Czerwone liście derenia
utwory / premiery w sieci Wioletta GrzegorzewskaPremierowy zestaw wierszy Wioletty Grzegorzewskiej.
Więcej2 odcinek cyklu wywiadów Wioletty Grzegorzewskiej zatytułowanego Wyjechały – rozmowa z Marzeną Stefańską-Adams
„Wyjechały” to nawiązujący swym tytułem i zawartością do Wyjechali, zbioru czterech „wygnańczych” opowieści W. G. Sebalda, cykl rozmów Wioletty Grzegorzewskiej z polskimi artystkami: pisarkami, tłumaczkami, poetkami, które wyjechały po wejściu Polski do Unii Europejskiej i do tej pory mieszkają za granicą.
Razem z koleżanką, Edytą Matejko-Paszkowską, założyła pani wydawnictwo promujące kulturę i literaturę koreańską?
Tak, w 2007 roku powstało wydawnictwo Kwiaty Orientu, które jest jedynym wydawnictwem w Polsce i na świecie promującym wyłącznie literaturę koreańską.
Dlaczego postanowiła pani założyć tę oficynę w Polsce?
Na pomysł wpadłyśmy zaraz po studiach, kiedy obie miałyśmy sporo przekładów literatury na język polski, a nikt nie chciał wówczas tak mało znanej literatury wydawać. Doszłyśmy do wniosku, że może same założymy wydawnictwo i zaczniemy promować tak mało znaną, a jednocześnie tak doskonałą literaturę. Początki były niezwykle trudne, bo nawet dystrybutorzy czy księgarze nie chcieli sprzedawać koreańskiej literatury. Pokonałyśmy po drodze wiele trudności, przeszkód i chwil załamania. Dziś, po ośmiu latach, nie jesteśmy już nieznanym wydawnictwem. Mamy ponad dwadzieścia tytułów, doskonałą sieć dystrybucji i wiele sukcesów nie tylko w Polsce, ale i w samej Korei. Cały czas się rozwijamy, mamy dużo planów na przyszłość. Wierzę, że tak naprawdę wiele sukcesów jeszcze przed nami.
Gdzie pani studiowała?
Na Uniwersytecie Warszawskim, Wydział Neofilologii, specjalizacja koreanistyka. Było kilka osób na roku i tylko jedna koreanistyka w Polsce. Teraz mamy w kraju trzy, a studentów pięciokrotnie więcej.
Dlaczego akurat ten rzadki kierunek? Co zafascynowało panią w Korei?
Zawsze interesował mnie Daleki Wschód. Japonia była moim pierwszym krajem, który pokochałam. Miała być japonistyka, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Namówił mnie do tego wujek, który w Korei wówczas pracował. Powiedział: kiedyś ten kraj podbije świat. I nie mylił się. Dziś Korea jest w światowej czołówce państw najlepiej rozwiniętych. Firmy takie jak Samsung, LG czy Hyundai zawładnęły niemalże każdym kontynentem.
A literatura koreańska? W jakim momencie zainteresowała panią na tyle, że zaczęła ją pani przekładać?
Literatura też zaczęła mnie interesować wcześnie, jeszcze w liceum. Przeczytałam wówczas książkę Abe Kobo Kobieta z wydm, która wywarła na mnie tak duży wpływ, że już wtedy postanowiłam przekładać literaturę jakiegoś kraju na polski.
Pani pierwsze przekłady?
Jak tylko mój koreański stał się na tyle dobry, żeby czytać w nim książki, zaczęłam szukać tej „mojej pisarki”. Bo bardzo szybko wiedziałam, że musi to być kobieta. Literatura koreańska kobieca była zdecydowanie ciekawsza i bardziej wymowna. To jeszcze był kraj, gdzie kobieta miała mało do powiedzenia. Teraz się to zmienia, ale wtedy kobiety walczyły o swoje dobro właśnie poprzez literaturę. I znalazłam moją pisarkę – Oh Jung-hui. Zaczęłam powoli tłumaczyć jej opowiadania, pracę magisterską napisałam na jej temat. Potem wydawnictwo Kwiaty Orientu wydało tomik wierszy pod tytułem Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania. To była jedna z naszych pierwszych książek. Jest niezwykle ważna nie tylko dla wydawnictwa, ale dla mnie samej. Potem jeszcze przełożyłam krótką nowelę tej pisarki pod tytułem Ptak. Uważam, że Oh Jung-hui jest jedną z najbardziej utalentowanych pisarek nie tylko w Korei, ale całej Azji. Szkoda, że pisała w czasach totalnie zdominowanych przez mężczyzn. Dziś pewnie miałaby już Nobla.
Czy Oh Jung-hui wciąż publikuje?
Już nie. Szkoda. Kilka lat temu spotkałam się z nią i obiecała napisać jeszcze jedną, ostatnią już książkę w swoim życiu. Na obietnicy się skończyło. Ja nadal czekam.
A co dokładnie zmieniło w Korei Południowej, jeśli chodzi o równouprawnienie kobiet? Czy kobiety publikują częściej, mają swoje pisma, otrzymują nagrody literackie?
Przede wszystkim jest o nich głośno. Otrzymują najbardziej prestiżowe nagrody, stają się sławne na arenie międzynarodowej. Nazwiska takie jak Han Kang czy Shin Kyung-sook są znane w wielu krajach. Wegetarianka Han Kang czy Zaopiekuj się moją mamą Shin Kyung-sook zostały przetłumaczone na ponad dwadzieścia języków. Wcześniej tego nie było. Do tego sukcesu przyczyniły się inne rzeczy, na przykład to, że mają swoje agencje literackie, które prężnie działają, ale w samej Korei też odnoszą sukcesy, których wcześniej nie miały. Młode pokolenie Koreańczyków zmieniło się tak bardzo, że jak tam teraz jadę, to nie poznaję Korei. Młodzi mężczyźni traktują kobiety zupełnie na równi, kobiety po urodzeniu dzieci mogą pracować i robić kariery. Natomiast wśród osób starszych tego nie ma. Przepaść między pokoleniami jest ogromna.
Jak wygląda pani warsztat tłumacza?
Przekład literatury to niezwykle trudna rzecz. Każdy tłumacz ma swoje własne do tego podejście i własne pomysły. Ja przede wszystkim muszę mieć natchnienie. Trochę jak pisarz, tłumacz też musi poczuć moment, kiedy może siąść i pisać. Muszę też mieć swoje odpowiednie miejsce – moje biurko w pokoju, w którym tylko ja przebywam. Musi być cisza, a nawet odpowiednia pogoda – najlepiej lekki deszcz lub zmrok za oknami. Wszystko to jest dla mnie ważne.
A dobór książek do przekładu? Są to pani własne wybory czy zlecenia?
Zawsze tłumaczę coś, co już przeczytałam i wiem, że to jest treść, którą mogę przełożyć na polski. Nie mogłabym tłumaczyć książki na zlecenie. Ja muszę czuć klimat i lubić autora.
Pracuje pani etapami?
Najpierw przekładam treść, żeby mieć całość po polsku, a potem zaczyna się właściwa praca. Szlifowanie każdego po kolei zdania, ciągłe czytanie i poprawianie. Ten proces jest najdłuższy, ale dla mnie najciekawszy. Są momenty, kiedy zacinam się na jakimś fragmencie i muszę od książki odpocząć nawet kilka tygodni. Całość trwa do 12 miesięcy. Moją pierwszą książkę – opowiadania Oh Jung-hui Miłość zeszłej jesieni – tłumaczyłam kilka lat. To bardzo długi proces, jednak dający wiele satysfakcji.
Czy udało się pani odwiedzić Koreę Południową?
Tak, w Korei byłam kilka razy, w tym raz na dłuższym stypendium. Bez wyjazdu tam nie można nauczyć się dobrze języka. Teraz do Korei jeżdżę w celach biznesowych. Nawiązałyśmy współpracę z koreańskim instytutem, który wspiera literaturę koreańską na świecie i często jeżdżę do Korei, dać wykład o literaturze koreańskiej w Polsce. Tam wydawnictwo Kwiaty Orientu cieszy się wielkim uznaniem i chcą, abyśmy mówiły o tym, jak należy promować i wydawać koreańskie książki. Jak wspomniałam wcześniej, takiego wydawnictwa nie ma na całym świecie.
Skoro Kwiaty Orientu są pionierskim wydawnictwem, to jak pani myśli, dlaczego tak trudno jest mu popularyzować literaturę koreańską w Polsce? Na przykład Wegetarianka Han Kang musiała najpierw ukazać się w Wielkie Brytanii, gdzie doczekała się wielu recenzji i dopiero potem zauważono ją też u nas, a Han Kang pojawiła się we Wrocławiu jako gość Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania.
Niestety, w Polsce ciężko jest przebić się mniejszym wydawnictwom do znanych gazet czy programów. Trzeba mieć bardzo dobre układy i znajomości. Tak jest chyba w każdej dziedzinie. Nawet ciężko dostać się do księgarń małym wydawnictwom, jak na przykład do Empiku. Empik sprzedaje tylko znane nazwiska i do tego perfumy, mydła i ozdóbki. Naszych książek tam kupić nie można. A szkoda, bo literatura koreańska staje się bardzo popularna. Na pewno słyszała pani o K‑popie, za którym idą inne dziedziny kultury, jak literatura i filmy. Jeszcze niedawno cały świat śpiewał i tańczył Gangnam style. Mówi się teraz o koreańskiej fali hallyu. Nadszedł czas na Koreę, dlatego tak bardzo liczę na sukces literatury w niedługim czasie. Bardzo się cieszę, że ja i Edyta bierzemy udział w tym całym procesie i że dokładamy się do popularyzacji Korei.
Jak zapamiętała pani swój pierwszy dzień w Korei?
Mój pierwszy dzień w Korei, kiedy pojechałam na stypendium w 1999 roku, był pełen niespodzianek i wielu rozczarowań. To zupełnie inna kultura, inne zachowania, więc nam Europejczykom nie jest łatwo od samego początku. Wtedy było bardzo mało cudzoziemców i widok białej osoby wzbudzał różnego rodzaju zainteresowania, nie zawsze przyjemne. Dotykanie włosów, dziwne przypatrywanie się, ale też i miłe komplementy o dużych oczach i tak dalej. Teraz jest inaczej, ponieważ w Korei mieszka wielu obcokrajowców i dużo jest też mieszanych par. Jest inaczej. Normalniej. Pamiętam, że bardzo miło reagowali na mnie mówiącą po koreańsku. Wtedy to też było mało spotykane, a teraz wielu obcokrajowców mówi płynnie w tym języku. Właściwie Korea jest innym krajem teraz. Nastąpił bardzo duży postęp w zachowaniu w stosunku do cudzoziemców. Pamiętam też, że pierwsze co mnie uderzyło po wyjściu z lotniska, to specyficzny zapach. W Korei je się ogromną ilość czosnku i ten zapach jest zawsze w powietrzu. Był tak mocny i inny zarazem, że do tej pory pamiętam go.
Kiedy pani wyjechała do Anglii?
W Anglii mieszkam już jedenaście lat. Tu poznałam mojego męża i tak już zostałam. Chociaż do Polski jeżdżę często ze względu na wydawnictwo. Zawsze będę miała dwa domy.
Czy w Wielkiej Brytanii trudno przebić się nieznanemu autorowi, jeśli nie zaopiekują się nim agencje literackie?
Uważam, że w każdym kraju trudno się przebić nieznanemu autorowi. Dlatego tak bardzo ważne jest, by mieć agenta literackiego, kogoś, kto pomoże i doradzi. Kiedyś przeczytałam artykuł pod tytułem: 23 porady jak zostać słynnym pisarzem. Pierwszy punkt był: „Znajdź dobrego agenta”. No i oczywiście nie każdy pisze rzeczywiście dobre książki. Nie każdy tytuł zasługuje na sukces. To jest wręcz niemożliwe. Myślę, że każda dobra książka ma szanse się przebić. Tak jest w każdej dziedzinie: dobra piosenka stanie się hitem, piękny obraz zostanie sprzedany za miliony, a dobra książka trafi na listy światowych bestsellerów.
Wspomniała pani o agencjach literackich w Korei i o tym, że przyczyniły się do promocji koreańskich autorek na świecie. Czy dlatego postanowiła pani założyć własną agencję w Polsce?
ALKO – Agencja Literacka Kwiatów Orientu – powstała dość niedawno, bo niespełna półtora roku temu. Pomysł zrodził się jednak kilka lat temu, kiedy poznałam w Korei agenta literackiego Josepha Lee. To on zaproponował, żebym znalazła ciekawych polskich pisarzy, a on poszuka wydawnictw w Korei. Polska cieszy się sporym powodzeniem w Korei. Wszyscy znają Szopena, Marię Skłodowską-Curie, Lecha Wałęsę, Wisławę Szymborską, Czesława Miłosza. Joseph Lee zaproponował, żeby znaleźć kogoś, kto pisze teraz, bo jest na to zwyczajnie zapotrzebowanie. Zaczęłam szukać. Problem jednak pojawił się szybko – język. Koreańskie wydawnictwa chciały pełne tłumaczenie na język chociażby angielski. A tego nie mieliśmy. Potem poznałam Barbarę Zitwer – amerykańską agentkę, która reprezentuje między innymi takich pisarzy jak Shin Kyung-sook i Han Kang. I ona też, jak Joseph Lee, zaproponowała, żebym znalazła polskich pisarzy, a ona pomoże mi ich wypromować. I tak zaczęła się nasza wspólna przygoda.
Czy pani agencja przygarnęła już jakichś polskich autorów?
Naszą agencją zainteresowało się kilka znanych nazwisk, ale jak na razie udało nam się sprzedać tylko jedną powieść, którą zakupiło angielskie wydawnictwo Portobello Books. Czekamy z niecierpliwością na pełne tłumaczenie angielskie i wierzymy, że uda nam się sprzedać książkę do innych państw. Na nasze propozycje z Polski czeka Joseph Lee w Korei. Tam nakłady zaczynają się od stu tysięcy.
Tłumaczka literatury koreańskiej, agentka literacka, współzałożycielka wydawnictwa Kwiaty Orientu, która mieszka w Maidenhead nad Tamizą, gdzie prowadzi szkołę językową dla dzieci Linguas Novas. Przełożyła z języka koreańskiego na polski: Zaopiekuj się moją mamą i Będę tam Shink Kyung-sook, Czarny kwiat Kim Young-ha, Ptak oraz Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania Oh Jung-hui. W 2013 roku otrzymała prestiżową nagrodę – Outstanding Service Award ufundowaną przez LTI Korea. Od kilku lat pisze artykuły o promowaniu literatury koreańskiej do magazynów anglojęzycznych i koreańskich.
Pseudonim Wioletta Greg; urodzona w 1974 roku w Koziegłowach. Po ukończeniu filologii mieszkała w Częstochowie, a następnie na wyspie Wight w Wielkiej Brytanii. Opublikowała kilka tomów poetyckich, wybór wierszy i próz Wzory skończoności i teorie przypadku/ Finite Formulae and Theories of Chance (wiersze przełożył Marek Kazmierski), minibook Polska prowincja (wraz z Andrzejem Muszyńskim), książkę prozatorską Guguły, której adaptację (w Polsce i w Mołdawii) wystawiał białostocki Teatr Dramatyczny (reż. Agnieszka Korytkowska-Mazur). Laureatka Złotej Sowy Polonii w Wiedniu oraz finalistka nagród literackich: Nike, Gdynia oraz międzynarodowej The Griffin Poetry Prize w Kanadzie. Przekładana na angielski, hiszpański, kataloński, francuski i walijski.
Premierowy zestaw wierszy Wioletty Grzegorzewskiej.
Więcej7 odcinek cyklu wywiadów Wioletty Grzegorzewskiej zatytułowanego „Wyjechały” – rozmowa Urszuli Chowaniec i Wioletty Grzegorzewskiej z Irit Amiel.
Więcej6 odcinek cyklu wywiadów Wioletty Grzegorzewskiej zatytułowanego „Wyjechały – rozmowa z Anną Błasiak.
Więcej5 odcinek cyklu „Wyspa” autorstwa Wioletty Grzegorzewskiej.
WięcejGłos Wioletty Grzegorzewskiej w debacie „Jeszcze jedna dyskusja o parytetach”.
Więcej4 odcinek cyklu „Wyspa” autorstwa Wioletty Grzegorzewskiej.
Więcej4 odcinek cyklu wywiadów Wioletty Grzegorzewskiej zatytułowanego „Wyjechały” – rozmowa z Kamilą Pawluś.
Więcej3 odcinek cyklu wywiadów Wioletty Grzegorzewskiej zatytułowanego „Wyjechały” – rozmowa z Urszulą Chowaniec.
Więcej3 odcinek cyklu „Wyspa” autorstwa Wioletty Grzegorzewskiej.
Więcej2 odcinek cyklu „Wyspa” autorstwa Wioletty Grzegorzewskiej.
Więcej1 odcinek cyklu wywiadów Wioletty Grzegorzewskiej zatytułowanego „Wyjechały” – rozmowa z Martą Dziurosz
Więcej1 odcinek cyklu „Wyspa” autorstwa Wioletty Grzegorzewskiej.
WięcejGłos Wioletty Grzegorzewskiej w debacie „Po co nam nagrody?”.
WięcejGłos Wioletty Grzegorzewskiej w debacie „Mieliśmy swoich poetów”.
WięcejGłos Wioletty Grzegorzewskiej w debacie „Literatura w sieci”.
WięcejGłos Wioletty Grzegorzewskiej w debacie „Poeci na nowy wiek”.
Więcej