wywiady / o pisaniu

Wojaczka czytałam bez namiętności…

Marta Podgórnik

Hołduję poglądowi, że sztuka ma przede wszystkim wywoływać wzruszenie, a mnie wiersze wymienionych autorów wzruszyły i to na tyle, że zaczęłam sama pisać. Wzruszenie to dla mnie podstawowa kategoria oceny, dotyczy to wszystkich dziedzin sztuki, którą w tym sensie traktuję użytkowo...

Dariusz Kieł­czew­ski: Zacznij­my od spra­wy, z któ­rej jesteś zna­na naj­bar­dziej, a mia­no­wi­cie od Two­je­go legen­dar­ne­go emploi. Okre­śla się Cie­bie mia­nem Wojacz­ka w spód­ni­cy, fem­me fata­le pol­skiej poezji, wyszu­ku­je sen­sa­cyj­ne fak­ty z Two­je­go życia. Jak się w tym wszyst­kim odnaj­du­jesz?

Mar­ta Pod­gór­nik: Pięk­ne dzię­ki. Dotąd łudzi­łam się, że sły­nę z pisa­nia dobrych wier­szy. Opi­nie, któ­re przy­ta­czasz, krą­żą wśród osób, któ­rych wła­sna indo­len­cja lite­rac­ka zmu­sza do szu­ka­nia innych zajęć dla wyobraź­ni. Wojacz­kiem w spód­ni­cy nikt mnie nie okre­ślił, ten zabaw­ny oksy­mo­ron poja­wił się w recen­zji Tom­ka Maje­ra­na z mojej debiu­tanc­kiej książ­ki. Recen­zent kon­klu­do­wał, że Wojacz­ka w spód­ni­cy nie uda­ło mi się jed­nak zro­bić (pew­nie, że się nie uda­ło, mię­dzy inny­mi dla­te­go, że nie było to moim zamia­rem). Cała resz­ta fan­ta­sma­go­rycz­nych opi­nii na mój temat to wyssa­ne z pal­ca bzdu­ry. Sie­dzisz obok i widzisz, że jestem zrów­no­wa­żo­ną oso­bą. Poza tym nasza roz­mo­wa odby­wa się w kawiar­ni, czy­li w miej­scu i oko­licz­no­ściach zupeł­nie innych, niż te, o któ­rych pomy­ślą oso­by z zapa­łem god­nym lep­szej spra­wy budu­ją­cą moją fem­me fatal­ną legen­dę. (śmiech)

To nie czu­jesz żad­ne­go pokre­wień­stwa z poezją Rafa­ła Wojacz­ka, wywo­dzą­ce­go się z tego same­go regio­nu, co Ty?

Szcze­rze mówiąc, nie. Czy­ta­łam, czy­tam Wojacz­ka, ale bez namięt­no­ści.

W takim razie do jakiej szko­ły poetyc­kiej zali­czy­ła­byś samą sie­bie? Do jakie­go typu poezji?

To już leży w gestii Karo­la Mali­szew­skie­go. Jego spe­cjal­no­ścią jest zali­cza­nie nas do kolej­nych, wymy­śla­nych napręd­ce, szkół poetyc­kich. Coś takie­go nie ist­nie­je, a przy­naj­mniej nie w odnie­sie­niu do dwu­dzie­sto­lat­ków, mają­cych na kącie jed­ną czy dwie książ­ki. Takie roz­wa­ża­nia to mar­no­traw­stwo cza­su i papie­ru. Do żad­nej z poetyc­kich szkó­łek nie zamie­rzam zgła­szać akce­su, a z pew­ny­mi oso­ba­mi po pro­stu nie chcia­ła­bym spo­ty­kać się w jed­nym zesta­wie. Mam nadzie­ję, choć zda­ję sobie spra­wę, że zabrzmi to mega­lo­mań­sko, że jestem poetyc­ko osob­na. A przy­naj­mniej będę. Takie są moje inten­cje i ufam, że zosta­ną one uwzględ­nio­ne przez czy­tel­ni­ków.

Czy­li tak zwa­na ślą­ska szko­ła poetyc­ka też jest two­rem wyssa­nym z pal­ca?

Tak uwa­żam. Naj­za­baw­niej­sze jest to, że Karol Mali­szew­ski zadał sobie wie­le tru­du. Naj­pierw tę szko­łę wymy­ślił, potem ogło­sił jej upa­dek, a potem, o ile pamię­tam, wyco­fał się z jej wymy­śle­nia. No cóż, przy­naj­mniej przez jakiś czas miał zaję­cie.

Abso­lut­nie odże­gnu­ję się od jakich­kol­wiek związ­ków z poeta­mi ślą­ski­mi, poza związ­ka­mi towa­rzy­ski­mi, któ­re siłą rze­czy ist­nie­ją. Gru­po­wa­nie regio­nal­ne to zabieg pro­stac­ki i podej­rza­ny, naj­czę­ściej krzyw­dzą­cy. Raz jesz­cze powtó­rzę, że uwa­żam za absurd pró­by sze­re­go­wa­nia dwu­dzie­sto­let­nich pisa­rzy.

W takim razie któ­rzy poeci wywar­li na Two­jej poezji pięt­no szcze­gól­ne, wpły­nę­li na ukształ­to­wa­nie się Two­je­go poetyc­kie­go świa­ta?

To trud­ne pyta­nie. Co mogę powie­dzieć… Maria Jasno­rzew­ska-Paw­li­kow­ska, Juliusz Sło­wac­ki, Whit­man, Gins­berg… Bar­dziej współ­cze­snych nazwisk nie będę wymie­niać.

Cze­mu aku­rat oni?

Gene­ral­nie wymie­ni­łam twór­ców, któ­rych lek­tu­ra wywar­ła na mnie ogrom­ne wra­że­nie jako na bar­dzo mło­dym czło­wie­ku, bo chy­ba na tym opie­ra się „kształ­to­wa­nie poetyc­kie­go świa­ta”. Potem to już wszy­scy wpły­wa­ją na cie­bie, nawet jeże­li nie zda­jesz sobie z tego spra­wy, ale to już tyl­ko wpływ, nie pięt­no.

Hoł­du­ję poglą­do­wi, że sztu­ka ma przede wszyst­kim wywo­ły­wać wzru­sze­nie, a mnie wier­sze wymie­nio­nych auto­rów wzru­szy­ły i to na tyle, że zaczę­łam sama pisać. Wzru­sze­nie to dla mnie pod­sta­wo­wa kate­go­ria oce­ny, doty­czy to wszyst­kich dzie­dzin sztu­ki, któ­rą w tym sen­sie trak­tu­ję użyt­ko­wo. Dla­te­go kon­se­kwent­nie powta­rzam, ze uwiel­biam film „Tita­nic”, cho­ciaż film jest, powiedz­my, pozba­wio­ny war­to­ści inte­lek­tu­al­nej. Ja na tym fil­mie sobie popła­ka­łam i to jest dla mnie war­tość.

Czy sta­rasz się tak­że w swo­ich wier­szach wywo­łać wzru­sze­nie u czy­tel­ni­ka?

Nie, chy­ba nie. Kie­dy piszę wier­sze, nie myślę o moich czy­tel­ni­kach i nie mam żad­nych pla­nów tyczą­cych tego, co by u nich wywo­łać. Nie prze­pro­wa­dzam (bo nie potra­fię) żad­nych akcji pod­pro­go­wych w odnie­sie­niu do czy­tel­ni­ków. Myślę, że odbiór i inter­pre­ta­cja to już ich rzecz. Dla mnie każ­dy wiersz wie­le zna­czy, ktoś może uznać je za złe, nud­ne albo miał­kie i trud­no się zamar­twiać czymś, na co nie ma się wpły­wu.

Bar­dzo czę­sto piszesz o nie­moż­no­ści pogo­dze­nia twór­czo­ści ze sta­bil­nym miesz­czań­skim życiem pry­wat­nym. Dla­cze­go tak uwa­żasz?

Nawet nie do koń­ca jest tak, że twór­czość wyklu­cza uda­ne życie. Raczej jest odwrot­nie. Wyda­je mi się, że pozo­sta­wa­nie w sytu­acji gdzie się zara­bia, gotu­je, sprzą­ta, wycho­wu­je dzie­ci, w spo­sób okrut­ny i bez­względ­ny ogra­ni­cza twór­czość, jeśli cał­kiem jej nie blo­ku­je. Twór­czość rozu­mia­ną tak, jak ja ją poj­mu­ję.

A jak ją poj­mu­jesz?

Nie chcę, żebyś pomy­ślał, że jestem zwa­rio­wa­na femi­nist­ką z przy­mu­sem samo­re­ali­za­cji i że moim ide­ałem jest samot­ność z maszy­ną do pisa­nia za sty­pen­dium z podat­ni­czych pie­nię­dzy. Wręcz prze­ciw­nie. Zda­ję sobie spra­wę, że moral­nie i emo­cjo­nal­nie nie stać mnie na tzw. poświę­ce­nie lite­ra­tu­rze do koń­ca. Strasz­nie to brzmi. Twór­czość to jest zawsze jakieś poświę­ce­nie, łączą­ce się być może przede wszyst­kim z tym, że nie żyjesz jak inni. Wyob­co­wa­nie itp., ble ble ble o samot­no­ści arty­sty, wszy­scy to zna­my, a w moim przy­pad­ku jest to tęsk­no­ta za tym, co mnie omi­ja, a co dostęp­ne jest każ­dej innej dwu­dzie­sto­lat­ce. Chcia­ło­by się wszyst­kie­go, a ty trze­ba wybie­rać – ryb­ki, akwa­rium? I pułap­ka, bo jeśli chcesz cokol­wiek osią­gnąć, to nie ma pół­środ­ków. Sztu­ka kosz­tem życia, lub odwrot­nie. Ja póki co lawi­ru­ję i może dla­te­go nie odno­szę wiel­kich suk­ce­sów życio­wych ani pisar­skich. Jed­ne ambi­cje prze­szka­dza­ją dru­gim i pew­nie tak musi zostać.

Czy­li nie masz zamia­ru reali­zo­wać sce­na­riu­sza życio­we­go o któ­rym marzą nasze mamu­sie – mał­żo­nek, dzie­ci, sprzą­ta­nie, goto­wa­nie, budo­wa rodzin­ne­go gniazd­ka?

Jestem bar­dziej prze­myśl­na. Być może nie powin­nam zdra­dzać tajem­nic natchnie­nia, ale póki co sta­ram się trzy­mać dwie sro­ki za ogon – jeśli np. miłość, to z pożyt­kiem dla wła­snej lite­ra­tu­ry. Zna­la­złam sobie do sprzą­ta­nia, goto­wa­nia i w ogó­le do myśle­nia o domu kogoś, kto mi w zamian dostar­cza przy­krych wzru­szeń nie­zbęd­nych do pisa­nia wier­szy.

To spryt­ny spo­sób na twór­czość.

Cał­ko­wi­te wyra­cho­wa­nie. (śmiech)

To nie jedy­ne połą­cze­ni kil­ku wąt­ków w Two­im życiu, ponie­waż nie tyl­ko piszesz wier­sze, ale piszesz rów­nież recen­zje. Pod pseu­do­ni­mem. Czy pseu­do­nim ma słu­żyć wyraź­ne­mu oddzie­le­niu Cie­bie jako poet­ki od Cie­bie jako recen­zen­ta?

Histo­ria tego pseu­do­ni­mu jest banal­na. Parę lat temu pra­co­wa­łam w redak­cji Opcji i FA-art. Wte­dy wła­śnie napi­sa­łam pierw­szą recen­zję, z książ­ki Krzysz­to­fa Koehel­ra Par­ty­zant praw­dy, któ­ra bar­dzo mi się podo­ba­ła. Wło­ży­łam tekst do tecz­ki z nade­sła­ny­mi tek­sta­mi i pod­pi­sa­łam pseu­do­ni­mem, ponie­waż byłam cie­ka­wa co moi prze­ło­że­ni w oso­bach Kęde­ra, Nowac­kie­go i Uni­łow­skie­go powie­dzą o nim, nie wie­dząc, że jestem autor­ką. Potem już tak zosta­ło. Oddziel­nie? Nie, ale po co mieć jed­no nazwi­sko, sko­ro moż­na mieć dwa? Anna E. w tej chwi­li funk­cjo­nu­je w moim życiu nie tyl­ko na płasz­czyź­nie lite­rac­kiej, jest poży­tecz­nym alter ego. Dzię­ki niej, któ­ra sku­pia jed­ne cechy mojej oso­bo­wo­ści, innym uda­je się cza­sem dojść do gło­su.

Pisa­nie recen­zji jest czę­sto spo­ty­ka­nym zaję­ciem ubocz­nym poetów. Ale rów­nie czę­sto kry­ty­ku­je się takie dzia­ła­nia, argu­men­tu­jąc, że są to recen­zje pisa­ne przez kole­gów dla kole­gów. Co Ty na takie dic­tum?

Myślę, że oso­by gło­szą­ce takie opi­nie mają rację – tyl­ko nie rozu­miem, co w tym złe­go? Pisząc o swo­ich rówie­śni­kach zawsze pisze­my z klu­czem. Poza tym, dla­cze­góż aku­rat poeci są posą­dza­ni o kumo­ter­stwo? Czy jeśli ktoś jest zawo­do­wym kry­ty­kiem to zna­czy, że nie ma kole­gów wśród auto­rów? A taki Darek Nowac­ki, któ­ry nie będąc pro­za­ikiem recen­zu­je pro­za­ików, będąc z nie­któ­ry­mi w zaży­ło­ści kole­żeń­skiej, czy to umniej­sza wagę jego sądów? Wszyst­ko zale­ży od dobrej lub złej woli. Oso­bi­ście hoł­du­ję zasa­dzie, żeby pisać wyłącz­nie o książ­kach, któ­re się podo­ba­ją. Zna­mien­na rzecz – to nie recen­zen­ci nie­wła­ści­wie piszą, to recen­zo­wa­ni nie­wła­ści­wie czy­ta­ją. Każ­dy jest prze­wraż­li­wio­ny na punk­cie swo­jej twór­czo­ści i doszu­ku­je się w tek­stach kry­tycz­nych pod­tek­stów, któ­rych tam naj­czę­ściej nie ma. Kie­dy na proś­bę „Kar­tek” recen­zo­wa­łam Zwrot o bli­skość Hry­na­cza, nie sądzi­łam, że zosta­nie ode­bra­na jako atak. To, czy lubię, czy nie lubię Tom­ka nie zmie­nia fak­tu, że książ­ka ma wady. Trud­no pisać dobrze o kiep­skich wier­szach.

Co sądzisz o meto­dzie, któ­rą zasto­so­wał Paweł Dunin-Wąso­wicz w ostat­nim wyda­niu „Par­na­su-bis”, a mia­no­wi­cie o meto­dzie pisa­nia z zało­że­nia źle o swo­ich kole­gach z gene­ra­cji?

Jest w tej meto­dzie sza­leń­stwo, lecz i w tym sza­leń­stwie jakaś meto­da. Ta ten­den­cyj­na i wąt­pli­wej war­to­ści kry­tycz­nej książ­ka na pew­no zro­bi­ła coś dobre­go. Wie­le rze­czy zosta­ło powie­dzia­ne na głos, zamiast dalej być szep­ta­ny­mi po kątach i to jest nie­wąt­pli­wa zasłu­ga PDW. Nato­miast są tam wstaw­ki nie­spra­wie­dli­we i nie­ele­ganc­kie. Naj­bar­dziej smu­cą rze­czy nie­ele­ganc­kie, ponie­waż licze­nie komu­kol­wiek żon jest po pro­stu nie­smacz­ne i dys­kre­dy­tu­je Wąso­wi­cza jako kry­ty­ka lite­rac­kie­go i auto­ra kom­pe­tent­nych omó­wień.

A moim zda­niem Paweł strze­lił naszej gene­ra­cji samo­bó­ja. Utwier­dził nie­któ­re oso­by w prze­ko­na­niu, że wła­ści­wie nie war­to inte­re­so­wać się lite­ra­tu­rą, a już z całą pew­no­ścią lite­ra­tu­rą naszej gene­ra­cji. Prze­cież auto­rzy ze star­szej gene­ra­cji też się wspie­ra­ją nawza­jem, ci daw­niej­si też i ci naj­daw­niej­si zresz­tą tak­że. Czyż­by to ozna­cza­ło, że poezja zawsze była twór­czo­ścią robio­ną przez kole­siów dla kole­siów?

Jest wie­le racji w tym, co mówisz, ale mam nadzie­ję, że PDW nie miał takich inten­cji. Poza tym myślę, że on strze­lił samo­bó­ja sobie, wyda­jąc taką książ­kę. (Zna­mien­ny jest fakt, że Krzysz­tof Var­ga odciął się od tego ostat­nie­go wyda­nia „Par­na­su bis”. Jego nazwi­sko już tam nie figu­ru­je.) W Two­jej czar­nej wizji nie ma miej­sca na inte­li­gent­ne­go czy­tel­ni­ka, a trze­ba w nie­go wie­rzyć. Jeśli już ktoś się­gnął po „Par­nas-bis”, to powi­nien zorien­to­wać się po kil­ku stro­nach że nie jest to poważ­ny słow­nik. Poza tym nie oszu­kuj­my się. Ton książ­ki PDW odda­je kli­mat panu­ją­cy w śro­do­wi­sku lite­rac­kim i nie ma sen­su uda­wać że jeste­śmy uczci­wi, że się sza­nu­je­my i wspie­ra­my. Może dla­te­go wie­lu tak roz­sier­dzi­ła ta książ­ka, mącąc wyide­ali­zo­wa­ny obraz śro­do­wi­ska lite­rac­kie­go, obraz, powiedz­my sobie wprost, fał­szy­wy.

W Two­ich wier­szach czę­sto powta­rza­ją się nazwi­ska róż­nych ludzi, a chy­ba naj­czę­ściej nazwi­sko Dar­ka Fok­sa. Czy to wyni­ka ze wspól­ne­go spo­so­bu patrze­nia na sztu­kę i rze­czy­wi­stość?

Chcia­ło­by się powie­dzieć: „bez komen­ta­rza”… Zwy­czaj dys­ku­sji tek­sta­mi z tek­sta­mi innych jest moc­no zako­rze­nio­ny w lite­ra­tu­rze i powszech­ny. Zda­rza się, że świa­do­mie, nie­świa­do­mie lub pod­świa­do­mie nawią­zu­je­my, cytu­je­my, dedy­ku­je­my. Jest to nie­unik­nio­ne, że doty­ka cię i pobu­dza to, co robią inni, więc piszesz o tym. A czę­sto cho­dzi po pro­stu o sytu­ację, w któ­rej znaj­du­jesz się z kon­kret­na oso­bą.

Nic wię­cej nie powiem na ten temat, ponie­waż musia­ła­bym mówić o pry­wat­nych przy­jaź­niach, a chy­ba nie o to cho­dzi w tej roz­mo­wie.

Pew­nie, że nie, ale jesz­cze tro­chę poplot­kuj­my. Tym razem o Artu­rze Bursz­cie. Oglą­da­łem w tele­wi­zji, że nie do koń­ca byłaś zado­wo­lo­na z for­mu­ły spo­tkań na „For­cie Legni­ca ‘99”?

Zasko­czy­łeś mnie tro­chę, ponie­waż wypo­wiedź w repor­ta­żu o „For­cie Legni­ca” mia­ła, moim zda­niem, pozy­tyw­ny wydźwięk. Może nie do koń­ca odpo­wia­da­ło mi, że w cza­sie moje­go i kole­gów wystę­pu sie­dzia­łam na schod­kach i była pusz­cza­na muzy­ka tech­no. Jed­nak doce­niam pomy­sły insce­ni­za­cyj­ne Artu­ra i jego orga­ni­za­tor­skie umie­jęt­no­ści.

To jak wyobra­żasz sobie spo­tka­nie autor­skie?

War­to zasta­no­wić się nad tym, czy w ogó­le jest sens orga­ni­zo­wać spo­tka­nia autor­skie, co spro­wa­dza się do pyta­nia, czy kto­kol­wiek inte­re­su­je się poeta­mi i poezją poza samy­mi poeta­mi. Draż­ni mnie prze­ko­na­nie, ze do sztu­ki jak do wszyst­kie­go nale­ży podejść mar­ke­tin­go­wo i że wszyst­ko da się sprze­dać, jeśli się to odpo­wied­nio opa­ku­je. Myślę, że wszyst­kie dzia­ła­nia pro­mo­cyj­ne w rodza­ju „For­tu Legni­ca” słu­żą edu­ka­cji czy­tel­ni­ków, a nie zdo­by­wa­niu ich, bo moż­na kogoś, kto czy­ta Jasno­rzew­ską, zachę­cić do Świe­tlic­kie­go, ale z kimś, kto poezji nie czu­je i nie czy­ta w ogó­le, to się nie uda i już. Nie mamy wpły­wu na odse­tek „czu­ją­cych poezję” w spo­łe­czeń­stwie i tomi­ki nie będą się roz­cho­dzić w dzie­siąt­kach tysię­cy egzem­pla­rzy. A na pozy­tyw­ny sno­bizm na czy­ta­nie poezji raczej w Pol­sce nie docze­ka­my.

O autorze

Marta Podgórnik

Ur. w 1979 r., poetka, krytyczka literacka, redaktorka. Laureatka Nagrody im. Jacka Bierezina (1996), stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, nominowana do Paszportu „Polityki” (2001), laureatka Nagrody Literackiej Gdynia (2012) za zbiór Rezydencja surykatek. Za tomik Zawsze nominowana do Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej (2016) oraz do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2016). W 2017 r. wydała nakładem Biura Literackiego tom Zimna książka, który również nominowany był do tych samych nagród. Książka Mordercze ballady przyniosła autorce Nagrodę Poetycką im. Wisławy Szymborskiej oraz nominację do Nagrody Literackiej Nike. Mieszka w Gliwicach.

Powiązania