Pogubione afekty
Zapraszamy do zapoznania się z opiniami na temat 13. odcinka cyklu Adama Poprawy „Niepogubione afekty”.
OPINIA REDAKCJI
W związku z dyskusją, jaką wywołał 13. odcinek cyklu Adama Poprawy „Niepogubione afekty”, zatytułowany „Emilia próbuje, ale nie pojmuje” i opublikowany w biBLiotece w nr 14, jako członkowie redakcji Biura Literackiego pragniemy jednomyślnie i jednoznacznie oświadczyć, że nie identyfikujemy się z tekstem, który zamieszczony jest – zgodnie z sieciowym opisem – w „autonomicznym terytorium” magazynu, niepodlegającym bezpośredniej ingerencji redakcji.
„Cykle” to dział, w którym autorzy w swobodnej formie publikują osobiste wypowiedzi. Znaczna część zasobów biBLioteki pochodzi z bazy „Przystani” i „Tawerny”, gdzie autorzy sami mogli publikować wpisy. Mimo wątpliwości tekst, który uważamy za momentami niestosowny i poniżej poziomu, do jakiego przyzwyczaił nas Adam Poprawa, znalazł się w numerze i nie podlegał jakiejkolwiek cenzurze w myśl zasady, że nie ingerujemy w tę część biBLioteki.
Z dużymi zastrzeżeniami do tekstu o Marcinie Świetlickim, a także do formy polemiki Mai Staśko, opublikowanej na stronie Krytyki Politycznej, zaproponowaliśmy autorce (której obecność w rodzimej literaturze jest tak samo cenna i potrzebna jak autora cyklu „Niepogubione afekty”) reakcję na wpis Adama Poprawy na naszych stronach, informując, że rozważamy też inne formy zwrócenia uwagi na problemy poruszone w tekście, które uznajemy za ważne i wobec których nie pozostajemy obojętni.
Nie po raz pierwszy jesteśmy zażenowani kulturą sporu, jaki towarzyszy tej i podobnym tzw. literackim dyskusjom. Pomimo zmian składu osobowego redakcji jesteśmy obecni w polskiej literaturze od blisko 25 lat i chociażby przez ten fakt czujemy się odpowiedzialni za wizerunek naszego środowiska literackiego. Podejmując różne inicjatywy, które mają taką sytuację zmienić, także popełniamy błędy. Zaistniała sytuacja powinna nasze środowisko sprowokować do przemyślenia wielu działań.
OPINIA MARCINA SENDECKIEGO
W związku z „oświadczeniem” zatytułowanym „Pogubione afekty”, które ukazało się na stronie internetowej Biura Literackiego, chciałbym dodać doń parę słów od siebie. Otóż przeczytałem ów tekst ze zdumieniem i zażenowaniem. Nie bardzo wiem, komu mam przypisać to dojmujące doświadczenie, ponieważ pod „Pogubionymi afektami” brak podpisu. Rozumiem zatem, że jest to stanowisko całej, nieco dla mnie tajemniczej, „redakcji BL” – i do niej w takim razie się zwracam, by powiedzieć, co następuje.
Wysoce martwi mnie kompletne niezrozumienie natury tekstu Adama Poprawy, który, wpisując się w zacną i bogatą tradycję polskiego pamfletu literackiego, był rzeczywiście ostry, lecz trudno by był inny wobec publicystycznych wybryków, na które autor zareagował. To jednak problem najmniejszy, bo w owym redakcyjnym oświadczeniu znalazły się także uwagi na temat tekstu Adama Poprawy, które trudno nazwać inaczej niż obelżywymi.
Takie postępowanie wobec własnego autora i tekstu, który wcześniej opublikowano, zdaje się kuriozalne i przypomina wiernopoddańcze samokrytyki składane w wiadomych czasach. Fakt, że redakcja BL deklaruje w ten sposób poddaństwo wobec p. Mai Staśko, osoby radykalnie niemądrej i – co tak często idzie w parze – wściekle agresywnej, mam za szczególnie oburzający. I wstydzę się, że redakcja Biura Literackiego, w którym opublikowałem wiele swoich książek, uważa „obecność w rodzimej literaturze” p. Mai Staśko za „cenną i potrzebną”. Mam zatem małą prośbę: opamiętajcie się.
OPINIA GRZEGORZA WRÓBLEWSKIEGO
Tekst „Obsesja” napisałem pod koniec lat 80. (ubiegłego wieku) w Kopenhadze. W 2005 roku znalazł się on na płycie „Projekt1” (Ars Mundi, AMS 040) zrealizowanej wspólnie z Bobim Peru:
Tekst/recytacja: Grzegorz Wróblewski
Muzyka: Maciek Sinkowski (Bobi Peru)
Rejestracja, realizacja dźwięku i mastering: Bobi Peru
Soulcraft Rec., Warszawa 2005.
OPINIA JAKUBA GŁUSZAKA
Czy będzie dyskusja o Świetlickim? Nie będzie, bo krytycy zamiast odpowiedzieć merytorycznie próbują Staśko uciszyć. Streszcz: bo jest kobietą, bo będzie jak w Chinach i na Zachodzie, gdzie przez takich jak ona nie ma wolności słowa, albo bo kiedyś tam w przyszłości może zdobyć władzę nad przyznawaniem stypendiów; w obronie więc różnorodności i bogactwa myśli trzeba nie wdawać się w dyskusję, tylko wytłumaczyć, że pisanie tak jak Staśko zabija różnorodność i bogactwo myśli. Tymczasem kurde no, jest 2017 r. i raz, że takie paradoksy liberalizmu są trochę już przewałkowane (ja na przykład żarcik „tolerancja dla nietolerancji” widziałem pierwszy raz u Filipowicza w latach 90. i już wtedy wydało mi się to tanie! a teraz mowa o ludziach mądrzejszych i lepiej ode mnie oczytanych), a wyjść z nich można nawet bez zajmowania się merytorycznymi podstawami wykluczeń i ułatwień (bo powiedzmy sobie, że wykluczenie z powodu bycia kobietą to co innego niż wykluczenie z powodu nienawidzenia kobiet) wskazując, kto realnie dysponuje władzą i kto faktycznie kogo ucisza: tu i teraz na Ziemi Tej Ziemi, a nie kiedyś w przyszłości; a dwa, że władzą realnie dysponuje konserwatywna prawica snująca plany rewolucji kulturalnej i jeśli ktoś komuś zabierze skromną uniwersytecką posadkę, wolność słowa i stypendium, to PiS Mai Staśko, a nie Maja Staśko Adamowi Poprawie, Dawidowi Juraszkowi i Aldonie Kopkiewicz.
No więc dyskusji raczej nie będzie, bo tylko Emilia Konwerska jakkolwiek merytorycznie odniosła się do zarzutów Staśko wobec Świetlickiego, chociaż też nie wychodzi poza „no może nie przesadzajmy”. A przecież to dyskusja bardzo potrzebna, potencjalnie bardzo ciekawa: bo to chyba jasne, że dla Staśko Świetlicki to metonimia całych lat 90. i wszystkiego, o co mamy do nich pretensje, wszystkich tych patologicznych sposobów radzenia sobie z problemami: ucieczki w prywatność wobec ogromnych przemian politycznych, powierzchownej modernizacji, narzucenia perspektywy grup społecznie najsilniejszych jako ogólnie obowiązującej; problemami, z którymi teraz prawica usiłuje radzić sobie w sposób najczęściej jeszcze bardziej patologiczny.
Wszyscyśmy ze Świetlickiego; chyba już pora rzetelnie zabić ojca – możemy to zrobić, jak proponuje Staśko, tępą siekierą, a może elegancką cykutą, ale cel chyba powinien nas łączyć? A może przeciwnie, może dziedzictwa Świetlickiego da się bronić sensownie z perspektywy czy to lewicowej, czy prawicowej, ale skąd mam wiedzieć, skoro poza nieudanym tekstem Konwerskiej nikt nawet nie próbuje, a już nikt zupełnie nie zadaje sobie trudu rozpoznania, o jaką stawkę idzie gra? Zamiast tego histeryzując o nieprawidłowy język, no okej, język Staśko trochę odbiega od standardów krytyki literackiej, ale myślałem że tu jest poezja, że tu lubimy wychodzenie poza standardy? No nie musi się ten język podobać, ale nie ma co robić rabanu jak tatuś, którego córka pierwszy raz powiedziała „tulwa mać”, usłyszane zresztą od niego. Warto poszukać alternatywy do form, które, podoba nam się to czy nie, kruszą się: postmodernizm skończył się w 2008 r., jeszcze zanim na dobre zwyciężył w Polsce, a już w perspektywie mamy ofensywę nowych marcowych docentów; samo „ą, ę” nie wystarczy, żeby skutecznie im się przeciwstawić (nie oszukujmy się, i tak nie mamy na to hajsów, możemy co najwyżej spróbować przechować jakieś wartości), bo też i jest to najłatwiejsze: eleganckim językiem można wyrazić tak gówniane treści, że oko zbieleje.