Wznowienia Honeta, Sośnickiego i Szychowiak

05/12/2016 Premiery

Koniec roku przy­no­si kon­ty­nu­ację pro­jek­tu udo­stęp­nia­nia czy­tel­ni­kom waż­nych ksią­żek poetyc­kich ostat­nich lat w posta­ci elek­tro­nicz­nej. Po ponow­nych pre­mie­rach kla­sy­ków poezji (m.in. Konop­nic­ka, Leśmian, Paw­li­kow­ska-Jasno­rzew­ska) wra­ca­my do pozy­cji now­szych i pro­po­nu­je­my trzy kolej­ne tomy w wer­sji e‑bookowej: baw się Roma­na Hone­ta, Spóź­nio­ny owoc radio­fo­ni­za­cji Dariu­sza Sośnic­kie­go oraz Intro Julii Szy­cho­wiak.

 

BL Img 2016.12.05 Wznowienia Honeta, Sośnickiego i Szychowiak_www_top

 

baw się – owoc kil­ku­let­niej pra­cy poety – potwier­dza pozy­cję auto­ra ali­cji jako twór­cy jed­ne­go z naj­bar­dziej ory­gi­nal­nych i wpły­wo­wych idio­mów ostat­nich dwóch dekad. „Honet – pisał Jakub Mom­ro – poszu­ku­je mitycz­ne­go miej­sca, w któ­rym sło­wo sta­pia­ło­by się w jed­no z ciszą, choć dosko­na­le wie, że jedy­ną moż­li­wo­ścią jest opi­sy­wa­nie stra­ty, jaka wyni­ka z same­go fak­tu mówie­nia”. Pro­jekt ten, czy­niąc wła­śnie z opi­su stra­ty swój naj­waż­niej­szy temat, z miej­sca, już u swe­go źró­dła był spi­sa­ny na stra­tę, ska­za­ny na nie­moż­li­we (i być może przez to tak zachwy­ca­ją­ce) melan­cho­lij­ne powtó­rze­nia.

 

Ostat­ni tom wier­szy Dariu­sza Sośnic­kie­go – Spóź­nio­ny owoc radio­fo­ni­za­cji – choć mógł­by to suge­ro­wać pierw­szy utwór z książ­ki, nie daje się w cało­ści wyja­śnić wpły­wem W.H. Aude­na, któ­re­go zbiór W podzię­ko­wa­niu za sie­dli­sko poeta w swo­im prze­kła­dzie wydał rok wcze­śniej. Jacek Guto­row zauwa­żał, że Sośnic­ki „instynk­tow­nie bądź z pre­me­dy­ta­cją odkry­wa (…) w języ­ku miej­sca chwiej­ne, nie­jed­no­znacz­ne, roz­bi­ja­ją­ce logi­kę wywo­du, i z nich czy­ni rucho­me fun­da­men­ty wier­szy”. „Dom-wid­mo” z „Zapro­sze­nia” może zatem funk­cjo­no­wać jako meta­fo­ra ogar­nia­ją­ca całą poezję, któ­rej bli­żej do nie­okre­ślo­no­ści wid­ma niż do sta­bil­no­ści i pew­no­ści mate­rial­ne­go domu, sie­dli­ska.

 

Intro Julii Szy­cho­wiak to tom skła­da­ją­cy się z utwo­rów mak­sy­mal­nie oszczęd­nych, z poetyc­kich minia­tur, do któ­rych autor­ka Języ­ka wspól­ne­go i Po sobie zdą­ży­ła czy­tel­ni­ków przy­zwy­cza­ić i w któ­rych pisa­niu osią­gnę­ła poziom nie­le­d­wie mistrzow­ski. Jed­no­cze­śnie to chy­ba jej naj­bar­dziej intym­na, pry­wat­na rzecz, „ryzy­kow­nie szcze­ra”, by posłu­żyć się sło­wa­mi Szy­cho­wiak, zawie­ra­ją­ca w sobie „coś w rodza­ju lirycz­nej non­sza­lan­cji, któ­ra ma swo­je źró­dło w nie­bez­piecz­nej zaba­wie poet­ki z dosłow­no­ścią”, jak pisa­ła Marze­na Boniec­ka. Intro to tak­że zapis pró­by zde­rze­nia „z róż­ny­mi insty­tu­cja­mi szan­ta­żu­ją­cy­mi nas moral­ny­mi war­to­ścia­mi: ojczy­zną, armią, rodzi­ną, boha­ter­stwem” (Kału­ża).

Inne wiadomości z kategorii