Dopytanie
debaty / ankiety i podsumowania Krzysztof SiwczykGłos Krzysztofa Siwczyka w debacie „Kroniki osobiste”.
WięcejRozmowa Juliusza Pielichowskiego z Krzysztofem Siwczykiem, towarzysząca premierze książki Krzysztofa Siwczyka Na przecięciu arterii, wydanej w Biurze Literackim 23 września 2024 roku.
Juliusz Pielichowski: Krzysztofie, rozmawiamy na kilka dni przed Twoimi czterdziestymi siódmymi urodzinami. Zaczynam od tej okoliczności pozornie pozatekstowej, bo Na przecięciu arterii to proza, jak mi się wydaje, w dużej mierze autobiograficzna, a motywy narodzin i umierania stanowią zasadniczą materię, z jakiej utkana jest ta zwięzła, bardzo skoncentrowana narracja. Nie licząc esejów, to pierwsza w Twoim dorobku pełnokrwista proza. Jak się czujesz jako debiutant w prozatorskim procederze? I czy zgadzasz się z takim postawieniem sprawy?
Krzysztof Siwczyk: Rzecz jasna czuję, czuję wyraźnie, że zbliża się nieuchronne: entuzjazm! W życiu bym nie pomyślał, że mocno po czterdziestce będę debiutantem, a jest to uczucie poniekąd deprymujące. Staram się odnajdywać w sobie bojaźń i drżenie, które faktycznie kiedyś już przeżywałem. Jednocześnie jestem przekonany, że wieczny powrót jest mocno przereklamowany. Ewidentnie bliżej mi do „tego, co nieuchronne” – pamiętasz, była taka książka Jankélévitcha, niewielka, skondensowana proza filozoficzną. Lubię rzeczy skondensowane, niewielkich rozmiarów, raczej ubogie w treści. Tak, parę parametrów egzystencjalnych wystarczy, by napisać coś na temat. Mało tego. Mało wszystkiego, coraz mniej. Debiutowałem poezją trzydzieści lat temu, ewidentnie miałem swoje wieszcze szanse, coś tam wtedy przeczuwałem, czułem, że czas mija szybko, chociaż miałem go pod dostatkiem, trwoniłem, ile i co mogłem. Wierszy napisałem całkiem sporo, może za dużo, esejów nieco mniej, do prozy podchodziłem jak do jeża. Zwłaszcza, że tężała z latami propaganda opowieści, historii do opowiedzenia, by w dzisiejszym stanie rzeczywistości osiągnąć swoje programowe maksimum: NARRAC(JA)!
A tak, przerażające „ja”. Pamiętam To, co nieuchronne. To skądinąd świetny kontekst dla Na przecięciu arterii. Choć z dwójki Kierkegaard i Jankélévitch wybieram pierwszego. Ale żebyśmy od razu nie ugrzęźli w filozofii, nawet skondensowanej, pozwolę sobie jeszcze na odrobinę prywaty. Znamy się nie od dziś, łączą nas Gliwice i parę innych spraw. Wspomniałem już, że Twoja proza – narrac(ja), jak zauważyłeś – wydaje mi się zasadniczo autobiograficzna. Czytając ją, rozpoznawałem wiele z tego, o czym opowiadasz – miejsca, okoliczności, ludzi. A jednak nie opuszczało mnie poczucie, że udało Ci się szczęśliwie uniknąć pułapki prozy wspomnieniowej. Myślę, że złożyły się na to przynajmniej dwie strategie: wybór czasu teraźniejszego, jakim konsekwentnie się posługujesz, i wręcz ekstatyczne zwrócenie się ku światu zewnętrznemu: głód przestrzeni, zdarzeń, detali, do których gadające „ja” nieustannie (się) ucieka. Czy zabierając się za próbę opisu własnych doświadczeń, w ogóle myślałeś o kwestiach formalnych? Dlaczego zdecydowałeś się na formułę „tu i teraz”? I – pytanie znacznie ważniejsze – czy zgadzasz się z uparcie suflowaną przeze mnie tezą, że Na przecięciu arterii to proza autobiograficzna?
Bardzo podoba mi się Twoje sformułowanie o „zasadniczo autobiograficznym” charakterze tej prozy. Z zasady nie mam dostępu do życia innego niż swoje i na tym polega cały trud wyjścia z zaklętych rewirów egocentryzmu ku jakimś formułom empatii, które winny zjawić się w języka na mocy – dajmy na to – pryncypialnego potraktowania miejsc, okoliczności i ludzi. Nie wiem, czy mi się to udaje, nie jestem do końca pewien, czy udało mi się zluzować w języku tej prozy siłę narcystycznego ciążenia, ale starałem się bardzo. W sukurs przyszły mi przykre okoliczności różnorakich utrat, które fabularyzowane są w Na przecięciu arterii jednak w duchu uniwersalnych koszmarów rozpadu ciała, więzów rodzinnych, wreszcie – co chyba najistotniejsze – w schyłkowej turbulencji zaimków, gdzie faktyczna następuje katastrofalna walka o możliwości „mówienia dalej” we własnym, ogołoconym imieniu. Generalnie chyba jest to proza o przechodnim charakterze różnych iluzji życia, wydarzających się w zmiennych okolicznościach miejsc i czasów, a finalnie okazujących się jednym, smutnym rytuałem nieświadomie odgrywanym nad przepaścią terminalnego tapczanu. Z drugiej strony bardzo chciałem zadbać o elementy faktograficzne, o jakiś idiomatyczny rys świata, w którym przyszło żyć i umierać mojemu bohaterowi. Być może stąd osadzenie tej prozy jednak w żywiole konkretu, również geograficznego, który starzeje się oczywiście szybko, ale bywa melancholijnie udatny, tworzy coś w rodzaju gęstości czasoprzestrzennej w prozie i umożliwia zastosowania w narracji czasu teraźniejszego – tego najbardziej skłamanego z czasów. Chyba faktycznie o ten czas teraźniejszy walczą akapity w Na przecięciu arterii. Walczą bogatsze o doświadczenie przegranej, klepiąc po cichutku Beckettowski pacierz: „Fail again. Fail better”.
Warto tu wspomnieć, że narrator pozostaje bezimienny, choć możemy przeczytać, iż w dniu jego narodzin „w skwarze lipca, dwudziestego szóstego, salowa nadrabia dni na zdzieraku, czyta na głos imiona, imieniny Anny i Krzysztofa”. To jeden z niewielu tropów, które mogłyby wprost wskazywać na jakiś jego związek z Tobą. Miałem nadzieję, że przywołasz Becketta. Gdy czytałem tę prozę, przypomniał mi się „Mechanizm obronny” z Jasnopisu, który, choć zamieszczony w tomie poezji, przybrał wówczas formę udramatyzowaną. Tropy beckettowskie są obecne w Twojej twórczości nie od dziś. W Na przecięciu arterii podejmujesz tę beckettowską, ale i różewiczowską tradycję mówienia o śmierci językiem ogołoconym, uproszczonym, świadomie nielirycznym. Czytając opisy umierania ojca w Na przecięciu arterii, nie sposób nie pomyśleć o „Dzienniku gliwickim” z tomu Matka odchodzi Różewicza. Na ile te powinowactwa były dla Ciebie istotne? Mam na myśli zarówno kwestie czysto formalne, jak i pewne elementarne – jak mi się wydaje – poczucie pokrewieństwa wizji świata. Trochę już o tym powiedziałeś, przywołując formułę „Beckettowskiego pacierza”.
Chyba strzeliłem sobie w kolano, przywołując bardzo duże tradycje, kiedy przecież jestem od lat piewcą „innych tradycji”, jednak małych języków zwierzeń i zawierzeń literackich, języków lokalnych, prywatnych nenii pisanych bardzo po swojemu, bez specjalnej ortodoksji gatunkowej. No ale nie sposób tak po prostu obejść ojców założycieli różnych rozpaczy i grotesk. Faktycznie cieszy mnie żywa obecność – dajmy na to – Różewicza w tym, co pisze się dziś, również prozą. Bardzo ciekawe wydają mi się rozwinięcia pewnych wizji i intuicji, jest parę zawodniczek i zawodników, którzy spokojnie dają radę z rozpaczą i groteską. Pierwszy z brzegu udany dyskurs funeralny: Jak nie zabiłem swego ojca i jak bardzo tego żałuję. Rzecz pisana jakby obok tradycji, z dala od liryzmów, ale z szwungiem teatralnej groteski, która tylko wzmaga koszmar. Właściwie Mateusz Pakuła, a z drugiej strony Kontener Marka Bieńczyka, rozwiązują za nas w literaturze sporo problemów ze społecznym, religijnym, metafizycznym i – co najważniejsze – estetycznym i historycznoliterackim statusem śmierci, włączając to doświadczenie wprost do wnętrza języka, jakim mówimy i piszemy o odchodzących ojcach i matkach. Następuje po lekturze natychmiastowa eksplozja konwencjonalnych oswojeń, którymi próbujemy oszukiwać samych siebie, stojąc nad funeralnym tapczanem, na który zaraz pójdziemy leżeć i ustawiamy ten zoom naszego przedterminalnego życia na kochaną twarz, w przekonaniu, że zrozumiemy coś więcej czy wyraźniej. Przypominasz „Dziennik gliwicki”. Tak, on jest tym „jądrem rozdarcia” całej książki Różewicza, szczęśliwie nieprześlepionej, nawet potraktowanej wyjątkowo przyjaźnie przez literackie naziemie. Ale działo się to w czasach, w których śmierć gościła jeszcze na salonach rzeczywistości. Dziś, umówmy się, przegrywa z medycyną estetyczną. Jedynie wydyma usta. Poezja ściśniętego gardła nie przechodzi przez nie. Panuje cisza nad tym grobem. Zależało mi, żeby w Na przecięciu arterii jednak wydać z siebie skowyt, owszem, niezbyt może ostentacyjny, na nutach zapożyczonych, ale może układający się we własną melodię i taki na miarę prywatnych, małych potrzeb etycznych. Być może powinowactwo formalne było tu nie do ukrycia. Jednak starłem się trzymać faktów, zaufać temu, co widzę, towarzyszyć bohaterowi z narracją możliwie przytomną, choć przecież działają w tym tekście również metafory, pojawiają się słowa ryzykowne – dajmy na to –„później”. Jeszcze à propos „związków ze mną”, jak trafnie wyłapałeś, one i owszem są, stanowią zawiązki sensów, wobec których pozostaję bezradny, wyrzucony poza ramy literatury, którą mój bohater się brzydził, zwłaszcza w granicznym momencie swojej egzystencji. Wydaje mi się, że doskonale go rozumiem.
Powiedziałeś, że „poezja ściśniętego gardła nie przechodzi przez nie”. Z jednej strony się z Tobą zgadzam, z drugiej jednak od razu myślę o Twoich Krematoriach i ostatnim tomie wierszy, którego tytuł, Ludzie z taksydermii, powraca w Na przecięciu arterii w odrobinę tylko zmienionej – zmienionej nieprzypadkowo! – formie „człowiek z taksydermii”. Mam poczucie, że obie te książki są ze sobą mocno zrośnięte. Przywołałeś jeszcze jedną tradycję – tradycję „skowytu”, o bardzo rozbuchanym retorycznie obliczu. Gdy prowadzimy tę rozmowę, siedzę przy biurku w Gdańsku i myślę o jakże wdzięcznej nazwie dzielnicy Wrzeszcz, która skądinąd od kilku dni nie daje mi spokoju. Wiersze w Ludziach z taksydermii są niezwykle oszczędne, jak gdyby rzeczywiście przechodziły przez mocno ściśnięte gardło. Czy w przypadku Na przecięciu arterii sięgnąłeś po prozę także dlatego, że poezja nie jest już w stanie pomieścić dziś, choćby i nieostentacyjnego, „skowytu”?
Chyba tak, zdaje się, że akurat w wierszach nie jestem już w stanie zmieścić tężejącego we mnie bólu, jakkolwiek patetycznie to brzmi. Jest to tyleż ból ściśle życiowy, co po prostu wyczerpanie języka poetyckiego, który sygnalizowały książki „krematoryjne”. Nie chciałem sam przed sobą przyznać, że śmierciogenność wszystkiego stała się moim konikiem. To przecież taki banalne, takie uwspólnione. Szukałem w tych książkach poetyckich jakiegoś nowego wyrazu, słów było coraz mniej, po kolei fakty odbierały mi głos. Mój przyjaciel, martwy od lat Zdzisław Jaskuła, napisał kiedyś kongenialne zdanie w swojej Maszynie do pisania, które po licznych, towarzyskich mutacjach, już na zawsze przyjęło dla mnie postać sekwencji: „Poezja się nie liczy, liczą się fakty. Fakty są przeciwko nam”. I nagle pomyślałem, że w prozie dam tym faktom się wyżyć, przy okazji skorzystałem z paru elementów książki Ludzie z taksydermii, włączając je w tok narracyjny, tak aby różne, również gatunkowe arterie, zaczęły się przecinać, co luzowało nieco ściśle psychoanalityczną wykładnię tych „przecięć” – biograficznych, synowsko-ojcowskich, faz luster tyleż lacanowskich, co potrzaskanych. Postawiłem w paru momentach prozy na recykling, co też chyba jest z piekła Różewicza rodem. Rzecz jasna, jako świeżo upieczonemu prozaikowi, autorowi bardzo małej prozy, nie wypadało mi wyć na prawo i lewo. Starałem się jednak wyć do środka, w myśl wierszyka „Obowiązki moralne”, który znajduje się w Ludziach z taksydermii i brzmi tak: „Jebać/ Wypierdalać// Można też krzyczeć ciszej/ Dosadniej”.
Zafiksowaliśmy się na śmierci, bo stanowi ona dominantę Twojej twórczości z ostatnich lat – z Na przecięciu arteriina czele. Ale jest w tej książce wyraźna przeciwwaga dla umierania i są nią, w oczywisty sposób, narodziny, cud życia, jeśli pozwolisz. W tej „bardzo małej”, jak twierdzisz, prozie udało Ci się pomieścić opowieść o kilku powojennych pokoleniach. Skoro czynię wycieczki do Twoich wcześniejszych tomów, pozwól, że przywołam poemat Dokąd bądź, sprzed dekady, który cały poświęcony był oczekiwaniu na narodziny. Także tam często sięgałeś po czas teraźniejszy i, podobnie jak w przypadku Na przecięciu arterii, niejako zwracałeś się adresata (czy raczej adresatki) swojej opowieści w drugiej osobie liczby pojedynczej. Na ile mówienie wprost do drugiego człowieka pozwala Ci uporać się z ogromem często sprzecznych doświadczeń, jakie niesie życie i umieranie? Czy to zawężenie perspektywy do „kochanych twarzy” jest konieczne, żeby powiedzieć cokolwiek? I czy w ogóle można mówić o umieraniu inaczej, niż mówiąc o życiu?
No jasne, że nie można mówić i pisać o umieraniu inaczej niż tylko w kolistej perseweracji! Narodziny, faktyczna inauguracja kompostowego procesu umierania zdają mi się fenomenem umożliwiającym mówienie – jak w jednym z wierszy Ludzi z taksydermii – „po czasie, we wszystkich kierunkach”, co przydarza się również bohaterom tej mojej małej prozy. Pokoleniowość, czy też przechodniość, w Na przecięciu arterii nie służy funkcjonalnemu transferowi traum, nie wpisuje się w jakieś silne nurty prozy rozliczeniowej, jest raczej gnilnym żywiołem, w którym moi bohaterowie osiągają pełnię istnienia na miarę swojej wyobraźni i języka, przy zachowaniu poszanowania dla radykalniej inności każdego z nich, zwłaszcza, gdy pojawia się – jak mówisz – mówienie wprost, z pominięciem konwencji żałobnej. Zresztą to „mówienie wprost”, jako jednak silna konwencja, stanowi stawkę artystyczną. Bardzo leżało mi na sercu, żeby język był tu możliwie wiarygodny, zdynamizowany, stąd być może wybór ścieśnionego, krótkiego akapitu, który stara się mieścić wszystko naraz, czas przeszły i przyszły, a faktycznie – jakby to nazwać – teraźniejszy afektywny? Być może właśnie w afekcie potrafimy uporać się z tym, co absurdalne, z sprzecznościami doświadczeń, z ich separacyjnym charakterem, w końcu z izolacją jaka przecież również łączy nas z bliskimi. Tak bliskimi, że czasem nie potrafimy do tych „kochany twarzy” nic rzec. Trochę jak moi bohaterowie, którzy przez czterdzieści lat właściwie nie rozmawiali.
To ciekawe, co powiedziałeś o czasie. Nie od dziś mam poczucie, że w Twoim pisaniu mocno pobrzmiewa augustiańska jego koncepcja: jedyne, z czym mamy w życiu do czynienia, to teraźniejszość przeszłości, teraźniejszość teraźniejszości i teraźniejszość przyszłości. Ale wspomniałeś też o potrzebie zdynamizowania języka. Pomówmy jeszcze trochę o języku, bo siłą rzeczy jest on tu – jak we wszystkich Twoich książkach – jednym z bohaterów. Co uderzyło mnie w Na przecięciu arterii, to szeroko zakrojona przez Ciebie „akcja inkorporacyjna” – w książce tej, w zależności od czasów, które filtruje pełen empatii język narratora, znajdziemy cały wachlarz słów i pojęć, które przynależą do przeszłości, do określonych okoliczność, również regionalizmów; słów często dziś zapomnianych, bo i po części zapomniany został świat, z jakiego się wywodziły. Jak zapomniani, dodajmy, będą i ludzie, którzy w nim żyli. Mówisz, że ukazanie doświadczeń pokoleniowych nie miało w Na przecięciu arteriicharakteru rozliczeniowego. Pełna zgoda. W stosunku narratora do bohaterów – ludzi, miejsc, języka jako takiego – wyczuwalna jest wielkoduszna czułość (modne a ważne słowo), jak i podszyta rozpaczą zgoda na zastany porządek rzeczy. Bohaterowie Twojej prozy, jak stwierdziłeś, „przez czterdzieści lat właściwie nie rozmawiali”. Czy Na przecięciu arterii to zapis rozmowy, która w inny sposób nie mogłaby się odbyć? Czy temu służy „ty”, po które sięgasz? Na ile język jest w stanie udźwignąć ciężar doświadczeń, cudzych i własnych, zwłaszcza granicznych? Gdy patrzę na tę litanię pytań, niechybnie przypomina mi się Herbert z – było nie było – Elegii na odejście: „Tyle pytań – o dęby –/ Tyle liści a pod każdym liściem/ Rozpacz”.
Pamiętasz doskonale pocieszycielską sekwencję Hölderlina, z pięknym słowem „ostaje”. O ile poeci i poetki może potrafią ustanawiać to, co się „ostaje”, o tyle taki prozaik pracuje jednak w tym, co się „nie ostaje”, stąd nietrwały wybór pewnych regionalizmów, które idą do ziemi razem z ich zatwardziałymi użytkownikami. Mam pełną świadomość wycierania się pewnych słów, nawet tak dynamicznych jak „byfyj”, zwłaszcza ten, który pamiętam, wyjątkowo toporny, oblazły emalią, ale jakoś tam centralny w domu dziadka, organizujący całą przestrzeń mieszkania w familoku. Powraca w tej prozie też Kraus i Krausowa, kiedyś napisałem o niej wiersz zatytułowany „Transmisje”. Już same brzmienie tego nazwiska uruchamia we mnie pamięć szczegółu, widzę tą wyjedzoną przez zmęczenie postać, kobietę niepiśmienną, katowaną, bez języka. Zeszła na moich oczach, lata temu tak to widziałem w „Transmisjach”, nota bene napisanych niby prozą poetycką: „Zejście, co się udzieliło, na schodach, na stojaka, oczy wzeszły niczym czarna koloratka, którą ktoś poprawił pod szyją, na chwilę przed dymisją. Zuzanna Kraus zawsze dotrzymuje słowa. Bliżej niż dalej, codziennie, przez lata ta sama gadka. Kaplica jak nic. Mistrzyni trzepania dywanów, stróż porządku. Szczuta na bachory nie wiadomo dlaczego, przez kogo. Mieszkanka radykalnego podwórka, użytkownik cygańskich bamboszy, ostatnia ateistka w dzielnicy wroga. Wyszła w prześcieradle, boso. Zmarła na odmowę, ślepa jak nornica czy kret, o którym wiedziałem, że może być niczym w tym rodzaju”. Cytuję, żeby odpowiedzieć sobie, czy wtedy dałem radę unieść w języku ciężar tamtej chwili, kiedy po prostu zeszła mi na oczach. I wiesz, czytając to teraz, widzę ten moment, coś się jednak dla mnie „ostało”. W sumie chciałbym, żeby po latach Na przecięciu arterii też tak zadziałało, bo faktycznie ta proza jest erzacem rozmowy, która nie odbyła się w czasie rzeczywistym, w całości wypełnionym „krzątactwem”. I to skodyfikowane przez Brach-Czainę krzątactwo jest faktycznie jedyną treścią naszych chwil, z niego wydobyłem całość tej prozy, zresztą podejrzewam, że nie tylko dla mnie Brach-Czaina jest kimś o kapitalnym znaczeniu. Ona jednak pokazała, jak dużo język potrafi znieść i unieść jednocześnie. W sumie Herbert w tym wyimku, który cytujesz, jest jakby na tropie Brach-Czainy, po prostu czai, że może dać na luz z ideami dębów, kiedy faktycznie ważne rzeczy dzieją się w poszyciu, w idiomatyce własnego zapachu z ust, pod zgniłymi liśćmi zarosłych dawno temu dzikich ogródków działkowych, gdzie mój bohater tracił czas na głupotki, bawiąc się modelarza, był świat intensywniejszy niż jego idea. Pamiętam ten ogród, stojącą w beczce deszczówkę, utopiony w niej rój pszczół. Takie rzeczy, wielkie nieba, nikogo nieobchodzący wycinek świata, którego dawno nie ma, a jednak powraca w prozie. Czyli jakoś się ostaje. Troszkę jednak jest poezji w tej mojej prozie, a starłem się, żeby detoks był możliwie radykalny, żeby z tego polis prozy wygnać lirykę.
Wspomniałeś wcześniej, że pokoleniowość, do której raz za razem wracamy, jest w tej prozie „gnilnym żywiołem”. Ta metafora zaskakująco dobrze współbrzmi z Herbertowskimi dębowymi liśćmi, pod których rozkładającymi się warstwami kryje się rozpacz owego, jak zauważyłeś, „do ziemi”. Mówisz, że starałeś się, żeby detoks był możliwie radykalny. Pozwól więc, że zapytam Cię o „teraźniejszość przyszłości” Twojego pisania. Czy po pierwszym kroku, jaki zrobiłeś w stronę prozy za sprawą Na przecięciu arterii, powinniśmy się spodziewać kolejnych w tym kierunku? Innymi słowy, czy dostrzegasz w prozie jakąś drogę, którą mógłbyś w przyszłości podążyć śmielej – a może już podążasz? Wypomniałem Ci wcześniej udramatyzowany „Mechanizm obronny”, Ty z kolei przywołałeś znakomity tekst (i spektakl) Mateusza Pakuły. Moglibyśmy też raz jeszcze odwołać się do Różewicza, który zadebiutował jako autor sztuk teatralnych po dwudziestu kilku latach pisania poezji. Czy dramat również jest w polu Twojego zainteresowania?
No wiesz, dramat to mamy non stop, nie ma tu potrzeby dorzucania do pieca. Natomiast jakieś posunięcia w polu prozy potencjalnie widzę, pod warunkiem, że pojawi się we mnie jakiś głębszy oddech, póki co ze ściśniętym gardłem będę obserwował, jak poradzi sobie w lekturze mój debiut. Może na koniec taką anegdotkę sprzed lat dorzucę. Mianowicie bardzo dawno temu spotkałem przelotem w jakimś gmachu Andrzeja Stasiuka. Widok ten mnie ucieszył, widujemy się z rzadka. Coś tam zagadaliśmy o prozie. Stwierdził, że prozę należy pisać po trzydziestce, żeby mieć o czym pisać. Mogę wnioskować, że byłem wtedy bardzo młody. Dziś przed pięćdziesiątką nie wiem, czy już nie jest za późno. Być może przespałem dekadę, kiedy było o czym pisać. Zostały mi do dyspozycji resztówki, drobne echa intensywnego życia, które kiedyś prowadziłem. Ale są to drobne, na których i tak mogę sobie połamać zęby. Chciałem, żeby Na przecięciu arterii mnie bolało i mam nadzieję, że zaboli potencjalnego czytelnika. Nie chciałbym tego kwasu rozrzedzać, nie widzę siebie jako dostarczyciela opowieści z dreszczykiem. Interesują mnie same dreszcze.
Myślę, że o „ból czytelników” – ból pożądany, bo przypominający o dobrze na co dzień zamaskowanej realności życia i umierania – możesz być spokojny. O dreszcze zresztą też. Dziękuję Ci za rozmowę.
Urodzony w 1984 r. w Gliwicach. Poeta, tłumacz z języka angielskiego. Autor tomów wierszy Czarny organizm (Mikołów 2019) oraz Przeciwwiersze (Poznań 2023). Przekłada na język polski eseje i pisma H. D. Thoreau (O chodzeniu, Lublin 2019; wybór z „Dziennika”, „Literatura na Świecie” nr 9-10/2020). Przygotował wybór szkiców i opowiadań Elizabeth Bishop (Amerykańska Szkoła Pisania, razem z Andrzejem Sosnowskim i Marcinem Szustrem, Stronie Śląskie 2020) oraz – z angielskiego przekładu – spolszczenie zaginionego opowiadania Marka Hłaski (Diabły w deszczu, Mikołów 2020). Współpomysłodawca i członek Rady Programowej Nagrody Dramaturgicznej im. Tadeusza Różewicza.
Ur. 1977. Polski poeta, eseista i krytyk literacki, autor osiemnastu tomów poetyckich oraz licznych książek krytyczno-literackich. Debiutował w 1995 roku zbiorem wierszy Dzikie dzieci. W kolejnych latach wydał m.in. Wiersze dla palących(2001), Centrum likwidacji szkód (2008), Gody (2012) oraz trylogię Krematoria (2021-2022). Jego twórczość była tłumaczona na wiele języków, w tym niemiecki, francuski i włoski. Jest również autorem kilku książek eseistycznych –Ulotne obiekty ataku (2010) i Bezduch (2018). Laureat Nagrody Fundacji Kościelskich, Nagrody Literacka Gdynia i Nagrody Silesius. Był także finalistą francuskiej nagrody Prix de la revue NUNC oraz laureatem międzynarodowej Nagrody Václava Buriana. Ostatnio jego wiersze wybrane A Calligraphy of Days zostały wydane przez Seagull Books (Londyn). Regularnie pisuje felietony do tygodnika „Polityka” i zasiada w jury Nagrody Nike. Mieszka w Gliwicach.
Głos Krzysztofa Siwczyka w debacie „Kroniki osobiste”.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Romana Honeta, Marty Podgórnik i Krzysztof Siwczyk podczas Portu Wrocław 2009.
WięcejOdpowiedzi Krzysztofa Siwczyka na pytania Grzegorza Dyducha w „Kwestionariuszu 2004”.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Jacka Dehnela, Julii Fiedorczuk, Łukasza Jarosza, Krzysztofa Siwczyka i Dariusza Sośnickiego podczas Portu Wrocław 2007.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Urszuli Kozioł, Ryszarda Krynickiego, Bohdana Zadury, Piotra Sommera, Jerzego Jarniewicza, Zbigniewa Macheja, Andrzeja Sosnowskiego, Tadeuszy Pióry, Darka Foksa, Wojciecha Bonowicza, Marcina Sendeckiego, Dariusza Suski, Mariusza Grzebalskiego, Dariusza Sośnickiego, Krzysztofa Siwczyka, Marty Podgórnik i Jacka Dehnela podczas Portu Wrocław 2007.
WięcejSpotkanie wokół książek Niebo w jeżynach Natašy Kramberger i Magnetyczna Góra Réki Mán-Várhegyi z udziałem Agnieszki Judyckiej, Natašy Kramberger, Réki Mán-Várhegyi, Juliusza Pielichowskiego i Joanny Roszak w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejSpotkanie wokół książki Amerykańska Szkoła Pisania Elizabeth Bishop z udziałem Juliusza Pielichowskiego, Marcina Szustra, Jerzego Jarniewicz i Joanny Mueller w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego wokół antologii Moi Moskale podczas Portu Wrocław 2006.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Bogusława Kierca, Zbigniewa Macheja, Krzysztofa Siwczyka, Dariusza Sośnickiego i Tomasza Brody podczas Portu Wrocław 2005.
WięcejRozmowa Krzysztofa Siwczyka z Kacprem Bartczakiem, towarzysząca premierze książki Widoki wymazy, wydanej w Biurze Literackim 19 kwietnia 2021 roku.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego poświęconego twórczości Rafała Wojaczka podczas Portu Legnica 2004.
WięcejRozmowa Juliusza Pielichowskiego i Marcina Szustra, towarzysząca wydaniu książki Elizabeth Bishop Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania, w tłumaczeniu, wyborze i opracowaniu Andrzeja Sosnowskiego, Marcina Szustra, Juliusza Pielichowskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 28 września 2020 roku.
WięcejSzkic Juliusza Pielichowskiego, towarzyszący wydaniu książki Elizabeth Bishop Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania, w tłumaczeniu, wyborze i opracowaniu Andrzeja Sosnowskiego, Marcina Szustra, Juliusza Pielichowskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 28 września 2020 roku.
WięcejKomentarz Juliusza Pielichowskiego, towarzyszący wydaniu książki Elizabeth Bishop Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania, w tłumaczeniu, wyborze i opracowaniu Andrzeja Sosnowskiego, Marcina Szustra, Juliusza Pielichowskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 28 września 2020 roku.
WięcejRecenzja Juliusza Pielichowskiego, towarzysząca wydaniu książki Marty Podgórnik Przepowieść w ścinkach, która ukazała się w Biurze Literackim 27 sierpnia 2020 roku.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego Tomasza Majerana, Krzysztofa Siwczyka, Andrzeja Sosnowskiego i Bohdana Zadury podczas Portu Literackiego 2004.
WięcejRozmowa Juliusza Pielichowskiego z Réką Mán-Várhegyi, towarzysząca wydaniu książki Réki Mán-Várhegyi Magnetyczna góra, w tłumaczeniu Elżbiety Sobolewskiej, która ukazała się w Biurze Literackim 6 lipca 2020 roku.
WięcejRecenzja Juliusza Pielichowskiego, towarzysząca wydaniu książki Réki Mán-Várhegyi Magnetyczna góra, w tłumaczeniu Elżbiety Sobolewskiej, która ukazała się w Biurze Literackim 6 lipca 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Elizabeth Bishop Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania, w tłumaczeniu, wyborze i opracowaniu Andrzeja Sosnowskiego, Marcina Szustra, Juliusza Pielichowskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.
WięcejSpotkanie wokół książek Santarém Elizabeth Bishop, Samotność przestrzeni Emily Dickinson i Nie gódź się Patti Smith z udziałem Tadeusza Sławka, Filipa Łobodzińskiego, Joanny Mueller oraz Juliusza Pielichowskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejFragment zapowiadający książkę Elizabeth Bishop, Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania, w tłumaczeniu, wyborze i opracowaniu Andrzeja Sosnowskiego, Marcina Szustra, Juliusza Pielichowskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego Jerzego Jarniewicza i Krzysztofa Siwczyka podczas Portu Legnica 2003.
WięcejRozmowa Krzysztofa Siwczyka z Tadeuszem Sławkiem, towarzysząca wydaniu książki Williama Blake’a Wyspa na Księżycu, w tłumaczeniu Tadeusza Sławka, która ukazała się w Biurze Literackim 2 marca 2020 roku.
WięcejRecenzja Krzysztofa Siwczyka, towarzysząca wydaniu książki Williama Blake’a Wyspa na Księżycu, w tłumaczeniu Tadeusza Sławka, która ukazała się w Biurze Literackim 2 marca 2020 roku.
WięcejGłos Juliusza Pielichowskiego w debacie „Biurowe książki 2019 roku”.
WięcejRozmowa Juliusza Pielichowskiego z Elżbietą Sobolewską, towarzysząca wydaniu książki Biblia i inne historie Pétera Nádasa, w tłumaczeniu Elżbiety Sobolewskiej, która ukazała się w Biurze Literackim 7 października 2019 roku.
WięcejRozmowa Juliusza Pielichowskiego z Anną Sawicką, towarzysząca wydaniu książki Kroniki ukrytej prawdy Pere Caldersa, w tłumaczeniu Anny Sawickiej, wydanej w Biurze Literackim 15 lipca 2019 roku.
WięcejRozmowa Juliusza Pielichowskiego z Tadeuszem Sławkiem, towarzysząca wydaniu książki Samotność przestrzeni Emily Dickinson, w tłumaczeniu i wyborze Tadeusza Sławka, która ukazała się w Biurze Literackim 24 czerwca 2019 roku.
WięcejRecenzja Juliusza Pielichowskiego książki Samotność przestrzeni Emily Dickinson, w tłumaczeniu i wyborze Tadeusza Sławka, która ukazała się w Biurze Literackim 24 czerwca 2019 roku.
WięcejRozmowa Juliusza Pielichowskiego z Hanną Igalson-Tygielską, towarzysząca wydaniu książki Sroga zima Raymonda Queneau, wydanej w Biurze Literackim 23 kwietnia 2019 roku.
WięcejRecenzja Juliusza Pielichowskiego książki Sroga zima Raymonda Queneau, w tłumaczeniu Hanny Igalson-Tygielskiej, wydanej w Biurze Literackim 23 kwietnia 2019 roku.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego Mariusza Grzebalskiego i Krzysztofa Siwczyka podczas Portu Legnica 2000.
WięcejFragment powieści Wczorajdzisiaj Juliusza Pielichowskiego. Prezentacja w ramach projektu „Opowiadania i powieści”.
WięcejGłos Juliusza Pielichowskiego w debacie „Biurowe książki 2018 roku”.
WięcejSpotkanie z organizatorami festiwalu Stacja Literatura 23, w którym udział wzięli Damian Banasz, Artur Burszta, Mateusz Grzegorzewski, Aleksandra Grzemska, Polina Justowa, Dawid Mateusz, Mina, Joanna Mueller, Aleksandra Olszewska, Tomasz Piechnik, Juliusz Pielichowski, Magdalena Rigamonti i Maksymilian Rigamonti.
WięcejDyskusja wokół książki Stanisława Beresia i Katarzyny Batorowicz-Wołowiec Wojaczek wielokrotny z udziałem Romualda Cudaka, Bogusława Kierca, Stanisława Srokowskiego, Macieja M. Szczawińskiego, Krzysztof Siwczyka.
WięcejRozmowa Joanny Mueller i Juliusza Pielichowskiego, towarzysząca wydaniu książki Santarém (wiersze i trzy małe prozy) Elizabeth Bishop w przekładzie Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 5 listopada 2018 roku.
WięcejDyskusja redakcji Biura Literackiego z udziałem: Aleksandry Grzemskiej, Dawida Mateusza, Joanny Mueller, Aleksandry Olszewskiej, Juliusza Pielichowskiego i Artura Burszty na temat festiwalu Stacja Literatura 23.
WięcejRozmowa Juliusza Pielichowskiego z Jerzym Jarniewiczem na temat antologii 100 wierszy wypisanych z języka angielskiego, w wyborze i przekładzie Jerzego Jarniewicza, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 24 września 2018 roku.
WięcejRozmowa Juliusza Pielichowskiego z Szymonem Żuchowskim, towarzysząca premierze książki Życie i przygody Jacka Engle’a Walta Whitmana w przekładzie Szymona Żuchowskiego, wydanej nakładem Biura Literackiego 21 maja 2018 roku.
WięcejRecenzja Juliusza Pielichowskiego, towarzysząca premierze książki Życie i przygody Jacka Engle’a Walta Whitmana w przekładzie Szymona Żuchowskiego, wydanej nakładem Biura Literackiego 21 maja 2018 roku.
WięcejGłos Juliusza Pielichowskiego w debacie „Biurowe książki roku 2017”.
WięcejGłos Juliusza Pielichowskiego w debacie „Zmiana warty”.
WięcejKomentarz translatorski Juliusza Pielichowskiego do opowiadania Josepha Conrada Placówka postępu, które prezentowane jest w ramach projektu „Klasyka od nowa”.
WięcejPremierowe opowiadanie Josepha Conrada w przekładzie Juliusza Pielichowskiego. Prezentacja w ramach projektu „Klasyka od nowa”.
WięcejSzkic Krzysztofa Siwczyka do poematu Palamedes Piotra Matywieckiego, wydanego w Biurze Literackim 1 maja 2017 roku.
WięcejKrzysztof Siwczyk, Marcin Świetlicki, Andrzej Sosnowski, Adam Wiedemann i Bohdan Zadura spierają się o ikonosferę współczesności. Port Legnica 2002.
WięcejKrzysztof Siwczyk, Anna Podczaszy, Bohdan Zadura, Jerzy Jarniewicz, Zbigniew Machej oraz Tomasz Broda o tym, czy poezja to próba „dania w pysk światu”, czy może jego zmiany?
WięcejZbigniew Machej, Krzysztof Siwczyk, Marcin Świetlicki i Bohdan Zadura zastanawiają się, czy istnieją słowa o ujemnym potencjale poetyckim. Port Legnica 2002.
WięcejWiersz Krzysztofa Siwczyka z książki Zdania z treścią.
WięcejRecenzja Krzysztofa Siwczyka z książki Farsz Marcin Sendeckiego.
WięcejRecenzja Krzysztofa Siwczyka z książki Wojaczek wielokrotny. Wspomnienia, relacje, świadectwa Stanisława Beresia i Katarzyny Batorowicz-Wołowiec.
WięcejGłos Krzysztofa Siwczyka w debacie „Z Fortu do Portu”.
WięcejRecenzja Krzysztofa Siwczyka z książki Inne tempo Jacka Gutorowa.
WięcejRecenzja Krzysztofa Siwczyka z książki Studium temperamentu Ronalda Firbanka.
WięcejRecenzja Krzysztofa Siwczyka z książki Pięć opakowań Marty Podgórnik.
WięcejAutorski komentarz Krzysztofa Siwczyka do wierszy z książki Centrum likwidacji szkód.
WięcejKomentarze Julii Fiedorczuk, Joanny Wajs, Krzysztofa Siwczyka.
WięcejKomentarze Karola Maliszewskiego, Krzysztofa Siwczyka, Marty Podgórnik.
WięcejKomentarze Agnieszki Wolny-Hamkało, Jacka Bieruta, Karola Pęcherza i Krzysztofa Siwczyka.
WięcejKrzysztof Siwczyk o poezji Kacpra Bartczaka.
WięcejAutorski komentarz Krzysztofa Siwczyka do wierszy z książki W państwie środka.
WięcejAutorski komentarz Krzysztofa Siwczyka do wierszy z książki List otwarty.
WięcejGłos Krzysztofa Siwczyka w debacie „Kiedy debiutować?”.
WięcejAutorski komentarz Krzysztofa Siwczyka do wierszy z książki Dane dni.
WięcejKomentarze Bartosza Sadulskiego, Magdaleny Jędrusiak, Małgorzaty (Kingosi) Niklasińskiej oraz Łukasza Baduli.
WięcejRecenzja Piotra Śliwińskiego z książki List otwarty Krzysztofa Siwczyka.
Więcej