Jestem, Język, Poems
nagrania / wydarzenia Różni autorzyZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Krystyny Miłobędzkiej, Andrzeja Sosnowskiego i Julii Szychowiak podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejZapis rozmowy Andrzeja Sosnowskiego z Marcinem Świetlickim opublikowanej w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
Andrzej Sosnowski: Marcinie, ostatnia rzecz, która zrobiła na mnie wrażenie, to jest ten Eurypides, Elektra Eurypidesa, którą sporządziliście z Grzegorzem D., więc ja bym się najpierw zapytał o Elektrę – o pomysł, o genezę, i jeszcze o to, jak wam się pracowało, bo z Tadeuszem P. przekładaliśmy to i owo razem, więc się zastanawiam.
Marcin Świetlicki: Jak z Grzesiem mi się pracowało?
Tak.
Pan, który to sobie wymyślił to jest wariat, ale wariat z tych szlachetnych wariatów. To jest człowiek, który porzucił swoje dotychczasowe życie i postanowił zostać reżyserem teatralnym. Wymyślił sobie, że wystawi Elektrę – nie ma papierów na to, żeby wystawiać Elektrę. Wystawił Szekspira po angielsku, podobnież, wcześniej, bez sukcesu, nikt tego nie widział. Wymyślił sobie, że wystawi Elektrę, bo piękna ta sztuka jest i wystawił. A wystawił za naszą pomocą, bo przeczytał był poprzednie przekłady i powiedział, że postaci nie mówią tak, jak powinni ludzie mówić.
Poprzednie przekłady – dwa?
Nie, więcej było… Sandauer tłumaczył, tłumaczył Nikos Chadzinikolau, tłumaczył… Boże, najlepszym przekładem był przekład pana, którego nazwiska nie pamiętam…
Ła…
Łanowski. Zdecydowanie najlepszy. I wymyśliliśmy, że będziemy robić tak jak przypuszczamy, że robi Bronisław Maj, czyli zapoznawamy się ze wszystkimi przekładami i robimy z nich jakąś kompilację, i mamy sukces. Ale później okazało się… bo pan reżyser skończył filologię klasyczną i on, czytając w oryginale, wie, o co chodzi, wie, że tam bohaterowie mówią strasznie prosto, a po polsku nie mówią prosto. Toteż nam powiedział, że oni mają mówić współcześnie i całkiem prosto. Ale wymagał jedenastozgłoskowca, bo podobno jedenastozgłoskowiec jest najlepszy. I skończyło się na tym, że robiliśmy jednak z oryginału: on nam mówił, co tam jest napisane – strasznie długo to trwało – i tłumaczyliśmy. Najgorzej było w momencie, kiedy mieliśmy napisać dodatkową scenę, bo on sobie wymyślił, że tam będzie postać Ajgistosa, a w tekście Eurypidesa Ajgistos jest tylko w omówieniach. I myśmy mieli napisać monolog Ajgistosa i rozmowę Ajgistosa z Klitajmestrą. Na szczęście robiliśmy to na sam koniec. Weszliśmy w język i po prostu poszło jak z płatka.
W rozmowie z Elektrą.
Nie, z Klitajmestrą. Nie, Ajgistos z Elektrą nie rozmawiał.
Ajgistos! Oczywiście.
Z Klitajmestrą. Tam jest cudowna fraza, z której jesteśmy dumni: że pierś masz jak owoc kydońskiej jabłoni. Bo wyczytałem w jakiejś książce z poezją antyczną, że kydońska jabłoń to pigwa, i zobaczyłem pierś jak pigwa. Współpraca z Grzesiem polegała na tym, że on wyjechał na wakacje do Chorwacji wtedy i ja do niego dzwoniłem i go pytałem, na przykład, jak się woła ćwiartuje i co tam w środku jest. W tekście było coś o żyłach i on jako lekarz mówił mi, jaka może być choroba żył. Pojawia się fraza „żyły rozdwojone”, bo jak „żyły rozdwojone” są, to jest niedobrze i źle wróży.
I niedorozwój wątroby.
I niedorozwój wątroby. Zapoznałeś się! Jestem dumny z tego, że jakoś wszedłem w ten język i że po jakimś czasie szło mi to dość łatwo. A współpraca z Grzesiem polegała na tym, że my całe życie współpracujemy – i jest teoria, że Grześ mnie ściąga z wyżyn i staję się nizinny dzięki temu, jeden kolega krytyk literacki tak mi ostatnio powiedział, ale to nieprawda do końca, bo nigdy wyżynny nie byłem, a jak dorosły mężczyzna może współpracować z dorosłym mężczyzną, to jest wielkie święto, naprawdę. Podejrzewam, że nie ma za wielu ludzi, z którymi mógłbym zrobić coś sensownego, a z Grzesiem mi się udaje. Nie to żebym go chwalił, bo ma wiele wad, ale ja mam ich więcej od niego.
To znaczy, że nie ćwiczyliście razem pojedynczej linijki.
Nie, proces twórczy z Grzesiem polega na tym, że ja przychodzę do niego do domu (bo tylko u niego w domu da się pracować, u mnie w domu słabo się daje), kładę się u niego na podłodze, Grześ wyjmuje swoje lekarskie łapówki, bo jego rodzina jest lekarska i wszyscy dostają koniaki i różne inne rzeczy, a wszyscy są niepijący. I był taki moment, kiedy Grześ już nie mieścił tego w jakimś barku i jeszcze w szafie trzymał te alkohole i trzeba było je wypić. I właśnie na tym to polega. Ja leżę na podłodze, Grześ odbiera telefony, sam dzwoni i nagle rzuca piękną frazą i jedziemy… na tej bazie. Po prostu umiem z nim współpracować, nie wiem, skąd to się bierze, bo zupełnie inni jesteśmy, ale z nim mogę współpracować. Kiedyś ustaliliśmy, że jesteśmy jak Lennon i McCartney, tylko nie możemy się zdecydować, kto jest Lennonem, kto McCartneyem. Grześ uważa, że obydwaj byli brzydcy.
Ale te „elektryczne” jedenastki, pięć plus sześć, to jest w ogóle taki u pana bardzo mocny wers.
No, ja trzynastka, ja trzynastka, ja raczej trzynastka. Naturalna dla mnie jest trzynastka.
Jest naturalna trzynastka, absolutnie. Ale są jedenastki, są dziewiątki, są ósemki…
Zawsze nieparzyste. Nie. Ósemki? Ósemki są?
Ósemki są. Jest kilka mocnych ósemek… cztery plus cztery, tak.
Tak? Ja cię kręcę…
A więc pan generalnie prowadzi mocny, klasyczny wers – w głównym nurcie poetyckiej polszczyzny.
Ja, niestety, jako dziecko czytałem dobre polskie wiersze, jakoś tak mi się porobiło, a one zawsze były pisane w ten sposób, po prostu. Jestem zachwycony frazą Leśmiana, Gałczyńskiego, Tuwima. Żaden z nich nie był Polakiem, oczywiście, nawet Gałczyński. Norwid dla mnie jest nie do przyjęcia. Norwid dla mnie – przez ilość sylab w wersie – jest niezrozumiały, suchy. Ja to czytam i jakoś nie przyjmuję. Oprócz „Nad Kapuletich i Montekich domem”.
„W Weronie”.
Tak. Bardzo ładna fraza i ilość sylab jest właściwa. Ale raczej w Norwidzie nie znajduję tylu sylab, ilu potrzebuję.
Pana fraza wydaje mi się często bardzo wyrazista i solidna, jakby mickiewiczowska, miejscami trochę jak w „Ustępie” z Dziadów III. Można ją wyjąć z wiersza i z przyjemnością oglądać i obracać, jak kamyk.
Bo Mickiewicz to był taki poeta, co mi matka czytała na zaśnięcie, po prostu. Niesłychane, „Powrót taty” matka mi czytała, jak zasypiałem. Jak się zetknąłem z Różewiczem, byłem lekko oburzony, że to jest możliwe. Owszem, było pewne zainteresowanie, pewien podziw, ale wydawało mi się to niezwiązane z językiem. Miałem duże zainteresowanie tym, ale to było bolesne. Musi płynąć.
A z tą twardą frazą łączy się też takie miłe rozchwianie, bo kiedy się czyta niektóre dłuższe rzeczy, takie o dłuższym wersie, na przykład „* * *Budząc się z ręką złożoną spokojnie” albo „Henryk Kwiatek”…
Byłem zaskoczony, że pan to wybrałeś właśnie.
Właśnie chodziło mi o to, że w pewnym momencie całkiem luźnej lektury odkrywa się te trzynastki. Powiedziałbym, że takie proporcje pomiędzy swobodnie biegnącym zdaniem a mocnym wersem są dosyć świetne.
Jak patrzę na wiersz, to głównie zwracam uwagę na to, czy to brzmi. To jest przerażające, bo treści przychodzą jakoś później. Nad treściami jakoś szczególnie się nie zastanawiam. Może być wiersz o niczym tak naprawdę, byle by to brzmiało. Strasznie przeżyłem, jak Brodski recytował. Niestety, odrzucam z poezji te historie, które nie brzmią dobrze. Mogą być głębokie, głęboko humanistyczne, ale nie brzmią. Jestem słuchowiec. Jestem synem człowieka, który gra na instrumentach i jakoś mam to we krwi.
Skoro pojawia się Brodski, to w mojej głowie pojawia się Auden, który jest mi bliższy, a którego Brodski, zdaje się, bardzo lubił – Auden chyba kapitalnie robił brzmienia, czy to w krotochwili, czy w czymkolwiek innym.
Bo poeta dla mnie to śpiewak jest. Śpiewak. I wszystkie moje decyzje ze związaniem się z zespołem właśnie z tego się wzięły.
A kiedy czytałem…
Ja cię kręcę…
To jest następny Stock.
[Wkracza ze Stockiem Dymitr Szewionkow-Kismiełow, opowiada historię o taksówkarzu i Jerzym Pomianowskim.]
Elżbieta: Chcecie?
Po kolei, po kolei.
Wracając do mojej zdumiewającej frazy, to ja mam to po rodzicach. Rodzice są z Lubelszczyzny. Pięknie mówią, naprawdę. Na Lubelszczyźnie mówi się ładniej niż na Krakowszczyźnie, oni mają większy zasób słownictwa, bo w Krakowie mówi się prościej niż na Lubelszczyźnie. U nas napisy są dwujęzyczne, w naszym miasteczku. Po polsku i po rosyjsku.
A jakie to miasteczko, bo zapomniałem?
Piaski pod Lublinem, one stoją na przełomie autostrad do Zamościa i do Chełma.
A takie miejscowości jak Fajsławice…
Fajsławice są bardzo niedaleko, bardzo niedaleko.
Na koloniach byłem.
Na koloniach. W Fajsławicach były jakieś poważne wydarzenia w powstaniu styczniowym. Czytałem o tym powieść Zegar pradziadka. To jest osiem kilometrów od Piasków. Kiedyś, jak się upiłem i zasnąłem w autobusie, obudziłem się w Fajsławicach.
Tam jest taki dworek.
Tak. W tym dworku dzieje się akcja książki Zegar pradziadka i byłem szalenie wzruszony, że to tak niedaleko. Gardzienice są o 4 kilometry, ale w inną stronę. Tam moja mama jako osiemnastoletnia dziewczyna w roku 46 zaczęła karierę nauczycielską. W tymże dworku, który później teatr Gardzienice dewastował. Mama została nauczycielką niewiele… rok od niej młodszych kolegów, którzy ją uwodzili. Ktoś musiał uczyć tę młodzież powojenną a mama była w liceum pedagogicznym, poszła na pierwszy rok do liceum pedagogicznego i od razu zaczęła uczyć.
[Dymitr się dziwi: „osiemnastoletnia? tak młodo?”; A.S. próbuje opowiedzieć coś o dworku i jakimś stawie w Fajsławicach.]
W ponownej lekturze, pod kątem tej książki, którą wydaje Artur Burszta, bardzo dobra wydała mi się Schizma.
Bo to chyba najlepsza książka jest. No bo to był taki moment mojego życia, że ja skończyłem ze swoim poprzednim życiem i zacząłem nowe życie, i pisałem wtedy wiersze, i pisałem tak na żywo o starym życiu i nowym życiu.
To wszystko mi się zmieniało, jeśli chodzi o moje czytanie. Najpierw były oczywiście Zimne kraje i…
A to jest przereklamowane. Debiut. Nie może tak być, żeby mężczyzna debiut miał dobry, a później był fatalny.
A kiedy jakiś czas temu czytałem Pieśni profana, to byłem przekonany, że to jest rzecz do tamtej chwili najlepsza. A teraz z kolei Schizma odrobinę mi przyćmiła Pieśni profana.
Jakbym miał wybierać, to Schizmę bym wybrał jako najlepszą książkę. Bo ona jest taka autentyczna strasznie. Bo coś się wtedy działo, a wszystkie inne książki były w takim zastoju pisane. Wtedy coś się działo i dokumentowałem, po prostu. A to było w 94 roku, później się skończyłem. [śmiech] Książka, która się będzie nazywała „Nieczynny” będzie najlepsza.
Szykuje się.
Jest trzynaście wierszy na razie. Żeby książka miała trzynaście wierszy, to nie może tak być.
Chyba że jakieś wydanie broszurowe, jak Zimne kraje 3 u Burszty.
Nie. Nie. Książka „Nieczynny” będzie wydana w jakimś prestiżowym wydawnictwie. Przyniesie mi dużo pieniędzy.
A Czynny… to są same piosenki…
Same piosenki. Tam są same piosenki. Właśnie zarzucano mi, że teksty, które nie są piosenkami, to są fajniejsze. A tam wszystkie… wszystkie teksty są piosenkami w tej książce.
I to słychać. I zastanawiam się, czy mój domysł jest trafny, że za sprawą takich rzeczy piosenkowych, takiej piosenkowej formuły, ty się w ogóle wywikłujesz z pola odbioru krytyki literackiej, robiąc coś w rodzaju: taki rympał – jeśli chodzi o krytykę, to w ogóle nie będziecie o mnie mówili, dlatego że ja jestem po prostu gdzie indziej.
Jestem sprzedajny, już dawno dałem dupy i dlaczego wy, tacy cudowni, macie o mnie mówić – na tej zasadzie.
Tylko nie myślałem akurat o sprzedajności, bo to też nie jest tak, że taka rzecz jest jakoś automatycznie sprzedajna. Chodziło mi raczej o umiejscowienie książki w paśmie, z którym krytyka sobie nie da rady i odpadnie…
Ale zetknąłem się z bardzo ładnym tekstem na temat tej książki – ale nie wiem gdzie, nie będę mówił, bo nie pamiętam – i tam było tak: „wy się już od niego odczepcie”, „zrobił tak, żebyście się odczepili, to się odczepcie”. [śmiech]
To mi się łączy z takim innym pomysłem, mianowicie, że przyjmujesz jakieś postawy, które chętnie ci się podsuwa, ale właśnie po to, żeby chwytano te postawy, pozostawiając cię w spokoju zupełnie gdzie indziej, gdzie mógłbyś być nietykalny, ponieważ chwyta się taką czy inną postawę…
Bo ja się spotykam z mitami na swój temat i każdy z tych mitów mnie boli. Właściwie ta książka to taka polemika z mitami. Cały czas. Jak spotykam kogoś, kto to czytał, to mówi: „Ale ty jesteś miły, a było napisane, że ty niemiły jesteś”. Albo: „No, zrób coś skandalicznego”. A ja nie zrobię, bo nie umiem. Tak wymyślono. Kiedyś wymyślono, że jestem buntownikiem i… jakże można być buntownikiem, jak się ma sto lat. Nie wiem. Toż nawet kobieta, z którą mieszkam, jak się dowiedziała, że jestem fajny, jak przeczytała w prasie, że jestem fajny, to się zdziwiła. Zawsze była innego zdania.
To jest właśnie rabunkowa gospodarka postawami.
Ale z drugiej strony poeta, jak nie piszą o nim, to się nie liczy. Poeta, który nie ma nazwiska mógłby napisać najcudowniejsze wiersze i po prostu nikogo to nie zainteresuje. To nie jest tak, że jakoś specjalnie taką taktykę przyjąłem, tylko tak mi się w życiu wydarzyło, po prostu. Że przynajmniej jakieś tam pięć tysięcy wie, jak się nazywam. Gdyby wiedziało tylko sześćdziesiąt osób, to nie pisałbym wierszy. Czasami sobie myślę, że Michael Jackson myśli tak samo jak ja właśnie. Ale z drugiej strony, jakbym wierszy nie pisał… Ale z drugiej strony przecież – jak się nie ma publiczności, to jest się nikim, tak naprawdę. Musi być jakaś publiczność. Nie wiem, czy po to się żyje, ale tak jest.
Ale czy nie wystarczy, na przykład…
Jedna fajna czytelniczka.
Konkretnie.
Tak. Ale nie zdarzyła się jeszcze jedna znakomita czytelniczka. Raczej chłopcy. Raczej chłopcy…
A jak by to mogło wyglądać historycznie, to znaczy, jeśli cofniemy się o ponad dziesięć lat. Po raz pierwszy twoje wiersze czytałem w Ameryce.
Ja twoje w Polsce czytałem.
Byłem w Ameryce i dostałem pismo, które się nazywało… „Tygodnik Kulturalny”? Tak to się nazywało?
Li…
Literacki.
Osławiona prezentacja w jedynce. To jest zawsze tak, że jak powstaje pismo literackie, to moje wiersze są w pierwszym numerze, a później już mnie nie chcą. Było wiele takich pism, które mówiły „wydajemy pierwszy numer, daj wiersz” – ja dawałem, a później już nigdy się do mnie nie odzywali.
I przyszło mi wtedy do głowy, że mam pewnie jeszcze jeden powód, żeby jechać do Polski, bo kiedy przeczytałem te wiersze, to pomyślałem sobie, że coś się może będzie działo. Dla ciebie się działo?
Wtedy się działo. Wtedy się działo naprawdę. Wtedy się działo, bo miałem wtedy trzydzieści lat, albo ponad trzydzieści lat, i nagle pomyślałem, że życie ma sens po prostu. To było moje osławione 15 minut. Osławione 15 minut. Był taki tydzień, że czułem się najlepszym poetą polskim. Tydzień. Może dziesięć dni.
I nawet przyszło mi do głowy, że wrócę szybko do Polski i ze Świetlickim będziemy robić rewolucję literacką.
Elegancko.
I potem spotkaliśmy się w Częstochowie w roku 93 albo 94, jeśli dobrze pamiętam. Byłeś z Baranem i Koehlerem.
Myśmy grali tam pierwszy koncert wyjazdowy.
Był koncert.
Podobał się panu?
Podobał mi się. Z wokalistką. Ktoś go wtedy nagrywał na mały magnetofon, zdaje się, że Darek Sośnicki, laureat konkursu. To znaczy, była taka atmosfera wydarzenia. A pan nawet się udzielał podczas jakiejś dyskusji na temat nowej literatury.
Teraz już się nie udzielam.
Chyba już nikt się nie udziela.
Już nie ma nowej. Boję się, że nie ma nowej literatury, naprawdę. Może to jest typowe. Myślę, że jak myśmy przyszli, to poeci Nowej Fali mówili: „a co to, kurwa, za nowa literatura, no, nie ma takiej, myśmy byli ostatni”. Może to jest tak, bo ja, niestety, nie widzę niczego ciekawego w młodych poetach.
Jest już szesnastoletni Tobiasz Melanowski.
Ostatni poeta, który mi się podobał, to był poeta Różycki, ale niewiele młodszy ode mnie, niestety.
Dymitr: To się mylisz, Marcinie, bo znaliśmy się już wtedy i strasznie mnie przeraził Krynicki, którego lubiłem i szanowałem, i jak zaczął śpiewać, wiesz, jakieś peany na twój temat…
Ale poeta Krynicki… tu przytoczę wstrząsającą historię o poecie Krynickim, który do niejakiego Tomasza Fiałkowskiego się nachylił i powiedział: „Panie Tomaszu, podobno niektórzy ludzie kłamią”. [śmiech]
A jeszcze ogólniej o tamtych latach dziewięćdziesiątych – co się właściwie literacko działo?
Powiedzmy, że ten „bruLion” był jakimś ożywieniem. Był moment, kiedy nienawidziłem tego pisma, ale to przez redaktora naczelnego. Ale tak myślę, że to było ostatnie prężne polskie pismo.
„Nowy Nurt”?
Ale to było zbieranie postaci, które już coś zrobiły. „Nowy Nurt” był ciekawy, z zachwytem rzucałem się na następny numer, ale jednak było w tym coś popłuczynowego, po prostu. „Nowy Nurt” zaczął wychodzić wtedy, kiedy już się wszystko przetoczyło, już raczej puentował. Raczej puentował. Nigdy nie byłem redaktorem żadnego pisma i to mnie przeraża. Każdy był jakimś redaktorem, a ja nie. Nawet w „Tygodniku”. Ale ja byłbym fatalnym redaktorem. W „Tygodniku” jestem korektorem. Korektor jest… moje dziecko używa korektora do korektora. Kiedyś zamarzył sobie, aby był korektor do korektora do korektora.
Jeśli chodzi o tę redaktorkę, to nic straconego, bo istnieje taki pomysł Marcina Barana, żeby jakimś cudem przejąć „Twórczość” i wtedy…
Zabić Berezę?
Dymitr: Dzisiaj go zwalniają.
Dzisiaj go zwalniają?
To jest ten schyłek. Marcin Baran…
Tak? A cieszył się. Sendecki mówił ponuro „schyłek”, a…
[Rozmowa toczy się dalej i dotyczy Marcina Barana i pisma „Przekrój”, a nie Henryka Berezy i pisma „Twórczość”. Dymitr uzasadnia swoją rezygnację z pracy w „Przekroju”.]
A jak by pan ogarnął to wszystko muzycznie, w latach dziewięćdziesiątych.
Boję się, że wolałbym być wokalistą w latach sześćdziesiątych. Wtedy zrobiłbym rewolucję. A teraz to nie. Muzyka w latach dziewięćdziesiątych, oprócz zespołu Morphine, właściwie mną nie wstrząsnęła. Tylko zespół Morphine mną wstrząsał w latach dziewięćdziesiątych.
A Świetliki w latach dziewięćdziesiątych?
Też w latach dziewięćdziesiątych mną wstrząsały.
A co się generalnie działo ze Świetlikami w owych latach, później, po tamtym pierwszym wyjazdowym koncercie w Częstochowie?
Chłopcy się trochę nauczyli grać bardziej, a ja się bardziej nauczyłem współpracować z nimi. I tyle. To nie jest tak do końca zespół, który jakieś nowe ścieżki w muzyce wyznacza, raczej to jest zespół, który ma świadomość tego, że było coś wcześniej. Ale nie było nigdy naszą ambicją, żeby to był zespół, który by w muzyce coś robił. A tu chłopcy by inaczej powiedzieli, ale ja tak sobie myślę. Ale myślę, że w latach sześćdziesiątych bylibyśmy świetni.
A z płyt – którą widziałbyś najwyżej?
Ostatnią.
Ostatnią.
Ostatnią. Ale to zawsze tak jest. Zawsze tak jest. Jeżeli o książki chodzi, to do książek mam inny stosunek, bo o książkach decyduję ja wyłącznie, a jeżeli chodzi o płyty, to zespołowe dzieło zawsze jest. Myślę, że ostatnia jest najbliższa wszystkiemu temu, co bym chciał robić. Trzecia, gdzie były takie ostre numery… Tam było kilka takich ostrych, niemalże heavymetalowych… Lubię się drzeć, ale ta ostrość trochę mi przeszkadzała.
A Cacy cacy?
A Cacy cacy miała w sobie coś interesującego. Pierwszej nienawidzę, bo tam są ładne piosenki, ale źle nagrane. Druga była jakaś taka lekko lepsza. Trzecia była krokiem w tył, a czwarta mi się podoba. Żadnej z nich nie słucham. Ja to mówię przez pamięć o nich, a nie słucham w ogóle. Jak chcę czegoś posłuchać, to słucham zupełnie czegoś innego.
A jakiś pomysł na coś nowego pan ma?
Zakładamy z Grzesiem duet. Będziemy wolniejsi po prostu w ten sposób. Duet się będzie Czarne Ciasteczka nazywał i zaprosimy muzyków różnych, którzy nie będą nam się burzyć, my będziemy im mówić, co mają zrobić. Duet. Bo właściwie to jest tak, że takim zespołem zasadniczym to jestem ja i Grześ, po prostu. Może trochę Mareczek, perkusista, bo ja jestem członkiem sekcji, bo ja słyszę sekcję. Nienawidzę gitar. Po prostu nie wierzę w gitary, to nie jest tak, że nienawidzę gitarzystów, ale nie wierzę w gitary po prostu. I Czarne Ciasteczka to będzie liryczna piosenka autorska. Dużo skrzypków. Skrzypki, wiolonczelki. Lubię drzeć mordę, ale mogę drzeć mordę właśnie ze skrzypcami. A teraz pod koniec kwietnia będę w technowym projekcie. Znaczy, nie tyle technowym, co kraftwerkowym bardziej. Będzie się nazywał: Marcin Świetlicki Future… tam coś… Radio Project…
I kto to będzie?
Paulus Mazur niejaki. Są nagrane jakieś potworne kraftwerkowe podkłady, a on będzie jeszcze coś na klawiszu robił. Paulus Mazur będzie miał maskę, którą sam wykonał, na masce będzie Paulus Mazur. Ja będę w masce Świetlickiego. Ludzie nie będą pewni, czy to jest Paulus Mazur, czy Świetlicki. Powiększone zdjęcia. I będę opowiadał o tym, co mi się wydarzyło poprzedniego dnia. Przez czterdzieści minut.
Improwizując?
Improwizując. Takeśmy wymyślili. W Gdańsku to się wydarzy. Będzie około dwudziestu zespołów gdańskiej sceny. Żadna nazwa nic mi nie mówi. My będziemy debiutować tam jako duet.
To z tamtym gdańskim zespołem żeńskim nie wystąpisz?
Nie, z żeńskim zespołem zerwałem całkowicie. Zatrudniono mnie do żeńskiego zespołu, żebym był wokalistą żeńskiego zespołu wtedy, kiedy wokalistka tegoż zespołu urodziła dziecko. I ze cztery koncerty razem zagraliśmy, zespół jest cudowny, kobiety są piękne, szalenie utalentowane, a teraz po raz piąty uczestniczyłem w ich koncercie, jak już wróciła wokalistka. Jest zdecydowanym liderem i po prostu wyrażała całą sobą: „Co ten mężczyzna tutaj, kurwa, robi? O co tu w ogóle chodzi? Ja nie chcę, żeby on tu…” I tyle. Kobieta nie chciała, żebym był, to nie będę. Wykonałem jedną piosenkę i ona weszła na scenę i powiedziała: „Grajcie nadal to samo”, i improwizowała: „Co ci, kurwa, mężczyźni wiedzą? Co to w ogóle jest? Czemu on mówi tutaj takie rzeczy?” Nie, to już niemożliwe, po prostu. O ile tamte kobiety były piękne i spolegliwe, to ta jest nieładna, bo negatywnie nastawiona. To się skończyło. Nie, ale ja strasznie lubię z zupełnie innymi ludźmi pracować. Chłopcy mają do mnie żal o to. Mówią, że jestem zdradliwy, a mi się strasznie podoba to. Tylko że oni są właśnie monogamiczni, a ja jestem bigamiczny. To polega na tym, że Świetliki są jak żona, a wszystko inne jak kochanki. Mnie szalenie podnieca, że spotykam jakiegoś muzyka, który mówi „zagrajmy” – i ja od razu w to wchodzę, a chłopcy mówią: „Dlaczego w to wszedłeś?”.
A jakie było pana słuchanie takie całkiem wczesne?
Byłem na koncercie Stonesów mając lat sześć.
Filharmonia, przeżycie pokoleniowe.
Może dla pokolenia mojego ciotecznego brata, który mnie zabrał ze sobą, bo ja nic nie pamiętam. Pamiętam, że był tłok i się męczyłem. I jakiś gaz puszczali. Ale pierwszy raz w życiu jechałem pociągiem wtedy. Wtedy się rodziła moja młodsza siostra i oddano mnie mojemu szesnastoletniemu ciotecznemu bratu pod opiekę. I on powiedział: „Ale ja mam bilet na Stonesów, kurwa”. I biedaczek mnie zabrał. Mój cioteczny brat był człowiekiem trudnym i był we wszystkich lubelskich liceach i we wszystkich lubelskich technikach i zawodówkach, nawet na prowincji, bo go wyrzucano zewsząd – maturę zrobił mając lat czterdzieści, conajmniej – to on był takim rockandrollowcem i jakieś mam silne wspomnienie, że Czesław Niemen to istnieje we mnie od wieku lat czterech, powiedzmy. On po prostu słuchał tego w kółko. Albo utwór „Michelle”, słyszę utwór „Michelle” Beatlesów i po prostu widzę mojego ciotecznego brata, rocznik 55?, 54?, coś takiego. Nie, 52 chyba. Rocznik Bogusława Lindy, bo on już wtedy był duży. Pamiętam jego chichoczące koleżanki w sukienkach mini, które z nami jechały pociągiem.
Jakiś konkretny Niemen?
„Pod Papugami”, na przykład.
„Szeroko niklowany bar”. Wszystko się zgadza. A tak około 74, 75? Koniec liceum?
Kolega był w Londynie w 76… początek liceum, co pan mówi!
Początek liceum!
Kolega był w Londynie w 77 chyba, i przywiózł pierwszą płytę Sex Pistols. Ojca miał w Londynie i odwiedził, i przywiózł. To się wstrząsnąłem. Również mną wstrząsnęło ska wczesne.
The Specials.
Potwornie. Zespół Specials po prostu, i numer „Gangsters”. Byłem punkowcem, bo inaczej nie mogłem, nie mogłem być hipisem. Niestety, tak się urodziłem i tak się ułożyło po prostu. Podejrzewam, że byłbym hipisem, ale urodziłem się w 61.
To wszystko jest chyba dosyć jasne od 76 roku, ale mnie faktycznie chodziło o takie ciemniejsze lata prehistoryczne.
Koledzy w klasie uwielbiali zespół Yes, a ja po prostu nie mogłem. Nie mogłem. Jakoś to było wbrew naturze. Wydawało mi się jakieś takie obce zupełnie. Niefajne i obce.
Właśnie tak, tamte czasy. Czyli nie ma pan żadnego wczesnego epizodu z rockiem symfonicznym typu Yes, Emerson, Lake and Palmer, Genesis.
W życiu, w życiu! Najbardziej znienawidzony… w życiu. Pink Floyd, ale wczesny.
[Pojawiają się Justyna i Tadeusz.]
A pan słuchał tego wczesnego Pink Floyda tak wcześnie, czy dopiero retrospektywnie?
Wcześnie, wcześnie. Docierało do mnie. Tylko że o ile właśnie trzecia płyta Ummagumma i pierwsza płyta potwornie mi się podobały, i druga płyta szalenie, to później się skończyło. A wcześniej to… Beatlesi do mnie już docierali, Stonesi do mnie docierali. Cohen jeszcze nie, Cohen gdzieś siedem siedem, siedem osiem. I polska piosenka.
Jaka?
Literacka. Kabaret Starszych Panów, proszę bardzo. Magda Umer. Jedynka Magdy Umer strasznie mi się podobała. A potem się zaczęli ci punkowcy i z punkowców nigdy nie wyrosłem. Ostatnio widziałem, wielokrotnie widziałem film Wściekłość i wrzask i naprawdę ja to rozumiem. A filmu Woodstock nie rozumiem.
A ten koncert Bowiego, Live on Mars, który…
No, podoba ci się?
Świetny.
Jezu!
Świetny.
Ja cię kręcę… Mi się potwornie nie podoba.
Narzekałeś na blachę, a tam blachy nie ma.
Przecież jest.
Nie. Nie słychać. Tylko chwilami, troszeczkę.
Inaczej słyszymy. Ale się cieszę, bo jak wyłączyłem po 30 sekundach, to pomyślałem, że Andrzej Sosnowski to doceni.
Wyłączyłeś za wcześnie. Docenialiśmy w trochę szerszym gronie.
To mi dał w prezencie Dunin, on to kupił za pięć złotych, powiedział „straszna kupa”, ja powiedziałem „biorę każdą kupę”, wziąłem, próbowałem słuchać…
Dunin pewnie od razu miał mnie na myśli, kiedy ci to dawał, mówiąc „straszna kupa”. W 73, gdy rozmawialiśmy w Częstochowie…
W 73 nie rozmawialiśmy. [śmiech]
Więc to był 74. [śmiech]
Dziew…
94! Tak.
W internecie jest napisane, że pierwszą płytę nagraliśmy w 60.
Ja urodziłem się kiedyś w 79.
Pierwsza płyta w 60. A druga w 96.
Więc już wtedy w Częstochowie była rozmowa o Bowiem. Bowie/Pop, takie słynne przeciwstawienie. I jeszcze to, że pan w wierszach bezustannie odnosi się do piosenek, a ja się nie odnoszę. I pan mi nawet stawiał taki zarzut, że ja się jednak nie odnoszę.
A dlaczego ja stawiałem zarzut? Ja, niestety, jestem szalenie blisko związany z muzyką przez ojca, bo ojciec to nawet z Komedą grał. Raz w życiu. Ojciec studiował muzykę w Gdańsku, wyrzucono go za granie jazza po knajpach i ojciec później został nauczycielem, i nigdy muzykiem wykształconym do końca nie został. I raz wyszedł na scenę i zagrał na puzonie – z Komedą. Samowolnie wtargnął na scenę. No i zawsze mam taki epizod, że ojciec z Komedą grał. Raz. Ale puzonistą był, a puzon to nie jest instrument, który ma przyszłość. A z Bowiem to ja nie mam entuzjastycznego, jednakowoż, stosunku. Bowie zrobił bardzo dużo dla muzyki, ale w sensie natchnienia. Z Bowiego najbardziej cenię produkcję płyty Transformer i najbardziej cenię produkcję płyt Iggy’ego Popa. I tam wniósł bardzo dużo. A takie osobiste dokonania to wydają mi się… Nie jest geniuszem. Nie jest geniuszem.
Nie. Jest. Ja bym powiedział, że jakaś genialność wchodzi tutaj w grę, jeśli wziąć już choćby samą mocną obecność w tylu rzeczach…
A dla mnie mężczyzna, który korzysta z innych mężczyzn, który przychodzi później, trochę później niż inni mężczyźni… znaczy, on nie jest zdobywcą. On raczej idzie za zdobywcami i mieszka w mieszkaniach zdobywców, które zdobywcy dawno już porzucili. Tak mi się wydaje. Ja jestem za pionierami, po prostu. Pionier jest brutalny, zgwałci dziewczynę i później już się z nią nie zadaje. A on z nią sypia, całe życie.
Może ten związek musi być trochę mniej gwałtowny, jeśli ma się dystans i odrobinę ironii w stosunku do…
Może dla waszego środowiska. [śmiech]
To znaczy, to pojęcie pionierskiego gwałtu wydaje mi się tutaj w ogóle na wyrost. Cała dziedzina wydaje mi się mocno przechodzona, więc pozostaje tylko świadomość tego, że zawsze robi się coś w rozrywkowym programie, więc trzeba to robić inteligentniej niż…
A w naszym środowisku się gwałci, proszę pana. Nie wiem, ale Bowie dla mnie nie zrobił niczego nowego. Zawsze był oczko później. Później niż hipisi, niż punkowcy. Przychodził później.
Pańscy punkowcy mówili…
A punkowcy różne rzeczy mówili. W filmie Wściekłość i wrzask zachwyciło mnie to, że punkowcy mówią: fajny jest Marc Bolan, David Bowie, zespół The Who…
I dobrze mówili. Marc Bolan? Świetny.
No, dobrze mówili, tak, ale w punkowców wierzę, a w Bowiego nie wierzę. Szalenie zdolny mężczyzna, tylko że on jest późniejszy. Bardziej bym wolał Bryana Ferry’ego, gdybym miał wybierać.
Ale trudno byłoby mieć Ferry’ego bez Bowiego. A ja się tu jeszcze zastanawiam…
Tak, Bryan Ferry, tak, ale ładniejsza barwa głosu. Znaczy, jeżeli istnieje postmodernizm, to istnieje w Bowiem. To jest typowy postmodernizm. A ja jestem modernistą. To znaczy, mam pełną sympatię, tylko nie uważam go za mistrza, po prostu. No, wybacz, no, jestem świadomy twojej miłości.
Wybaczam.
Wiesz, na tej płycie, na której śpiewa swoje ulubione piosenki. Jest świetny, tylko że oryginały są sto razy lepsze.
Pin-Ups? Nie, nie są lepsze. „Sorrow”, „Arnold La…”, nie, „See Emily Play”…
Sto razy lepsze.
Wcale nie lepsze.
Moim zdaniem: sto razy lepsze. On śpiewa szalenie kulturalnie, ale oryginały są sto razy lepsze.
Absolutnie nie. [śmiech]
Nieprawda. Są sto razy lepsze. [śmiech]
Tu chodzi o wpuszczenie dystansu. Człowiek słucha piosenki i widzi, że coś można zrobić bystrzej, coś wyostrzyć i wyeksponować, i człowiek nagrywa swoją piosenkę, która jakby wygrywa wszystkie potencjalne możliwości oryginału i pokazuje, że jest fajnie, ale i tak rzecz musi być w cudzysłowie, bo od samego początku sprowadza się do powielonej konwencji.
Ale w oryginałach jest świeżość. A tutaj nie ma świeżości. Kompletnie nieświeży mężczyzna, naprawdę.
Weźmy „Let’s Spend the Night Together”…
Oryginał sto razy lepszy. Nienawidzę Jaggera. A kocham Richardsa. [śmiech]
Też kocham Richardsa. [śmiech] A Jagger pewnie trochę jak Bowie?
No właśnie.
Tadeusz: „Dancing in the Streets”.
Ale Richards samotny – jest raczej bezradny.
Bezradny. Ale wzruszająca postać. Człowiek chciałby mu pomóc, ale jak Jagger sam nagra płytę, to już wcale nie chce mu się pomagać.
Pierwsza była chyba całkiem dobra?
Tadeusz: Jagger nagrał jakąś solową płytę?
Całą masę! Ja widziałem film według pierwszej, wstrząsająca scena. Genialna komediowa scena. Jagger jest okradziony, porzucony w Meksyku, wszyscy go oszukali. I brnie przez pustynię, pojawia się w jakiejś knajpie i mówi, że on telephono to Londyno musi wykonać, ale żadnych pieniądzów nie posiada. Oni mówią, że jak nie ma pieniądzów, to nie będzie telephono. Taki właściciel, Meksykanin, z wąsami. A on mówi: I’m Mick Jagger. Famous pop singer. Biegnie do szafy grającej – i tutaj mamy płyty: Julio Iglesias, Julio Iglesias, Julio Iglesias, Julio Iglesias. [śmiech] I znajduje singla „Jumping Jack Flash”, gdzie oni na okładce są przebrani za kobiety. [śmiech] I pokazuje. I oni wzruszają ramionami. I włącza tego singla. Leci „Jumping Jack Flash” i Jagger zaczyna śpiewać i tańczyć. I pojawia się mały Murzynek znienacka, który dużo lepiej śpiewa i tańczy. [śmiech] Wstrząsające. „Lucky in Love”.
[Rozmowa skręca ku kuchni białoruskiej i Litwie, mowa jest też o fasoli i śledziu, zbliża się pora posiłku.]
To ja bym się ciebie jeszcze zapytał znienacka o pracę z trudną młodzieżą, o której czytałem jakąś wzmiankę.
A to było krótkie. To było bardzo krótkie. To było coś takiego, że mój ojciec jako pedagog, jak wyszedłem z wojska, wymyślił sobie – bo byłem skończony wtedy, zacząłem studia w Krakowie, nie skończyłem ich, poszedłem do wojska, wyszedłem z wojska i ojciec mówi: „No to ja ci teraz zapewnię przyszłość. Będziesz pedagogiem tak jak ja, masz to w genach”. Chodził po różnych instytucjach pedagogicznych, jako wieloletni dyrektor szkoły sobie umyślił, że będę pedagogiem, i załatwił mi pracę w internacie. Pod Lublinem jest kopalnia „Bogdanka”, tam jest młodzież górnicza. W Lublinie mieszkała młodzież, która się przyuczała do fachu górnictwa, i przez dwa miesiące pracowałem i dwóch moich ulubionych wychowanków w chwilę później zabiło człowieka. Strasznie lubiłem chłopaków, bo byli charakterni, ale noże przy sobie nosili. To było coś strasznego. Ja widziałem w oczach tej młodzieży krew, a próbowałem dotrzeć. I właśnie ci, których lubiłem, zabili. Poszli do więzienia, elegancko. A lubiłem ich, bo byli charakterni.
Zapamiętałem wzmiankę, bo wylądowałem kiedyś na koloniach jako wychowawca – to była tak zwana praktyka pedagogiczna – i okazało się, że to nie są zwykłe kolonie, ale obóz dla młodzieży starszej, trudnej i z przeszłością. Moi wychowankowie w zieloną noc włamali się do sklepu, zostali aresztowani, a ja nie zaliczyłem praktyki.
Ja byłem człowiekiem, który musiał zeznawać po gwałcie jeszcze. Bo to w internacie było i dziewczyny też były, i tam zgwałcono, przyjechała policja, była afera. Ja mówię, że siedziałem, czytałem gazetę, nie byłem świadomy, że gwałcą. No, młodzież jest trudna, ale z trudnej młodzieży czasami coś jest, myślę. Tylko nie zawsze.
Pamiętam, że mój zastęp pierwszego dnia oświadczył, że będzie się po angielsku nazywać Pure Nonsense. To było duże zaskoczenie.
W nawiązaniu do Pióry. [śmiech]
Tak jest. I uprawiali tę nazwę przez cały czas.
Słyszałeś słynny dwuwiersz Wojciecha Brzoski? Andrzej Sosnowski o Bohdanie Zadurze / To jest mój najlepszy kolega po Piórze. [śmiech]
Jest jeszcze inny dwuwiersz Wojciecha Brzoski: Sławomir Matusz i Tadeusz Pióro. To tytuł, a potem jest wers: Sławomir ma tusz, Tadeusz pióro. [śmiech]
Tadeusz: To jak z Beatą Chmiel. Nagroda Dariusza Sośnickiego, imienia Henryka Berezy. Beacie chmiel, Tadeuszowi pióro. [śmiech]
Mogłeś sobie lepsze nazwisko wymyślić. PIÓRO w PIW-ie. Piękny tytuł. [śmiech]
[Rozmowa niespodziewanie kieruje się w stronę modnych spodni, utytłanych czymś, co przypomina błoto.]
A jest kongenialna powieść Macieja Mieziana. Slyszałeś o kongenialnej powieści Macieja Mieziana, napisanej 10 lat temu? Skończyła się wszelka sztuka i kultura na świecie. To jest science fiction powieść. Zostali fekaliści prascy. Jest ich około dwóch. I to jest wstrząsające, świat kompletnie nienawidzi kultury i sztuki, a tych dwóch zawziętych fekalistów praskich pracuje. Rewelacyjna rzecz. To jakiś 89, 88. Maciej Miezian, poważna postać krakowska.
Są wydania?
Dymitr: Skończony.
Żeby od razu wydawać, daj pan spokój. No i powieść o fekalistach praskich kończyła się tak, że sztuka się odradza, bo Murzyni w RPA znajdują puszeczkę coca-coli i na piasku odwzorowują. [śmiech]
Tadeusz: To ładne. Czytałem opowiadanie Wallace’a, które jest jak hasło w słowniku. Słownik Webstera, rok 2094. Hasło: randka. Wszystkie znaczenia słowa „randka” są wyjaśnione na trzech stronach i właściwie to załatwia science fiction.
Elegancko.
[Niewyraźna rozmowa o szansach Czesława Miłosza i Tadeusza Różewicza na nagrodę Nike, o przeważających szansach książki Tadeusza Różewicza pt. nożyk Matki.]
No więc ja myślę, że sztuka ma przyszłość, bo bez sztuki, panie, to… nie, nie…
Nie damy rady.
Nie byłoby sensu żadnego. I dopóki mogę mówić o sobie, że poetą jestem, to mam prawo istnieć. Jak powiem, że byłem kiedyś poetą, to się skończy.
Poeta, tłumacz. Pracownik redakcji "Literatury na Świecie". Laureat nagród: im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1992), Fundacji Kultury (1994 i 1999), Kościelskich (1997), "Odry" za całokształt twórczości (1998), Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2008) oraz Nagrody Literackiej Gdynia – specjalne wyróżnienie (2011). Mieszka w Warszawie.
Urodzony 24 grudnia 1961 w Lublinie. Poeta, prozaik, wokalista Świetlików oraz Czarnych Ciasteczek. Współpracował również z grupą The Users, Mikołajem Trzaską i Cezarym Ostrowskim. Laureat m.in. Nagrody Fundacji Kościelskich (1996), Nagrody Literackiej Gdynia (2009). Trzykrotnie nominowany do Nagrody Nike. Mieszka w Krakowie.
Zapis całego spotkania autorskiego z udziałem Krystyny Miłobędzkiej, Andrzeja Sosnowskiego i Julii Szychowiak podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejZapis rozmowy z udziałem Julii Fiedorczuk, Jolanty Kowalskiej, Kuby Mikurdy, Marcina Sendeckiego, Andrzeja Sosnowskiego i Bohdana Zadury podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejCzytanie z książki Taxi Andrzeja Sosnowskiego z udziałem Grzegorza Jankowicza w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Grzegorza Jankowicza, Andrzeja Sosnowskiego i Anny Wasilewskiej podczas Portu Wrocław 2009.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Elżbiety Siweckiej, Andrzeja Sosnowskiego i Tadeusza Pióry podczas Portu Wrocław 2008.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Wojciecha Bonowicza, Andrzeja Sosnowskiego i Julii Szychowiak podczas Portu Wrocław 2008.
WięcejOdpowiedzi Marcina Świetlickiego na pytania Grzegorza Dyducha w „Kwestionariuszu 2004”.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Urszuli Kozioł, Ryszarda Krynickiego, Bohdana Zadury, Piotra Sommera, Jerzego Jarniewicza, Zbigniewa Macheja, Andrzeja Sosnowskiego, Tadeuszy Pióry, Darka Foksa, Wojciecha Bonowicza, Marcina Sendeckiego, Dariusza Suski, Mariusza Grzebalskiego, Dariusza Sośnickiego, Krzysztofa Siwczyka, Marty Podgórnik i Jacka Dehnela podczas Portu Wrocław 2007.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Krystyny Miłobędzkiej, Andrzeja Sosnowskiego i Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego podczas Portu Wrocław 2006.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego wokół antologii Moi Moskale podczas Portu Wrocław 2006.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego Andrzeja Sosnowskiego podczas Portu Wrocław 2005.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego poświęconego twórczości Rafała Wojaczka podczas Portu Legnica 2004.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego Tomasza Majerana, Krzysztofa Siwczyka, Andrzeja Sosnowskiego i Bohdana Zadury podczas Portu Literackiego 2004.
WięcejFragment zapowiadający książkę Elizabeth Bishop Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania, w tłumaczeniu, wyborze i opracowaniu Andrzeja Sosnowskiego, Marcina Szustra, Juliusza Pielichowskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.
WięcejSpotkanie wokół książek Santarém Elizabeth Bishop, Samotność przestrzeni Emily Dickinson i Nie gódź się Patti Smith z udziałem Tadeusza Sławka, Filipa Łobodzińskiego, Joanny Mueller oraz Juliusza Pielichowskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejFragment zapowiadający książkę Elizabeth Bishop, Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania, w tłumaczeniu, wyborze i opracowaniu Andrzeja Sosnowskiego, Marcina Szustra, Juliusza Pielichowskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego Andrzeja Sosnowskiego podczas Portu Legnica 2003.
WięcejAutorski komentarz Andrzeja Sosnowskiego, opublikowany w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejZapis całego spotkania Marka Forda, Stephena Romera, Jerzego Jarniewicza i Andrzeja Sosnowskiego podczas festiwalu Port Legnica 2002.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego Andrzeja Niewiadomskiego i Andrzeja Sosnowskiego podczas Portu Legnica 2001.
WięcejEsej Andrzeja Sosnowskiego towarzyszący premierze książki Santarém (wiersze i trzy małe prozy) Elizabeth Bishop, w przekładzie Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 5 listopada 2018 roku.
WięcejSiódmy odcinek cyklu, w którym Andrzej Sosnowski omawia wers z wiersza Elizabeth Bishop „The Map”.
WięcejAutorski komentarz Andrzeja Sosnowskiego do książki Sylwetki i cienie, która ukazała się w Biurze Literackim 6 grudnia 2012 roku, a w wersji elektronicznej 24 października 2018 roku. Książka ukazuje się w ramach akcji „Poezja z nagrodami”.
WięcejO twórczości Andrzeja Sosnowskiego wypowiadają się Wojciech Bonowicz, Jacek Gutorow, Anna Kałuża, Joanna Orska, Piotr Śliwiński, Kamil Zając.
WięcejFragment zapowiadający książkę Santarém (wiersze i trzy małe prozy) Elizabeth Bishop, w przekładzie Andrzeja Sosnowskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 5 listopada 2018 roku.
WięcejFragment koncertu Andrzeja Sosnowskiego oraz The Chain Smokers w ramach festiwalu Port Wrocław 2007.
WięcejJerzy Jarniewicz i Andrzej Sosnowski zdradzają, z której strony nadchodzi inspiracja dla wiersza.
WięcejFragment zapowiadający książkę Santarém (wiersze i trzy małe prozy) Elizabeth Bishop, w przekładzie Andrzeja Sosnowskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 5 listopada 2018 roku.
WięcejFragment koncertu Marcina Świetlickiego i Cezarego Ostrowskiego w ramach festiwalu Port Wrocław 2004.
WięcejPodsumowanie projektów edukacyjnych 2007/2008, podczas którego uczestnicy spotkań z Andrzejem Sosnowskim zaprezentowali publiczności swoje wiersze.
WięcejWykład Andrzeja Sosnowskiego towarzyszący Pogotowiu poetyckiemu w sezonie 2007/2008.
WięcejWykład Andrzeja Sosnowskiego towarzyszący Pogotowiu poetyckiemu w sezonie 2007/2008.
WięcejWykład Andrzeja Sosnowskiego towarzyszący Pogotowiu poetyckiemu w sezonie 2007/2008.
WięcejWykład Andrzeja Sosnowskiego towarzyszący Pogotowiu poetyckiemu w sezonie 2007/2008.
WięcejWykład Andrzeja Sosnowskiego towarzyszący Pogotowiu poetyckiemu w sezonie 2007/2008.
WięcejWiersz z tomu Po tęczy, zarejestrowany podczas spotkania „Samochód na babilońskich numerach” na festiwalu Port Wrocław 2008.
WięcejSpotkanie „Jeden akapit” wokół książki Kochając Henry’ego Greena w przekładzie Andrzeja Sosnowskiego z udziałem Marcina Sendeckiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 22.
WięcejWykład Andrzeja Sosnowskiego towarzyszący Pogotowiu poetyckiemu w sezonie 2007/2008.
WięcejFragment koncertu Andrzeja Sosnowskiego oraz The Chain Smokers z okazji wydania płyty Trackless – Port Wrocław, 15 kwietnia 2007 roku.
WięcejWiersz z tomu Gdzie koniec tęczy nie dotyka ziemi, zarejestrowany podczas festiwalu Port Wrocław 2005.
WięcejWiersz z tomu Dożynki (1987–2007), zarejestrowany podczas festiwalu Port Wrocław 2006.
WięcejProgram telewizyjny „Poeci”, w którym Wojciech Bonowicz rozmawia z Andrzejem Sosnowskim.
WięcejWiersz Andrzeja Sosnowskiego z tomu poems, zarejestrowany podczas spotkania „Jestem, język, poems” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejAnna Podczaszy i Andrzej Sosnowski mówią o brzmieniu, rytmie i melodii wiersza.
WięcejCzwarty odcinek cyklu, w którym Andrzej Sosnowski omawia wers z wiersza „The Return” Ezry Pounda.
WięcejKrzysztof Siwczyk, Marcin Świetlicki, Andrzej Sosnowski, Adam Wiedemann i Bohdan Zadura spierają się o ikonosferę współczesności. Port Legnica 2002.
WięcejCo poezji po wulgaryzmach? Odpowiadają Wojciech Wilczyk, Marcin Świetlicki, Darek Foks i Andrzej Sosnowski.
WięcejAudycja radiowa Piotra Kempy.
WięcejDrugi odcinek cyklu, w którym Andrzej Sosnowski omawia wers z wiersza „Mapa pogody” Jarosława Iwaszkiewicza.
WięcejSzósty odcinek cyklu, w którym Andrzej Sosnowski omawia wers z wiersza Adama Mickiewicza ”[Śniła się zima. Ja biegłem w szeregu]”.
WięcejW rejs z Bohdanem Zadurą wyruszyli Marta Podgórnik i Krzysztof Siwczyk. Filmowa etiuda do wiersza „Z czego wyrosłem” w reżyserii Anny Jadowskiej.
WięcejCzy istnieje opozycja „poeta i naród”? Czego literat może potrzebować od społeczeństwa (i odwrotnie)? Mówią Bohdan Zadura i Marcin Świetlicki, Port Legnica 2002.
WięcejAudycja radiowa Piotra Kempy.
WięcejZbigniew Machej, Krzysztof Siwczyk, Marcin Świetlicki i Bohdan Zadura zastanawiają się, czy istnieją słowa o ujemnym potencjale poetyckim. Port Legnica 2002.
WięcejZapis spotkania autorskiego „Dom bez kantów” z Andrzejem Sosnowskim, Tadeuszem Piórą i Fantomasem w ramach 20. festiwalu literackiego Port Wrocław 2015.
WięcejPiąty odcinek cyklu, w którym Andrzej Sosnowski omawia wers z wiersza „Płyn Lugola” Bohdana Zadury.
WięcejAutorski komentarz Andrzeja Sosnowskiego w ramach cyklu „Historia jednego wiersza”, towarzyszący premierze e‑booka pt. Życie na Korei, wydanego w Biurze Literackim 18 kwietnia 2016 roku.
WięcejArchiwalne nagranie z udziałem Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejTrzeci odcinek cyklu, w którym Andrzej Sosnowski omawia wers z wiersza „Powojenne wezwanie” Tadeusza Peipera.
WięcejWiersze z książki Po tęczy. Fragment spotkania autorskiego w ramach 13. festiwalu literackiego Port Wrocław 2008.
WięcejPierwszy odcinek cyklu, w którym Andrzej Sosnowski omawia wers z wiersza „Lot” Adama Ważyka.
WięcejWiersz Andrzeja Sosnowskiego z książki Stancje.
WięcejWiersz Andrzeja Sosnowskiego z książki Zoom.
WięcejAutorski komentarz Andrzeja Sosnowskiego do wiersza „Hegel” z książki Dom ran, która ukazała się 9 lutego 2015 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejO książce Dom ran Dawid Bujno rozmawia z Andrzejem Sosnowskim.
WięcejKomentarz Andrzeja Sosnowskiego, tłumacza książki Johna Cage’a do utworu „45′ dla prelegenta”.
WięcejKomentarze Johna Ashbery’ego, Andrzeja Sosnowskiego, Justyny Sobolewskiej, Kuby Mikurdy oraz Adama Zdrodowskiego.
WięcejKomentarze Adama Wiedemanna, Marcina Świetlickiego, Karola Maliszewskiego.
WięcejNota Andrzeja Sosnowskiego o wierszach Michała Piętniewicza.
WięcejAndrzej Sosnowski o wierszach z książki senne porządki Jakuba Wojciechowskiego.
WięcejKomentarze Wojciecha Bonowicza, Piotra Kępińskiego, Krystyny Miłobędzkiej, Andrzeja Sosnowskiego, Agnieszki Wolny-Hamkało.
WięcejAutorski komentarz Andrzeja Sosnowskiego do wierszy z książki Po tęczy.
WięcejKomentarze Andrzeja Sosnowskiego i Grzegorza Olszańskiego.
WięcejKomentarze Bartłomieja Majzla, Andrzeja Sosnowskiego, Adama Wiedemanna.
WięcejRozmowa Kuby Mikurdy z Andrzejem Sosnowskim.
WięcejAutorski komentarz Andrzeja Sosnowskiego do książki Gdzie koniec tęczy nie dotyka ziemi.
WięcejAutorski komentarz Marcina Świetlickiego do wierszy z książki Wiersze wyprane.
WięcejRozmowa Andrzeja Sosnowskiego z Bohdanem Zadurą, towarzysząca premierze książki Klasyk na luzie. Rozmowy z Bohdanem Zadurą, wydanej w Biurze Literackim 15 września 2011 roku.
WięcejAutorski komentarz Andrzeja Sosnowskiego do wierszy z książki Pozytywki i marienbadki (1987–2007).
WięcejRozmowa Kuby Mikurdy z Andrzejem Sosnowskim.
WięcejAutorski komentarz Andrzeja Sosnowskiego do wierszy „Wiersz (Trackless)”, „Dalekowidz”, „Tańczące maleństwa” z książki Pozytywki i marienbadki (1987–2007).
WięcejFragment posłowia Grzegorza Jankowicza do książki Taxi Andrzeja Sosnowskiego, wydanej w Biurze Literackim 15 maja 2023 roku.
WięcejEsej Aliny Świeściak towarzyszący premierze książki Sylwetki i cienie Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 6 grudnia 2012 roku, a w wersji elektronicznej 24 października 2018 roku.
WięcejRecenzja Jacka Gutorowa towarzysząca premierze książki Po tęczy Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 17 września 2007 roku, a w wersji elektronicznej 12 lutego 2018 roku.
WięcejSzkic Julii Fiedorczuk poświęcony twórczości Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRecenzja Małgorzaty Angielskiej z książki Andrzeja Sosnowskiego Dom ran, która ukazała się w kieleckim magazynie kulturalnym „Projektor”.
WięcejRecenzja Grzegorza Tomickiego z książki Trop w trop. Rozmowy z Andrzejem Sosnowskim Grzegorza Jankowicza.
WięcejEsej Grzegorza Jankowicza towarzyszący premierze książki Stare śpiewki Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejEsej Mai Staśko o twórczości Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRecenzja Dawida Kasiarza z książki 49 wierszy o wódce i papierosach Marcina Świetlickiego.
WięcejEsej Jerzego Madejskiego towarzyszący premierze książki Sylwetki i cienie Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRecenzja Inez Okulskiej z książki Sylwetki i cienie Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRecenzja Pawła Mackiewicza z książki Pozytywki i marienbadki (1987–2007) Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się w książce Pisane osobno. O poezji polskiej lat pierwszych (WBPiCAK, Poznań 2010).
WięcejRecenzja Marcina Jaworskiego z książki Dożynki (1987–2003) Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRecenzja Marty Koronkiewicz z książki Dożynki (1987–2003) Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się w książce Wiersze na głos. Szkice o twórczości Andrzeja Sosnowskiego (WBPiCAK, Poznań 2011).
WięcejRecenzja Inez Okulskiej z książki Poems Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się w marcu 2010 roku na łamach „Czasu Kultury”.
WięcejEsej Agaty Bielik-Robson towarzyszący premierze książk poems Andrzeja Sosnowskiego,
WięcejRecenzja Jakuba Skurtysa z książki poems Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRecenzja Michała Gustowskiego z książki Trop w trop. Rozmowy z Andrzejem Sosnowskim Grzegorza Jankowicza.
WięcejRecenzja Krzysztofa Hoffmanna z książkiTrop w trop. Rozmowy z Andrzejem Sosnowskim Grzegorza Jankowicza.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Trop w trop Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejEsej Tadeusza Pióry o książce Konwój. Opera Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejEsej Joanny Mueller o książce ZOOM Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejEsej Julii Fiedorczuk towarzyszący premierze książki Pozytywki i marienbadki (1987–2007) Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejEsej Adama Wiedemanna towarzyszący premierze książki Pozytywki i marienbadki (1987–2007) Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejEsej Grzegorza Jankowicza towarzyszący premierze książki Pozytywki i marienbadki (1987–2007) Andrzeja Sosnowskiego.
Więcej
Recenzja Jacka Gutorowa z książki Po tęczy Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejKomentarze Dariusza Sośnickiego, Justyny Sobolewskiej, Julii Fiedorczuk, Grzegorza Jankowicza.
WięcejKomentarze Jacka Gutorowa, Pawła Mackiewicza, Kuby Mikurdy, Igi Noszczyk, Grzegorza Jankowicza.
WięcejNota Jacka Gutorowa o książce Gdzie koniec tęczy nie dotyka ziemi Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejNota Pawła Mackiewicza o książce Gdzie koniec tęczy nie dotyka ziemi Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRozmowa Kuby Mikurdy z Karolem Pęcherzem o płycie Trackless Andrzeja Sosnowskiego & Chain Smokers.
WięcejRecenzja Piotra Śliwińskiego z książki Wiersze wyprane Marcina Świetlickiego.
WięcejEsej Karola Maliszewskiego poświęcony twórczości Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRecenzja Julii Fiedorczuk z książki Gdzie koniec tęczy nie dotyka ziemi Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejEsej Kuby Mikurdy towarzyszący premierze książki Pozytywki i marienbadki (1987–2007) Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRecenzja Kuby Mikurdy z książki Nouvelles Impressions d’Amerique Andrzeja Sosnowskiego
WięcejRecenzja Grzegorza Jankowicza z książki Taxi Andrzeja Sosnowskiego.
Więcej