TransPort Literacki 27: Poważne rozmowy to dzisiaj rarytas

Od wie­lu lat naj­waż­niej­szą i naj­bar­dziej wia­ry­god­ną for­mą pod­su­mo­wa­nia festi­wa­lu Biu­ra Lite­rac­kie­go jest ankie­ta, do wypeł­nie­nia któ­rej zosta­ją zapro­sze­ni publicz­ność oraz uczest­ni­cy towa­rzy­szą­cych impre­zie pro­jek­tów wydaw­ni­czych i edu­ka­cyj­nych. W tym roku nie było kla­sycz­nych pytań ze wska­zy­wa­niem naj­waż­niej­szych wyda­rzeń, ulu­bio­nych ksią­żek czy ogól­nych wąt­ków, z zazna­cza­niem jed­nej lub kil­ku odpo­wie­dzi. Pyta­nia pro­wo­ko­wa­ły do dłu­gich i wni­kli­wych ana­liz. Swo­je prze­my­śle­nia posta­no­wi­ło w takiej for­mie przy­go­to­wać aż osiem­dzie­siąt osób. Oto naj­bar­dziej repre­zen­ta­tyw­ne odpo­wie­dzi na wybra­ne pyta­nia.

 

 

 

Co festiwal zyskał na zmianie miejsca, a co stracił?

Czy powinien na kolejne lata wiązać się z tym miejscem?

A może powinien być nieustannie otwarty

na przeniesienie w kolejne miejsce?

 

W moim odczu­ciu festi­wal stał się nie­co mniej „odcię­ty od świa­ta”, co ma oczy­wi­ście plu­sy i minu­sy. Stro­nie Ślą­skie było miej­scem, któ­re bar­dziej skła­nia­ło do reflek­sji i obco­wa­nia z natu­rą – ucie­ka­ło się od miej­skie­go zgieł­ku, któ­ry był już obec­ny w Koło­brze­gu. Nie­mniej jako uczest­ni­ko­wi festi­wa­lu podo­ba mi się pomysł zwią­za­nia z tym miej­scem przy­naj­mniej na jakiś czas.

 

Uwa­żam, że festi­wal powi­nien na dłuż­szy czas lub nawet na sta­łe wpi­sać się w koło­brze­ski kra­jo­braz. I to nie tyl­ko dla­te­go, że jest tam lep­szy dojazd niż do Stro­nia Ślą­skie­go, ale doświad­cze­nie nad­mor­skie­go kli­ma­tu poza sezo­nem to doświad­cze­nie tak­że lite­rac­kie. Puste i ciche ulicz­ki Grzy­bo­wa, noc­ne spa­ce­ry na pla­żę. Tym bar­dziej prze­ma­wia za orga­ni­za­cją festi­wa­lu w Koło­brze­gu to, że Biu­ro Lite­rac­kie ma tam swo­ją sie­dzi­bę. Koło­brzeg ma szan­sę zatem stać się sto­li­cą pol­skiej ambit­nej lite­ra­tu­ry. Poza tym sala RCK jest lep­sza niż w Stro­niu, wygod­niej­sza i dobrze widać sce­nę. Mie­ści wię­cej osób.

 

W Stro­niu Ślą­skim zaraz po wyj­ściu z CETiK‑u mia­ło się przed sobą ław­ki i sto­ły pod para­so­la­mi, gdzie ludzie jedli i roz­ma­wia­li. Wystar­czy­ło zro­bić kil­ka kro­ków w lewo, żeby natknąć się na tory, na któ­rych ludzie sie­dzie­li, roz­ma­wia­li, pali­li, pili, pusz­cza­li muzy­kę, roz­wie­sza­li gdzieś obok hama­ki. To two­rzy­ło nie­po­wta­rzal­ne warun­ki do kształ­to­wa­nia wspól­no­ty. W Koło­brze­gu po wyj­ściu z RCK jest co naj­wy­żej miej­sce do pale­nia, a żeby usiąść na spo­koj­nie, trze­ba szu­kać i iść gdzieś dalej. W efek­cie ludzie zbi­ja­li się w małe grup­ki i trud­niej było o wspól­no­tę.

 

Wyda­je mi się, że festi­wal powi­nien być otwar­ty na róż­ne mia­sta, któ­re pozwo­lą rów­nież uczest­ni­kom na wal­kę z ruty­no­wym wra­ca­niem w to samo miej­sce. Oczy­wi­ście są i zwo­len­ni­cy takich roz­wią­zań, ale w mojej oce­nie oprócz festi­wa­lo­wych wyda­rzeń zna­cze­nie ma samo mia­sto, któ­re ofe­ro­wać powin­no rów­nież i sobą atrak­cje.

 

Nie powiem, ani co zyskał, ani co stra­cił, gdyż był to mój pierw­szy festi­wal z Wami, ale myślę, że otwar­tość na róż­ne miej­sca daje spo­rą pla­stycz­ność i goto­wość na wszyst­ko!

 

Bli­skość morza to ogrom­ny atut – myślę, że łatwiej spon­ta­nicz­nie wysko­czyć na pla­żę, cho­ciaż­by na kwa­drans, niż wybrać się na spa­cer na gór­ski szlak (nie wspo­mi­na­jąc o tym, że przy dobrej pogo­dzie zaję­cia mogą odby­wać się – i cza­sem się odby­wa­ły – nad samym morzem). RCK to bar­dzo przy­ja­zne miej­sce – mam tu na myśli m.in. prze­strzeń do odpo­czyn­ku mię­dzy wyda­rze­nia­mi, zna­ko­mi­te stre­fy gastro­no­micz­ne, wygod­ny układ miejsc na sali. W pobli­żu nie brak atrak­cji tury­stycz­nych, moż­na też spa­ce­rem udać się wprost na molo. Sądzę, że festi­wal powi­nien być otwar­ty na zmia­nę miej­sca w przy­szło­ści, i jest to ponie­kąd wpi­sa­ne w jego cha­rak­ter, ale sama era nad­mor­ska mogła­by potrwać jesz­cze kil­ka lat, zwłasz­cza jeśli wziąć pod uwa­gę życz­li­wość lokal­nych władz.

 

Loka­li­za­cja w Koło­brze­gu jest tra­fio­na. To duże mia­sto tury­stycz­ne, któ­re we wrze­śniu zaczy­na pusto­szeć z racji koń­czą­ce­go się sezo­nu tury­stycz­ne­go. Festi­wal może z cza­sem przy­cią­gnąć tury­stów zain­te­re­so­wa­nych połą­cze­niem wypo­czyn­ku nad morzem z wypo­czyn­kiem inte­lek­tu­al­nym zwią­za­nym z książ­ka­mi.

 

Festi­wal zyskał morze, stra­cił góry. Koło­brzeg to dobre mia­sto dla tego festi­wa­lu i według mnie może on nadal odby­wać się w tym mie­ście. Ten dźwięk pod RCK-iem, coś zwią­za­ne­go z pocią­ga­mi, to był dla mnie festi­wa­lo­wy motyw i będę za nim tęsk­nić.

 

Róż­ne miej­sca były­by praw­do­po­dob­nie ożyw­cze, ale sta­łość też ma plu­sy. Moż­na ją dosko­na­lić. Atu­tem – przy dobrej pogo­dzie – jest bli­skość morza. Nie każ­dy cho­dził na szla­ki w Czar­nej Górze, nad morze raczej nas cią­gnę­ło. Każ­de miej­sce tra­ci, gdy jest zim­no, desz­czo­wo lub wietrz­nie i trze­ba być w namio­cie albo się prze­miesz­czać. Tym razem mie­li­śmy szczę­ście do pogo­dy.

 

Żal kame­ral­no­ści Stro­nia, torów i bli­sko­ści wyni­ka­ją­cej z tam­tej prze­strze­ni. Warsz­ta­ty na pla­ży ten żal rekom­pen­su­ją. Jeśli miał­bym coś pod­po­wia­dać, to powrót do czerw­co­wej daty – z koń­cem wrze­śnia jest ciut za zim­no. Prze­strzeń RCK‑u jest bar­dzo dobra, ale nie daje swo­bo­dy wokół sie­bie – może war­to pomy­śleć o jakichś sto­li­kach, sto­isku z her­ba­tą i piwem na zewnątrz? W Stro­niu przy tych pozor­nie nie­istot­nych sto­li­kach zawią­zy­wa­ły się bar­dzo waż­ne rela­cje i toczy­ły się świet­ne dys­ku­sje. Tu to tro­chę zastę­po­wa­ło sta­nie na papie­ro­sie i picie kawy w budyn­ku, ale ewi­dent­nie to nie dzia­ła­ło tak dobrze.

 

Obec­na loka­li­za­cja jest zna­ko­mi­ta. Koło­brzeg to bar­dzo faj­ne mia­sto, w któ­rym jest co robić tak­że poza festi­wa­lem. Jako miej­sco­wość waka­cyj­na dys­po­nu­je też roz­bu­do­wa­ną bazą noc­le­go­wą. Myślę, że festi­wal powi­nien tam pozo­stać na kolej­ne lata, zwłasz­cza że reak­cja miej­sco­wych władz, co widać było na otwar­ciu, jest przy­chyl­na.

 

Koło­brzeg i woje­wódz­two zachod­nio­po­mor­skie wyda­je się dobrym miej­scem do roz­wi­ja­nia festi­wa­lu, szcze­gól­nie że lite­rac­ko i kul­tu­ral­nie w woje­wódz­twie jest raczej posu­cha – festi­wal może stać się przez to waż­nym regio­nal­nym wyda­rze­niem. Na plus też sko­mu­ni­ko­wa­nie Koło­brze­gu (choć­by pocią­go­we) z duży­mi mia­sta­mi w Pol­sce.

 

Myślę, że festi­wal zyskał nową ener­gię, wiatr od morza, nowe otwar­cie – tak to ode­bra­łem. Miej­sce jest dobre. Dale­ko. Ale kie­dy już się tam dotrze – to zanu­rze­nie w lite­ra­tu­rze czu­ję się bar­dzo moc­no, każ­dym porem cia­ła. Z dru­giej stro­ny czu­ję, że ten festi­wal jest otwar­ty i może żyć w górach, nad morzem, pod zie­mią i na szczy­cie. I w każ­dym miej­scu może roz­kwi­tać, i w każ­dym się zako­rze­nić.

 

Jestem bar­dzo za pozo­sta­niem festi­wa­lu nad morzem. Jeśli nie mógł­by to być Koło­brzeg, to na pew­no jakieś wybrze­że. Mając porów­na­nie z Wro­cła­wiem i Stro­niem – zde­cy­do­wa­nie jestem za kono­ta­cją morza w Por­cie i Trans­Por­cie. Jest jakoś wię­cej prze­strze­ni i powie­trza, moż­na lepiej i głę­biej oddy­chać, wyjść na sen­sow­ny spa­cer. Moim zda­niem festi­wal tyl­ko zyskał na tym poło­że­niu.

 

Myślę że para­dok­sal­nie miej­sce ma naj­mniej­sze zna­cze­nie ze wszyst­kie­go. Festi­wal pozo­sta­nie festi­wa­lem nie­za­leż­nie od loka­li­za­cji. Gdy­bym miał zmie­niać miej­sce festi­wa­lu, to jedy­nie ze wzglę­du na dojazd, ponie­waż Koło­brzeg jest na koń­cu świa­ta, ale poza tym nie wyda­je mi się, żeby festi­wal stra­cił wie­le przez samą zmia­nę loka­li­za­cji.

 

 

Mając na względzie, że ten pierwszy rok był trochę „testem”

różnych rozwiązań, jak oceniasz organizację wydarzenia?

Co się udało, co na pewno trzeba zmienić i poprawić?

 

Jestem pod ogrom­nym wra­że­niem, jak dobrze uda­ło się wszyst­ko zgrać. Czu­łem się zna­ko­mi­cie tak­że w czwar­tek wie­czo­rem i bar­dzo miło mi się uczest­ni­czy­ło w tym pierw­szy dniu festi­wa­lu, cho­ciaż dotar­łem prak­tycz­nie pro­sto z pocią­gu, po ośmio­go­dzin­nej podró­ży. Uczest­ni­cy i goście to tak dobo­ro­we towa­rzy­stwo, że zmę­cze­nie poja­wia się dopie­ro póź­nym wie­czo­rem.

 

Odczy­ty i pre­zen­ta­cje w war­stwie mery­to­rycz­nej były na rów­nie dobrym pozio­mie. Tro­chę bra­ko­wa­ło mi daw­ne­go kli­ma­tu – cie­ka­wych wizu­ali­za­cji, atmos­fe­ry maria­żu teatru. Za ogrom­ną nie­do­god­ność uzna­ję też prze­cią­gnię­te do gra­nic czwart­ko­we „Roz­mo­wy na koniec” – po podró­ży wyma­ga­ły ogrom­nej wytrwa­ło­ści i har­tu ducha. W mojej oce­nie ide­al­nie było­by, gdy­by tego dnia odbył się kon­cert, bo jego zagra­nie w ostat­ni dzień pozo­sta­wi­ło total­ny nie­do­syt.

 

Przede wszyst­kim wszyst­kie festi­wa­lo­we wyda­rze­nia były świet­ne. Stety/niestety ten czas był bar­dzo inten­syw­ny – być może przy­da­ło­by się „roz­rze­dzić” tro­chę har­mo­no­gram wyda­rzeń, np. jed­na dłuż­sza prze­rwa w poło­wie dnia festi­wa­lo­we­go. Świet­nym pomy­słem są „Roz­mo­wy na koniec”. Być może lep­szym roz­wią­za­niem była­by orga­ni­za­cja festi­wa­lu tro­chę wcze­śniej – koń­ców­ka wrze­śnia jest już zde­cy­do­wa­nie chłod­niej­sza.

 

Bez­u­stan­nie jestem pod wra­że­niem tego, jak spraw­nie poszła orga­ni­za­cja tak wiel­kie­go wyda­rze­nia! To po pierw­sze. Jest jed­nak pro­blem nad­mia­ru – patrząc na pro­gram, chcia­łam być na wszyst­kim, ale wie­dzia­łam, że to fizycz­nie nie­moż­li­we, bo po inten­syw­nej pra­cy warsz­ta­to­wej nie będę w sta­nie uważ­nie brać udzia­łu we wszyst­kich spo­tka­niach. Nie widzę tu opty­mal­ne­go roz­wią­za­nia oprócz odchu­dze­nia pro­gra­mu albo zro­bie­nia tro­chę więk­szych przerw mię­dzy wyda­rze­nia­mi… Dru­ga rzecz: nie­do­syt pra­cy warsz­ta­to­wej. Ta uwa­ga na pew­no będzie się powta­rza­ła. W mojej gru­pie gene­ral­ne odczu­cie było takie, że mogli­by­śmy pra­co­wać nawet dwa razy dłu­żej, a i tak nie wyczer­pa­li­by­śmy tema­tu naszych tek­stów.

 

Gdy­by zre­zy­gno­wać z czwart­ko­wych spo­tkań, może auto­ka­ry mogły­by wieźć uczest­ni­ków nocą, co by się opła­ca­ło i oszczę­dza­ło czas. Może roz­wią­za­niem jest prze­nie­sie­nie festi­wa­lu w jed­no miej­sce, a nie dwa, w cen­tral­nej Pol­sce – to skró­ci dojazd wie­lu oso­bom. Mamy też wśród uczest­ni­ków ludzi na emi­gra­cji, któ­rzy ceni­li­by sobie bli­skie sąsiedz­two lot­ni­ska.

 

Oce­niam orga­ni­za­cję wyda­rze­nia bar­dzo dobrze i spraw­nie, choć czwart­ko­wy wie­czór był męczą­cy. Może dało­by się popra­wić lokal­ny trans­port? Mia­łem wra­że­nie, że w auto­bu­sach było cza­sem zbyt tłocz­no, nie­groź­ne­go zda­rze­nia na dro­dze z udzia­łem auto­bu­su też moż­na by unik­nąć, gdy­by wszy­scy wie­dzie­li, że na auto­bus nale­ży wyjść na głów­ną dro­gę. Prze­rwy mię­dzy nie­któ­ry­mi wyda­rze­nia­mi były dla mnie za krót­kie, choć bio­rę popraw­kę na to, że nie zale­ży to zawsze od samej orga­ni­za­cji, tyl­ko od prze­dłu­że­nia się inte­re­su­ją­cej roz­mo­wy, dłuż­sze­go czy­ta­nia etc.

 

Czwart­ko­wa inau­gu­ra­cja była wspa­nia­łym wyda­rze­niem, ale zmę­cze­nie dawa­ło się we zna­ki. Uwa­żam, że pierw­szy dzień powi­nien być cza­sem reko­ne­san­su, hote­lo­wej akli­ma­ty­za­cji, spo­tkań w gru­pach i poza gru­pa­mi (na tere­nie hote­lu), ewen­tu­al­nie wyda­rzeń lżej­szej kate­go­rii (kon­cert na tere­nie hote­lu, luź­ny panel dys­ku­syj­ny, dla chęt­nych wspól­na prze­chadz­ka po pla­ży etc.). Prze­rwy mię­dzy wyda­rze­nia­mi były dłuż­sze, co pozwa­la­ło lepiej się zre­se­to­wać i oczy­ścić umysł, a przy tym spo­koj­nie zjeść, sko­rzy­stać z toa­le­ty czy zaczerp­nąć świe­że­go powie­trza. Łatwiej mi było utrzy­my­wać sku­pie­nie na kolej­nych czy­ta­niach; nie czu­łam się aż tak przy­tło­czo­na wie­lo­ścią tre­ści. Pro­gram jest nadal dość napię­ty – myślę, że szko­da było­by go zna­czą­co okra­jać, ale dba­łość o moż­li­wość szyb­kie­go rese­tu jest klu­czo­wa.

 

Dzię­ku­ję za zadba­nie o zaple­cze w RCK‑u, za leża­ki i za to, że nie trze­ba było bie­gać za kawą czy obia­dem po mie­ście. Przy­da­ły­by się tyl­ko bania­ki z wodą, żeby napeł­nić bidon.

 

Orga­ni­za­cja była świet­na jak dla mnie. Zabra­kło mi tyl­ko impre­zy tanecz­nej na pla­ży dla uczest­ni­ków. W pią­tek lub sobo­tę wie­czo­rem. Jakiś faj­ny sound­sys­tem był­by dosko­na­łą oka­zją do inte­gra­cji mię­dzy roż­ny­mi gru­pa­mi warsz­ta­to­wy­mi.

 

Moim zda­niem tak duży udział pro­zy w festi­wa­lu był naj­gor­szy i bar­dzo męczą­cy. Wyda­rze­nia w RCK rów­nież zde­cy­do­wa­nie za dłu­gie. Naj­bar­dziej podo­ba­ła mi się jak co roku „Muzy­ka sło­wa”, oprócz pra­wie wszyst­kich czy­tań pro­za­tor­skich.

 

Chy­ba dopie­ro ostat­nie­go dnia poła­pa­łem się, że na pię­trze są usłu­gi gastro­no­micz­ne dostęp­ne dla wszyst­kich. Wcze­śniej z jakie­goś powo­du myśla­łem, że są tyl­ko dla gości festi­wa­lu.

 

Oce­niam ją pozy­tyw­nie, szcze­gól­nie pro­fe­sjo­nal­ną sce­nę i cie­ka­wą aran­ża­cję oraz oświe­tle­nie. Myślę jed­nak, że roz­mo­wy w namio­cie nie do koń­ca się spraw­dzi­ły, pomi­mo dobre­go przy­go­to­wa­nia pro­wa­dzą­cych, z uwa­gi na póź­ną porę.

 

Chy­ba lepiej było­by, żeby wszyst­kie wyda­rze­nia i zakwa­te­ro­wa­nie uczest­ni­ków było w Koło­brze­gu, a nie Grzy­bo­wie. Koło­brzeg ma napraw­dę dużą bazę noc­le­go­wą. A w Grzy­bo­wie, choć z noc­le­giem nie było pro­ble­mu, to do jedze­nia nie było prak­tycz­nie nic, bo wszyst­kie punk­tu gastro­no­micz­ne były już zamknię­te. Dosłow­nie jedy­nym miej­scem, gdzie moż­na było zjeść coś cie­płe­go, był Sal­tic. Tro­chę mia­łam wra­że­nie, jak­by orga­ni­za­to­rzy uprzy­wi­le­jo­wa­li lepiej sytu­owa­nych, a resz­ta zosta­ła ska­za­na na kanap­kę z Żab­ki z bra­ku innych opcji.

 

 

Co dla Ciebie jest największą wartością imprezy?

Czy kierunek festiwalowych zmian jest dobry?

 

Super, że festi­wa­lo­wi towa­rzy­szą wyda­rze­nia anga­żu­ją­ce lokal­ną spo­łecz­ność i ukie­run­ko­wa­ne na pro­mo­cję czy­tel­nic­twa. Cie­szę się, że festi­wal nie pomi­ja mło­dzie­ży i naj­młod­szych czy­tel­ni­ków. Kie­ru­nek, w któ­rym festi­wal zmie­rza, bar­dzo mi się podo­ba.

 

W mojej oce­nie jest to bar­dzo dobry kie­ru­nek zmian, przede wszyst­kim jeśli cho­dzi o nowe obsza­ry języ­ko­we, nie zawsze w Pol­sce zna­ne i popu­lar­ne, a bar­dzo cie­ka­we i wzbo­ga­ca­ją­ce, były to zresz­tą dla mnie jed­ne z cie­kaw­szych spo­tkań. Czy­ta­nie na sce­nie, roz­po­zna­wa­nie auto­rów są też dla mnie bar­dzo waż­ne i są ogrom­nym prze­ży­ciem. To napraw­dę dobry kie­ru­nek.

 

Pierw­sze moje wra­że­nie to uczu­cie, że czu­łam się tam jak „brzyd­kie kacząt­ko”, któ­re zna­la­zło wresz­cie rodzi­nę łabę­dzi. Myślę, że wie­le osób może się tak poczuć pod­czas festi­wa­lu. Nikt niko­go nie oce­nia ze wzglę­du na poglą­dy, orien­ta­cję sek­su­al­ną czy wia­rę. Wszyst­kich łączy miłość do ambit­nej lite­ra­tu­ry. Waż­ne jest jed­nak to, żeby nie prze­chy­lać się w stro­nę żad­nej skraj­no­ści, bo wte­dy festi­wal może otrzy­mać łat­kę, któ­rej moim zda­niem nie potrze­bu­je. Nie chcia­ła­bym na pew­no, by festi­wal był upo­li­tycz­nio­ny (myślę o pol­skiej par­tyj­nej sce­nie poli­tycz­nej, a nie o mię­dzy­na­ro­do­wej). By nadal liczy­ła się war­tość lite­rac­ka, a nie czy­jeś poglą­dy i orien­ta­cja sek­su­al­na bar­dziej niż sam utwór. War­to­ścią ogrom­ną festi­wa­lu jest dawa­nie szan­sy każ­de­mu do pre­zen­ta­cji swo­je­go tek­stu, pra­cy nad nim, dopó­ki napraw­dę nie sta­nie się dia­men­tem. Nie ma dru­gie­go tak war­to­ścio­we­go festi­wa­lu w Pol­sce. Połów to po pro­stu nie­sa­mo­wi­ta szan­sa dla wszyst­kich tych, któ­rzy piszą do szu­fla­dy obie­cu­ją­ce tek­sty, a nie są maszyn­ka­mi do maso­wej pro­duk­cji best­sel­le­rów.

 

Naj­więk­szą war­to­ścią byli dla mnie pozna­ni ludzie – uczest­ni­cy pra­cow­ni, jak i arty­ści z dorob­kiem. Byłem zbu­do­wa­ny tym, że nie ma mię­dzy nami podzia­łów for­mal­nych, każ­dy może z każ­dym poroz­ma­wiać. Sam kie­ru­nek zmian jest dobry. Fascy­nu­ją­cym prze­ży­ciem była moż­li­wość posłu­cha­nia zagra­nicz­nych auto­rów (i to w ory­gi­na­le). Wszyst­kie wyda­rze­nia były na wyso­kim pozio­mie. Nie­ste­ty, nie wszyst­ko uda­ło mi się wyła­pać ze słu­chu w tek­stach – być może war­to by wyświe­tlać tek­sty tak­że pol­skich poetów/pisarzy.

 

Cie­szę się, widząc zna­jo­me i nowe twa­rze, jakimś cudem uda­ło się Wam prze­nieść kli­mat festi­wa­lu w Stro­niu do Koło­brze­gu – ale to pew­nie za spra­wą osób, któ­re poja­dą za festi­wa­lem, gdzie­kol­wiek będzie trze­ba. Podo­ba mi się otwar­cie Biu­ra na pro­zę i wie­lu zagra­nicz­nych gości. Kon­kurs doraź­ny kolej­ny raz bar­dzo się spraw­dził.

 

Cie­szę się, że mogłam usły­szeć tek­sty ubie­gło­rocz­nych lau­re­atów Poło­wu. Połów, jak i Pra­cow­nia pierw­szej książ­ki to dla mnie naj­więk­sza war­tość tego festi­wa­lu. Wspa­nia­ła była rów­nież for­mu­ła spo­tkań z doświad­czo­ny­mi auto­ra­mi – czy­ta­nia przy akom­pa­nia­men­cie, sen­sow­nie pro­wa­dzo­ne roz­mo­wy, rów­nież te na koniec.

 

Bar­dzo pozy­tyw­nie oce­niam ten aspekt festi­wa­lu, poezja z Azji (Korea!) to było praw­dzi­we odkry­cie, a posze­rza­nie for­mu­ły o więk­szą licz­bę „nowych gło­sów z Pol­ski” dało wyda­rze­niu dużo pozy­tyw­nej ener­gii.

 

Jeśli cho­dzi o sło­wo „trans”, to jego nad­uży­wa­nie było dla mnie nie­co męczą­ce, ponie­waż jako oso­ba trans(płciowa) odno­szę je moc­no do sie­bie. Oglą­dam się wręcz za każ­dym razem, kie­dy je sły­szę, i spraw­dzam, czy nikt mnie nie woła. Zachę­cam do reflek­sji nad fak­tem, że sło­wo „trans” to nie tyl­ko pięk­ne hasło, pod­kre­śla­ją­ce dyna­mi­kę, zmien­ność i płyn­ność oto­cze­nia, ale rów­nież okre­śle­nie na kon­kret­ną gru­pę spo­łecz­ną. Może jej temat powi­nien być poru­szo­ny w ramach wyda­rzeń festi­wa­lo­wych, sko­ro już zosta­ła nada­na taka nazwa?

 

Bar­dzo ucie­szy­ła mnie nie tyl­ko obec­ność auto­rów z innych kra­jów, ale też fakt, że czy­ta­li swo­ją twór­czość we wła­snych języ­kach, co nawet przy bra­ku ich zna­jo­mo­ści sta­no­wi­ło dla mnie inte­re­su­ją­ce doświad­cze­nie (ich gło­sy nakła­da­ły się na tłu­ma­cze­nia stu­dio­wa­ne w myślach, two­rząc zaska­ku­ją­co spój­ną całość). Uwa­żam, że Biu­ro powin­no jak naj­bar­dziej kro­czyć moż­li­wie glo­bal­ną ścież­ką – kanon euro­pej­ski to śmia­ły i war­to­ścio­wy kon­cept, ale obco­wa­nie z lite­ra­tu­rą innych kon­ty­nen­tów nad naszym pol­skim morzem to doświad­cze­nie nie z tej zie­mi.  Cał­ko­wi­cie zacie­ra się wra­że­nie jakiej­kol­wiek izo­la­cji czy pro­win­cjo­nal­no­ści pol­skie­go życia kul­tu­ral­ne­go; otwie­ra­ją się tak­że hory­zon­ty myślo­we czy­tel­ni­ków.

 

Jestem fan­ką „Nowe­go euro­pej­skie­go kano­nu lite­rac­kie­go”, to świet­na ini­cja­ty­wa! Zawsze też jestem za otwie­ra­niem się na obsza­ry poza naszym kra­jem i kon­ty­nen­tem. Dla mnie to świet­ne.

 

Zde­cy­do­wa­nie festi­wal potrze­bu­je takich wyda­rzeń jak te z udzia­łem gości zagra­nicz­nych, zwłasz­cza nie­zna­na lub zna­na w nie­wiel­kim stop­niu w Pol­sce lite­ra­tu­ra azja­tyc­ka i maro­kań­ska (Najat El Hach­mi). Naj­więk­szą war­to­ścią festi­wa­lu pozo­sta­je i tak wspól­no­ta, nie­waż­ne, w jakich warun­kach by się odby­wał. Nie bez zna­cze­nia jest też umoż­li­wie­nie wystą­pie­nia na sce­nie każ­de­mu piszą­ce­mu oraz udo­stęp­nie­nie wyda­rzeń dla ludzi z zewnątrz, dzię­ki cze­mu lite­ra­tu­ra docie­ra tak­że poza spe­cy­ficz­ną „bań­kę”.

 

Naj­więk­szą war­to­ścią impre­zy jest dla mnie jej wyso­ki poziom inte­lek­tu­al­no-arty­stycz­ny. Moż­li­wość spo­tka­nia nowych gło­sów, dyk­cji, nie­sa­mo­wi­tych oso­bi­sto­ści i ich róż­no­rod­ne­go języ­ka oraz podej­ścia do twór­czo­ści. Trans – pro­szę jesz­cze bar­dziej posze­rzać.

 

Dla mnie naj­więk­sza war­tość tego wyda­rze­nia to wła­śnie posze­rze­nie pola języ­ko­we­go. Moż­li­wość posłu­cha­nia innych gło­sów, innych języ­ków, idio­lek­tów. Oczy­wi­ście nie do prze­ce­nie­nia jest tak­że moż­li­wość kon­fron­ta­cji swo­ich tek­stów ze świa­do­mą, wyro­bio­ną, otwar­tą publicz­no­ścią.

 

Naj­więk­szą war­to­ścią impre­zy jest to, że trzy­ma poziom. To bar­dzo rzad­kie dziś ogól­nie, na wszyst­kich polach. Mogłam wresz­cie ode­tchnąć, bo nie musia­łam się za niko­go wsty­dzić – jeśli wie­cie, co mam na myśli.

 

Dla mnie naj­więk­szą war­to­ścią jest usły­sze­nie gło­sów, któ­rych nie znam, zde­rze­nie się z tek­sta­mi, któ­re może nie tra­fi­ły­by ina­czej w moje ręce. Dru­gą rów­nie waż­ną rze­czą jest inte­gra­cja z piszą­cy­mi: świet­nie się bawi­li­śmy codzien­nie w swo­im towa­rzy­stwie, roz­ma­wia­jąc dłu­go po całym dniu festi­wa­lo­wym, to daje pięk­ne poczu­cie wspól­no­ty.

 

 

Własne opinie, odczucia i propozycje na przyszłość

 

Wybra­łem „total­ne zanu­rze­nie” – uczest­ni­czy­łem we wszyst­kich wyda­rze­niach, chcia­łem chło­nąć wszyst­kie gło­sy. Nie­zwy­kle trud­no mi poku­sić się o jakieś „topy” i „debe­sty”. Ale… Dla mnie otwar­cie w posta­ci ese­jów pro­fe­so­ra Sław­ka jak gdy­by „usta­wi­ło” festi­wal, nastro­iło nas wszyst­kich, zachę­ci­ło do odwa­gi, spię­trza­nia sen­sów, się­ga­nia głę­biej i dalej.

 

Jak powie­dział pro­fe­sor Sła­wek: „poważ­ne roz­mo­wy to dzi­siaj rary­tas”. Jestem ocza­ro­wa­na tym, że ist­nie­je takie miej­sce, w któ­rym moż­na pro­wa­dzić kon­wer­sa­cje na serio. Takim miej­scem jest wła­śnie festi­wal. I niko­go nic nie dzi­wi. Moż­li­wość czy­ta­nia swo­ich tek­stów do muzy­ki Huber­ta Zemle­ra to już nie tyl­ko zwy­kłe czy­ta­nie, ale per­for­man­ce. Dla osób, któ­re uwiel­bia­ją sce­nę, to marze­nie, by tam wystą­pić. Na festi­wa­lu po pro­stu dzie­je się praw­dzi­wa sztu­ka (sztu­ka praw­dy czy też „sztu­ka mię­sa”), a nie pseu­dosz­tu­ka o tzw. dupie mary­nie.

 

Podo­bał mi się pomysł pozna­nia wie­czo­rem osób, ich ksią­żek czy pro­jek­tów, któ­re mia­ły być pre­zen­to­wa­ne kolej­ne­go dnia. Z czy­tań naj­bar­dziej zapa­dło mi w pamięć pre­zen­to­wa­nie tłu­ma­czeń tek­stów Nic­ka Cave’a z dosko­na­łą muzy­ką. Zmie­ni­ło to mój odbiór tego arty­sty, na plus. Inau­gu­ra­cyj­ny wykład (rów­nież nie­sa­mo­wi­ta muzy­ka!) pozwo­lił mi „wejść” w nastrój, atmos­fe­rę wza­jem­ne­go sza­cun­ku, nauki od osób o podob­nych zain­te­re­so­wa­niach, pozwo­lił mi na chwi­lę zapo­mnieć o bar­dziej przy­ziem­nych i codzien­nych spra­wach i sku­pić się w peł­ni na obec­no­ści festi­wa­lu. Podo­ba­ła mi się bar­dzo lite­rac­ka for­ma ese­jów i odwo­ła­nie do kla­sy­ki lite­ra­tu­ry.

 

Sce­no­gra­fia i w ogó­le opra­wa wizu­al­na moim zda­niem naj­lep­sza od kil­ku lat, mini­ma­li­stycz­na, a jed­no­cze­śnie bar­dzo efek­tow­na, wspa­nia­le. Nato­miast nie wiem, o co cho­dzi­ło ze świa­tła­mi na sce­nie i czy to tyl­ko mój pro­blem, czy szer­sze zja­wi­sko, ale były bar­dzo męczą­ce dla oczu. Spę­dze­nie całe­go poje­dyn­cze­go wyda­rze­nia było wyzwa­niem, bo oczy wręcz bola­ły.

 

Spo­tka­nie z Kim Yideum i Lyn­nem Suh. Choć for­mu­ła tłu­ma­cze­nia pytań i odpo­wie­dzi na sce­nie mogła­by spo­wol­nić rytm roz­mo­wy na tyle, że sta­ła­by się ona mało przej­rzy­sta, to w tym wypad­ku na linii tłumacz–autorka, tłumacz–publiczność rodzi­ły się uro­cze żar­ty. Obo­je goście są na tyle cha­ry­zma­tycz­ni i bły­sko­tli­wi, że obco­wa­nie z nimi dawa­ło wiel­ką przy­jem­ność, a przy tym zda­wa­li się szcze­rze zain­te­re­so­wa­ni reak­cją pol­skich czy­tel­ni­ków i wzru­sze­ni entu­zja­stycz­nym przy­ję­ciem.

 

Wyda­rze­nia na sce­nie wspa­nia­łe, Hubert Zemler – akom­pa­nia­ment i kon­cert – mistrzo­stwo świa­ta, esej pro­fe­so­ra Sław­ka – wyśmie­ni­ty, spo­tka­nia i czy­ta­nia – tak­że. Opu­ści­łam dwa wyda­rze­nia, ale to dla­te­go, że byłam już zmę­czo­na i bar­dzo chcia­łam zoba­czyć morze. Kim Yideum – bar­dzo moc­ne zakoń­cze­nie spo­tkań w RCK, wspa­nia­łe i inspi­ru­ją­ce. Pro­gram był bar­dzo gęsty, spa­łam po 2–3 godzi­ny na dobę, bo nie chcia­łam rezy­gno­wać też z noc­nych roz­mów z tak cie­ka­wy­mi ludź­mi.

 

Przy­znam, że bałam się warsz­ta­tów, nie byłam pew­na, czy to coś dla mnie. Teraz mogę powie­dzieć, że były świet­ne. Przede wszyst­kim sta­ły się oka­zją do pozna­nia i wymia­ny myśli z fan­ta­stycz­ny­mi ludź­mi! Bez waze­li­niar­stwa, w mojej gru­pie zna­la­zły się ogrom­nie cie­ka­we, wraż­li­we oso­by. Myślę, że ten kon­takt się nie urwie.

 

Wie­le, wie­le emo­cji, zmian, dys­ku­sji – to napraw­dę miej­sce, któ­re daje moż­li­wość otwar­cia się na ludzi i literaturę/kulturę. W chwi­li obec­nej nie wyobra­żam sobie, żeby wysia­dać z trans­por­to­we­go pocią­gu.

 

Na przy­szłość – tyl­ko bez rewo­lu­cyj­nych zmian. Jest dobrze!

 


 

Posłu­chaj tak­że spe­cjal­nej audy­cji z pod­su­mo­wa­niem festi­wa­lu

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry – pań­stwo­we­go fun­du­szu celo­we­go

 

Inne wiadomości z kategorii