wywiady / o pisaniu

Więcej szperania

Jan Rojewski

Przemysław Suchanecki

Jan Rojewski rozmawia z Przemysławem Suchaneckim, laureatem 12. edycji „Połowu”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Jan Rojew­ski: Prze­mku, pozna­ję Cię wraz z lek­tu­rą Two­ich wier­szy, a przy­naj­mniej chciał­bym żeby tak było. Czym zaj­mu­jesz się poza pisa­niem?

Prze­my­sław Sucha­nec­ki: Na ten moment stu­diu­ję na trze­cim roku filo­zo­fii w Kra­ko­wie, cho­dzę też robić w hote­lu jako nosi­ciel wali­zek.

Trze­ci rok? Patrząc na Two­ją datę uro­dze­nia moż­na dojść do wnio­sku, że nie posze­dłeś na filo­zo­fię zaraz po matu­rze.

Tak było, wcze­śniej stu­dio­wa­łem pra­wo w Szcze­ci­nie i odpu­ści­łem na czwar­tym roku, mia­łem już dosyć.

Dla­cze­go wyje­cha­łeś aku­rat do Kra­ko­wa? To mia­sto sprzy­ja bar­dziej poetom niż Szcze­cin?

Owszem, w Szcze­ci­nie jedy­nym śro­do­wi­skiem jako takim jest Zwią­zek Lite­ra­tów Pol­skich, skła­da­ją­cy się prze­waż­nie z eme­ry­to­wa­nych polo­ni­stek i żoł­nie­rzy w wie­ku 50+. Ci ludzie są poetyc­ko zapa­trze­ni w swo­ich rów­no­lat­ków i star­szych oraz w sie­bie nawza­jem, piją razem her­bat­kę, jedzą cia­stecz­ka – two­rzą kółecz­ko wza­jem­nej ado­ra­cji. I o ile tego typu kół­ka nie są niczym nie­zwy­kłym, tak­że w innych dużych mia­stach, to smut­ne już jest to, że w Szcze­ci­nie mło­dzi przy­kle­ja­ją się do tych sta­rych, zamiast się wkur­wić i pró­bo­wać robić coś swo­je­go obok. A nawet jeśli robią – cze­go mia­łem oka­zję być świad­kiem i uczest­ni­kiem – to jest to grzecz­niut­kie, total­nie bez roz­ma­chu i na pozio­mie szkol­ne­go kół­ka poetyc­kie­go w gim­na­zjum.

Poro­zu­mie­nie mię­dzy poko­le­nia­mi jest nie­moż­li­we?

Ja na ogół poszu­ki­wa­łem cze­goś swo­je­go, czy­ta­łem spo­ro poezji i nie tyl­ko, ale nie mia­łem z kim o tym poroz­ma­wiać i nie umia­łem o tym roz­ma­wiać. Poza tym, jak widzę po kil­ku innych przy­kła­dach arty­stów uro­dzo­nych w Szcze­ci­nie – muzy­ków, akto­rów itd. – to mia­sto „wyci­ska” z sie­bie ludzi mają­cych tro­chę więk­sze ambi­cje niż prze­cięt­ny szcze­ci­nia­nin, a już na pew­no ludzi o ambi­cjach arty­stycz­nych.

A jeśli cho­dzi o sam Kra­ków, to upa­trzy­łem sobie go intu­icyj­nie, jakoś w oko­li­cach liceum, jako miej­sce, w któ­rym chciał­bym spę­dzić część życia, i tak sobie je przez lata roman­ty­zo­wa­łem, roz­tkli­wia­łem się i gni­łem powo­li w swo­im mie­ście, aż wresz­cie wkur­wi­łem się, spa­ko­wa­łem i  przy­je­cha­łem doń.

Po pierw­szej lek­tu­rze Two­je wier­sze wyda­ją się poskrę­ca­ne, peł­ne syne­ste­zji w rodza­ju „tłu­stych towa­rzystw”. Inspi­ra­cje wyda­ją się jasne, więc zapy­tam wprost. Ośmie­lo­na wyobraź­nia – nowe poko­le­nie?

Swe­go cza­su czy­ta­łem spo­ro Hone­ta, wręcz zaczy­ty­wa­łem się i pró­bo­wa­łem uży­wać jego chwy­tów w swo­ich wier­szy­kach, ale zwró­co­no mi i zwró­ci­łem sam póź­niej uwa­gę, że jest to dyk­cja strasz­nie wytar­ta przez rocz­ni­ki 90., a jed­no­cze­śnie bar­dzo atrak­cyj­na, bo bar­dzo dziw­na i dają­ca pozor­nie dużo wol­no­ści, ale pew­ni mło­dzi auto­rzy – w tym i ja – prze­ję­li sobie taką meto­dę obra­zo­wa­nia jako wymów­kę dla bra­ku dys­cy­pli­ny myśli. Ten mój krót­ki okres „ośmie­lo­ny” wyprze­dzał jed­nak o jakieś pół­to­ra roku to, co napi­sa­łem na „Połów” 2017, więc jeśli cokol­wiek z Hone­ta tam jest, to raczej się prze­śli­zgnę­ło tu i ówdzie niż zosta­ło uży­te.

W takim razie kto poza Hone­tem?

O wie­le bar­dziej w cza­sie pisa­nia tego zesta­wu oddzia­łał na mnie Tymo­te­usz Kar­po­wicz i jego Odwró­co­ne świa­tło – ta ogrom­na stud­nia tre­ści bez dna. Mogę też tu spo­koj­nie wymie­nić wier­sze Toma­ža Šala­mu­na, Euge­niu­sza Dyc­kie­go, Rober­ta Rybic­kie­go, Kon­ra­da Góry, Dawi­da Mate­usza i nie­któ­re Puł­ki. Gdzieś tam z tła patrzy też Andrzej Sosnow­ski i Zie­mia jało­wa T.S. Elio­ta.

Mówiąc bar­dziej do rze­czy – inte­re­su­je i inspi­ru­je mnie w poezji rytm, flow, har­mo­nia, ale też pew­ne­go rodza­ju zgrzy­ty, nie­re­gu­lar­ność; lubię, gdy rytm łamie się i gubi. Podob­nie to wyglą­da z tre­ścią: lubię być oszo­ło­mio­ny przez ści­śle upo­rząd­ko­wa­ne sza­leń­stwo i nara­sta­ją­cą w ści­słych odstę­pach cza­su gro­zę – jak choć­by wła­śnie u Kar­po­wi­cza albo w Dino­sau­ria, We Bukow­skie­go czy w wie­lu wier­szach Ryby – ale tak­że przez ude­rza­ją­cy cel­nie mię­dzy oczy i w ser­du­cho liryzm, jak u Mar­ty Pod­gór­nik czy Kon­ra­da Góry.

Twój pierw­szo­oso­bo­wy pod­miot prze­my­ca mię­dzy wier­sza­mi poko­le­nio­we doświad­cze­nia. Każ­dy miał stud­niów­kę, ale nie każ­dy nagry­wał ją na DVD. Ostat­nio w pol­skiej lite­ra­tu­rze moż­na obser­wo­wać zwrot w stro­nę nostal­gii, wspo­mnę choć­by Annę Cie­plak i jej Lata powy­żej zera, w któ­rych autor­ka kom­pul­syw­nie mno­ży doświad­cze­nia dora­sta­nia w oko­li­cach roku 2000. Jak to wyglą­da u Cie­bie, mamy coś poza tą, odcho­dzą­cą do lamu­sa, pły­tą DVD?

Rozu­miem, że odwo­łu­jesz się do wier­sza „Sta­ną­łem przed kame­rą”, któ­ry wcze­śniej nosił tytuł „DVD ze stud­niów­ki”. Począt­ko­wo nazwa­łem go tak z myślą, że może uda mi się uka­zać coś w sty­lu „poko­le­nio­we­go doświad­cze­nia”, bo dość powszech­ne było wśród moich rocz­ni­ków zapra­sza­nie na szkol­ne impre­zy kame­rzy­sty i wypa­la­nie płyt­ki, ale potem uzna­łem, że to bez sen­su, bo zawę­ża inter­pre­ta­cję.

Moje poko­le­nie weszło w wiek nasto­let­ni z Inter­ne­tem w domu albo przy­naj­mniej w bli­skim oto­cze­niu, co – moim zda­niem – spra­wi­ło, że trud­no mówić o jed­no­li­tym poko­le­nio­wym doświad­cze­niu, bo to ostat­nie – tak mi się wyda­je – opie­ra się na upo­rząd­ko­wa­nym prze­pły­wie infor­ma­cji. Mamy teraz grup­ki, fora, prze­róż­ne mikro­spo­łecz­no­ści, któ­re nam ten obraz „doświad­cze­nia” roz­pusz­cza­ją, roz­par­ce­lo­wu­ją, ale jeśli ktoś potra­fi albo pró­bu­je tego typu plu­ra­lizm jakoś uogól­nić i sca­lić, jak np. Radek Jur­czak, to, bar­dzo pro­szę, niech pisze, bo to jest super.

Oso­bi­ście wolał­bym być w swo­im pisa­niu bar­dziej uni­wer­sal­ny niż prze­mi­ja­ją­ce i cięż­kie do zde­fi­nio­wa­nia „poko­le­nia”, a czy mi to wycho­dzi, czy nie – cięż­ko stwier­dzić. Praw­do­po­dob­nie to, co nazy­wam „moim wła­snym” czy „uni­wer­sal­nym” doświad­cze­niem,  jest w rze­czy­wi­sto­ści prze­fil­tro­wa­ne przez czas, w któ­rym żyję.

To pyta­nie suge­ru­je kolej­ne, bo dys­ku­sja o poko­le­nio­wo­ści toczy się przez pole poezji (stuk, stuk). Zakoń­czył się pro­jekt Rafa­ła Róże­wi­cza „Dwu­mie­sięcz­nik”, w któ­rym zade­biu­to­wa­ła impo­nu­ją­ca licz­ba auto­rów. Jak odnaj­du­jesz swo­je poko­le­nie w języ­ku? Mamy swo­ją dyk­cję?

Nie wyda­je mi się. „Nasza dyk­cja” jest bar­dzo roz­pierzch­nię­ta i sytu­uje się gdzieś mię­dzy Sosnow­skim a Hone­tem, poza pew­ny­mi wyjąt­ka­mi, jak np. wspo­mnia­ny Radek, któ­ry jed­nak to pole moc­no posze­rza o wpły­wy bry­tyj­skie i ame­ry­kań­skie.

Jest to smut­ne, bo poka­zu­je, że nie­wie­lu wśród naszych rocz­ni­ków „szpe­ra­czy”, któ­rzy wycią­ga­li­by z półek tomy pol­skich auto­rów, któ­rzy są mniej zna­ni, a któ­rzy na bycie zna­ną czy zna­nym zasłu­gu­ją o wie­le bar­dziej, jak np. Geno­we­fa Jaku­bow­ska-Fijał­kow­ska, czy poeci z innych kra­jów, np. Czech, Sło­wa­cji, Rosji, Ser­bii, a nawet Nige­rii, gdzie kry­je się mnó­stwo świe­żej histo­rii lite­ra­tu­ry (przez świe­żą histo­rię rozu­miem oczy­wi­ście taką, któ­ra odświe­ży­ła­by nasze, pol­skie spoj­rze­nie, zamknię­te w klat­ce Nowej Fali, „bru­Lio­nu”, „sosnowsz­czy­zny” i „ośmie­lo­nej wyobraź­ni”). Nawo­łu­ję zatem: wię­cej szpe­ra­nia!

W Two­im wypad­ku pyta­nie o przy­na­leż­ność poko­le­nio­wą nie jest jedy­nym, któ­re się nasu­wa, miesz­kasz w Kra­ko­wie, a i ten „Połów” wyda­je się bar­dzo kra­kow­ski. W dodat­ku gdzieś mię­dzy Bro­no­wi­ca­mi a Mogi­łą gra­su­ją Dawid Mate­usz i Robert „Ryba” Rybic­ki, któ­ry na Pul­sie Lite­ra­tu­ry w Łodzi mówił mi o tym, że robi­cie Awan­gar­dę, przez duże A. Co z tym Kra­ko­wem? Czy to już czas, żeby rzu­cić wszyst­ko i jechać do Mało­pol­ski?

Tak, to jest dokład­nie ten czas. Może­my Ci pomóc ogar­nąć jakiś lokal, hehe.

Co z Kra­ko­wem? Dzie­je się, po pro­stu. Jest comie­sięcz­ny Open­Mic, orga­ni­zo­wa­ny przez Rybę na Flo­riań­skiej, w samym ser­cu mia­sta – wspa­nia­ła plat­for­ma wymia­ny infor­ma­cji, dzie­le­nia się swo­ją wyobraź­nią, po pro­stu żywej roz­mo­wy. Jest w ser­cu Kazi­mie­rza Wer­ni­saż Jed­ne­go Wier­sza, któ­re­go patro­nem jest Miłosz Bie­drzyc­ki. Poza tym nie­zli­czo­na ilość spo­tkań, dys­ku­sji, mniej lub bar­dziej ofi­cjal­nych wyda­rzeń śro­do­wi­sko­twór­czych – wciąż coś bul­go­cze, podob­no naj­wię­cej w Kra­ko­wie od lat, a na pew­no naj­wię­cej w tym momen­cie w Pol­sce. I oby bul­go­ta­ło jak naj­dłu­żej.

W takim razie widzi­my się w Kra­ko­wie! Dzię­ku­ję za roz­mo­wę.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry

 

belka_1

O autorach i autorkach

Jan Rojewski

Studiuje w Instytucie Kultury Polskiej UW, publikował w "Arteriach", "Odrze", "Nowych Peryferiach", "Gazecie Wyborczej". Był nominowany w OKP im. Jacka Bierezina, laureat konkursu im. Rafała Wojaczka. Mieszka w Warszawie.

Przemysław Suchanecki

Ur. w 1992 r. w Szczecinie. Poeta. Publikował m.in. w „Odrze”, „Opcjach” i „2miesięczniku”. Laureat „Połowu” oraz projektu „Pierwsza książka” w ramach festiwalu Stacja Literatura. Mieszka w Krakowie

Powiązania