TransPort Literacki 28: Niezależny festiwal, który stoi po stronie dobrej literatury
Tradycyjnie jak co roku najważniejszą i najbardziej wiarygodną formą podsumowania festiwalu Biura Literackiego jest ankieta, do której wypełnienia zostają zaproszeni publiczność oraz uczestnicy towarzyszących imprezie projektów. Oto najbardziej reprezentatywne odpowiedzi na wybrane pytania.
Jakie ogólne wrażenia wywiozłaś/wywiozłeś w tym roku z Kołobrzegu?
Czym są dla Ciebie te cztery festiwalowe dni?
Ten festiwal to dla mnie oderwanie od rzeczywistości, a może tak naprawdę przypomnienie, że pisanie i literatura to jest moja rzeczywistość (powroty są bolesne, byłam naprawdę szczerze zaskoczona, że muszę iść do pracy, bo przez te kilka dni o tym zapomniałam). TransPort bardzo oddziałuje na moją twórczość – nie tylko łapię inspiracje, ale też uczę się bardzo dużo od prowadzących i uczestników, wychodzę ze swojej strefy komfortu i porzucam pisarskie blokady. Dzięki festiwalowi sięgam po książki, o których istnieniu bym nie wiedziała.
Był to mój pierwszy festiwal z Biurem Literackim. Cztery dni spędziłam na różnych aktywnościach – przede wszystkim poznawaniu osób z pracowni i ich tekstów, udziałowi w wydarzeniach głównych, na relaksie na plaży. Dzięki pracowni otrzymałam informacje zwrotne na temat moich tekstów. Ogromnie mnie te spotkania zainspirowały, czuję, że pod ich wpływem naprawdę chce mi się pisać. Utwierdziłam się w swoim światopoglądzie opartym na otwarciu i wolności. Powiedziałabym znajomym, głównie tym piszącym lub zainteresowanym literaturą współczesną, że poczują się na festiwalu jak wśród przyjaciół, z którymi można porozmawiać o tym, o czym na co dzień się nie rozmawia.
Wracam przebodźcowana na skutek wielu wrażeń i rozmów, ale z poczuciem odświeżenia. Wiele tematów i spraw jeszcze jest w procesie układania się w mojej głowie, ale jestem pewna, że to było zupełnie inne doświadczenie niż zwyczajna obecność na festiwalu. Osobiście biorę udział w wielu z nich, ale brakuje mi w nich podmiotowości, zaangażowania i szansy na pogłębioną dyskusję o literaturze poza własnym ego i środowiskowymi potyczkami. Tutaj było miejsce na rozmowę, która rozgrywała się nie na poziomie rywalizacji czy bieżących (czytaj: przewidywalnych, nudnych) rozmów o literaturze, które często dotyczą samych autorów, a nie sensów. Miałam poczucie, że rozmawiamy głębiej. Że literatura i wyobraźnia są najważniejsze. Pierwszy raz od dawna poczułam, że literatura daje pole do wspólnotowości dla osób, które ją tworzą lub dopiero chcą zacząć tworzyć. Równocześnie miałam poczucie (co naprawdę nie jest oczywiste, choć pracuję z różnymi środowiskami, w tym studenckimi i profesjonalnymi autorami), że ludzie czytają. Wiem, że brzmi to jak żart, ale uważam, że przy obecnym przyśpieszeniu nawet osoby recenzenckie porzuciły już czytanie na rzecz wyrażania opinii. Tutaj było inaczej, głębiej, prawdziwie. Jestem za to ogromnie wdzięczna, choć i zmęczona intensywnością pracy. Jest to jednak ten rodzaj zmęczenia, który otwiera nowe możliwości i daje poczucie sensu. Gdybym miała zarekomendować festiwal, to powiedziałabym: „Bądź tam, jeśli chcesz odciąć się od doraźnych rozmów o literaturze, ale zadać sobie pytania, czego ty w niej szukasz i co może ona oznaczać nie tylko tu i teraz, ale też w przyszłości”.
Cieszę się, że festiwal trzyma wysoki poziom literacki i nie odchodzi od niego na rzecz komercyjnego „szajsu”. Wyobrażam sobie, że jest to ogromne wyzwanie i wręcz karkołomna praca, żeby go utrzymać na powierzchni. Festiwal Biura Literackiego jest w moim odbiorze jednym z ostatnich bastionów kultury. Już trzeci rok jest dla mnie bezpiecznym portem, gdzie są ludzie, z którymi można dzielić myśli i rozmawiać na poważnie. Autorzy, dziennikarze i ich goście wpływają znacząco na moje literackie wybory, ale przede wszystkim są przewodnikami na drodze do prawdziwej sztuki.
Festiwal odwiedziłem pierwszy raz i czuję, że jest to bardzo duży i ważny krok na mojej literackiej drodze, ponieważ na co dzień mam (niestety!) niewiele kontaktu z najnowszą literaturą, więc zabieram ze sobą z Kołobrzegu bardzo dużo inspiracji, wrażeń, wielką chęć do pisania, ale też do czytania świeżych propozycji książkowych, które nie będą już tak bardzo onieśmielać i zniechęcać, bo przekonałem się, że absolutnie mogę znaleźć coś dla siebie.
Zupełnie przemodelowałam swoje myślenie o poezji – ze swoistej „autoterapii” i przekonania, że poezja musi być autentyczna, intymna, związana ściśle z moim życiem, do świadomości, iż wiersze te są ważne, powinny nadal powstawać, jeśli ja tak „czuję”, ale nie powinny zostać opublikowane w czystej formie. Nie jest mi z tego powodu przykro, nie zablokowało mnie to. Cieszę się, że ostrzeżono mnie w porę. Ponadto zrozumiałam, jak wielką ignorantką byłam – pisałam poezję, ale nie czytałam poezji. Teraz nadrabiam książkowe zaległości – wyjechałam z naręczem książek i to na pewno nie koniec zakupów literackich – i na przyszły festiwal będę już bardziej „w temacie” (początkowo czułam się trochę jak nie w swojej bajce).
TransPort jest interesujący – szczerze nie nudziłam się przez większość czasu, to jest naprawdę bardzo dużo, biorąc pod uwagę doświadczenia, programy różnych zjazdów, konferencji. Kupiłam sporo książek, więcej niż myślałam. Zarekomendowałabym festiwal jako miejsce, które współtworzysz, bo gdy jesteś w pracowni, to nie jesteś tylko biernym odbiorcą wydarzeń. Festiwal to dla mnie święto literatury, z którego chce się czerpać, w którym chce się być. Jeszcze nie wiem, jak TransPort wpłynie na moją pracę twórczą, ale na pewno wpłynie, na razie wszystko jest jeszcze za świeże. Na pewno oddziałuje też na światopogląd, choć wiadomo, że w pewnym wieku trudno go zmienić, ale przykładem jest tu książka o Emily, która naruszyła mój pogląd na Norwegię jako kraj wewnętrznie spójny i o społeczeństwie przekonanym o swojej wyższości cywilizacyjnej.
Przyjechałem na TransPort po raz pierwszy. Nastawiałem się raczej na wartościowy feedback redaktorski i krytycznoliteracki do tekstów, z którymi trochę utknąłem, oraz na ciekawe wymiany z wieloma ludźmi uczestniczącymi w festiwalu. Otrzymałem znacznie więcej! Sporo energii do dalszego pisania i mnóstwo pomysłów na rozwijanie mojej pasji. Udało mi się też porozmawiać z autorami świeżo wydanych książek. To, co mieli do powiedzenia ze sceny i w rozmowie, pozwoliło mi dokonać trafnego wyboru przy zakupie książek (czytania na spokojnie do końca roku). Ogólne wrażenia świetne.
Widzę olbrzymi progres w stosunku do poprzednich lat. Zarekomendowałbym festiwal każdemu, kto chce rozwinąć swój warsztat i dowiedzieć się, co piszczy w poezji w Polsce, Europie i na świecie. Spotkałem masę ciekawych osób i to właśnie te spotkania są siłą wydarzenia, ponieważ to ludzie je tworzą.
Dla mnie festiwal jest czymś podobnym do samej poezji – mocnym zagęszczeniem sensów, zdarzeń, czytania (a jednocześnie do pewnego stopnia spotkaniem towarzyskim). Na pewno jest dla mnie ważny w tym sensie, że spotykam się z różnymi językami poetyckimi, które inaczej mogłyby mi umknąć. A więc poszerza mi pole tego, co znane.
Program bardzo ciekawy, inspirujące spotkania z innymi piszącymi ludźmi. Regularnie czytam publikacje Biura Literackiego, ale dzięki czytaniom zwróciłam uwagę na kilka nowych książek. Inspiracje, które wynoszę, dotyczą nie tyle pracy nad tekstem, ile podejścia do publicznego czytania wierszy, łączenia go z muzyką itp.
Fantastyczne wydarzenie. Wiele się nauczyłam i każdy, kto chce na poważnie realizować swoje zamierzenia literackie, powinien zacząć od warsztatów. To ogromna dawka wiedzy. Niezawodni prowadzący, świetni uczestnicy. Wiele z tego wyniosłam.
Czy to dobrze, że festiwal idzie konsekwentnie swoją niezależną drogą?
Czy taka unikalna formuła festiwalu warta jest podtrzymania i dalszego rozwoju?
A jeśli tak, to w jakim kierunku?
Wspaniałe jest to, że festiwal jest niezależny i stoi po stronie po prostu dobrej literatury. Występy na scenie do muzyki oraz performance to okazja do pełnego zanurzenia się w świat poezji i prozy. Uważam, że w tym sposobie przekazu tkwi siła festiwalu, stanowi to o jego oryginalności, a także nadaje kierunek dla współczesnych twórców do poszerzania swoich horyzontów. Muzyka nadaje nowy kształt treściom, a autor ma okazję zaprezentować się w sposób niesztampowy. Cieszę się, że prezentowane są głosy ze świata, ponieważ dzięki nim mamy szansę skonfrontować naszą rodzimą twórczość z tym, co piszą autorzy spoza Polski.
Ilość festiwalowych prezentacji daje znakomity przekrój różnych stylistyk i sposobów czytania wierszy. W tradycyjnych spotkaniach autorskich często drażni mnie formuła rozmowa–czytanie–rozmowa–czytanie – powoduje, że czytania wychodzą za krótkie. W „Muzyce słowa” jest czas, żeby autorzy zbudowali swoje czytanie na przestrzeni całego setu.
Podoba mi się, że festiwal idzie własną, niezależną drogą, zwłaszcza że debiuty czy nowe głosy z Europy są naprawdę ciekawe. Wciąż mam jednak niedosyt, jeśli chodzi o prozę – chciałabym, by wydarzeń skupionych wokół niej było więcej.
Wiele jest festiwali dla osób już ukształtowanych w swojej drodze twórczej, a mało dla osób, które dopiero zaczynają. Poza tym świetną decyzją są pracownie dla tłumaczy/czek, bibliotekarzy/rek, księgarzy/rek. To także ludzie książki.
Nie wiedziałem, że w Biurze można wydać tylko drogą Połowu. Jest to świetna inicjatywa, która owocuje w przemyślane i ambitne książki. Nie ma też pozycji wydanych „u cioci/wujka”, co tylko podnosi wartość wydawniczą Biura i festiwalu.
To, że prowadzący poszczególne pracownie wywodzą się wprost z autorów wydających książki w Biurze Literackim – to jest cudowne! Cały koncept jest bardzo spójny. Idzie w dobrym kierunku. Jest bardzo otwarty. Dużo się dzieje.
Podczas festiwalu wielokrotnie marudziłam, że nie ma czasu na nic. Bardzo nie lubię, gdy COKOLWIEK mnie omija. Chcąc uczestniczyć we wszystkim, nie zobaczyłabym morza, nie zrobiła podstawowych zakupów, nawet z nikim nie porozmawiała. Jednak były na festiwalu osoby, które były bardzo nieśmiałe i ta PEŁNA formuła festiwalu ratowała je przed „ucieczką do domu” (sama wśród nich byłam pierwszego dnia). Nie musiałam być sama w pokoju, bo wciąż byłam zajęta. W zasadzie o to chodzi. Pochwalam tę przeładowaną formułę!
Festiwal nie powinien iść w kierunku mainstreamu – takich wydarzeń już wystarczy. To zupełnie inny, zachwycający poziom. Może warto w jakiś sposób zachęcać osoby, które kochają literaturę, ale obawiają się, że nie zrozumieją sztuki „wysokiej”. Może bardziej ją „uczłowieczyć”? Pokazać, że każdy może się w niej zanurzyć i w ten sposób poszerzyć swoje gusta czytelnicze.
Każdy chce być wydanym, a niekoniecznie czyta. Co można zrobić? „Zmusić” poprzez udział w festiwalu do czytania – do brania udziału w premierach nowych książek. Bo skoro sami chcemy, by nas czytano, to my również czytajmy (to jest „fair”). Jeżeli będziemy czytać – będziemy mimo wszystko lepiej pisać. Zobaczymy, jak się teraz pisze, co się pisze, poznamy nowe słowa. Jeżeli dopuszczą Państwo do tego, że pewne utwory będą publikowane POZA POŁOWEM, festiwal może stracić sporą część uczestników, którzy tak jak ja – mieli problem z urlopem, co zrobić z dzieckiem, jest to koszt, w pracy nawał, a czy ja się tam odnajdę… A jednak „MUSIAŁAM”, jeśli chcę być wydana – i tak powinno to działać dalej!
Według mnie festiwal, jak i samo Biuro Literackie powinny rozszerzyć swój profil wydawniczy o mniej „przewidywalne” pozycje. To bardzo dobrze, że mamy w Polsce miejsce na promocję nowych głosów zarówno z prozy, jak i poezji, jednak trzeba przyznać, że książki wyselekcjonowane z połowów/pracowni pierwszych książek często są do siebie podobne. Przyszło mi do głowy, że może osoby podejmujące te decyzję są co roku te same? Być może dobrze by było, gdyby te osoby co roku były inne? W ten sposób byłaby duża różnorodność.
Sama piszę projekty kulturalne na organizację małych wydarzeń, eventów literackich – to imprezy w małej wiejskiej gminie w Wielkopolsce, budżet zazwyczaj 5–30 tys. zł. Zajmuję się ich pisaniem oraz rozliczaniem. Wiem, jakie są kłopoty w łączeniu finansowania z różnych źródeł. To, że Państwu udaje się pozyskać środki z wielu źródeł, wielu sponsorów, dołączyć wpłaty uczestników na poniesienie różnych opłat – to świadczy o Państwa wielkich umiejętnościach. PODZIWIAM i też tak chcę! 🙂
Podziwiam, że tak powiem, społecznikowski aspekt festiwalu, że była tam młodzież szkolna, „zwykli” ludzie pracujący wokół tekstu i z tekstem, jak nauczyciele polskiego – że przez to festiwal nie zamyka się w elitarnym środowisku awangardowych twórców, ale ci zapraszają do siebie inne zainteresowane osoby.
Uważam, że taka praca u podstaw jest KONIECZNA i wręcz godna podziwu. Przy tym, co dzieje się w edukacji, festiwal jak ten jest na wagę złota. Trzeba kształcić, kształcić, kształcić.
Jak oceniasz tegoroczne Pracownie?
Czy podobają Ci się zmiany w formułach działań?
Moja pracownia była bardzo merytoryczna. Dużo konstruktywnej krytyki. Żadnego pochwalania tam, gdzie się nie należy, żadnych okrągłych miłych słów. Same konkrety. Pierwsze zajęcia to zapoznanie się, przesłanie wierszy – każdy czytał wiersze każdego (wiem, że nie wszędzie tak było, a jednak tak powinno być – inne grupy nam potem zazdrościły, bo uczyliśmy się też na błędach innych). Później spotkanie online, gdzie każdy znów komentował wiersze każdego – też bardzo cenne! I ostatecznie prowadzący oczywiście odnosił się do naszych uwag (słuszne/niesłuszne). Podczas pracy już na festiwalu dawaliśmy sobie gotowe porady, jak ma wyglądać ostatecznie tomik, nawet co do okładki i książki – grupa była bardzo zróżnicowana i każdy każdemu doradzał w „swojej” branży. To było cudowne.
Zajęcia online mają ogromne znaczenie, bo można się poznać i popracować nad tekstami, dzięki czemu praca w Kołobrzegu jest bardziej efektywna. Co do konieczności wyboru jednej osoby spośród pracujących w grupie – jest to bardzo wykluczające zwłaszcza przy równym poziomie tekstów. Może to powodować, że takie osoby mimo pozytywnego feedbacku i informacji, że w gruncie rzeczy są ukształtowane i mają gotowy tekst do prac redakcyjnych, nie zechcą przyjechać ponownie na festiwal.
Siłą festiwalu jest to, że trzeba przejść przez kilka pracowni, by zyskać odpowiednią jakość tekstu. To też wiąże się z zyskiwaniem coraz większej świadomości literackiej. Uważam, że dobrze byłoby też zaznaczyć w regulaminie festiwalu, że uczestnicy zobowiązują się do zachowania poufności otrzymanych tekstów od innych osób w czasie trwania warsztatów i po ich zakończeniu.
Wydaje mi się, że pracownie sprawdziły się super. Spotkania online budzą we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony mogliśmy poznać innych uczestników i opowiedzieć coś o swoim projekcie przed warsztatem, z drugiej, nie jestem pewien, czy wniosło to dużo do mojego pisania. Wolałbym, żeby zamiast zajęć online uczestnicy pracowni przyjeżdżali na cały dzień zajęć w czwartek, od rana. Przesunięcie decyzji o miesiąc na pewno jest dobrym ruchem, daje to możliwość wykorzystania twórczej energii po festiwalu.
Bardzo ważna dla konstruktywności prac w pracowniach wydaje mi się możliwość złożenia ponownie poprawionych tekstów, bardzo to popieram. Wydaje mi się, że próba opracowania jakiejś wspólnej ramowej formuły pracowni mogłaby pomóc w ograniczeniu takiego rodzaju swobody w grupie, który ostatecznie nie popycha jej do przodu. Jednak ograniczałoby to też kreatywność prowadzących, ich osobowość.
Bardzo sobie cenię udział w pracowni. Sądzę, że jednak najwięcej zależy od prowadzącego. W tym roku trzeba zbudować pomnik wspaniałej osobie, która kierowała naszym twórczym szałem, od razu zadziałała chemia i myślę, że wszyscy zgodziliby się ze mną, że zrobiliśmy na warsztatach ogromne postępy. O wspaniałej atmosferze, życzliwości, otwartości i zaangażowaniu grupy już nawet nie wspominam. Przypisuję te zasługi naszej osobie prowadzącej. Na pewno dwa spotkania w sieci poprzedzające festiwal też miały wpływ na przebieg pracy w grupie. Myślę, że mimo atmosfery luzu było bardzo na serio i wykorzystaliśmy ten czas maksymalnie.
Jestem zachwycona pracą w grupie Edwarda, jego zaangażowaniem i tym, że spotykaliśmy się kilkakrotnie, dzięki czemu mogliśmy poznać się lepiej, poznać nasz styl pisania i dawać sobie konkretne wskazówki.
Być może dobrym rozwiązaniem byłyby spotkania online po warsztatach, z osobami wyróżnionymi, lub jedno spotkanie całej grupy po miesiącu, z omówieniem pracy twórczej nad tekstem w tym czasie, tego, co zadziałało z uzyskanego na warsztatach feedbacku.
Jako osoba prowadząca pracownię – nie wiem, czy nie przesunęłabym części zajęć online na czas po festiwalu (gdy się już znamy, można bardziej otwarcie rozmawiać na łączach, w tej formule można byłoby zrobić konsultacje indywidualne po festiwalu).
Dodatkowy czas na dopracowanie tekstów wydaje się być logicznym elementem – wykorzystanie wiedzy zdobytej na warsztatach.
Brak zobowiązania do wydania publikacji jest dużym plusem, ponieważ można popracować nad książką, która niekoniecznie pasuje do profilu Biura.
Czy weźmiesz udział w przyszłorocznej edycji?
Oczywiście, od kilku lat to dla mnie ważny moment w roku.
Prawie na pewno tak, głównie przez to, że prowadząca moją grupę poleciła mi start do Połowu w przyszłym roku, z poprawionym tegorocznym zestawem.
Wezmę udział i rozumiem cenę za warsztaty. To przecież także czas i praca każdego prowadzącego oraz Was, jako organizatorów. Cena za tak wiele godzin warsztatowych nie jest zaporowa.
Jeśli komuś zależy, to w czasach, gdy zarabia się średnio około 4,5–5,5 tys. zł na rękę, pracując na etat, to wydanie kwoty około 2 tys. zł na udział w jednorazowym kilkudniowym wydarzeniu, które może stanowić urlop zarazem, na czym nam zależy, które rozwija nas twórczo, daje możliwość spotkania z każdym, daje kopa na cały rok – to naprawdę nie jest żaden wydatek. Moi znajomi co roku wydają około 20 tys. zł na wakacje za granicą, a leżą przez dwa tygodnie na leżaku otoczeni kordonem wojska w obawie przed tubylcami – ale na FB chwalą się, że to Egipt. Więc koszt naprawdę nie jest duży.
Wyobrażam sobie, jak trudno przeżyć festiwalowi w dzisiejszych czasach. Doceniam, że mimo tych trudności nadal się odbywa. Festiwal mogliby wspomóc sponsorzy, ale to mogłoby się wiązać z utratą niezależności. Kto jednak oddaje wolność za bezpieczeństwo? Na pewno nie artysta niezależny. Kwestia wykluczenia z powodu wysokich kosztów jest problematyczna, ale jeśli komuś naprawdę zależy na tym, by pracować na swoim tekstem i go wydać, to wierzę, że znajdzie sposób. Można skorzystać z tańszego noclegu w okolicy hotelu, można z kimś podzielić koszty dojazdu i zakwaterowania, jest też opcja rat w płatności za warsztaty. „Chcesz – znajdziesz sposób. Nie chcesz – znajdziesz powód”. Wezmę udział w przyszłorocznej edycji niezależnie od kosztów.
Osoby, które nie były w tym hotelu, a w innym, naprawdę dużo straciły. Rozmawiałam z nimi – z uwagi na późną porę nie przybyły na After, czasem się spóźniały, były spięte, nie integrowały się. Dlatego cała wartość w byciu razem. Nawet kosztem niedogodności. To ostatecznie tylko kilka dni i pokój ma służyć głównie… spaniu.
Tak, mam wielką ochotę na następną edycję, o ile moje teksty okażą się na tyle dobre, żeby uczestniczyć w pracowni lub w Połowie. Traktuję festiwal jako cenny element własnego rozwoju (muszę pokonać pond 2000 km, żeby zjawić się w Kołobrzegu).
Co jest największą wartością programu festiwalu poza Pracowniami?
Osobista ocena festiwalowych wydarzeń
Wydarzenia stały na bardzo wysokim poziomie. Scenografia była cudowna. Resina to cichy bohater wydarzeń. Długo nie zapomnę mowy otwierającej festiwal w wykonaniu pana Jarniewicza.
Jeśli chodzi o zagranicznych gości – bardzo otwierające doświadczenie. Serbia, Korea… To naprawdę wielkie zderzenie z czymś zupełnie nowym, innym, otwierające. Nie podróżuję prawie wcale, a to była prawie podróż. DZIĘKUJĘ!!!
Podoba mi się formuła czytania bez rozmów i bardzo doceniam rozmowy na koniec, ale momentami pytania prowadzącego były zbyt długie, zbyt zawiłe i z większą liczbą kropek niż znaków zapytania.
Oprawa muzyczna do czytań to absolutne mistrzostwo. Zmieniłabym formułę wywiadów przed czytaniem na po czytaniu. Nie wszyscy mamy dostęp do nowości, szczególnie w obszarze poezji, i przysłuchiwanie się rozmowie, gdzie tylko prowadzący i gość wiedzą, o co chodzi, jest czystą abstrakcją i potrafi konkretnie zmęczyć.
Oprawa graficzna – na szóstkę. Oprawa muzyczna – tak samo (dziś biegałam po moim mieście z Resiną na słuchawkach – wracając myślami do festiwalu). Czytania – połączenie z muzyką jest wspaniałe, dodaje sensów, znaczeń, wartości, inspiruje. W moim otoczeniu (bank/transport) nie spotykam nikogo, kto pisze. Nikomu nie mogę dać nic do przeczytania. After był świetną okazją do rozmów – nikt nie tańczył, rozmawialiśmy o tym, co piszemy. Nawzajem się inspirowaliśmy. Każdy czuł wsparcie, ale nienachalne. To był piękny czas.
Ogromną wartością są spotkania z autorkami i autorami z innych niż Polska miejsc i tłumaczenia. Spotkanie z Kim Hyesoon i Lynnem Suh porusza mnie do dziś, zachwycam się nim. Dużo dobrych czytań w tym roku i też zachwyt tym, jak w głowie spięła mi wszystko muzyka Resiny (powracające motywy, dźwięki, język muzyki). Myślę o tym, że warto pomyśleć, jak trochę do gęstości festiwalu wpuścić powietrza, może dałoby się zorganizować coś na samej plaży – nie wiem jak, ale pomyślałabym nad tym.
Bardzo dziękuję za spotkanie o Magiku – „artyście totalnym”. Przywrócił mi wiarę w to, że autentyzm jest nadal w cenie, i choć też płaci się za niego cenę, to warto pozostać sobą w twórczości. Bardzo cenię Filipa Łobodzińskiego jako osobę prowadzącą takie wywiady. W Biurze Literackim podoba mi się niezmiennie od lat, że słowo łączy się z muzyką. Uważam, że forma czytania do muzyki jest trafiona, bo otrzymujemy nie tylko sam tekst, ale pełnokrwisty występ. Resina sprawdziła się w tej roli doskonale. Z „Muzyki słowa” wybierałam głównie prozę, bardzo podobał mi się występ Janusza Rudnickiego. Do moich ulubionych punktów programu należy także „Nowy europejski kanon literacki” prowadzony przez Ingę Iwasiów. Uważam, że wywiady z polskimi autorkami i autorami mogłyby być połączone z czytaniem, ponieważ część uczestników rezygnuje z brania udziału w „Rozmowach na koniec” z różnych powodów.
Wszyscy prowadzący spotkania powinni mieć NAKAZ zmieszczenia się w 10 słowach przy zadawaniu pytań. Publiczność nie nadążała, Autorzy/Autorki nie nadążali. Trudno było właściwie usłyszeć ich głos. Mówili ZNACZNIE mniej od prowadzących.
Byłam po raz pierwszy i wszystko chłonęłam z pozytywnym nastawieniem, nie doświadczyłam zawodu, chyba że (po raz kolejny) – niedosyt z powodu zbyt szybkiego upływu czasu.
Oprawa graficzna to był sztos! Wiolonczela również. Parę razy zdarzyło mi się skupić na muzyce i nie słuchać tekstu czytanego ze sceny. Czy to dobrze? „Rozmowy na koniec” pozwoliły mi wybrać to, co mnie ciekawi, to był dobry punkt, choć wolałbym usłyszeć tutaj mniej muzycznego wstępu, a więcej od autorów. Fajnie, że był Hirek Wrona.
„Rozmowy na koniec” są jednym z moich ulubionych wydarzeń na festiwalu, bo pozwalają autorkom i autorom mówić o rzeczach, na które na scenie nie ma już czasu. Nie było w programie rzeczy, które mnie zawiodły.
Największą wartością imprezy są: kontakty z innymi ludźmi, orientacja w nowościach literackich, a dla osób piszących nowe inspiracje. Czytania bez rozmów sprawdzały się znakomicie.
Nieczęsto zdarza się tak spójna impreza jak TransPort. Tak trzymać.
To było piękne! I żałuję, że odkryłam festiwal dopiero teraz.
Posłuchaj także specjalnej audycji z podsumowaniem festiwalu