RÓŻNI AUTORZY: Połów. Poetyckie debiuty 2014–2015
Każda kolejna edycja Połowu stanowi próbę rozejrzenia i rozeznania się na nowo w tym, co dzieje się w młodej poezji, szczególnie zaś – wśród autorów, którzy swoją pierwszą książkę mają jeszcze przed sobą. Tym razem, tj. w 10. odsłonie projektu, w nowe poetyckie głosy wsłuchiwali się Marta Podgórnik oraz Dariusz Sośnicki.
Każda kolejna edycja Połowu stanowi próbę rozejrzenia i rozeznania się na nowo w tym, co dzieje się w młodej poezji, szczególnie zaś – wśród autorów, którzy swoją pierwszą książkę mają jeszcze przed sobą. Tym razem, tj. w 10. odsłonie projektu, w nowe poetyckie głosy wsłuchiwali się Marta Podgórnik oraz Dariusz Sośnicki.
Z grupy ponad sześćdziesięciorga poetów, których zakwalifikowano do finałowych występów w ramach wyjazdowych Portów Literackich, redaktorzy wyłonili najciekawszą ósemkę: Kacpra Adamusa, Justynę Charkiewicz, Michała Domagalskiego, Pawła Kobylewskiego, Grzegorza Marcinkowskiego, Bartosza Popadiaka, Sylwię Rzącę oraz Adriana Tujka.
Mikołaj Borkowski w swojej recenzji zwracał uwagę na to, że Połowowy almanach prezentuje „osiem różnych poetyk, osiem różnych głosów – a w obrębie tych ośmiu głosów nie dałoby się zliczyć wszystkich języków, którymi mniej lub bardziej chętnie autorzy wypełniają swoje wiersze. Robią to jednak z rzadką współcześnie zręcznością”.
Różnorodność tych propozycji rozpięta jest między pop-poezją Adamusa, próbującą w typowym wierszu ponowoczesnym wygrać na nowo wątek miłosny, a swoiście konceptualną liryką Tujka, dla której najważniejsze wydają się wszelkie związki, pozycje i układy, w jakich w języku, a w konsekwencji – w tekście, pojawiają się słowa, napędzające ten poetycki mechanizm.
Ale na tym przecież nie koniec – Kobylewski to autor zestawu wierszy wyraźnie zanurzonych w tradycji, igrających z konwencjami (biblijną, apokryficzną, muzyczną, czymś, co byłoby esencją amerykańskiej piosenki). Oszczędna w obrazowania, opowiadająca o upływie czasu propozycja Marcinkiewicza sytuuje się na przeciwnym poetyckim biegunie.
„Pieśni akwalungów” Rzący to już zupełnie inna, nieco surrealistyczna historia, w której na nieznanych nam jeszcze prawach cały świat, od północnych miasteczek aż po Kalifornię i Kopenhagę, wchodzi z wyobraźnią autorki w zadziwiające mariaże, wiruje, a na koniec wpada do basenu na dachu wieżowca, jak te dziewczęta w jednym z wierszy, i tonie.
Z kolei Bartosz Popadiak, w zestawie „Last minute”, mógłby opowiadać o pokoleniu, które wspomina w jednym z tekstów („Dzieci z lat dziewięćdziesiątych”), łącząc liryczną sprawność i popkulturowe nawiązania. Poeta jednak w którejś chwili zmienia kierunek, gubi wspólnotowy trop, zatraca się w swoich historiach, niedomkniętych, niedopowiedzianych, czekających na dalszy ciąg.
Justyna Charkiewicz próbuje być w swoich wierszach jak najbliżej ciała. Delikatny erotyzm łączy się tu z poczuciem utraty, z rozrywającym, raniącym to ciało, również ciało języka, bólem. Na szczęście jednak, mimo tych rys i ran, możliwa w tym świecie okazuje się nadzieja „na narodziny nowego / języka”.
Ostatni z wyłowionych autorów, Michał Domagalski, wydaje się być najlepiej zadomowionym w polszczyźnie poetą. Nie o sprawność warsztatową tu idzie, choć tej nie sposób Domagalskiemu odmówić, lecz o szacunek do języka, o świadomość zaciągniętego u niego długu. Spłacić go znaczy, parafrazując poetę, cieszyć się z danego głosu i pamiętać, że przyjdzie go kiedyś zwrócić.