wywiady / o książce

W długich narracjach szybko się gubię

Ilona Witkowska

Jakub Belina-Brzozowski

Rozmowa Ilony Witkowskiej z Jakubem Beliną-Brzozowskim, towarzysząca premierze książki Jakuba Beliny-Brzozowskiego córka tańczy, wydanej w Biurze Literackim 14 października 2024 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Ilo­na Wit­kow­ska: Jesteś tan­ce­rzem?

Jakub Beli­na-Brzo­zow­ski: No i pierw­szym pyta­niem uru­cha­miasz we mnie syn­drom oszu­sta. Bo owszem, od ponad dzie­się­ciu lat tań­czę, przede wszyst­kim róż­ne for­my tań­ca współ­cze­sne­go i tan­go. I to „tań­czy” w tytu­le tomi­ku na pew­no nie poja­wia się przy­pad­ko­wo. Ale czy to wystar­czy, żeby nazwać się tan­ce­rzem? Znam prze­cież tyle osób, któ­re robią to pro­fe­sjo­nal­nie, o wie­le lepiej ode mnie. Takie samo zawsty­dze­nie czu­ję, kie­dy mam nazwać się poetą. W mojej gło­wie sie­dzi jakiś nie­okre­ślo­ny arche­typ „praw­dzi­we­go” poety, któ­ry zaraz przyj­dzie i tyl­ko się z pobła­ża­niem się uśmiech­nie.

Ale spró­bu­ję. Bywam tan­ce­rzem, bywam poetą i doda­je to moje­mu życiu sma­ku.

Na pew­no za to nie czu­jesz się uzur­pa­to­rem w innej dzie­dzi­nie: pra­cu­jesz dla Pol­skiej Misji Medycz­nej, jeź­dzisz w miej­sca kata­strof, kry­zy­sów huma­ni­tar­nych i kon­flik­tów zbroj­nych. Opo­wiedz o czymś, o czym nie mamy poję­cia.

To mój pierw­szy w życiu wywiad o poezji, więc podzie­lę się w tym kon­tek­ście oso­bi­stą migaw­ką, któ­rą od lat nie­uda­nie pró­bu­ję ubrać w poetyc­ką for­mę.

W 2015 roku, jesz­cze zanim zaczą­łem pra­co­wać w „huma­ni­tar­ce”, prze­ży­łem duże, tra­gicz­ne w skut­kach trzę­sie­nie zie­mi w Nepa­lu. Dwa dni po nim, koło szó­stej rano, obu­dzi­łem się na boisku do gry w bad­min­to­na, gdzie spa­łem razem z tybe­tań­ski­mi sąsia­da­mi z oko­li­cy. I nagle prze­nik­nę­ła mnie zim­na świa­do­mość, że to, czy prze­ży­ję następ­ny dzień, nie zale­ży w tej chwi­li ode mnie.

Nigdy przed­tem ani nigdy potem nie czu­łem się tak lek­ko.

I nagle: poezja. Czy nie wyda­je Ci się ona śmiesz­nie nie­istot­na w zesta­wie­niu z Two­ją pra­cą?

Mam takie prze­świad­cze­nie, że w pomo­cy huma­ni­tar­nej ratu­je­my zdro­wie i życie po to, żeby ktoś mógł potem spo­koj­nie pod­le­wać kwia­ty, kłó­cić się z rodzi­ną, wypić cie­pła her­ba­tę czy obej­rzeć wie­czo­rem ulu­bio­ną tele­no­we­lę. I może prze­czy­tać też przed snem jakiś wiersz. Więc nie, poezja i turec­kie tele­no­we­le nie wyda­ją mi się przez to mniej waż­ne. Wyda­ją mi się jesz­cze waż­niej­sze.

Two­je wier­sze to głów­nie kame­ral­ne ero­ty­ki i intym­ne sce­ny rodzin­ne, a w tym ele­ment więk­szy, nie­ste­ty: uni­wer­sal­ny – ludz­kie cier­pie­nie, gdzieś z dale­ka. Opo­wiedz o tej dyna­mi­ce.

Ele­ment „świa­ta”, widzia­ne­go z dal­szej per­spek­ty­wy, wdarł się w mój tomik zupeł­nie nie­pro­szo­ny. Kie­dy koń­czę pra­cę, to dla higie­ny psy­chicz­nej sta­ram się od niej jak naj­bar­dziej odda­lić. Prak­tycz­nie nie czy­tam już repor­ta­ży, nie oglą­dam fil­mów doku­men­tal­nych: nie jestem ich w sta­nie prze­tra­wić. Dla­te­go bio­rąc notat­nik do ręki, mia­łem już tego świa­ta prze­syt. Chcia­łem pisać o sen­su­al­no­ści, intym­no­ści, być w kontrze do tego, że od dzie­ła sztu­ki wyma­ga się teraz spo­łecz­ne­go czy poli­tycz­ne­go zaan­ga­żo­wa­nia.

Ale świat sam się tam wdzie­rał. Nie możesz bez­kar­nie żyć przez osiem godzin dzien­nie woj­ną, a potem przejść do dru­giej, odcię­tej od niej rze­czy­wi­sto­ści. Chy­ba naj­le­piej to widać w wier­szach „brzo­skwi­nie” czy „chmur­ki dym­ki”. Świat wkra­cza tam nie­ja­ko wbrew mnie.

Wła­śnie zosta­łeś ojcem. Rodzi­ciel­stwo to powra­ca­ją­cy motyw Two­ich tek­stów. Nie­wie­lu męż­czyzn poświę­ca tyle miej­sca temu doświad­cze­niu.

Myślę, że w moim tomi­ku to rodzi­ciel­stwo jest bar­dzo dwu­znacz­ne: bo nie doty­czy tyl­ko dziec­ka, ale i wła­sne­go rodzi­ca. Mam wra­że­nie, że w tym sen­sie rodzi­ciel­stwo może być waż­nym tema­tem nawet dla osób, któ­re z wła­sne­go wybo­ru pozo­sta­ją bez­dziet­ne: część z nich będzie chwi­lo­wo (lub na lata) wcho­dzić w rolę rodzi­ca wobec sta­rze­ją­cych się matek czy ojców.

Nie wiem, czy mam jakąś bar­dzo spre­cy­zo­wa­ną wizję rodzi­ciel­stwa. Pamię­tam za to bar­dzo dobrze moment, w któ­rym po raz pierw­szy przy­szło do mnie, że chciał­bym być rodzi­cem. To były kolo­nie dla doro­słych, gdzieś nad rze­ką Wil­ga. Przy­je­cha­ła na nie rodzi­na mojej bli­skiej przy­ja­ciół­ki, z trzy­let­nią, może czte­ro­let­nią wów­czas cór­ką. Wie­czo­rem orga­ni­zo­wa­no tam tanecz­ne impre­zy, weszli­śmy gru­pą na par­kiet. I jak zoba­czy­łem czy­stą radość, z jaką ta dziew­czyn­ka poru­sza­ła się do „I’ll Survi­ve”, jakąś czy­stą siłę życia w tych jej pod­ska­ku­ją­cych lokach, to poczu­łem, że bar­dzo chciał­bym być kie­dyś ojcem cór­ki. I gdy myśla­łem czy pisa­łem o rodzi­ciel­stwie, to zawsze gdzieś w tyle gło­wy była to wła­śnie cór­ka.

A że życie lubi robić sobie ze mnie żar­ty, to zosta­ję wła­śnie ojcem syna.

Twój debiut nale­ży do póź­nych, doj­rza­łych – jak to się sta­ło i kie­dy, że w Two­im życiu poja­wi­ła się poezja jako wybra­ny spo­sób wyra­zu?

Bar­dzo dłu­go poezja nie­mal dla mnie nie ist­nia­ła. Czy­ta­łem pro­zę, głów­nie powie­ści, w jej ramach podej­mo­wa­łem też nie­zbyt uda­ne pró­by lite­rac­kie. Myślę, że wią­że się to z tym, że w okre­sie dora­sta­nia kusi­ły mnie duże nar­ra­cje, rów­nież takie, któ­re mogły­by jakoś objąć czy nadać sens moje­mu życiu. Dla­te­go z poezji cią­gnął mnie wów­czas tyl­ko Her­bert, maso­chi­stycz­nie marzy­łem, by odna­leźć się w roli szla­chet­ne­go, życio­we­go stra­ceń­ca z „Prze­sła­nia pana Cogi­to”.

Zaczę­ło się to zmie­niać dopie­ro przed trzy­dziest­ką. Ten „sens” odna­la­złem wte­dy w prze­ży­wa­niu krót­kich miga­wek, epi­fa­nii, prze­sta­łem czuć potrze­bę, żeby skła­dać je w jakąś spój­ną i łatwą do opo­wie­dze­nia całość. I nagle to poezja sta­ła się lite­rac­kim medium, któ­re było w sta­nie dać mi takie wyraź­ne, abso­lut­ne chwi­le poru­sze­nia. Natu­ral­ne też zaczę­ło być dla mnie wyra­ża­nie się wła­śnie w krót­kich for­mach. W dłu­gich nar­ra­cjach szyb­ko się gubię i męczę.

Wcho­dząc w tzw. śro­do­wi­sko, jako doro­sły, doświad­czo­ny czło­wiek – co o nim myślisz?

Przez jakiś czas poru­sza­łem się zawo­do­wo w świe­cie aka­de­mii, gdzie każ­dy musiał na siłę udo­wad­niać, że jego lub jej bada­nia wywra­ca­ją do góry noga­mi świa­to­wą naukę. Lek­kim zasko­cze­niem było dla mnie, że część pol­skie­go śro­do­wi­ska poetyc­kie­go ma podob­ny fetysz nowa­tor­stwa: jest ocze­ki­wa­nie, że tomik poetyc­ki ma wno­sić coś nowe­go do tren­dów, rewo­lu­cjo­ni­zo­wać, zmie­niać język. W for­mu­la­rzu Biu­ra Lite­rac­kie­go też trze­ba było wypeł­nić rubrycz­kę w sty­lu: „czym twój tomik róż­ni się od współ­cze­śnie wyda­wa­nych ksią­żek”. Mam wra­że­nie, że poza kil­ko­ma recen­zen­ta­mi pol­skiej poezji nikt nie był­by w sta­nie kom­pe­tent­nie odpo­wie­dzieć na to pyta­nie: wyda­wa­nych jest bar­dzo dużo ksią­żek i więk­szość jest zara­zem bar­dzo trud­na dostęp­na. Moż­li­we więc, że ktoś napi­sał tomik opar­ty na podob­nych moty­wach i utrzy­my­wa­ny w podob­nej sty­li­sty­ce jak mój, ale ja naj­zwy­czaj­niej w świe­cie o tym nie wiem. Poza tym koja­rzy mi się to ze współ­cze­snym tren­dem cią­głe­go roz­wo­ju, roz­le­wa­ją­ce­go się na wszyst­kie sfe­ry życia. Nie mam nic prze­ciw­ko poetyc­kim rewo­lu­cjom, mam jedy­nie wra­że­nie, że nie każ­dy musi ich swo­ją poezją doko­ny­wać. Bo efek­tem tego są też tomi­ki, któ­re chcą to robić na siłę, męcząc tym czy­tel­ni­ka.

Moż­na wychwy­cić w Two­ich wier­szach podo­bień­stwa do mło­de­go Róże­wi­cza. Kto Cię inspi­ru­je? Kogo czy­tasz?

Z kla­sy­ków pol­skiej poezji rze­czy­wi­ście naj­więk­sze wra­że­nie czy­tel­ni­cze wywarł na mnie mło­dy Róże­wicz, ale i mło­dy Adam Zaga­jew­ski. Zno­wu wra­ca­my tu do tema­tu dostęp­no­ści poezji: tego dru­gie­go z mło­do­ści znam dzię­ki łuto­wi szczę­ścia, książ­ce zna­le­zio­nej w anty­kwa­ria­cie. W naj­ła­twiej­szym do zaku­pie­nia wybo­rze Zaga­jew­skie­go moje ulu­bio­ne wier­sze zosta­ły nie­mal w cało­ści wycię­te. Poru­sza mnie też wyobraź­nia Zuzan­ny Gin­czan­ki, żału­ję, że nie dosta­ła szan­sy, by napi­sać wię­cej.

Z mniej oczy­wi­stych inspi­ra­cji to Giu­sep­pe Unga­ret­ti i jego tomik Radość kata­strof w tłu­ma­cze­niu Grze­go­rza Fran­cza­ka. Regu­lar­nie wra­cam też do Wil­lia­ma Car­lo­sa Wil­liam­sa w inter­pre­ta­cji Julii Har­twig. Nazwi­ska tłu­ma­czy zazna­czam nie bez powo­du: jeden z naj­bar­dziej zachwy­ca­ją­cych mnie wier­szy, „Nie­dłu­go już wie­czór” Salva­to­re Quasi­mo­do, zachwy­ca mnie tyl­ko i wyłącz­nie dzię­ki Artu­ro­wi Mię­dzy­rzec­kie­mu. W innym, wyda­nym współ­cze­śnie tłu­ma­cze­niu, zupeł­nie bym go nie zauwa­żył.

Zanim zosta­nę obsa­dzo­ny w roli total­ne­go dzia­der­sa: czy­tam też żyją­cych auto­rów. Twój wiersz „wiecz­ność moment” z ostat­nie­go tomi­ku to dla mnie przy­kład epi­fa­nii, któ­rych szu­kam w życiu i poezji. Zawsze poru­sza mnie też „psia podusz­ka”. Tak jak kie­dyś szu­ka­łem dla sie­bie nar­ra­cji u Her­ber­ta, teraz po meta­fi­zy­kę się­gam do Domi­ni­ka Bie­lic­kie­go. W tym roku zatrzy­ma­łem się na dłu­żej przy Miło­szu Bie­drzyc­kim i Nata­lii Malek, w ubie­głym wra­ca­łem czę­sto do Jul­ka Rosiń­skie­go. A w tema­cie woj­ny trud­no pisać bar­dziej przej­mu­ją­co, niż robi to Ser­hij Żadan.

I już na koniec: cze­kam też na kil­ka debiu­tów. Kil­ka lat temu na Trans­por­cie Lite­rac­kim czy­ta­ła swo­je wier­sze Zofia Kil­jań­ska, od tego momen­tu co jakiś czas wyszu­ku­ję, czy wyda­ła już swój tomik. W tym roku na Poło­wie czy­ta­łem kil­ka bar­dzo poru­sza­ją­cych zesta­wów i mam nadzie­ję, że jak naj­szyb­ciej znaj­dą one swo­ich wydaw­ców.

Patrz, na to pyta­nie odpo­wia­dam naj­dłu­żej, a wciąż tyle w tym spi­sie bra­ku­je… Chy­ba nadal czu­ję się bar­dziej czy­tel­ni­kiem niż poetą.

Jakie widzisz – czy widzisz w ogó­le – misje, któ­rym słu­żyć może poezja? Czy jest szan­sa, że poezja coś oca­li?

Nie wiem, czy to jej misja, ale poezja wpi­su­je się w tę roz­dro­bio­ną, płyn­ną rze­czy­wi­stość, w któ­rej jeste­śmy bom­bar­do­wa­ni bodź­ca­mi i trud­no nam zna­leźć czas, żeby wyci­szyć się i sku­pić się nad czymś na dłu­żej. Gdy bio­rę do ręki tomik poetyc­ki, nie muszę na to rezer­wo­wać całe­go wie­czo­ru, wystar­czy, że uda mi się prze­czy­tać kil­ka wier­szy przed snem albo w dro­dze do pra­cy. I cza­sa­mi „robi mi dzień” to, że choć­by jeden z nich coś we mnie poru­szy, coś zosta­wi.

Nato­miast jestem scep­tycz­ny co do „zaan­ga­żo­wa­nych” ambi­cji poezji. Kli­ma­tu nie ura­tu­ją kolej­ne tomi­ki nawią­zu­ją­ce do kata­stro­fy, Stre­fy Gazy nie ura­tu­je to, że napi­sa­łem o niej w swo­im wier­szu. Jeste­śmy malut­ką niszą i pisze­my dla niszy zazwy­czaj świa­do­mych już czy­tel­ni­ków. Jeśli ktoś chce rato­wać świat w ska­li makro, to musi to robić w gabi­ne­tach poli­ty­ków i poli­ty­czek, być tam, gdzie zapa­da­ją waż­ne decy­zje. Poetom i poet­kom pozo­sta­je naj­wy­żej, że w „książ­ko­wych inspi­ra­cjach” wspo­mni o nas Barack Oba­ma, a za zaan­ga­żo­wa­ną twór­czość pochwa­li Kry­ty­ka Poli­tycz­na. Ale nie łudź­my się, to nijak nie wpły­nie na rze­czy­wi­stość.

Co nie zna­czy, że poezja nie może „oca­lać” w ska­li mikro. Jeśli mój wiersz kogoś na chwi­lę zatrzy­ma, jeśli jakaś oso­ba poczu­je, że piszę w jej lub jego imie­niu – speł­ni swo­ją rolę. Dla mnie to wciąż dużo.

Nie mogę nie zapy­tać na koniec o „licho”, bo mam wra­że­nie, że przy­wio­złeś ten wiersz z Soko­łow­ska.

Tak! Jak dobrze wiesz, miesz­ka­ła tam przez kil­ka lat moja sio­stra, w związ­ku z czym scho­dzi­łem tam każ­dą gór­kę i szlak, sam wiersz jest zresz­tą zain­spi­ro­wa­ny roz­mo­wą, któ­rą pro­wa­dzi­li­śmy we trój­kę krą­żąc wie­czo­rem po uli­cach Soko. Loka­li­za­cji miejsc, o któ­rych jest tam mowa, zdra­dzać nie będę – może ktoś znaj­dzie je na wła­sną rękę i też zatań­czy przy fer­men­tu­ją­cych ścia­nach…

O autorach i autorkach

Ilona Witkowska

Poetka. W 2010 roku laureatka Nagrody Specjalnej XVI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina. W 2013 laureatka Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” za tom Splendida realta. W 2018 nominowana do tejże nagrody i również do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej i Poznańskiej Nagrody Literackiej za tom Lucyfer zwycięża. W 2022 nominowana do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy w kategorii poezja za tom Gdzie są moje dzieci?.

Jakub Belina-Brzozowski

Urodzony w 1990 roku w Szczecinie. Poeta, pracownik humanitarny. Tańczy, kiedy wszyscy śpią. Laureat projektu „Połów. Poetyckie debiuty 2024”, którego efektem jest niniejsza książka. Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Być psem i kością poezji

nagrania / stacja Literatura Ilona Witkowska Kira Pietrek Maja Staśko

Spo­tka­nie autor­skie „Być psem i kością poezji” z udzia­łem Kiry Pie­trek, Ilo­ny Wit­kow­skiej i Mai Staś­ko w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21.

Więcej

Ciekawi mnie każde cudze znalezisko

wywiady / o pisaniu Ilona Witkowska Maja Staśko

Roz­mo­wa Mai Staś­ko z Ilo­ną Wit­kow­ską. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

rzecz w tym, żeby nie patrzeć ze zbyt bliska

recenzje / KOMENTARZE Ilona Witkowska

Autor­ski komen­tarz Ilo­ny Wit­kow­skiej w ramach cyklu „Histo­ria jed­ne­go wier­sza”. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Być tym, czym się jest

recenzje / ESEJE Monika Glosowitz

Szkic Moni­ki Glo­so­witz o poezji Ilo­ny Wit­kow­skiej. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej