wywiady / o książce

Samotne bohaterstwo

Artur Burszta

Bogusław Kierc

Rozmowa Artura Burszty z Bogusławem Kiercem, towarzysząca wydaniu książki Rafała Wojaczka Prawdziwe życie bohatera, która ukazała się w Biurze Literackim 11 maja 2020 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Artur Bursz­ta: Dokład­nie 15 lat temu* odbie­ra­li­śmy z dru­kar­ni pierw­sze wyda­nie Wier­szy zebra­nych Rafa­ła Wojacz­ka. Była wio­sna, bar­dzo cie­pło. Pod naszą sie­dzi­bę na Wido­ku we Wro­cła­wiu zaje­cha­ła cię­ża­rów­ka z dru­kar­ni. I wyda­rzy­ły się nie­sa­mo­wi­te histo­rie. Po pierw­sze zja­wi­łeś się, Bogu­sła­wie, ide­al­nie w tym samym momen­cie. Chwi­lę póź­niej poja­wi­ła się korek­tor­ka tej książ­ki mają­ca w tor­bie czer­wo­ne wino. Tak jakoś nie­for­tun­nie scho­dzi­ła po scho­dach, tych samym, po któ­rych my zno­si­li­śmy do maga­zyn cięż­kie pacz­ki, że to wino wypa­dło jej z tor­by, roz­bi­ło się i roz­la­ło po scho­dach. Wyglą­da­ło to wszyst­ko maka­brycz­nie. Ogrom­na kału­ża krwi spły­wa­ją­ca po kolej­nych stop­niach.

Bogu­sław Kierc: Ude­rza­ją­ce było dla mnie „zry­mo­wa­nie” poja­wie­nia się ksią­żek aku­rat w chwi­li, kie­dy przy­sze­dłem – i tego wyraź­ne­go zna­ku (co by o tym nie mówić) „obec­no­ści” Rafa­ła w inge­ren­cji roz­bi­tej butel­ki wina. Pamię­tam taką roz­bi­tą butel­kę, tyle że wód­ki, któ­ra mu wypa­dła na scho­dach domu na Nowym Świe­cie we Wro­cła­wiu. Dziw­nie jest opo­wia­dać o podob­nych incy­den­tach, ale pod­czas prac nad książ­ką o nim wie­lo­krot­nie doświad­cza­łem jego bar­dzo sub­tel­nej pomo­cy i deli­kat­nie odczu­wal­nej bli­sko­ści.

„Dla nie­go krew – a więc nośnik życia – była żywio­łem, któ­ry miał się uwol­nić z wię­zie­nia, jakim było jego cia­ło (to ‘tym­cza­so­we’ cia­ło) i cały ten świat” – tak sam powie­dzia­łeś kie­dyś o Rafa­le, doda­jąc: „wyraź­nie tęsk­nił do Tam­te­go świa­ta (do ‘nie tym­cza­so­we­go’ cia­ła)”. Taka mogła­by być sym­bo­li­ka wyda­rze­nia na tych scho­dach. „Odczu­wal­na bli­skość”, któ­rej i ja wte­dy doświad­czy­łem.

W „Bal­la­dzie o praw­dzi­wej krwi” napi­sał, czym jest jej prze­zna­cze­nie (meta­fi­zycz­ny obo­wią­zek): „pełzać/ nie­prze­tar­tym duk­tem nieba/ trze­ba nie­prze­rwa­nie wciąż/ więc czoł­ga­jąc się cierpliwie/ bo cóż ją obcho­dzi czas/ żywiąc się igli­wiem gwiazd/ posze­rza swo­ją dzie­dzi­nę”. W „Koń­cu pie­śni” wypo­wie­dział to wprost: „Nie życząc sobie ziem­skich karier/ Strę­czy sobie nie­bo boha­ter”.

Zaczy­na­my tę roz­mo­wę od krwi, a mia­ło być o praw­dzi­wym życiu boha­te­ra. Życiu, któ­re „mogło­by ‘zmie­ścić się’ w takim życio­ry­sie”: „Uro­dzi­łem się w 1945 roku. Cho­dzi­łem do szkół, dora­sta­łem w biblio­te­kach, na dwor­cach kole­jo­wych, w domach cudzych i mniej cudzych, w barach lep­szej i gor­szej kate­go­rii, w jesz­cze innych miej­scach. Pły­wa­łem po rze­kach, jezio­rach i po wiel­kiej wodzie tak­że. Udzie­la­łem się Przy­go­dzie – ‘Zie­mia wol­na mi była, nie­ste­ty’. Nie­kie­dy umie­ra­łem i wte­dy z tam­tej stro­ny życia odpo­wia­da­łem: a kuku. Wystar­czy?”.

To naj­ra­dy­kal­niej lapi­dar­ne uję­cie Cało­ści jego Bycia. Świa­do­mie uży­wam dużych liter.

 Wio­sną 2005 roku wyda­wa­ło się, że skoń­czy się na tych wier­szach zebra­nych i dwóch wyda­rze­niach pod­czas naszym festi­wa­lu. Obo­je nie byli­śmy pew­ni, czy uda się zain­te­re­so­wać twór­czo­ścią Wojacz­ka kolej­ne poko­le­nie czy­tel­ni­ków, któ­re „mia­ło już swo­ich nowych poetów”. Rów­no­le­gle z tą książ­ką inau­gu­ro­wa­li­śmy dzie­ła zebra­ne Boh­da­na Zadu­ry. To nie było przy­pad­ko­we. Obo­je byli rów­no­lat­ka­mi. Boh­dan nale­żał do „swo­ich”. Wpły­nął na wie­lu debiu­tan­tów z lat 90. Woja­czek koja­rzył się wte­dy głów­nie jako boha­ter fil­mu Lecha Majew­skie­go. Ale to był wła­ści­wie powrót jego legen­dy, a nie­ko­niecz­nie wier­szy.                

Nie potra­fię dzi­siaj potwier­dzić tam­te­go moje­go prze­ko­na­nia o moż­li­wo­ści afir­ma­tyw­ne­go przy­ję­cia poezji Wojacz­ka przez kolej­ne poko­le­nie. Ale z pew­no­ścią czu­łem, że decy­zja pod­da­nia tej twór­czo­ści rady­kal­nie odmie­nio­ne­mu sma­ko­wi i – jeśli tak moż­na powie­dzieć – nowe­mu para­dyg­ma­to­wi czy­ta­nia poezji, czu­łem, że decy­zja taka jest traf­na. Nie przy­pusz­cza­łem, że aż tak. Cho­ciaż – mówiąc żar­to­bli­wie – pew­ną wróż­bą był dla mnie okrzyk Mar­ci­na Świe­tlic­kie­go, kie­dy pierw­szy raz spo­tka­li­śmy się na Por­cie Legni­ca i mu się przed­sta­wi­łem. Usły­szaw­szy moje imię i nazwi­sko, zawo­łał: „Praw­dzi­wy?!” I wiem, że to odno­si­ło się do auto­ra opra­co­wa­nia Utwo­rów zebra­nych Rafa­ła Wojacz­ka z 1976 roku.

No wła­śnie. To tro­chę Two­je prze­kleń­stwo. Dla wie­lu bar­dziej koja­rzo­ny jesteś jako ten, któ­ry stał się opie­ku­nem twór­czo­ści Wojacz­ka, ani­że­li jako poeta o wspa­nia­łym dorob­ku. Dobrze o tym wie­dział Rafał. Co tak napraw­dę zade­cy­do­wa­ło, że to wła­śnie Tobie powie­rzył swo­je wier­sze?

Od począt­ku naszej zna­jo­mo­ści tym, co sta­no­wi­ło istot­ne jej spo­iwo, była dla mnie poezja. Trak­to­wa­na jako spra­wa kate­go­rycz­na: życia i śmier­ci. Brzmi to nie­zno­śnie, pre­ten­sjo­nal­nie, ale dla tam­tych dwóch („dobrze wycho­wa­nych”) mło­dzień­ców było poważ­ną racją i sen­sem bycia. Tak trak­to­wa­łem rze­czy poetyc­kie Rafa­ła i on o tym wie­dział. Nigdy nie sta­wia­łem sie­bie poety obok nie­go. Nie zaj­mo­wa­ła mnie rela­cja mojej poezji do jego wier­szo­pi­sar­stwa. W byciu z nim istot­ne były dla mnie jego wier­sze. Nie jego legen­da czy przy­jem­ność (?) bywa­nia z nim. Wie­dział, że czy­tam jego wier­sze dość prze­ni­kli­wie, odczu­wa­jąc i rozu­mie­jąc ich istot­ność oraz waż­ność (bro­nił się nawet, wsty­dli­wie, przed tą moją inter­pre­ta­tor­ską prze­ni­kli­wo­ścią). W każ­dym razie mógł z pew­no­ścią odczu­wać, że w tej naszej rela­cji on jest dla mnie waż­ny, a nie ja, jako jeden z jego apo­lo­ge­tów (bo nigdy nim nie byłem).

Jak czy­ta­łeś wów­czas jego wier­sze?

Czy­ta­łem je z taką samą uważ­no­ścią i czy­tel­ni­czą pil­no­ścią, jak wier­sze Julia­na Przy­bo­sia.

Rafał nigdy wprost nie powie­dział Ci, jak waż­ne jest dla nie­go Two­je nasta­wie­nie do jego wier­szy?  

Dawał mi do zro­zu­mie­nia, cza­sem nawet wprost. Ale to od jego rodzi­ców dowie­dzia­łem się, że mojej opie­ce mają powie­rzyć jego spu­ści­znę. Wiem, że w rodzi­nie spo­ro mówił o naszej rela­cji.

Za życia Wojacz­ka uka­za­ły się dwie jego książ­ki: Sezon z 1969 roku oraz Inna Baj­ka wyda­na rok póź­niej. Pozo­sta­wił po sobie kil­ka­dzie­siąt wier­szy oraz pro­zę. Ist­nia­ły też listy. Mógł­byś opo­wie­dzieć o tym, co się z tym wszyst­kim dzia­ło zaraz po jego śmier­ci?

Wszyst­ko, co wów­czas dosta­łem, było w kil­ku kar­to­no­wych tecz­kach, nie­upo­rząd­ko­wa­ne. Dłu­go nie zaglą­da­łem do tych zaso­bów. Dopie­ro kie­dy pani Anna Kosiń­ska, redak­tor­ka Osso­li­neum, powie­dzia­ła mi dość kate­go­rycz­nie, że jestem zobo­wią­za­ny do wyda­nia wszyst­kie­go, co Rafał chciał ogło­sić, poczu­łem to jako nakaz sumie­nia. Mimo że racjo­nal­nie rzecz ujmu­jąc, nie było wte­dy żad­nych szans na wyda­nie Utwo­rów zebra­nych, głów­nie z powo­dów cen­zu­ral­nych. Pani Anna prze­ko­ny­wa­ła mnie, że może się uda. Zabra­łem się więc do robo­ty. W prze­pi­sy­wa­niu tek­stów poma­ga­ła mi Elż­bie­ta Fediuk. Tecz­ki pozo­sta­wa­ły u mnie aż do roku wiel­kiej powo­dzi (1997). Wte­dy, w poro­zu­mie­niu z Andrze­jem Wojacz­kiem, odda­łem je biblio­te­ce Osso­liń­skiej, bałem się bowiem, że mogą być nara­żo­ne na nie­prze­wi­dzia­ne inter­wen­cje roz­ma­itych „kata­kli­zmów”.

W jakiej for­mie były te tek­sty? Do cze­go mia­łeś dostęp, a co wypły­nę­ło póź­niej? 

To, do cze­go mia­łem dostęp, było wyłącz­nie zbie­ra­ny­mi przez Rafa­ła „papie­ra­mi”. Cała masa listów, nie­któ­re wier­sze (będą­ce w posia­da­niu poszcze­gól­nych osób) i inne akcy­den­sy zosta­ły dołą­czo­ne już póź­niej do upo­rząd­ko­wa­nych teczek w dzia­le ręko­pi­sów w Osso­li­neum.

Rok po jego śmier­ci uka­za­ły się dwie książ­ki Nie skoń­czo­na kru­cja­ta i Któ­re­go nie było. Czte­ry lata póź­niej ‒ Utwo­ry zebra­ne, któ­re nie uwzględ­ni­ły jed­nak wszyst­kie­go. Po latach, w 1999 roku, wyda­na zosta­ła Resz­ta krwi. A czte­ry lata temu tom Nie te cza­sy, zre­da­go­wa­ny przez Macie­ja Melec­kie­go i Kon­ra­da Woj­ty­łę. Zasko­czy­ły Cię te zna­le­zi­ska?      

Nie. Nie zasko­czy­ły. Kie­dy przy­go­to­wy­wa­łem Utwo­ry zebra­ne, chcia­łem być moż­li­wie naj­ści­ślej wier­ny kom­po­zy­cyj­nym zamy­słom Rafa­ła w budo­wie ksią­żek, któ­re zamie­rzał wydać. Ten „rygor wier­no­ści” doty­czył tak­że poje­dyn­czych wier­szy. To zatem, co on sam odrzu­cił jako nie­prze­zna­czo­ne do publi­ka­cji, ja też trak­to­wa­łem jako „odrzu­ty”.

Czy­li Two­im zda­niem to były tek­sty, jakich Rafał nie chciał­by poka­zać czy­tel­ni­kom?

Jak powie­dzia­łem wcze­śniej – zmie­nił się smak, wraż­li­wość języ­ko­wa, „para­dyg­mat” bycia poezji. Wie­le z tego, co Rafał odrzu­cił, dzi­siaj ma świe­żość rewe­la­cyj­ną. Pyta­nie, czy on sam chciał­by dzi­siaj tak wła­śnie mówić, buja w jakichś pro­ba­bi­li­stycz­nych obło­kach. Przy całej genial­nej buj­no­ści i „nie­prze­wi­dy­wal­no­ści” poetyc­kich wypo­wie­dzi był zdy­scy­pli­no­wa­nym rygo­ry­stą.

I Ty podob­ny rygo­ryzm zasto­so­wa­łeś w pra­cach nad tymi wyda­wa­ny­mi w pierw­szych latach po jego śmier­ci?

Tak. (W moim ówcze­snym mnie­ma­niu).

Naj­bliż­si Wojacz­ka wciąż trak­tu­ją Cię jako straż­ni­ka jego tek­stów. Gdy zapa­da­ły decy­zje doty­czą­ce wyda­nia tomu Nie te cza­sy, zadzwo­ni­ła do mnie cór­ka Rafa­ła, Dag­ma­ra, któ­ra wyra­zi­ła swo­je oba­wy co do tej publi­ka­cji. Dobrze pamię­tam tę roz­mo­wę. Byłem wte­dy w Edyn­bur­gu. Bar­dzo chcia­ła, żeby i ta książ­ka uka­za­ła się pod Two­ją redak­cją w Biu­rze Lite­rac­kim. Byłem zda­nia, że podob­nie jak Resz­ta krwi, nale­ży to wydać w Insty­tu­cie Miko­łow­skim, któ­ry zro­bił dla Wojacz­ka bar­dzo wie­le.

Pamię­tam, jak ileś lat temu w Salo­nie Poezji Anny Dym­nej, w Teatrze Sło­wac­kie­go w Kra­ko­wie, gdzie z Krzysz­to­fem Glo­bi­szem czy­ta­li­śmy wier­sze Rafa­ła, Żuk (Józef) Opal­ski powie­dział o kil­ku z nich, że to ja napi­sa­łem je na tę oko­licz­ność, co mia­ło potwier­dzać ich odczu­wal­ną „dzi­siej­szość”. Prze­mia­ny cza­su sprzy­ja­ją zatem wier­szom Rafa­ła Wojacz­ka; każ­dy jego wiersz może się oka­zać „nie­pu­bli­ko­wa­nym dotąd” zna­le­zi­skiem.

Osta­tecz­nie książ­ka uka­za­ła się tam w nie­wiel­kim nakła­dzie. Nie­wie­le już wno­si do odbio­ru twór­czo­ści Rafa­ła, ale chy­ba powin­na się zna­leźć w ewen­tu­al­nej kolej­nej edy­cji wier­szy zebra­nych?

Podob­nie jak Resz­ta krwi, Nie te cza­sy powin­ny się zna­leźć w kor­pu­sie wier­szy zebra­nych. Są żywym świa­dec­twem owej Rafa­ło­wej „potrze­by” – tak jak napi­sał: „Była potrze­ba życia, była śmier­ci potrzeba/ Była potrze­ba wier­sza, potrze­ba miło­ści”.

Czy mogą być jesz­cze gdzieś nie­pu­bli­ko­wa­ne wier­sze Wojacz­ka? 

Trud­no teraz, pół wie­ku po jego śmier­ci, dociec, kto jesz­cze może mieć jakiś wiersz Rafa­ła, napi­sa­ny – przy­pu­ść­my – ex impro­vi­so.

Wróć­my do 2005 roku. Uka­zu­ją się Utwo­ry zebra­ne. Na kwiet­nio­wy festi­wal przy­go­to­wa­li­śmy dwa wyda­rze­nia. Pierw­sze to spo­tka­nie autor­skie z udzia­łem kil­ku­na­stu poetów z Pol­ski i Ukra­iny. Dru­gie to pre­zen­ta­cja kil­ku fil­mo­wych roz­mów o Wojacz­ku, przy­go­to­wa­nych przez Stasz­ka Bere­sia. Pla­ny jed­nak krzy­żu­je śmierć Jana Paw­ła II, a kon­kret­nie koniecz­ność prze­nie­sie­nia festi­wa­lu o jeden dzień. I to wszyst­ko na led­wie kil­ka­dzie­siąt godzin przed star­tem festi­wa­lu. Nie ma jesz­cze por­ta­li spo­łecz­no­ścio­wych, trud­niej niż dzi­siaj dotrzeć z taką infor­ma­cją do ludzi. Pierw­szym wyda­rze­niem ma być wspo­mnia­ne spo­tka­nie z poeta­mi czy­ta­ją­cy­mi wier­sze Rafa­ła. Jeste­śmy peł­ni obaw, czy ktoś przyj­dzie do Impar­tu, gdzie po raz pierw­szy odby­wa się Port Lite­rac­ki. Ale już na pół godzi­ny przed sala jest nie­omal peł­na. Na pięć minut przed otwie­ra­my bal­kon i wej­ścia na jaskół­kę. Wszyst­kie te miej­sca łącz­nie dają 700-oso­bo­wą widow­nię. Spo­dzie­wa­łeś się cze­goś takie­go?

Nie spo­dzie­wa­łem się.

Co czu­łeś?

Byłem wte­dy ura­do­wa­ny i wewnętrz­nie szczę­śli­wy. Mówię – „wewnętrz­nie”, bo nie chciał­bym uze­wnętrz­niać moich egzal­to­wa­nych emo­cji. I muszę teraz powie­dzieć o czymś, co w takiej (w tej) roz­mo­wie może się wydać nie­sto­sow­ne, a mia­no­wi­cie – o wdzięcz­no­ści dla Cie­bie, dla Biu­ra Lite­rac­kie­go, za ini­cja­ty­wę tak eks­pan­syw­ne­go uobec­nie­nia poezji Rafa­ła Wojacz­ka, rówie­śni­ka Boh­da­na Zadu­ry, rów­nie jak on bli­skie­go dzi­siej­szym uczest­ni­kom Por­tu Lite­rac­kie­go.

No i jak ja mam teraz zare­ago­wać, Bogu­sła­wie? Więc moż­na zdra­dzę, że nasza obec­ność we Wro­cła­wiu to Two­ja zasłu­ga. To Ty pośred­ni­czy­łeś w nawią­za­niu kon­tak­tu i pierw­szych roz­mo­wach. Ina­czej mówiąc, nie było­by tego 2005 roku i pro­jek­tu „Woja­czek” gdy­by nie Ty.

Nie chcę uda­wać skrom­nej nie­obec­no­ści i pokor­ne­go uni­że­nia w tym, co w tam­tym cza­sie było dla mnie spra­wą dobra wspól­ne­go i tro­ski o jedy­ne takie „cho­łu­bie­nie” naj­istot­niej żywe­go czyn­ni­ka tego, co w poezji „czyn­nej” jest codzien­ną, rze­czy­wi­stą „potrze­bą”.  Moje dzia­ła­nie, mój udział w tym, był tyl­ko powin­no­ścią opo­wia­da­nia się za feno­me­nem (jedy­nym takim) obja­wie­nia poezji (i nie tyl­ko poezji, tak­że pro­zy i ese­isty­ki) jako nie­zbęd­ne­go do codzien­ne­go bycia w peł­ni czło­wie­kiem chło­ną­cym życie nie tyl­ko jako to, co jemu jedy­ne­mu się nale­ży. War­to tak spoj­rzeć na aktyw­ność Biu­ra Lite­rac­kie­go i jego ini­cja­ty­wy.

Trzy lata póź­niej z oka­zji wyda­nia Wojacz­ka wie­lo­krot­ne­go, zbio­ru roz­mów o Rafa­le przy­go­to­wa­ne­go przez Kata­rzy­nę Woło­wiec i Sta­ni­sła­wa Bere­sia, obok dys­ku­sji m.in. z Two­im udzia­łem, przy­go­to­wa­li­śmy wysta­wę zdjęć jego autor­stwa. Po dro­dze było kil­ka wydań Utwo­rów zebra­nych. Zamiast „któ­ry był” czę­ściej mówi­ło się „któ­ry jest”. Odsło­nię­ta zosta­ła w mie­ście tabli­ca ku pamię­ci Rafa­ła. Mia­sto zaczę­ło wymie­niać Wojacz­ka jako jed­ne­go ze swo­ich naj­waż­niej­szych twór­ców. Czy Rafał chciał­by wszyst­kich tych miej­skich splen­do­rów? Czy my przy­pad­kiem nie wyrzą­dzi­li­śmy mu jakiejś krzyw­dy?    

Śmie­ję się. Tyle, ile pozna­łem Rafa­ła bez­po­śred­nio i z jego pisań, wiem, że – nie­za­leż­nie, czy by się do tego przy­znał – był­by rad temu „hoł­do­wa­niu”. To nie wyni­ka­ło z jego pychy, ale z jego tajo­nej poko­ry i – para­dok­sal­nie – pra­gnie­nia bycia wyjąt­ko­wym i uzna­nym za takie­go. Nie, nie wyrzą­dzi­li­śmy mu krzyw­dy.

Krzyw­dy nie wyrzą­dza­my też książ­ką Praw­dzi­we życie boha­te­ra. Po pierw­sze usta­wia­my Rafa­ła wśród tych, któ­rym Biu­ro Lite­rac­kie wie­le zawdzię­cza, któ­rych twór­czo­ścią zaj­mo­wa­li­śmy się przez lata. To Kar­po­wicz i Róże­wicz. Po dru­gie pro­po­nu­je­my czy­tel­ni­ko­wi książ­kę, któ­ra z jak­że boga­te­go dorob­ku – mimo krót­kie­go cza­su, w jakim te tek­sty powsta­wa­ły – wybie­ra nie tyle wszyst­ko, co naj­lep­sze, ale jesz­cze jed­ną, odręb­ną książ­kę. Mam wra­że­nie, że moż­na by uło­żyć kil­ka takich wybo­rów. I każ­dy z nich mógł­by wieść żywot osob­nej książ­ki. To fascy­nu­ją­ce, jak wie­le moż­na z tych wier­szy zro­bić.  

Widać to wyra­zi­ście w losach zbio­rów pro­jek­to­wa­nych przez Rafa­ła zanim uzy­ska­ły taki kształt, jaki zna­my. Gdy­by te jego pier­wot­ne wer­sje ksią­żek (licz­niej­sze niż czte­ry, któ­re osta­tecz­nie zapla­no­wał) były bez zastrze­żeń przy­ję­te przez wydaw­nic­twa, mie­li­by­śmy tro­chę inny „kanon” przy­gód boha­te­ra.

Co nam dzi­siaj po Wojacz­ku?

Po Wojacz­ku – mamy Wojacz­ka. Żywo obec­ne­go w tem­pe­ra­men­cie mowy, w dyna­mi­ce myśle­nia „nie­wie­trze­ją­ce­go”, w tym wresz­cie, co pobu­dza kolej­nych inter­pre­ta­to­rów, egze­ge­tów i her­me­neu­tów jego twór­czo­ści.

Co w jego poezji mogą zna­leźć dzi­siej­si debiu­tan­ci? 

Myślę, że to, co z pożyt­kiem mogą w niej zna­leźć, to – przede wszyst­kim – war­tość mądrze odważ­nej nie­za­leż­no­ści ducho­wej i este­tycz­nej, a tak­że (co może wydać się para­dok­sal­ne) sens uobec­nia­nia (się w) tra­dy­cji „życio­daj­nych” poprzed­ni­ków. Nie przez ana­lo­gie czy naśla­dow­nic­two, lecz przez osmo­zę – tak to nazwę – ostro­ści widze­nia. Kie­dy – jak dla mnie – Jan Kocha­now­ski jest wciąż jed­nym z naj­bar­dziej pory­wa­ją­cych współ­cze­snych poetów.

Praw­dzi­wy boha­ter nie bawi się już sam?

Pod­czas pra­cy we Wro­cła­wiu ze stu­den­ta­mi Szko­ły Teatral­nej nad wier­sza­mi Wojacz­ka rów­no­cze­śnie zaj­mo­wa­li­śmy się sone­ta­mi Sępa Sza­rzyń­skie­go. Oka­za­ło się, że w Kra­ko­wie, bez żad­ne­go nasze­go poro­zu­mie­wa­nia się, Krzysz­tof Glo­bisz robił to samo ze swo­imi stu­den­ta­mi. Zatem – choć „praw­dzi­wy boha­ter bawi się sam”, jego zaba­wy pro­wo­ku­ją samot­ne boha­ter­stwo innych. Bez któ­rych nie mógł­by się bawić. Praw­dzi­wie. 


 

*Roz­mo­wa odby­ła się mię­dzy 13 a 23 mar­ca 2020 roku.

O autorach i autorkach

Artur Burszta

Menadżer kultury. Redaktor naczelny i właściciel Biura Literackiego. Wydawca blisko tysiąca książek, w tym m.in. utworów Tymoteusza Karpowicza, Krystyny Miłobędzkiej, Tadeusza Różewicza i Rafała Wojaczka, a także Boba Dylana, Nicka Cave'a i Patti Smith. W latach 1990-1998 działacz samorządowy. Realizator Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy (1993-1995). Od 1996 roku dyrektor festiwalu literackiego organizowanego jako Fort Legnica, od 2004 – Port Literacki Wrocław, od 2016 – Stacja Literatura w Stroniu Śląskim, a od 2022 – TransPort Literacki w Kołobrzegu. Autor programów telewizyjnych w TVP Kultura: Poezjem (2008–2009) i Poeci (2015) oraz filmu dokumentalnego Dorzecze Różewicza (2011). Realizator w latach 1993–1995 wraz z Berliner Festspiele Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy. Wybrany podczas I Kongresu Menedżerów Kultury w 1995 roku do Zarządu Stowarzyszenia Menedżerów Kultury w Polsce. Pomysłodawca Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Współtwórca Literary Europe Live – organizacji zrzeszającej europejskie instytucje kultury i festiwale literackie. Organizator Europejskiego Forum Literackiego (2016 i 2017). Inicjator krajowych i zagranicznych projektów, z których najbardziej znane to: Komiks wierszem, Krytyk z uczelni, Kurs na sztukę, Nakręć wiersz, Nowe głosy z Europy, Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty, Pracownie literackie, Szkoła z poezją. Wyróżniony m.in. nagrodą Sezonu Wydawniczo-Księgarskiego IKAR za „odwagę wydawania najnowszej poezji i umiejętność docierania z nią różnymi drogami do czytelnika” oraz nagrodą Biblioteki Raczyńskich „za działalność wydawniczą i żarliwą promocję poezji”.

Bogusław Kierc

Poeta, aktor, reżyser, pedagog. Edytor utworów Rafała Wojaczka, dramaturg. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania