać, oczywiście wszystko do szuflady…
I nic nie przetrwało?
Myślę, że przetrwała taka mała sadzoneczka, czyli chęć notowania pewnych rzeczy, której zresztą obecnie już nie mam. Kiedy dzisiaj piszę, to piszę konkretnie, mam jakąś płytę do zrobienia, koncentruję się i tworzę. Wtedy pisało się dużo. Nim nagrałam pierwszy krążek, miałam już bardzo dużo tekstów i sporo skomponowanych piosenek, więc ta płyta jest, jaka jest – wieloletnim zbiorem tekstów. Graliśmy jako Maanam Elektryczny Prysznic potem dosyć długo i już wtedy pisałam swoje teksty. Ale nie byłam młodziutką osobą, byłam dwudziestopięcioletnią kobietą. Wcześniej pisałam coś, co przetrwało w postaci pewnego potencjału, a nie tekstów.
Czytaliśmy poezję, czytamy i czytać będziemy, wychowaliśmy się na kontrkulturze hipisowskiej, w całym tego słowa znaczeniu, w jej całym spektrum – kino, teatr, rzeźba, malarstwo, performance, koncerty rockowe. Taki koncert z prawdziwego zdarzenia jest wówczas, gdy wokalista pisze teksty i muzykę, a jeżeli ma kompozytora, tak jak Marek Jackowski czy Jagger, to wówczas tworzy się nierozerwalny, bardzo mocny i współgrający team. Dzięki temu, że panuje w nim wzajemne porozumienie, jego przekaz jest zarówno jasny, jak i akceptowany. Odnosi się do spraw osobistych i do spraw społecznych, a PRL… to był akurat intensywny czas w moim życiu – sytuacja społeczna, polityka oraz moje życie uczuciowe. Summa summarum, łatwa do opisywania rzeczywistość. Za łatwa. Dlatego też w moich tekstach jest dużo niedomówień, pewien rodzaj symboliki, fraz, które są dla mnie bardzo specyficzne i hermetyczne zarazem. Wydaje mi się, że mogą być rozumiane na różne sposoby, a tak naprawdę rozumiane są tylko i wyłącznie przeze mnie. Ale gdzieś ten przekaz przechodzi. Osmotycznie. Indukcyjnie.
Część tekstów jest politycznych, jak Karuzela czy Szare miraże, ale większość utworów, z których jesteś najbardziej znana, to jednak poezja miłosna. Jesteś mistrzynią polskiej poezji miłosnej w piosence.
Jeśli się pisze, to nie ma się trudności w opisywaniu własnych stanów emocjonalnych. Jakie by one nie były, czy będą o miłości, czy będą dotyczyć spraw zewnętrznych, sytuacji politycznej, społecznej, każdej innej. To nie jest dla mnie żadna sztuka. Nie piszę dla efektu czysto tekstowego, chcę przekazać stan, w którym akurat się znajduję bądź znajdowałam. Mam tę umiejętność wchodzenia, zamykania się.
Piosenka Karuzela jest utworem politycznym. W Boskim Buenos zacytowałaś jednego z hiszpańskojęzycznych pisarzy, którzy byli wtedy modni w Polsce. Jak to się stało? Ta książka nazywała się Żeby cię lepiej zjeść?
Chyba tak.
Pisarza pamiętasz?
Carlos Fuentes?
Nie, nie, nie.
Hm… nie pamiętam, trzeba sprawdzić w internecie. Pisarz niespecjalnie mnie przejął.
Polacy podczas komuny zawsze marzyli, żeby wyjechać do jakiegoś słonecznego kraju.
Tak. Ameryka Południowa, muzyka latynoska, te wszystkie bossa novy były obecne w naszym radio. I kubańska muzyka. To wszystko mieliśmy, nolens volens; na szczęście to muzyka szlachetna, fajna i rozjaśniająca te czasami smutne czasy PRL‑u. Do tego ja dołączyłam rockowo, czego kompletnie w Ameryce Południowej nie praktykowano. To zadziwiające, że ta piosenka odniosła taki sukces. Wydaje mi się, że jej moc jest w interpretacji i muzyce – ostrym i rockowym graniu. Wcześniej tego nie było, śpiewano o motylkach i jakichś tam ważkach.
Śpiewano o motylkach, a ty o szczurze. Oddech szczura.
No właśnie. Oni o motylkach, a ja o szczurach. Pamiętam, że Mogielnicki nie mógł w to uwierzyć, potem zresztą sam ośmielił się napisać tekst, gdzie też pada to słowo, ale musiało minąć kilka lat. Pod koniec lat 80. prześcignęłam samą siebie, bo napisałam piosenkę Jesteśmy ze stali, graliśmy już w innym składzie – Marek, ja i chyba Placho. Tam się pojawia słowo „smród”. Czegoś takiego jak smród w polskiej piosence nigdy nie było i nie pojawiło się do dziś.
Ale szczur to właściwie był emblemat ruchu punkowego, punkowcy nosili szczury. Pamiętasz.
Pamiętam, ale to w ogóle nie miało nic wspólnego z punkiem. Tej piosence też towarzyszy anegdota. Lata 80., wracamy do domu po trasie z naszym menedżerem, Krzysiem Kownackim, zatrzymujemy się w miejscowości Książ. Zatrzymaliśmy się, bo bardzo chciało nam się pić, Krzysiu poszedł do sklepu przy drodze, taki baraczek przeszklony, i przyniósł w półtoralitrowych butelkach jakiś żółty płyn. Nigdy w życiu nie brałam czegoś takiego do ust, ale gdybym umierała z pragnienia, na pewno bym się napiła. Patrzę, a w tym płynie pływają farfocle, jak taka zielenina w jeziorach. Pytam: „Co w tym jest? Co w tym pływa?”, a Krzysiek mówi: „To sierść szczura”. Ta sierść szczura przyjechała ze mną do Krakowa, być może nawet odleżała się, ale nie dłużej niż dzień, dwa. Po czym siadłam i po prostu strzeliłam ten tekst, od góry do dołu, jednym tchem.
Szczur to zwierzę, które mnie fascynuje, którego się brzydzę, boję. Miałam nawet kiedyś taki epizod, że oswajałam Zuzankę – szczurzycę, ale nie jadłam przez nią. Dobry sposób na odchudzanie – wpuścić do domu szczura i wtedy nie chce się jeść. No, chyba że ma się potworną determinację, której ja nie miałam. Szczury mi się śniły w sposób nieprawdopodobny. Właściwie moje sny do momentu, w którym napisałam tę piosenkę, były bardzo często o szczurach, fabularnie nieprawdopodobne, pokazujące ich naturę, absolutnie wyjątkową inteligencję i zorganizowanie. Jak napisałam o tych szczurach, to przestały mi się śnić.
Dużo piosenek powstało w stanie wojennym, stały się soundtrackiem do ruchu Solidarności, na przykład Krakowski spleen, Kreon, Jestem kobietą. Może powiesz, jak powstały? Krakowski spleen na przykład, moim zdaniem jedna z twoich najpiękniejszych piosenek.
Jestem osobą bardzo osobną w gruncie rzeczy. Osobą osobną, ładnie to brzmi. Bardzo lubię być sama, mocno reaguję na to, co się dzieje dookoła mnie, silnie reaguję na pogodę. Kraków jest specyficznym miastem, jest tak położony, że pogoda rzeczywiście odgrywa znaczącą rolę, jeśli chodzi o samopoczucie. Kraków w słońcu jest piękny. I okazuje się, że Kraków we mgle, w niskim ciśnieniu, z niskimi chmurami nadaje się do opisania. Tak powstał Krakowski spleen.
U mnie nigdy nie ma piosenek, które są tylko i wyłącznie o miłości, nawet jeśli są to piosenki społeczno-polityczne, zawsze jest w nich moja osoba. I zawsze jest ten ktoś, ponieważ niezależnie od tego, czy lubię być sama, czy nie, to osoba towarzysząca – którą się kocha, z którą się jest, dla której się coś robi, która robi coś dla nas, przeżywa razem z nami, pomaga nam w tej drodze – jest najważniejsza. Jest ważniejsza niż my sami dla siebie. Więc jaką sztuką jest opisywać miłość, skoro wiadomo, że ona jest jak tlen, jest jak powietrze? I nie boję się używać takich pięknych zapomnianych słów, jakich się już nie używa w języku miłości. Dla mnie język jest najważniejszy w miłości. To, jak ktoś mówi i co do mnie mówi, jest dla mnie ważniejsze niż to, co ze mną robi.
Rozumiem. A druga piosenka, Ocean wolnego czasu, to taki piękny homage dla Piwnicy Pod Baranami, prawda?
Oczywiście, osobą, która mnie natchnęła, jest Joasia Ronikier (była gościem Dwójki). Tu na marginesie powiem, że słucham tylko i wyłącznie Dwójki, więc niech płacze Trójka i te inne Radia Zet i RMF, których nie słucham w ogóle. Nie tylko ta piosenka powstała przez Dwójkę, Batumi również. Wstaję rano, słucham i wtedy coś zapada w pamięć, ale nie jest tak, że ja czekam, aż ktoś coś powie, by to zaraz wychwycić, tylko to samo się dzieje, samo zapada.
Joasia Ronikier w tej rozmowie użyła frazy „ocean wolnego czasu”. Powiedziała, że Kraków to ocean wolnego czasu, i rzeczywiście tak jest. Od ‘89 roku warszawiacy jeżdżą do Krakowa na weekendy, bo Kraków rzeczywiście daje ludziom to, czego oczekują w wolnym czasie. Kraków to moje lata dziecinne, moje lata młodości do dwudziestego trzeciego roku życia. Później wyjechałam do Warszawy. Od ‘79 do ‘89 byłam znowu w Krakowie, więc Kraków jest moim miastem rodzinnym, za którym piekielnie tęsknię, zwłaszcza na wiosnę.
Ale powiedz coś o Demarczyk i o Piotrze.
Piwnica Pod Baranami to jedno z najważniejszych miejsc mojej bardzo wczesnej młodości. Miałam to wielkie szczęście, że zaprzyjaźniłam się ze wszystkimi ludźmi, a z niektórymi szczególnie. Byłam na każdym przedstawieniu sobotnim w Piwnicy Pod Baranami i kochałam ich wszystkich. Piotr, czyli Piotr Skrzynecki, Ewa Demarczyk, Zygmunt Konieczny i Krysia Zachwatowicz – postacie, które po prostu ubóstwiałam – wychodzili i robili coś, czego już nikt nam niestety nie da. To może być kwestia tego, że to pokolenie – niesamowicie inteligentne, rozwinięte duchowo i intelektualnie – odchodzi. Jest też różnica pomiędzy mną szesnasto‑, siedemnasto‑, osiemnastoletnią, trzydziestoletnią a mną dzisiaj. Inaczej się patrzy na świat. Jeśli jednak chodzi o to, co ma dla mnie znaczenie, to ci, którzy byli dla mnie wartością, kiedy byłam młoda, są dla mnie wartością do dziś.
Pięknie. A List z Batumi? Skąd się wzięło Batumi w ogóle? Batumi… (śpiewa) Zaśpiewaj.
Batumi… Herbaciane pola… (Kora śpiewa). Batumi to też jest Dwójka. Była jakaś audycja… Chodziło o to, że ja słucham tego radia, bo to jest mój przyjaciel, nie ma nikogo oprócz moich zwierząt, ale niezależnie od tego, jak krytycznie oceniam człowieka, a bardzo krytycznie, to na koniec okazuje się, że to człowiek człowiekowi jest najbliższy. Jednak. A Batumi? Pojechałeś tam, ja tutaj nad jeziorem, piękna pogoda, u ciebie w Batumi również. I to jakoś tak było, że ta audycja i ten twój pobyt gdzieś tam. Nie wiem, już tego tekstu nie pamiętam, ale jakoś to się razem zgrywało, prawda?
Tak, tak.
Zgrywało się, taka koincydencja, bardzo to lubię, to jest takie jungowskie i od razu napisałam w sekundeczkę.
A powiedz mi coś teraz o poezji. Może opowiesz o poetach, którzy cię fascynowali od młodości? Kogo czytałaś, kogo czytasz dzisiaj? Nadajmy temu ramy poetyckie, bo jednak Biuro Literackie jest wydawnictwem poetyckim, najlepszym chyba, jednym z najlepszych w Polsce.
To może zacznę od pierwszego poety, w którym się zakochałam i którego czytam do dziś, i znam na pamięć jego wiersze i poematy – czyli przede wszystkim Jan Kochanowski.
Największy polski poeta według Henryka Berezy, ale nie tylko jego.
Ano widzisz. Dla mnie to jest po prostu cud cudów, on jest jak Dante. I to jest taka fascynacja bardzo wczesna, bo na pewno nie ze szkoły podstawowej. Czytałam bardzo dużo książek, nauczyłam się sama czytać, już w domu dziecka czytałam książki. Są tacy, którzy wiedzą, jak nauczyli się czytać, są tacy, którzy czytają od czwartego roku życia. Babcia szła ulicą, a on mówi: „Babciu, co to jest?”, „A, to jest cukiernia, napisane jest cukiernia”. No i są tacy, co twierdzą, że właśnie w taki sposób nauczyli się czytać. Ja tego nie pamiętam, bo byłam w domu dziecka i tam była cukiernia, ale czy było napisane cukiernia? Wątpię. Bo była jedna, więc po co miało to być napisane? Miałam pięć lat, chyba czegoś takiego nie było w tych małych miasteczkach. Nie wiem, o czym ja mówię tak szczerze. O czym ja mówię w tej chwili?
O poezji. (śmiech)
O poezji… Oczywiście czytałam takie książki, jakie mi wpadły w ręce. Wszystko absolutnie. U mojej ciotki, jak byłam w szóstej klasie, czytałam książkę Wrzos.
Czyje to jest?
Rodziewiczówny. Na strychu były książki i dorwałam się do nich, a były tam powieścidła takie jak Trędowata. Czytałam to z wypiekami na twarzy. Jedną z pierwszych książek, jakie przeczytałam i nic z niej nie zrozumiałam oprócz tego, kto kogo podglądał, to były Zmory Zegadłowicza, przy których jako dziewczynka byłam tak podniecona, że na skali od jednego do dziesięciu pękłby termometr. Tak działał na mnie ten opis Zegadłowicza, a przecież byłam mała. Nie byłam nastolatką, tylko dzieckiem.
Wróćmy do poezji. Co było po Kochanowskim?
Po Kochanowskim byli wszyscy poeci, których mieliśmy w szkole. Oczywiście zachwycałam się Leśmianem, Gałczyńskim. To poeci mojego dzieciństwa. I Tuwim, i Brzechwa, i baśnie, bo to też jest swoista poezja. Jestem wychowana na baśniach, ale nie na baśniach braci Grimm, jestem wychowana na baśniach Andersena. Konopnicka, nowelki, Janko Muzykant – wszystko to czytałam zachłannie i ubóstwiałam. Kiedy nie miałam co czytać, sięgałam po raz kolejny po książki wcześniej przeczytane, jestem bowiem nałogowcem. To nie jest ani dobre, ani złe.
Chyba jesteś rekordzistą świata w czytaniu książek. A powiedz mi, Kochanie, z poezji w okresie hipisowskim co czytywaliśmy?
No właśnie, w okresie hipisowskim już nie było tego indywidualnego czytania, już byliśmy w grupie i były mody. Byli beatnicy, był Bukowski, Emily Dickinson, którą do dzisiaj kocham. To była wielka mistyczka.
Ginsberg nie?
Nie, Ginsberga nie lubię, Ginsberga poznałam. To był poeta sezonowy, a ci, którzy przechodzą to Whitman, to Bukowski, którego zresztą uwielbiam i w poezji, i w prozie.
Z młodości Sylvia Plath… Blake’a też czytaliśmy.
Oczywiście, przecież Blake’a śpiewam.
Co śpiewasz Blake’a?
Wykorzystuję Blake’a. Słońce jest okiem Boga.
Philip Larkin…
Philip Larkin – kocham i czytam. Co innego jest czytać, a co innego zachowywać do czytania. No oczywiście Szymborska, późny Miłosz. Musimy się zatrzymać na polskich poetach.
Wojaczka bardzo ceniliśmy…
Bardzo.
Herbert?
Nie czytam Herberta aż tak bardzo.
Różewicz?
Różewicz jak najbardziej.
Zadurę lubisz.
Zadurę uwielbiam – wielki poeta. Kurylaka śpiewam – Ping Pong. Marta Podgórnik – cudowna poetka, wspaniała, urodzona. Jest tak wielu twórców, nie nad wszystkimi się pochylam, bo nie są tego warci. Poezja to jest coś, z czym przychodzi się na świat, bo tak jak ktoś się rodzi ślusarzem, tak i poetą. Chodzi o talent. Nie można się nauczyć poezji, nie można się nauczyć pisania. Można przez naukę poezji i czytania lepiej rozumieć, co się czyta, ale na pewno nie można zostać poetą i pisarzem. Dziś jest tak łatwy research, że można napisać wszystko, ja siądę i napiszę pięćdziesiąt pięć kryminałów, ale po co? Nie znoszę pisać, a uwielbiam czytać. Pisanie to męka. Mordęga.
Ja się ostatnio zachwyciłem Świrszczyńską. Szalona poetka, wariatka, crazy.
Miałam taką przyjaciółkę Galię, Grażynę Sewiołek. Była bardzo rozwiniętą duchowo i intelektualnie osobą, która w pierwszym roku stanu wojennego na wiosnę popełniła samobójstwo. Dopełniałyśmy się, ona mnie pod każdym względem przewyższała, ale nie urodziła się z takim talentem jak ja. Razem tworzyłyśmy nieprawdopodobnie ohydny tandem, bardzo dużo czytałyśmy i tylko to nas interesowało, dopóki nie poznałyśmy seksu i miłości fizycznej. Byłyśmy utrapieniem w szkole podstawowej i w liceum. Lista naszych lektur była tak przytłaczająca dla naszych nauczycielek, że bały się nas jak ognia. Siedziały tam dwa granaty, lepiej ich nie dotykać. Oczywiście to było okropne i bardzo przepraszam wszystkie nauczycielki, które były ofiarami naszej arogancji. Rzeczywiście dużo czytałam.
Eliot…
O Eliocie lubię czytać, ale nie jest moim poetą. Ważne jest to, jakich poetów czytam dziś, a czytam z przyjemnością, więc na pewno jest to Larkin, na pewno jesteś ty, to zrozumiałe, że jestem pierwszą osobą, która czyta twoje rzeczy, tak jak ty czytasz moje. Dla mnie jesteś cudownym i wspaniałym poetą. Prawdziwym.
Pasewicz?
Bardzo lubię Pasewicza. Jest niezwykle kunsztowny. Świetlicki ma bardzo dobre frazy, ale chyba jest za bardzo zdegenerowany.
(śmiech)
Ale frazy ma świetne.
On kontynuuje drogę pijaków krakowskich.
Właśnie, szkoda. Zamiast pić, mógłby palić.
Nie, na to już nie przejdzie. Kupiłem w antykwariacie poemat Pabla Nerudy, całe lata na niego polowałem.
Kiedy czytałam Wokół kamienia Słońca Octavio Paza, tak się zachwycałam, że dostawałam tysiąc milionów duchowych orgazmów. Tworząc, nie zajmuję się w ogóle tym, co sama robię, cały czas poświęcam na lekturę innych.
Bardzo lubiliśmy poezję rosyjską: Achmatowa, Majakowski. Ostatnio kupiłem taką młodą, wariacką poezję rosyjską. Jako hipisi czytaliśmy poetów francuskich – Rimbauda, Baudelaire’a, ale też angielską, także Borgesa…
Dokładnie. Ale byli i Niemcy. Tytuł mojej piosenki Samotność mieszka w pustych oknach to fraza z Trakla, śpiewam cummingsa Mały człowieku. Francuzi: Rimbaud, Baudelaire, Nerval, Valéry, Mallarmé. No i znowu Niemcy: Rilke, Hölderlin, Stefan George. Gottfried Benn mnie zachwyca. Śpiewam Białoszewskiego Ty tęsknoto, homoerotyk wstrząsający. Angielscy poeci metafizyczni, Donne. Można tak w nieskończoność… Celan, Karpowicz, Karasek, Tkaczyszyn-Dycki, Szuber, Stanisław Dłuski…
Jesteśmy czytającymi maszynami.
Urodzony w 1953 roku. Historyk filozofii, dziennikarz, poeta, rzeźbiarz, malarz. Jego prace były wystawiane w Monachium, Berlinie Zachodnim, Krakowie i Warszawie. Publikował w wielu czasopismach: „Jazz”, „Jazz Forum”, „Magazyn Muzyczny Jazz”, „Tylko Rock”, „Playboy”, „Polityka”, „The Warsaw Voice”. Mieszka na Roztoczu.
Urodzona w 1951 roku w Krakowie. Wokalistka rockowa i autorka tekstów piosenek. Solistka zespołu Maanam, z którym odniosła sukces m.in. dzięki płycie Derwisz i Anioł (1991). Kolejne albumy, w tym Róża (1994) i solowy krążek Kora Ola Ola! (2003), potwierdzały oryginalność jej stylu muzycznego. Od 2009 roku zespół występuje pod nazwą KORA. Mieszka w Warszawie.
Głos Kamila Sipowicza w debacie „Ludzie ze Stacji”.
Więcej3. odcinek cyklu „Roztańczone razgawory” Kamila Sipowicza.
WięcejSpotkanie autorskie „Życie w piosence” z udziałem Kory i Olgi Tokarczuk w ramach festiwalu Stacja Literatura 22.
Więcej2. odcinek cyklu „Roztańczone razgawory” Kamila Sipowicza.
WięcejSpotkanie autorskie „Muzyka z poezją” wokół książek Duszny kraj Boba Dylana i Tańczę boso Patti Smith z udziałem tłumacza Filipa Łobodzińskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 22. Prowadzenie Kamil Sipowicz.
Więcej1. odcinek cyklu „Roztańczone razgawory” Kamila Sipowicza.
WięcejAutorski komentarz Kory w ramach cyklu „Historia jednego tekstu”, towarzyszący nowemu, poprawionemu i rozszerzonemu wydaniu książki Kory Stoję, czuję się świetnie, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 24 lipca 2017 roku.
WięcejDwa wiersze Kory, zapowiadające jej książkę Stoję, czuję się świetnie, która ukaże się w Biurze Literackim 24 lipca 2017 roku.
WięcejDwa wiersze Kory, zapowiadające jej książkę Stoję, czuję się świetnie, która ukaże się w Biurze Literackim 24 lipca 2017 roku.
WięcejEsej Kamila Sipowicza towarzyszący premierze książki Kropka nad i Bohdana Zadury, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 22 października 2014 roku.
WięcejSpotkanie autorskie „Życie w piosence” z udziałem Kory i Olgi Tokarczuk w ramach festiwalu Stacja Literatura 22.
WięcejSzkic Pawła Tańskiego towarzyszący nowemu, poprawionemu i rozszerzonemu wydaniu książki Kory Stoję, czuję się świetnie, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 24 lipca 2017 roku.
WięcejAutorski komentarz Kory w ramach cyklu „Historia jednego tekstu”, towarzyszący nowemu, poprawionemu i rozszerzonemu wydaniu książki Kory Stoję, czuję się świetnie, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 24 lipca 2017 roku.
WięcejDwa wiersze Kory, zapowiadające jej książkę Stoję, czuję się świetnie, która ukaże się w Biurze Literackim 24 lipca 2017 roku.
WięcejDwa wiersze Kory, zapowiadające jej książkę Stoję, czuję się świetnie, która ukaże się w Biurze Literackim 24 lipca 2017 roku.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły towarzysząca premierze e‑booka Kory Stoję, czuję się świetnie, wydanego w Biurze Literackim 18 stycznia 2016 roku.
Więcej