
Strona A, strona B nr 115: Wysoko, głęboko
felietony / cykle CZYTLENIKÓW Artur Burszta115. odcinek cyklu „Strona A, strona B” autorstwa Artura Burszty.
WięcejRozmowa Artura Burszty z Bogusławem Kiercem, towarzysząca wydaniu książki Rafała Wojaczka Prawdziwe życie bohatera, która ukazała się w Biurze Literackim 11 maja 2020 roku.
Artur Burszta: Dokładnie 15 lat temu* odbieraliśmy z drukarni pierwsze wydanie Wierszy zebranych Rafała Wojaczka. Była wiosna, bardzo ciepło. Pod naszą siedzibę na Widoku we Wrocławiu zajechała ciężarówka z drukarni. I wydarzyły się niesamowite historie. Po pierwsze zjawiłeś się, Bogusławie, idealnie w tym samym momencie. Chwilę później pojawiła się korektorka tej książki mająca w torbie czerwone wino. Tak jakoś niefortunnie schodziła po schodach, tych samym, po których my znosiliśmy do magazyn ciężkie paczki, że to wino wypadło jej z torby, rozbiło się i rozlało po schodach. Wyglądało to wszystko makabrycznie. Ogromna kałuża krwi spływająca po kolejnych stopniach.
Bogusław Kierc: Uderzające było dla mnie „zrymowanie” pojawienia się książek akurat w chwili, kiedy przyszedłem – i tego wyraźnego znaku (co by o tym nie mówić) „obecności” Rafała w ingerencji rozbitej butelki wina. Pamiętam taką rozbitą butelkę, tyle że wódki, która mu wypadła na schodach domu na Nowym Świecie we Wrocławiu. Dziwnie jest opowiadać o podobnych incydentach, ale podczas prac nad książką o nim wielokrotnie doświadczałem jego bardzo subtelnej pomocy i delikatnie odczuwalnej bliskości.
„Dla niego krew – a więc nośnik życia – była żywiołem, który miał się uwolnić z więzienia, jakim było jego ciało (to ‘tymczasowe’ ciało) i cały ten świat” – tak sam powiedziałeś kiedyś o Rafale, dodając: „wyraźnie tęsknił do Tamtego świata (do ‘nie tymczasowego’ ciała)”. Taka mogłaby być symbolika wydarzenia na tych schodach. „Odczuwalna bliskość”, której i ja wtedy doświadczyłem.
W „Balladzie o prawdziwej krwi” napisał, czym jest jej przeznaczenie (metafizyczny obowiązek): „pełzać/ nieprzetartym duktem nieba/ trzeba nieprzerwanie wciąż/ więc czołgając się cierpliwie/ bo cóż ją obchodzi czas/ żywiąc się igliwiem gwiazd/ poszerza swoją dziedzinę”. W „Końcu pieśni” wypowiedział to wprost: „Nie życząc sobie ziemskich karier/ Stręczy sobie niebo bohater”.
Zaczynamy tę rozmowę od krwi, a miało być o prawdziwym życiu bohatera. Życiu, które „mogłoby ‘zmieścić się’ w takim życiorysie”: „Urodziłem się w 1945 roku. Chodziłem do szkół, dorastałem w bibliotekach, na dworcach kolejowych, w domach cudzych i mniej cudzych, w barach lepszej i gorszej kategorii, w jeszcze innych miejscach. Pływałem po rzekach, jeziorach i po wielkiej wodzie także. Udzielałem się Przygodzie – ‘Ziemia wolna mi była, niestety’. Niekiedy umierałem i wtedy z tamtej strony życia odpowiadałem: a kuku. Wystarczy?”.
To najradykalniej lapidarne ujęcie Całości jego Bycia. Świadomie używam dużych liter.
Wiosną 2005 roku wydawało się, że skończy się na tych wierszach zebranych i dwóch wydarzeniach podczas naszym festiwalu. Oboje nie byliśmy pewni, czy uda się zainteresować twórczością Wojaczka kolejne pokolenie czytelników, które „miało już swoich nowych poetów”. Równolegle z tą książką inaugurowaliśmy dzieła zebrane Bohdana Zadury. To nie było przypadkowe. Oboje byli równolatkami. Bohdan należał do „swoich”. Wpłynął na wielu debiutantów z lat 90. Wojaczek kojarzył się wtedy głównie jako bohater filmu Lecha Majewskiego. Ale to był właściwie powrót jego legendy, a niekoniecznie wierszy.
Nie potrafię dzisiaj potwierdzić tamtego mojego przekonania o możliwości afirmatywnego przyjęcia poezji Wojaczka przez kolejne pokolenie. Ale z pewnością czułem, że decyzja poddania tej twórczości radykalnie odmienionemu smakowi i – jeśli tak można powiedzieć – nowemu paradygmatowi czytania poezji, czułem, że decyzja taka jest trafna. Nie przypuszczałem, że aż tak. Chociaż – mówiąc żartobliwie – pewną wróżbą był dla mnie okrzyk Marcina Świetlickiego, kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się na Porcie Legnica i mu się przedstawiłem. Usłyszawszy moje imię i nazwisko, zawołał: „Prawdziwy?!” I wiem, że to odnosiło się do autora opracowania Utworów zebranych Rafała Wojaczka z 1976 roku.
No właśnie. To trochę Twoje przekleństwo. Dla wielu bardziej kojarzony jesteś jako ten, który stał się opiekunem twórczości Wojaczka, aniżeli jako poeta o wspaniałym dorobku. Dobrze o tym wiedział Rafał. Co tak naprawdę zadecydowało, że to właśnie Tobie powierzył swoje wiersze?
Od początku naszej znajomości tym, co stanowiło istotne jej spoiwo, była dla mnie poezja. Traktowana jako sprawa kategoryczna: życia i śmierci. Brzmi to nieznośnie, pretensjonalnie, ale dla tamtych dwóch („dobrze wychowanych”) młodzieńców było poważną racją i sensem bycia. Tak traktowałem rzeczy poetyckie Rafała i on o tym wiedział. Nigdy nie stawiałem siebie poety obok niego. Nie zajmowała mnie relacja mojej poezji do jego wierszopisarstwa. W byciu z nim istotne były dla mnie jego wiersze. Nie jego legenda czy przyjemność (?) bywania z nim. Wiedział, że czytam jego wiersze dość przenikliwie, odczuwając i rozumiejąc ich istotność oraz ważność (bronił się nawet, wstydliwie, przed tą moją interpretatorską przenikliwością). W każdym razie mógł z pewnością odczuwać, że w tej naszej relacji on jest dla mnie ważny, a nie ja, jako jeden z jego apologetów (bo nigdy nim nie byłem).
Jak czytałeś wówczas jego wiersze?
Czytałem je z taką samą uważnością i czytelniczą pilnością, jak wiersze Juliana Przybosia.
Rafał nigdy wprost nie powiedział Ci, jak ważne jest dla niego Twoje nastawienie do jego wierszy?
Dawał mi do zrozumienia, czasem nawet wprost. Ale to od jego rodziców dowiedziałem się, że mojej opiece mają powierzyć jego spuściznę. Wiem, że w rodzinie sporo mówił o naszej relacji.
Za życia Wojaczka ukazały się dwie jego książki: Sezon z 1969 roku oraz Inna Bajka wydana rok później. Pozostawił po sobie kilkadziesiąt wierszy oraz prozę. Istniały też listy. Mógłbyś opowiedzieć o tym, co się z tym wszystkim działo zaraz po jego śmierci?
Wszystko, co wówczas dostałem, było w kilku kartonowych teczkach, nieuporządkowane. Długo nie zaglądałem do tych zasobów. Dopiero kiedy pani Anna Kosińska, redaktorka Ossolineum, powiedziała mi dość kategorycznie, że jestem zobowiązany do wydania wszystkiego, co Rafał chciał ogłosić, poczułem to jako nakaz sumienia. Mimo że racjonalnie rzecz ujmując, nie było wtedy żadnych szans na wydanie Utworów zebranych, głównie z powodów cenzuralnych. Pani Anna przekonywała mnie, że może się uda. Zabrałem się więc do roboty. W przepisywaniu tekstów pomagała mi Elżbieta Fediuk. Teczki pozostawały u mnie aż do roku wielkiej powodzi (1997). Wtedy, w porozumieniu z Andrzejem Wojaczkiem, oddałem je bibliotece Ossolińskiej, bałem się bowiem, że mogą być narażone na nieprzewidziane interwencje rozmaitych „kataklizmów”.
W jakiej formie były te teksty? Do czego miałeś dostęp, a co wypłynęło później?
To, do czego miałem dostęp, było wyłącznie zbieranymi przez Rafała „papierami”. Cała masa listów, niektóre wiersze (będące w posiadaniu poszczególnych osób) i inne akcydensy zostały dołączone już później do uporządkowanych teczek w dziale rękopisów w Ossolineum.
Rok po jego śmierci ukazały się dwie książki Nie skończona krucjata i Którego nie było. Cztery lata później ‒ Utwory zebrane, które nie uwzględniły jednak wszystkiego. Po latach, w 1999 roku, wydana została Reszta krwi. A cztery lata temu tom Nie te czasy, zredagowany przez Macieja Meleckiego i Konrada Wojtyłę. Zaskoczyły Cię te znaleziska?
Nie. Nie zaskoczyły. Kiedy przygotowywałem Utwory zebrane, chciałem być możliwie najściślej wierny kompozycyjnym zamysłom Rafała w budowie książek, które zamierzał wydać. Ten „rygor wierności” dotyczył także pojedynczych wierszy. To zatem, co on sam odrzucił jako nieprzeznaczone do publikacji, ja też traktowałem jako „odrzuty”.
Czyli Twoim zdaniem to były teksty, jakich Rafał nie chciałby pokazać czytelnikom?
Jak powiedziałem wcześniej – zmienił się smak, wrażliwość językowa, „paradygmat” bycia poezji. Wiele z tego, co Rafał odrzucił, dzisiaj ma świeżość rewelacyjną. Pytanie, czy on sam chciałby dzisiaj tak właśnie mówić, buja w jakichś probabilistycznych obłokach. Przy całej genialnej bujności i „nieprzewidywalności” poetyckich wypowiedzi był zdyscyplinowanym rygorystą.
I Ty podobny rygoryzm zastosowałeś w pracach nad tymi wydawanymi w pierwszych latach po jego śmierci?
Tak. (W moim ówczesnym mniemaniu).
Najbliżsi Wojaczka wciąż traktują Cię jako strażnika jego tekstów. Gdy zapadały decyzje dotyczące wydania tomu Nie te czasy, zadzwoniła do mnie córka Rafała, Dagmara, która wyraziła swoje obawy co do tej publikacji. Dobrze pamiętam tę rozmowę. Byłem wtedy w Edynburgu. Bardzo chciała, żeby i ta książka ukazała się pod Twoją redakcją w Biurze Literackim. Byłem zdania, że podobnie jak Reszta krwi, należy to wydać w Instytucie Mikołowskim, który zrobił dla Wojaczka bardzo wiele.
Pamiętam, jak ileś lat temu w Salonie Poezji Anny Dymnej, w Teatrze Słowackiego w Krakowie, gdzie z Krzysztofem Globiszem czytaliśmy wiersze Rafała, Żuk (Józef) Opalski powiedział o kilku z nich, że to ja napisałem je na tę okoliczność, co miało potwierdzać ich odczuwalną „dzisiejszość”. Przemiany czasu sprzyjają zatem wierszom Rafała Wojaczka; każdy jego wiersz może się okazać „niepublikowanym dotąd” znaleziskiem.
Ostatecznie książka ukazała się tam w niewielkim nakładzie. Niewiele już wnosi do odbioru twórczości Rafała, ale chyba powinna się znaleźć w ewentualnej kolejnej edycji wierszy zebranych?
Podobnie jak Reszta krwi, Nie te czasy powinny się znaleźć w korpusie wierszy zebranych. Są żywym świadectwem owej Rafałowej „potrzeby” – tak jak napisał: „Była potrzeba życia, była śmierci potrzeba/ Była potrzeba wiersza, potrzeba miłości”.
Czy mogą być jeszcze gdzieś niepublikowane wiersze Wojaczka?
Trudno teraz, pół wieku po jego śmierci, dociec, kto jeszcze może mieć jakiś wiersz Rafała, napisany – przypuśćmy – ex improviso.
Wróćmy do 2005 roku. Ukazują się Utwory zebrane. Na kwietniowy festiwal przygotowaliśmy dwa wydarzenia. Pierwsze to spotkanie autorskie z udziałem kilkunastu poetów z Polski i Ukrainy. Drugie to prezentacja kilku filmowych rozmów o Wojaczku, przygotowanych przez Staszka Beresia. Plany jednak krzyżuje śmierć Jana Pawła II, a konkretnie konieczność przeniesienia festiwalu o jeden dzień. I to wszystko na ledwie kilkadziesiąt godzin przed startem festiwalu. Nie ma jeszcze portali społecznościowych, trudniej niż dzisiaj dotrzeć z taką informacją do ludzi. Pierwszym wydarzeniem ma być wspomniane spotkanie z poetami czytającymi wiersze Rafała. Jesteśmy pełni obaw, czy ktoś przyjdzie do Impartu, gdzie po raz pierwszy odbywa się Port Literacki. Ale już na pół godziny przed sala jest nieomal pełna. Na pięć minut przed otwieramy balkon i wejścia na jaskółkę. Wszystkie te miejsca łącznie dają 700-osobową widownię. Spodziewałeś się czegoś takiego?
Nie spodziewałem się.
Co czułeś?
Byłem wtedy uradowany i wewnętrznie szczęśliwy. Mówię – „wewnętrznie”, bo nie chciałbym uzewnętrzniać moich egzaltowanych emocji. I muszę teraz powiedzieć o czymś, co w takiej (w tej) rozmowie może się wydać niestosowne, a mianowicie – o wdzięczności dla Ciebie, dla Biura Literackiego, za inicjatywę tak ekspansywnego uobecnienia poezji Rafała Wojaczka, rówieśnika Bohdana Zadury, równie jak on bliskiego dzisiejszym uczestnikom Portu Literackiego.
No i jak ja mam teraz zareagować, Bogusławie? Więc można zdradzę, że nasza obecność we Wrocławiu to Twoja zasługa. To Ty pośredniczyłeś w nawiązaniu kontaktu i pierwszych rozmowach. Inaczej mówiąc, nie byłoby tego 2005 roku i projektu „Wojaczek” gdyby nie Ty.
Nie chcę udawać skromnej nieobecności i pokornego uniżenia w tym, co w tamtym czasie było dla mnie sprawą dobra wspólnego i troski o jedyne takie „chołubienie” najistotniej żywego czynnika tego, co w poezji „czynnej” jest codzienną, rzeczywistą „potrzebą”. Moje działanie, mój udział w tym, był tylko powinnością opowiadania się za fenomenem (jedynym takim) objawienia poezji (i nie tylko poezji, także prozy i eseistyki) jako niezbędnego do codziennego bycia w pełni człowiekiem chłonącym życie nie tylko jako to, co jemu jedynemu się należy. Warto tak spojrzeć na aktywność Biura Literackiego i jego inicjatywy.
Trzy lata później z okazji wydania Wojaczka wielokrotnego, zbioru rozmów o Rafale przygotowanego przez Katarzynę Wołowiec i Stanisława Beresia, obok dyskusji m.in. z Twoim udziałem, przygotowaliśmy wystawę zdjęć jego autorstwa. Po drodze było kilka wydań Utworów zebranych. Zamiast „który był” częściej mówiło się „który jest”. Odsłonięta została w mieście tablica ku pamięci Rafała. Miasto zaczęło wymieniać Wojaczka jako jednego ze swoich najważniejszych twórców. Czy Rafał chciałby wszystkich tych miejskich splendorów? Czy my przypadkiem nie wyrządziliśmy mu jakiejś krzywdy?
Śmieję się. Tyle, ile poznałem Rafała bezpośrednio i z jego pisań, wiem, że – niezależnie, czy by się do tego przyznał – byłby rad temu „hołdowaniu”. To nie wynikało z jego pychy, ale z jego tajonej pokory i – paradoksalnie – pragnienia bycia wyjątkowym i uznanym za takiego. Nie, nie wyrządziliśmy mu krzywdy.
Krzywdy nie wyrządzamy też książką Prawdziwe życie bohatera. Po pierwsze ustawiamy Rafała wśród tych, którym Biuro Literackie wiele zawdzięcza, których twórczością zajmowaliśmy się przez lata. To Karpowicz i Różewicz. Po drugie proponujemy czytelnikowi książkę, która z jakże bogatego dorobku – mimo krótkiego czasu, w jakim te teksty powstawały – wybiera nie tyle wszystko, co najlepsze, ale jeszcze jedną, odrębną książkę. Mam wrażenie, że można by ułożyć kilka takich wyborów. I każdy z nich mógłby wieść żywot osobnej książki. To fascynujące, jak wiele można z tych wierszy zrobić.
Widać to wyraziście w losach zbiorów projektowanych przez Rafała zanim uzyskały taki kształt, jaki znamy. Gdyby te jego pierwotne wersje książek (liczniejsze niż cztery, które ostatecznie zaplanował) były bez zastrzeżeń przyjęte przez wydawnictwa, mielibyśmy trochę inny „kanon” przygód bohatera.
Co nam dzisiaj po Wojaczku?
Po Wojaczku – mamy Wojaczka. Żywo obecnego w temperamencie mowy, w dynamice myślenia „niewietrzejącego”, w tym wreszcie, co pobudza kolejnych interpretatorów, egzegetów i hermeneutów jego twórczości.
Co w jego poezji mogą znaleźć dzisiejsi debiutanci?
Myślę, że to, co z pożytkiem mogą w niej znaleźć, to – przede wszystkim – wartość mądrze odważnej niezależności duchowej i estetycznej, a także (co może wydać się paradoksalne) sens uobecniania (się w) tradycji „życiodajnych” poprzedników. Nie przez analogie czy naśladownictwo, lecz przez osmozę – tak to nazwę – ostrości widzenia. Kiedy – jak dla mnie – Jan Kochanowski jest wciąż jednym z najbardziej porywających współczesnych poetów.
Prawdziwy bohater nie bawi się już sam?
Podczas pracy we Wrocławiu ze studentami Szkoły Teatralnej nad wierszami Wojaczka równocześnie zajmowaliśmy się sonetami Sępa Szarzyńskiego. Okazało się, że w Krakowie, bez żadnego naszego porozumiewania się, Krzysztof Globisz robił to samo ze swoimi studentami. Zatem – choć „prawdziwy bohater bawi się sam”, jego zabawy prowokują samotne bohaterstwo innych. Bez których nie mógłby się bawić. Prawdziwie.
*Rozmowa odbyła się między 13 a 23 marca 2020 roku.
Menadżer kultury. Redaktor naczelny i właściciel Biura Literackiego. Wydawca blisko tysiąca książek, w tym m.in. utworów Tymoteusza Karpowicza, Krystyny Miłobędzkiej, Tadeusza Różewicza i Rafała Wojaczka, a także Boba Dylana, Nicka Cave'a i Patti Smith. W latach 1990-1998 działacz samorządowy. Realizator Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy (1993-1995). Od 1996 roku dyrektor festiwalu literackiego organizowanego jako Fort Legnica, od 2004 – Port Literacki Wrocław, od 2016 – Stacja Literatura w Stroniu Śląskim, a od 2022 – TransPort Literacki w Kołobrzegu. Autor programów telewizyjnych w TVP Kultura: Poezjem (2008–2009) i Poeci (2015) oraz filmu dokumentalnego Dorzecze Różewicza (2011). Realizator w latach 1993–1995 wraz z Berliner Festspiele Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy. Wybrany podczas I Kongresu Menedżerów Kultury w 1995 roku do Zarządu Stowarzyszenia Menedżerów Kultury w Polsce. Pomysłodawca Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Współtwórca Literary Europe Live – organizacji zrzeszającej europejskie instytucje kultury i festiwale literackie. Organizator Europejskiego Forum Literackiego (2016 i 2017). Inicjator krajowych i zagranicznych projektów, z których najbardziej znane to: Komiks wierszem, Krytyk z uczelni, Kurs na sztukę, Nakręć wiersz, Nowe głosy z Europy, Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty, Pracownie literackie, Szkoła z poezją. Wyróżniony m.in. nagrodą Sezonu Wydawniczo-Księgarskiego IKAR za „odwagę wydawania najnowszej poezji i umiejętność docierania z nią różnymi drogami do czytelnika” oraz nagrodą Biblioteki Raczyńskich „za działalność wydawniczą i żarliwą promocję poezji”.
Poeta, aktor, reżyser, pedagog. Edytor utworów Rafała Wojaczka, dramaturg. Mieszka we Wrocławiu.