Katarzyna Skórska: Kiedy i w jakich okolicznościach narodziła się Viola?
Matteo Bussola: Viola narodziła się mniej więcej wiosną 2020 roku, gdy poczułem silną potrzebę, żeby napisać książkę o stereotypach związanych z płcią, ponieważ zauważałem (i wciąż zauważam) ich całe mnóstwo. Począwszy od tych, których doświadczyłem na własnej skórze (jako ojciec staram się jak najwięcej uczestniczyć w życiu swoich córek – gotuję dla nich, odprowadzam je do szkoły i na basen lub siatkówkę, chodzę po zakupy – dlatego określano mnie „mamuśkiem”, jakby troskliwość i wynikające z niej obowiązki były zarezerwowana dla kobiet i mam, a ojcowie mieli się nie wtrącać), po te, które obserwuję w codzienności moich córek (moja najstarsza córka na przykład przestała grać w piłkę nożną, choć bardzo lubiła, bo miała dość wysłuchiwania uwag i żartów, że to sport dla chłopców). Jako że pisanie jest moim sposobem na lepsze rozumienie świata, pomyślałem, że próba omówienia tego w książce pomoże mi zrozumieć, skąd biorą się stereotypy i uprzedzenia.
Wspomniałeś, że wciąż natykasz się na stereotypy. Jak zmieniła się sytuacja dziś w porównaniu do czasów, gdy byłeś w wieku Violi? Czy wtedy zauważałeś stereotypy związane z płcią, odczuwałeś ich ciężar?
Sytuacja, rzecz jasna, znaczie się poprawiła w porównaniu z czasami mojego dzieciństwa, jednak stereotypy związane z płcią wciąż dają o sobie znać, w dużej liczbie, i plenią się w życiu zarówno dzieci, jak i dorosłych. Oto kilka przykładów: chłopcom nadal mówi się, że mają nie płakać, bo są „małymi mężczyznami”, a dziewczynkom opowiada się bajki o księżniczkach, której z odsieczą przybywa książę. Dziś wciąż wydaje nam się czymś „normalnym”, kiedy dziewczynka bawi się lalkami, bo wtedy w naszej wyobraźni jej zabawa staje się zabawą w mamę, natomiast czymś dziwnym, a nawet niestosownym jest dla nas, gdy lalkami bawi się chłopiec, czyli po prostu wydaje nam się dziwne, że jakiś chłopiec może bawić się w tatę. Te przykłady można by mnożyć.
Jeśli chodzi o moje dzieciństwo, może powiem tylko tyle: kiedy byłem w wieku Violi, pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, jako jedyny chłopiec wśród czterdziestu dziewięciu dziewczynek uczęszczałem do szkoły tańca. Możesz sobie wyobrazić, na jakiego rodzaju żarty tym samym byłem narażony.
Wolisz pisać czy rysować? Czy może te czynności się uzupełniają? W jaki sposób wolisz wyrażać to, co masz do powiedzenia?
Rysowanie było moim pierwszym zajęciem, od zawsze jest wielką miłością mojego życia. Pisanie w gruncie rzeczy jest dla mnie procesem twórczym, w którym „rysuję za pomocą słów”, mam nadzieję, że to jasne. Prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że przed debiutem pisarskim debiutowałem jako autor komiksów, a tego właśnie uczy język komiksu: odnajdywania punktu równowagi między pisaniem a rysowaniem. Zresztą każda historia znajduje swoją formę: jedne historie będą w większej mierze rysowane niż pisane, inne raczej pisane niż rysowane, jeszcze inne tylko pisane lub tylko rysowane i tak dalej. I rzeczywiście, dziś nie określam siebie mianem „pisarza” czy „rysownika”, lecz „opowiadacza historii”. Czasem opowiadam je ołówkiem, czasem za pomocą klawiatury komputera, ale zawsze kieruje mną ta sama potrzeba. A piszę od zawsze, mimo że debiutowałem późno (pierwszą książkę opublikowałem w wieku czterdziestu pięciu lat, kiedy jedno z największych włoskich wydawnictw, Einaudi, zaproponowało mi wydanie zbioru opowiadań, które zamieszczałem w sieci).
Pisujesz zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Jak zmienia się twoje podejście i metoda pracy zależnie od wieku odbiorców? Którą publiczność wolisz?
Niezbyt wierzę w jakiś określony „target”, dlatego gdy piszę dla dorosłych czy dla dzieci, moje podejście w zasadzie się nie zmienia. Zmienia się jednak mój „wyimaginowany” czytelnik. Postaram się to wyjaśnić: kiedy piszę powieść, to piszę ją jako list zaadresowany do konkretnej osoby. Muszę sobie wyobrazić adresata. To zabieg, który jest mi potrzebny podczas pisania, nie chodzi tu o jakąś strategię czy metodę narracyjną z prawdziwego zdarzenia. Żeby pisać, muszę sobie wyobrazić, kto otrzyma list. Jeśli adresatem (wyimaginowanym) jest czterdziestoletnia kobieta, używam takiego a nie innego języka, a jeśli to dwudziestoletni chłopak – język lekko się zmienia, tak samo jak w przypadku ośmioletniej dziewczynki. Ale ten zabieg dotyczy tylko języka, nie zaś tematu. W przypadku ośmioletniej dziewczynki szukam bardziej bezpośredniego języka, pozbawionego ozdobników, który trafia wprost do sedna rzeczy. Dzięki temu wszystko staje się bardziej przejrzyste, narracja operuje jaśniejszymi obrazami. Paradoks polega na tym, że moje książki dla dzieci często są docenianie również przez dorosłych, jak zdarzyło się z Violą i Niebieskim, prawdopodobnie dlatego, że również dorośli coraz częściej odczuwają potrzebę jasności i prostoty.
Jakie książki towarzyszyły ci w dzieciństwie? Które z twoich najwcześniejszych lektur były i nadal są dla ciebie ważne?
Czytałem książki we wszelkich możliwych gatunkach, ale niestety niezbyt wiele adresowanych jednoznacznie do dzieci. Wyjątkiem są tu nazwiska dwóch autorów, których w pewnym sensie postrzegam jako swoich mistrzów: Italo Calvino i jego Marcovaldo oraz Gianni Rodari. Pochłaniałem natomiast mnóstwo komiksów. Kaczor Donald i Myszka Miki, suberbohaterowie Marvela… Autorzy jak Andrea Pazienza, Alberto Breccia, Leiji Matsumoto, Mitsuru Adachi mieli determinujący wpływ na mój rozwój.
Podczas pracy nad przekładem Violi… przypomniał mi się piękny cykl książek Åsy Lind, zatytułowany Piaskowy wilk, niestety nietłumaczony na język włoski. Czy miałeś kiedyś styczność ze skandynawską literaturą dziecięcą?
Niestety nie mogę się wypowiadać o skandynawskiej literaturze dziecięcej, bo chyba nigdy nie czytałem żadnych książek dla dzieci autorstwa skandynawskich pisarzy i pisarek, poza – rzecz jasna – tymi, które wyszły spod pióra prawdziwej legendy: Astrid Lindgren.
Polska ma bardzo bogatą tradycję literatury i ilustracji dla dzieci. Czy miałeś możliwość zapoznania się z twórczością naszych autorów i autorek oraz ilustratorów i ilustratorek?
Niestety bardzo mało znam polską literaturę dziecięcą (spośród polskich pisarzy i pisarek czytuję raczej twórców pisujących dla dorosłych czytelników – jako pierwsi przychodzą mi na myśl Stanisław Lem i, oczywiście, Wisława Szymborska), i niestety równie mało znam waszych ilustratorów. Jako rysownik mogę jednak powiedzieć, że zachwyciły mnie prace Gosi Herby, którą odkryłem dzięki polskiej okładce Violi i Niebieskiego. Z wielkim zainteresowaniem zacząłem śledzić jej dokonania, to dla mnie prawdziwe odkrycie.
Dziękuję za rozmowę!