Marlena Niemiec: Klaudio, znamy się od niedawna. Zostałaś laureatką „Połowu” organizowanego przez Biuro Literackie i właśnie przy tej okazji miałyśmy okazję do rozmowy, między innymi przez wspólną pracę podczas warsztatów w Stroniu Śląskim. Nie będę ukrywać, że od początku Twoja poezja bardzo do mnie przemawiała, ponieważ znaczna jej część, moim zdaniem, skupia się na tym, co nastrojowe, delikatne. Obrazowanie w Twoich wierszach często oparte jest na ukazaniu relacyjności natura‒człowiek, co stanowi dla Ciebie matrycę do przekazania konkretnej myśli, historii w wierszu. Jak sama określiłabyś znaczenie tego, co przyrodnicze, naturalne, a jednocześnie reprezentatywne dla Twoich wierszy?
Klaudia Pieszczoch: Cieszę się ogromnie, że dobrze Ci się czytało moje wiersze i mogę tylko powiedzieć, że ze wzajemnością. Natura, czy w węższym ujęciu flora, jest dla mnie inspirująca z jednej strony w wymiarze tej relacji natura-człowiek, o której wspominasz, a z drugiej ze względu na to, co sama symbolizuje. Widzę roślinność jako symbol tła: tego, co dzieje się gdzieś poza naszym polem widzenia czy uważności, niepostrzeżenie, niejako na marginesie ruchów i zamiarów. W tle umiejscawiamy też to, co uważamy, że nas nie dotyczy albo nie ma z nami wiele wspólnego. Same rośliny lubimy postrzegać właśnie tak ‒ jako bierne, niemające wpływu i istniejące jakby połowicznie oraz bardzo dyskretnie – rosną, rozwijają się, kiedy nikt nie patrzy. Za pojęciem flory kryje się dla mnie więc wszystko to, co mamy w zwyczaju ignorować, wypierać, puszczać w niepamięć albo traktować jako minione czy mniej ważne, niepełnoprawne. Bardzo interesuje mnie też przystawalność procesów, które kojarzymy z roślinami, do ludzkiego (zwierzęcego) doświadczenia.
Twoim postulatem poetyckim byłoby zatem pochylanie się nad życiem w każdym z jego przejawów? W utworach z Twojego zestawu niejednokrotnie można dopatrzeć się pewniej nitki narracyjnej, która spaja konkretne teksty, nadając im charakter opowieści. Wobec tego zastanawiam się, czy teksty, które przesłałaś na „Połów”, opowiadają konkretne historie, czy traktujesz je bardziej na poziomie abstrakcji, niezobowiązującego zarysu sytuacji lirycznej?
Z powstawaniem moich tekstów bywa bardzo różnie. Czasami kryją się za nimi konkretne historie czy zdarzenia-katalizatory, które potem staram się przemielić przez machinę abstrakcji. Ale często jest tak, że jakieś jedno zdanie, czy nawet pojedyncze słowo wywołuje u mnie taki zestaw skojarzeń, że właściwie wiersz bierze się znikąd i jest również dla mnie całkiem nowym, niezależnym bytem. Czasem ten niby z niczym „moim” niezwiązany tekst rozkłada się już po napisaniu na znajome historie, ale nierzadko pozostaje czymś czysto abstrakcyjnym, nieuchwytnym również dla mnie. I chyba wtedy jestem najbardziej zadowolona. Doświadczeniem otwierającym poetycko bywa dla mnie błądzenie po różnych specjalistycznych portalach, na przykład ogrodniczych czy naukowych.
Jeżeli zaś chodzi o postulaty poetyckie, to wolałabym chyba niczego w wierszach nie postulować, choć pewnie jest to w jakiejś mierze nieuniknione. Sama staram się poświęcać uwagę różnym formom życia. Ostatnio zaabsorbowały mnie wiriony, które są jakby w połowie drogi między tym, co nieożywione i ożywione.
Chodzi zatem o szlifowanie warsztatu poetyckiego przez angażowanie terminów specjalistycznych, które kolejno wchodzą w interakcję z warstwą języka potocznego. Co do samej tkanki wierszy, chcę zapytać jeszcze o ich stronę graficzną. W jedynym z utworów eksperymentujesz z rozbijaniem słów na pojedyncze litery w wersach („widoczki w ziemi”), w innym wprowadzasz znaki graficzne xxx („sznury”), które każą zaangażować odbiorcę w łączenie punktów na papierze, w jeszcze innym tekście stosujesz ukośnik, który odgrywa rolę osobnej strofy („kambium”). Jaką rolę mają dla Ciebie takie zabiegi w wierszu? Są niezbędnym elementem wyrażenia Twojej ekspresji artystycznej, mają za zadanie zdezorientować odbiorcę? Masz zamiar wykorzystywać je w przyszłości i poprowadzić swoją twórczość w stronę eksperymentu na płaszczyźnie graficznej?
Rzeczywiście graficzność wiersza jest dla mnie czymś ważnym. Postrzegam ją i staram się stosować wielowymiarowo – w wersji najbardziej bezpośredniej może sprowadzać się do rozbicia słowa czy zdania, ale równie dobrze może wynikać z treści samego tekstu albo stanowić jego wewnętrzną zasadę. Nie jest moim głównym celem dezorientować odbiorcę. Raczej chodzi mi o to, by nadać wierszowi jakiś dodatkowy poziom, dodatkową warstwę, skłonić do innego sposobu czytania i patrzenia na rzeczywistość, na język. A to wszystko dlatego, że ja chyba trochę tak właśnie patrzę: widzę wokół siebie i w samym języku wiele linii, punktów przecięć, kresek ułamkowych i wykresów funkcji (to pewnie jakieś zaburzenie). Również metaforę postrzegam jako coś graficznego. Jest ona dla mnie swego rodzaju symetrycznością czy równoległością niektórych obrazów, zdarzeń, konceptów.
Wracając do Twojego drugiego pytania, pewnie będę odwoływać się do graficznych aspektów tekstu również w przyszłości, choć niekoniecznie w ramach zabiegu czy eksperymentu: jest to dla mnie po prostu dosyć naturalny odruch. Pamiętam, że zdałam sobie z niego w pełni sprawę, czytając jedno z opowiadań Cortázara, które bardzo lubię. Jego głównym bohaterem jest kreska biegnąca od krawędzi stołu, a dalej konturami różnych ludzi i rzeczy w przestrzeni miejskiej, by na koniec dobiec do ręki osoby siedzącej przy tym początkowym stole.
W swoich wierszach często oglądasz przedmioty z każdej strony, zanurzasz się w przestrzeniach, opisem starasz się przeniknąć wielowymiarowość sytuacji. Czy w literaturze ważniejsze jest dla Ciebie odpowiednie zaznaczenie perspektywy przestrzennej czy raczej bardziej skłaniasz się ku oddaniu tego, co uczuciowe, relacyjne, międzyludzkie?
Nie wiem, czy potrafię powiedzieć, który z tych aspektów literatury jest dla mnie ważniejszy, na pewno oba są ważne. Zaznaczanie perspektywy przestrzennej jest czymś bardzo bliskim mojej percepcji, jak już wspominałam. W pewnym sensie żyjemy w wykresie, ale w ten wykres wpisane jest oczywiście to, co uczuciowe i międzyludzkie, a także relacje człowiek‒natura, człowiek‒materia czy język‒materia. I chyba jest trochę tak, że wszystko, co relacyjne czy emocjonalne, bierze się właśnie z tego, co przestrzenne: z odległości, punktów styku, wzajemnych położeń i przecięć. Poza tym mogę powiedzieć, że w literaturze – zarówno w jej czytaniu, jak i pisaniu – istotne jest dla mnie to, by była ona próbą „odwidzenia” tego, co sto razy widziane, a w efekcie przewidziane.
Dostrzeganie i podkreślanie roli tła na pewno spełnia w tej kwestii swoją rolę, ponieważ perspektywa liryczna zostaje znacznie poszerzona i urozmaicona. Ale pisanie to nie tylko zabiegi wewnątrztekstowe, ale także nabieranie doświadczeń lekturowych i środowiskowych przez lata. Chciałabym zapytać o to, co widoczne dopiero z perspektywy czasu. Jako studentka iberystyki na Uniwersytecie Wrocławskim miałaś, siłą rzeczy, ciągły kontakt z literaturą obcą. Zdominowała ona Twoje zainteresowania czytelnicze czy skłaniałaś się równie często do lektury utworów rodzimych twórców, na przykład z obszaru poezji współczesnej? Jak oceniasz wpływ środowiska uczelnianego na swoją twórczość?
Polska poezja współczesna była dla mnie ważna już na studiach, ale muszę przyznać, że w tamtym czasie czytałam jednak znacznie więcej prozy, zarówno polskiej, jak i obcej. Literatura hiszpańskojęzyczna zajmowała – i nadal zajmuje – na pewno dużo miejsca w moich zainteresowaniach czytelniczych i myślę, że zawsze miała siłą rzeczy wpływ na moją twórczość, chyba znacznie bardziej niż samo środowisko uczelniane. Na iberystykę zdecydowałam się w rezultacie licealnego oszołomienia Grą w klasy, choć już później, na studiach i teraz, bardziej doceniam jej autora właśnie za opowiadania. Filologii hiszpańskiej zawdzięczam zresztą dosyć silne uczucie, jakim darzę ten gatunek prozy, a latynoamerykańscy pisarze, których bardzo cenię, tacy jak Borges, wspomniany już Cortázar, Quiroga czy Ribeyro, to jego mistrzowie. Opowiadanie jest też z mojej perspektywy bardzo bliskie poezji, między innymi ze względu na znaczenie formy, konstrukcji tekstu. Oba te rodzaje twórczości przywodzą mi na myśl rzeźbę, a szczególnie takie powietrzne rzeźby jak te Henry’ego Moore’a. Podobnie jak wiersz, opowiadanie często też jedynie uchyla drzwi do czegoś, czego w pełni nie widać, i pozostaje skupione na fragmencie. Pamiętam dobrze to, co kilka lat temu podczas spotkania we Wrocławiu mówiła Herta Müller o budowaniu historii wokół szczegółów, niejako w opozycji do wszelkich aspiracji totalnościowych, w kontrze do jakiegokolwiek totalitaryzmu. Bliskie mi jest to podejście, ten rodzaj pokory.
W nawiązaniu do relacji panujących w grupie ludzie tym razem zapytam o środowisko artystyczne Wrocławia, które nie jest martwym tworem, a samo miasto zapewnia określoną ofertę kulturalną. Czułaś/czujesz się jego częścią czy patrzysz na nie z dystansem?
Co do środowiska artystycznego Wrocławia to chyba nigdy nie czułam się jego częścią, ale ciężko mi się do tego odnieść, ponieważ w czasie studiów moje próby twórcze były bardzo wstępne i niezdecydowane. Oferta kulturalna miasta była rzeczywiście imponująca i chętnie z niej korzystałam, ale raczej jako odbiorca. Jeżeli chodzi o przedsięwzięcia twórcze, w których aktywnie brałam udział, to pamiętam jakieś wydarzenia organizowane przez miejscowe SPP, inicjatywy OPT, warsztaty poetyckie z Agnieszką Wolny-Hamkało i „Pogotowie Poetyckie” Biura Literackiego. Te dwa ostatnie projekty rzeczywiście były dla mnie bardzo pożytecznymi doświadczeniami, podobnie jak zajęcia z fan fiction z Karolem Maliszewskim na wrocławskim dziennikarstwie.
Inną kwestią jest to, że z natury jestem osobą pozostającą w raczej luźnych relacjach z wszelkimi grupami. Bycie częścią jakiejś wspólnoty jest czymś fajnym i ważnym, ale jak dla mnie w ograniczonych dawkach. Chyba wspólnotowość jest mi bliższa jako pewien stosunek do świata niż w znaczeniu takiego silnego zgrupowania się. Bardzo mocne czy mocno sprofilowane grupy, jakkolwiek chciałyby być otwarte, są w moim odczuciu zawsze w pewien sposób wykluczające.
I wreszcie ‒ jak jest teraz, po wyjeździe z kraju? Brak codziennego kontaktu z językiem polskim utrudnia Ci pisanie? I jak ważny jest dla Ciebie czynnik przestrzenny ‒ przebywanie w obcym państwie, w obcym mieście nie wprawia Cię w poczucie alienacji, także tej literackiej?
Staram się pozostawać w bliskim kontakcie z językiem polskim, ale jest on raczej natury czytelniczej i nie zastąpi kontaktu z żywym językiem. Przez jakiś czas rzeczywiście mnie to martwiło i zauważałam wpływ tego językowego dystansu na moje pisanie, szczególnie prozy, którą zresztą trochę zarzuciłam. Choć może wcale nie ma to związku z byciem w obcej przestrzeni językowej, może zwyczajnie proza nie jest tym, czego teraz potrzebuję i w czym mogłabym się w tej chwili odnaleźć. Co do poezji, to trudno mi ocenić, na ile życie w innym kraju koliduje z pisaniem wierszy. Mimo wszystko staram się je pisać i nie myśleć, czy byłyby lepsze albo czy byłoby ich więcej, jeśli mieszkałabym w Polsce. Może tak, a może wcale nie? Tworzenie jest chyba funkcją o bardzo skomplikowanym wzorze, jeśli w ogóle nią jest. Poza tym, chociaż traktuję je poważnie, nie jest ono dla mnie całym życiem, a ja zwyczajnie bardzo lubię Hiszpanię i dobrze mi w Madrycie jako mieście. Nie wprawia mnie ono w poczucie alienacji, ale rzeczywiście mam pewien niedosyt aktywności literackich, szczególnie takich, w których mogłabym uczestniczyć w sposób twórczy. Zazdroszczę Ci tych wszystkich świetnych wydarzeń i spotkań, które organizujecie w Krakowie! Z drugiej strony typowa dla Hiszpanii – przynajmniej współczesnej ‒ afirmacja różnorodności, otwartość, zwyczajna życzliwość i taki nie całkiem serio stosunek do życia oraz siebie to namiastka wolności, do której mocno się przywiązałam. Oczywiście uogólniam, ale jednak widzę to wszystko wokół i wiem, że to przeważa. A język hiszpański to dla mnie taka druga tożsamość, która pozwala spojrzeć z dystansu na tę pierwszą ‒ poszerzyć przestrzeń.
Bardzo dziękuję Ci za wywiad! Wszystkiego dobrego w dalszych twórczych poczynaniach. 🙂
To ja dziękuję za miłą rozmowę!
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych