Joanna Mueller: Bogusiu, zaczynamy rozmowę 29 sierpnia 2021 roku, czyli dokładnie w rocznicę tragicznej śmierci Mortena Nielsena, który 29 sierpnia 1944 roku został przypadkowo postrzelony podczas nauki obsługi pistoletu. Książka Bojownicy bez broni w Twoim przekładzie, zawierająca czterdzieści i cztery wiersze duńskiego twórcy, zapewne dziś trafi do drukarni. Wiem, że zależało Ci na tej właśnie liczbie tekstów w tomie, ja z kolei przywiązuję wagę do znaczących dat – czy są jakieś inne znaki, które sprawiły, że trafiłaś na tego poetę, a on trafił na Ciebie? Jakie są Twoje z nim przygody, bliższe i dalsze związki z Nielsenem?
Bogusława Sochańska: W tym przypadku również to daty miały kluczowe znaczenie, nawet je sobie wypisałam:
Morten Nielsen: 3.01.1922–29.08.1944
Krzysztof Kamil Baczyński: 22.01.1921–4.08.1944
Tadeusz Gajcy: 4.02.1922–16.08.1944.
Zapadłam na Nielsena jeszcze na studiach, gdy bardzo ważny był dla mnie Baczyński, wojna była jeszcze blisko, poprzez opowieści rodziców, lektury i filmy, jakby się ją samemu przeżyło. Ale o ile Baczyński z czasem odszedł w przeszłość, o tyle Nielsen został mi z tyłu głowy. Za to teraz, gdy zabrałam się za tłumaczenie jego wierszy, odkryłam dla siebie Gajcego – nie wiem, dlaczego wtedy, przed laty, Baczyński jakoś go w moim odbiorze przyćmiewał. O tłumaczeniu Nielsena myślałam od początku, od wielu lat, zawsze jednak rodziło się tyle innych projektów… Więc gdy Biuro Literackie poprosiło mnie o zaproponowanie duńskiego poety, pomyślałam: to jest ten czas, nadszedł.
Książka Mortena Nielsena ukazuje się w biurowej serii „Klasycy europejskiej poezji” – to siódma pozycja po tomach Blake’a, Espriu, Župančiča, Todorovicia, Wernischa i Ondruša. W serii tej prezentujemy najważniejszych poetów z danych kręgów kulturowych, którzy w Polsce byli dotąd raczej nieznani, a w swoich krajach często też nie są twórcami uznanymi za „kanonicznych”. A jak jest w Danii z Nielsenem? Wiem, że jeden z jego wierszy znalazł się w 2005 roku wśród trzydziestu pięciu najważniejszych utworów z całego dorobku duńskiej literatury, co dowodzi obecności autora w kanonie. Podobno też któryś z wierszy Nielsena zna każde duńskie dziecko. Interesuje mnie jednak „żywa obecność” tego poety – czy traktuje się go raczej jako ubrązowionego wieszcza, kogoś „uświęconego” tragiczną śmiercią, trochę jak u nas Baczyńskiego czy Gajcego, czy jednak Nielsen – choć należy do kanonu – jakoś od niego odstaje, rozbija go, przekształca, nie daje się zamknąć w martyrologicznej legendzie?
I tak, i nie. W Danii w ogóle nie ma martyrologicznej legendy, bo nie było martyrologii, nie było tragedii, było tylko uczucie poniżenia, a i to nieporównywalne do tego, jakiego doświadczyli Polacy, zwłaszcza zaś Żydzi. Ale było też coś, czego my – do niedawna – nie znaliśmy w ogóle: wstyd i potrzeba rozliczenia się z grzechów. Duńczycy nie podjęli otwartej walki z okupantem i tym sposobem uratowali zasoby materialne oraz biologiczne, a co za tym idzie: intelektualny potencjał kraju, uratowano de facto jego przyszłość – cokolwiek by o takiej postawie nie myśleć. Dopiero po dłuższym czasie zawiązał się ruch oporu i było w nim aktywnych naprawdę niewiele osób. Zginęło ich około pół tysiąca, wśród nich Morten Nielsen. I, jak to bywa, jego śmierć niejako podbudowała legendę tego ruchu oporu, wzmocniła ją, zwłaszcza że poeta brał udział w organizowaniu przerzutu Duńczyków żydowskiego pochodzenia do Szwecji, co ich uratowało.
Jednak jego tragiczna śmierć odcisnęła się w kulturze duńskiej inną pieczęcią niż u nas śmierć Baczyńskiego i Gajcego (zresztą bardziej Baczyńskiego – ach, ten nasz romantyzm!). Najważniejszy bodaj badacz i znawca twórczości Nielsena, Torben Brostrøm, napisał w przedmowie do kolejnego wydania wyboru jego wierszy w 2002 roku, że wprawdzie poetę doceniono od razu po ukazaniu się w 1943 roku Bojowników bez broni, były znakomite recenzje i wkrótce dodruk, ale tak naprawdę stał się powszechnie znany dwa lata później, gdy – cytuję – „wybuchł pokój” i Dania musiała się rozliczyć z okresu kolaboracji z Niemcami w latach 1940–1943. Brostrøm pisał: „Pastorzy głosili kazania, dyrektorzy szkół i rektorzy wygłaszali przemówienia na zakończenie roku szkolnego, kronikarze pisali. A kiedy musieli znaleźć światło w ciemności, przywoływali Mortena Nielsena. Cytowali jego wiersze i pokazywali go jako wzór do naśladowania. Teraz nie był już tylko utalentowanym poetą, który zginął przedwcześnie. Stał się symbolem – zarówno dlatego, że pisał wiersze, które przeniosły przez te niegodne lata najczystszą godność, jak i dlatego, że zakończył życie we właściwym czasie i we właściwym miejscu”. Historyk literatury sugeruje więc, że Duńczycy poprawiali sobie samopoczucie po zakończeniu wojny, w której walczyło tak niewielu spośród nich, a byli i tacy, którzy stali zbrojnie po stronie Niemiec. Zatem tak, „ubrązowiono” Nielsena wtedy, ale wydaje mi się, że dziś Duńczycy postrzegają go przede wszystkim jako poetę tragicznego, który zginął młodo, wielki talent, który zgasł, zanim zdążył rozwinąć skrzydła, natomiast fakt, że stracił życie przez to, że działał w ruchu oporu, chyba ma już drugorzędne znaczenie.
Wszystko też wskazuje na to, że spośród dzieł Nielsena powszechnie pamięta się dziś nie wiersze poświęcone walce i śmierci, tylko te mówiące o zachłyśnięciu się przyrodą, miłością. Świadczy o tym choćby wspomniany przez Ciebie utwór „Chwila”, który w 2005 roku wszedł do kanonu kultury duńskiej – jest w nim zachwyt nad urodą świata, a wybrano, jak sądzę, właśnie ten, bo sytuacja, którą opisuje, wpisana jest w czas wojny; ten wiersz obrazuje więc dwutorowość wyróżniającą twórczość Nielsena (zresztą również Baczyńskiego i Gajcego): motywy związane z wojną, a obok młodzieńcze urzeczenie przyrodą, miłością, erotyką.
Ale pytasz o „żywą obecność”. Nasz świat zmienił się dramatycznie w ciągu ostatnich dwudziestu lat, zastanawiam się więc, czy ta żywa obecność Nielsena w świadomości Duńczyków, którą obserwowałam w latach 70., 80., i 90., nadal jest faktem na taką skalę… A jednak! Przecież świadczy o tym sam fakt wybrania go do kanonu jako jednego z trzydziestu pięciu duńskich twórców pióra. Poza tym w programie szkolnym jest wiersz „Los”, który ukazuje psychologiczny mechanizm przystąpienia młodego człowieka do partii nazistowskiej współpracującej z Niemcami – bo w Danii była taka partia. Ten wiersz, podobnie jak większość pozostałych, ma walor uniwersalny i będzie aktualny zawsze – widzimy zresztą podobne mechanizmy dziś, u nas i gdzie indziej, przyłączanie się do zła, żeby podreperować własne ego, własną nijakość albo poczucie, że jest się zmarginalizowanym.
Gdy szukałam w sieci informacji na temat Nielsena w kontekście jego działalności w podziemiu, oprócz wiersza „Los” napotykałam wielokrotnie króciutki wiersz o wiośnie i o szczęściu, a kilka dni temu, podczas kolacji pożegnalnej kończącej spotkania tłumaczy literatury duńskiej, które odbyły się w Aalborgu, rodzinnym mieście Nielsena, jeden z organizatorów zacytował ów tekst z pamięci, spontanicznie. Świadczy to o tym, że Nielsen jest znany powszechnie. Nawiasem mówiąc, żal mi, że tego wiersza nie ma w moim wyborze – nie dało się przełożyć go na tyle przekonująco, żeby mógł zachwycić polskiego czytelnika tak samo, jak zachwyca Duńczyków.
Książkę Bojownicy bez broni zamyka wiersz „Święta odwaga”, w którym Nielsen przeciwstawia się martyrologicznej narracji uświęcającej wojenne bohaterstwo. Pisze: „Walczyliśmy może jak bohaterzy,/ konaliśmy – drgające mięso”. I dalej: „A to, co zwiecie przestrzenią godności,/ było otchłanią krwi i gówna”. Wreszcie apeluje: „Lecz proszę, ściszcie ton,/ rozprawiając o odwadze i bohaterze”. Uderzyło mnie, jak bardzo ten tekst przypomina coroczne pierwszosierpniowe awantury o wiersze Świrszczyńskiej, która – nie negując bohaterstwa powstańców warszawskich – pokazywała wojnę także z perspektywy „drgającego mięsa”. Czy umieszczenie tego tekstu jako ostatniego w książce, zatem w pewnej mierze kluczowego, jest z Twojej strony świadomym gestem, próbą wejścia w dyskusję z tymi, dla których rozprawianie o odwadze i bohaterstwie jest dzisiaj w Polsce niemal narodowym sportem?
Cieszę się, że tak to odczytałaś – tak, taka była moja intencja. Nie mogę się pogodzić z faktem, że akceptuje się i gloryfikuje decyzję – przepraszam – starych mężczyzn, żeby nie wyrazić się dosadniej, o narażeniu na śmierć tysięcy młodych ludzi, kwiatu tego narodu, mówiąc językiem zwolenników takiego myślenia. Natomiast decyzję tych młodych ludzi rozumiem doskonale i w pełni akceptuję, bo kto miał w sobie dumę, godność, honor, serce, miłość, wrażliwość, poczucie osobistej odpowiedzialności, ten nie miał wyjścia, musiał walczyć – ale nikt nie powinien go do tego zachęcać, tego zbiorowego samobójstwa organizować. I przyczyną takiej mojej opinii w tej sprawie nie jest to, że nie byłoby mnie, moich dzieci ani wnuków na tym świecie, gdyby nie łut szczęścia, a potem szaleńczy odruch mojego ojca, który był porucznikiem AK i cudem przeżył w powstaniu. Nie był już młodzieńcem, miał trzydzieści lat, ale jako oficer i patriota po prostu musiał – choć przecież nie musiał! – iść do powstania spod Łowicza, gdzie mieszkał wysiedlony do GG jak większość inteligencji z Wielkopolski, i szkolił do walki w lesie chłopców spalonych w Warszawie, którzy, już wyszkoleni, szli potem do partyzantki.
Nielsen wyraża ten problem w sposób doskonały, lepiej i prościej się nie da. To jeden z jego ważniejszych dla mnie wierszy.
W posłowiu piszesz o różnicy doświadczeń wojennych ludzi w Danii i w Polsce. Różna na pewno jest też pamięć historyczna, która zapisała się w kolejnych – powojennych już – pokoleniach. Powiedz, jak w duńskiej pamięci historycznej, a chodzi mi tu też o historię literatury i kultury, zapisał się Nielsen? I czy Twoim zdaniem przekład jego wierszy na polski pozwoli czytelnikom nad Wisłą przeczytać inaczej także swoją historyczną chwałę i traumę?
Może najpierw dwa słowa o pamięci historycznej w Danii w ogóle, oczywiście w kontekście ostatniej wojny. Otóż ja tu nieledwie wychwalam Duńczyków za to, że w 1939 roku nie rzucili się do walki obronnej, by bez sensu nie narażać życia ludzi i dorobku pokoleń, tylko na trzeźwo rozważyli swoje szanse – jednak wielu z nich miało z tego powodu kaca od początku, potem czuła się tak zapewne większość narodu, dla części starszego pokolenia nadal jest to problemem, nie raz miałam z Duńczykami rozmowy na ten temat. Zresztą to samo odnosi się do stanu ich ducha po pierwszej wojnie, która także ich ominęła, a nawet się na niej wzbogacili: produkowali miliony puszek z żywnością. Nielsen pisał o kacu swojego pokolenia w tym kontekście nie tylko w listach, ale także w piśmie, które wydawał w podziemiu (zakłada się, że to on był autorem, bo cechują się te teksty podobnym duchem, językiem i emocjami). To między innymi dlatego przystąpił do ruchu oporu.
Trzeba wspomnieć, że pokolenia po drugiej wojnie, i państwo jako takie, wielokrotnie starały się pomagać potrzebującym, ubogim krajom „trzeciego świata”, także Polsce w latach 80., niewykluczone że z potrzeby wymazania tego, co niektórzy przedstawiciele narodu duńskiego uważali za hańbę. Z tego samego powodu mocno podkreśla się – i słusznie – fakt, że ruch oporu i Duńczycy w ogóle uratowali swoich Żydów, to pomagało leczyć rany.
Jednak spieszę dodać, że – podobnie jak u nas – pokolenie historyków dziś już nie najmłodszych, ale młodych w latach 90., zakwestionowało wówczas wartość tej pomocy. Mieszkałam wtedy w Danii i pamiętam sprawę głośnego doktoratu (prace doktorskie to tam trochę inny kaliber niż u nas, muszą być naprawdę odkrywcze, twórcze), którego autor dowodził, że Niemcy udawali – mocno tu upraszczam – że nic nie wiedzą, a rybacy, którzy na swoich łodziach przewozili Żydów do Szwecji, nieźle na tym zarabiali. Skala i atmosfera debaty oraz emocji, jakie wywołała ta książka, była porównywalna z poziomem dyskusji, które przewaliły się u nas po ukazaniu się Sąsiadów Grossa. Żyjący jeszcze przedstawiciele ruchu oporu byli oburzeni, wielu innych starszych ludzi też, a młodzi przysłuchiwali się z zainteresowaniem – ale bez emocji. Ja, która przyglądałam się tej sprawie z boku, mam jednak w pamięci przede wszystkim jeden drobiazg: nie pamiętam już, czy ktoś mi to powiedział, czy też o tym przeczytałam, w każdym razie gdy Żydów wywieziono do Szwecji, sąsiedzi doglądali w ich mieszkaniach roślin doniczkowych, żeby nie zbiedniały pod nieobecność właścicieli…
Czy dzisiaj w Danii Nielsen jest jakoś odzyskiwany, czytany na nowo? Czy wciąż żywo inspiruje duńskich twórców? Pisałaś w posłowiu, że do jego wierszy powstają piosenki – możesz jakieś podlinkować?
Trochę już o tym powiedziałam, ale recepcja poezji przez formy muzyczne to rzeczywiście fascynujący temat. Tak jak i u nas, kompozytorzy oraz wykonawcy chętnie sięgają w Danii po poezję. Nie wiem, kiedy to się zaczęło w przypadku autora Bojowników bez broni, ale wydaje mi się, że o ile apogeum zainteresowania twórczością polskich poetów z jego generacji w tym obszarze dawno minęło, o tyle Nielsen wciąż jest w Danii żywy.
Duńczycy mają wspaniałą kulturę muzyczną i większość ludzi potrafi śpiewać, bo dużo się śpiewa w szkole, w niemal każdej jest chór. Od 1894 roku jest wydawany zbiór pieśni i piosenek – wiąże się on z tradycją uniwersytetów ludowych, ale używa się go w szkołach, znaleźć go też można niemal w każdym domu. Do kolejnych wydań wprowadza się nowe utwory, a usuwa te mniej chętnie śpiewane. I tak w 2006 roku, w osiemnastym wydaniu, wśród ponad pięciuset śpiewanych wierszy znalazły się dwa Mortena Nielsena – ten wspomniany już krótki tekst o wiośnie i poczuciu szczęścia oraz „Wiersz o żniwach”. O dziwo, w ostatnich latach trzech różnych wykonawców skomponowało muzykę do wiersza „Los”, tak wielką się do niego przykłada wagę, i słusznie, mimo że wiersz ten na pozór zupełnie nie nadaje się do śpiewania. Tu wklejmy linki do dwóch pierwszych wykonań, z 2011 i 2016 roku:
Lars Rasmussen: https://www.youtube.com/watch?v=Ety8jxiwzy0,
Gorm Bull: https://www.youtube.com/watch?v=w5NgGWvTbt0.
W 2018 roku Gorm Bull zrealizował duży projekt, płytę z piosenkami do czternastu wierszy i książkę, która zawiera też komentarze znanych pisarzy i osobowości życia kulturalnego Danii. W 2020 roku kolejny kompozytor i wykonawca, Hans Harding, nagrał płytę. Części utworów z niej można posłuchać tu:
https://soundcloud.com/hansharding/sets/morten-nielsen-digte-og‑1.
A tu można ją kupić:
https://www.amazon.com/Morten-Nielsen-Digte-og-Sange/dp/B08J9FG5NY.
Nie są to wprawdzie utwory ani wykonania tej klasy, jaką do historii naszej kultury wpisali Zygmunt Konieczny i Ewa Demarczyk Wierszami wojennymi, czyli kompozycją do kompilacji fragmentów różnych wierszy Baczyńskiego, ale niewątpliwie utrwalają miejsce Mortena Nielsena w historii kultury duńskiej. No i zaświadczają o tym, że jest żywy i ważny.
Poezja Nielsena, co zrozumiałe, jest mocno tematycznie osadzona w temacie wojny i okupacji, ale autor ten napisał też wiele poruszających, świetnych erotyków, brzmiących także dziś świeżo i aktualnie. A co Ciebie najbardziej ujmuje w poezji Nielsena?
Może powiem najpierw o formie, bo to ona ujęła mnie na początku i wciąż ujmuje – a konkretnie rytm tych wierszy i niezwykła melodyjność wielu z nich. Są również takie, które nie apelują do mnie w ten sam sposób – nie bez kozery umieściłam wiersz „Tysiącletnie Królestwo” dopiero jako czwarty, choć w oryginalnym tomiku Bojownicy bez broniNielsen zamieścił go jako pierwszy. Ta niezwykła dbałość o rytm i zdolność nadawania wierszowi formy, która niemalże śpiewa, bardzo mi odpowiada, tego szukam w poezji, a jeśli nie znajduję, to nawet największej wagi przesłanie czy temat nie poruszy mnie tak samo. I nie chodzi o słodkie układanki-rymowanki – w ten sam sposób apeluje do mnie również poezja-krzyk Yahyi Hassana, jej brutalność, drapieżność.
Skoro mówimy o formie wierszy Nielsena, to trzeba również powiedzieć o rymach. Tłumaczenie wierszy rymowanych zawsze wiąże się z ryzykiem, łatwo osiąść na mieliźnie na siłę wyszukiwanych rymów, ta trudność w tłumaczeniu jest nieporównanie większa od problemów, z jakimi zmaga się autor. Bo autor ma wolne ręce, może wyrazić treść, a obrazy wybierać spośród wielu możliwych – natomiast tłumacz w zasadzie powinien się tych wybranych przez autora obrazów trzymać. I ma wybór: albo rymować, albo wyrażać treść wiersza za pomocą innych niż autor obrazów. W efekcie w moim przekładzie czasem nie ma rymów tam, gdzie są u autora (w oryginalnych wierszach rymowanych Nielsen też zresztą niekiedy odstępuje od przyjętej zasady rymowania), a bardzo często, nawet najczęściej, są rymy niedokładne i żeńskie, podczas gdy w oryginale dominują dokładne i męskie – tak jak to jest w tradycji duńskiej, w którą autor się wpisuje. W tym sensie w moim przekładzie Nielsen nie jest dokładnie taki, jak w oryginale; w przypadku poezji pisanej w ten sposób nie jest to w ogóle możliwe.
Jeden z wierszy zdecydowanie odstaje od oryginału. Chodzi o „Jesteś tu ze mną –”, w oryginale jest on poddany niezwykłej dyscyplinie, rymom abba. W innym przypadku zrezygnowałabym z tłumaczenia, bo takie rymowanie w przypadku tego wiersza jest niewykonalne, ale ma on również zupełnie niezwykły rytm: po krótkich, akcentowanych preludiach pierwszych wersów poszczególnych strof płynie miękką, lekko wznoszącą falą przez wersy drugie i trzecie, by na koniec opadającą jak wodospad kadencją zdecydowanie zamknąć każdą ze strof jednosylabowym słowem. Gęstość znaczeniowa, obrazowanie i ten rytm tak mnie uwiodły, że nie potrafiłam się oprzeć. Ale czasem w tym przekładzie są rymy tam, gdzie ich nie ma w oryginale. Dociekliwym czytelnikom zdradzę, że zawarłam w wyborze trzy wiersze napisane przez Nielsena bez rymów, ale w dwóch z nich – „Jesteśmy sami” i „Nie mogliśmy się od siebie oderwać” – rymy tu i tam mi się narzuciły. Z drżeniem serca myślę o tym, na ile udało mi się oddać urok wierszy „melodyjnych”; o erotyki jestem trochę spokojniejsza :).
Żeby jednak na koniec odpowiedzieć na Twoje pytanie w odniesieniu do tematów wierszy: te, które mówią o lęku, śmierci, wojnie, przejmują mnie i poruszają, a te o miłości i przyrodzie zachwycają i wzruszają, ale dopiero ta dwuwątkowość, przeplatanie się tych tematów i klimatów, ma prawdziwą siłę rażenia. W wierszach wojennych pojawia się temat dla mnie bardzo ważny, a nieczęsto przywoływany: skażenia, jakie poza wszelkimi innymi szkodami wywołuje w człowieku wojna. Młody poeta jednoznacznie czuje, że wojna i wewnętrzna konieczność włączenia się w walkę, ten głos, który go ciągle woła, sprowadzają na niego coś nieczystego, coś, przed czym jego dusza się broni – ale czemu musi się poddać. Tę potrzebę czystości, niewinności, najczytelniej wyraził w wierszu „Gorączka”. W tym wątku uwidacznia się w moim odczuciu najmocniej tragizm wojny, która niszczy również walczących ze złem, przez sam fakt, że muszą zabijać.
To jest dla mnie bardzo ważna twórczość. Mam to szczęście, że mogłam przeczytać listy Nielsena, zobaczyć go jako pięknego człowieka, chłopca przecież jeszcze, a tak dojrzałego i mądrego. Odkąd znam jego twórczość, zawsze żal mi, że musiał zginąć tak młodo. Tak samo jak mi żal, że musieli zginąć Baczyński, Gajcy i wielu innych.
Bogusiu, dziękuję Ci za przybliżenie nam poezji Mortena Nielsena, za wspólną pracę nad książką – i za rozmowę.
Publikacja powstała dzięki wsparciu Duńskiej Fundacji Sztuki