wywiady / o książce

W płożeniu się roślin nie ma nic nagannego

Jakub Pszoniak

Marcin Sendecki

Rozmowa Jakuba Pszoniaka z Marcinem Sendeckim, towarzysząca premierze książki Marcina Sendeckiego Węgierskie morze, wydanej w Biurze Literackim 28 stycznia 2025 roku.

Biuro Literackie

Jakub Pszo­niak: Wiek się zdą­żył prze­ła­mać, z nowe­go ucie­kła już pra­wie ćwiart­ka i taka nie­spo­dzian­ka – wła­śnie uka­zu­je się Węgier­skie morze! Wresz­cie, bo Węgier­skie morze mia­ło być two­ją dru­gą książ­ką. Jest, jeśli dobrze liczę, dwu­dzie­stą. Skąd pomysł, by wró­cić do tego tytu­łu?

Mar­cin Sen­dec­ki: Sko­ro już poja­wi­ły się licz­by, wypa­da zacząć od rachun­ków. Jeśli dobrze rachu­ję, Węgier­skie morze to książ­ka osiem­na­sta (wli­cza­jąc Z wyso­ko­ści. Par­ce­le, gdzie był spo­ry blok wier­szy wcze­śniej w for­mie zwar­tej nie­pu­bli­ko­wa­nych, i napi­sa­ny wspól­nie z Mar­ci­nem Bara­nem poemat Koniec waka­cji) albo, jeśli dodać do tego wier­sze zebra­ne sprzed ponad deka­dy i trzy póź­niej­sze wybo­ry, dwu­dzie­sta dru­ga.

Pier­wot­nie miał to być nie­wiel­ki oko­licz­no­ścio­wy wybór daw­nych tek­stów, ale oka­za­ło się, że nie mam dobre­go pomy­słu, jak go zro­bić. Zna­la­złem tyl­ko ten tytuł, wymy­ślo­ny i porzu­co­ny w latach 90., i uzna­łem, że zabaw­nie będzie go wyko­rzy­stać i może coś, nie wiem zresz­tą, co dokład­nie, domknąć. Tak więc ksią­żecz­ka skła­da się z wier­szy napi­sa­nych od wio­sny roku 2020 do dzi­siaj, to jest do grud­nia 2024. Z jed­nym wyjąt­kiem: kawa­łek pod tytu­łem „Ham­let i śmierć” napi­sa­łem w 2017 i wło­ży­łem do wyda­ne­go wte­dy tomu „11 przy­pi­sów do 22 oraz 33 inne obiek­ty tek­sto­we”. Wpadł mi w ręce, kie­dy skła­da­łem W.m. i prze­glą­da­łem róż­ne zapi­ski, i w wyni­ku jakie­goś zaćmie­nia umy­słu uzna­łem, że nie było go w żad­nej książ­ce. A kie­dy w ostat­niej chwi­li przed dru­kiem uświa­do­mi­łem sobie, jak się spra­wy mają, po chwi­li namy­słu posta­no­wi­łem nic już nie zmie­niać. Ot i cała histo­ria.

Mimo for­mal­nej róż­no­rod­no­ści książ­ka jest bar­dzo spój­na. Jaki klucz przyj­mo­wa­łeś, włą­cza­jąc wier­sze w zbiór?

Zebra­łem to, co mia­łem, to i owo dopi­sa­łem i wymy­śli­łem kolej­ność kawał­ków. Taka to i robo­ta.

Gdy się­ga się po two­je wier­sze, nie moż­na mieć wąt­pli­wo­ści, kto jest ich auto­rem – twój głos jest bar­dzo sil­ny i cha­rak­te­ry­stycz­ny. Wyda­je mi się, że w ostat­nich książ­kach twój język sta­wał się jed­nak nie­co inny, wyda­wał mi się bar­dziej przej­rzy­sty. Czy­ta­jąc Węgier­skie morze, mam wra­że­nie, że to książ­ka daw­ne­go Sen­dec­kie­go, za któ­rym, przy­zna­ję, tro­chę tęsk­ni­łem. Sen­dec­kie­go z cza­sów, kie­dy twój język jed­nych pory­wał i spra­wił, że już na zawsze mie­li zostać two­imi czy­tel­ni­ka­mi, innych zaś pchał do pisa­nia arty­ku­łów o her­me­tycz­no­ści poezji. Czy zwrot w stro­nę tej dyk­cji był przez cie­bie zamie­rzo­ny?

Kie­dy coś się pisze, robi się to w jakiś spo­sób. Spo­so­by mogą się mniej czy bar­dziej róż­nić. Ale w moim przy­pad­ku zna­czy to tyl­ko tyle, że jeśli coś publi­ku­ję, to zosta­ło to napi­sa­ne w jedy­ny moż­li­wy dla mnie spo­sób w danej chwi­li. Nie umiem powie­dzieć nic wię­cej.

Ten przy­wo­łu­ją­cy two­je sta­re książ­ki spo­sób pisa­nia przy­po­mi­na też to tym, jak chęt­nie odnaj­dy­wa­ne były w two­ich książ­kach  tro­py awan­gar­do­we. Nie ina­czej, zapew­ne, będzie i teraz. W swo­ich wier­szach rów­nie chęt­nie się­gasz jed­nak po lite­rac­ką tra­dy­cję. Korzy­sta­łeś też czę­sto z kla­sycz­nych form. Od same­go począt­ku Two­ja poezja jest z jed­nej stro­ny nie­zwy­kle współ­cze­sna, z dru­giej jest „cała z wczo­raj”. Jaki jest twój sto­su­nek do awan­gar­dy i tego, że bywasz czy­ta­ny jako jej repre­zen­tant?

Awan­gar­da jest cał­kiem już leci­wą czę­ścią tra­dy­cji, z któ­rej miło jest czer­pać, bo zawie­ra w sobie mnó­stwo pięk­nych rze­czy. Cza­sem więc przy­da­je się sonet (albo pseu­do-sonet), cza­sem, powiedz­my, awan­gar­do­wy tryb orga­ni­za­cji tek­stu. Nato­miast awan­gar­da jako pew­na for­ma­cja czy też pro­po­zy­cja ide­owo-este­tycz­na nale­ży bez­pow­rot­nie do histo­rii, co mnie wca­le nie mar­twi, bo jej nie­gdy­siej­sze eks­ter­mi­na­cyj­ne i tota­li­stycz­ne zapę­dy wobec myślą­cych i piszą­cych ina­czej pach­ną bar­dzo nie­ład­nie. Tak czy ina­czej, żad­nej awan­gar­dy już nie ma. Jeśli ktoś przed­sta­wia się jako awan­gar­dzi­sta, robi ludzi w balo­na. Co się, zresz­tą, czę­sto ludziom wybit­nie podo­ba.

Twier­dzisz, że „auto­fik­cja się pło­ży”, ale w two­ich książ­kach istot­ne są śla­dy auto­bio­gra­ficz­ne. Cza­sem są odsło­nię­te, czę­sto trud­niej do nich dotrzeć. Na ile te oso­bi­ste śla­dy w wier­szach są, według cie­bie, istot­ne jako pry­zmat dla ich głę­bo­kiej lek­tu­ry?

Pło­ży się, bo widocz­nie tak rośnie, nie tu nic ocen­ne­go. Ele­men­ty auto­bio­gra­ficz­ne muszą być istot­ne, bo piszę o tym, o czym myślę i cze­go doświad­czam.

Poza doświad­cze­niem i wyni­ka­ją­cym z nie­go prze­ży­ciem, o któ­rym mówisz, pod­miot two­ich wier­szy jest jesz­cze obser­wa­to­rem rze­czy­wi­sto­ści, choć jest to, mam wra­że­nia, obser­wa­cja zdy­stan­so­wa­na. Pod­miot patrzy przez okno, przy­glą­da się pta­kom, strze­chom, szyl­dom salo­nów uro­dy (Stu­dio Uro­dy „Malo­wa­na Lala” ist­nie­je napraw­dę – spraw­dzi­łem!). Jest to świat real­ny, mate­rial­ny, ode­rwa­ny od jego wir­tu­al­nej war­stwy, któ­ra coraz czę­ściej przej­mu­je naszą uwa­gę rów­nież w poezji. Nawet zwra­ca­jąc się ku insta­gra­mer­ce, jak mi się wyda­je, patrzysz na żywe­go, praw­dzi­we­go czło­wie­ka, a nie cyber­świat, w któ­rym prze­by­wa i któ­ry kon­stru­uje jej toż­sa­mość. Czy to sku­pie­nie się na real­no­ści w cyber­ne­tycz­nych cza­sach nale­ży czy­tać jako rodzaj mani­fe­stu?

Nie, w żad­nym razie. Ja zresz­tą tego „praw­dzi­wie wir­tu­al­ne­go świa­ta”, któ­ry gdzieś podob­no ist­nie­je, w ogó­le nie znam, więc o nim nie piszę. A to co znam jest prze­cież – z punk­tu widze­nia wier­sza – rów­nie real­ne jak świerk albo pan­cer­nik.

W Węgier­skim morzu wier­sza­mi mie­rzysz się nie tyl­ko z tym, cze­go doświad­czasz i co obser­wu­jesz, ale i z samym wier­szem i z pisa­niem. Z, idąc za jed­nym z Two­ich wier­szy, „upo­rem, z którym się pisze i upo­rem, żeby nie pisać”. Ze sta­wia­niem na „par­ce­li ze słów” „kwa­te­ry ze słów”. Czy ta kwa­te­ra jest miej­scem spo­tka­nia z czy­tel­ni­kiem, do któ­re­go go zapra­szasz, czy prze­ciw­nie – samot­nią pozwa­la­ją­cą scho­wać się przed świa­tem?

Kie­dy się pisze wier­sze, trze­ba się z nimi mie­rzyć, nie da się ina­czej. A kwa­te­ra jest w isto­cie wie­lo­znacz­na, ale w final­nym wier­szu tej ksią­żecz­ki ozna­cza może przede wszyst­kim kwa­te­rę cmen­tar­ną.

Nato­miast sko­ro wyda­je się książ­kę, to prze­cież nie po to, żeby się scho­wać przed świa­tem, tyl­ko żeby zapro­sić kil­ka­na­ście czy kil­ka­dzie­siąt osób do jej lek­tu­ry.

Czy Mar­cin Sen­dec­ki pisze z natu­ry?

Zazwy­czaj. Cokol­wiek mia­ło­by to tutaj zna­czyć.

O autorach i autorkach

Jakub Pszoniak

Urodzony w 1983 r. w Bytomiu. Poeta i grafik, autor książek poetyckich Chyba na pewno (Biuro Literackie 2019), za którą otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius, Lorem ipsum (Biuro Literackie 2022) oraz Karnister (Biuro Literackie 2024). Tłumacz tomów Głosy Kateriny Michalicyny (Pogranicze 2022), Oddychaj Oleny Stepanenko (Pogranicze 2023) oraz Tryb Switłany Powalajewej (Pogranicze 2024), autor wyboru wierszy Mirona Białoszewskiego Z dnia robię noc (Biuro Literackie 2022).

Marcin Sendecki

Urodził się w 1967 roku w Gdańsku, dorastał w Tomaszowie Lubelskim, mieszka w Warszawie. Jest autorem ponad dwudziestu książek i arkuszy poetyckich, a także współautorem (z Andrzejem Sosnowskim i Bohdanem Zadurą) przekładu Trzech poematów Jamesa Schuylera (Biuro Literackie, 2012). Wspólnie z Marcinem Baranem i Marcinem Świetlickim zredagował dwa zbiory wierszy kryminalnych: Długie pożegnanie. Tribute to Raymond Chandler (Zebra, 1997) i Żegnaj, laleczko. Wiersze noir (EMG, 2010). Opublikował też antologię Pogoda ziemi. Wiersze polskie po 1918 roku (Eurograf, 2010). W ostatnich latach wydał napisany wspólnie z Marcinem Baranem poemat Koniec wakacji (wydawnictwo j, 2019), tom Do stu (WBPiCAK, 2020) oraz wybór wierszy Franciszka Karpińskiego Rdza żelazo zmocuje (PIW, 2021). Jest laureatem Silesiusa za tom Przedmiar robót (BL, 2014) oraz Nagrody „Odry” i Nagrody im. Wisławy Szymborskiej za tom W (BL, 2016). W roku 2022 otrzymał nagrodę Silesiusa za „całokształt twórczości”.

Powiązania