
Rozmowy na koniec: odcinek 12 Julek Rosiński
nagrania / transPort Literacki Antonina Tosiek Jakub Skurtys Julek RosińskiDwunasty odcinek z cyklu „Rozmowy na koniec” w ramach festiwalu TransPort Literacki 27.
WięcejRozmowa Dawida Mateusza z Julkiem Rosińskim, laureatem konkursu na „Wiersz i opowiadanie doraźne 2020”.
Dawid Mateusz: Julku, po przeczytaniu Twojego utworu, który zwyciężył w konkursie na „Wiersz i opowiadanie doraźne”, mam poważne podejrzenie, że jesteś wyznawcą groźnej ideologii ekologizmu. Chciałem zapytać, jakie są wasze cele? Co chcecie osiągnąć? Czy nie może być jak było?
Julek Rosiński: Ekologizm… czuć te ciary, nie? Hmm… chciałem od samego początku pozbyć się jakże kłującego w tej kwestii podmiotu „My”, bo też nie czuję się upoważniony do przemawiania w imieniu jakiejkolwiek z grup, które przychodzą mi do głowy, a z którymi mogę być mylnie identyfikowany. Bo Dawidzie, ja mogę tu pięknie wyrecytować postulaty MSK, extinction rebellion czy innych tego typu organizacji, które to arcybiskup Jędraszewski postanowił namaścić mianem wyznawców ekologizmu, to znaczy tych, którzy w erze jednego olbrzymiego pata ekonomiczno-społeczno-kulturalnego postanowili zejść z szachownicy, wyjść na ulicę, a co jeszcze „gorsze” ‒ postanowili pojąć swoją walkę jako część większej walki, połączyć kropki, zestawić kwestię ekologii z feminizmem czy dążeniem ku równouprawnieniu mniejszości seksualnych, zauważając zależności między nimi, że jedynie nowoczesne, w pełni równe społeczeństwo może być społeczeństwem odpowiedzialnym, także ekologicznie. To wszystko mogę ci pięknie wyśpiewać, ale niestety zakładam, że minęłoby się to z myślą przewodnią pytania.
W porządku, w takim razie, czy ekologizm jest nowym językiem poezji? Na Stacji Literatura 25 odbyła się burzliwa dyskusja na ten temat, dyskusja, która później przeniosła się na balkony, do pokoi i autobusów. Jak Ci się podobała?
Jeżeli temat ekologii na dobre rozsiadł się w dyskusji społecznej, to oczywiste jest także to, że stał się obiektem nie do obejścia również dla szeroko pojętej sztuki, która skorupkę dialogu nosi od zawsze i gdy trzeba, to z niej łypie. Nie zgodziłbym się jednak z tym, że jest to język znowu taki nowy, bo gdybyśmy mieli wymienić polskich ekopoetów, to raczej są to ludzie, którzy to, co robią, robią już od kilku, kilkunastu lat (Góra, Fiedorczuk, Lebda, Kapela etc.). Moim zdaniem znajdujemy się w momencie przełomowym dla całej poezji zaangażowanej, która podobnie jak inne formy protestu zaczyna powątpiewać w swoją ‒ hmm… nie wiem, czy kiedykolwiek można było tego słowa używać ‒ skuteczność. Może czas na scenę performatywną, może trzeba dodać gazu, a może w ogóle z innej strony… nie wiem.
Co do dyskusji, to muszę się przyznać, że nie wysłuchałem jej całej, bo w pewnym momencie byłem zajęty makaronem z grzybami Konrada Góry, więc nie wiem, czy chciałbym ryzykować jakimś soczystym podsumowaniem. Fajnie było, grzyby okazały się jadalne.
Czyli tym razem się udało, cieszę się. Urodziłeś się w roku 2001. Nie będę Cię tu podpuszczał do wynurzeń generacyjnych, mówisz tylko w swoim imieniu. Jednak ta zmiana pokoleniowa wymusza na mnie samym pewne pytania: jakie języki, jakie dykcje są dla Ciebie ważne? Czy naprawdę klasykami są dla Ciebie już obecni czterdziestolatkowie? Które linki bierzesz jako swoje, uznajesz za żywe i warte rozwoju? Co natomiast z tego, co było w poezji omawiane przez ostatnie kilka lat, odczuwasz jako zupełnie przebrzmiałe?
Gdy pierwszy raz pojechałem do Krakowa na premierę „Stonera” i zobaczyłem Patryka Kosendę (jeszcze wtedy bez książki), a tuż obok Roberta Rybickiego, to mnie wryło w parkiet ‒ to tak à propos czterdziestoletnich klasyków. Swoją przygodę z najnowszą poezją zacząłem na kółku o tej samej nazwie, a zaczęło się ono od Piotra Janickiego i Justyny Bargielskiej, w takiej poezji mnie „wychowano” [śmiech], jeszcze potem doszedł Wawrzyńczyk, Jaworski, Kaczanowski, Salamun itd. (oberwałem też Pułką).
Przebrzmiałe ‒ nie wiem, serio, chciałbym tu naprawdę czymś zarzucić, zaryzykować, ponieść konsekwencje, ale zwyczajnie nic mi do głowy nie przychodzi. Świeże ‒ czytajcie, ludzie, Michała Mytnika!
Zaklepane! Czego brakuje we współczesnej liryce polskiej? Czy istnieją dykcje, które znajdują się w cieniu i zasługują na większe docenienie?
Znów nie czuję się adekwatną osobą do udzielania odpowiedzi, a to zwyczajnie przez to, że śledzę scenę poetycką dopiero od dwóch lat i trudno jest mi zabierać głos, zaczynając inaczej niż: „ja tam nie wiem”, ewentualnie „moim zdaniem”. Ale niech się stanie. Moim zdaniem, jeżeli czegoś współczesnej polskiej liryce brakuje, to odwagi, tym wyżej. Brakuje przysłowiowych cojones, np. w przyznawaniu nagród, a potem traci na tym nie tylko odrzucony twórca, ale też poezja, która w pewien sposób traci twórcę. Z ostatnich przykładów to na pewno Robodramy w Zieleniakach, które gdzieś kompletnie zaginęły, a zaginąć nie powinny!
Ależ ja właśnie dlatego zadaję Ci to pytanie, gdybyś czuł się uprawniony do udzielania adekwatnych odpowiedzi, mogłoby to świadczyć, że pojawia się jakiś problem. Pełna zgoda w sprawie Robodramów w Zieleniakach i nagród poetyckich. A jeszcze takie pytanie: ile Was jest? Tych po 2000? Do matury przystąpiło w tym roku 240 tysięcy Polek i Polaków. Wiemy o Was tyle, że jaracie amsterdam na piętnastkach i dwudziestkach, nosicie Supreme, jeździcie Mercedesami, a Ukry sprzątają Wasz penthouse. Moje pytanie brzmi: a ile z Was pisze wiersze? Ty, Zuzanna Strehl, Nina Wojtala, ktoś jeszcze? Macie jakieś swoje kluby? Kółka zainteresowań? Świetlicę? Wybraliście już przewodniczącego albo przewodniczącą?
My to, my to… ponoć matura poszła średnio… nie ważne.
Nie mam pojęcia, jak ma się sprawa z pisaniem, bo to, że pisze każdy, to wiemy, a ile osób pisze w sposób warty uwagi, interesuje się i tak dalej ‒ nie wiem. W sensie [śmiech] jest jeszcze świeższy towar, który maturę będzie pisał dopiero za dwa lata, a już nieźle rozrabia; mówię tutaj o Szymonie Kowalskim, który swój debiut zaliczył ostatnio na łamach wydawnictwa j, debiut naprawdę ciekawy! Pewnie z mojego rocznika ludzie zaczną wypływać już niedługo, bo się, ten, no, studia zaczynają, a brać akademicka ma ponoć nielichy wpływ na te sprawy (wykwitów).
Przewodniczący, przewodnicząca? Akurat do roli przewodniczącej z automatu zgłosiłbym Zuzę, przewodnicząca to nie przelewki (raz byłem vice, wycofałem się), tam trzeba rzeczy ogarniać i w ogóle. A teraz tak na serio, Zuza ma taki vibe przewodniczącej klasowej ‒ oczywiście z całą miłością dla Zuzy!
Pytanie z poziom rozszerzonego: wszyscy macie „połowicznie wyjebane”? Omów i scharakteryzuj swoją wizję poety współczesnego. Dlaczego nie warto się napinać? A może warto?
No i przylgnęło… Czy wszyscy mamy połowicznie wyjebane? Wydaje mi się, że właśnie nie. Ludzie w moim wieku mają to do siebie, że obierają strony, często w czysto szurowski (chyba tak się to odmienia) sposób. Jest w tym siła, jest nadzieja, zwłaszcza gdy się patrzy na marsz, na kolektyw, na zbiorowość. Moje „wyjebane” oznacza właśnie ubicie w sobie ‒ na „czas” tekstu ‒ stronniczego podmiotu, wyjebane jako pryzmat, przez który mogę spojrzeć nie na marsz, ale w twarze, zupełnie zwyczajne, najedzone, paradoksalnie, zobaczyć się tam, tę drugą połowę ‒ pisanie wierszy to świetna zabawa.
I o zabawowej warstwie tej pracy wszyscy powinniśmy pamiętać, ale do tego wrócimy już innym razem. Dzięki za rozmowę i jeszcze raz gratuluję wygranej w konkursie na „Wiersz i opowiadanie doraźne 2020”!
Urodzony w 1986 roku. Publikował w licznych pismach zwartych i ulotnych. Podejmował wiele, mniej lub bardziej udanych inicjatyw kulturalnych. Jest autorem debiutanckiej Stacji wieży ciśnień (2016), która ukazała się nakładem Biura Literackiego. Mieszka w Krakowie.
Urodzony w 2001 roku. Pisze wiersze. Laureat 14. edycji Połowu oraz konkursu „Wiersze i opowiadania doraźne 2020”. Publikował w „Dwutygodniku”, „Wizjach”, „Małym Formacie”, „Wakacie”, „Kontencie”, „Stonerze Polskim”, „Rzyradorze”, „8. Arkuszu Odry”. W 2022 roku nakładem Biura Literackiego ukaże się jego pierwsza książka poetycka. Właśnie wprowadził się na warszawski Tarchomin.