wywiady / o książce

Różne miary czasu

Bohdan Zadura

Z Bohdanem Zadurą o książce Szkice, recenzje, felietony rozmawia Anna Krzywania.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Anna Krzy­wa­nia: Po trzech tomach Wier­szy oraz dwóch tomach Pro­zy uka­za­ły się wła­śnie kolej­ne dwa zbio­ry Pana tek­stów pt. Szki­ce, recen­zje, felie­to­ny. Nie spo­sób więc nie zadać pyta­nia, co odczu­wa autor patrząc na cał­kiem pokaź­ny zestaw swo­ich dzieł zebra­nych – speł­nie­nie czy raczej nie­do­syt?

Boh­dan Zadu­ra: Głów­nie pew­nie coś w rodza­ju łagod­ne­go poczu­cia nie­rze­czy­wi­sto­ści, łagod­ne­go, bo ta sied­mio­to­mo­wa edy­cja była jed­nak roz­ło­żo­na w cza­sie. Mogłem się tro­chę do tych ksią­żek przy­zwy­cza­ić, oswo­ić z nimi. Sie­dem naraz to mogło­by być zabój­cze – i finan­so­wo dla ewen­tu­al­ne­go czy­tel­ni­ka, i emo­cjo­nal­nie dla auto­ra (śmiech). Poczu­cie ulgi – bo to jed­nak była cięż­ka pra­ca, by korek­tę choć­by tyl­ko wspo­mnieć. Nie­pew­ność – czy to, co się przez lata napi­sa­ło, war­te jest tych twar­dych okła­dek i czy w ogó­le war­te jest przy­po­mi­na­nia.

Jak czę­sto wra­ca Pan do napi­sa­nych przez sie­bie tek­stów?

Tak rzad­ko, jak to tyl­ko moż­li­we. W tym przy­pad­ku nie dało się unik­nąć takich powro­tów. I to w mak­sy­mal­nej daw­ce. Cza­sem wra­cam do daw­nych wier­szy na wie­czo­rach autor­skich, ale i na nich naj­bar­dziej lubię czy­tać rze­czy jesz­cze nie­dru­ko­wa­ne, o ile je mam. W ostat­nich latach nie było z tym naj­le­piej.

W wyda­nych ostat­nio zbio­rach znaj­du­ją się recen­zje, któ­re czę­sto bywa­ły pisa­ne tuż po uka­za­niu się oma­wia­nych ksią­żek. Czy zda­rzy­ło się kie­dyś Panu zmie­nić zda­nie na temat tek­stów wcze­śniej przez sie­bie zre­cen­zo­wa­nych?

Jak Pani sły­szy, na chwi­lę zanie­mó­wi­łem. Nie, chy­ba nie. W każ­dym razie nie przy­po­mi­nam sobie jakiejś spek­ta­ku­lar­nej kon­wer­sji. Choć takiej moż­li­wo­ści nie da się wyklu­czyć, ale żeby się na niej przy­ła­pać, nie wystar­czy ponow­na lek­tu­ra recen­zji, powin­na jej towa­rzy­szyć ponow­na lek­tu­ra tych recen­zo­wa­nych ksią­żek. Każ­dej w swo­im cza­sie – któ­ry był też cza­sem pisa­nia o niej – coś zawdzię­cza­łem. W cią­gu tych kil­ku­dzie­się­ciu lat pew­nie tro­chę się zmie­nił mój pogląd na róż­ne spra­wy, w tym i na lite­ra­tu­rę. Pisa­łem o róż­nych książ­kach, w tym wie­lu takich, któ­rych auto­rzy i tytu­ły dziś nie­wie­le mówią. Jeśli tek­sty o nich jakoś prze­dłu­ża­ją im życie, to to mnie cie­szy.

Jest wie­le róż­nych, czę­sto wyklu­cza­ją­cych się, opi­nii na temat trwa­ło­ści i ponad­cza­so­wo­ści tek­stów kry­tycz­nych. Jak dłu­go według Pana żyją i są aktu­al­ne, recen­zje, felie­to­ny…?

Same mia­ry cza­su są róż­ne. Kie­dy ma się dwa­dzie­ścia lat i pisze się wiersz, gwa­ran­cję, że za dzie­sięć lat będzie on jesz­cze żywy, nie zesta­rze­je się, bie­rze się – bra­ło­by się – w ciem­no. Kie­dy ma się lat, powiedz­my, sześć­dzie­siąt, dzie­sięć lat wyda­je się chwi­lą, nie mówiąc o tym, że w ogó­le coś takie­go jak jaka­kol­wiek gwa­ran­cja, ter­min przy­dat­no­ści do spo­ży­cia, wyda­je się ilu­zo­rycz­ne. Felie­ton, recen­zja to są for­my ulot­ne, chy­ba tyl­ko wariat upra­wia­jąc je mógł­by liczyć na ich dłu­gie trwa­nie. Cho­ciaż kto wie, co się kie­dyś komuś może przy­dać. Teraz zasta­na­wiam się, czy Pani pyta­nie nie suge­ru­je, że powi­nie­nem bro­nić tych dwóch ostat­nich tomów. Może i powi­nie­nem, choć to nie był mój pomysł. Przy­sta­łem nań, to praw­da. Z duszą na ramie­niu. Mówiąc żar­tem, dla­te­go, żeby mieć dowód w posta­ci tego ponad tysią­ca stron, że moje prze­świad­cze­nie o sobie jako o czło­wie­ku nie­przy­zwo­icie leni­wym jest nie­co prze­sa­dzo­ne. Tro­chę bar­dziej poważ­nie, to wyda­je mi się, że te Szki­ce, recen­zje, felie­to­ny two­rzą coś w rodza­ju kon­tek­stu dla Wier­szy, że jeśli w lite­ra­tu­rze mię­dzy inny­mi cho­dzi o uchwy­ce­nie kli­ma­tu cza­su, to może one wię­cej mówią o tym cza­sie – cza­sach – niż Pro­za.

To praw­da. Na ten aspekt Szki­ców… zwró­cił uwa­gę rów­nież Darek Foks pod­kre­śla­jąc nie tyl­ko ich zna­cze­nie lite­rac­kie, ale i poza­li­te­rac­kie, pisał, że „dają nam coś w rodza­ju dzien­ni­ka pisa­rza, któ­ry chcąc nie chcąc reagu­je na rze­czy­wi­stość spo­łecz­ną i poli­tycz­ną tam­tych cza­sów”…

Wie Pani, pew­nie bar­dziej nie chcąc niż chcąc, to jakoś samo tak wycho­dzi. Ze dwa razy przy­mie­rza­łem się do pisa­nia dzien­ni­ka, bar­dzo daw­no temu, taki sło­mia­ny zapał, trwał parę tygo­dni. To wyma­ga zbyt wie­le dys­cy­pli­ny i sys­te­ma­tycz­no­ści, żeby mi się uda­ło. Wła­ści­wie tyl­ko poezja była w sta­nie na mnie te cechy wymu­sić: masz pomysł na wiersz, rzu­casz wszyst­ko, żeby ten wiersz napi­sać i nie odczu­wasz tego jako przy­mu­su. Więc „dzien­ni­ko­wa” potrze­ba była czę­ścio­wo zaspa­ka­ja­na jak­by pokąt­nie, jak­by nie­po­strze­że­nie, przy innych oka­zjach. Dzien­nik chy­ba jest pro­jek­tem total­nym, wszyst­ko albo nic, codzien­nie, a nie z dosko­ków. Mam nadzie­ję, że tro­chę „sma­ku deta­lu” – by posłu­żyć się tytu­łem książ­ki Pio­tra Som­me­ra – do tych szki­ców, recen­zji, felie­to­nów prze­szło. Nota­be­ne, jak sobie myślę o zawar­to­ści poszcze­gól­nych tomów tej edy­cji, to – wyłą­czyw­szy Wier­sze – docho­dzę do wnio­sku, że panu­je w nich spo­ry gali­ma­tias: nie­któ­re z tek­stów, któ­re weszły w skład dru­gie­go tomu Pro­zy, rów­nie dobrze mogły­by się zna­leźć w Szki­cach… i na odwrót. Z jed­nej stro­ny to kwe­stia przy­pad­ku, z dru­giej nie­wy­ra­zi­sto­ści gatun­ko­wej. Czy „Jak zie­lo­ny las w Par­ku Przy­jaź­ni (sto­sow­na oka­zja)” to rze­czy­wi­ście bar­dziej opo­wia­da­nie niż felie­ton, szkic albo nawet recen­zja? Czy nie­któ­rym – nie wszyst­kim – felie­to­nom z „Kul­tu­ry podró­żo­wa­nia” nie bar­dziej do twa­rzy było­by pod szyl­dem opo­wia­dań? Czy obfi­tość juwe­ni­liów w trze­cim tomie Wier­szy… wyni­kła tyl­ko z mojej odwa­gi i chę­ci doda­nia otu­chy tym, któ­rzy wier­sze zaczy­na­ją pisać (zaczy­na­jąc od cze­goś takie­go moż­na dojść do cze­goś ciut lep­sze­go, więc niech żywi nie tra­cą nadziei?), czy może pod dwóch gru­bych tomach ten trze­ci to nie mogła być jakaś chu­dzi­na, bo by to śmiesz­nie wyglą­da­ło?

Czy­ją twór­czość kry­tycz­ną szcze­gól­nie Pan ceni?

To pod­stęp­ne pyta­nie, test na pamięć i refleks. Ze Szki­ców… wyni­ka w spo­sób dość oczy­wi­sty, że mia­łem – i mam – szcze­gól­ny sto­su­nek do Jerze­go Kwiat­kow­skie­go, nie muszę wła­ści­wie mówić dla­cze­go, bo tam jest to dość dro­bia­zgo­wo wyło­żo­ne. To on w znacz­nej mie­rze ukształ­to­wał moje rozu­mie­nie poezji i wła­ści­wie zawsze chcia­łem pisać o poezji tak, jak on to potra­fił robić. Jeśli wymie­nię Hen­ry­ka Bere­zę to też to dla Pani nie będzie zasko­cze­nie. Zawsze go podzi­wia­łem i gdy po Rado­ści czy­ta­nia ktoś nazwał mnie „małym Bere­zą”, to odczu­łem – pew­nie wbrew inten­cjom auto­ra tej for­mu­ły – ogrom­ną satys­fak­cję. Bywa cza­sem, że trud­no wyba­czyć tym, któ­rym dużo zawdzię­cza­my – ale to nie jest ten przy­pa­dek. Pra­co­wi­tość – to nie naj­waż­niej­sze – bo pra­co­wi­tych kry­ty­ków jest wie­lu, odwa­ga sądów i coś, co moż­na by nazwać sto­sun­kiem do sztu­ki w ogó­le, a lite­ra­tu­ry w szcze­gól­no­ści, w któ­rym jest miej­sce i na jak­by nie­dzi­siej­szy ide­alizm, i wier­ność sobie. Pew­nie jed­nak nie o tych kry­ty­ków Pani pyta. Więc z tych młod­szych, któ­rzy piszą o poezji, wymie­nię Annę Kału­żę, czuj­ną i bar­dzo kom­pe­tent­ną moim zda­niem, Karo­la Mali­szew­skie­go, któ­re­go żar­li­wość dorów­nu­je pew­nie żar­li­wo­ści wspo­mnia­ne­go przed chwi­lą Bere­zy, Jac­ka Guto­ro­wa, któ­re­go książ­kę Nie­pod­le­głość gło­su bar­dzo cenię… Tyle tytu­łem przy­kła­du, nie roz­bu­do­wu­ję tej listy, bo mam świa­do­mość, że im bar­dziej była­by kom­plet­na, nie­unik­nio­ne pomi­nię­cia na niej były­by tym bar­dziej krzyw­dzą­ce.

Jak dużo nowych tek­stów napi­sał Pan po opu­bli­ko­wa­niu dzieł zebra­nych? Wspo­mniał Pan na począt­ku, że jeśli cho­dzi o wier­sze, to nie poja­wi­ło się zbyt wie­le nowych.

Ostat­nio, jeśli cho­dzi o wier­sze, coś się odblo­ko­wa­ło. To zresz­tą tyl­ko w mło­do­ści nie­pi­szą­ce się wier­sze sta­no­wią jakiś – czę­sto poważ­ny – pro­blem. W wie­ku śred­nim (śmiech) już nie. Piszą się – dobrze, nie piszą – też dobrze. Jeśli nie nale­ży mno­żyć bytów ponad potrze­bę, to taka blo­ka­da psy­cho­lo­gicz­nie jest zro­zu­mia­ła. Mimo wszyst­ko coś mi cho­dzi po gło­wie, nie tyl­ko jeśli cho­dzi o mowę wią­za­ną. Coś bym sobie popi­sał, coś zaczą­łem, takie­go nie­okre­ślo­ne­go, na pogra­ni­czu opo­wia­da­nia, felie­to­nu, dzien­ni­ka. Ale to – by przy­wo­łać tytuł tomi­ku, któ­ry był, a jak­by go nie było, bo od razu w trze­cim tomie Wier­szy zebra­nych wylą­do­wał – kwe­stia cza­su. Wol­ne­go cza­su.

O autorze

Bohdan Zadura

Ur. w 1945 r. Poeta, prozaik, tłumacz i krytyk literacki. W latach 2004-2020 redaktor naczelny „Twórczości”, od lat pozostaje związany z „Akcentem” i „Literaturą na Świecie”. Laureat licznych polskich i zagranicznych nagród, w tym: Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2011), Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. H. Skoworody (2014) oraz Nagrody im. C.K. Norwida (2015). W Biurze Literackim w latach 2005–2007 ukazały się jego dzieła zebrane, a w kolejnych latach publikował w oficynie następne premierowe książki, w tym w 2020 roku wybór wierszy Sekcja zabójstw. W 2018 r. został uhonorowany Silesiusem za całokształt twórczości.

Powiązania