Stacja Literatura 25: Nikt nie jest sobą nawet na wyspie

Moc­no wie­rzy­my, że w czwar­tek 10 wrze­śnia spo­tka­my się na inau­gu­ra­cji Sta­cji Lite­ra­tu­ra 25. Zde­cy­do­wa­li­śmy się na tak szyb­ki start festi­wa­lo­wej kam­pa­nii, ponie­waż w ostat­nich tygo­dniach czę­ściej sły­szy­my o odwo­ły­wa­niu, prze­kła­da­niu bądź redu­ko­wa­niu i zmie­nia­niu pla­nów. Potrze­bu­je­my więc nadziei, że wszyst­ko pój­dzie tak, jak sobie zało­ży­li­śmy. Trze­ba nam inte­gro­wa­nia wokół spraw, któ­re łączą i któ­re trwa­le nas zmie­nia­ją. Już dzi­siaj ujaw­nia­my głów­ną gra­fi­kę jubi­le­uszo­wej edy­cji festi­wa­lu. Autor­ką tej nie­zwy­kłej pra­cy jest Marian­na Szty­ma. Pre­zen­tu­je­my też hasło tego­rocz­nej Sta­cji Lite­ra­tu­ra. Powsta­ło ono wie­le mie­się­cy temu, w listo­pa­dzie, kie­dy zamy­ka­li­śmy pro­gram 25. edy­cji impre­zy. Nikt z nas wów­czas nie prze­czu­wał, że oka­że się ono tak bar­dzo aktu­al­ne.

 

Stacja_Literatura_25_Nikt_nie_jest_soba_nawet_na_wyspie__www_top

 

„Na począt­ku było poczu­cie wal­ki i oblę­że­nia, koniecz­ność oko­pa­nia się, zamknię­cia w for­cie, ale bar­dzo szyb­ko prze­isto­czy­ło się to w chęć wędrów­ki i podró­ży – z por­tu w każ­dej chwi­li moż­na wypły­nąć, a ze sta­cji wyje­chać” – pisze w książ­ce Ludzie ze Sta­cji Karol Mali­szew­ski. Boh­dan Zadu­ra przy­po­mi­na te pierw­sze edy­cje i akcen­tu­je to, co wte­dy było – i nadal jest – w tej impre­zie naj­waż­niej­sze: „Nigdy nie bra­łem udzia­łu w żad­nym Wood­stoc­ku czy Jaro­ci­nie, ale festi­wa­le legnic­kie pew­nie dawa­ły takie poczu­cie wspól­no­ty, choć uczest­ni­ków były set­ki, a nie set­ki tysię­cy”.

 

Zna­cze­nie „wspól­no­ty” akcen­tu­ją w publi­ka­cji z tek­sta­mi uczest­ni­ków oraz ich por­tre­ta­mi autor­stwa Mak­sy­mi­lia­na Riga­mon­te­go wszy­scy. Każ­dy też opo­wia­da swo­ją oso­bi­stą histo­rię: „Moż­na powie­dzieć, że dora­sta­łam, a póź­niej doro­śla­łam z Biu­rem, i cał­kiem praw­do­po­dob­ne, że się razem zesta­rze­je­my (mam nadzie­ję, że pięk­nie)” – mówi Mar­ta Pod­gór­nik, a Kon­rad Góra wyzna­je: „Moja histo­ria jest pew­nie dosyć typo­wa: od agre­sji i nie­chę­ci, przez zaże­no­wa­nie, do sta­łej współ­pra­cy – od zło­śli­wych ripost przyj­mo­wa­nych mil­cze­niem po zło­śli­we ripo­sty przyj­mo­wa­ne z pra­wie aplau­zem”.

 

Grze­gorz Nurek, jak przy­sta­ło na dzien­ni­ka­rza, rela­cjo­nu­je: „Kie­dy obser­wu­ję ludzi sie­dzą­cych na torach nie­czyn­nej już sta­cji kole­jo­wej, wysta­wia­ją­cych twa­rze do słoń­ca, widzę też hamak, do któ­re­go zbli­ża się boso poet­ka, a poeci ‘hara­ta­ją w gałę’, czas na chwi­lę zamie­ra, wiel­kie spra­wy poli­tycz­ne kar­ło­wa­cie­ją i scho­dzą na dal­szy plan”. Wtó­ru­je mu Juliusz Pie­li­chow­ski: „Utrzy­mu­ją­ca się lata­mi więź, sta­re i nowe przy­jaź­nie, siła wspól­nych doświad­czeń zdo­by­wa­nych na festi­wa­lo­wych fron­tach. Nie­wie­le jest u nas miejsc rów­nie otwar­tych dla każ­de­go, kogo pocią­ga wszyst­ko, co lite­rac­kie”.

 

„Stro­nie Ślą­skie to miej­sce, któ­re w spo­sób zupeł­nie zadzi­wia­ją­cy zno­si, czy też bie­rze w trzy­dnio­wy nawias, róż­ni­ce wie­ku, hie­rar­chii i lite­rac­kiej pozy­cji, pozo­sta­wia­jąc pra­wie wyłącz­nie to, co osta­tecz­nie z całej zaba­wy istot­ne: wspól­no­tę ludzi, dla któ­rych poezja jest rze­czy­wi­ście waż­na, być może waż­na w spo­sób zupeł­nie nie­do­rzecz­ny, ale za to zupeł­nie na serio” – zauwa­ża Rado­sław Jur­czak i puen­tu­je: „O takie pole lite­rac­kie – bar­dziej wspól­no­to­we i opar­te na rze­czy­wi­stej wię­zi mię­dzy uczest­ni­ka­mi, a więc po pro­stu: bar­dziej uto­pij­ne – war­to rok­rocz­nie wra­cać do Stro­nia”.

 

„Ponad­po­ko­le­nio­wość to jed­na z nie­kwe­stio­no­wa­nych cnót Biu­ro­wych spo­tkań” – mówi wprost Jerzy Jar­nie­wicz. „Nie­oczy­wi­sta, bo prze­cież Biu­ro zaczy­na­ło jako przed­się­wzię­cie gene­ra­cyj­ne. Z cza­sem jed­nak, z napły­wem nowych rocz­ni­ków, z otwie­ra­niem się Biu­ra na inne języ­ki, zamie­ni­ło się w plat­for­mę spo­tkań, zawie­sza­ją­cą – doraź­nie – poko­le­nio­we dys­tynk­cje. Bo nie one tu decy­du­ją, a powi­no­wac­two w sło­wie”. O powi­no­wac­twach pisze też Paweł Szam­bur­ski: „Odnaj­du­ję podo­bień­stwa baniek – mojej muzycz­nej oraz ich lite­rac­kiej – i prze­sta­je być to moje i ich, sta­je się nasze, wspól­ne”.

 

„W pew­nym sen­sie Stro­nie Ślą­skie jest dra­ma­tycz­nie ‘nie na cza­sie’ – zauwa­ża Tade­usz Sła­wek. – Któż dzi­siaj w sfe­rze publicz­nej prak­ty­ku­je wraż­li­wość, gdy liczy się jedy­nie bez­względ­na i pro­gra­mo­wo nie­wraż­li­wa ‘sku­tecz­ność’”. „Jak nazwać taką wspól­no­tę? – pyta. – Nie znaj­du­ję lep­sze­go sło­wa niż ‘wraż­li­wość’”. I opi­su­je uczest­ni­ków: „Pra­gną cho­dzić wła­sny­mi dro­ga­mi, a jed­no­cze­śnie nie chcą żar­łocz­ne­go ego­izmu, wie­dzą, ile umie­ją, ale chcą poznać wła­sne sła­bo­ści, potra­fią wsty­dzić się za świat, gdy ten sta­je się coraz bar­dziej bez-wstyd­ny. Wstę­pu­je otu­cha”.

 

Nie powin­no zatem dzi­wić, że hasło Sta­cji Lite­ra­tu­ra 25. brzmi: „Nikt nie jest sobą nawet na wyspie”. Pocho­dzi ze wstę­pu do zbio­ru ese­jów The Pitch of Poetry gościa spe­cjal­ne­go festi­wa­lu – Char­le­sa Bern­ste­ina, zdo­byw­cy pre­sti­żo­wej ame­ry­kań­skiej Nagro­dy Bol­lin­gen w roku 2019. W ory­gi­na­le cytat ten brzmi: „No man is him­self, even to an island”, co wprost da się prze­tłu­ma­czyć jako „Nikt nie jest sobą nawet dla wyspy”. Nasz slo­gan, któ­ry wie­le mie­się­cy temu zapro­po­no­wał Kac­per Bart­czak, jest zatem tra­we­sta­cją tego, co napi­sał wybit­ny ame­ry­kań­ski poeta.

 

Cytat ten nie jest zwy­czaj­nym aka­de­mic­kim wstę­pem, tyl­ko typo­wą dla Bern­ste­ina prze­śmiew­czą hybry­dą wie­lo­ga­tun­ko­wą, zło­żo­ną z ese­ju, wier­sza, mani­fe­stu. Cały utwór gra wie­lo­znacz­no­ścią angiel­skie­go sło­wa „pitch”. To wrzut­ka, mar­ke­tin­go­wa ście­ma, zajaw­ka, ale też smo­ła, smo­li­sta czerń, coś, co się lepi, dole­pia i dokle­ja tak, że nie da się tego póź­niej wyczy­ścić. Kolek­tyw­ność i zbio­ro­wość „sie­dzą” w poezji. Są jej spo­iwem, a tym samym poezja spa­ja, skle­ja, prze­do­sta­je się do innych dys­kur­sów, tro­chę je pod­wa­ża, a zara­zem napę­dza.

 

„Współ­cze­sna poezja roz­wi­ja się nie dzię­ki wiel­ko­ska­lo­wym dzia­ła­niom, ale za spra­wą rady­kal­nych róż­nic for­mal­nych” – twier­dzi Bern­ste­in. „Poetyc­kie dzia­ła­nie jest więc rów­nie fun­da­men­tal­ne dla naszej demo­kra­cji, jak kar­ta praw – jest czymś, co moż­na świę­to­wać z entu­zja­zmem i przy­jem­no­ścią” – przy­zna­je poeta, jed­no­znacz­nie wska­zu­jąc uni­wer­sal­ną, a zara­zem alter­na­tyw­ną dla stan­dar­dów ryn­ko­wych, opie­ra­ją­cych się wyłącz­nie na rachun­ku eko­no­micz­nym, war­tość poezji, rozu­mia­ną sze­rzej niż jedy­nie w ramach lite­rac­kich – war­tość huma­ni­stycz­ną.

 

Hasło „Nikt nie jest sobą nawet na wyspie” łączy więc w sobie wie­le ele­men­tów. Odda­je nie tyl­ko wyjąt­ko­wość i odręb­ność każ­de­go uczest­ni­ka festi­wa­lu, któ­ry pozo­sta­je na swo­jej „wyspie”, ale tak­że poka­zu­je, że w tej naszej zbio­ro­wo­ści czy wspól­no­cie nikt do koń­ca „nie jest sobą”. Napę­dza­ją nas te same war­to­ści, bolą te same pro­ble­my. Wspól­nie się zmie­nia­my, roz­wi­ja­my. Wszyst­ko to nabie­ra jesz­cze inne­go sen­su w cza­sie przy­mu­so­wej izo­la­cji. Każ­dy na swo­jej wyspie, ale bli­sko innych, jak nigdy dotąd. Bez takich wysp nie ma wspól­no­ty, bez wspól­no­ty nie ma miej­sca dla takich wysp.

 

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry

Inne wiadomości z kategorii