wywiady / o pisaniu

Trzeba walczyć do końca

Robert Rybicki

Roman Honet

Zapis rozmowy Romana Honeta z Robertem Rybickim, opublikowanej w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Roman Honet: „Tłu­macz lite­ra­tu­ry nie­miec­kiej” – ten zapis wid­nie­je na obwo­lu­cie Two­je­go debiu­tanc­kie­go tomu. Zapy­tam dwa razy krót­ko: O co cho­dzi­ło? Czy to nadal aktu­al­ne?

Robert Rybic­ki: Tłu­ma­czy­łem tro­chę poezji nie­miec­kiej, jesz­cze mniej publi­ko­wa­łem: Bec­ker, Benn, Celan, Crauss, i inni. Jak już, to publi­ko­wa­łem prze­kła­dy w „Arka­dii” i „Pla­mie”. Kon­tak­to­wa­łem się z paro­ma śro­do­wi­ska­mi poetyc­ki­mi w Niem­czech, poza tym jestem fanem poezji Oswal­da Egge­ra, któ­re­go, nie­ste­ty, da radę czy­tać tyl­ko w ory­gi­na­le, a i to nie bez trud­no­ści. Oswald Egger jest dla mnie naj­więk­szym poetą w Euro­pie. Co do tłu­ma­cze­nia, to jestem zbyt nie­śmia­ły, poza tym bie­da i alko­hol nie pozwa­la­ją mi na zaosz­czę­dze­nie na jaki­kol­wiek kurs nie­miec­kie­go na przy­zwo­itym pozio­mie. Pierw­sze lek­cje nie­miec­kie­go mia­łem z ojcem, gdy skoń­czy­łem 10 lat.

W Two­jej zakład­ce na por­ta­lu literackie.pl zapo­wia­dasz wyda­nie powie­ści. O ile „powieść” nie ma być tytu­łem tomu wier­szy i zakła­da­jąc, że wsta­wi­łeś to tam na poważ­nie, to czy mógł­byś powie­dzieć kil­ka słów o tej pla­no­wa­nej powie­ści? Nie odstrę­cza Cię pew­na zasad­ni­cza pra­wi­dło­wość, że poeci może i umie­ją pisać pro­zą, ale nie potra­fią pisać pro­zy?

Tu cho­dzi o to, żeby pier­dyk­nąć zwa­rio­wa­ną, zakrę­co­ną powieść. Mam pew­ną wizję. Otóż w Alek­san­dro­wie Kujaw­skim w roku 1921 prze­pro­wa­dzo­no spis powszech­ny, w któ­rym, po pod­li­cze­niach, oka­za­ło się, że jest jeden jedy­ny Bez­wy­zna­nio­wiec mię­dzy set­ka­mi lub tysią­ca­mi kato­li­ków, ewan­ge­li­ków, uni­tów, pra­wo­sław­nych i moza­istów. Stwier­dzi­łem, że on będzie głów­nym leit­mo­ti­vem. A jego pra­pra­wnuk na kapie prze­je­dzie Pol­skę w 2000 roku i wylą­du­je w naj­bar­dziej obrzy­dli­wym mie­ście – Orze­szu. A pro­pos: naj­lep­szym kum­plem Bez­wy­zna­niow­ca będzie legen­dar­ny Pener Ryb­nic­ki, któ­ry w latach trzy­dzie­stych został uwiecz­nio­ny na foto­gra­fii i ona była opu­bli­ko­wa­na w „Gaze­cie Ryb­nic­kiej”. I razem poja­dą na mecz Ruchu Cho­rzów w 1935 roku i będą chla­li z Erne­stem Wili­mow­skim, któ­ry strze­li Bra­zy­lii czte­ry gole w 1938 we Fran­cji. I oni go zmo­ty­wu­ją do tego, żeby roz­wa­lił wszyst­kich bram­ka­rzy w Euro­pie.

Pro­jekt Poeci na Nowy Wiek doty­czy debiu­tów, więc zadam stan­dar­do­we pyta­nie. Jak to było z Two­im debiu­tem, dla­cze­go aku­rat w Miko­ło­wie i skąd ta pięk­na dzie­siąt­ka na stro­nie redak­cyj­nej? Oczy­wi­ście mam na myśli tomik, ale przed­tem był jesz­cze arkusz, z któ­rym teraz chy­ba nie jest Ci po dro­dze. Pośpie­szy­łeś się?

Kie­dyś miesz­ka­łem we Wro­cła­wiu na squ­acie przy uli­cy Kro­me­ra, przez jakiś czas z Kon­ra­dem Górą. Było raz spo­tka­nie z Mele­xem i Siwym, któ­re orga­ni­zo­wał Krzy­siek śliw­ka, zapi­li­śmy na ryn­ku i śli­wa mnie zapro­sił do sie­bie. No i raz wysze­dłem z domu, mia­łem 50 zło­tych w kie­sze­ni, a mia­łem jechać na zaję­cia z polo­ni­sty­ki do Kato­wic. Pod­ją­łem decy­zję, że jadę do Pra­gi, sto­pem do Cha­łu­pek, na pie­cho­tę do Osta­rvy, a potem pocią­giem na Hla­vni Nad­ra­zi i tam miesz­ka­łem na squ­acie Mila­da. Wra­ca­łem do Pol­ski i wysia­dłem w Ząb­ko­wi­cach ślą­skich. W cią­gu naj­bliż­szych mie­się­cy zda­rzy­ło mi się też wysiąść w Ząb­ko­wi­cach i tak powstał Kod gene­tycz­ny, przy spo­rej robo­cie korek­tor­skiej Krzysz­to­fa śliw­ki. Nie­ste­ty w Ryb­ni­ku wyda­li 30 egzem­pla­rzy, więc nikt nie wie, o co cho­dzi. Wydaw­ca niech będzie nie­okre­ślo­ny. Niech będzie zapo­mnia­ny.

Nie masz żad­nych opo­rów przed publi­ka­cja­mi w inter­ne­cie, może tak to powiem od sie­bie: ja tego typu obaw po Tobie nie widzę. Teraz to nie­co przy­schło, ale raz na czas prze­to­czy się przez net czy pismo lite­rac­kie ankie­ta czy dys­ku­sja na temat poezji w inter­ne­cie albo na temat poezji inter­ne­to­wej. Moż­na zauwa­żyć, że z tej prze­wle­kłej deba­ty, cza­sem bła­hej, cza­sem głęb­szej, wyła­nia się podział tego rodza­ju: liry­ka znaj­dzie się w sie­ci w całej roz­cią­gło­ści i jest to wyłącz­nie kwe­stia cza­su, albo roz­dzie­li się na dostęp­ną wyłącz­nie w księ­gar­niach i obec­ną wyłącz­nie w sie­ci, albo też edy­cji książ­ki w for­mie kla­sycz­nej zaczną towa­rzy­szyć jej elek­tro­nicz­ne odpo­wied­ni­ki, co się zresz­tą dzie­je. To jest pew­ne uła­twio­ne posta­wie­nie spra­wy, w dodat­ku hipo­te­tycz­ne, ale mnie inte­re­su­je, jak Ty to widzisz: i ten podział, i całe zja­wi­sko. Przy­kła­do­wo, co może zostać wyłącz­nie w sie­ci?

Sieć? Ryba w sie­ci? Książ­ka poetyc­ka będzie za 30 lat towa­rem luk­su­so­wym, będzie to sno­bizm inte­lek­tu­ali­stów, bo, mam nadzie­ję, że w koń­cu ludzie to zro­zu­mie­ją, że poezja jest jedy­nym wia­ry­god­nym źró­dłem wie­dzy o umy­śle ludz­kim. Co może zostać w sie­ci? Wiesz, że każ­da sieć ma na tyle duże oczka, że nie wszyst­ko wle­zie. Sieć jest świet­nym miej­scem na inwi­gi­la­cję Sys­te­mu, i tu trze­ba uwa­żać. Pamię­tam pol­skie stro­ny inter­ne­to­we 5–10 lat temu, to była kom­pro­mi­ta­cja, gdy porów­ny­wa­łem je z nie­miec­ki­mi, byłem zała­ma­ny.

Załóż­my, że ist­nie­ją pew­ne sytu­acje, kie­dy pisa­nie sta­je się uciąż­li­we, może wręcz – nie­moż­li­we. Daj­my na to, że jeden poeta nie może pisać, gdy nie ma pió­ra z pozła­ca­ną sta­lów­ką, dru­gi, gdy ma okno po pra­wej, a nie po lewej stro­nie. Try­wia­li­zu­ję to świa­do­mie, oczy­wi­ście bywa­ją też uciąż­li­wo­ści poważ­niej­sze, nie­moż­ność zasad­ni­cze­go kali­bru, zwią­za­na choć­by ze świa­do­mo­ścią pozo­sta­wa­nia pod cudzym wpły­wem i koniecz­no­ścią odrzu­ce­nia czy prze­trans­for­mo­wa­nia tego wpły­wu, czy też przy­czy­ny jesz­cze bar­dziej indy­wi­du­al­ne i nie­uchwyt­ne. Chcia­łem zapy­tać, co w Two­im przy­pad­ku naj­bar­dziej utrud­nia powsta­nie wier­sza? Czy to jest, tak jak mówi­łem przed­tem, fana­be­ria zewnętrz­na, czy­li coś, co utrud­nia Tobie, czy – a co tam! – geniusz wewnętrz­ny, i wte­dy też utrud­nia, ale w Tobie?

Ja napier­dzie­lam total­nie. Jestem mania­kiem pisa­nia. Ale mia­łem taki okres, że nie byłem w sta­nie napi­sać nawet czte­rech fraz, nic, kom­plet­nie. To był czas, gdy pra­co­wa­łem w „Nowym Cza­sie” w Lon­dy­nie. Nic. Hor­ror. Pół roku nie­mo­cy; ale gdy poczu­łem, że jestem na wylo­cie, w dwa tygo­dnie napi­sa­łem Stos gitar. Poza tym do każ­dej swo­jej następ­nej książ­ki pod­cho­dzę jak do debiu­tu, dla­te­go nie mam w domu ani jed­ne­go egzem­pla­rza swo­je­go tomu, żeby nie być pod wpły­wem poprzed­niej. Ale oczy­wi­ście jest pew­na świa­do­mość poetyc­ka, a tego nie idzie się wyzbyć tak do koń­ca. Pisa­nie cza­sem musi być uciąż­li­we, bo wte­dy jest przy­naj­mniej jakiś wysi­łek, któ­ry zna­mio­nu­je jakiś roz­wój wewnętrz­ny, dyna­mi­kę. Trze­ba wal­czyć do koń­ca. Ni ma chu­ja.

„Język jest bez sen­su” – zapi­sa­łeś w Sto­sie gitar. Nie wiem, może to iro­nia, może pro­wo­ku­jesz, ale zosta­ło tam dość sta­now­czo orze­czo­ne. Nasu­wa mi się pyta­nie, czy język jako for­ma komu­ni­ka­cji, czy po pro­stu wiersz jest bez sen­su, ale może sobie poda­ru­ję to roz­trzą­sa­nie i zapy­tam wprost: Sko­ro bez sen­su, to po co piszesz? Tkwisz w jego bez­sen­sie świa­do­mie czy nało­go­wo?

Wyobraź sobie, że pra­cu­jesz z mię­dzy­na­ro­do­wą eki­pą w hali i każ­dy mówi innym angiel­skim, i poło­wy nie rozu­miesz. Po co więc te nor­my? Po co ten angiel­ski, Szek­spir, sko­ro poło­wa tych ludzi nawet nie umie wydać ci pole­ce­nia czy popro­sić o pomoc, bo nie mają żad­nej gra­ma­ty­ki w mózgu, a wymo­wa jest okrr­rop­na?

Atom, anty­ma­te­ria, elek­trycz­ność, spo­ro ter­mi­nów z zakre­su astro­fi­zy­ki – wszyst­ko to poja­wia się w Two­ich wier­szach od pierw­sze­go tomu. Z dru­giej stro­ny, two­rzysz fra­zy orga­nicz­nie brud­ne, w Two­ich wier­szach obec­na jest dotkli­wa fizycz­ność, na przy­kład: „Jestem zgni­łą bry­łą mię­sa, zsze­dłem / z haka”. Co sta­no­wi więk­szy pro­blem? Że Ci – mówiąc krót­ko – prąd wyłą­czą, czy że Cię roba­ki zje­dzą? A może cho­dzi o to, że zanim to nastą­pi, sakra­menc­ko napra­cu­jesz się nad uda­wa­niem, wska­ku­jąc, jak sam piszesz, „do sto­su ubrań”, „sto­su pro­tez”, „sto­su gitar” itp.

Trzy razy byłem w Auschwitz. Dwa razy jako uczeń, raz jako nauczy­ciel. Jestem anar­chi­stą w nie­co mniej­szym stop­niu niż Kon­rad Góra, tak o 10 %. Obraz pro­tez, butów, wło­sów mam do dziś przed ocza­mi („War­ko­czyk” Róże­wi­cza!). Z innej stro­ny: Fran­cis Bacon, któ­re­go widzia­łem w Tate Modern, mię­so­wa­te posta­ci wpi­sa­ne w sze­ścian na dużym płót­nie robią wra­że­nie. Kosmos? Jeste­śmy inte­gral­ną czę­ścią kosmo­su, a w nas też się doko­nu­ją prze­mia­ny, któ­rych nie docie­cze­my jesz­cze dłu­go. Elek­trycz­ne róże Apol­li­na­ire­’a! A na śmierć jestem goto­wy. Nie­waż­ne czy od noża, czy od świń­skiej gry­py. Prąd wyłą­czą? Kie­dyś wyłą­czą.

Miron Bia­ło­szew­ski, na ogół koja­rzo­ny z osia­dłym try­bem życia, odbył kil­ka egzo­tycz­nych podró­ży, mię­dzy innym do Egip­tu. Po powro­cie podob­no zapy­ta­no go: „A w Egip­cie, jak tam było?”, na co odrzekł: „Aaa, tak jak w Pia­secz­nie”. Ty byłeś w Anglii. I co, jak tam było?

Nie było jak w Ryb­ni­ku, bo pro­ści ludzie sza­nu­ją tam poezję. To zna­czy na Osie­dlu Elek­trow­ni mam sza­cun u robot­ni­ków i zio­ma­li za wytrwa­łość w two­rze­niu i mnie tam dopin­gu­ją. Mówią mi, że mam two­rzyć. W koń­cu jestem poetą Elek­trow­ni i jestem z tego dum­ny. Anglia? Hrab­stwo Devon jest nie­wia­ry­god­ne, chcę umrzeć na cyplu Ber­ry Head w Bri­xham, naj­pięk­niej­szym miej­scu na zie­mi. Pozna­łem poetę Wil­lia­ma Oxleya, któ­ry chciał się napić pol­skiej wód­ki i taki David się porzy­gał. A Lon­dyn jest zbyt hała­śli­wy.

Na zakoń­cze­nie chcia­łem Cię zapy­tać o debiu­ty waż­ne dla Cie­bie. Powiedz­my, że wybra­ne z minio­nej deka­dy, choć nie musi­my się trzy­mać tego ogra­ni­cze­nia.

Debiu­ty? Aśka Muel­ler Som­nam­bó­le fan­to­mo­we, Edek Pase­wicz Dol­na Wil­da, Kon­rad Góra Wier­sze dla Sad­da­ma, Wal­de­mar Jocher Resz­ta tam­te­go cia­ła, Prze­my­sław Owcza­rek Rdza. Ale pole­cam Oswal­da Egge­ra Erde der Rede. Choć to nie debiut.

Dzię­ku­ję za roz­mo­wę.

O autorach i autorkach

Robert Rybicki

Urodzony w 1976 roku. Poeta, tłumacz, happener, były redaktor pisma artystycznego „Plama” w Rybniku oraz polskiego tygodnika „Nowy Czas” w Londynie. Autor siedmiu tomów poetyckich: Epifanie i katatonie (2003), Motta robali (2005), Stos gitar (2009), Gram, mózgu (2010), masakra kalaczakra (2011), Dar Meneli(2017) wyróżniony Górnośląską Nagrodą Literacką „Juliusz” oraz POGO GŁOSEK (2019). W 2018 roku w Biurze Literackim ukazał się zbiór jego wierszy Podręcznik naukowy dla onironautów (1998–2018). Mieszka w Krakowie..

Roman Honet

Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).

Powiązania