Stacja Literatura 22: „Miłość, życie, śmierć”
W sobotę zakończyła się 22. edycja Stacji Literatura, która tylko metrykalnie jest najstarszym polskim festiwalem literackim. Impreza po raz kolejny udowodniła, że jest pewnie najmłodsza duchem. Oto pierwsza recenzja z wydarzenia, przygotowana przez Grzegorza Chojnowskiego.
Okazuje się, że Artur Burszta i Biuro Literackie po rozstaniu z Wrocławiem, wiodą życie szczęśliwe. Że Port Literacki zamieniony w Stację Literatura, ma podobny klimat i poziom, a Stronie Śląskie i Sienna doskonale odgrywają rolę literackiej stolicy Dolnego Śląska przez trzy wrześniowe dni. To Europejska Stolica Kultury powinna żałować tego rozstania, zwłaszcza mając w świadomości jakość wydawnictw i nagrody, jakie książki Biura otrzymały w ciągu ostatnich dwóch lat. Nike, nagroda im. Szymborskiej, Silesius, no i Dylanowski Nobel.
Na Stację Literatura trzeba się dziś wybrać na południe, w kotlinę i góry, by tam doświadczyć na przykład energii, z którą Filip Łobodziński czyta własny przekład ‘Glorii’ Patti Smith albo poczuć niezwykły temperament Kory w rozmowie z Olgą Tokarczuk. Dowiedzieć się, że niedługo ma się pojawić piosenka Sweet Noise z refrenem ‘Krakowskiego Spleenu’, nagranym na nowo przez byłą frontwoman Maanamu w tym roku, mimo choroby. I że największym przyjacielem jest książka, bo literatura chroni przed samotnością:
„Jesteśmy przesiedleńcami, wszyscy, którzy tutaj są. Historia to nam zafundowała, los. Jednego zabije, uszkodzi, a drugiemu, być może dlatego, że ma jakąś fajną schedę genową, pozwoli przetrwać i iść jak wojownik do przodu. Życie takie jest. A nie musi takie być, nie musi być opresyjne, pełne bólu. Życie jest tak krótkie, że powinno być cudowne, miłe, piękne, bez bólu i opresji, która powinna iść i idzie zawsze od ciała żywego, czyli od tego, że ulegamy zniszczeniu, jak wszystko. Ale nie niszczmy się sami. Ja się cały czas musiałam ocalać, od początku wiedziałam i czułam, że moim ocaleniem jest książka. Gdy miałam pięć lat, już umiałam czytać. Książka, pisarz to mój największy przyjaciel. Dopiero potem idzie muzyka, natura i co innego. Taka jest moja gradacja. Najpierw słowo pisane i pisarz. To największy przyjaciel człowieka. Masz książkę, nigdy już nie jesteś sam.”
Uczestnicy Stacji Literatura niezłomnie wierzą w poezję, w wiersz zrozumiały i niezrozumiały – jak przy muzyce na żywo tworzonej przez Ola Walickiego deklamował Marcin Sendecki. Są wśród nich artyści wdzięcznie w szaleństwie wyrafinowani (jak Robert Rybicki z Darem Meneli), są klasycy potrafiący ciągle zaskoczyć (eklektyczny poemat Palamedes Piotra Matywieckiego), są półmistrzowie (pół, bo jeszcze jednak niestarzy – jak Marta Podgórnik czy Roman Honet), jest i grupa zdolnych młodych (Martyna Buliżańska, Szymon Słomczyński), których nie zniechęca wąski rynek poezji w Polsce. Jedni marzą o debiucie, inni zaczynają sobie zdawać sprawę z tego, że ‘po debiucie trudniej niż przed’ (tak Matywiecki nazwał prowadzone przez siebie warsztaty).
Kilka dni przed startem Stacji zmarł John Ashbery, jeden z patronów pewnego pokolenia nie tylko polskiej poezji, poświęcono mu zorganizowane spontanicznie specjalne czytanie z udziałem również gości zagranicznych. 5 lat temu czytano na ówczesnym Porcie – zdaje się, w Studiu na Grobli – fragmenty poematów nowojorczyka. W tamtym samym roku tragicznie odszedł Tomasz Pułka, mocno istniejący podczas Stacji przy okazji właśnie wydanego zbioru wierszy. Ale nie śmierć z hasłowej triady tegorocznego festiwalu, nie miłość nawet, lecz życie ma w sobie pojemność nieskończoną. – John Ashbery umarł? Nie sądzę – mówił Kacper Bartczak, tłumacz, autor tomu Pokarm suweren. – Ile jeszcze będzie myśli z tego człowieka?
No i innych, tych, którzy przystanek Stronie Śląskie traktują może nawet z większym sercem niż przystań Wrocław. Wedle ostatnich zasług.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI, chojnowski.blogspot.com
Oficjalna strona Stacji Literatura 22
STRONA