wywiady / o książce

Samurajska brzytwa

Jacek Dehnel

Rozmowa Anny Krzywani z Jackiem Dehnelem, towarzysząca wydaniu w Biurze Literackim książki Philipa Larkina Zabrane.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Anna Krzy­wa­nia: Biu­ro Lite­rac­kie wyda­ło wła­śnie Pana naj­now­szą książ­kę poetyc­ką pt. Brzy­twa oka­mgnie­nia, w któ­rej zna­la­zły się przede wszyst­kim tek­sty z ostat­nich dwóch lat. „ ‘Brzy­twa oka­mgnie­nia / odci­na to, co zbęd­ne’ ” – pisze Pan w pierw­szym utwo­rze. Wśród tema­tów wier­szy tomi­ku są i sub­tel­ne obra­zy miło­ści, i prze­mi­ja­nie, i śmierć, i to co po niej. Są to więc kwe­stie waż­ne, jeśli nie dla wszyst­kich, to dla więk­szo­ści ludzi. Gdy­by­śmy z jed­nej stro­ny odnie­śli się do ludz­kiej egzy­sten­cji, a z dru­giej – do Pana twór­czo­ści, co owa „brzy­twa odci­na? Co jest zbęd­ne?

Jacek Deh­nel: Tytu­ło­wa „Brzy­twa oka­mgnie­nia” jest wier­szem o kon­kret­nej foto­gra­fii – i, sze­rzej, w ogó­le meta­fo­rą sztu­ki foto­gra­ficz­nej, któ­ra doko­nu­je ostre­go cię­cia w cza­so­prze­strze­ni i zosta­wia nam tyl­ko pła­ski, nie­po­wta­rzal­ny prze­krój. I ta pre­cy­zja, jeśli cię­cie zosta­ło wyko­na­ne mistrzow­sko, sta­no­wi, jak sądzę, o dosko­na­ło­ści nie­któ­rych zdjęć, któ­re odrzu­ca­ją wszyst­ko, co zbęd­ne, a zacho­wu­ją samą isto­tę rze­czy. Co nie zna­czy, że nie reje­stru­ją szcze­gó­łów. Podob­nie jest chy­ba z dobrym wier­szem, któ­ry łapie cza­sem pozor­nie przy­pad­ko­we spra­wy gdzieś z dal­szych pla­nów, jeśli są nie­zbęd­ne do egze­ge­zy cało­ści. Nie mogę zatem powie­dzieć, że lite­ra­tu­ra powin­na omi­jać jakieś tema­ty, aspek­ty życia, kwe­stie – nie ma złych tema­tów. Ani w poezji, ani w sztu­ce w ogó­le. Są jedy­nie kiep­skie redak­cje oraz zagad­nie­nia trud­niej­sze i łatwiej­sze do opi­sa­nia. Cho­dzi raczej o ćwi­cze­nie się w samu­raj­skiej dosko­na­ło­ści: pisa­niu takich tek­stów, w któ­rych wszyst­ko jest nie­zbęd­ne i nie ma nicze­go, co by zamu­la­ło, zagra­ca­ło obraz.

W Brzy­twie oka­mgnie­nia znaj­du­je się zarów­no wie­le opi­sów sytu­acji i wyda­rzeń codzien­ne­go, zwy­kłe­go życia, jak i nawią­zań do róż­nych dzie­dzin sztu­ki i kon­kret­nych arty­stów, któ­rzy tak­że zanu­rze­ni są w życiu. Na ile inspi­ru­je Pana owa codzien­ność egzy­sten­cji, a na ile sztu­ka. Czy któ­rąś z tych sfer ceni Pan wyżej?

Bor­ges pięk­nie mówił, że nie poj­mu­je cze­mu prze­czy­ta­nie książ­ki mia­ło­by być mniej real­nym doświad­cze­niem niż przyj­rze­nie się, powiedz­my, wypad­ko­wi samo­cho­do­we­mu. Myślę, że dobra sztu­ka, wiel­ka sztu­ka jest imma­nent­ną czę­ścią życia – szcze­gól­nie w cza­sach, w któ­rych tak wie­lu ludzi ma dostęp do kul­tu­ry, albo bez­po­śred­nio, albo przez krzy­wy pry­zmat kul­tu­ry maso­wej, któ­ra na swój kula­wy spo­sób kar­mi ludzi uprosz­czo­ną wer­sją dobrej sztu­ki.

Trud­no mi mówić o „inspi­ra­cji”, bo to jest w ogó­le kwe­stia mało zro­zu­mia­ła, przy­naj­mniej dla mnie – po pro­stu zda­rza się cza­sa­mi coś, co pobu­dza cały łań­cuch sko­ja­rzeń i roz­my­ślań. I jeśli jest wystar­cza­ją­co cie­ka­wy, a ja znaj­dę odpo­wied­nią, wystar­cza­ją­co atrak­cyj­ną for­mę by go zapi­sać, to powsta­je wiersz. Ale chy­ba nie umiał­bym powie­dzieć, czy ten pro­ces kar­mi się bar­dziej tym, co prze­ży­te oso­bi­ście, czy też tym, co prze­ży­te przez pry­zmat sztu­ki. Róż­nie to bywa.

Wła­ści­wie cały tom prze­nik­nię­ty jest sen­su­al­no­ścią i wraż­li­wo­ścią na detal. Doty­czy to zarów­no opi­sów sytu­acji, jak i opi­sów foto­gra­fii, na któ­rych zasty­gło życie. Zmy­sło­wa wraż­li­wość oprócz sma­ko­wa­nia świa­ta otwie­ra na jego zło­żo­ność?

To ponoć wyni­ka z bycia krót­ko­wi­dzem – choć ja mam nie­wiel­ką wadę wzro­ku. Inni uwa­ża­ją, że zmy­sło­wość to cecha typo­wa dla zodia­kal­nych Byków. Być może. Ja rze­czy­wi­ście jestem żar­łocz­ny, uwiel­biam przy­jem­no­ści świa­ta tego – i cie­le­sne, i ducho­we. Nie­ustan­nie muszę się czymś kar­mić: lek­tu­ra­mi, podró­ża­mi, muzy­ką, dobrym jedze­niem, sek­sem, fil­ma­mi, obra­za­mi, pięk­ny­mi przed­mio­ta­mi. Nie mam duszy asce­ty, nigdy nie mia­łem. Roz­ma­itość świa­ta jest chy­ba moim naj­więk­szym źró­dłem rado­ści, i to oczy­wi­ście jest widocz­ne w tek­stach, bo oso­bo­wość poety prze­sią­ka przez jego wier­sze. Ale ta żar­łocz­ność, rzecz jasna, nie ogra­ni­cza się do tępe­go prze­żu­wa­nia, bo przy­świe­ca jej przede wszyst­kim głód poznaw­czy; nigdy bym nie został dobrym naukow­cem, bo żywię głę­bo­kie prze­ko­na­nie, że isto­tę tego, co nas ota­cza, naj­le­piej opi­su­je nie nauka, a sztu­ka pły­ną­ca z doświad­cza­nia świa­ta.

Pana wier­sze są bar­dzo zryt­mi­zo­wa­ne. Poszcze­gól­ne fra­zy melo­dyj­nie powra­ca­ją, a ich rytm wyzna­cza spo­sób lek­tu­ry. Nawet bez­gło­śne czy­ta­nie jest pod­da­ne melo­dii utwo­ru. Jak wyglą­da zatem pra­ca nad wier­szem, kie­dy wyła­nia się owa śpiew­ność?

Po pierw­sze: każ­dy tekst jest ryt­micz­ny, bo język ma akcen­ty; pozo­sta­je tyl­ko kwe­stia, czy posta­no­wi­my je jakoś usze­re­go­wać, ufor­mo­wać w powta­rza­ją­ce się ści­śle, bądź powta­rza­ją­ce się z lek­ki­mi zmia­na­mi kon­fi­gu­ra­cje. I tu oczy­wi­ście przy­cho­dzą nam w sukurs roz­ma­ite metra poetyc­kie, któ­re z dużym entu­zja­zmem sto­su­ję, poza tym rymy, echa, i tak dalej, czy­li roz­ma­ite spo­so­by kształ­to­wa­nia struk­tu­ry brzmie­nio­wej tek­stu. Poezja wywo­dzi się bez­po­śred­nio od śpie­wu i żaden poeta nie powi­nien o tym zapo­mi­nać – nie zna­czy to, że musi rymo­wać czy pisać hek­sa­me­trem, ale tyle, że tekst powi­nien się bro­nić nie tyl­ko na papie­rze, ale i w gło­śnej lek­tu­rze. Nie wiem jak inni, ale ja zawsze sły­szę czy­ta­ny tekst jakimś wewnętrz­nym uchem – i tak samo jest z pisa­niem, sły­szę to, co notu­ję na papie­rze albo wkle­pu­ję w kom­pu­ter; sekwen­cje dźwię­ków, ryt­my, kaden­cje, melo­dię.

Mówił Pan nie­gdyś, że pod­pi­sy pod wier­sza­mi nie są naj­istot­niej­sze. Sko­ro jed­nak są umiesz­cza­ne to zna­czy też, że nie są nie­istot­ne. Pod nie­któ­ry­mi tek­sta­mi jako miej­sce powsta­wa­nia wier­szy podał Pan pociąg, co wią­że się zapew­ne z wie­lo­ma podró­ża­mi. Czy w pocią­gu rodzi­ły się pomy­sły na wier­sze, czy może kształ­to­wa­ła się ich osta­tecz­na for­ma? Łatwo się Panu sku­pić w pocią­gu?

Podróż pocią­giem to taki „czas osob­ny”, kie­dy muszę kil­ka godzin wysie­dzieć w prze­rwie mię­dzy zda­rze­nia­mi, a to, czym aku­rat żyję, jest zawie­szo­ne i cze­ka na swo­ją – nomen omen – kolej. Wte­dy wła­śnie łatwiej zebrać myśli, wró­cić do róż­nych wcze­śniej­szych pomy­słów, któ­re od dłuż­sze­go cza­su cho­dzą po gło­wie – choć bywa tak, jak w przy­pad­ku „Owie­czek”, że to jakieś zda­rze­nie podróż­ne oka­zu­je się wyjąt­ko­wo cie­ka­we.

Myślę, że istot­ny jest też sam rytm pocią­gu, powta­rza­ją­ce się struk­tu­ry dźwię­ko­we – jakoś poma­ga mi to w ukła­da­niu kolej­nych wer­sów. Zresz­tą coś podob­ne­go mówił kie­dyś Rym­kie­wicz o kolej­ce, któ­rą dojeż­dża do Mila­nów­ka.

Wier­szem, któ­ry szcze­gól­nie moc­no do mnie docie­ra i do któ­re­go wra­cam jest „Pri­ma” z cyklu „Zegar…”. A któ­ry z utwo­rów Brzy­twy oka­mgnie­nia Pan by wyróż­nił?

Nie wiem, nie umiem tak wyróż­nić kon­kret­ne­go wier­sza z „Brzy­twy oka­mgnie­nia” – jest tam prze­cież cał­kiem spo­ro tek­stów, a poza tym autor ma roz­ma­ite irra­cjo­nal­ne, poza­li­te­rac­kie powo­dy by nie­któ­re wier­sze lubić i nie lubić innych. Cały „Zegar” był dla mnie z pew­no­ścią cyklem bar­dzo trud­nym, bo wyra­sta­ją­cym z nie­moż­no­ści pogo­dze­nia się z cier­pie­niem kogoś, kogo kocham, a zara­zem z nie­moż­no­ści opła­ka­nia oso­by, któ­ra jest mi bli­ska, choć nigdy jej nie pozna­łem. Nosi­łem się z napi­sa­niem tego cyklu ponad rok, ale myślę, że to doświad­cze­nie odna­la­zło for­mę, któ­ra na nie cze­ka­ła. Ale czy jest to wiersz naj­lep­szy, naj­ulu­bień­szy, naj­cie­kaw­szy? Nie wiem, nie mnie o tym sądzić.

Dzię­ku­ję za roz­mo­wę.

O autorze

Jacek Dehnel

Urodzony 1 maja 1980 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, tłumacz. Zajmuje się także malarstwem i rysunkiem. Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (2005), Paszportu "Polityki" (2007), Nagrody Splendor Gedanensis (2008) oraz Nagrody Śląski Wawrzyn Literacki (2009). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike w 2009 i w 2010 roku. W 2014 roku nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej i Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za tom Języki obce (2013). Mieszka w Warszawie.

Powiązania