Andrzej SOSNOWSKI: Życie na Korei
Z perspektywy ostatnich dwudziestu pięciu lat śmiało można powiedzieć, że niewiele było książek poetyckich, które w zasadniczy sposób wpłynęły na to, jak się o poezji ostatnich lat mówi i w jaki sposób się ją czyta. Jeśli jednak takich przełomowych tomów szukać, obok m.in. Nenii Tkaczyszyna-Dyckiego czy Zimnych krajów Świetlickiego, za jedną z kanonicznych już pozycji należałoby uznać Życie na Korei Andrzeja Sosnowskiego.
Autor Sezonu na Helu ze swoją debiutancką książką pojawił się na literackiej scenie w dziwnym czasie, gdy zmęczenie literaturą uwikłaną w politykę czuło się w powietrzu w równym stopniu, co zapach książek palonych przez autorów „bruLionu”. Alternatywą i dla barbarzyńców, do których nigdy się nie zaliczał, i dla klasycystów, od których dzieliła go jeszcze większa przepaść, miał się stać właśnie Sosnowski, pilny uczeń nie tylko Ashbery’ego, Rimbauda czy Roussela, ale może przede wszystkim Derridy i de Mana.
W niedawno opublikowanym na łamach biBLioteki wywiadzie Zbigniew Machej tak wspominał ten, dziś już wiemy, że dla polskiej liryki ostatniego ćwierćwiecza przełomowy, czas: „w Pradze poznałem wiosną 1992 roku Andrzeja Sosnowskiego, przeczytałem jego ‘Życie na Korei’ w praskim metrze i było dla mnie jasne, że zaczęła się nowa epoka w poezji polskiej. Nic już nie mogło być takie samo. Nie można już było pisać tak samo jak w latach 80”. I nic już w istocie takie samo nie było.
Debiut Sosnowskiego wyraźnie pokazał, że dla warszawskiego poety – podobnie jak dla Johna Ashbery’ego, o którym sam pisał te słowa – „wiersz staje się przedsięwzięciem epistemologicznym. Jest pewnego rodzaju wycieczką w nieznane i próbą namysłu nad tym, w jaki sposób, pisząc wiersz, można równocześnie kwestionować wiersz, samą możliwość pisania wiersza ‘o’ czymkolwiek bądź”. Zmienność poetyki, wielość wykorzystywanych przez Sosnowskiego języków tylko to przenikliwe rozpoznanie potwierdzają i pozwalają uznać za rodzaj autoanalizy.
Pomysł na wydanie Życia na Korei w formie e‑booka to próba przypomnienia tego niezwykłego i klasycznego już tomu. Sosnowski, jak nikt inny w polskiej poezji ostatnich lat, nieustannie daje czytelnikom do zrozumienia, że poezja stanowi zwykłego opisu rzeczywistości, ale jest czymś więcej, gra idzie o większą stawkę. Czym jest zatem? Na to pytanie nie odpowie, co najwyżej może przewrotnie poradzić: „Żadnej zwłoki nie żałuj, / bo może sama zaśpiewa? Może nagle powie, / jakie są ludy i wojny, jakie mozoły i rejsy, / jak sprawy stoją, a jak interesy?”.