
Poezja na nowy wiek
nagrania / wydarzenia Różni autorzyDebata w Salonie Polityki wokół antologii Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Pawła Kaczmarskiego z Tomaszem Bąkiem. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających antologię Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, która ukaże się w Biurze Literackim.
Paweł Kaczmarski: To może dziwne określenie, ale Twoja nowa książka jest szalenie satysfakcjonująca – nie w tym sensie, że daje czytelnikowi jakiś rodzaj zadowolenia z siebie (uspokaja, neutralizuje wkurw, etc.), ale w sensie przyjemności czerpanej ze zdecydowania, trafnej bezpośredniości, ciętego języka i ostrego humoru. Ten ostatni kierujesz m.in. przeciwko Krzysztofowi Jaworskiemu. Na blogu napisał kiedyś – w formie, nazwijmy to, aforyzmu – że jeśli roczniki 70. przyniosły poezji polskiej „rozwodnienie” talentu, to roczniki 90. przyniosły „rozwolnienie” talentu. Bardzo ciekawie obracasz te słowa przeciwko Jaworskiemu w wierszu Specjalnie dla ciebie robię licencję pilota, gdzie rozwijasz zaproponowaną przez KJ metaforę i – pozwolę sobie na parafrazę – wygrywasz tradycyjne skojarzenia i obawy związane z tym, jak funkcjonuje system hydrauliczny w samolotowych toaletach. Nie chcę Cię pytać o ideę i sens „konfliktów pokoleniowych” – z tym tematem rozprawiłeś się w świetnym wywiadzie przeprowadzonym przez Monikę Glosowitz i Dawida Kujawę dla ArtPapieru – więc zapytam raczej o przewidywania: czy spodziewasz się więcej takiej krytyki „młodych” ze strony „starych” i „średnich”? Czy myślisz, że ma coś wspólnego z (niekoniecznie prawdziwym, a raczej na pewno nie do końca prawdziwym) obrazem młodszego pokolenia jako jednoznacznie politycznie zaangażowanego?
Tomasz Bąk: Ciężko mi z tego miejsca ręczyć za starszych kolegów i koleżanki – być może będzie zupełnie odwrotnie. Myślę, że o odwrotnej tendencji może świadczyć chociażby nominacja do Silesiusa dla Piotrka Przybyły, która niezmiernie mnie cieszy i wydaje mi się czymś absolutnie naturalnym i oczywistym, choć z tego, co zasłyszałem od osób przechodzących midlife crisis/wychodzących z tegoż kryzysu (co prawdopodobnie jest jednym i tym samym), wcale tak naturalna być nie musiała. Ja w każdym razie gardę trzymam wysoko – jeśli pojawią się jakieś bezpodstawne/bezzasadne zarzuty (takie jak wspomniany wpis, okraszony dodatkowo wierszem, który można spokojnie sprowadzić do dość powszechnej opinii, że kiedyś to było, a teraz to nie ma i nie będzie), to będę je mniej lub bardziej bezpośrednio kontrował.
Jeszcze jedno pytanie o prognozę. W nowej książce odpowiadasz Jaworskiemu, ale dialogujesz też choćby z Pietrek i Kopytem – do ich wierszy nawiązujesz bezpośrednio (fraza „język korzyści” pojawia się w Litanii do człowieka-pizdy, a w centralnym i tytułowym dla tomu poemacie grasz z jedną linijką z iuvenes dum sumus Szczepana). Popraw mnie, jeśli się mylę i coś przegapiam – ale wydaje mi się, że jeszcze jakieś pięć lat temu dialog pomiędzy tak zwanymi „zaangażowanymi” był raczej wyłącznie pozatekstowy. Myślisz, że coś się zmienia – że takich wierszowych dialogów będzie więcej? I czy będą sprzyjać jakiegoś rodzaju programowej bliskości?
Powiem w ten sposób – od pewnego czasu marzy mi się stworzenie czegoś, co można by nazwać poetyckim splitem. Książki przygotowanej przez przynajmniej dwóch autorów, zawierającej niepublikowane wcześniej i przygotowane specjalnie na tę okazję wiersze, skomponowanej na zasadzie klasycznie bluesowego call & response, nie tylko poruszającej istotne (choćby z punktu widzenia naszego przetrwania na tej planecie) tematy, ale też zaprzeczającej dość często (wciąż!) powtarzanej tezie, że poezja nie może być działaniem kolektywnym. Celowo skorzystałem z muzycznej terminologii, bo absolutnie nie wykluczam jakiegoś hałaśliwego i pozornie nieprzyjemnego tła dla takiego, tfu!, projektu.
Pomysł brzmi fantastycznie. Rozumiem, że masz już kogoś na myśli – ale nie będę strzelał ani wyciągał od Ciebie nazwiska; zapytam raczej: wybierałbyś do takiego projektu kogoś, do kogo Ci szczególnie blisko (politycznie, estetycznie), czy – przeciwnie – kogoś, kto na wstępie dałby wrażenie zderzenia poglądów?
Zależy, o jak dużej rozbieżności/bliskości poglądów mówimy – w przypadku zajmowania przez autorów jednakowych lub niespełna bliźniaczych stanowisk taka książka nie miałaby chyba większego sensu. Sytuacja odwrotna na pierwszy rzut oka może wydawać się bardziej interesująca, ale to prawdopodobnie tylko złudzenie, a pójście po linii Jana Pospieszalskiego, próbującego zapraszać do rozmowy w programie ONR i Razem nie wydaje mi się ani słuszne, ani artystycznie atrakcyjne. Zresztą mogłoby się okazać, że problemy z dogadaniem się zaczęłyby się jeszcze przed samą pracą poetycką, czyli na etapie doboru tematów – może wynika to z moich dysfunkcji i uprzedzeń, ale mam wrażenie, że ci na drugim biegunie zajmują się zupełnie innymi rzeczami…
Muszę Cię zapytać o Boga i religię, bo to temat zaskakująco często w recepcji Twoich książek przemilczany. A dużo go u Ciebie – religijna retoryka otwiera i zamyka [beep] Generation, po drodze jest i litania, i wiersz o „palcach Boga”; w Kanadzie może nie było tych nawiązań aż tyle, ale były. Na lewicy jest kilka popularnych tradycji związanych z badaniem i przechwytywaniem religijnego języka – od rosnącego zainteresowania teologią polityczną przez całą kwestię „Kościoła otwartego” po fascynację św. Pawłem jako komunistycznym bojownikiem (tu na przykład znana, często przywoływana, ale chyba trochę przeceniona książka Badiou). Do którejś z tych tradycji jest Ci blisko? Czy raczej nawiązujesz do języka religii z bardziej prozaicznych powodów – ze względu na to, jak wszechobecny jest w życiu codziennym, jeśli rodzi się, wychowuje i mieszka w Polsce?
Cóż, od pewnego czasu uparcie powtarzam, że stwierdzenie o tym, jakoby polska kultura opierała się stabilnie na dwóch „nogach” – tradycji chrześcijańskiej oraz tradycji grecko-rzymskiej (przepraszam za daleko idące uogólnienia) wydaje mi się może nie błędne (bo to byłoby potencjalnie bardzo ryzykowne), ale przynajmniej chwilowo nieaktualne. Rozmaite odnośniki do filozofii antycznej czy mitologii stają się dla wielu moich rówieśników nieczytelne (prawdopodobnie wynika to z proporcji i rozłożenia akcentów w programach nauczania), przez co operowanie nimi w wierszach byłoby po prostu bezzasadne. Dlatego też dość mocno eksploatuję języki religijne, z którymi w obecnej sytuacji nie sposób się nie spotkać (bardzo chciałbym poznać kogoś, kto wychował się w Polsce i nie był narażony na ich długotrwałe oddziaływanie) – myślę, że dzięki temu teksty stają się bardziej komunikatywne. No i nie da się ukryć, że doceniam wartość literacką Starego i Nowego Testamentu (i popieram w całej rozciągłości Homera Simpsona, który stwierdził, że gdyby Bóg faktycznie potrzebował pieniędzy, to napisałby drugą Biblię, bo przecież pierwsza całkiem nieźle się sprzedała), choć od wszelkich form zinstytucjonalizowanej religii trzymam się dość daleko. Wynika to po prostu z kiepskich doświadczeń małomiasteczkowego chłopaka, który w ramach katechezy był egzorcyzmowany za koszulkę Metalliki, a o Kościele otwartym usłyszał bardzo późno, i to z drugiej ręki (księdza z gitarą i magnetowidów na plebaniach nie liczę). Natomiast już z dala od Kościoła zdarzyło mi się czerpać nieco satysfakcji z lektury Akwinaty, no i zaliczyłem niezbyt długi okres fascynacji teologią wyzwolenia.
Jedna z rzeczy, która w Twoim nowym tomie spodobała mi się najbardziej – wydaje się, że potencjalnie wyznacza kierunek dla poezji zaangażowanej na najbliższe lata – to zainteresowanie tym, co wolnorynkowa, neoliberalna retoryka robi z codziennym językiem. W wierszu Człowiek-pizda przestępuje z lewej na prawą przejmujesz szereg komunałów wykorzystywanych przez ten charakterystyczny, „zdroworozsądkowy”, korwinowski liberalizm, który ustawia w Polsce znaczną część codziennych dyskusji o polityce, i pokazujesz jego smutne absurdy w bardzo ładnym stylu. W Tygodnikach opinii w fantastyczny sposób grasz z różnymi przestrzennymi metaforami opisującymi działanie kapitału, snując wizję festiwalu lotniczego Międzynarodowego Funduszu Walutowego („złoty pikujący ku uciesze tłumu, beczka!”; „grupa akrobatyczna na mi-24/ zrobi, co zechce, bo za duża, by upaść”). Przykładów jest dużo. Zajmujesz się pokazywaniem neoliberalnej retoryki jako siły aktywnie zmieniającej język (w potencjalnie dużo większym stopniu niż wyklinana przez prawicę „polityczna poprawność”). W związku z tym pytanie: co jest dalej na liście takich językowych celów? Jakie językowe zjawisko, automatyzm, komunał Cię wkurzają? Albo, może trochę prowokująco: kto najbardziej szkodzi dziś polszczyźnie?
Cóż, prawdopodobnie polszczyźnie najbardziej szkodzi właśnie to, że jest i nadal chce być polszczyzną, czyli językiem (niestety) mocno peryferyjnym. Latami czekamy na przekłady ważnych tekstów, tracimy czas na wzajemne uzgodnienie polskich tłumaczeń terminów podpatrzonych u badaczy z innych stron świata, wprowadzamy w obieg mocno kalekie kalki słów z obcych języków – mógłbym tak długo, ale na tym poprzestanę, bo przecież nie o to pytałeś.
Doprecyzuję jedną rzecz w kwestii mojej wojny hybrydowej z neoliberalizmem: tak, to faktycznie odbywa się głównie na poziomie języka, ale chodzi o coś groźniejszego. To wszystko ma niestety dużo dalej idące konsekwencje dla samych procesów myślowych (równie słynna, co niesławna TINA), co przekłada się na możliwości ewentualnych działań. Myślę, że jest to bardzo sprytny i pokrętnie ciekawy mechanizm, powiedzmy, medialny (nie drążę tego dalej, bo wcale nie marzę o procesach) – z jednej strony absolutne przyjęcie dyktatu ekonomii (jakkolwiek ją nazwiemy – neoklasycznej/neoliberalnej/słodkowodnej/wolnorynkowej – chodzi zasadniczo o to samo, w kraju, w którym dzieci straszy się Marksem, rozmowa o innej ekonomii zakrawa zresztą na myślozbrodnię), a z drugiej strony celowe spychanie tej samej ekonomii na dalekie strony dzienników, do mediów eksperckich i pseudo-eksperckich, ukrywanie jej za skomplikowanym żargonem i modelami ekonomicznymi… W świetle powyższego możliwy jest dla mnie scenariusz, w którym wszyscy wokół widzą, że król jest nagi, ale nie są o tym w stanie opowiedzieć, bo słowa, którymi mogliby to wyrazić jasno i dobitnie, tak naprawdę nigdy nie były im dane, to nigdy nie były ICH słowa. Może właśnie tu pojawia się miejsce dla poety? Czy są na sali jacyś poeci?
Co dalej? Kolejnym celem będzie prawdopodobnie nieco głębsze i bardziej metodyczne podejście do związków języka religii i języka ekonomii, a także procesu zastępowania Boga przez Niewidzialną Rękę Rynku – to drugie wydaje mi się zresztą znacznie bardziej interesujące. Zwłaszcza w kontekście kilku felietonów, które względnie niedawno pojawiły się w mediach prorządowych/niepokornych (wybacz, gubię się już w tym nazewnictwie). Ich autorzy postulowali budowę „nowego średniowiecza”, zupełnie nie zauważając, że ono jest już dawno gotowe i świetnie się trzyma, tylko teologów zastąpili ekonomiści, a maksymalizacja użyteczności jest nową ziemią obiecaną. Ale o tym może szerzej opowiem w dłuższej formie poetyckiej, raczej nie wcześniej niż za dwa lata, bo tyle, jak sądzę, potrwają prace.
To myślenie lewicy o poezji jako języku do pomyślenia nowej/innej rzeczywistości – radykalnie odmiennej od tego, co obecny porządek przedstawia jako „naturalne” – ma na lewicy (nie tylko literackiej) długą i świetną tradycję. Wykorzystam więc tę myśl, żeby zamknąć rozmowę pytaniem o aktualne inspiracje. Nie chcę zgadywać (chociaż kiedy czytam Twoje opisy miasta, do głowy przychodzą mi Jasieński i Tuwim), więc może otwarcie: kogo teraz czytasz i czytałeś niedawno, jakie poetyckie tradycje są Ci bliskie, u kogo z bardziej czy mniej zapomnianych autorów widzisz potencjał dla nowej zaangażowanej poezji?
Tuwim to bardzo dobry strzał – w związku z przeprowadzką do Łodzi powrót do jego tekstów był dość prostym wyborem i faktycznie mogło mieć to jakiś wpływ na kształt drugiej książki, zwłaszcza jeśli zestawisz Wiosnę Tuwima z Wierszem współfinansowanym ze środków…. Ponadto, tak, jak to miało miejsce w przypadku debiutu, nawiązuję otwarcie do twórczości poetów urodzonych w latach sześćdziesiątych, którzy pozostają dla mnie ważnym punktem odniesienia – tym razem padło na Barana i Sendeckiego. No i jest też rewriting jednego z wierszy Bukowskiego, ale nie ma w tym jakiegoś głębszego dna, po prostu pasowało mi to do konstrukcji tomu, a skoro [beep], to nie zaszkodzi i beat.
Co do nowszych rzeczy, to ciekawe wydają mi się pomysły zrealizowane w wydanych w zeszłym roku książkach Michała Czai i Kacpra Bartczaka – to może być droid, którego szukamy. A jeśli chodzi o „potencjał dla nowej zaangażowanej poezji”, to myślę, że wraz z jednoczesnym przyspieszeniem i postępującym cofaniem się historii jednego z krajów nadwiślańskich, do łask powrócą techniki stosowane przez poetów Nowej Fali. Między ciosami lawy i ciosami słońca.
Urodzony w 1991 roku. Krytyk literacki, pisze głównie o poezji współczesnej. Redaktor działu recenzji książkowych w „Ricie Baum” oraz „8. Arkusza”, dodatku młodopoetyckiego do miesięcznika „Odra”. Współpracownik czasopisma naukowego „Praktyka Teoretyczna”. Mieszka we Wrocławiu.
Urodzony w 1991 roku. Poeta, autor książki poetyckiej Kanada (2011). Laureat Nagrody Poetyckiej SILESIUS 2012 w kategorii debiut. Ostatnio wydał tom [beep] generation. Mieszka w Łodzi.