Pogubione afekty

Zapra­sza­my do zapo­zna­nia się z opi­nia­mi na temat 13. odcin­ka cyklu Ada­ma Popra­wy „Nie­po­gu­bio­ne afek­ty”.

 

BL Img 2017.07.23 Pogubione afekty_www_top

 

OPINIA REDAKCJI

 

W związ­ku z dys­ku­sją, jaką wywo­łał 13. odci­nek cyklu Ada­ma Popra­wy „Nie­po­gu­bio­ne afek­ty”, zaty­tu­ło­wa­ny „Emi­lia pró­bu­je, ale nie poj­mu­je” i opu­bli­ko­wa­ny w biBLio­te­ce w nr 14, jako człon­ko­wie redak­cji Biu­ra Lite­rac­kie­go pra­gnie­my jed­no­myśl­nie i jed­no­znacz­nie oświad­czyć, że nie iden­ty­fi­ku­je­my się z tek­stem, któ­ry zamiesz­czo­ny jest – zgod­nie z sie­cio­wym opi­sem – w „auto­no­micz­nym tery­to­rium” maga­zy­nu, nie­pod­le­ga­ją­cym bez­po­śred­niej inge­ren­cji redak­cji.

 

„Cykle” to dział, w któ­rym auto­rzy w swo­bod­nej for­mie publi­ku­ją oso­bi­ste wypo­wie­dzi. Znacz­na część zaso­bów biBLio­te­ki pocho­dzi z bazy „Przy­sta­ni” i „Tawer­ny”, gdzie auto­rzy sami mogli publi­ko­wać wpi­sy. Mimo wąt­pli­wo­ści tekst, któ­ry uwa­ża­my za momen­ta­mi nie­sto­sow­ny i poni­żej pozio­mu, do jakie­go przy­zwy­cza­ił nas Adam Popra­wa, zna­lazł się w nume­rze i nie pod­le­gał jakiej­kol­wiek cen­zu­rze w myśl zasa­dy, że nie inge­ru­je­my w tę część biBLio­te­ki.

 

Z duży­mi zastrze­że­nia­mi do tek­stu o Mar­ci­nie Świe­tlic­kim, a tak­że do for­my pole­mi­ki Mai Staś­ko, opu­bli­ko­wa­nej na stro­nie Kry­ty­ki Poli­tycz­nej, zapro­po­no­wa­li­śmy autor­ce (któ­rej obec­ność w rodzi­mej lite­ra­tu­rze jest tak samo cen­na i potrzeb­na jak auto­ra cyklu „Nie­po­gu­bio­ne afek­ty”) reak­cję na wpis Ada­ma Popra­wy na naszych stro­nach, infor­mu­jąc, że roz­wa­ża­my też inne for­my zwró­ce­nia uwa­gi na pro­ble­my poru­szo­ne w tek­ście, któ­re uzna­je­my za waż­ne i wobec któ­rych nie pozo­sta­je­my obo­jęt­ni.

 

Nie po raz pierw­szy jeste­śmy zaże­no­wa­ni kul­tu­rą spo­ru, jaki towa­rzy­szy tej i podob­nym tzw. lite­rac­kim dys­ku­sjom. Pomi­mo zmian skła­du oso­bo­we­go redak­cji jeste­śmy obec­ni w pol­skiej lite­ra­tu­rze od bli­sko 25 lat i cho­ciaż­by przez ten fakt czu­je­my się odpo­wie­dzial­ni za wize­ru­nek nasze­go śro­do­wi­ska lite­rac­kie­go. Podej­mu­jąc róż­ne ini­cja­ty­wy, któ­re mają taką sytu­ację zmie­nić, tak­że popeł­nia­my błę­dy. Zaist­nia­ła sytu­acja powin­na nasze śro­do­wi­sko spro­wo­ko­wać do prze­my­śle­nia wie­lu dzia­łań.

 

OPINIA MARCINA SENDECKIEGO

 

W związ­ku z „oświad­cze­niem” zaty­tu­ło­wa­nym „Pogu­bio­ne afek­ty”, któ­re uka­za­ło się na stro­nie inter­ne­to­wej Biu­ra Lite­rac­kie­go, chciał­bym dodać doń parę słów od sie­bie. Otóż prze­czy­ta­łem ów tekst ze zdu­mie­niem i zaże­no­wa­niem. Nie bar­dzo wiem, komu mam przy­pi­sać to doj­mu­ją­ce doświad­cze­nie, ponie­waż pod „Pogu­bio­ny­mi afek­ta­mi” brak pod­pi­su. Rozu­miem zatem, że jest to sta­no­wi­sko całej, nie­co dla mnie tajem­ni­czej, „redak­cji BL” – i do niej w takim razie się zwra­cam, by powie­dzieć, co nastę­pu­je.

 

Wyso­ce mar­twi mnie kom­plet­ne nie­zro­zu­mie­nie natu­ry tek­stu Ada­ma Popra­wy, któ­ry, wpi­su­jąc się w zacną i boga­tą tra­dy­cję pol­skie­go pam­fle­tu lite­rac­kie­go, był rze­czy­wi­ście ostry, lecz trud­no by był inny wobec publi­cy­stycz­nych wybry­ków, na któ­re autor zare­ago­wał. To jed­nak pro­blem naj­mniej­szy, bo w owym redak­cyj­nym oświad­cze­niu zna­la­zły się tak­że uwa­gi na temat tek­stu Ada­ma Popra­wy, któ­re trud­no nazwać ina­czej niż obe­lży­wy­mi.

 

Takie postę­po­wa­nie wobec wła­sne­go auto­ra i tek­stu, któ­ry wcze­śniej opu­bli­ko­wa­no, zda­je się kurio­zal­ne i przy­po­mi­na wier­no­pod­dań­cze samo­kry­ty­ki skła­da­ne w wia­do­mych cza­sach. Fakt, że redak­cja BL dekla­ru­je w ten spo­sób pod­dań­stwo wobec p. Mai Staś­ko, oso­by rady­kal­nie nie­mą­drej i – co tak czę­sto idzie w parze – wście­kle agre­syw­nej, mam za szcze­gól­nie obu­rza­ją­cy. I wsty­dzę się, że redak­cja Biu­ra Lite­rac­kie­go, w któ­rym opu­bli­ko­wa­łem wie­le swo­ich ksią­żek, uwa­ża „obec­ność w rodzi­mej lite­ra­tu­rze” p. Mai Staś­ko za „cen­ną i potrzeb­ną”. Mam zatem małą proś­bę: opa­mię­taj­cie się.

 

OPINIA GRZEGORZA WRÓBLEWSKIEGO

 

 

Tekst „Obse­sja” napi­sa­łem pod koniec lat 80. (ubie­głe­go wie­ku) w Kopen­ha­dze. W 2005 roku zna­lazł się on na pły­cie „Projekt1” (Ars Mun­di, AMS 040) zre­ali­zo­wa­nej wspól­nie z Bobim Peru:
Tekst/recytacja: Grze­gorz Wró­blew­ski
Muzy­ka: Maciek Sin­kow­ski (Bobi Peru)
Reje­stra­cja, reali­za­cja dźwię­ku i maste­ring: Bobi Peru
Soul­craft Rec., War­sza­wa 2005.

 

OPINIA JAKUBA GŁUSZAKA

 

Czy będzie dys­ku­sja o Świe­tlic­kim? Nie będzie, bo kry­ty­cy zamiast odpo­wie­dzieć mery­to­rycz­nie pró­bu­ją Staś­ko uci­szyć. Streszcz: bo jest kobie­tą, bo będzie jak w Chi­nach i na Zacho­dzie, gdzie przez takich jak ona nie ma wol­no­ści sło­wa, albo bo kie­dyś tam w przy­szło­ści może zdo­być wła­dzę nad przy­zna­wa­niem sty­pen­diów; w obro­nie więc róż­no­rod­no­ści i bogac­twa myśli trze­ba nie wda­wać się w dys­ku­sję, tyl­ko wytłu­ma­czyć, że pisa­nie tak jak Staś­ko zabi­ja róż­no­rod­ność i bogac­two myśli. Tym­cza­sem kur­de no, jest 2017 r. i raz, że takie para­dok­sy libe­ra­li­zmu są tro­chę już prze­wał­ko­wa­ne (ja na przy­kład żar­cik „tole­ran­cja dla nie­to­le­ran­cji” widzia­łem pierw­szy raz u Fili­po­wi­cza w latach 90. i już wte­dy wyda­ło mi się to tanie! a teraz mowa o ludziach mądrzej­szych i lepiej ode mnie oczy­ta­nych), a wyjść z nich moż­na nawet bez zaj­mo­wa­nia się mery­to­rycz­ny­mi pod­sta­wa­mi wyklu­czeń i uła­twień (bo powiedz­my sobie, że wyklu­cze­nie z powo­du bycia kobie­tą to co inne­go niż wyklu­cze­nie z powo­du nie­na­wi­dze­nia kobiet) wska­zu­jąc, kto real­nie dys­po­nu­je wła­dzą i kto fak­tycz­nie kogo uci­sza: tu i teraz na Zie­mi Tej Zie­mi, a nie kie­dyś w przy­szło­ści; a dwa, że wła­dzą real­nie dys­po­nu­je kon­ser­wa­tyw­na pra­wi­ca snu­ją­ca pla­ny rewo­lu­cji kul­tu­ral­nej i jeśli ktoś komuś zabie­rze skrom­ną uni­wer­sy­tec­ką posad­kę, wol­ność sło­wa i sty­pen­dium, to PiS Mai Staś­ko, a nie Maja Staś­ko Ada­mo­wi Popra­wie, Dawi­do­wi Jurasz­ko­wi i Aldo­nie Kop­kie­wicz.

 

No więc dys­ku­sji raczej nie będzie, bo tyl­ko Emi­lia Kon­wer­ska jak­kol­wiek mery­to­rycz­nie odnio­sła się do zarzu­tów Staś­ko wobec Świe­tlic­kie­go, cho­ciaż też nie wycho­dzi poza „no może nie prze­sa­dzaj­my”. A prze­cież to dys­ku­sja bar­dzo potrzeb­na, poten­cjal­nie bar­dzo cie­ka­wa: bo to chy­ba jasne, że dla Staś­ko Świe­tlic­ki to meto­ni­mia całych lat 90. i wszyst­kie­go, o co mamy do nich pre­ten­sje, wszyst­kich tych pato­lo­gicz­nych spo­so­bów radze­nia sobie z pro­ble­ma­mi: uciecz­ki w pry­wat­ność wobec ogrom­nych prze­mian poli­tycz­nych, powierz­chow­nej moder­ni­za­cji, narzu­ce­nia per­spek­ty­wy grup spo­łecz­nie naj­sil­niej­szych jako ogól­nie obo­wią­zu­ją­cej; pro­ble­ma­mi, z któ­ry­mi teraz pra­wi­ca usi­łu­je radzić sobie w spo­sób naj­czę­ściej jesz­cze bar­dziej pato­lo­gicz­ny.

 

Wszy­scy­śmy ze Świe­tlic­kie­go; chy­ba już pora rze­tel­nie zabić ojca – może­my to zro­bić, jak pro­po­nu­je Staś­ko, tępą sie­kie­rą, a może ele­ganc­ką cyku­tą, ale cel chy­ba powi­nien nas łączyć? A może prze­ciw­nie, może dzie­dzic­twa Świe­tlic­kie­go da się bro­nić sen­sow­nie z per­spek­ty­wy czy to lewi­co­wej, czy pra­wi­co­wej, ale skąd mam wie­dzieć, sko­ro poza nie­uda­nym tek­stem Kon­wer­skiej nikt nawet nie pró­bu­je, a już nikt zupeł­nie nie zada­je sobie tru­du roz­po­zna­nia, o jaką staw­kę idzie gra? Zamiast tego histe­ry­zu­jąc o nie­pra­wi­dło­wy język, no okej, język Staś­ko tro­chę odbie­ga od stan­dar­dów kry­ty­ki lite­rac­kiej, ale myśla­łem że tu jest poezja, że tu lubi­my wycho­dze­nie poza stan­dar­dy? No nie musi się ten język podo­bać, ale nie ma co robić raba­nu jak tatuś, któ­re­go cór­ka pierw­szy raz powie­dzia­ła „tul­wa mać”, usły­sza­ne zresz­tą od nie­go. War­to poszu­kać alter­na­ty­wy do form, któ­re, podo­ba nam się to czy nie, kru­szą się: post­mo­der­nizm skoń­czył się w 2008 r., jesz­cze zanim na dobre zwy­cię­żył w Pol­sce, a już w per­spek­ty­wie mamy ofen­sy­wę nowych mar­co­wych docen­tów; samo „ą, ę” nie wystar­czy, żeby sku­tecz­nie im się prze­ciw­sta­wić (nie oszu­kuj­my się, i tak nie mamy na to haj­sów, może­my co naj­wy­żej spró­bo­wać prze­cho­wać jakieś war­to­ści), bo też i jest to naj­ła­twiej­sze: ele­ganc­kim języ­kiem moż­na wyra­zić tak gów­nia­ne tre­ści, że oko zbie­le­je.

Inne wiadomości z kategorii