wywiady / o pisaniu

Tak i Nie

Tadeusz Różewicz

Witold Zalewski

Rozmowa Witolda Zalewskiego* z Tadeuszem Różewiczem, towarzysząca premierze książki Credo Tadeusza Różewicza w opracowaniu Jana Stolarczyka, która ukazała się w Biurze Literackim 29 stycznia 2020 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Witold Zalew­ski: Jest pan poetą.

Tade­usz Róże­wicz: Dziś nie jestem poetą… czy pan nie zna tego popu­lar­ne­go powie­dze­nia, że „poetą się bywa…”?

W opi­nii czy­tel­ni­czej uwa­ża­ny pan jest za poetę i my oczy­wi­ście chce­my z panem roz­ma­wiać przede wszyst­kim o poezji…

(upar­cie) Jestem nie tyl­ko poetą.

Rów­nież repor­te­rem, dra­ma­tur­giem, sce­na­rzy­stą…

Jestem tak­że ojcem, mężem, zię­ciem, kuzy­nem, bra­tem, „kole­gą po pió­rze”, człon­kiem związ­ku, byłym par­ty­zan­tem, byłym for­ma­li­stą, pesy­mi­stą, nihi­li­stą, reali­stą, kibi­cem…

Kibi­cem? To cie­ka­we… Czy pan inte­re­su­je się spor­tem?

Od ósme­go roku życia inte­re­so­wa­łem się spor­tem… poje­dyn­ki Pet­kie­wi­cza i Kuso­ciń­skie­go, ich rywa­li­za­cja, wal­ki z Fina­mi… pamię­tam zacię­tą wal­kę Kuso­ciń­skie­go z Nur­mim, słu­cha­łem przez radio… wte­dy Nur­mi na ostat­nich dosłow­nie metrach zro­bił skok! Pasjo­no­wa­ły mnie wal­ki bok­ser­skie Maj­chrzyc­kie­go z Pisar­skim, Chmie­lew­ski, Piłat, Rotholc… Z teni­si­stów: nie­za­po­mnia­ny Tło­czyń­ski, Jadzia Jędrze­jow­ska, bra­cia Sto­la­row… pamię­tam jesz­cze wier­szyk, jaki nie­gdyś uło­ży­li entu­zja­ści bok­se­ra Woc­ki:

ich bin Woc­ka
i zaś ale
prze­ciw­ni­ka
tęgo walę

Pan nas zdu­mie­wa! Myśle­li­śmy, że pan od koły­ski inte­re­so­wał się meta­fo­rą.

Dla mnie Kuso­ciń­ski był i pozo­stał wzo­rem spor­tow­ca oraz oby­wa­te­la. Fan­ta­stycz­ny czło­wiek. Nie­zwy­kle ambit­ny i skrom­ny. Myślę, że jego życio­ry­su win­no się uczyć w naszych szko­łach na rów­ni z życio­ry­sa­mi wybit­nych mężów sta­nu, poetów, kom­po­zy­to­rów… Teraz rów­nież jest wie­lu spor­tow­ców, któ­rych cenię i powa­żam… wśród nich Szmidt, Krzysz­ko­wiak, pan­na Kir­szen­ste­in i jej śmi­gło­no­gie kole­żan­ki… Gorzej jest ze skrom­no­ścią róż­nych naszych dzia­ła­czy spor­to­wych czy tre­ne­rów. Przed ostat­nim meczem pił­kar­skim z Wło­cha­mi pan Kon­ce­wicz powie­dział wysłan­ni­ko­wi „Il Gior­no”: „Jedzie­my do Rzy­mu, by wygrać, remis nas nie urzą­dza”. Wypo­wiedź ta obie­gła co więk­sze dzien­ni­ki wło­skie. Szko­da, że nie poka­za­no nam pana Kon­ce­wi­cza po meczu… Trze­ba znać mia­rę!

Pan wyraź­nie wkra­cza na tere­ny Boh­da­na Toma­szew­skie­go…

To na zasa­dzie wza­jem­no­ści. Pan Toma­szew­ski jest taki zresz­tą miły, że mnie nie prze­pę­dzi ze swo­je­go ogród­ka… On sam bywa poetą…

My rów­nież jeste­śmy entu­zja­sta­mi spor­tu… Wróć­my jed­nak do lite­ra­tu­ry, do poezji. Nad czym pan teraz pra­cu­je, nigdy się pan na ten temat nie wypo­wia­da… Co pan ma na „warsz­ta­cie”?

Nad czym pra­cu­ję? Co piszę? Czy nie wyda­je się panu, że rów­nie cie­ka­wa jest odpo­wiedź na pyta­nie „co pan teraz czy­ta?”. Myślę, że cza­sem waż­niej­sze jest to, co czło­wiek czy­ta, niż to, co pisze…

Być może… więc co pan teraz pisze…

(upar­cie) Chce pan powie­dzieć „co pan teraz czy­ta?”.

Pro­szę…

(spo­glą­da na kupę papie­rów, ksią­żek i gazet, któ­re leżą na sto­le i biur­ku) W tej chwi­li czy­tam Życie spo­łecz­ne zwie­rząt Adol­fa Rema­ne­go, O życiu i śmier­ci w przy­ro­dzie, pięt­na­sty tom Kro­nik Bole­sła­wa Pru­sa, Gra­ni­cę współ­cze­sno­ści Poręb­skie­go, Podróż do kra­iny nie­praw­do­po­do­bień­stwa Wyki, Mło­dzież epo­ki prze­mian, Dzien­nik duszy Jana XXIII, Czar­ne i bia­łe Jana Józe­fa Szcze­pań­skie­go, Mil­le­ra Bez krop­ki nad „i”

Czy wszyst­ko rów­no­cze­śnie?… To olbrzy­mia roz­pię­tość tema­tycz­na.

Tak wła­śnie kształ­to­wa­ła się moja lek­tu­ra w ostat­nich tygo­dniach… Roz­pię­tość jest tyl­ko pozor­na… w tym sza­leń­stwie jest meto­da. Czy­tam też dużo cza­so­pism kra­jo­wych i zagra­nicz­nych. Lek­tu­ra ksią­żek i gazet zaj­mu­je mi 3‒4 godzi­ny dzien­nie, daw­niej oko­ło 5‒6 godzin. Teraz 2 godzi­ny zja­da tele­wi­zja, radio.

A co pan czy­tał ostat­nio z poezji?

Wier­sze Nel­ly Sachs, Lasker-Schüler, ostat­ni tom Przy­bo­sia, Cze­cho­wi­cza. Cze­cho­wi­cza czy­tam, bo chciał­bym zre­da­go­wać wybór jego poezji dla PIW‑u… ale to wszyst­ko są lek­tu­ry aktu­al­ne, bie­żą­ce, prócz nich mamy lek­tu­ry sta­le „wiecz­ne”. Myślę o poezji Kocha­now­skie­go, Mic­kie­wi­cza… myślę o Dosto­jew­skim, Con­ra­dzie, Kaf­ce, Camu­sie, Bec­ket­cie… czy­ta się zawsze Szek­spi­ra… pra­cy powsze­dniej towa­rzy­szy Huizin­ga, Jaspers… Brzo­zow­ski, Irzy­kow­ski, Koniń­ski…

Wra­ca­jąc do współ­cze­sno­ści?

Prze­czy­ta­łem ostat­nio Kosmos Gom­bro­wi­cza.

Czy zna pan arty­kuł San­dau­era o Gom­bro­wi­czu zamiesz­czo­ny w „Kul­tu­rze”?

Tak.

Czy ten arty­kuł zain­te­re­so­wał pana?

Po odwa­dze Artu­ra San­dau­era spo­dzie­wa­łem się cze­goś ostrzej­sze­go!

A cze­go, czy mógł­by pan nam powie­dzieć?

Mógł­bym, ale nie powiem… chęt­nie prze­czy­tał­bym arty­kuł o Gom­bro­wi­czu napi­sa­ny przez Wit­ka­ce­go, Irzy­kow­skie­go…

?

Cóż! Nie tra­cę jed­nak nadziei, że o Gom­bro­wi­czu napi­sze jesz­cze raz San­dau­er albo Jan Kott, albo Kijow­ski. Kijow­ski! Ten Kijow­ski to taki dziw­ny kij, któ­ry ma chy­ba trzy koń­ce… On się nada­je do wygar­bo­wa­nia skó­ry Gom­bro­wi­czo­wi… Gom­bro­wicz wypi­na się wprost ide­al­nie… i w tych swo­ich wywia­dach dla pra­sy fran­cu­skiej i nie­miec­kiej, i w tej nie­wy­da­rzo­nej Por­no­gra­fii, no i oczy­wi­ście w świet­nie pisa­nych Dzien­ni­kach

A pan? Czy pan nie ma ocho­ty na to „gar­bo­wa­nie skó­ry”?

Nie.

Dla­cze­go?

Bo chciał­bym być świad­kiem, a nie uczest­ni­kiem tej wal­ki, chciał­bym sie­dzieć wygod­nie w loży albo stać na gale­rii i oglą­dać wal­kę mię­dzy Kijow­skim i Gom­bro­wi­czem, Kot­tem i Gom­bro­wi­czem… chciał­bym rzu­cać na ich gło­wy zgni­łe jaja, pomi­do­ry, butel­ki, i kwia­ty…

Wróć­my do poezji.

Jakiej znów „poezji”… pro­szę…

Więc dobrze, zostaw­my to na razie… jest pan nie tyl­ko poetą… Czy chciał­by pan powie­dzieć coś na temat ostat­nich wyda­rzeń w świe­cie nasze­go teatru i fil­mu?

Pew­nie chce pan zapy­tać o Tan­go i Popio­ły, co?

Oczy­wi­ście, o Popio­ły i Tan­go

Ogól­no­na­ro­do­we refe­ren­dum na temat tych wyda­rzeń świad­czy o miał­ko­ści nasze­go życia umy­sło­we­go. Tan­ga nie widzia­łem na sce­nie i nie wiem, co z tej sztu­ki zro­bił pan Axer, znam tekst dru­ko­wa­ny w „Dia­lo­gu”. Tekst nie jest dla mnie inte­re­su­ją­cy. Jeśli cho­dzi o dru­gie „arcy­dzie­ło” – Popio­ły… to przed­sta­wia ono dla mnie war­tość arty­stycz­ną taką, jak na przy­kład Kur­ty­na Sie­mi­radz­kie­go w Teatrze Sło­wac­kie­go. Jest tam kil­ka miejsc, przez któ­re prze­bi­ja pazur daw­ne­go Waj­dy, tego z Kana­łu i Popio­łu i dia­men­tu. Mam wra­że­nie, że Żerom­ski wyszedł z ope­ra­cji jak­by wyka­stro­wa­ny, to chy­ba wina chi­rur­ga-sce­na­rzy­sty… Cała męt­na histo­rio­zo­fia, jaką pro­du­ku­ją na ten temat nasi recen­zen­ci fil­mo­wi, nie war­ta jest fun­ta kła­ków… Mówi się też, że dzię­ki temu fil­mo­wi wzro­sło w Pol­sce zain­te­re­so­wa­nie Napo­le­onem, księ­ciem Ponia­tow­skim, Somo­sier­rą, Murzy­na­mi itp. Ale u nas zawsze wię­cej inte­re­so­wa­no się Napo­le­onem niż Mark­sem, księ­ciem Ponia­tow­skim niż Wito­sem albo Mar­chlew­skim… Więc o co ten krzyk? Cie­szę się, że sam Waj­da zda­je sobie lepiej spra­wę z tego, co zro­bił, „cze­go naro­bił” niż entu­zja­stycz­ni kry­ty­cy…

Mówi pan z pasją o fil­mie… Czy chciał­by pan się wypo­wie­dzieć sze­rzej na ten temat? Na temat ostat­nich fil­mów, któ­re są przez naszą kry­ty­kę fil­mo­wą wymie­nia­ne jako tzw. fil­my wio­dą­ce.

Naszą kry­ty­kę fil­mo­wą? Chy­ba waszą? Bo ja…

Cho­dzi mi o Wal­ko­wer i Sal­to, fil­my, któ­re nas obec­nie repre­zen­tu­ją na licz­nych festi­wa­lach mię­dzy­na­ro­do­wych…

Mówi pan „któ­re nas repre­zen­tu­ją”… mnie, pro­szę pana, Wal­ko­wer nie repre­zen­tu­je. Film ten repre­zen­tu­je tyl­ko Twór­cę, tych, któ­rzy widzą w tym fil­mie „dzie­ło”, oraz tych, któ­rzy ten film wysy­ła­ją na festi­wa­le… Mój sto­su­nek do fil­mu jest nega­tyw­ny, a jesz­cze bar­dziej nega­tyw­ny do chwal­ców tego fil­mu…

 …jed­nak film ten otrzy­mu­je wyróż­nie­nia i nagro­dy…

Nie tyl­ko… ale to nie jest waż­ne… nie cho­dzi tu o Wal­ko­wer i jego twór­cę. On może, oczy­wi­ście, zro­bić kie­dyś film z praw­dzi­we­go zda­rze­nia. Wal­ko­wer jest fik­cyj­nym stu­dium psy­cho­lo­gicz­nym… to atra­pa fil­mu… fik­cyj­na fik­cja…

Czy jest pan nega­tyw­nie usto­sun­ko­wa­ny do fil­mów autor­skich i do mło­dych twór­ców?

Nie! Życzę im z całe­go ser­ca dobrych fil­mów, będę pierw­szy gra­tu­lo­wał, ale mam swo­je zda­nie… chy­ba mi wol­no? O moich sce­na­riu­szach mawia­ją, że to „cha­ły”, o moich sztu­kach, że to „ske­cze”, o moich wier­szach też róż­ni róż­nie mówią… więc i ja chcę mieć wol­ność wypo­wie­dze­nia swo­je­go zda­nia na temat naszych (choć nie moich) dzieł… jesz­cze raz zazna­czam, że nie cho­dzi tu spe­cjal­nie o to czy tam­to nazwi­sko, cho­dzi o zja­wi­sko. Chło­piec pod­nie­co­ny nie­zdro­wym dopin­giem zaczy­na ska­kać powy­żej pęp­ka… i two­rzy zwy­kłe bred­nie. A kry­ty­cy i recen­zen­ci zamiast przy­wo­łać go do przy­tom­no­ści mącą w gło­wach i odbior­cy, i mło­de­go twór­cy. Oni wysta­wia­ją stop­nie za film! Dla mnie jego­mość, któ­ry sta­wia wyż­szą oce­nę za Wal­ko­wer niż za Cza­pa­je­wa, nie tyl­ko uda­je głu­pie­go, ale chy­ba jest po pro­stu lek­ko­myśl­ny.

Brak kry­te­riów oce­ny dzie­ła sztu­ki uspra­wie­dli­wia chy­ba…

(z gnie­wem) Co też pan opo­wia­da o bra­ku kry­te­riów… ta teo­ryj­ka wygod­na jest dla róż­nych cynicz­nych roz­ra­bia­czy, dla pozba­wio­nych talen­tu twór­ców, dla komi­sji kwa­li­fi­ka­cyj­nych (wybu­cha śmie­chem), dla pozba­wio­nych inte­li­gen­cji albo sumie­nia kry­ty­ków, dla…

 No tak, ale widzi pan na przy­kła­dzie Tan­ga… tacy bie­gu­no­wo róż­ni kry­ty­cy jak Jaszcz i Jan Kott uwa­ża­ją Tan­go za dzie­ło, nawet za wiel­kie dzie­ło, a pan…

Powta­rzam jesz­cze raz, że nie widzia­łem przed­sta­wie­nia i mówię tyl­ko o tek­ście dru­ko­wa­nym. Dla mnie jako dla poety, dra­ma­tur­ga, ten tekst nie jest inte­re­su­ją­cy. Wolę „małe” sztu­ki tego auto­ra… To, że Jaszcz zga­dza się z Janem Kot­tem, nie jest znów takim wiel­kim para­dok­sem, jak się panu zda­je.

Ale z tym powi­no­wac­twem mię­dzy Jasz­czem i Kot­tem to pan chy­ba żar­tu­je?

(w zamy­śle­niu gła­dzi koci­nę, któ­ra mru­czy zado­wo­lo­na) No pew­nie, że żar­tu­ję… ale pan mi przez chwi­lę wie­rzył? (autor Nie­po­ko­ju uśmie­cha się swo­im bez­bron­nym, dzie­cin­nym uśmie­chem)

(korzy­sta­jąc z lirycz­ne­go nastro­ju) A teraz poroz­ma­wiaj­my o poezji…

Wąt­pię… mówi­łem panu, że nie czu­ję się dziś poetą.

Czy nie inte­re­su­je się pan mie­sięcz­ni­kiem „Poezja”, któ­ry się ma uka­zać w naj­bliż­szym cza­sie?

Nie.

A czym się pan teraz inte­re­su­je? Co pana anga­żu­je uczu­cio­wo, inte­lek­tu­al­nie?

Przede wszyst­kim wyda­rze­nia poli­tycz­ne. Od nich zale­ży nie tyl­ko wyda­wa­nie mie­sięcz­ni­ka „Poezja”, któ­re­mu życzę roz­kwi­tu, ale i nasze życie… Indo­ne­zja, Wiet­nam, Rode­zja Połu­dnio­wa, sto­sun­ki chiń­sko-radziec­kie, fran­cu­sko-radziec­kie, inte­re­su­je mnie to, co mówi Wil­son, Nasser, Kosy­gin, Breż­niew, Paweł VI, Erhard, Castro, McNa­ma­ra, Mali­now­ski, John­son, Mao, Czou En Lai… to mnie inte­re­su­je wię­cej, niż to, co mówią… (Róże­wicz wymie­nia szyb­ko i nie­wy­raź­nie kil­ka nazwisk) o poezji, malar­stwie i meta­fo­rze… o Boże!

Sko­ro już jeste­śmy przy meta­fo­rze…

Inte­re­su­ję się rów­nież naszą gastro­no­mią, tury­sty­ką, pio­sen­ką…

O!

Dla­cze­go „O!”? Zawsze inte­re­so­wa­łem się pio­sen­ką, choć nigdy nie napi­sa­łem tek­stu pio­sen­ki… wie pan, w dys­kre­cji zwie­rzę się panu, mam „abso­lut­ny brak słu­chu”. Pień. Ale lubię słu­chać. Jestem – dzię­ki tele­wi­zo­ro­wi – uczest­ni­kiem naszych festi­wa­li.

Czyż­by?

Dzi­wię się, że mło­dzi, zdro­wi, wese­li z natu­ry rze­czy ludzie wyśpie­wu­ją ist­ne „gorz­kie żale” na tych smut­nych obrzę­dach festi­wa­lo­wych… Szcze­gól­nie nasi pio­sen­ka­rze „liry­czą” okrop­nie i dosłow­nie… brak w tym wszyst­kim „ikry”, soli, pie­przu… za dużo pseu­do­fi­lo­zo­fii, pseu­do­po­ezji, pseu­do- cze­goś tam jesz­cze. Oso­bi­ście bar­dzo lubię Bar­ba­rę Ryl­ską i Karin Sta­nek… każ­dą za co inne­go. To są talen­ty „z bożej łaski”. Gdy­bym umiał pisać pio­sen­ki, to napi­sał­bym pio­sen­kę spe­cjal­nie dla Bar­ba­ry Ryl­skiej… cho­ciaż Kraf­ftów­na też bar­dzo ład­nie śpie­wa o „kocha­siu”, to miła pio­sen­ka… Jeśli cho­dzi o zagra­nicz­ne pio­sen­ki – to prze­pa­dam za Mar­le­ną „Sag mir, wo die Blu­men sind”, „Die Antwort weiss ganz alle­in der Wind”, świet­na też jest Lale Ander­sen; nie mówię już o genial­nej Edith Piaf, bo to wyż­sze regio­ny. „Milord”… To jest poezja. Wiel­ka poezja. Wiel­ka sztu­ka. Oczy­wi­ście myślę o śpie­wie. Nie o czy­ta­nym tek­ście…

Sko­ro już mówi­my o poezji…

(patrzy podejrz­li­wie) Pan, zda­je się, posą­dza mnie o kokie­te­rię?

?

Pew­nie pan myśli, że ja tak uda­ję. Nie chcę niby mówić o „poezji”, a wewnętrz­nie aż drżę, żeby sobie użyć. Żeby pojeź­dzić na tym „pega­zie”…

Cie­szy­my się, że pan jed­nak zgo­dził się mówić o tym, co jest chy­ba panu naj­bliż­sze…

Jest pan bar­dzo uprzej­my… pro­szę się nie krę­po­wać… (Róże­wicz zrzu­ca koci­cę Psot­kę z kolan i przy­bie­ra posta­wę „agre­syw­ną”).

Jak pan oce­nia aktu­al­ną sytu­ację poezji pol­skiej?

Ja nic nie oce­niam. Nie jestem od oce­nia­nia aktu­al­nej sytu­acji poezji pol­skiej. Mogę powie­dzieć kil­ka słów na temat sytu­acji „demo­gra­ficz­nej” w poezji pol­skiej… Prze­ży­wa­my wyraź­ny „wyż demo­gra­ficz­ny” w dzie­dzi­nie poezji. Wpraw­dzie już sta­ro­żyt­ni z iro­nią pisa­li: „uro­dzaj na poetów był w tym roku wiel­ki… gorzej ze słu­cha­cza­mi”… ale mnie wyda­je się, że bije­my rekor­dy w tej dzie­dzi­nie. Na każ­dym kro­ku spo­ty­ka­my się z wyzna­nia­mi „ja piszę, on pisze, my pisze­my, oni piszą wier­sze” albo „wie pan, moja cio­cia to też pisze”, „ten Wacek to on też pisze wier­sze”…

Dość więc poetów i wier­szy rośnie w naszym kra­ju, infor­mu­ją o tym redak­to­rzy dzia­łów poetyc­kich pism lite­rac­kich. Ale wier­sza­mi są zasy­py­wa­ne nie tyl­ko pisma lite­rac­kie, spe­cja­li­stycz­ne, reli­gij­ne, maga­zy­ny ilu­stro­wa­ne itp. Nawet takie pisma jak „Węd­karz”, „Łowiec Pol­ski”, „Sza­chi­sta” mają swo­ich prze­śla­dow­ców… Moim zda­niem ta epi­de­mia nie jest szko­dli­wa. Szko­dli­we są inne nało­gi.

Wyda­je mi się, że bacz­niej­szą uwa­gę war­to zwró­cić na pro­duk­cję poetów „zawo­dow­ców”, tzn. tych, któ­rzy bio­rą za wier­sze pie­nią­dze, otrzy­mu­ją sty­pen­dia i czu­ją się zobo­wią­za­ni do ogła­dza­nia tomi­ków poezji… Jesz­cze raz zazna­czam, że nie cho­dzi mi tu ani o „kry­zys”, ani o „roz­kwit” liry­ki. Poziom prze­cięt­ny jest lep­szy od pozio­mu dwu­dzie­sto­le­cia mię­dzy­wo­jen­ne­go. W tam­tych cza­sach nasza poezja razem ze swo­imi „epo­ko­wy­mi” odkry­cia­mi sie­dzia­ła w opłot­kach, teraz, w naszym dwu­dzie­sto­le­ciu, zja­wia się nagle w sto­li­cach Euro­py i Ame­ry­ki jako part­ner rów­no­rzęd­ny… Nie będę więc mówił o „roz­kwi­cie” ani o „kry­zy­sie”… spra­wa jest skom­pli­ko­wa­na… ramy wywia­du są za cia­sne… to się pro­si o napi­sa­nie arty­ku­łu!

Może pan jed­nak spró­bu­je…

(z ocią­ga­niem) Widzi pan… we mnie rodzi się podej­rze­nie, że ostat­nio wier­sze w olbrzy­miej więk­szo­ści trak­tu­ją o czymś nie­okre­ślo­nym, o „niczym”. Zresz­tą nie jest wadą utwo­ru, że mówi o „niczym”, ale że uda­je, jako­by mówił „o czymś”… Tu jest pies pogrze­ba­ny… moim zda­niem cze­ka nas jesz­cze nie­by­wa­le buj­ny roz­kwit wier­szy o rze­czach bli­żej nie­okre­ślo­nych… moż­na to nazwać „nowym śre­dnio­wie­czem” albo „neo­kla­sy­cy­zmem”, moż­na baro­kiem w meta­fi­zycz­nym sosie… jeste­śmy świad­ka­mi sztucz­ki faki­rów, róż­ni magi­cy pró­bu­ją się dostać do nie­ba po wła­snym wier­szy­ku jak po linie… giną z oczu w pseu­do­fi­lo­zo­ficz­nym beł­ko­cie… takich to mamy „kosmo­nau­tów” w naszej poezji…

Ale poezja baro­ku ma swo­je świet­ne tra­dy­cje, wspa­nia­łe osią­gnię­cia…

A czy ja mówię, że nie? Niech pan raczy jed­nak zwró­cić uwa­gę, że nad­wi­ślań­ski Gon­go­ra pod­par­ty Elio­tem i księ­dzem Baką nie ma nic wspól­ne­go ze świet­ny­mi osią­gnię­cia­mi baro­ku… mnie się wyda­je, że te pró­by mają wię­cej wspól­ne­go z poezją cza­sów saskich…

Jest pan zbyt suro­wy…

(mil­czy dłuż­szą chwi­lę) A pro­si­łem, żeby mnie pan nie pytał o poezję… widzi pan, o tych spra­wach bar­dzo jest trud­no mówić w wywia­dzie… zawsze się powie za dużo albo za mało… może jestem nie­spra­wie­dli­wy… ale, widzi pan, sztu­ka nie jest ochron­ką, nie jest orga­ni­za­cją cha­ry­ta­tyw­ną… jesz­cze kie­dyś powró­cę do tego tema­tu… jak się sytu­acja wykry­sta­li­zu­je. Tak. Zostaw­my w spo­ko­ju „obraz naszej poezji współ­cze­snej”.

Naszej oczy­wi­ście „mło­dej poezji”.

(zre­zy­gno­wa­ny kiwa gło­wą pota­ku­ją­co) Oczy­wi­ście… wszyst­ko tu trze­ba pre­cy­zo­wać, okre­ślać dokład­niej, ope­ro­wać przy­kła­da­mi.

Może więc zacznie­my z innej becz­ki…

(śmie­je się) Świet­na meta­fo­ra!

Jakie pro­ble­my poetyc­kie nur­tu­ją pana obec­nie, z czym się pan „bory­ka”, jeśli moż­na się tak wyra­zić?

Znów temat-oce­an… ale ja to ogra­ni­czę. Od kil­ku lat nur­tu­je mnie taki pro­blem: dla­cze­go w naszej poezji nie ma wier­szy poli­tycz­nych, wier­szy reli­gij­nych oraz ero­ty­ków… jeśli poezja wyrze­kła się poli­ty­ki, reli­gii i ero­ty­zmu, to czym się odży­wia…

Wyda­je się nam, że wier­sze tego typu, o któ­rych pan mówi, zda­rza­ją się…

Ja myślę o wier­szach waż­nych, zna­czą­cych. O nowych wier­szach. Nie tzw. nowych, czy­li ostat­nio napi­sa­nych, ale rze­czy­wi­ście o nowych pro­po­zy­cjach. Mnie się wyda­je, że u nas nie ist­nie­je poezja reli­gij­na. To nie zna­czy, że zagi­nę­li ludzie wie­rzą­cy i reli­gij­ni, ale zgi­nął pewien typ wia­ry, któ­ry umoż­li­wiał twór­com pisa­nie wier­szy reli­gij­nych, hym­nów itp. Moim zda­niem ostat­nim poetą reli­gij­nym w Pol­sce, praw­dzi­wym poetą, był Jerzy Lie­bert. Powierz­chow­ność odbi­ła się naj­bar­dziej przy­kła­do­wo w wier­szach „reli­gij­nych” poetów Ska­man­dra. Mimo nie­wąt­pli­wych wśród nich talen­tów „Bozia” ska­man­dry­tów była uczniow­ska i ane­micz­na. Nawet wier­sze Lecho­nia trze­ba trak­to­wać jako sty­li­za­cje, a nie jako wyraz wia­ry. Być może jeden Wit­tlin jest z nich auten­tycz­ny. Poezja reli­gij­na ginie na naszych oczach… jest to chy­ba zja­wi­sko nie­uchron­ne… oczy­wi­ście ktoś może powie­dzieć: każ­da dobra poezja jest reli­gij­na… Tak, ale to już jest sofi­sty­ka. To jest wykręt… zagi­nę­ła też poezja poli­tycz­na. Mija­ją lata i nie zja­wia się uta­len­to­wa­ny następ­ca Bro­niew­skie­go. Czyż­by w mło­dym poko­le­niu ginął gatu­nek homo poli­ti­cus? Nie wiem. Pozo­sta­je jesz­cze na pla­cu spra­wa poezji ero­tycz­nej… tzw. ero­ty­ków.

Tych chy­ba nie brak!

Myli się pan. Nie widzę w naszej poezji „ero­ty­ków” współ­cze­snych. Ero­ty­ki, któ­re czy­tu­ję, nie wyra­ża­ją ero­ty­zmu naszych cza­sów. Może jeden Gro­cho­wiak… ale i on jest tro­chę sta­ro­świec­ki… W warun­kach współ­cze­snych, kie­dy nam się poda­je cia­ło kobie­ce w cało­ści i to świet­nie przy­rzą­dzo­ne przez film, tele­wi­zję, poka­zy mody, kon­kur­sy pięk­no­ści, rekla­my, kie­dy w teatrze i fil­mie poka­zu­je się bez osło­nek gwałt, samo­gwałt i kopu­la­cję, w tych warun­kach nie­ła­two jest napi­sać ero­tyk. Nie wiersz „miło­sny”, ale ero­tyk. Ero­tyk może nie mieć nic wspól­ne­go z poezją „miło­sną”. Od kil­ku lat zasta­na­wiam się, czy moż­na stwo­rzyć napraw­dę współ­cze­sny ero­tyk. Myślę, że war­to o tym napi­sać książ­kę albo esej…

Czy pan myśli o napi­sa­niu takiej książ­ki?

Na razie napi­sa­łem na ten temat wiersz „Szkic do ero­ty­ku współ­cze­sne­go”. Inne pró­by pene­tra­cji poetyc­kiej to wier­sze z tomu Zie­lo­na róża: „Ero­tyk nad Gobi”, „Ero­tyk z koń­ca XIX wie­ku”, „Szpa­gat”, „Kasa pan­cer­na”… Seks jest jed­ną z naj­po­tęż­niej­szych reli­gii współ­cze­sno­ści. Nie waham się stwier­dzić, że ma naj­więk­szą ilość wyznaw­ców i to wyznaw­ców prak­ty­ku­ją­cych… Seks ma na swo­je usłu­gi cały świat.

Nawet maszy­ny do pisa­nia, rury sta­lo­we, lodów­ki są rekla­mo­wa­ne przy pomo­cy nóg, poślad­ków i pier­si… w więk­szym stop­niu doty­czy to jesz­cze tury­sty­ki, podró­ży… W spo­sób zastęp­czy, ale bar­dzo inten­syw­ny, bo wizu­al­ny, udo­stęp­nio­no wszyst­kie „sekre­ty kobie­ce­go cia­ła”. Cia­ło aktor­ki jest poda­wa­ne przez reży­se­rów (i pro­du­cen­tów) nie tyl­ko w sta­nie, powiedz­my, przy­ro­dzo­nym, ale we wszel­kich moż­li­wych oko­licz­no­ściach. Gwiaz­da ekra­nu jest nie tyl­ko oglą­da­na, pod­glą­da­na, wiel­bio­na, ale rów­nież bita po twa­rzy, duszo­na, kopa­na, mor­do­wa­na, wresz­cie gwał­co­na. Udział widza w tych ope­ra­cjach jest nie­ogra­ni­czo­ny. W tych warun­kach poezja „ero­tycz­na” daw­ne­go typu stra­ci­ła na sile, zacho­ro­wa­ła na ane­mię. Pro­szę jed­nak zwró­cić uwa­gę, że mimo tego cudow­ne­go roz­mno­że­nia naj­wspa­nial­szych ciał przez film i TV panu­je we współ­cze­snym świe­cie głód sek­su­al­ny. Być może powszech­ne i zbyt wiel­kie roz­bu­dze­nie ape­ty­tu sta­ło się przy­czy­ną tego gło­du. Widocz­nie nikt nie nasy­ci się obra­zem… Cho­ciaż to jest spra­wa wyobraź­ni.

W swo­ich wypo­wie­dziach o poezji mówi pan czę­sto o uży­wa­niu kostiu­mów poetyc­kich, masek. Czy pan uwa­ża, że te kostiu­my i maski w jakiś spo­sób zakry­wa­ją lub fał­szu­ją „praw­dzi­wą poezję”?

To zale­ży od punk­tu widze­nia na to, czym jest lite­ra­tu­ra, poezja w świe­cie współ­cze­snym. To zale­ży od indy­wi­du­al­nych prze­ko­nań poetów. Być może, że dla jed­nych poezja jest grą, zaba­wą, balem masko­wym… każ­dy ma pra­wo się bawić. Moż­na pisać wier­sze przez zakła­da­nie masek i kostiu­mów, moż­na też pisać przez zdej­mo­wa­nie kostiu­mów, a nawet przez zdzie­ra­nie skó­ry… Ja tyl­ko zwra­ca­łem uwa­gę, że kostiu­my szyb­ciej się sta­rze­ją, pod­le­ga­ją modzie… Rów­nież tech­ni­ka. Prze­ro­sty tech­ni­cy­zmu poetyc­kie­go wykoń­czy­ły pra­wie naszą „awan­gar­dę” w tam­tym dwu­dzie­sto­le­ciu…

Więc jed­nak roz­ma­wia­my o poezji!

Czas koń­czyć naszą roz­mo­wę. Zda­je mi się, że jeste­śmy już tro­chę zmę­cze­ni? Czy pan nie sądzi?


* Dia­log z Witol­dem Zalew­skim w rze­czy­wi­sto­ści jest roz­mo­wą Tade­usza Róże­wi­cza z sobą samym. Tę for­mę wypo­wie­dzi zna­my choć­by z książ­ki Mar­gi­nes, ale… Obaj pano­wie umó­wi­li się na wywiad, ale prze­szko­dą była koniecz­ność wyjaz­du do War­sza­wy lub Wro­cła­wia. Tade­usz Róże­wicz zapro­po­no­wał więc napi­sa­nie auto­wy­wia­du, któ­ry pod­pi­sze swo­im nazwi­skiem przy­ja­ciel, o ile treść go zado­wo­li. (przyp. – J.S.)

Po raz pierw­szy Tak i Nie opu­bli­ko­wa­ne zosta­ło w „Kul­tu­rze” w nume­rze 46/1965. Po raz dru­gi w wyda­nej przez Biu­ro Lite­rac­kie w 2011 roku książ­ce Wbrew sobie. Roz­mo­wy z Tade­uszem Róże­wi­czem.

O autorach i autorkach

Tadeusz Różewicz

Urodzony 9 października 1921 roku w Radomsku. Poeta, prozaik, dramaturg. Laureat wielu nagród literackich zagranicznych i polskich, m.in. Nagrody Polskiego PEN-Clubu (1997), Nagrody Ministra Kultury i Sztuki (1997), Śląskiego Wawrzynu Literackiego (1999), Nagrody Wielkiej Fundacji Kultury (2000), Nagrody Literackiej Nike (2000), "Złotego Berła" (2006), Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius za całokształt twórczości (2008). Odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski (1996). Zmarł 24 kwietnia 2014 we Wrocławiu.

Witold Zalewski

ur. 4 stycznia 1921 r. w Siedlcach. Pisarz, publicysta, scenarzysta, reportażysta, uczestnik powstania warszawskiego. Pracował w redakcjach tygodnika „Pokolenie”, „Przeglądu Kulturalnego” oraz „Kultury”. Był także kierownikiem literackim Zespołu Filmowego „Tor”. Zmarł 4 lutego 2009 r. w Warszawie.

Powiązania