Konrad GÓRA: Nie
Długo wyczekiwana książka Konrada Góry ukazała się właśnie nakładem Biura Literackiego. Tom Nie, bo o nim mowa, wielokrotnie zapowiadany, przedpremierowo prezentowany na festiwalu Stacja Literatura 21, trafił właśnie do księgarń w całej Polsce. Poemat Góry, na który składa się 1137 dystychów, numerowanych natrętnie, mantrycznie powracającą liczbą „1”, to literackie oratorium poświęcone „Nikomu, innemu”, a dokładniej – ofiarom katastrofy, która w 2013 roku w Bangladeszu pochłonęła życie właśnie 1137 osób pracujących w fabryce odzieży w kompleksie Rana Plaza.
Tak pomyślaną książką Góra upomina się o Nie (użyte w tytule słowo, według intencji samego autora, nie oznacza w tym przypadku partykuły przeczącej, lecz niewystępującą nigdy samodzielnie, uboczną formę zaimka niemęskoosobowego); a zatem poeta upomina się o Nie, o wszystkie osoby, które zginęły, o ich bliskich, którzy cierpieli, upomina się o pamięć o nich, o nasz gniew i wreszcie – o naszą aktywność („Ostatnia linijka ostatniego dystychu jest przeznaczona do napisania przez odbiorcę” – czytamy w puencie posłowia do książki).
Typując poetę na polskiego kandydata do projektu „Nowe głosy z Europy”, Joanna Orska pisała tak: „Góra wyróżnia się niezwykłą poetycką wyobraźnią i wrażliwością, a sposób, w jaki wykorzystuje możliwości polskiej składni, brzmienie słów, rytmiczność zwykłej mowy, która staje się zdaniem poetyckim – a także jego głębokie zakorzenienie w polszczyźnie, poetyckiej tradycji literackiej – świadczy o wielkiej świadomości twórcy i to nie tylko warsztatowej (…)”. Do powyższego dodać można, że pewnie nie ma w polskiej poezji ostatnich lat nikogo, kto z równą Górze intensywnością, zwierzęcą wręcz, próbowałby dotrzeć, dorwać się do kośćca, do rdzenia polszczyzny.
Dopiero jednak nowa książka poety z Ligoty Małej daje czytelnikowi pojęcie, co znaczy doprowadzenie tego projektu do kresu, do momentu, w którym język wydaje się jednocześnie statyczny i dynamiczny. „W tej książce – jak pisze Przemysław Rojek – wszystko drga, ale nic się nie porusza: odpychające swą monotonią równoważniki zdań, ubóstwo orzeczeń, zawsze niemal przesuniętych, zwalonych w podrzędne konstrukcje syntaktyczne, a więc poza główny nurt snutej tu, zmartwiałej opowieści kogoś przemierzającego bezsensowne gruzowisko życia, uporczywy przerost niemożliwych obrazów nanizanych na natręctwo rzeczowników. Martwica zdewaluowanej semantyki”.
Z językowej opowieści – Góra wie o tym doskonale – nie da się wydrzeć czyjegoś życia, nie sposób go komukolwiek zwrócić, tak jak nie sposób za pomocą języka opowiedzieć czyjejś śmierci, zawsze przecież niemożliwej do pojęcia. Jednemu i drugiemu, życiu i śmierci każdego człowieka z osobna, można i należy dać świadectwo, pamiętając jednak, że „bezsensowne gruzowisko życia”, o którym wspomina Rojek, jest równocześnie, nie mniej bezsensownym i paradoksalnym, gruzowiskiem języka, przez które każdy przedzierać się musi na własną rękę.
Autor mówi, że to tak naprawdę jego pierwsza prawdziwa książka. I trudno nie zgodzić się z poetą z Ligoty Małej, który jak dotąd wydawał książki będące zbiorami wierszy. Niedoceniany jak dotąd przez najważniejsze gremia i nagrody Góra tomem Nie potwierdza, że jest dzisiaj jednym z najważniejszych współczesnych polskich pisarzy, mającym coraz większy wpływ na młodych poetów. Premierze książki towarzyszy specjalny blok materiałów w biBLiotece na stronie biuroliterackie.pl. Na szczególną uwagę zasługuje filmowa etiuda z fragmentami Nie.