Philip LARKIN: Zimowe królestwo
Nakładem Biura Literackiego ukazało się właśnie Zimowe królestwo Philipa Larkina w przekładzie Jacka Dehnela. Powieść, pierwotnie opublikowana tuż po wojnie, w 1947 roku, stanowiła drugą część powieściowego cyklu, jaki autor Wesela w Zielone Świątki zamierzał napisać, ale którego ostatecznie nigdy nie ukończył. Proza Larkina została wydana w ramach serii „Klasyka z Europy”, która przyniosła już polskim czytelnikom tłumaczenia utworów m.in. Henry’ego Greena, Jamesa Joyce’a, Raymonda Queneau i Nathalie Sarraute.
Larkinowska „A Girl in Winter” pojawia się zatem na polskim rynku w siedemdziesięciolecie pierwodruku. Sprawa tytułu powieści, o której wspominają biografowie, przybrała postać anegdoty. Jacek Dehnel, znany już jako tłumacz wierszy Larkina, które złożyły się na tom Zebrane, przychylił się bowiem do sugestii autora, który w późniejszym wywiadzie opowiadał, że o swojej prozie myśli wciąż jako o Zimowym królestwie (Kingdom of Winter). Tytuł, pod jakim książka się ostatecznie ukazała, został mu narzucony przez wydawcę.
Oparta na kontrastach trójdzielna konstrukcja opowieści jest jak potrzask, w którym znalazła się główna bohaterka Katherine. Opis jednego dnia z życia dziewczyny – mroźnego, pełnego dziwnych zbiegów okoliczności, które jednak nie tyle rozpraszają monotonię uchodźczego losu, ile czynią ją bardziej przygnębiającą – zostaje przedzielony reminiscencją z wakacji, które bohaterka spędziła w gościnie u angielskiej rodziny, w czasie, gdy świat nie był rozdarty wojną, w królestwie panowało upalne lato, a samą Katherine przepełniała młodzieńcza nadzieja.
Larkin umiejętnie przeplata ze sobą wydarzenia z przeszłości z tymi dziejącymi się w powieściowej teraźniejszości. Konstrukcja powieści sprawia wrażenie, że niewiele znaczący epizod, za jaki należałoby uznać odprowadzenie chorej koleżanki z pracy do domu, uruchamia cały łańcuch zdarzeń i wspomnień z przeszłości, pozwalając rozwinąć się powieściowej akcji. Jednak w Zimowym królestwie nawet pozornie błahe opisy kreślone są z niezwykłą precyzją, tak charakterystyczną dla Larkina-poety, dzięki czemu autorowi udaje się stworzyć wiarygodny i ciekawy wizerunek prowincjonalnego angielskiego miasteczka z czasów II wojny światowej.
Zimowe królestwo to powieść w najlepszym sensie skromna i oszczędna – nie tyle objętościowo, ile stylistycznie, wreszcie – to książka wręcz medytacyjna, kontemplacyjna. Wpływ na to ma konstrukcja fabularna – akcja, którą Larkin skondensował do zaledwie dwunastu godzin pewnego zimowego dnia, rozwija się bardzo powoli, można powiedzieć: sennie. Nie do końca określeni i w pewnym sensie odlegli są powieściowi bohaterowie – przede wszystkim Katherine, nieodgadniona nie tylko w sensie biograficznym (w jej historii roi się od luk i niedopowiedzeń), ale także psychologicznym – zupełnie jakby otaczająca ją zima tkwiła głęboko również w niej samej.