wywiady / o pisaniu

Swoimi słowami

Katarzyna Fetlińska

Marta Podgórnik

Rozmowa Katarzyny Fetlińskiej z Martą Podgórnik, towarzysząca premierze książki Nic o mnie nie wiesz, wydanej nakładem Biura Literackiego w 2012 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Kata­rzy­na Fetliń­ska: Cześć Mar­to, co u Cie­bie sły­chać? Chcia­ła­bym prze­pro­wa­dzić z Tobą roz­mo­wę dla Biu­ra Lite­rac­kie­go, zga­dzasz się? Jeśli tak, to w załącz­ni­ku znaj­du­je się kil­ka pierw­szych pytań, któ­re chcia­ła­bym Ci zadać, a po otrzy­ma­niu odpo­wie­dzi od Cie­bie zapy­tać o coś nowe­go – czy taka for­ma roz­mo­wy Ci odpo­wia­da?

Mar­ta Pod­gór­nik: Cześć Kasiu, jak ja nie zno­szę tych roz­mów do Przy­sta­ni, no ale wie­my jak jest, roz­mo­wa pre­mie­rze książ­ki towa­rzy­szyć musi. Więc okej. Zasta­na­wiam się jed­nak, jak to roze­grać, żeby nie było to kolej­ne seryj­ne bla bla bla. Bo wiesz, praw­da taka, że nie moż­na, wzo­rem pew­ne­go baro­na, wła­sno­ręcz­nie wycią­gnąć się z bagna (śmiech). Romek Honet sam zro­bił tę książ­kę [Nic o mnie nie wiesz], popro­si­łam go o to, mogłam popro­sić każ­de­go z przy­ja­ciół, ale to były­by wybo­ry oczy­wi­ste, a ja nie chcia­łam sztam­po­we­go The Best Of, chcia­łam, żeby ta książ­ka była nie tyl­ko wybo­rem wier­szy, ale napraw­dę książ­ką. Dla­te­go mój jedy­ny w tym przy­pad­ku wybór – wybór redak­to­ra, był klu­czo­wy. Jeste­śmy rówie­śny­mi pisa­rza­mi, prze­szli­śmy podob­ne ścież­ki, zaś nasze dyk­cje kry­ty­cy czę­sto i chęt­nie prze­ciw­sta­wia­li. Poezja uwol­nio­nej wyobraź­ni i dan­cin­go­wy post­mo­der­nizm. Tak jak­by nie wycho­dzi­ło na jed­no. Faj­nie jest powie­dzieć wresz­cie: Czy­tel­ni­ku, nic nie wiesz, o mnie, o sobie, o tym, że tam, gdzie upa­tru­jesz róż­nic, żarzy się rozu­mie­nie, ufun­do­wa­ne nie na wspól­nych prze­ży­ciach, lecz na wspól­no­cie prze­żyć. Etc.

I od począt­ku do koń­ca nie wtrą­ci­łam się abso­lut­nie w nic, taki był układ. A nawet swe­go rodza­ju zakład, pró­ba sił, bo czy da się wier­sza­mi Pod­gór­nik napi­sać książ­kę Hone­ta (śmiech)? Lub odwrot­nie, czy w ogó­le moż­na przej­rzeć się w cudzym zwier­cia­deł­ku (celo­wo nie piszę „cudzym pięk­nie”, bo to inna para zwier­cia­deł). Więc pyta­nia, któ­re prze­sła­łaś, to jak­by nie do mnie. A zresz­tą o tym, co Ci teraz piszę, nie chcę się jed­nak nad­to roz­ga­dy­wać na Przy­sta­ni. To jest bar­dzo oso­bi­ste doświad­cze­nie, powie­rzyć swo­je życie, swo­ją (mniej lub bar­dziej zmy­ślo­ną) histo­rię, tzn. swo­je wier­sze, choć prze­cież prze­ży­wa­my to wszy­scy, za każ­dym razem, pisząc i publi­ku­jąc.

Do cze­go zmie­rzam? Znajdź­my inną for­mu­łę tej roz­mo­wy, olej­my etap szkol­ny. Chęt­nie Ci bły­sko­tli­wie opo­wiem o tym, ile zawdzię­czam przy­ja­cio­łom, czym jest dla mnie lite­ra­tu­ra, i dla­cze­go nie cie­szę się z Nagro­dy Gdy­ni.

Prze­pra­szam Cię więc za te szkol­ne pyta­nia, ale po pro­stu nie wie­dzia­łam, jaki mie­li­ście układ. Nie pisnę o nim sło­wa (śmiech). Chęt­nie poroz­ma­wiam z Tobą ina­czej i zacznij­my od nagro­dy, cho­ciaż pew­nie masz już dość pytań o Gdy­nię, gra­tu­la­cji pod­szy­tych zawi­ścią oraz wszech­obec­nej pew­no­ści, że musi roz­pie­rać Cię szczę­ście. Bar­dziej się cie­szy­łaś, czy nie cie­szy­łaś?

Ostat­nie zda­nie Two­je­go mej­la to ide­al­ne pierw­sze pyta­nie, nie tyl­ko w kon­tek­ście kolej­nej książ­ki czy nagro­dy… Prze­kle­jam zatem do Wor­da i posta­ram się odpi­sać jak naj­szyb­ciej. Wiesz, chcia­ła­bym, żeby to była roz­mo­wa, a nie wywiad. W pew­nym sen­sie jeste­śmy w podob­nej sytu­acji, Twój szyb­ki i świet­ny debiut, od razu zauwa­żo­ny, poru­sza­ją­cy występ na festi­wa­lu, coś jak­bym zno­wu (przy Tobie, czy, w pew­nym sen­sie, przez Cie­bie) była sie­dem­na­sto­lat­ką dosta­ją­cą Bie­re­zi­na i książ­kę. Deja vu, czy raczej the gre­at circ­le of life. Praw­dzi­we nagro­dy są zawsze wszę­dzie indziej. Jeśli więc pozwo­lisz, ja też będę Ci zada­wać pyta­nia, nie tyl­ko odpo­wia­dać. Wolę roz­mo­wę, nie wywiad, bo w owym pew­nym sen­sie sto­isz tam, gdzie ja sta­łam, i wkrót­ce sta­niesz tu, gdzie sto­ję teraz. Jak wia­do­mo czas jest kul­ką, a nie linią, w jakiś spo­sób to strasz­ne, ale i pocie­sza­ją­ce (śmiech).

I sko­ro tak zaczę­ły­śmy od narze­ka­nia, to może mi też powiesz, czy pozna­łaś wie­lu przy­ja­ciół „po pió­rze”, któ­rzy zamiast zazdro­ścić i wyrzą­dzać róż­ne świń­stew­ka – wspie­ra­ją?

Zabra­kło­by nam miej­sca, gdy­bym chcia­ła wymie­nić i podzię­ko­wać wszyst­kim człon­ki­niom i człon­kom mojej „rodzi­ny rów­no­le­głej”, jak na wła­sny uży­tek nazy­wam przy­ja­ciół po fachu. Jestem naj­wy­raź­niej w czep­ku uro­dzo­na, bo z zazdro­ścią czy świń­stew­ka­mi kon­takt mia­łam spo­ra­dycz­ny i raczej labo­ra­to­ryj­ny, nato­miast wspar­cia, ser­decz­no­ści, i wszel­kie­go typu miłych gestów doświad­czam ze stro­ny tzw. śro­do­wi­ska nie­prze­rwa­nie. Nie mam tu, rzecz jasna, na myśli żad­ne­go rodza­ju han­di­ca­pów, taryf ulgo­wych czy week­en­do­wych pro­mo­cji. Byłam oce­nia­na nie­raz, na ogół (choć oczy­wi­ście nie zawsze) uczci­wie i facho­wo – za swo­je pisa­nie, ale, co dla mnie waż­niej­sze, zyska­łam zro­zu­mie­nie i wspar­cie w wymia­rze, nazwij­my, stric­te ludz­kim. Lite­ra­tu­ra to lite­ra­tu­ra, wyko­nu­je­my swo­ją robo­tę (czy jako autor, czy jako redak­tor, wydaw­ca, kry­tyk, juror, itd.) bez roman­tycz­nych rojeń o jej wyjąt­ko­wo­ści. Wiersz nie sta­no­wi odpo­wie­dzi, któ­rych potrze­bu­je­my, zada­jąc te naj­wła­ściw­sze pyta­nia. Wra­ca­jąc do „praw­dzi­wych nagród”, gdy­by nie lite­ra­tu­ra, nie pozna­ła­bym tych wszyst­kich świet­nych osób, nie odwie­dzi­ła­bym tych wszyst­kich pięk­nych i strasz­nych miejsc, nie prze­ży­ła­bym tych wszyst­kich przy­gód. Za to być może mia­ła­bym dyplom wyż­szej uczel­ni, mały bia­ły domek, dzie­ci barasz­ku­ją­ce w ogród­ku, hodow­lę pelar­go­nii, week­en­do­we kur­sy fla­men­co i służ­bo­wy samo­chód. Pisa­nie daje jed­nak tę wol­ność, że to, cze­go nie było, nie ma i nie będzie, moż­na sobie po pro­stu napi­sać, a to, co było, jest i będzie – opo­wie­dzieć swo­imi sło­wa­mi.

A czy z lite­ra­tu­rą to nie jest tak, że ona zada­je te „naj­niew­ła­ściw­sze” z pytań? Z tego co napi­sa­łaś wyni­ka, że łączysz zmy­śle­nia z tek­sta­mi wyję­ty­mi z życia. Chcia­ła­bym zapy­tać, czy wie­rzysz w pisa­nie auto­bio­gra­ficz­ne? Bo ja powiem Ci szcze­rze – nie wie­rzę, i dla­te­go zasta­na­wiam się nad tytu­łem książ­ki Nic o mnie nie wiesz, moż­na go czy­tać jako komen­tarz autor­ki, któ­ra zapew­nia, że wciąż będzie zaska­ki­wać, a uprzed­nio publi­ko­wa­ne wier­sze są tyl­ko pozor­nie zna­ne i mimo wszyst­ko sta­no­wią kre­ację pew­ne­go pod­mio­tu, któ­ry z samą Mar­tą ma nie­wie­le wspól­ne­go. W wier­szu w prze­dzia­le piszesz: „wyglą­da na to, że nie wiesz; nic o mnie i tak/ już zosta­nie”. Czy w takim razie chcesz – a może Twój pod­miot lirycz­ny chce – zazna­czyć, że nic z Two­je­go życia nie zna­la­zło się w wier­szach? Że bio­gra­ficz­ne sen­sa­cjo-spe­ku­la­cje, któ­re nie­któ­rzy ludzie uwiel­bia­ją snuć, to tyl­ko bzdu­ra?

Nie mam nic prze­ciw­ko czy­tel­ni­czym spe­ku­la­cjom. Są czę­ścią spek­ta­klu nazy­wa­ne­go lite­ra­tu­rą. Nazy­wa­ne­go życiem. Ale muszę Cię roz­cza­ro­wać, nie jestem i raczej nigdy nie byłam na tyle inte­re­su­ją­ca, aby komu­kol­wiek chcia­ło się jesz­cze spe­ku­lo­wać, plot­ko­wać na mój temat. Schu­dłam, uty­łam, z kimś się prze­spa­łam, piłam, nie piłam, jadłam, nie jadłam, wymio­to­wa­łam, cho­ro­wa­łam, pły­wa­łam na dystans, stra­ci­łam dziec­ko, nie chcia­łam mieć dzie­ci, roz­bi­łam mał­żeń­stwo, roz­bi­łam kie­li­szek w tanc­bu­dzie – a kogo to, powiedz­my sobie, obcho­dzi? Same nud­ne sztan­ce.

Tutaj to się muszę tro­chę nie zgo­dzić, bo ludzie uwiel­bia­ją plot­ko­wać o takich zwy­kłych, nud­nych rze­czach. Szcze­gól­nie jeśli oso­bę oma­wia­ną spo­tka­ło coś, co moż­na uznać za przy­kre i dzię­ki temu same­mu pod­nieść się na duchu. Obrzy­dli­we, ale czę­sto nie­ste­ty praw­dzi­we. Odno­śnie Two­je­go sto­sun­ku do lite­ra­tu­ry: co myślisz o kate­go­ry­zo­wa­niu pisa­rzy, wpa­so­wy­wa­niu ich w nur­ty i wyszu­ki­wa­niu kon­kret­nych, ist­nie­ją­cych daw­niej tro­pów – np. nazy­wa­nie Two­jej poezji „dan­cin­go­wym post­mo­der­ni­zmem” albo „ślą­ską szko­łą”? Mnie oso­bi­ście wkur­wia takie smęt­ne ogra­ni­cza­nie.

Smęt­ne ogra­ni­cza­nie, to ład­ne, muszę wpi­sać na listę okre­śleń tego, czym zaj­mu­ją się współ­cze­śni nam tzw. kry­ty­cy lite­rac­cy, o ile aku­rat nie piszą blur­ba albo felie­to­nu do kolo­ro­we­go tygo­dni­ka. No, jestem nie­spra­wie­dli­wa, cza­sem zda­rza się też trzy­dzie­ści sekund w TVP Kul­tu­ra. A co moż­na powie­dzieć w trzy­dzie­ści sekund? Ile zawrzeć w blur­bie? Jak w kil­ku zda­niach przy­stęp­nie zre­cen­zo­wać książ­kę dla czy­tel­ni­ków „New­swe­eka”? Naj­le­piej bły­snąć potwor­kiem typu „poezja uwol­nio­nej wyobraź­ni”, „deh­ne­li­za­cja poezji”, „linia Sosnow­skie­go”, „Woja­czek w spód­ni­cy”, „ślą­ska szko­ła”, „poezja men­stru­acyj­na”, „wybit­na wraż­li­wość”, „doj­rza­łość mimo mło­de­go wie­ku auto­ra”… Tymi bry­kie­ta­mi moż­na żon­glo­wać w nie­skoń­czo­ność, wła­ści­wie spraw­nie napi­sa­ny pro­gram kom­pu­te­ro­wy mógł­by z powo­dze­niem zastą­pić więk­szość recen­zen­tów. Tych piszą­cych na akord, pod wier­szów­kę. Oczy­wi­ście na tych męt­nych wodach sche­ma­tu, tau­to­lo­gii i ase­ku­ranc­twa (cza­sem po pro­stu leni­stwa, czy, jak kto woli, bra­ku cza­su) da się wypa­trzyć nie­licz­ne łódecz­ki, w któ­rych motor nie zastą­pił wio­seł. Bar­dzo cenię opi­nie i tek­sty kil­kor­ga z praw­dzi­wie zaan­ga­żo­wa­nych i towa­rzy­szą­cych kry­ty­ków, dla resz­ty na zawsze pozo­sta­je­my zakład­ni­ka­mi zgrab­nych uprosz­czeń i pseu­do­bły­sko­tli­wych ter­mi­nów uku­tych na kola­nie. Mówi się „trud­no” i żyje się dalej (śmiech).

Co Cię zatem skło­ni­ło do wyda­nia wier­szy wybra­nych? Czy trak­tu­jesz to jako zamknię­cie pew­ne­go eta­pu, pod­su­mo­wa­nie? Zasta­na­wiam się nad tym, bo kil­ka ostat­nich wier­szy wywo­ła­ło we mnie nie­po­ko­ją­ce poczu­cie koń­ca. Sku­piasz się teraz nad czymś nowym?

Wier­sze wybra­ne to przede wszyst­kim kolej­na przy­go­da, któ­rą podzie­li­łam z auto­rem wybo­ru i z wydaw­cą… Nie tyl­ko. Sze­rzej – wszyst­kie książ­ki, poza debiu­tanc­ką, wyda­łam w Biu­rze Lite­rac­kim, tam też zdo­by­wa­łam redak­tor­skie szli­fy. Mimo per­ma­nent­nych tarć (ele­ganc­ko to się nazy­wa „róż­ni­ca­mi zda­nia”), cza­so­wych sepa­ra­cji, znisz­czeń i napraw, nie mogła­bym (i nie chcia­ła­bym) pod żad­nym pozo­rem zaprze­czyć swo­jej rela­cji z tym wydaw­nic­twem i two­rzą­cy­mi je ludź­mi. Z redak­tor­ką i korek­tor­ką Anią Krzy­wa­nią pra­co­wa­ły­śmy przy każ­dej nie­mal książ­ce, i jest to coś wię­cej niż tech­nicz­na korek­ta, wie­le się od sie­bie nauczy­ły­śmy i nie była to dro­ga usła­na róża­mi (śmiech). Nie wyobra­żam sobie, by kto­kol­wiek inny pilo­to­wał wybór wier­szy. Okład­kę nato­miast zawdzię­czam Wojt­ko­wi Brzo­sce, z któ­rym łączy mnie wie­lo­let­nia przy­jaźń. Okład­ki kil­ku poprzed­nich – Eli Lempp, któ­ra od wie­lu lat z nie­zwy­kłą czu­ło­ścią por­tre­tu­je nie tyl­ko rze­czy­wi­stość, ale i lite­ra­tu­rę… No dobra, wystar­czy. Nie będę wymie­niać dalej, by wszy­scy nie poczu­li się wymie­nie­ni (śmiech). Ale tak napraw­dę – tu wra­cam do jed­ne­go z poprzed­nich Two­ich pytań – moja praw­dzi­wa nagro­da to moż­li­wość pozna­wa­nia, pra­cy i zaba­wy z wyjąt­ko­wy­mi ludź­mi. Bez­cen­ne (śmiech).

A co do Two­je­go prze­czu­cia, nie przy­kła­da­ła­bym zbyt­niej wagi do „poczu­cia koń­ca”, któ­re prze­cież towa­rzy­szy nam od począt­ku, nie­praw­daż? Może ta książ­ka, jak chy­ba każ­dy wybór wier­szy, to pró­ba spoj­rze­nia z dystan­su, nie z dystan­sem, a może po pro­stu natu­ral­na kon­se­kwen­cja. Zamy­ka­nie eta­pów? Wszak to nie Tour de Fran­ce. Zawsze zosta­ją drzwi awa­ryj­ne na zaple­czu. Kłód­ki moż­na zdjąć lub prze­ciąć. Nic nie koń­czy­my osta­tecz­nie, bo nawet śmierć pod­mio­tu lirycz­ne­go nie jest w jego uję­ciu osta­tecz­na. Sko­ro ma siłę ją opi­sać. To chy­ba Ash­be­ry, ziry­to­wa­ny tysięcz­nym pyta­niem, po co pisze wier­sze, odpo­wie­dział: „Bo jestem cie­kaw, jak się skoń­czą”. A Maciek Melec­ki pod­po­wia­da: koń­co­we począt­ki. Jak wspo­mi­na­łam, czas jest kul­ką (śmiech).

Ach, i w koń­cu zapo­mnia­łam odpo­wie­dzieć Ci, dla­cze­go nie cie­szę się z Nagro­dy Gdy­ni. Po pierw­sze, nale­ża­ła się komuś inne­mu. Po dru­gie, w tym klu­bie nagra­dzal­nych jest potwor­nie nud­no.

Wie­rzę Ci na sło­wo i może kie­dyś doj­dę do tych samych wnio­sków. Mnie póki co dopro­wa­dza­ło do nud­no­ści to, że musia­łam kate­go­rycz­nie odrzu­cać męskie pro­po­zy­cje roman­so­we, któ­re mnie kom­plet­nie nie inte­re­su­ją (śmiech). Z klu­bów to dość dobrze pozna­łam tyl­ko gro­no „wyło­wio­nych-wyła­wia­ją­cych” i cie­szę się, bo z paro­ma oso­ba­mi bar­dzo się polu­bi­łam i do tej pory utrzy­mu­je­my kon­takt.

Roman­se klu­bo­we nie są takie złe, ale ewi­dent­nie prze­re­kla­mo­wa­ne (to à pro­pos „czy­tel­ni­czych spe­ku­la­cji”), nie poma­ga­ją, ale i na ogół nie szko­dzą. Jed­nak o tych spra­wach może poga­da­my sobie kie­dyś przy drin­ku, nie tutaj (śmiech). Z klu­bów naj­le­piej znam klub czy­sto­ści, AA i Pia­sta Gli­wi­ce, ale to nie­speł­nio­ne roman­se raczej.

Jesteś bar­dzo wraż­li­wa, nawet jak na poet­kę. Pod­czas naszej pierw­szej roz­mo­wy, na warsz­ta­tach, na dzień dobry obie się popła­ka­ły­śmy jak bobry. Inten­sy­fi­ka­cja wzru­sze­nia w dusz­nym pomiesz­cze­niu. A, jak wia­do­mo, świat nie wie­rzy łzom. Widzia­łam, jak emo­cjo­nal­nie pod­cho­dzisz do czy­ta­nia swo­ich wier­szy, do roz­mo­wy. Wspo­mi­na­łam o „pła­ce­niu ceny”, ale nie ma nicze­go złe­go w pła­ce­niu za coś war­to­ścio­we­go. W osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku i tak oka­zu­je się, że dosta­li­śmy wię­cej, niż dali­śmy, pły­wa­my po powierzch­ni, jeste­śmy nad kre­ską i po prze­pła­ka­nej nocy wsta­je­my z łóż­ka. Powie­dzieć świa­tu: nic o mnie nie wiesz, i tak już zosta­nie.

Moi rodzi­ce pew­nie wole­li­by, żebym była żoł­nier­ką, alpi­nist­ką albo kaska­der­ką, bo wte­dy ryzy­ko kon­tu­zji było­by mniej­sze. Kie­dy się mar­twią, odpo­wia­dam, że upra­wiam wszyst­kie te zawo­dy.

Sko­ro o kon­tu­zjach mowa, to ja jestem wraż­li­wa głów­nie na ura­zy odnie­sio­ne w zda­rze­niach nie­mal­że fan­ta­stycz­nych – ostat­nio uszko­dzi­łam sobie rogów­kę oka fru­ną­cą moz­za­rel­lą (śmiech). Zawsze wie­dzia­łam, że jedze­nie to poezja, któ­ra na dokład­kę zabi­ja – ale żeby tak bez­czel­nie?

O autorach i autorkach

Katarzyna Fetlińska

Urodzona 15 czerwca 1991 w Ciechanowie.W 2011 roku została laureatką projektu „Połów. Poetyckie debiuty”. Autorka tomów poetyckich „Glossolalia” (2012) oraz „Sekstaśmy” (2015), wydanych nakładem Biura Literackiego. Ukończyła filologię angielską na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszka w Warszawie.

Marta Podgórnik

Ur. w 1979 r., poetka, krytyczka literacka, redaktorka. Laureatka Nagrody im. Jacka Bierezina (1996), stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, nominowana do Paszportu „Polityki” (2001), laureatka Nagrody Literackiej Gdynia (2012) za zbiór Rezydencja surykatek. Za tomik Zawsze nominowana do Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej (2016) oraz do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2016). W 2017 r. wydała nakładem Biura Literackiego tom Zimna książka, który również nominowany był do tych samych nagród. Książka Mordercze ballady przyniosła autorce Nagrodę Poetycką im. Wisławy Szymborskiej oraz nominację do Nagrody Literackiej Nike. Mieszka w Gliwicach.

Powiązania