wywiady / o książce

Stare wiersze z czarnej dziury i nowa utopia

Michał Domagalski

Zbigniew Machej

Rozmowa Michała Domagalskiego ze Zbigniewem Machejem, towarzysząca premierze e-booka Telefon z antypodów. Wiersze z młodości w epoce minionej (1978-1990), wydanego w Biurze Literackim 8 marca 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Michał Doma­gal­ski: Tele­fon z anty­po­dów to wier­sze… Co wła­ści­wie skła­da się na ten tom?

Zbi­gniew Machej: Tele­fon z anty­po­dów to moje wier­szy­ki i krót­kie pro­zy poetyc­kie z lat 1978 – 1990, a więc z cza­sów mojej mło­do­ści, któ­ra przy­pa­dła na lata schył­ko­we­go komu­ni­zmu w Pol­sce. Zebra­łem w jed­ną odręb­ną całość więk­szość moich tek­stów opu­bli­ko­wa­nych w tam­tych latach w tomi­kach oraz kil­ka wier­szy nie­pu­bli­ko­wa­nych. W cza­sach PRL‑u publi­ko­wa­łem wier­sze w trzech obie­gach lite­rac­kich: ofi­cjal­nym – pod­le­głym cen­zu­rze, oraz pod­ziem­nym i emi­gra­cyj­nym, któ­re dzia­ła­ły nie­za­leż­nie, bez cen­zu­ry. W ówcze­snych moich publi­ka­cjach był spo­ry gali­ma­tias. Debiu­to­wa­łem w Czy­tel­ni­ku książ­ką Sma­ko­sze, kochan­ko­wie i płat­ni mor­der­cy w 1984 roku. Cen­zu­ra wycię­ła z niej trzy wier­sze. Póź­niej, po czte­rech latach, dwie kra­kow­skie pod­ziem­ne ofi­cy­ny wydaw­ni­cze wyda­ły wybo­ry z moich wier­szy: Śpią­cą muzę wydru­ko­wa­ła Ofi­cy­na Lite­rac­ka, a biblio­fil­ski zeszyt zaty­tu­ło­wa­ny Wier­sze dla moich przy­ja­ciół wyda­ła Biblio­te­ka Mie­sięcz­ni­ka Mało­pol­skie­go. W 1990 roku w jed­nym wolu­mi­nie nakła­dem lon­dyń­skie­go wydaw­nic­twa Puls uka­za­ły się Dwa zbio­ry wier­szy, zawie­ra­ją­ce wier­sze z lata 1982–1987, a wier­sze z lat 1988–1990 pod tytu­łem Trze­ci brzeg wyda­ła w 1992 roku Ofi­cy­na Lite­rac­ka. Trze­ci brzeg zamy­ka wcze­sny okres moje­go wier­szo­pi­sa­nia i publi­ko­wa­nia wier­szy.

Wie­le słów, zwro­tów, czy nawet tkwią­cych gdzieś na sty­ku wer­sów kon­tek­stów odsy­ła nas do tej tytu­ło­wej epo­ki minio­nej. Jak wła­ści­wie czy­tać dzi­siaj te wier­sze? Jak Pan je czy­ta?

Nie chciał­bym niko­mu narzu­cać spo­so­bu lek­tu­ry moich wier­szy z tam­tych cza­sów. Trzy lata temu musia­łem prze­czy­tać je sobie na nowo po ponad dwu­dzie­stu latach, żeby przy­go­to­wać retro­spek­ty­wę moich wier­szy dla wydaw­cy sło­wac­kie­go. W pierw­szej lek­tu­rze po tak dłu­gim cza­sie wyda­ły mi się obce, nie­zgod­ne ze mną, ale potem musia­łem się z nimi pogo­dzić, musia­łem na nie przy­stać, zaadop­to­wać je po latach. Przy dokład­niej­szej lek­tu­rze oka­za­ły się cał­kiem pojem­ny­mi wehi­ku­ła­mi tam­te­go cza­su, klu­cza­mi do wspo­mnień, czymś w rodza­ju pro­ustow­skiej mag­da­len­ki. Są to jakieś zapi­sy z mojej mło­do­ści, któ­re przy­wo­łu­ją atmos­fe­rę tam­tych cza­sów, któ­ra w grun­cie rze­czy nie jest może aż tak bar­dzo róż­na od atmos­fe­ry obec­nych cza­sów. Są w tych wier­szach tak­że reflek­sy moich ówcze­snych lite­rac­kich fascy­na­cji, moich ówcze­snych lek­tur, na przy­kład Miło­sza, Tra­kla, Wata, nowo­fa­low­ców, a jesz­cze przed­tem Baudelaire’a czy Apollinaire’a, tak­że poetów ame­ry­kań­skich, zwłasz­cza obiek­ty­wi­stów, Wil­lia­ma Car­lo­sa Wil­liam­sa, Poun­da. Dłu­gie lata naczy­ty­wa­nia, absor­bo­wa­nia poezji, od Kocha­now­skie­go po Korn­hau­se­ra i innych człon­ków gru­py Teraz, z któ­ry­mi się zna­łem, aż po tro­chę star­szych ode mnie kra­kow­skich kole­gów – Bron­ka Maja czy Jan­ka Polkow­skie­go, któ­rzy w sta­nie wojen­nym, namasz­cze­ni przez pro­fe­so­ra Jana Błoń­skie­go, cie­szy­li się esty­mą jakichś nowych wiesz­czów… Potem spę­dzi­łem rok w woj­sku, nie pisa­łem wier­szy, czy­ta­łem tyl­ko pro­zę. Po powro­cie z woj­ska wró­ci­łem do Kra­ko­wa, gdzie w 1987 roku pozna­łem Rober­ta Tekie­le­go, współ­pra­co­wa­łem z „bru­Lio­nem”, to był wte­dy duży power, nowa bez­czel­na per­spek­ty­wa. No a potem wyje­cha­łem z Kra­ko­wa, zaczą­łem pra­co­wać jako nie­za­leż­ny dzien­ni­karz, potem wyje­cha­łem nawet z Pol­ski – w 1991 roku prze­nio­słem się do Pra­gi – i moja per­spek­ty­wa się zmie­ni­ła. Zmie­ni­ły się też moje poetyc­kie upodo­ba­nia i lite­rac­ki tem­pe­ra­ment, dużo czy­ta­łem wier­szy po cze­sku, pozna­łem inną tra­dy­cję, któ­ra mnie zain­te­re­so­wa­ła. Wła­śnie w Pra­dze pozna­łem wio­sną 1992 roku Andrze­ja Sosnow­skie­go, prze­czy­ta­łem jego Życie na Korei w pra­skim metrze i było dla mnie jasne, że zaczę­ła się nowa epo­ka w poezji pol­skiej. Nic już nie mogło być takie samo. Nie moż­na już było pisać tak samo jak w latach 80. Od tam­te­go cza­su minę­ło 25 lat, to cała epo­ka, któ­ra bar­dzo zmie­ni­ła spo­sób patrze­nia na poezję pol­ską i zosta­wi­ła w czar­nej dziu­rze lat 80 ubie­głe­go wie­ku, z trau­mą sta­nu wojen­ne­go, ówcze­sne wier­sze, któ­re prze­sta­ły być potrzeb­ne, aktu­al­ne, pocią­ga­ją­ce itd. No i trzy lata temu sło­wac­ki kole­ga-wydaw­ca zmu­sił mnie, żeby do moich wier­szy z tej czar­nej dziu­ry wró­cić, żeby spraw­dzić, co w nich jest, czy mogą ode­rwać się od tam­tych cza­sów i zadzia­łać teraz. Nigdy nie wia­do­mo, co kie­dy może być zno­wu aktu­al­ne i jakoś na nowo potrzeb­ne. A ja potrze­bu­ję teraz, na pro­gu sta­ro­ści, zro­zu­mieć, kim wte­dy byłem i czy te wier­sze nie two­rzą jakiejś chmu­ry, w któ­rej cza­sa­mi mogę się doła­do­wać, bo jest w niej ciem­na, czy­sta ener­gia mojej mło­do­ści…

Czy pod­czas lek­tu­ry tego por­tre­tu arty­sty z cza­sów mło­do­ści mimo wszyst­ko nie poja­wia­ła się poku­sa popra­wie­nia sie­bie sprzed lat? Jakie­goś uwspół­cze­śnie­nia zapi­sków?

Owszem, poja­wi­ła się taka poku­sa. Nale­ża­ło, oczy­wi­ście, popra­wić błę­dy, wpro­wa­dzić gdzie­nie­gdzie korek­ty. Zasta­na­wia­łem się też nad tym, czy nie­któ­rych tek­stów z tam­tych cza­sów nie pod­dać rady­kal­niej­szej redak­cji. Przez chwi­lę myśla­łem wręcz o czymś w rodza­ju rew­ri­tin­gu. Jed­nak w mia­rę czy­ta­nia sie­bie z tam­tych cza­sów uzna­łem, że to nie ma sen­su, że nale­ży te zapi­ski zosta­wić w spo­ko­ju, wysta­wić je na pastwę tro­chę jak mate­riał archi­wal­ny, za któ­rym klam­ka już zapa­dła, tro­chę jak zawar­tość IPN-owskiej tecz­ki. Nota­be­ne, zna Pan taki wier­szyk: Jeśli nie chcesz w gło­wie siecz­ki, nie zaglą­daj w cudze tecz­ki?

Uro­czy. Taki… aktu­al­ny.

Aktu­al­ny, bo wła­śnie mi przy­szedł go gło­wy, jak wczo­raj byłem w Gdańsku…Wracając do moich wcze­snych utwo­rów. No cóż, taki wte­dy byłem: tro­chę naiw­ny, tro­chę banal­ny, tro­chę wtór­ny. W paru miej­scach skró­ci­łem coś, cze­go było za wie­le, ale tyl­ko w jed­nym wier­szu coś dopi­sa­łem, dosłow­nie jeden wers, kil­ka słów, żeby uda­rem­nić nie­lo­gicz­ność i posze­rzyć per­spek­ty­wę. Tyl­ko w jed­nym przy­pad­ku. Kie­dyś Jurek Pilch zwró­cił mi uwa­gę, że wie­le moich wier­szy z tam­tych cza­sów to wier­sze nie­do­koń­czo­ne, że są to dopie­ro począt­ki wier­szy, któ­re powin­ny mieć dal­sze cią­gi. A ponie­waż roz­mo­wa odby­wa­ła się przy alko­ho­lu i nie mie­li­śmy tych tek­stów pod ręką, to Pil­chu nie wska­zał mi, któ­re kon­kret­nie tek­sty ma na myśli. Wzią­łem sobie jed­nak tę uwa­gę do ser­ca i mógł­bym wska­zać co naj­mniej kil­ka­na­ście takich swo­ich tek­stów z tam­tych cza­sów, któ­re nie są skoń­czo­ne, któ­re mogły­by być pocią­gnię­te dalej. Pil­cho­wi w tej mate­rii ufa­łem, Pilch ma dobre ucho do wier­szy. Jurek napi­sał pierw­szy esej o moich wier­szach w związ­ku z tym, że to wła­śnie on pro­wa­dził pierw­sze spo­tka­nie autor­skie ze mną, któ­re odby­ło się w Kra­ko­wie, w Klu­bie Inte­li­gen­cji Kato­lic­kiej, ale nie pamię­tam kie­dy to dokład­nie było – wio­sną 1983 czy 1985 roku – choć pamię­tam, że dzień był upal­ny. Na sali było chy­ba z dzie­sięć osób. Pil­chu zasko­czył mnie wte­dy wła­śnie tym, że napi­sał swo­je sło­wo wstęp­ne do moje­go wie­czo­ru autor­skie­go na kart­kach for­ma­tu A4 w krat­kę, nie­bie­skim atra­men­tem i duży­mi lite­ra­mi. No wła­ści­wie nie był to wie­czór, bo jak wyszli­śmy z mrocz­nej i chłod­nej sali KIK‑u, to Kra­ków tonął jesz­cze w jaskra­wym słoń­cu. Poszli­śmy na Rynek, zaku­pi­li­śmy flasz­kę od doroż­ka­rza pod Haweł­ką i w trój­kę z poetą Polkow­skim (bo Bro­nek Maj aku­rat nie mógł dołą­czyć) poje­cha­li­śmy do Pil­chów, któ­rzy miesz­ka­li wte­dy przy uli­cy Fran­ce­sco Nul­lo. U począt­ków moich wystą­pień publicz­nych stał więc Jerzy Pilch, któ­ry trak­to­wał mnie wte­dy tro­chę jak młod­sze­go bra­ta, bo obaj pocho­dzi­my z tych samych stron, czy­li ze Ślą­ska Cie­szyń­skie­go. No i wła­śnie jak teraz czy­tam te wier­sze, to nie tyle chciał­bym je popra­wić, ile widzę w nich moż­li­wość pew­nych ewo­ka­cji, gene­ro­wa­nia wspo­mnień, przy­pi­sów. To, co zmie­ni­łem i do cze­go nie jestem przy­wią­za­ny, to tytu­ły tam­tych zbio­rów wier­szy. Te tytu­ły wyda­ją mi się teraz raczej nie­ade­kwat­ne, tro­chę sztucz­nie poprzy­le­pia­ne do tych niby to cało­ści, któ­re w grun­cie rze­czy nie były cało­ścia­mi, tyl­ko frag­men­ta­mi.

Minę­ło ćwierć wie­ku. Zebrał Pan tek­sty poroz­sy­py­wa­ne, wycię­te przez cen­zu­rę… Wier­sze z czar­nej dziu­ry, któ­re teraz – w poło­wie dru­giej deka­dy XXI wie­ku – mają uka­zać się w for­mie e‑booka. Odbior­ca­mi będą zapew­ne głów­nie ludzie, któ­rzy mają tyle samo lat, co wier­sze z Tele­fo­nu… Dwa róż­ne świa­ty w jed­nym. Czy nie oba­wia się Pan, że na ich sty­ku może nastą­pić zgrzyt?

Nie mam takich obaw, ponie­waż w grun­cie rze­czy nie przy­wią­zu­ję do swo­ich wier­szy, zarów­no do tych wcze­śniej­szych jak i do póź­niej­szych, jakie­goś szcze­gól­ne­go zna­cze­nia. Mają one war­tość o tyle, o ile wła­śnie ewo­ku­ją jakąś rze­czy­wi­stość, o ile z tej rze­czy­wi­sto­ści wysnu­wa­ją jakiś kokon, jakąś chmu­rę, jakiś kosmos, zaświat, w któ­rym może zna­leźć schro­nie­nie – albo uspra­wie­dli­wie­nie – moja duszycz­ka. Bo te wier­sze może mają tak­że zna­cze­nie jako odbi­cie mojej kar­my. To z jed­nej stro­ny, bo z dru­giej stro­ny moż­na zauwa­żyć, że zaczą­łem pisać wier­sze w tym samym roku kie­dy Karol Woj­ty­ła został papie­żem, a w PRL powstał dru­gi obieg. Data zaś koń­czą­ca ten wybór to rok 1990, pierw­szy rok dzia­ła­nia inter­ne­tu. Jak zatem mogą czy­tać te wier­sze z epo­ki tuż przed inter­ne­tem ludzie dwa razy ode mnie młod­si, któ­rzy się wte­dy uro­dzi­li? Jeże­li w ogó­le zechcą po nie się­gnąć… Było­by nie od rze­czy, gdy­by zechcie­li je czy­tać wła­śnie tak, jak Pan to okre­śla, czy­li jako por­tret jakie­goś arty­sty z jakiejś mło­do­ści w jakichś cie­ka­wych, tro­chę nie­bez­piecz­nych cza­sach, kie­dy w grze była tak­że ludz­ka wol­ność i god­ność, a tak­że zacho­dzi­ły jakieś wiel­kie zmia­ny cywi­li­za­cyj­ne. I żeby w tych zapi­skach mło­dzi zna­leź­li coś ponad­cza­so­we­go, nie­do­raź­ne­go, może nawet jakąś meta­fi­zycz­ność. Czy jest w nich coś inte­re­su­ją­ce­go dla mło­de­go czy­tel­ni­ka, któ­ry tam­tych cza­sów nie pamię­ta, trud­no mi przy­pusz­czać. Ale mło­dzi ludzie też mogą być – mam nadzie­ję – zain­te­re­so­wa­ni nie tyl­ko poetyc­ko­ścią, ale przede wszyst­kim docie­ra­niem do praw­dy o rze­czy­wi­sto­ści, pew­nej ponad­cza­so­wej praw­dy, któ­ra doty­czy poza­cza­so­wej rze­czy­wi­sto­ści. Zga­dzam się z tym, cze­go naucza­ją mistrzo­wie zen, że sło­wa nie są w sta­nie uchwy­cić rze­czy­wi­sto­ści, ale mimo to poezja może być odbi­ciem rze­czy­wi­sto­ści. To jest w poezji naj­bar­dziej inte­re­su­ją­ce: praw­da. I nie tyl­ko, jak się żar­to­bli­wie mówi­ło za komu­ny, praw­da cza­su praw­da ekra­nu. Szcze­gól­nie inte­re­su­ją­ca jest praw­da poza cza­sem i poza ekra­nem. A tak­że poza sło­wa­mi. Sło­wa jed­nak mogą mieć szcze­gól­nie inten­syw­ne zna­cze­nie, mogą też mieć szcze­gól­ne brzmie­nie. I mogą mieć siłę, ogrom­ną siłę, któ­rej nie jeste­śmy świa­do­mi. Czy moje sło­wa z prze­szło­ści mają w sobie jakąś siłę? Czy mogą powo­do­wać jakieś zgrzy­ty? Nie wiem. Trze­ba by je wypo­wie­dzieć na głos, żeby się o tym prze­ko­nać.

Przy­naj­mniej jeden z rówie­śni­ków wier­szy z począt­ku lat osiem­dzie­sią­tych – czy­li ja – już po nie się­gnął. Ufam, że będzie, a nawet że jest ich wię­cej. A czy Pan się­ga po lite­ra­tu­rę two­rzo­ną przez młod­szych? Tych uro­dzo­nych w latach osiem­dzie­sią­tych, dzie­więć­dzie­sią­tych?

Tak, jestem bar­dzo cie­kaw, co teraz piszą mło­dzi ludzie w Pol­sce, ale – nie­ste­ty – czy­tam ich wier­sze bar­dzo nie­sys­te­ma­tycz­nie. Poza tym nie zawsze do mnie docie­ra, kto się kie­dy uro­dził, ile kto ma lat. Bo – jak już mówi­łem – inte­re­su­je mnie w poezji ponad­cza­so­wość. Czy na przy­kład Szcze­pan Kopyt uro­dził się w latach 80? A Urszu­la Kul­bac­ka? A Bar­ba­ra Klic­ka? A Kata­rzy­na Fetliń­ska? Widać, że bar­dziej docie­ra­ją do mnie wier­sze mło­dych poetek. Zagad­nię­ty o twór­czość młod­szych poetów muszę otwar­cie wyznać, że w ostat­niej deka­dzie naj­więk­szym wyda­rze­niem, któ­re mi się koja­rzy z mło­dą, a zara­zem ponad­cza­so­wą poezją, jest Bia­ła Książ­ka Bian­ki Rolan­do, dzie­ło wyjąt­ko­we, monu­men­tal­ne, nowe, a przy tym chy­ba jed­nak nie doce­nio­ne tak, jak by na to zasłu­gi­wa­ło. Mam wra­że­nie, że w Pol­sce jest mnó­stwo mło­dych, bar­dzo uta­len­to­wa­nych i wraż­li­wych poetów, ale Pol­ska to jest kraj nie bar­dzo przy­chyl­ny poetom, ani tym młod­szym, ani tym star­szym. Prio­ry­te­tem tego pań­stwa nie jest kul­tu­ra, a w jego poli­ty­ce kul­tu­ral­nej prio­ry­te­tem nie jest lite­ra­tu­ra, lecz czy­tel­nic­two, bo sys­tem oświa­ty w tym pań­stwie sprzy­ja wtór­ne­mu anal­fa­be­ty­zmo­wi. Insty­tu­cje pań­stwo­we powo­ła­ne do wspie­ra­nia lite­ra­tu­ry pol­skiej trak­tu­ją ją bar­dzo po maco­sze­mu, a wła­ści­wie wręcz skan­da­licz­nie źle. To pań­stwo nie rozu­mie, do cze­go mogła­by być potrzeb­na ludziom poezja. I to podej­ście nie powin­no dzi­wić, bo praw­dzi­wa poezja jest zawsze anty­pań­stwo­wa. Ktoś mło­dy w Pol­sce prze­ja­wi talent lite­rac­ki czy poetyc­ki i od razu wia­do­mo, że to się dla nie­go dobrze nie skoń­czy, że ten talent zosta­nie zmar­no­wa­ny, nie będzie miał szans na roz­wój. I nie­wie­le w tym wzglę­dzie zmie­nia­ją – tak zwa­ne – nowe media. Sytu­acja pol­skie­go poety jest obec­nie w dużej mie­rze gor­sza, niż była w latach 80. Pod wzglę­dem mar­no­wa­nia talen­tów lite­rac­kich Pol­ska jest teraz w czo­łów­ce świa­to­wej.

Tkwi­my w jesz­cze więk­szej czar­nej dziu­rze?

Jest mate­ria i anty­ma­te­ria, czar­na dziu­ra i pstra, digi­tal­na, por­ta­lo­wa, mul­ti­me­dial­na anty­dziu­ra. Są anty­po­dy. Wte­dy przy­naj­mniej była jakaś hie­rar­chia, jakiś kanon, jakiś porzą­dek war­to­ści. Teraz wszyst­ko jest jed­na­ko­wo nie­waż­ne i nie­po­trzeb­ne. Poeci fascy­na­to­rzy są tutaj nie­po­trzeb­ni tak jak w Pań­stwie Pla­to­na.

Pew­nie wie­le wyni­ka z wrzu­ce­nia poezji w szkol­ne mury, a może w powszech­ne trak­to­wa­nie jej jako mate­ria­łu do naucze­nia. I w przy­zwy­cza­je­niu uczniów, że muszą inter­pre­ta­cji wier­sza nauczyć się tak jak histo­rii lub ana­to­mii. Wobec tego two­rzy się obraz poety jako gatun­ku wymar­łe­go. I każe się czy­tać dino­zau­rów. Do tego docho­dzi roz­po­wszech­nio­ne prze­świad­cze­nie, że tek­sty współ­cze­snych poetów są nie­zro­zu­mia­łe. Jak pró­bo­wać zmie­niać ten stan?

Na to jest tyl­ko jed­na recep­ta: zaka­zać poezji w szko­le. Szko­ła jest insty­tu­cją anty­po­etyc­ką, nie wycho­wu­je do kry­tycz­ne­go, otwar­te­go myśle­nia i wol­no­ści. W pro­gra­mie szkol­nym moż­na zosta­wić parę zro­zu­mia­łych kawał­ków z Kocha­now­skie­go, coś z Morsz­ty­na coś z Mic­kie­wi­cza, Sło­wac­kie­go, wcze­sne­go Miło­sza, Baczyń­skie­go i Róże­wi­cza z Nie­po­ko­ju. A tak­że na przy­nę­tę coś chu­li­gań­skie­go, np. coś Świe­tlic­kie­go albo Pod­sia­dły. Poza tym współ­cze­sną poezję pol­ską nale­ży ze szko­ły wyrzu­cić. Owoc zaka­za­ny sma­ku­je naj­le­piej. Aktu­al­nej poezji nale­ży pro­gra­mo­wo nie tykać.

Poezja roz­wi­nę­ła­by się w Pol­sce na dużą ska­lę, gdy­by zosta­ła zwol­nio­na z podat­ków, o co ape­lu­ję od wie­lu lat, ale nikt tego nie bie­rze serio. Poezję, poetów, wydaw­ców poezji trze­ba w Pol­sce zwol­nić z podat­ków. Od tego trze­ba zacząć doce­nia­nie poezji, jej doin­we­sto­wa­nie. To powin­ny być dwa pro­gra­my: Poezja Bez Podat­ków i dru­gi pro­gram: Poezja 500 Plus. Nale­ży wpro­wa­dzić urzę­do­we wyso­kie staw­ki hono­ra­ryj­ne za publi­ko­wa­ne wier­sze. Np. publi­ko­wa­ne w finan­so­wa­nych przez mini­ster­stwo kul­tu­ry cza­so­pi­smach patro­nac­kich. Mia­rą powi­nien być sonet: sonet 500 zł, saty­ra 1000 zł, bal­la­da 1500zł, frasz­ka 300. Na redak­to­rach cza­so­pism patro­nac­kich spo­czy­wa­ła­by wte­dy nie­by­wa­ła odpo­wie­dzial­ność. Poza tym pań­stwo powin­no opła­cać pięć­dzie­się­ciu naj­wy­bit­niej­szym poetom po czter­dzie­st­ce ubez­pie­cze­nie zdro­wot­ne i eme­ry­tal­ne, media i podró­że, zwłasz­cza poby­ty zagra­nicz­ne. Waru­nek: poeta musi co dwa lata przy­go­to­wać nową książ­kę poetyc­ką, o poezji, o czym­kol­wiek zresz­tą. Poeci powin­ni mieć więk­sze przy­wi­le­je niż kler, gór­ni­cy, ener­ge­ty­cy, eta­to­wi dzia­ła­cze związ­ko­wi oraz rol­ni­cy. Doty­czy­ło­by to tyl­ko pięć­dzie­się­ciu osób. Tych pięć­dzie­się­cio­ro poetów mia­ło­by też owszem pew­ne obo­wiąz­ki spo­łecz­ne i edu­ka­cyj­ne, np. obo­wiąz­ko­we spo­tka­nia w szko­łach. Zresz­tą, ade­kwat­ny, dobrze spro­fi­lo­wa­ny zakres ich obo­wiąz­ków był­by odpo­wied­nio i wraż­li­wie usta­la­ny. To był­by żaden wyda­tek dla pań­stwa, a pań­stwo dzię­ki temu sta­ło­by się rychło super­mo­car­stwem kul­tu­ral­nym, poezja była­by labo­ra­to­rium prze­my­słów kre­atyw­nych i rze­czy­wi­stej dobrej zmia­ny spo­łecz­nej, tak­że inno­wa­cyj­no­ści eko­no­micz­nej. Poezja wyko­rzy­sty­wa­na była­by tak­że w służ­bie zdro­wia. Będąc poetą trze­ba być uto­pi­stą. Wie­rzę, że rola poezji w kształ­to­wa­niu dobrej zmia­ny na tym świe­cie może być klu­czo­wa i stra­te­gicz­na.

Jeże­li już roz­ma­wia­my o przy­szłej poezji tego świa­ta to chciał­bym zapy­tać, czy po doła­do­wa­niu się lek­tu­rą swo­ich wcze­snych tek­stów myśli Pan o swo­jej przy­szłej poezji? Czy powrót do – jak to Pan okre­ślił – ciem­nej, czy­stej ener­gia mło­do­ści oka­zał się dla Pana inspi­ru­ją­cy? Czy może dla nowych wier­szy szu­ka Pan inspi­ra­cji w innych prze­strze­niach?

Nie powie­dzia­łem, że wier­sze z tam­tych lat mnie doła­do­wu­ją, lecz że muszę spraw­dzić, czy mają w sobie ener­gię. Myślę, że jest w nich wyczu­wal­na pew­na ener­gia, ale ona mnie teraz nie doła­do­wu­je. Mam spo­ro nowych wier­szy, na co naj­mniej jed­ną książ­kę, ale nie śpie­szę się z jej publi­ka­cją. Mam też na przy­kład spo­ro nie­pu­bli­ko­wa­nych wier­szy dla dzie­ci. Ostat­nio, zresz­tą, nie pisu­ję wier­szy, lecz pro­zę. Wła­ści­wie teraz już nie szu­kam żad­nych inspi­ra­cji. Mam parę rze­czy roz­po­czę­tych i nie­do­koń­czo­nych, nawet jesz­cze sprzed kil­ku czy kil­ku­na­stu lat. Chciał­bym je dokoń­czyć, ale nie­ko­niecz­nie muszę od razu je publi­ko­wać. Jak widzę, ile nie­chcia­nych ksią­żek zale­ga w księ­gar­niach, prze­cho­dzi mi ocho­ta na doda­wa­nie do nich jesz­cze moich nowych ksią­żek. Nowe książ­ki poetyc­kie w naszym kra­ju, tak­że moje, będą mia­ły sens tyl­ko w nur­cie nowe­go, uto­pij­ne­go ruchu spo­łecz­ne­go, dla któ­re­go poezja będzie mia­ła klu­czo­we zna­cze­nie. Ten ruch musi odmie­nić obli­cze zie­mi, tej zie­mi…

Gdzieś już to kie­dyś sły­sza­łem. To hasło z odle­głych cza­sów, chy­ba z począt­ków Pana dro­gi poetyc­kiej pod koniec lat 70 ubie­głe­go wie­ku. No, ale prze­cież nic dwa razy się nie zda­rza…

Dokład­nie tak i dokład­nie nie… Poezja jest tam, gdzie się jej nie spo­dzie­wa­my, ale trze­ba robić wszyst­ko, żeby była wła­śnie tu i teraz, a nie gdzie indziej i kie­dy indziej. Praw­dzi­wa dobra zmia­na na tym świe­cie nie jest moż­li­wa bez poezji, a poezja jest prze­ja­wem Ducha, któ­ry wie­je kędy chce…

… tak czy ina­czej życzę powo­dze­nia i dzię­ku­ję za roz­mo­wę.

O autorach i autorkach

Michał Domagalski

Urodził się w Ostrzeszowie w 1982. Publicysta i krytyk. Redaktor prowadzący portalu Wywrota  w latach 2015-2016. Debiutował w almanachu Połów. Poetyckie debiuty 2014-2015, w 2018 roku ukazała się jego pierwsza książka poetycka - Poza sezonem. Mieszka w Poznaniu.

Zbigniew Machej

Urodził się w 1958 roku w Cieszynie. Poeta, tłumacz poezji czeskiej, słowackiej i angielskiej, eseista. Autor piętnastu zbiorów wierszy. Wieloletni pracownik polskiej dyplomacji kulturalnej w Czechach i na Słowacji. Dotychczas w Biurze Literackim opublikował tomy: Kraina wiecznych zer (2000), Prolegomena. Nieprzyjemne wiersze dla dorosłych (2003), Wspomnienia z poezji nowoczesnej (2005), Wiersze przeciwko opodatkowaniu poezji (2007) oraz książkę poetycką dla dzieci Przygody przyrody (2008); nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius i Nagrody Literackiej Gdynia.

Powiązania