wywiady / o pisaniu

Żeby został jakiś obmyślony kształt

Krzysztof Schodowski

Paweł Bień

Rozmowa Krzysztofa Schodowskiego z Pawłem Bieniem, laureatem 12. edycji „Połowu”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Krzysz­tof Scho­dow­ski: Czy na „Poło­wie” spo­tka­łeś ludzi, któ­rzy podob­nie jak Ty czu­ją poezję? Czy może było to zde­rze­nie z odmien­ny­mi dyk­cja­mi? Jak oce­niasz warsz­ta­ty w pra­cow­ni twór­czej?

Paweł Bień: Na dwa pierw­sze pyta­nia mogę odpo­wie­dzieć twier­dzą­co. Owszem, wśród uczest­ni­ków Pra­cow­ni zna­la­zło się kil­ka osób mają­cych podob­ne do moich zapa­try­wa­nia co do roli wier­sza, jego war­to­ści, este­ty­ki itd., co nie koli­du­je w żaden spo­sób z naszy­mi – prze­waż­nie bar­dzo odmien­ny­mi – dyk­cja­mi. Gdy­by nie warsz­ta­ty, zapew­ne do tych spo­tkań by nie doszło. To ich wiel­ka war­tość. Aż szko­da, że Sta­cja Lite­ra­tu­ra trwa tak krót­ko!

Zgo­dził­byś się, gdy­bym nazwał Twój zestaw wier­szy Świę­to ofia­ro­wa­nia czymś w rodza­ju minia­tu­ro­wych poetyc­kich repor­ta­ży?

Zde­cy­do­wa­nie tak, i okre­śle­nie to spra­wi­ło­by mi nawet – przy­znam – pew­ną przy­jem­ność.

To dla mnie o tyle zaska­ku­ją­ce, że czy­tam spo­ro debiu­tów, któ­re w więk­szo­ści są sil­nie zako­rze­nio­ne w wąt­kach auto­bio­gra­ficz­nych, tym­cza­sem w Two­im zesta­wie tra­fiam na wier­sze, któ­re nie­wie­le mówią o ich auto­rze, zaś przy­glą­da­ją się świa­tu z nie­zwy­kłą pre­cy­zją, odda­jąc mu peł­ny głos. Czy ta opty­ka jest zamie­rzo­na?

Moim zda­niem for­ma pozo­sta­je w ści­słym, obu­stron­nym zresz­tą, związ­ku z tre­ścią. W for­mie, któ­rą przy­bie­ra­ją moje dzi­siej­sze wier­sze, miesz­czą się takie wła­śnie tre­ści. Nie jest to efek­tem jakiejś inte­lek­tu­al­nej kal­ku­la­cji. W napię­ciu wyge­ne­ro­wa­nym przez widok dwóch kobiet jedzą­cych nocą kebab w samo­cho­dzie czu­ję mate­riał na wiersz; w alge­brze wła­snych sen­ty­men­tów – raczej spo­ra­dycz­nie. Wszyst­ko, co piszę, jest jed­nak w tym sen­sie auto­bio­gra­ficz­ne, że rodzi się z moje­go wzru­sze­nia, zachwy­tu czy naj­prost­sze­go zdzi­wie­nia; choć w odróż­nie­niu od foto­gra­fii – nie poświad­cza mojej obec­no­ści w miej­scu „akcji”; to zapo­śred­ni­cze­nie przez sło­wo chęt­nie uka­zu­ję.

Kie­dy czy­tam two­je wier­sze, odno­szę wra­że­nie, że one były od razu „goto­we”, tak jak­by każ­dy wiersz gdzieś sobie ist­niał, a Ty tyl­ko „zoba­czy­łeś” go i prze­la­łeś na papier. Piszesz a vista? A może Twój wiersz powsta­je po cięż­kiej, „rzeź­biar­skiej” obrób­ce?

Moje wier­sze nie są rodza­jem ready-made’ów. Owszem, sama histo­ria jest pod­pa­trzo­na czy pod­słu­cha­na, ale oba­wia­jąc się tego, w jakimś sen­sie paso­żyt­ni­cze­go wobec rze­czy­wi­sto­ści sta­tu­su wier­szy, sta­ram się nadać im moż­li­wie naj­bar­dziej pre­cy­zyj­ną for­mę, dla­te­go pra­ca nad nie­któ­ry­mi z nich trwa­ła napraw­dę bar­dzo dłu­go. Zda­rza mi się toczyć ze sobą bata­lię o jakiś prze­ci­nek. Pro­ces roz­cią­ga się w cza­sie: nie­kie­dy zaczy­nam pisać a vista, od razu; inne – jak nazy­wał to Wirp­sza – „impul­sy” cze­ka­ją mie­sią­ca­mi, dora­sta­ją we mnie. Z rzeź­bie­niem moja pra­ca ma z pew­no­ścią tro­chę wspól­ne­go – przede wszyst­kim dla­te­go, że jej głów­nym przed­mio­tem jest odej­mo­wa­nie mate­ria­łu, odej­mo­wa­nie ostroż­ne i moż­li­wie naj­cel­niej­sze, żeby został jakiś obmy­ślo­ny kształt.

Tyl­ko jeden wiersz w zesta­wie ma tytuł. I ten sam tytuł nosi całość. Świę­to ofia­ro­wa­nia ma w rze­czy­wi­sto­ści bar­dzo okre­ślo­ny desy­gnat z muzuł­mań­skiej tra­dy­cji reli­gij­nej. Koja­rzy mi się z Pod­la­siem, z pol­ski­mi Tata­ra­mi. Ale po lek­tu­rze cało­ści mam wra­że­nie, że to tyl­ko punkt zacze­pie­nia, odskok ku rze­czom, któ­re z pozo­ru lokal­ne, wiej­skie, „tutej­sze” – nabie­ra­ją cech uni­wer­sal­nych. Dobrze myślę?

Sądzę, że każ­de odczy­ta­nie jest upraw­nio­ne. Luto­sław­ski powie­dział w jed­nym z wywia­dów, że moment opu­bli­ko­wa­nia dzie­ła jest jak wej­ście dziec­ka w doro­słość. Kibi­cu­je mu się nie­odmien­nie ser­decz­nie, ale żyje ono już wła­snym, odręb­nym życiem. Z tym trud­no mi się nie zgo­dzić. Muszę jed­nak przy­znać, że ani razu nie mia­łem na myśli aku­rat pod­la­skich Tata­rów. Nie chciał­bym rościć sobie pra­wa do dia­gnoz, syn­tez czy defi­ni­cji, swo­je miej­sce widzę po stro­nie tych sta­wia­ją­cych pyta­nia. Na ile te pyta­nia – uwi­dacz­nia­ją­ce jakiś obszar życia – są uni­wer­sal­ne, to zale­ży już chy­ba od czy­tel­ni­ka i jego otwar­to­ści. Nie­mniej, naj­bar­dziej fra­pu­ją mnie zda­rze­nia w jakimś sen­sie pery­fe­ryj­ne – nie tyle topo­gra­ficz­nie, ile raczej men­tal­nie, pozo­sta­ją­ce gdzieś na anty­po­dach naszej uwa­gi, na gra­ni­cy nie­zau­wa­że­nia, nie­na­zwa­nia.

Sko­ro wolisz być po stro­nie pyta­ją­cych, może zechciał­byś zdra­dzić to naj­waż­niej­sze pyta­nie, któ­re było punk­tem wyj­ścia w tym zesta­wie wier­szy?

Nie chciał­bym ich war­to­ścio­wać, wobec tego trud­no wska­zać mi to „naj­waż­niej­sze”. Wzru­szył mnie na przy­kład widok dziec­ka wle­wa­ją­ce­go wodę mine­ral­ną do źró­dła Łaby; w tym bez­in­te­re­sow­nym, ser­decz­nym geście łącze­nia rze­czy podob­nych był jakiś – nie­świa­do­my – sprze­ciw wobec zachod­niej meta­fo­ry źró­dła. Gest obna­żył meta­fo­rę. Myślę, że temu dziec­ku uda­ło się posta­wić sza­le­nie istot­ne pyta­nie o zna­cze­nie nasze­go kodu kul­tu­ro­we­go jako pozor­nie bez­piecz­ne­go, zna­tu­ra­li­zo­wa­ne­go sta­tus quo. To chy­ba rodzaj klam­ry spi­na­ją­cej tema­ty­kę moich wier­szy.

Inte­re­su­jesz się antro­po­lo­gią gestu i wizu­al­no­ści, pamię­cią zbio­ro­wą i kul­tu­rą II Rze­czy­po­spo­li­tej. Na por­ta­lu O.pl piszesz felie­to­ny o sztu­ce. Opo­wiesz o tych fascy­na­cjach?

W kon­tek­ście moich wier­szy zde­cy­do­wa­nie naj­istot­niej­sze są te wymie­nio­ne przez Cie­bie jako pierw­sze. Gest, z całym dobro­dziej­stwem jego kul­tu­ro­we­go inwen­ta­rza, rze­czy­wi­ście czę­sto jest spi­ri­tus movens wier­sza. Bywa napię­ciem kon­stru­ują­cym sytu­ację, a stąd już nie­da­le­ko do mojej wizji „poetyc­ko­ści”. Felie­ton rzą­dzi się inny­mi pra­wa­mi – to for­ma słu­żą­ca sta­wia­niu inne­go rodza­ju pytań, inne­mu namy­sło­wi. Kie­dyś pisa­łem ekfra­zy, ale dziś wie­rzę, że nawet w kul­tu­rze tak rady­kal­nie obra­zo­wej jak nasza wiersz bro­ni się, nie wcho­dząc w mariaż z wizu­al­no­ścią na takich pra­wach. Choć „obra­zo­wo­ści” w wier­szu abso­lut­nie nie wyklu­czam, był­bym w tym chy­ba – wobec tego, co piszę –  nie­wia­ry­god­ny.

Czy pamię­tasz moment, kie­dy posta­no­wi­łeś zacząć pisać wier­sze? Któ­rzy z poetów/poetek wywie­ra­ją lub wywie­ra­li na Cie­bie naj­więk­szy wpływ? Któ­re z lek­tur zapi­sa­ły się w Tobie na dłu­go?

Nigdy nie „posta­no­wi­łem” pisać poezji; jako dziec­ko, po pro­stu, naj­pierw ukła­da­łem jakieś rymo­wan­ki, a kie­dy nauczy­łem się pisać, popeł­nia­łem z wiel­ką lubo­ścią okrop­ne egzal­to­wa­ne wier­szy­dła, ocie­ka­ją­ce post­ro­man­tycz­nym pato­sem. Póź­niej – Miron Bia­ło­szew­ski. I nagły zwrot ku sło­wu, ku poezji lin­gwi­stycz­nej. Jak widać, waha­łem się mię­dzy skraj­no­ścia­mi. Myślę, że jakimś kolej­nym prze­ło­mem była lek­tu­ra Ko Una i poetów Wscho­du. Natu­ral­nie, sen­ty­ment do auto­ra Obro­tów rze­czy pozo­stał, choć dale­ki już jestem od bez­kry­tycz­nej fascy­na­cji lin­gwi­stycz­ne­go neo­fi­ty. Zresz­tą czu­ję, że tych „prze­ło­mów” będzie jesz­cze wie­le. Oby jak naj­wię­cej! Odno­śnie do lek­tur: naj­wy­żej ceni­łem zawsze te, w któ­rych nazy­wa­no jakiś dro­biazg, któ­ry intu­icyj­nie czu­łem, a nie potra­fi­łem zwer­ba­li­zo­wać. To kry­te­rium pozo­sta­je w znacz­nej mie­rze aktu­al­ne.

O autorach i autorkach

Krzysztof Schodowski

ur. w 1983 roku. Współautor książki poetyckiej AltissimumAbiectum(2012) stworzonej z poetą Karolem Samselem; jego prace znalazły się także w zbiorze wierszy Jerzego Beniamina Zimnego Hotel Angleterre oraz w antologii Miłość w czterdziestu siedmiu pozycjach Poetów Po Godzinach (2013). Ilustrator serii Powrót do Karczewskiej: Listy do Seweryna (2012), Odejście (2013), Spacer w alei parkowej (2014), Tragedia prowincjonalna. Rezerwat (2017). Zdobywca Nagrody Głównej wraz z poetą Kacprem Płusą za tom Wiersze na żółtym papierze (2015) w VIII Ogólnopolskim Konkursie na Autorską Książkę Literacką w Świdnicy. Publikował także w kwartalniku literacko-artystycznym Arteriei gazecie literackiej Migotaniaoraz w kwartalniku literacko-artystycznym Elewator. Silnie związany ze Stowarzyszeniem Promocji Sztuki Łyżka mleka z Kalisza. Uczestnik wielu wystaw, m.in. w Warszawie, Olsztynie, Kaliszu, Koszalinie, Krakowie, Szczecinie, Łodzi i Poznaniu, a także w Irlandii. Jego wiersze publikowane były w "Zeszytach poetyckich", "Helikopterze" oraz w "biBLiotece" Biura Literackiego. Laureat Połowu 2017. Mieszka w Warszawie.

Paweł Bień

Urodzony w 1994. Absolwent MISH Uniwersytetu Wrocławskiego (tytuł licencjata), student MISH Uniwersytetu Warszawskiego (studia magisterskie). Pola zainteresowań: antropologia gestu i wizualności, pamięć zbiorowa, kultura II Rzeczpospolitej. Skrzypek amator. Dwukrotny stypendysta artystyczny Prezydenta Wrocławia, laureat kilkunastu nagród poetyckich. Przed debiutem książkowym. Mieszka w Warszawie.

Powiązania